NM 89: Łukasz Piątek – czym się NIE napędzać w drodze po marzenia

  • 00:51:41
  • 22 sierpnia, 2023
  • 118.33M

Dziś będzie inaczej. będzie o tym, że czasem goniąc za marzeniami chcemy za bardzo i za szybko. Że cel stawiamy ponad drogę i dążymy do niego wszelkimi środkami. Może tak być, że zdecydujemy się sięgnąć po wspomagacze w postaci alkoholu czy narkotyków, bo wydaje nam się, że to pomaga zmniejszyć stres, zwiększa nasze możliwości intelektualne, czy po prostu sprawia, że przez moment jest fajnie.

Zapraszam Cię na spotkanie z Łukaszem Piątkiem- człowiekiem, który osiągną swoje marzenia, a chwilę później sięgnął dna. Na szczęście odbił się od niego i wyszedł na prostą. Zdecydował, że będzie dzielił się swoją historią o uzależnieniu, bo jak sam mówi – jeśli w ten sposób pomoże choć jednemu człowiekowi, to znaczy, że było warto. Podpisuję się pod tym i zapraszam Cię do wysłuchania historii Łukasza.

W odcinku „NM 89: Łukasz Piątek – czym się NIE napędzać w drodze po marzenia” usłyszycie o tym:

  • Czy osiągnął wymarzony cel;
  • Kiedy i w jakich okolicznościach Łukasz zdał sobie sprawę, że jego życie wymaga zmiany;
  • Co pomogło mu wyjść z uzależnień i wrócić na ścieżkę spełniania marzeń;
  • Jak wspierała go rodzina i bliscy;
  • Jakie są jego techniki ostrzegawcze

 

 Jestem ogromnie wdzięczna Łukaszowi, że podzielił się z nami swoją historią. To wymaga odwagi i jest dla mnie świadectwem empatii. Mocno trzymam kciuki za Łukasza i to, aby już nigdy nie był mu potrzebny odwyk. Z naszej rozmowy biorę dla siebie kilka rzeczy.

Po 1. To, że nawet jeśli Ci się wydaje, że sięgnąłeś/sięgnęłaś życiowego dna, to można się od niego odbić i zacząć życie na nowo. Po 2. Jest to bardzo trudne, więc trzeba tego bardzo chcieć i mieć swój życiowy cel. Po 3. Warto otworzyć się na bliskich, mówić im o swojej sytuacji i prosić o pomoc. Po 4. Takie przejścia kształtują charakter i budują człowieka. Po 5. Lepiej zapobiegać niż leczyć. Daj znać co Ty bierzesz dla siebie z rozmowy z Łukaszem. Będę Ci bardzo wdzięczna za podzielenie się Twoimi wnioskami na profilu Napędzanych Marzeniami na Facebooku, Instagramie czy YouTubie.

Trzymaj się ciepło Marzycielu! Do zobaczenia w kolejnym odcinku!

Dodatkowe linki:

Więcej o Łukaszu znajdziesz tutaj:

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

Cześć, Łukasz.
Dzień dobry, Joasiu.
Dzięki wielkie za przyjęcie zaproszenia do ,,Napędzanych Marzeniami”. Właśnie od marzeń chciałabym zacząć rozmowę z Tobą. Ale nie będę Cię pytać teraz jeszcze o to, o czym marzysz dziś. Chciałam Cię zapytać o marzenie, które mi opowiedziałeś, jak się spotkaliśmy po raz pierwszy. Twoje marzenie u progu dorosłego życia, u progu kariery zawodowej.
Joasiu, na początku dziękuję bardzo mocno za zaproszenie, bardzo miłe doświadczenie. Miło Ciebie widzieć wypoczętą po urlopie. Myślę, że nawiązujesz do mojego marzenia na początku kariery zawodowej. Mianowicie to było takie marzenie nazwane, że chcę być managerem do trzydziestki. Tak, było takie marzenie, pędziłem za tym marzeniem. Dotarłem do tego marzenia akurat, kiedy miałem 30 lat, to był ten moment, w którym dostałem awans na managera. Tak że to marzenie się spełniło.
A skąd ono się wzięło w Twojej głowie? Dlaczego akurat taka kategoria?
Wydaje mi się, że to bardzo mocno wpływ otoczenia, obserwacje i praca w miejscu, w którym byłem, czyli w korporacji, i praca w sprzedaży, bo oczywiście parałem się różnych rzeczy jako student, próbowałem różnych prac. Tak moje życie, może nie ja sam pokierowałem tym życiem, tylko troszkę tak się zadziało, że trafiłem do miejsca takiego, do jakiego trafiłem, czyli do zespołu sprzedażowego, i zafascynowałem się sprzedażą. Zobaczyłem, jak prawdziwi, rasowi sprzedawcy pracują. To jest to coś, chciałbym tego spróbować. Dostałem dostęp do tego świata, zaproszono mnie.
Okazało się, że to nie jest takie fajne i przyjemne, na samym początku oczywiście tak się okazało, bo to ciężko ciężki kawał chleba. Natomiast, wracając do tego marzenia, chciałem być tą osobą, która trochę decyduje o pewnych kwestiach, która trochę nadaje ton, która trochę ma wpływ na pewne rzeczy. W tamtym czasie tak o tym myślałem, że to jest to, do czego chcę dążyć. Później to się przekształcało, bo czułem w sobie też chęć pomocy innym. Robiłem to, pomagałem też innym kolegom, koleżankom, trochę mniej sobie, troszkę bardziej innym. To był ten motyw przewodni. Plus do tego to był taki czas, że było ciśnienie właśnie na zewnątrz, które ja spotykałem. Bardzo wiele osób pragnęło być menadżerem, bo jeżeli nie byłeś menadżerem, to byłeś tylko zwykłym sprzedawcą. A to było trochę za mało.
Czy to było marzenie o sukcesie i przez ten sukces rozumiałeś osiągnięcie szybkie, bo zostać menadżerem do trzydziestki to jest szybkie osiągnięcie, też tak to można powiedzieć?
Jak najbardziej. Dokładnie tak rozumiałem sukces. Sukcesem nie było to, że ja się dobrze czuję. Sukcesem nie było to, że zadowalam klientów na przykład, że dostarczam im jakościowe rzeczy, że współpracujemy ze sobą, że dzięki temu zarabiam pieniądze, gdzie mogę rozwijać się poziomo, niekoniecznie pionowo, tylko poziomo, w życiu, po prostu jako człowiek. Były dwie warstwy: życie prywatne i praca. Dwie różne rzeczy i ten sam człowiek, czyli ja, w środku, natomiast tu było tak, a tu było tak.
Definicją sukcesu dla mnie wtedy było zostać menadżerem. Mój pierwszy menadżer, z którym pracowałem, to jest człowiek sukcesu. On już był w tamtym czasie, Wojtek był już wtedy człowiekiem sukcesu i jest do tej pory. On był też takim, można powiedzieć, magnesem, który przyciągał. To też był młody facet, który w wieku 30 lat już pełnił tę funkcję, już to robił. Więc, podświadomie obserwując swoje otoczenie, w ten sposób definiowałem sukces, bo to też były lepsze samochody, bo to też były, wydawało mi się, wyższe pieniądze. Okazuje się, że akurat niekoniecznie tak jest. Jako dobry sprzedawca możesz zarobić dużo więcej niż jako menadżer. Tak jest po prostu w sprzedaży. W różnych branżach jest różnie, natomiast w sprzedaży ogólnie jest w ten sposób. Natomiast tak, to było to.
Osiągnąłeś ten sukces.
Tak, osiągnąłem ten sukces.
Z satysfakcją, takim poczuciem: „Wow, zrobiłem to”?
Moment, w którym dostałem telefon, podczas tej krótkiej rozmowy telefonicznej padła propozycja, czy chcesz objąć zespół i zostać menadżerem. Nie wahałem się przez sekundę. Literalnie tak to wyglądało, dosłownie. Po prostu był telefon: „Chcesz?”. „Tak, chcę”. I nie było tematu. I sobie pomyślałem wtedy: „Wow, to jest to, to jest to, czego pragnę”. Natomiast chwilę później przyszła refleksja: „Ale ja się boję”.
Na szczęście podjąłem tę decyzję tak bezmyślnie troszeczkę, bo gdybym się zaczął zastanawiać, to nie wiem, jak by wyszło. Tak naprawdę zacząłem się obawiać później, co jest przede mną, co ja mam do wykonania i jak ja pomogę tym ludziom, Boże, ja jestem w nowej sytuacji, do tej pory dbałem tylko o siebie, o rozwój swojego biznesu i o to, co ja mam zrobić dzisiejszego dnia. Później się pojawiły takie myśli, ale już byłem w tej grze. I tak czułem, że to jest to.
Co Ci pomogło dojść do tego momentu?
Wydaje mi się, że dużo samozaparcia. To też nie jest tak, że codziennie rano się budziłem i mówiłem sobie, że tym menedżerem muszę zostać tylko konsekwencją, pracą, byciem w topie, można powiedzieć, że to jest dość kluczowe. Nigdy nie byłem pierwszy, jeżeli chodzi o rankingi sprzedażowe, zawsze byłem drugi, trzeci, czwarty, niezależnie od konkursów, od wyników, takich ogólnych wyników sprzedażowych.
Nigdy nie miałem z tym kłopotu, a też ci pierwsi nie zawsze się nadają do tego, żeby pełnić rolę menadżera, bo są najlepsi w tym, co robią, więc to było też OK. Byłem w topie, natomiast nie byłem najlepszy. Troszkę taka ciemna strona jeszcze tego jest wszystkiego. To też nie jest tak fajnie i pięknie, i ładnie, że ja tak sobie wymarzyłem i konsekwentnie pracowałem w odpowiedni sposób, że codziennie przychodziłem do pracy, 8:00–16:00, robiłem to, co miałem zrobić.
Bo sprzedaż to są cele, to jest presja, to są oczekiwania, to jest premia, jak cele są osiągnięte. Brak premii, jak są nieosiągnięte.
To jest tak, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni miesiąc. Ja wiem, że to jest slogan, który jest trochę pusty, a tak naprawdę bardzo prawdziwy. Bo dosłownie tak jest. Jest na to sposób, jeżeli chodzi o samą sprzedaż, jak sobie z tym radzić, ale może nie o tym dzisiaj. Albo też o tym opowiem, jak ja sobie z tym radziłem. Oczywiście można sobie z tym poradzić, natomiast dosłownie tak jest. To są emocje. Mamy pierwszy i znowu od pierwszego mamy 0 i startujemy znowu, i startujemy znowu, i startujemy znowu.
I tak 12 miesięcy z rzędu, jeżeli mamy rozliczenia miesięczne. Jeżeli są kwartalne, to cztery kwartały, ale to jest ciągły pęd. W kwartałach się pracuje troszkę łatwiej, natomiast w tym pędzie miesięczny, w którym ja akurat pracuję od lat kilkunastu, to tak jest. Więc ja tak się zacząłem zastanawiać w pewnym momencie: OK, nie jestem pierwszy, nie chciałem być pierwszy, ale chcę być cały czas w topie, więc co ja powinienem zrobić, co ja mogę zrobić, jak ja mogę sobie pomóc. I tak pojawiła się ta ciemna strona sprzedaży, jak ja to mówię, w moim życiu, czyli zacząłem się napędzać nie marzeniami, tylko alkoholem i narkotykami, więc to był ten element straszny zarazem, ale on był pomocny dla mnie w tamtym czasie. Faktycznie korzystałem z różnego rodzaju suplementów, tych niewłaściwych, tylko po to, żeby docierać do celu, do wyniku, do przodu.
Tak jak stanąłem na tym swoim szczycie, to z perspektywy dzisiejszej, ja miałem 30 lat, dzisiaj mam 39 i powiem tak, ja już wtedy byłem w mocnym uzależnieniu. To już był moment, w którym było ciężko.
Czyli żeby dojść na ten pierwszy szczyt, który osiągnąłeś, tę pozycję menedżerską, to już było wtedy na wspomaganiu?
Było na tym wspomaganiu. Było na wspomaganiu takim hop do przodu i później wygaszanie tego wspomagania, czyli był miks narkotyków, które mnie pobudzały do tego, żeby być aktywnym, coraz mocniej aktywnym, coraz bardziej aktywnym, czyli to jest ta jedna strona, i plus druga strona, czyli wygaszanie tego. W to miejsce pojawia się alkohol. Czyli odpuszczenie emocji na koniec dnia. Zawsze musiało się skończyć tym samym.
I Ty to tak świadomie… „Świadomie” może nie jest dobrym słowem, ale sięgnąłeś po te używki po to, żeby Cię wsparły w realizacji tej drogi zawodowej?
Ta świadomość przychodzi z perspektywą. Z perspektywy czasu w tamtej chwili w ogóle o tym nie myślałem. Jeszcze wcześniej muszę się cofnąć wstecz, bo to się nie wzięło stąd, że ja pomyślałem sobie: „OK, dobra, mam cel, chcę go osiągnąć, rozpiszę sobie w tabelce, co mi pomoże”. I tam sobie bym wpisał: „amfetamina mi pomoże, pomoże mi alkohol, pomoże mi kokaina”. No nie, tak nie było, to już byłby jakiś absurd. Natomiast było tak, że podświadomie to zrobiłem. Moja pierwsza styczność z ciężkimi narkotykami w postaci amfetaminy była w momencie, kiedy na studiach dostałem propozycję, żeby spróbować. Ale mówię: „Po co, do czego?”. „No mamy kolosa, trzeba się nauczyć”. „No i?” „No to nam pomoże. Koncentracja, brak snu, nie będziesz zmęczony i szybciej wiedza przyjdzie do ciebie”.
Zażyłem wtedy porcję wielokrotnie większą niż się powinno w ogóle, przecież nie wiedziałem, jak się z tym obchodzić. A dzisiaj to definiuję w ten sposób, że wtedy za tym pierwszym razem poczułem efekt wow, to było coś uwalniającego. Uwolniłem swoje emocje. Wyszedłem na balkon, bo to się działo w mieszkaniu, w którym mieszkałem. Wyszedłem na balkon, czułem świat całym sobą. To było po prostu coś wspaniałego. Ja nawet dzisiaj, jak o tym mówię, to czuję to, bo, umówmy się, to dawało mi bardzo dużo. I to był ten moment, więc ja podświadomie to samo zrobiłem, tylko w życiu zawodowym później. Delikatnie, delikatnie, delikatnie i też w ten sam sposób, jakby projekcja była podobna. Tu do kolokwium, a tutaj do innych rzeczy. Tylko ja już byłem w fazie uzależnienia po prostu.
A co było tym momentem, kiedy się zorientowałeś, że zawodowo idziesz w górę, ale może życiowo niekoniecznie?
Przebłyski miałem non stop. Być może są takie osoby, psychopaci tak zwani, którzy nie czują tego, natomiast ja przebłyski miałem non stop. Przebłyski w głowie, które mówiły mi, że to nie jest ta droga, że to jest coś nie tak, że tutaj mamy wykres wschodzący w górę, natomiast ja się czułem coraz gorzej. I nie tylko ja i moje otoczenie osób bliskich wokół mnie, tylko jakoś cierpieli, ale jakoś to potrafili ścierpieć. Natomiast to jakoś trwało, no, dość długo, bo takie załamanie największe w swoim życiu przeżyłem, kiedy miałem 33 lata, czyli jeszcze te trzy lata tego życia zwariowanego cały czas miałem przed sobą. Te przebłyski były. Ja pamiętam taki jeden dzień, kiedy były moje urodziny, ja 1 lipca mam urodziny, i to był dzień moich urodzin, kiedy wracałem do domu po ciężkim dniu pracy, tak spojrzałem w niebo, leciał samolot i sobie pomyślałem: „Dzisiaj jest ten ostatni raz, więcej nie biorę, więcej nie zażywam”. Oczywiście to taki właśnie przebłysk, który mówi: „Od jutra nie piję”, natomiast później wchodzisz w to dalej. Chwila uspokojenia, wchodzisz w to dalej.
Ale dlaczego powiedziałeś sobie, że dzisiaj jest ten ostatni raz? Skoro mówisz o tym, że to Ci tak dawało tego powera, to skupienie, koncentrację, to co powodowało, że te przebłyski jednak były?
Bo power i koncentracja to są i się utrzymują z początku dość długo. Później, jak coraz bardziej intensywnie się zażywa tego rodzaju rzeczy, to już trzeba więcej, żeby osiągnąć ten sam efekt. Ale to tak jak w życiu. Jak jest energia, którą nagle nasiąkasz, później trzeba to oddać, więc wchodzisz na haj, a później wpadasz w dół. Więc te przebłyski pojawiały się z tego powodu, że te doły były też coraz większe. To też nie jest tak, że to przecież wisi na drzewach. To przecież też wszystko kosztuje. Ten cały ciemny światek, który jest związany z tym wszystkim, kosztuje. I to nie kosztuje 5 zł, tak jak za wodę się płaci. No więc to są te rzeczy.
Czyli dojrzewała w Tobie ta świadomość, że chcesz z tym zerwać, chcesz z tym skończyć?
Że coś powinienem z tym zrobić, natomiast nie wiem co.
I co Ci pomogło, mówiąc wprost, podjąć leczenie?
Co mi pomogło podjąć leczenie? To było tak, że w środowisku, którym się otaczałem, były już pierwsze jakieś symptomy, gdzieś słyszałem, że coś takiego się znajomemu dzieje, że coś niedobrego. Do mnie jeszcze to nie docierało. To jest też taka zasada, że ja to nie, ale ten to tak, ale ja to nie, ja to nie, ja to jeszcze nie. To „jeszcze” później przychodzi, jak już się ten Rubikon przekroczy. I co było takim momentem, takim punktem, wychodziłem ze skorupy. Był taki moment, kiedy po dziewięciomiesięcznym ciągu picia i ćpania codziennie, i funkcjonowania teoretycznie normalnie, czyli wstawałem rano, wychodziłem do pracy i tak dalej, natomiast to nie było normalne, ale tak było. Po prostu miałem tak serdecznie dość, że pewnego poranka obudziłem się rano i poprosiłem o pomoc najbliższych. Powiedziałem, że nie jestem w stanie już funkcjonować. Zacząłem po prostu o tym mówić. Tylko to też nie mówić na zasadzie takiej, bo to było bardzo trudne dla mnie, że słuchajcie, jest tak, pokazuję wszystko i teraz coś z tym zróbmy. Powolutku, mam problem taki, mam problem taki. I się zaczęło. Oczywiście reakcja była taka, że już były pewne doświadczenia pewnych osób, które wskazywały na to, że trzeba coś z tym zrobić, czyli iść na przykład na odwyk, jeżeli sam sobie nie jesteś w stanie poradzić.
Jak poszedłem na pierwszy odwyk, póki co miałem ich dwa, więc ten pierwszy był taką pauzą. Po nim wyszedłem. Nie do końca utożsamiałem się z tym, w miarę już rozumiałem, że jestem alkoholikiem, nie do końca, że jestem narkomanem, że jestem uzależniony też od narkotyków. Tak wydawało mi się, że to jeszcze nie ja, że jeszcze nie chciałem tego oddać, skoro to tyle przyjemności mi sprawiało, mówiąc wprost. Spróbowałem po jakimś miesiącu, może byłem w abstynencji, nie wiem, 5–6 tygodni. Wyszedłem z tego i spróbowałem z powrotem. No i cóż. Wpadłem dosłownie w taką dziurę, która prowadziła mnie do dotknięcia mojego dna. I co mi pomogło? Znowuż najbliżsi, ale w taki krytyczny sposób, gdzie przestali mi pomagać. Powiedzieli: „Koniec, to jest pas, od jutra czy od dzisiaj nie możesz liczyć na naszą pomoc, bo już tego było za dużo, a ty ciągle robisz to samo”. To był taki moment, w którym stałem taki nagi sam ze sobą, i wtedy pomyślałem sobie: „Jeżeli już oni we mnie zwątpili, co innego może mi pomóc? Muszę sam sobie zacząć pomagać”.
Wtedy zapragnąłem zmiany. Kolejny odwyk, to już wiedziałem, że to jest ta droga. Od tamtego czasu blisko 6 lat żyję w zupełnie inny sposób. Nawiążę znowu do marzeń, bo to jest ciekawe. Osiągnąłem znowu swoje marzenie i swoje cele i znowu zostałem menadżerem, tylko już bez tego hasła, że muszę zostać menadżerem do czterdziestki, tylko swoją pracą i trzeźwością dotarłem do takiego punktu, w którym ponad półtora roku temu dostałem propozycję objęcia zespołu znowu handlowego sprzedażowego.
Znowu, czyli po tej trzydziestce straciłeś tę pozycję menedżera?
Dokładnie tak, jakby cały świat mi się zawalił. Straciłem tę pozycję, straciłem wszystko. Blisko było tego, żeby stracić też bliskich, rodzinę, natomiast jesteśmy, żyjemy szczęśliwie, scementowało nas, cementuje do dzisiaj. Natomiast nie każdy ma tyle szczęścia, mówiąc wprost. Natomiast tak, straciłem, jeżeli chodzi o kwestie zawodowe, to swoje pierwsze marzenie, które zyskałem, straciłem kompletnie. Ale odzyskałem, tylko w trzeźwy sposób, więc można inaczej. [śmiech]
I to jest piękne. Chciałam Ci bardzo podziękować za to że się tym dzielisz i tak otwarcie o tym opowiadasz, bo tak sobie wyobrażam, że to musi być strasznie trudne.
Strasznie trudne dzielić się czy strasznie trudne przeżyć?
Strasznie trudne i jedno, i drugie.
Będąc na drugim odwyku, trochę historii muszę dodać, bo to jest to, skąd się bierze to wszystko, obserwowałem blisko setkę ludzi wokół mnie, która tam była. Znane mi to było, wiedziałem, z czym się mierzę, wiedziałem, na czym to polega. Przerażające było to, jak jeden z terapeutów podczas sesji grupowych, mieliśmy sesje grupowe oczywiście, tak się pracuje w 30 osób w kółeczku siedzących, rozmawiających o sobie, ale o trudnym sobie, czyli o tych trudnych tematach. I powiedział tak: „Rozejrzyjcie się dookoła, w lewo, w prawo, spójrzcie”. Tak się rozglądamy, rozglądamy, o co chodzi. On mówi: „Może jeden z was, może jedna z was będzie trzeźwa, a reszta z was wróci tutaj do nas”. Ja mówiłem: „What?” i wszyscy tak zaczęli patrzeć, „Tak, to ja będę”, każdy tak podchodził do tego tematu.
Więc ja usiadłem i się zacząłem zastanawiać, co ja mam zrobić, żeby nie być tym kimś, kto wraca, jakie to są schematy, o co chodzi. I tak w ramach, bo to był 8-tygodniowy pobyt, w ramach tego pobytu zaobserwowałem, że każdy się boi, każdy jest we wstydzie, co jest naturalne, każdy jest zlękniony, to jest naturalne, jest też w strachu. Strach, trochę pochodne, trochę inne, ale to nie jest przyjemne uczucie. Zacząłem zastanawiać się, co ja mogę zrobić, żeby nie być takim skulonym kimś, który się boi tego. Przeciwwagą do lęku jest odwaga.
Pomyślałem sobie, że odważnie będę mówił o tym, że jestem po prostu, kim jestem. Jestem człowiekiem uzależnionym i chcę z tym żyć. Uznałem, że to będzie taką moją tarczą. To będzie moja tarcza i to nie jest tak, że chcę się tym afiszować, a z drugiej strony tak jest. W sensie opowiadam o tym, bo mi to dobrze robi, zacznijmy od tego, to mi dobrze robi. A przy okazji to też pomaga innym i wiem, że pomaga, bo tego doświadczam. Inne osoby mogą z tego też czerpać, więc tak to wygląda.
Na tej kanapie już dawno dawno temu siedział kiedyś Marek Wikiera, z którym rozmawiałam o odwadze, i ta nasza rozmowa…
Kompletnie nie znam człowieka. Któż to jest?
Tak przez przypadek to właściwie za jego pośrednictwem się spotkaliśmy. teraz jak mówisz to przyszły do mnie to jego słowa i to jest tytuł też naszej rozmowy boję się, dlatego to zrobię.
O, właśnie.
Czyli to zmierzenie się z tym własnym…
Lękiem.
Lękiem.
Wstydem.
Poprzez odwagę, jest takim narzędziem transformacyjnym właściwie.
Jest narzędziem transformacyjnym i to jest ten element, który stosuję, natomiast czy mi było z tym łatwo? Nie, nie było łatwo, bo to paraliżuje. Najbliższych. Bo trzeba pamiętać, że ja nie jestem w tym sam. No dobra, jakbym był sam, samotnik, OK, natomiast jest rodzina najbliższa i ta bliższa, i dalsza. Ale są osoby, które są z tobą, i to jest tak, że to też na nich wpływa, to też trzeba mieć tę świadomość. Miałem tę świadomość, a rozmawiałem o tym wielokrotnie. Zdarzały się takie sytuacje na samym początku, że „nie nie rób tego, bo wiesz, co sobie pomyślą, bo kto powie?”. Jak powiedziałem: „Przepraszam was, będę to robił”, teraz z perspektywy 6 lat mogę powiedzieć, że to uzdrawia, i to nawet relacje rodzinne uzdrowiło.
Chciałem powiedzieć, że wszyscy są zadowoleni, natomiast chodzi o to, że to nie jest już kwestia zadowolenia. Moja mama nie chodzi z hasłem, że jej syn jest alkoholikiem. To nie o to chodzi. Natomiast chodzi o to, że jesteśmy w pełnej akceptacji tego, i to przyniosło tak dobre konsekwencje do naszego życia, że się cieszymy po prostu. Natomiast ja Ci powiem szczerze, że za każdym razem czekam na taki moment, który być może nadejdzie, być może nie, zobaczymy, zastanawiam się, czy on nadejdzie, może nie tyle, co czekam, co zastanawiam się, że kiedy będę o tym mówił, a mówię o tym dużo, piszę o tym sporo, nawiązuję do sprzedaży, bo to też jeszcze do tego nawiążemy, ciągle czuję emocje. W sensie dzisiaj jak nawet mówię, to się rozczulam.
I jest taki moment, w którym czekam, aż mi łzy polecam, natomiast gdybym tylko się poluzował chociaż trochę, to by poleciały. Jest ciągle żywe we mnie. Z jednej strony cieszę się, że tak jest, bo to też pokazuje, że jestem żywy.
Użyłeś takiego sformułowania z 5 minut temu, że póki co to był drugi odwyk. Jak Ty powiedziałeś to słowo „póki co”, to mnie tak zmroziło wewnętrznie. Bo kibicuję Ci, żeby to nie było póki co tylko, żeby to był ten ostatni. To, że Ty tak mówisz, to Ci pomaga ta świadomość, że musisz aktywnie działać i tak pilnować siebie, żeby ten kolejny nigdy nie nastąpił?
A niech nastąpi. Co ja mogę zrobić? To, co mogę, to robię dzisiaj. I to jest trochę też tak, że to nie jest tak, że jesteś w stanie mnie dzisiaj namówić na przykład na spożycie alkoholu czy czegoś innego, jakichś innych używek czy jutro na przykład, jutro nie wiadomo, właśnie, jutro nie wiadomo. Dzisiaj na pewno nie.
Natomiast mam tego świadomość, bo spotkałem wielu ludzi, którzy po 13, po 14 latach wrócili. Ale to też nie jest tak, że to się dzieje z dnia na dzień. Ja mam taką teorię, że jeżeli złapałbym za kieliszek, uczepiłem się tego alkoholu, a niech będzie tak, złapałbym za kieliszek dzisiaj, to ja błędy popełniłem na pół roku wstecz, co najmniej pół roku wstecz, nie dzisiaj czy wczoraj, tylko to, że ja to robię dzisiaj, to znaczy, że ja pół roku wstecz przestałem o siebie dbać. Każdy dbał na swój sposób.
A jak dbasz, jaki masz system wczesnego ostrzegania, żeby ten ewentualny błąd wyłapać w momencie, kiedy go popełniasz, a nie żeby się wylał sześć miesięcy później do kieliszka?
To jest faktycznie tak, że ja nie jestem w tym sam. To też jest tak, że rodzina mi w tym bardzo mocno pomaga. Nawet w zeszłym tygodniu była taka sytuacja, gdzie moja kochana żona mówi do mnie, była sytuacja emocjonalna, ja też jestem osobą, która wpada w emocje. Uwielbiam żyć emocjami i dla mnie przypływ tej energii jest OK, tylko to potrafi być wyczerpujące i to są też sygnały, więc obserwuję siebie, obserwuję swoje emocje, patrzę, czy nazbyt mocno nie reaguję, a jeżeli reaguję, to moja żona mówi: „Słuchaj, masz wytrzeszcz oczu, coś ci się dzieje, widzę po twojej twarzy, że jest emocjonalnie spięta”. Ja to przyjmuję jako taką żółtą kartkę, powiedzmy. Są takie metody, które są opisywane na odwyku, że w relacji z bliską osobą poproś, żeby ci pokazała jakiś znak na przykład. My jesteśmy dzisiaj już na tyle otwarci i na tyle mamy zażegnane te kwestie z dawnych lat, że rozmawiamy o tym, po prostu żyjemy, cieszymy się tym.
Na przykład taki wczesny sposób postrzegania, że bliskie osoby, jak z nimi rozmawiamy, to widzą, wystarczy, żeby to powiedziały, ale z drugiej strony żebym ja potrafił to przyjąć, żebym nie poszedł w kontrę zaraz, więc ja to przyjmuję, nie odzywam się, mówię: OK, dobra, to jest ten moment, w którym trzeba chill zrobić. I teraz chill.
Każdy ma inny, poleżeć, odpocząć, poczytać książkę i pobiegać, i po prostu rozładować to. I tak dalej. Ja też konsekwentnie jestem uczestnikiem, oczywiście jestem też cały czas w terapii, moja terapeutka mówi już od czterech lat, że proces jest skończony. Mówię: „Może dla ciebie. Słuchaj, nie potrzebuję być może co tydzień, już wizytować tutaj ciebie i z tobą rozmawiać i sam ze sobą”, bo dla mnie terapia to jest też taka rozmowa sam ze sobą plus moderator, który musi być dograną osobą do ciebie. I kolejne cztery lata jestem, ja to traktuję już jako rozwój, nie jako terapię stricte, tylko po prostu jako element rozwoju samego siebie, w tę stronę.
À propos tego rozwoju i powrotu na szczyt menedżerski innymi sposobami. Jakie to były sposoby w tej kolejnej dziesiątce Twojego życia?
[śmiech] To było trzeźwy sposób. Podchodziłem do tego, to też było tak, że ten proces trzeźwienia i w pracy, bo w pracy też wszyscy wiedzieli, bo ja wróciłem do tej samej pracy. To też było fenomenalne, wróciłem do tej samej pracy z tą świadomością i z informacją, że jest jak jest ze mną, że przeszedłem, co przeszedłem, czy mogę spróbować. Dostałem szansę z informacją, że do pierwszego razu. Pierwszy raz póki co się nie zdarzył. W tej chwili będę się rozstawał z tym pracodawcą, ale cała moja kariera zawodowa jest z nim związana, więc wspaniałe miejsce, w którym się narodziłem, można powiedzieć, umarłem i się odrodziłem, więc to jest ciekawe. Dla mnie sprzedaż to jest ciężka praca i zarazem lekka. Jeżeli chcesz, żeby była lekka, to musisz ciężko pracować. Tak to wygląda. Więc ja miałem możliwości na samym początku takie, żeby zaczynać znowu od juniorka, i tak było.
Znowu byłem człowiekiem, gdzie miałem zapomnieć, że byłem menedżerem, że miałem zapomnieć, że byłem w topie sprzedawców, że miałem zostawić te wszystkie rzeczy, które były wypracowane, i miałem się sfokusować na tym, żeby krok po kroku zaczynać znowu, Powolutku, powolutku. Ja to przyjąłem i powiedziałem: „OK, to mi pasuje”. I powolutku od najniższego szczebla przechodziłem od juniora do średniego szczebla, do seniora, później też dostałem tę propozycję prowadzenia zespołu, funkcji dyrektorskich. Więc to jest ciekawe. Ciężką pracą, odpuszczeniem wielu rzeczy, wiele rzeczy też odpuszczałem. Potrafiłem o lęku, to, co Marek powiedział, jakbyś mogła to zacytować jeszcze raz.
Boję się, dlatego to zrobię.
To jest moje naczelne hasło dzisiaj. Boję się zadzwonić do klienta, boję się coś wziąć na swoje barki, to ja to robię, bo ja to robię, bo to jest ten moment rozwojowy dla mnie, czyli to jest ta struna, wiem, że OK, przekraczam tę granicę i dzięki niej mogę jeździć dalej. I jedna kluczowa rzecz: odpowiedzialność. To, co się zmieniło w moim życiu, byłem nieodpowiedzialny, i to bardzo, i to bardzo nieodpowiedzialny. Doprowadziło mnie to do takiego miejsca, do którego mnie doprowadziło. Postawiłem na szczerość i na bycie szczerym, i bycie odpowiedzialnym. Prawda i odpowiedzialność to są dwa elementy nierozłączne mojego działania na dzień dzisiejszy.
Chciałam Cię zapytać o lekcje, które wyniosłeś z tego trudnego okresu w swoim życiu. Trochę odpowiedziałeś, ale może jest coś innego jeszcze, co doceniasz w tym trudnym czasie?
To była taka kuźnia trochę ten trudny czas. Tylko ja też tak mówię z perspektywy tego, że dzisiaj jest mi dobrze. Gorzej na pewno byłoby, gdybym był w innym miejscu. Gdyby rodzina moja się rozpadła, gdybym stracił ponownie pracę, gdybym wrócił do picia i tak dalej, i tak dalej.
Nie pytam w kontekście, żeby pokazać, że warto przez to przejść, bo potem dzięki temu człowiek właśnie jeden, dwa, trzy…
Mam taką perspektywę, że ja tego doświadczyłem, dostałem na barki tyle, ile byłem w stanie unieść, ni grama więcej po prostu. Teraz co ja z tym mogę zrobić? Nie gloryfikuję tego, natomiast tak miało być. A jakie lekcje z tego wyciągnąłem? Tak jak mówię, na pewno kwestie tego rodzaju, że szczerość i odpowiedzialność, i życie w prawdzie bez względu na to, jak ona może być trudna, to jest ścieżka życia. Tak ja dzisiaj o tym mówię. Na polu prywatnym, jak i zawodowym. Bo to też jest tak, że tym, kim jesteś w życiu prywatnym, to tak samo to się przelewa na życie zawodowe. Ciężko jest to rozdzielić. Nie wiem, może ktoś ma takie zdolności, że tu jest taki, tu jest taki.
Też się uśmiecham, bo w jednym z ostatnich spotkań, to było z Olą Kutz, Ola mówiła o życiu w prawdzie i jak bardzo to jest ważne, żeby to było dobre życie.
Po prostu żeby to było dobre życie, a nie warstwy życiowe. Bo to też jest tak, że życie w prawdzie, mówi się o tym dość dużo i niby to takie łatwe, ale później przychodzi prawdziwe życie i przychodzi jakiś małe kłamstewko, a tu trochę skłamię, tak na 5, na 10, na 8, nie wiem, taką można sobie skalę wyobrazić, że to kłamstwo jest delikatne. No nie, jest zero albo jeden, nie ma inaczej. A później trzeba żyć z tym. Ja z tym żyłem bardzo długo, to w zasadzie takiej, że tutaj jestem menedżerem i jestem ojcem sukcesu, i jest super, fajnie, pięknie. Natomiast w kłamstwie na każdy innej płaszczyźnie. Ile można to łączyć? To jest naprawdę męczące.
Użyłeś słowa sukces i chciałam teraz wrócić do dzisiejszej Twojej definicji sukcesu. Jak ona się zmieniła?
Przede wszystkim nie identyfikuję tego z rzeczami, nie identyfikuję tego z pozycją, nie identyfikuję tego z pracą. Dla mnie dzisiaj sukcesem jest to, że ja tutaj jestem, to, że jestem szczęśliwy. Być może to zabrzmi znowu jak coś takiego, że takie banały, ale naprawdę tak jest. Są momenty i marzenia, do których cały czas dążę, i to jest ciekawe, bo też jednym z moich marzeń było, takich marzeń namacalnych, czyli rzeczy po prostu, bo to też często z tym się wiąże, z takich rzeczy, pasjonuję się też motoryzacją.
Uwielbiam szybko jeździć samochodem, uwielbiam to robić. Teraz tego nie robię, bo nie mam takiego samochodu i też mam takie doświadczenia, które powodują, że już w ten sposób nie chcę postępować, ale dobrnąłem do swojego marzenia, znowu w tym pijanym życiu spełniłem swoje marzenie, kupiłem swój wymarzony samochód. Było super, fajnie, straciłem trzy razy prawo jazdy.
To dużo pracy włożyłeś w odzyskiwanie go.
Tak jest, a z tym samochodem zadziała się też taka historia, która się ciągnie jeszcze za mną cały czas. To się zakończy już w przyszłym roku, natomiast ten samochód szkodzie całkowitej uległ, nie ja byłem kierowcą, już bez szczegółów. Natomiast chcę tylko pokazać, że znowuż osiągnąłem kolejne swoje jakieś marzenie w tym pijanym życiu. I jak się to skończyło? Skończyło się tak, że ja do dzisiaj płacę konsekwencje tego, ale nie rezygnuję z tych marzeń. Wiem, że to się zadzieje, nie ma tego rozpisanego, że, nie wiem, 2024 roku 5 maja kupię sobie taki i taki samochód i będę się spełniał tak i tak. Uwielbiam się zakotwiczać. Czyli taką projekcję pięcioletnią sobie biorę. Od dzisiaj za pięć lat.
I co? Od dzisiaj za pięć lat co jest?
Skupmy się teraz na tym marzeniu takim namacalnym. Będę miał samochód sportowy i będę tym samochodem spełniał swoje potrzeby emocjonalne na torach, na torze, czyli w zdrowych okolicznościach. Nie wiem, jaki będzie, mogę sobie tylko wyobrazić, czy to będzie mercedes, czy volkswagen, czy audi, czy coś innego, ale to nie jest istotne. To będzie na przykład to z tych namacalny rzeczy. I ja wiem, że to będzie. Ja się do tego przyciągam małymi kroczkami. Kolejnym takim marzeniem było, na przykład w 2020 roku postanowiłem wziąć udział, edukować się dalej, bo jedną z podstaw, którą cały czas realizuję, jest swój rozwój. Jest to jeden z elementów, który mnie napędza tak w ogóle do życia.
Pomyślałem sobie „korporacje, fajne rzeczy, fajnie, dużo tam można się nauczyć”, ale mam taki impuls dlatego, że chciałbym coś więcej, mocniej. Poszedłem na studia podyplomowe szkoły trenerów biznesu. I tak sobie pomyślałem, że może będę trenerem, może konsultantem też w tym kontekście za pięć lat będę. Dzisiaj 2023 rok i ja to sobie zapisałem, że tak będzie. Już są pewne znamiona i pewne rzeczy, które się dzieją w moim życiu zawodowym, które wskazują na to, że tak, to się zadzieje, a minęły trzy lata od tego momentu, więc tak mniej więcej podążam za tymi swoimi marzeniami. Jednym z kolejnych marzeń jest na przykład to, że zawsze… nie, kiedyś nie marzyłem, ale później myślałem o tym, że fajnie by było mieszkać nie w bloku, tylko w domu. Mieszkam dzisiaj w takim miejscu.
To jest w ogóle fenomenalne, że niby nic, ale jak się cofnę sześć lat wstecz, kiedy byłem na odwyku, i wtedy by mi ktoś powiedział: „Słuchaj, za sześć lat będzie tak, tak”, powiedziałbym: „No way, nie, to jest niemożliwe”. Fatalizm by się włączył do głowy. Dlatego warto marzyć. Wczoraj wieczorem oglądałem film o Ani Przybylskiej. Przykra rzecz bardzo, w sensie bardzo przykry film i to, co ją spotkało i rodzinę. Natomiast ostatnie słowa tego filmu, jakie z ust Ani są wypowiedziane, to aż mnie ciarki przeszły. Ania powiedziała o tym, żeby nie zapominać o marzeniach i żeby cały czas gonić swoje marzenia. Ona chyba mówiła to już w momencie, kiedy zbliżał się koniec, i na tym się kończy ten film. Ja mówię: „Nie no, niemożliwe”, aż sobie to zapisałem. Więc jeżeli osoba, która doświadcza takich ciężkich rzeczy, o tym mówi, to coś w tym jest, że warto się nimi napędzać.
To niewątpliwie. Podpisuję się rękoma i nogami pod tym zdaniem. Troszkę bym chciała zmienić temat i wrócić do tematów pracy. Jest trudny czas pod względem psychicznym dla wielu ludzi. Czy jak zauważymy, że coś się z kolegą, koleżanką w pracy dzieje, jakieś symptomy uzależnienia, to powinniśmy, warto reagować, tak, nie? Jeśli tak, to jak, co byś podpowiedział?
To jest trudny temat, natomiast jestem pewien, że dotyka wszystkich nas. To też nie jest tak, że tutaj tego nie ma. To jest wszędzie. Czy reagować? Ja reaguję. To jest trochę tak, ja się śmieję, że skanuję swoim doświadczeniem.
Przeszedłeś to, więc wiesz, jak zareagować.
Ale moje okulary są często takie, że widzę te rzeczy, mimo że one się mogą nie działać. Jestem tego świadomy, że mogę projektować aż nadto, za mocno, natomiast tak, zdarzały się takie sytuacje. Pomogłem kilku osobom, które w takich chwilach są, nawet w tej chwili są zwykłą rozmową, zapytaniem się, co się dzieje. Oczywiście często jest wyparcie. Najczęściej jest wyparcie i tak dalej. Wtedy nie możemy nic zrobić, ale warto zacząć od tej rozmowy i ewentualnie wskazać drogę, że można tak. Można się książką podzielić, to jest taki element, który też stosuje, można zostawić książkę, iść dalej, ale zwykła rozmowa. W sprzedaży jest tyle emocji, jest tyle dookoła tego wszystkiego, niezależnie od tego, co się na świecie dzieje, to też firma, wynik, pędzisz, lecisz, trzeba się rozwijać i tak dalej.
Często gęsto wystarczy po prostu rozmowa. Jako menedżer staram się być blisko ludzi na zasadzie takiej, że nie robić za nich wszystkiego, bo to nie o to chodzi, natomiast być blisko ich i ich problemów, rozmawiać z nimi nie tylko na tematy na tematy tabelkowe i wyników, tylko na to, jak im się żyje, co ich spotyka. W zeszłym tygodniu jednego z moich podwładnych bardzo przykra sytuacja spotkała. Rozmawialiśmy o tym. Ja się popłakałem w trakcie rozmowy z nim. Tak sobie później myślę: „Co ja robię?”. Ale uważam, że taki jest trudny czas, że warto tak robić.
Okazujesz emocje. Opowiadałeś wcześniej o tym, że żona Ci mówiła, że widać po Tobie te emocje, to pojawiło mi się w głowie takie pytanie: ale czy to jest źle? Bo z jednej strony czytam, słyszę z wielu miejsc, że emocji nie powinniśmy jakoś ukrywać, dusić w sobie, bo one wyjdą wtedy, w takim momencie, w którym nie chcielibyśmy, żeby wyszły.
W sposób, jaki nie wiemy.
Ale z drugiej strony czy mamy uzewnętrzniać się w każdej sytuacji? Nie jest to takie zero-jedynkowe i oczywiste.
Gdybym mógł i gdybym potrafił, uczę się tego, nie wiem, być może kiedyś się nauczę, gdybym potrafił zrobić „klik”, że w tej chwili nie okazuję emocji, to pewnie bym tak robił. Nie potrafię w takich trudnych sytuacjach. Tylko że dzisiaj mam już taką refleksję, że kiedy trudna sytuacja nachodzi, to potrafię się zatrzymać w niej i powiedzieć: „OK, czuję to, co czuję, dlaczego to czuję, o co chodzi w tym wszystkim”, to nawet też w sprzedaży to jest ten lęk, dlaczego się boję.
Jeżeli mam do kogoś zadzwonić i się boję, i tego nie zrobię, co tracę w ogóle, o co chodzi, czy ten ktoś coś mi zrobi, on mnie zje, co to jest strasznego. Spróbuj, zrób to. Każda kolejna pokonana bariera powoduje, że już czujesz to teraz mniej, coraz mniej, coraz mniej, coraz mniej. Chociaż ja to czuję cały czas jako rasowy sprzedawca i gość, który się wywodzi ze sprzedaż. Czuję to cały czas, jak mam coś zrobić takiego, to czuję te emocje w sobie. Jeżeli je czuję, to wiem, że to jest drogowskaz, bo to jest to miejsce, w którym powinienem iść, bo to nie jest łatwe dla mnie. To znaczy, że próbuj, próbuj, próbuj.
To tak jak na początku naszej rozmowy, zanim kamery i mikrofony zostały włączone, mówiłam, że jeszcze za każdym razem się denerwuję i zadaję sobie pytanie, czy ten sposób rozpoczęcia rozmowy to jest najlepszy sposób i czy te moje pytania to są te właściwe pytania, czy to będzie ciekawe dla ludzi. Ja też to cały czas czuję. Niezależnie od tego, w którymś momencie jednak trzeba powiedzieć: „Cześć, Łukasz”.
Trzeba zacząć, to jest ten pierwszy krok.
Łukasz, już tak blisko końca naszej rozmowy, takie jedno z pytań. Może nawet nie do końca z pytań, takie porównanie. Łukasz sprzed kilku lat, powiedzmy te dwadzieścia parę, i Łukasz dziś na takich kilku wymiarach. Efektywność w pracy. Kiedy oceniasz, że była większa, lepsza? Czy przed trzydziestką, czy dziś?
A jak Ci odpowiem, że przed, to co wtedy będzie? Co pomyślą sobie słuchacze i widzowie? No nie. Jest teraz. To w ogóle bez gadania, to mroczenie siebie i swojego umysłu czymś, co wydaje Ci się, dobra, OK, w danym momencie to powoduje na chwilę wzrost koncentracji, ale to później Ciebie wyciska. Nie ma porównania później, nie ma porównania, dzisiaj, zdecydowanie dzisiaj życie w trzeźwości to jest bez porównania, bez porównania efektywność pracy, kojarzenia faktów i bycia serdecznym do osób, czucia emocji, empatii i tak dalej. Tego się nie weźmie z jakiegoś proszku albo z jakiegoś płynu. To jest iluzja wtedy.
Drugi punkt. Teraz sobie myślę, że powinnam była odwrotnie zapytać, byłby lepszy efekt. Trudno, mleko się wylało. Poczucie powera, takiego, że mogę, jestem zwycięzcą.
Powiem tak, długofalowo w trzeźwości. Oczywiście ten power w tym starym życiu sprzed dziesięciu lat przychodził, on przychodził na chwilę. Był ten jeden moment i nagle jest power, a za chwilę jest spinka, że go nie ma i co mam zrobić, żeby go mieć. A dzisiaj ten power jest rozłożony cały czas. Największy power mam w poniedziałek. To jest to, jest rzecz, która jest dla mnie też odkryciem, bo wcześniej, dziesięć lat wstecz, w życiu zawodowym, jak i prywatnym poniedziałek to była najgorsza rzecz dla mnie.
Bałem się poniedziałku, jak wiele osób. Dzisiaj poniedziałek jest dla mnie powerem. Ja trochę to robię też w kontrze do tego, co czułem kiedyś, i dlatego w ten sposób do tego podchodzę. Też o tym mówię i głoszę taką tezę, że jak ja lubię poniedziałek. Ja go lubię bardzo mocno. Zaczynam z powerem, ten power jest rozłożony. Dzisiaj się obudziłem, mówię: „Boże, to już jest czwartek, niesamowite”. Lecisz na tym powerze, tylko nie takim powerze incydentalnym, ale takim długofalowym. To jest ta różnica.
Znajomi, przyjaciele i czas wspólnie z nimi. Kiedy było tego więcej? Nie pytam o tych najbliższych, o rodzinę, tylko dalszych.
To jest taki temat, który w moim wypadku wygląda w ten sposób, że osób sprzed dziesięciu lat już nie ma, więc to byli przyjaciele, jak to się mówi, do kieliszka i do różnych rzeczy. Tych osób nie ma. To jest też tak, że ja nie chcę, żeby oni byli po prostu. To był element naszego życia. Dziękuję, do widzenia. Myślę, że dla nich to też jest wygodne, bo to działało w dwie strony, napędzaliśmy się w dwie strony, więc tego już nie ma.
A dzisiaj są dzisiaj, są relacje z najbliższymi, których nie było wtedy. A dzisiaj one są, więc to mi wypełnia całość. Plus nie mam takiej potrzeby, żeby mieć wielkie grono przyjaciół. Bo w tych najtrudniejszych chwilach moimi przyjaciółmi okazały się osoby najbliższe mi i w tym gronie żyjemy. Co jest kluczowe, w to miejsce tych osób, przyjaciół starych pojawiło się grono takich osób, chociażby jak Ty, osób takich życiowo, które są takim szczęściem życiowym, taką nadzieją życiową.
Rumienię się.
Normalnie bym tego, normalnie w tym nienormalnym czasie, bym tego nie spotkał. Nawet klienci, z którymi pracuje dzisiaj, jakoś tak zupełnie w innych relacjach jesteśmy. To jest coś innego. Nie pytaj, co wolę, bo to jest chyba logiczne.
Tak patrzę na tę listę, szukając tak trochę jakoś prowokacyjnie, czy, kurczę, mam tutaj coś wymienione, jakiś taki punkt. Może wymienię, co mam jeszcze, a Ty powiedz, czy chociaż w jednym wymiarze jest jednak tak, że ten dawny Łukasz miał lepiej w życiu. Więc mam tutaj jeszcze sukcesy w pracy, zarobki, nie pytam o konkretne liczby, o takie porównanie relatywne.
Ale to Ci odpowiem. Miałem dobrze, ale po trzeźwemu zarabiałem więcej. Skala jest taka, trzy razy więcej potrafiłem zarobić po trzeźwemu. Nie 10 000, a 30 000, nie 20 000, a 60 000, robiąc to samo tak naprawdę. Tak więc to jest taka różnica.
Sen?
Teraz go mam przede wszystkim. Przede wszystkim teraz mam.
Hobby, jakieś sposoby spędzania wolnego czasu, ale Twoje, nie z rodziną.
Kontrowersyjnie to jest to, o czym mówiłem wcześniej. Czyli motoryzacja i wszystko z tym związane. Trzeba mieć tę rzecz, ten samochód, żeby to robić. Jak na to patrzę, to wtedy to miałem, dzisiaj tego nie mam. Na razie, ale dobrze mi z tym. Natomiast to jest kontrowersyjne, że z tym było lepiej, bo to miałem. Natomiast w efekcie było gorzej, ale gdybym mógł dzisiaj, to tę jedną rzecz bym sobie transformował i wziął ze sobą.
Rodzina, ale to też jest, to wiadomo, to tutaj już nie będę Cię pytać. Tak zupełnie na koniec, bo rozmawiamy, nie patrzyłam na czas, ale dobre kilkadziesiąt minut i pewnie trudno, żeby wszystkie te wartościowe myśli, o których mówisz, zapadły naszym widzom, słuchaczom w pamięć. To gdybyś miał taką moc, sprawczość, żeby ta jedna konkretna myśl została z odbiorcami, to co byś chciał? Któraś z tych, które już padła.
Nie uciekaj od życia. Stawiaj czoła temu, co Ciebie spotyka, i nie pomagaj złym rzeczom, żeby wpływały na to, kim i jak żyjesz.
Logujemy się do życia jakiekolwiek ono by było i pracujemy nad tym, żeby było coraz lepsze.
I żebyśmy mogli zdobywać swoje marzenia. Krok po kroku. Jeden za drugim.
Podpisuje się. Bardzo dziękuję za tę rozmowę i za tę gotowość, i otwartość. Kibicuję Ci, bo te słowa, które powiedziałeś w trakcie, już jest nie przytoczę, ja je wymazuję.
OK, dobrze. Dziękuję bardzo.
Dzięki wielkie.
Dzięki.
Jestem ogromnie wdzięczna Łukaszowi, że podzielił się z nami swoją historią. To wymaga odwagi i jest dla mnie świadectwem empatii. Mocno trzymam kciuki za Łukasza i to, aby już nigdy nie był mu potrzebny odwyk.
Z naszej rozmowy biorę dla siebie kilka rzeczy.
Po pierwsze: to, że nawet jeśli Ci się wydaje, że sięgnąłeś/sięgnęłaś życiowego dna, to można się od niego odbić i zacząć życie na nowo.
Po drugie: że jest to bardzo trudne, więc trzeba bardzo chcieć i mieć swój życiowy cel.
Po trzecie: że warto otworzyć się na bliskich, mówić im o swojej sytuacji i prosić ich o pomoc.
Po czwarte: że takie przejścia kształtują charakter i budują człowieka.
Po piąte: że lepiej zapobiegać, niż leczyć.
Daj znać, co Ty bierzesz dla siebie z rozmowy z Łukaszem. Będę Ci bardzo wdzięczna za podzielenie się Twoimi wnioskami na profilu „Napędzanych Marzeniami” na Facebooku, Instagramie czy YouTube. Trzymaj się ciepło, Marzycielu, i do zobaczenia wkrótce w kolejnym odcinku.

Cześć, Łukasz.
Dzień dobry, Joasiu.
Dzięki wielkie za przyjęcie zaproszenia do ,,Napędzanych Marzeniami”. Właśnie od marzeń chciałabym zacząć rozmowę z Tobą. Ale nie będę Cię pytać teraz jeszcze o to, o czym marzysz dziś. Chciałam Cię zapytać o marzenie, które mi opowiedziałeś, jak się spotkaliśmy po raz pierwszy. Twoje marzenie u progu dorosłego życia, u progu kariery zawodowej.
Joasiu, na początku dziękuję bardzo mocno za zaproszenie, bardzo miłe doświadczenie. Miło Ciebie widzieć wypoczętą po urlopie. Myślę, że nawiązujesz do mojego marzenia na początku kariery zawodowej. Mianowicie to było takie marzenie nazwane, że chcę być managerem do trzydziestki. Tak, było takie marzenie, pędziłem za tym marzeniem. Dotarłem do tego marzenia akurat, kiedy miałem 30 lat, to był ten moment, w którym dostałem awans na managera. Tak że to marzenie się spełniło.
A skąd ono się wzięło w Twojej głowie? Dlaczego akurat taka kategoria?
Wydaje mi się, że to bardzo mocno wpływ otoczenia, obserwacje i praca w miejscu, w którym byłem, czyli w korporacji, i praca w sprzedaży, bo oczywiście parałem się różnych rzeczy jako student, próbowałem różnych prac. Tak moje życie, może nie ja sam pokierowałem tym życiem, tylko troszkę tak się zadziało, że trafiłem do miejsca takiego, do jakiego trafiłem, czyli do zespołu sprzedażowego, i zafascynowałem się sprzedażą. Zobaczyłem, jak prawdziwi, rasowi sprzedawcy pracują. To jest to coś, chciałbym tego spróbować. Dostałem dostęp do tego świata, zaproszono mnie.
Okazało się, że to nie jest takie fajne i przyjemne, na samym początku oczywiście tak się okazało, bo to ciężko ciężki kawał chleba. Natomiast, wracając do tego marzenia, chciałem być tą osobą, która trochę decyduje o pewnych kwestiach, która trochę nadaje ton, która trochę ma wpływ na pewne rzeczy. W tamtym czasie tak o tym myślałem, że to jest to, do czego chcę dążyć. Później to się przekształcało, bo czułem w sobie też chęć pomocy innym. Robiłem to, pomagałem też innym kolegom, koleżankom, trochę mniej sobie, troszkę bardziej innym. To był ten motyw przewodni. Plus do tego to był taki czas, że było ciśnienie właśnie na zewnątrz, które ja spotykałem. Bardzo wiele osób pragnęło być menadżerem, bo jeżeli nie byłeś menadżerem, to byłeś tylko zwykłym sprzedawcą. A to było trochę za mało.
Czy to było marzenie o sukcesie i przez ten sukces rozumiałeś osiągnięcie szybkie, bo zostać menadżerem do trzydziestki to jest szybkie osiągnięcie, też tak to można powiedzieć?
Jak najbardziej. Dokładnie tak rozumiałem sukces. Sukcesem nie było to, że ja się dobrze czuję. Sukcesem nie było to, że zadowalam klientów na przykład, że dostarczam im jakościowe rzeczy, że współpracujemy ze sobą, że dzięki temu zarabiam pieniądze, gdzie mogę rozwijać się poziomo, niekoniecznie pionowo, tylko poziomo, w życiu, po prostu jako człowiek. Były dwie warstwy: życie prywatne i praca. Dwie różne rzeczy i ten sam człowiek, czyli ja, w środku, natomiast tu było tak, a tu było tak.
Definicją sukcesu dla mnie wtedy było zostać menadżerem. Mój pierwszy menadżer, z którym pracowałem, to jest człowiek sukcesu. On już był w tamtym czasie, Wojtek był już wtedy człowiekiem sukcesu i jest do tej pory. On był też takim, można powiedzieć, magnesem, który przyciągał. To też był młody facet, który w wieku 30 lat już pełnił tę funkcję, już to robił. Więc, podświadomie obserwując swoje otoczenie, w ten sposób definiowałem sukces, bo to też były lepsze samochody, bo to też były, wydawało mi się, wyższe pieniądze. Okazuje się, że akurat niekoniecznie tak jest. Jako dobry sprzedawca możesz zarobić dużo więcej niż jako menadżer. Tak jest po prostu w sprzedaży. W różnych branżach jest różnie, natomiast w sprzedaży ogólnie jest w ten sposób. Natomiast tak, to było to.
Osiągnąłeś ten sukces.
Tak, osiągnąłem ten sukces.
Z satysfakcją, takim poczuciem: „Wow, zrobiłem to”?
Moment, w którym dostałem telefon, podczas tej krótkiej rozmowy telefonicznej padła propozycja, czy chcesz objąć zespół i zostać menadżerem. Nie wahałem się przez sekundę. Literalnie tak to wyglądało, dosłownie. Po prostu był telefon: „Chcesz?”. „Tak, chcę”. I nie było tematu. I sobie pomyślałem wtedy: „Wow, to jest to, to jest to, czego pragnę”. Natomiast chwilę później przyszła refleksja: „Ale ja się boję”.
Na szczęście podjąłem tę decyzję tak bezmyślnie troszeczkę, bo gdybym się zaczął zastanawiać, to nie wiem, jak by wyszło. Tak naprawdę zacząłem się obawiać później, co jest przede mną, co ja mam do wykonania i jak ja pomogę tym ludziom, Boże, ja jestem w nowej sytuacji, do tej pory dbałem tylko o siebie, o rozwój swojego biznesu i o to, co ja mam zrobić dzisiejszego dnia. Później się pojawiły takie myśli, ale już byłem w tej grze. I tak czułem, że to jest to.
Co Ci pomogło dojść do tego momentu?
Wydaje mi się, że dużo samozaparcia. To też nie jest tak, że codziennie rano się budziłem i mówiłem sobie, że tym menedżerem muszę zostać tylko konsekwencją, pracą, byciem w topie, można powiedzieć, że to jest dość kluczowe. Nigdy nie byłem pierwszy, jeżeli chodzi o rankingi sprzedażowe, zawsze byłem drugi, trzeci, czwarty, niezależnie od konkursów, od wyników, takich ogólnych wyników sprzedażowych.
Nigdy nie miałem z tym kłopotu, a też ci pierwsi nie zawsze się nadają do tego, żeby pełnić rolę menadżera, bo są najlepsi w tym, co robią, więc to było też OK. Byłem w topie, natomiast nie byłem najlepszy. Troszkę taka ciemna strona jeszcze tego jest wszystkiego. To też nie jest tak fajnie i pięknie, i ładnie, że ja tak sobie wymarzyłem i konsekwentnie pracowałem w odpowiedni sposób, że codziennie przychodziłem do pracy, 8:00–16:00, robiłem to, co miałem zrobić.
Bo sprzedaż to są cele, to jest presja, to są oczekiwania, to jest premia, jak cele są osiągnięte. Brak premii, jak są nieosiągnięte.
To jest tak, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni miesiąc. Ja wiem, że to jest slogan, który jest trochę pusty, a tak naprawdę bardzo prawdziwy. Bo dosłownie tak jest. Jest na to sposób, jeżeli chodzi o samą sprzedaż, jak sobie z tym radzić, ale może nie o tym dzisiaj. Albo też o tym opowiem, jak ja sobie z tym radziłem. Oczywiście można sobie z tym poradzić, natomiast dosłownie tak jest. To są emocje. Mamy pierwszy i znowu od pierwszego mamy 0 i startujemy znowu, i startujemy znowu, i startujemy znowu.
I tak 12 miesięcy z rzędu, jeżeli mamy rozliczenia miesięczne. Jeżeli są kwartalne, to cztery kwartały, ale to jest ciągły pęd. W kwartałach się pracuje troszkę łatwiej, natomiast w tym pędzie miesięczny, w którym ja akurat pracuję od lat kilkunastu, to tak jest. Więc ja tak się zacząłem zastanawiać w pewnym momencie: OK, nie jestem pierwszy, nie chciałem być pierwszy, ale chcę być cały czas w topie, więc co ja powinienem zrobić, co ja mogę zrobić, jak ja mogę sobie pomóc. I tak pojawiła się ta ciemna strona sprzedaży, jak ja to mówię, w moim życiu, czyli zacząłem się napędzać nie marzeniami, tylko alkoholem i narkotykami, więc to był ten element straszny zarazem, ale on był pomocny dla mnie w tamtym czasie. Faktycznie korzystałem z różnego rodzaju suplementów, tych niewłaściwych, tylko po to, żeby docierać do celu, do wyniku, do przodu.
Tak jak stanąłem na tym swoim szczycie, to z perspektywy dzisiejszej, ja miałem 30 lat, dzisiaj mam 39 i powiem tak, ja już wtedy byłem w mocnym uzależnieniu. To już był moment, w którym było ciężko.
Czyli żeby dojść na ten pierwszy szczyt, który osiągnąłeś, tę pozycję menedżerską, to już było wtedy na wspomaganiu?
Było na tym wspomaganiu. Było na wspomaganiu takim hop do przodu i później wygaszanie tego wspomagania, czyli był miks narkotyków, które mnie pobudzały do tego, żeby być aktywnym, coraz mocniej aktywnym, coraz bardziej aktywnym, czyli to jest ta jedna strona, i plus druga strona, czyli wygaszanie tego. W to miejsce pojawia się alkohol. Czyli odpuszczenie emocji na koniec dnia. Zawsze musiało się skończyć tym samym.
I Ty to tak świadomie… „Świadomie” może nie jest dobrym słowem, ale sięgnąłeś po te używki po to, żeby Cię wsparły w realizacji tej drogi zawodowej?
Ta świadomość przychodzi z perspektywą. Z perspektywy czasu w tamtej chwili w ogóle o tym nie myślałem. Jeszcze wcześniej muszę się cofnąć wstecz, bo to się nie wzięło stąd, że ja pomyślałem sobie: „OK, dobra, mam cel, chcę go osiągnąć, rozpiszę sobie w tabelce, co mi pomoże”. I tam sobie bym wpisał: „amfetamina mi pomoże, pomoże mi alkohol, pomoże mi kokaina”. No nie, tak nie było, to już byłby jakiś absurd. Natomiast było tak, że podświadomie to zrobiłem. Moja pierwsza styczność z ciężkimi narkotykami w postaci amfetaminy była w momencie, kiedy na studiach dostałem propozycję, żeby spróbować. Ale mówię: „Po co, do czego?”. „No mamy kolosa, trzeba się nauczyć”. „No i?” „No to nam pomoże. Koncentracja, brak snu, nie będziesz zmęczony i szybciej wiedza przyjdzie do ciebie”.
Zażyłem wtedy porcję wielokrotnie większą niż się powinno w ogóle, przecież nie wiedziałem, jak się z tym obchodzić. A dzisiaj to definiuję w ten sposób, że wtedy za tym pierwszym razem poczułem efekt wow, to było coś uwalniającego. Uwolniłem swoje emocje. Wyszedłem na balkon, bo to się działo w mieszkaniu, w którym mieszkałem. Wyszedłem na balkon, czułem świat całym sobą. To było po prostu coś wspaniałego. Ja nawet dzisiaj, jak o tym mówię, to czuję to, bo, umówmy się, to dawało mi bardzo dużo. I to był ten moment, więc ja podświadomie to samo zrobiłem, tylko w życiu zawodowym później. Delikatnie, delikatnie, delikatnie i też w ten sam sposób, jakby projekcja była podobna. Tu do kolokwium, a tutaj do innych rzeczy. Tylko ja już byłem w fazie uzależnienia po prostu.
A co było tym momentem, kiedy się zorientowałeś, że zawodowo idziesz w górę, ale może życiowo niekoniecznie?
Przebłyski miałem non stop. Być może są takie osoby, psychopaci tak zwani, którzy nie czują tego, natomiast ja przebłyski miałem non stop. Przebłyski w głowie, które mówiły mi, że to nie jest ta droga, że to jest coś nie tak, że tutaj mamy wykres wschodzący w górę, natomiast ja się czułem coraz gorzej. I nie tylko ja i moje otoczenie osób bliskich wokół mnie, tylko jakoś cierpieli, ale jakoś to potrafili ścierpieć. Natomiast to jakoś trwało, no, dość długo, bo takie załamanie największe w swoim życiu przeżyłem, kiedy miałem 33 lata, czyli jeszcze te trzy lata tego życia zwariowanego cały czas miałem przed sobą. Te przebłyski były. Ja pamiętam taki jeden dzień, kiedy były moje urodziny, ja 1 lipca mam urodziny, i to był dzień moich urodzin, kiedy wracałem do domu po ciężkim dniu pracy, tak spojrzałem w niebo, leciał samolot i sobie pomyślałem: „Dzisiaj jest ten ostatni raz, więcej nie biorę, więcej nie zażywam”. Oczywiście to taki właśnie przebłysk, który mówi: „Od jutra nie piję”, natomiast później wchodzisz w to dalej. Chwila uspokojenia, wchodzisz w to dalej.
Ale dlaczego powiedziałeś sobie, że dzisiaj jest ten ostatni raz? Skoro mówisz o tym, że to Ci tak dawało tego powera, to skupienie, koncentrację, to co powodowało, że te przebłyski jednak były?
Bo power i koncentracja to są i się utrzymują z początku dość długo. Później, jak coraz bardziej intensywnie się zażywa tego rodzaju rzeczy, to już trzeba więcej, żeby osiągnąć ten sam efekt. Ale to tak jak w życiu. Jak jest energia, którą nagle nasiąkasz, później trzeba to oddać, więc wchodzisz na haj, a później wpadasz w dół. Więc te przebłyski pojawiały się z tego powodu, że te doły były też coraz większe. To też nie jest tak, że to przecież wisi na drzewach. To przecież też wszystko kosztuje. Ten cały ciemny światek, który jest związany z tym wszystkim, kosztuje. I to nie kosztuje 5 zł, tak jak za wodę się płaci. No więc to są te rzeczy.
Czyli dojrzewała w Tobie ta świadomość, że chcesz z tym zerwać, chcesz z tym skończyć?
Że coś powinienem z tym zrobić, natomiast nie wiem co.
I co Ci pomogło, mówiąc wprost, podjąć leczenie?
Co mi pomogło podjąć leczenie? To było tak, że w środowisku, którym się otaczałem, były już pierwsze jakieś symptomy, gdzieś słyszałem, że coś takiego się znajomemu dzieje, że coś niedobrego. Do mnie jeszcze to nie docierało. To jest też taka zasada, że ja to nie, ale ten to tak, ale ja to nie, ja to nie, ja to jeszcze nie. To „jeszcze” później przychodzi, jak już się ten Rubikon przekroczy. I co było takim momentem, takim punktem, wychodziłem ze skorupy. Był taki moment, kiedy po dziewięciomiesięcznym ciągu picia i ćpania codziennie, i funkcjonowania teoretycznie normalnie, czyli wstawałem rano, wychodziłem do pracy i tak dalej, natomiast to nie było normalne, ale tak było. Po prostu miałem tak serdecznie dość, że pewnego poranka obudziłem się rano i poprosiłem o pomoc najbliższych. Powiedziałem, że nie jestem w stanie już funkcjonować. Zacząłem po prostu o tym mówić. Tylko to też nie mówić na zasadzie takiej, bo to było bardzo trudne dla mnie, że słuchajcie, jest tak, pokazuję wszystko i teraz coś z tym zróbmy. Powolutku, mam problem taki, mam problem taki. I się zaczęło. Oczywiście reakcja była taka, że już były pewne doświadczenia pewnych osób, które wskazywały na to, że trzeba coś z tym zrobić, czyli iść na przykład na odwyk, jeżeli sam sobie nie jesteś w stanie poradzić.
Jak poszedłem na pierwszy odwyk, póki co miałem ich dwa, więc ten pierwszy był taką pauzą. Po nim wyszedłem. Nie do końca utożsamiałem się z tym, w miarę już rozumiałem, że jestem alkoholikiem, nie do końca, że jestem narkomanem, że jestem uzależniony też od narkotyków. Tak wydawało mi się, że to jeszcze nie ja, że jeszcze nie chciałem tego oddać, skoro to tyle przyjemności mi sprawiało, mówiąc wprost. Spróbowałem po jakimś miesiącu, może byłem w abstynencji, nie wiem, 5–6 tygodni. Wyszedłem z tego i spróbowałem z powrotem. No i cóż. Wpadłem dosłownie w taką dziurę, która prowadziła mnie do dotknięcia mojego dna. I co mi pomogło? Znowuż najbliżsi, ale w taki krytyczny sposób, gdzie przestali mi pomagać. Powiedzieli: „Koniec, to jest pas, od jutra czy od dzisiaj nie możesz liczyć na naszą pomoc, bo już tego było za dużo, a ty ciągle robisz to samo”. To był taki moment, w którym stałem taki nagi sam ze sobą, i wtedy pomyślałem sobie: „Jeżeli już oni we mnie zwątpili, co innego może mi pomóc? Muszę sam sobie zacząć pomagać”.
Wtedy zapragnąłem zmiany. Kolejny odwyk, to już wiedziałem, że to jest ta droga. Od tamtego czasu blisko 6 lat żyję w zupełnie inny sposób. Nawiążę znowu do marzeń, bo to jest ciekawe. Osiągnąłem znowu swoje marzenie i swoje cele i znowu zostałem menadżerem, tylko już bez tego hasła, że muszę zostać menadżerem do czterdziestki, tylko swoją pracą i trzeźwością dotarłem do takiego punktu, w którym ponad półtora roku temu dostałem propozycję objęcia zespołu znowu handlowego sprzedażowego.
Znowu, czyli po tej trzydziestce straciłeś tę pozycję menedżera?
Dokładnie tak, jakby cały świat mi się zawalił. Straciłem tę pozycję, straciłem wszystko. Blisko było tego, żeby stracić też bliskich, rodzinę, natomiast jesteśmy, żyjemy szczęśliwie, scementowało nas, cementuje do dzisiaj. Natomiast nie każdy ma tyle szczęścia, mówiąc wprost. Natomiast tak, straciłem, jeżeli chodzi o kwestie zawodowe, to swoje pierwsze marzenie, które zyskałem, straciłem kompletnie. Ale odzyskałem, tylko w trzeźwy sposób, więc można inaczej. [śmiech]
I to jest piękne. Chciałam Ci bardzo podziękować za to że się tym dzielisz i tak otwarcie o tym opowiadasz, bo tak sobie wyobrażam, że to musi być strasznie trudne.
Strasznie trudne dzielić się czy strasznie trudne przeżyć?
Strasznie trudne i jedno, i drugie.
Będąc na drugim odwyku, trochę historii muszę dodać, bo to jest to, skąd się bierze to wszystko, obserwowałem blisko setkę ludzi wokół mnie, która tam była. Znane mi to było, wiedziałem, z czym się mierzę, wiedziałem, na czym to polega. Przerażające było to, jak jeden z terapeutów podczas sesji grupowych, mieliśmy sesje grupowe oczywiście, tak się pracuje w 30 osób w kółeczku siedzących, rozmawiających o sobie, ale o trudnym sobie, czyli o tych trudnych tematach. I powiedział tak: „Rozejrzyjcie się dookoła, w lewo, w prawo, spójrzcie”. Tak się rozglądamy, rozglądamy, o co chodzi. On mówi: „Może jeden z was, może jedna z was będzie trzeźwa, a reszta z was wróci tutaj do nas”. Ja mówiłem: „What?” i wszyscy tak zaczęli patrzeć, „Tak, to ja będę”, każdy tak podchodził do tego tematu.
Więc ja usiadłem i się zacząłem zastanawiać, co ja mam zrobić, żeby nie być tym kimś, kto wraca, jakie to są schematy, o co chodzi. I tak w ramach, bo to był 8-tygodniowy pobyt, w ramach tego pobytu zaobserwowałem, że każdy się boi, każdy jest we wstydzie, co jest naturalne, każdy jest zlękniony, to jest naturalne, jest też w strachu. Strach, trochę pochodne, trochę inne, ale to nie jest przyjemne uczucie. Zacząłem zastanawiać się, co ja mogę zrobić, żeby nie być takim skulonym kimś, który się boi tego. Przeciwwagą do lęku jest odwaga.
Pomyślałem sobie, że odważnie będę mówił o tym, że jestem po prostu, kim jestem. Jestem człowiekiem uzależnionym i chcę z tym żyć. Uznałem, że to będzie taką moją tarczą. To będzie moja tarcza i to nie jest tak, że chcę się tym afiszować, a z drugiej strony tak jest. W sensie opowiadam o tym, bo mi to dobrze robi, zacznijmy od tego, to mi dobrze robi. A przy okazji to też pomaga innym i wiem, że pomaga, bo tego doświadczam. Inne osoby mogą z tego też czerpać, więc tak to wygląda.
Na tej kanapie już dawno dawno temu siedział kiedyś Marek Wikiera, z którym rozmawiałam o odwadze, i ta nasza rozmowa…
Kompletnie nie znam człowieka. Któż to jest?
Tak przez przypadek to właściwie za jego pośrednictwem się spotkaliśmy. teraz jak mówisz to przyszły do mnie to jego słowa i to jest tytuł też naszej rozmowy boję się, dlatego to zrobię.
O, właśnie.
Czyli to zmierzenie się z tym własnym…
Lękiem.
Lękiem.
Wstydem.
Poprzez odwagę, jest takim narzędziem transformacyjnym właściwie.
Jest narzędziem transformacyjnym i to jest ten element, który stosuję, natomiast czy mi było z tym łatwo? Nie, nie było łatwo, bo to paraliżuje. Najbliższych. Bo trzeba pamiętać, że ja nie jestem w tym sam. No dobra, jakbym był sam, samotnik, OK, natomiast jest rodzina najbliższa i ta bliższa, i dalsza. Ale są osoby, które są z tobą, i to jest tak, że to też na nich wpływa, to też trzeba mieć tę świadomość. Miałem tę świadomość, a rozmawiałem o tym wielokrotnie. Zdarzały się takie sytuacje na samym początku, że „nie nie rób tego, bo wiesz, co sobie pomyślą, bo kto powie?”. Jak powiedziałem: „Przepraszam was, będę to robił”, teraz z perspektywy 6 lat mogę powiedzieć, że to uzdrawia, i to nawet relacje rodzinne uzdrowiło.
Chciałem powiedzieć, że wszyscy są zadowoleni, natomiast chodzi o to, że to nie jest już kwestia zadowolenia. Moja mama nie chodzi z hasłem, że jej syn jest alkoholikiem. To nie o to chodzi. Natomiast chodzi o to, że jesteśmy w pełnej akceptacji tego, i to przyniosło tak dobre konsekwencje do naszego życia, że się cieszymy po prostu. Natomiast ja Ci powiem szczerze, że za każdym razem czekam na taki moment, który być może nadejdzie, być może nie, zobaczymy, zastanawiam się, czy on nadejdzie, może nie tyle, co czekam, co zastanawiam się, że kiedy będę o tym mówił, a mówię o tym dużo, piszę o tym sporo, nawiązuję do sprzedaży, bo to też jeszcze do tego nawiążemy, ciągle czuję emocje. W sensie dzisiaj jak nawet mówię, to się rozczulam.
I jest taki moment, w którym czekam, aż mi łzy polecam, natomiast gdybym tylko się poluzował chociaż trochę, to by poleciały. Jest ciągle żywe we mnie. Z jednej strony cieszę się, że tak jest, bo to też pokazuje, że jestem żywy.
Użyłeś takiego sformułowania z 5 minut temu, że póki co to był drugi odwyk. Jak Ty powiedziałeś to słowo „póki co”, to mnie tak zmroziło wewnętrznie. Bo kibicuję Ci, żeby to nie było póki co tylko, żeby to był ten ostatni. To, że Ty tak mówisz, to Ci pomaga ta świadomość, że musisz aktywnie działać i tak pilnować siebie, żeby ten kolejny nigdy nie nastąpił?
A niech nastąpi. Co ja mogę zrobić? To, co mogę, to robię dzisiaj. I to jest trochę też tak, że to nie jest tak, że jesteś w stanie mnie dzisiaj namówić na przykład na spożycie alkoholu czy czegoś innego, jakichś innych używek czy jutro na przykład, jutro nie wiadomo, właśnie, jutro nie wiadomo. Dzisiaj na pewno nie.
Natomiast mam tego świadomość, bo spotkałem wielu ludzi, którzy po 13, po 14 latach wrócili. Ale to też nie jest tak, że to się dzieje z dnia na dzień. Ja mam taką teorię, że jeżeli złapałbym za kieliszek, uczepiłem się tego alkoholu, a niech będzie tak, złapałbym za kieliszek dzisiaj, to ja błędy popełniłem na pół roku wstecz, co najmniej pół roku wstecz, nie dzisiaj czy wczoraj, tylko to, że ja to robię dzisiaj, to znaczy, że ja pół roku wstecz przestałem o siebie dbać. Każdy dbał na swój sposób.
A jak dbasz, jaki masz system wczesnego ostrzegania, żeby ten ewentualny błąd wyłapać w momencie, kiedy go popełniasz, a nie żeby się wylał sześć miesięcy później do kieliszka?
To jest faktycznie tak, że ja nie jestem w tym sam. To też jest tak, że rodzina mi w tym bardzo mocno pomaga. Nawet w zeszłym tygodniu była taka sytuacja, gdzie moja kochana żona mówi do mnie, była sytuacja emocjonalna, ja też jestem osobą, która wpada w emocje. Uwielbiam żyć emocjami i dla mnie przypływ tej energii jest OK, tylko to potrafi być wyczerpujące i to są też sygnały, więc obserwuję siebie, obserwuję swoje emocje, patrzę, czy nazbyt mocno nie reaguję, a jeżeli reaguję, to moja żona mówi: „Słuchaj, masz wytrzeszcz oczu, coś ci się dzieje, widzę po twojej twarzy, że jest emocjonalnie spięta”. Ja to przyjmuję jako taką żółtą kartkę, powiedzmy. Są takie metody, które są opisywane na odwyku, że w relacji z bliską osobą poproś, żeby ci pokazała jakiś znak na przykład. My jesteśmy dzisiaj już na tyle otwarci i na tyle mamy zażegnane te kwestie z dawnych lat, że rozmawiamy o tym, po prostu żyjemy, cieszymy się tym.
Na przykład taki wczesny sposób postrzegania, że bliskie osoby, jak z nimi rozmawiamy, to widzą, wystarczy, żeby to powiedziały, ale z drugiej strony żebym ja potrafił to przyjąć, żebym nie poszedł w kontrę zaraz, więc ja to przyjmuję, nie odzywam się, mówię: OK, dobra, to jest ten moment, w którym trzeba chill zrobić. I teraz chill.
Każdy ma inny, poleżeć, odpocząć, poczytać książkę i pobiegać, i po prostu rozładować to. I tak dalej. Ja też konsekwentnie jestem uczestnikiem, oczywiście jestem też cały czas w terapii, moja terapeutka mówi już od czterech lat, że proces jest skończony. Mówię: „Może dla ciebie. Słuchaj, nie potrzebuję być może co tydzień, już wizytować tutaj ciebie i z tobą rozmawiać i sam ze sobą”, bo dla mnie terapia to jest też taka rozmowa sam ze sobą plus moderator, który musi być dograną osobą do ciebie. I kolejne cztery lata jestem, ja to traktuję już jako rozwój, nie jako terapię stricte, tylko po prostu jako element rozwoju samego siebie, w tę stronę.
À propos tego rozwoju i powrotu na szczyt menedżerski innymi sposobami. Jakie to były sposoby w tej kolejnej dziesiątce Twojego życia?
[śmiech] To było trzeźwy sposób. Podchodziłem do tego, to też było tak, że ten proces trzeźwienia i w pracy, bo w pracy też wszyscy wiedzieli, bo ja wróciłem do tej samej pracy. To też było fenomenalne, wróciłem do tej samej pracy z tą świadomością i z informacją, że jest jak jest ze mną, że przeszedłem, co przeszedłem, czy mogę spróbować. Dostałem szansę z informacją, że do pierwszego razu. Pierwszy raz póki co się nie zdarzył. W tej chwili będę się rozstawał z tym pracodawcą, ale cała moja kariera zawodowa jest z nim związana, więc wspaniałe miejsce, w którym się narodziłem, można powiedzieć, umarłem i się odrodziłem, więc to jest ciekawe. Dla mnie sprzedaż to jest ciężka praca i zarazem lekka. Jeżeli chcesz, żeby była lekka, to musisz ciężko pracować. Tak to wygląda. Więc ja miałem możliwości na samym początku takie, żeby zaczynać znowu od juniorka, i tak było.
Znowu byłem człowiekiem, gdzie miałem zapomnieć, że byłem menedżerem, że miałem zapomnieć, że byłem w topie sprzedawców, że miałem zostawić te wszystkie rzeczy, które były wypracowane, i miałem się sfokusować na tym, żeby krok po kroku zaczynać znowu, Powolutku, powolutku. Ja to przyjąłem i powiedziałem: „OK, to mi pasuje”. I powolutku od najniższego szczebla przechodziłem od juniora do średniego szczebla, do seniora, później też dostałem tę propozycję prowadzenia zespołu, funkcji dyrektorskich. Więc to jest ciekawe. Ciężką pracą, odpuszczeniem wielu rzeczy, wiele rzeczy też odpuszczałem. Potrafiłem o lęku, to, co Marek powiedział, jakbyś mogła to zacytować jeszcze raz.
Boję się, dlatego to zrobię.
To jest moje naczelne hasło dzisiaj. Boję się zadzwonić do klienta, boję się coś wziąć na swoje barki, to ja to robię, bo ja to robię, bo to jest ten moment rozwojowy dla mnie, czyli to jest ta struna, wiem, że OK, przekraczam tę granicę i dzięki niej mogę jeździć dalej. I jedna kluczowa rzecz: odpowiedzialność. To, co się zmieniło w moim życiu, byłem nieodpowiedzialny, i to bardzo, i to bardzo nieodpowiedzialny. Doprowadziło mnie to do takiego miejsca, do którego mnie doprowadziło. Postawiłem na szczerość i na bycie szczerym, i bycie odpowiedzialnym. Prawda i odpowiedzialność to są dwa elementy nierozłączne mojego działania na dzień dzisiejszy.
Chciałam Cię zapytać o lekcje, które wyniosłeś z tego trudnego okresu w swoim życiu. Trochę odpowiedziałeś, ale może jest coś innego jeszcze, co doceniasz w tym trudnym czasie?
To była taka kuźnia trochę ten trudny czas. Tylko ja też tak mówię z perspektywy tego, że dzisiaj jest mi dobrze. Gorzej na pewno byłoby, gdybym był w innym miejscu. Gdyby rodzina moja się rozpadła, gdybym stracił ponownie pracę, gdybym wrócił do picia i tak dalej, i tak dalej.
Nie pytam w kontekście, żeby pokazać, że warto przez to przejść, bo potem dzięki temu człowiek właśnie jeden, dwa, trzy…
Mam taką perspektywę, że ja tego doświadczyłem, dostałem na barki tyle, ile byłem w stanie unieść, ni grama więcej po prostu. Teraz co ja z tym mogę zrobić? Nie gloryfikuję tego, natomiast tak miało być. A jakie lekcje z tego wyciągnąłem? Tak jak mówię, na pewno kwestie tego rodzaju, że szczerość i odpowiedzialność, i życie w prawdzie bez względu na to, jak ona może być trudna, to jest ścieżka życia. Tak ja dzisiaj o tym mówię. Na polu prywatnym, jak i zawodowym. Bo to też jest tak, że tym, kim jesteś w życiu prywatnym, to tak samo to się przelewa na życie zawodowe. Ciężko jest to rozdzielić. Nie wiem, może ktoś ma takie zdolności, że tu jest taki, tu jest taki.
Też się uśmiecham, bo w jednym z ostatnich spotkań, to było z Olą Kutz, Ola mówiła o życiu w prawdzie i jak bardzo to jest ważne, żeby to było dobre życie.
Po prostu żeby to było dobre życie, a nie warstwy życiowe. Bo to też jest tak, że życie w prawdzie, mówi się o tym dość dużo i niby to takie łatwe, ale później przychodzi prawdziwe życie i przychodzi jakiś małe kłamstewko, a tu trochę skłamię, tak na 5, na 10, na 8, nie wiem, taką można sobie skalę wyobrazić, że to kłamstwo jest delikatne. No nie, jest zero albo jeden, nie ma inaczej. A później trzeba żyć z tym. Ja z tym żyłem bardzo długo, to w zasadzie takiej, że tutaj jestem menedżerem i jestem ojcem sukcesu, i jest super, fajnie, pięknie. Natomiast w kłamstwie na każdy innej płaszczyźnie. Ile można to łączyć? To jest naprawdę męczące.
Użyłeś słowa sukces i chciałam teraz wrócić do dzisiejszej Twojej definicji sukcesu. Jak ona się zmieniła?
Przede wszystkim nie identyfikuję tego z rzeczami, nie identyfikuję tego z pozycją, nie identyfikuję tego z pracą. Dla mnie dzisiaj sukcesem jest to, że ja tutaj jestem, to, że jestem szczęśliwy. Być może to zabrzmi znowu jak coś takiego, że takie banały, ale naprawdę tak jest. Są momenty i marzenia, do których cały czas dążę, i to jest ciekawe, bo też jednym z moich marzeń było, takich marzeń namacalnych, czyli rzeczy po prostu, bo to też często z tym się wiąże, z takich rzeczy, pasjonuję się też motoryzacją.
Uwielbiam szybko jeździć samochodem, uwielbiam to robić. Teraz tego nie robię, bo nie mam takiego samochodu i też mam takie doświadczenia, które powodują, że już w ten sposób nie chcę postępować, ale dobrnąłem do swojego marzenia, znowu w tym pijanym życiu spełniłem swoje marzenie, kupiłem swój wymarzony samochód. Było super, fajnie, straciłem trzy razy prawo jazdy.
To dużo pracy włożyłeś w odzyskiwanie go.
Tak jest, a z tym samochodem zadziała się też taka historia, która się ciągnie jeszcze za mną cały czas. To się zakończy już w przyszłym roku, natomiast ten samochód szkodzie całkowitej uległ, nie ja byłem kierowcą, już bez szczegółów. Natomiast chcę tylko pokazać, że znowuż osiągnąłem kolejne swoje jakieś marzenie w tym pijanym życiu. I jak się to skończyło? Skończyło się tak, że ja do dzisiaj płacę konsekwencje tego, ale nie rezygnuję z tych marzeń. Wiem, że to się zadzieje, nie ma tego rozpisanego, że, nie wiem, 2024 roku 5 maja kupię sobie taki i taki samochód i będę się spełniał tak i tak. Uwielbiam się zakotwiczać. Czyli taką projekcję pięcioletnią sobie biorę. Od dzisiaj za pięć lat.
I co? Od dzisiaj za pięć lat co jest?
Skupmy się teraz na tym marzeniu takim namacalnym. Będę miał samochód sportowy i będę tym samochodem spełniał swoje potrzeby emocjonalne na torach, na torze, czyli w zdrowych okolicznościach. Nie wiem, jaki będzie, mogę sobie tylko wyobrazić, czy to będzie mercedes, czy volkswagen, czy audi, czy coś innego, ale to nie jest istotne. To będzie na przykład to z tych namacalny rzeczy. I ja wiem, że to będzie. Ja się do tego przyciągam małymi kroczkami. Kolejnym takim marzeniem było, na przykład w 2020 roku postanowiłem wziąć udział, edukować się dalej, bo jedną z podstaw, którą cały czas realizuję, jest swój rozwój. Jest to jeden z elementów, który mnie napędza tak w ogóle do życia.
Pomyślałem sobie „korporacje, fajne rzeczy, fajnie, dużo tam można się nauczyć”, ale mam taki impuls dlatego, że chciałbym coś więcej, mocniej. Poszedłem na studia podyplomowe szkoły trenerów biznesu. I tak sobie pomyślałem, że może będę trenerem, może konsultantem też w tym kontekście za pięć lat będę. Dzisiaj 2023 rok i ja to sobie zapisałem, że tak będzie. Już są pewne znamiona i pewne rzeczy, które się dzieją w moim życiu zawodowym, które wskazują na to, że tak, to się zadzieje, a minęły trzy lata od tego momentu, więc tak mniej więcej podążam za tymi swoimi marzeniami. Jednym z kolejnych marzeń jest na przykład to, że zawsze… nie, kiedyś nie marzyłem, ale później myślałem o tym, że fajnie by było mieszkać nie w bloku, tylko w domu. Mieszkam dzisiaj w takim miejscu.
To jest w ogóle fenomenalne, że niby nic, ale jak się cofnę sześć lat wstecz, kiedy byłem na odwyku, i wtedy by mi ktoś powiedział: „Słuchaj, za sześć lat będzie tak, tak”, powiedziałbym: „No way, nie, to jest niemożliwe”. Fatalizm by się włączył do głowy. Dlatego warto marzyć. Wczoraj wieczorem oglądałem film o Ani Przybylskiej. Przykra rzecz bardzo, w sensie bardzo przykry film i to, co ją spotkało i rodzinę. Natomiast ostatnie słowa tego filmu, jakie z ust Ani są wypowiedziane, to aż mnie ciarki przeszły. Ania powiedziała o tym, żeby nie zapominać o marzeniach i żeby cały czas gonić swoje marzenia. Ona chyba mówiła to już w momencie, kiedy zbliżał się koniec, i na tym się kończy ten film. Ja mówię: „Nie no, niemożliwe”, aż sobie to zapisałem. Więc jeżeli osoba, która doświadcza takich ciężkich rzeczy, o tym mówi, to coś w tym jest, że warto się nimi napędzać.
To niewątpliwie. Podpisuję się rękoma i nogami pod tym zdaniem. Troszkę bym chciała zmienić temat i wrócić do tematów pracy. Jest trudny czas pod względem psychicznym dla wielu ludzi. Czy jak zauważymy, że coś się z kolegą, koleżanką w pracy dzieje, jakieś symptomy uzależnienia, to powinniśmy, warto reagować, tak, nie? Jeśli tak, to jak, co byś podpowiedział?
To jest trudny temat, natomiast jestem pewien, że dotyka wszystkich nas. To też nie jest tak, że tutaj tego nie ma. To jest wszędzie. Czy reagować? Ja reaguję. To jest trochę tak, ja się śmieję, że skanuję swoim doświadczeniem.
Przeszedłeś to, więc wiesz, jak zareagować.
Ale moje okulary są często takie, że widzę te rzeczy, mimo że one się mogą nie działać. Jestem tego świadomy, że mogę projektować aż nadto, za mocno, natomiast tak, zdarzały się takie sytuacje. Pomogłem kilku osobom, które w takich chwilach są, nawet w tej chwili są zwykłą rozmową, zapytaniem się, co się dzieje. Oczywiście często jest wyparcie. Najczęściej jest wyparcie i tak dalej. Wtedy nie możemy nic zrobić, ale warto zacząć od tej rozmowy i ewentualnie wskazać drogę, że można tak. Można się książką podzielić, to jest taki element, który też stosuje, można zostawić książkę, iść dalej, ale zwykła rozmowa. W sprzedaży jest tyle emocji, jest tyle dookoła tego wszystkiego, niezależnie od tego, co się na świecie dzieje, to też firma, wynik, pędzisz, lecisz, trzeba się rozwijać i tak dalej.
Często gęsto wystarczy po prostu rozmowa. Jako menedżer staram się być blisko ludzi na zasadzie takiej, że nie robić za nich wszystkiego, bo to nie o to chodzi, natomiast być blisko ich i ich problemów, rozmawiać z nimi nie tylko na tematy na tematy tabelkowe i wyników, tylko na to, jak im się żyje, co ich spotyka. W zeszłym tygodniu jednego z moich podwładnych bardzo przykra sytuacja spotkała. Rozmawialiśmy o tym. Ja się popłakałem w trakcie rozmowy z nim. Tak sobie później myślę: „Co ja robię?”. Ale uważam, że taki jest trudny czas, że warto tak robić.
Okazujesz emocje. Opowiadałeś wcześniej o tym, że żona Ci mówiła, że widać po Tobie te emocje, to pojawiło mi się w głowie takie pytanie: ale czy to jest źle? Bo z jednej strony czytam, słyszę z wielu miejsc, że emocji nie powinniśmy jakoś ukrywać, dusić w sobie, bo one wyjdą wtedy, w takim momencie, w którym nie chcielibyśmy, żeby wyszły.
W sposób, jaki nie wiemy.
Ale z drugiej strony czy mamy uzewnętrzniać się w każdej sytuacji? Nie jest to takie zero-jedynkowe i oczywiste.
Gdybym mógł i gdybym potrafił, uczę się tego, nie wiem, być może kiedyś się nauczę, gdybym potrafił zrobić „klik”, że w tej chwili nie okazuję emocji, to pewnie bym tak robił. Nie potrafię w takich trudnych sytuacjach. Tylko że dzisiaj mam już taką refleksję, że kiedy trudna sytuacja nachodzi, to potrafię się zatrzymać w niej i powiedzieć: „OK, czuję to, co czuję, dlaczego to czuję, o co chodzi w tym wszystkim”, to nawet też w sprzedaży to jest ten lęk, dlaczego się boję.
Jeżeli mam do kogoś zadzwonić i się boję, i tego nie zrobię, co tracę w ogóle, o co chodzi, czy ten ktoś coś mi zrobi, on mnie zje, co to jest strasznego. Spróbuj, zrób to. Każda kolejna pokonana bariera powoduje, że już czujesz to teraz mniej, coraz mniej, coraz mniej, coraz mniej. Chociaż ja to czuję cały czas jako rasowy sprzedawca i gość, który się wywodzi ze sprzedaż. Czuję to cały czas, jak mam coś zrobić takiego, to czuję te emocje w sobie. Jeżeli je czuję, to wiem, że to jest drogowskaz, bo to jest to miejsce, w którym powinienem iść, bo to nie jest łatwe dla mnie. To znaczy, że próbuj, próbuj, próbuj.
To tak jak na początku naszej rozmowy, zanim kamery i mikrofony zostały włączone, mówiłam, że jeszcze za każdym razem się denerwuję i zadaję sobie pytanie, czy ten sposób rozpoczęcia rozmowy to jest najlepszy sposób i czy te moje pytania to są te właściwe pytania, czy to będzie ciekawe dla ludzi. Ja też to cały czas czuję. Niezależnie od tego, w którymś momencie jednak trzeba powiedzieć: „Cześć, Łukasz”.
Trzeba zacząć, to jest ten pierwszy krok.
Łukasz, już tak blisko końca naszej rozmowy, takie jedno z pytań. Może nawet nie do końca z pytań, takie porównanie. Łukasz sprzed kilku lat, powiedzmy te dwadzieścia parę, i Łukasz dziś na takich kilku wymiarach. Efektywność w pracy. Kiedy oceniasz, że była większa, lepsza? Czy przed trzydziestką, czy dziś?
A jak Ci odpowiem, że przed, to co wtedy będzie? Co pomyślą sobie słuchacze i widzowie? No nie. Jest teraz. To w ogóle bez gadania, to mroczenie siebie i swojego umysłu czymś, co wydaje Ci się, dobra, OK, w danym momencie to powoduje na chwilę wzrost koncentracji, ale to później Ciebie wyciska. Nie ma porównania później, nie ma porównania, dzisiaj, zdecydowanie dzisiaj życie w trzeźwości to jest bez porównania, bez porównania efektywność pracy, kojarzenia faktów i bycia serdecznym do osób, czucia emocji, empatii i tak dalej. Tego się nie weźmie z jakiegoś proszku albo z jakiegoś płynu. To jest iluzja wtedy.
Drugi punkt. Teraz sobie myślę, że powinnam była odwrotnie zapytać, byłby lepszy efekt. Trudno, mleko się wylało. Poczucie powera, takiego, że mogę, jestem zwycięzcą.
Powiem tak, długofalowo w trzeźwości. Oczywiście ten power w tym starym życiu sprzed dziesięciu lat przychodził, on przychodził na chwilę. Był ten jeden moment i nagle jest power, a za chwilę jest spinka, że go nie ma i co mam zrobić, żeby go mieć. A dzisiaj ten power jest rozłożony cały czas. Największy power mam w poniedziałek. To jest to, jest rzecz, która jest dla mnie też odkryciem, bo wcześniej, dziesięć lat wstecz, w życiu zawodowym, jak i prywatnym poniedziałek to była najgorsza rzecz dla mnie.
Bałem się poniedziałku, jak wiele osób. Dzisiaj poniedziałek jest dla mnie powerem. Ja trochę to robię też w kontrze do tego, co czułem kiedyś, i dlatego w ten sposób do tego podchodzę. Też o tym mówię i głoszę taką tezę, że jak ja lubię poniedziałek. Ja go lubię bardzo mocno. Zaczynam z powerem, ten power jest rozłożony. Dzisiaj się obudziłem, mówię: „Boże, to już jest czwartek, niesamowite”. Lecisz na tym powerze, tylko nie takim powerze incydentalnym, ale takim długofalowym. To jest ta różnica.
Znajomi, przyjaciele i czas wspólnie z nimi. Kiedy było tego więcej? Nie pytam o tych najbliższych, o rodzinę, tylko dalszych.
To jest taki temat, który w moim wypadku wygląda w ten sposób, że osób sprzed dziesięciu lat już nie ma, więc to byli przyjaciele, jak to się mówi, do kieliszka i do różnych rzeczy. Tych osób nie ma. To jest też tak, że ja nie chcę, żeby oni byli po prostu. To był element naszego życia. Dziękuję, do widzenia. Myślę, że dla nich to też jest wygodne, bo to działało w dwie strony, napędzaliśmy się w dwie strony, więc tego już nie ma.
A dzisiaj są dzisiaj, są relacje z najbliższymi, których nie było wtedy. A dzisiaj one są, więc to mi wypełnia całość. Plus nie mam takiej potrzeby, żeby mieć wielkie grono przyjaciół. Bo w tych najtrudniejszych chwilach moimi przyjaciółmi okazały się osoby najbliższe mi i w tym gronie żyjemy. Co jest kluczowe, w to miejsce tych osób, przyjaciół starych pojawiło się grono takich osób, chociażby jak Ty, osób takich życiowo, które są takim szczęściem życiowym, taką nadzieją życiową.
Rumienię się.
Normalnie bym tego, normalnie w tym nienormalnym czasie, bym tego nie spotkał. Nawet klienci, z którymi pracuje dzisiaj, jakoś tak zupełnie w innych relacjach jesteśmy. To jest coś innego. Nie pytaj, co wolę, bo to jest chyba logiczne.
Tak patrzę na tę listę, szukając tak trochę jakoś prowokacyjnie, czy, kurczę, mam tutaj coś wymienione, jakiś taki punkt. Może wymienię, co mam jeszcze, a Ty powiedz, czy chociaż w jednym wymiarze jest jednak tak, że ten dawny Łukasz miał lepiej w życiu. Więc mam tutaj jeszcze sukcesy w pracy, zarobki, nie pytam o konkretne liczby, o takie porównanie relatywne.
Ale to Ci odpowiem. Miałem dobrze, ale po trzeźwemu zarabiałem więcej. Skala jest taka, trzy razy więcej potrafiłem zarobić po trzeźwemu. Nie 10 000, a 30 000, nie 20 000, a 60 000, robiąc to samo tak naprawdę. Tak więc to jest taka różnica.
Sen?
Teraz go mam przede wszystkim. Przede wszystkim teraz mam.
Hobby, jakieś sposoby spędzania wolnego czasu, ale Twoje, nie z rodziną.
Kontrowersyjnie to jest to, o czym mówiłem wcześniej. Czyli motoryzacja i wszystko z tym związane. Trzeba mieć tę rzecz, ten samochód, żeby to robić. Jak na to patrzę, to wtedy to miałem, dzisiaj tego nie mam. Na razie, ale dobrze mi z tym. Natomiast to jest kontrowersyjne, że z tym było lepiej, bo to miałem. Natomiast w efekcie było gorzej, ale gdybym mógł dzisiaj, to tę jedną rzecz bym sobie transformował i wziął ze sobą.
Rodzina, ale to też jest, to wiadomo, to tutaj już nie będę Cię pytać. Tak zupełnie na koniec, bo rozmawiamy, nie patrzyłam na czas, ale dobre kilkadziesiąt minut i pewnie trudno, żeby wszystkie te wartościowe myśli, o których mówisz, zapadły naszym widzom, słuchaczom w pamięć. To gdybyś miał taką moc, sprawczość, żeby ta jedna konkretna myśl została z odbiorcami, to co byś chciał? Któraś z tych, które już padła.
Nie uciekaj od życia. Stawiaj czoła temu, co Ciebie spotyka, i nie pomagaj złym rzeczom, żeby wpływały na to, kim i jak żyjesz.
Logujemy się do życia jakiekolwiek ono by było i pracujemy nad tym, żeby było coraz lepsze.
I żebyśmy mogli zdobywać swoje marzenia. Krok po kroku. Jeden za drugim.
Podpisuje się. Bardzo dziękuję za tę rozmowę i za tę gotowość, i otwartość. Kibicuję Ci, bo te słowa, które powiedziałeś w trakcie, już jest nie przytoczę, ja je wymazuję.
OK, dobrze. Dziękuję bardzo.
Dzięki wielkie.
Dzięki.
Jestem ogromnie wdzięczna Łukaszowi, że podzielił się z nami swoją historią. To wymaga odwagi i jest dla mnie świadectwem empatii. Mocno trzymam kciuki za Łukasza i to, aby już nigdy nie był mu potrzebny odwyk.
Z naszej rozmowy biorę dla siebie kilka rzeczy.
Po pierwsze: to, że nawet jeśli Ci się wydaje, że sięgnąłeś/sięgnęłaś życiowego dna, to można się od niego odbić i zacząć życie na nowo.
Po drugie: że jest to bardzo trudne, więc trzeba bardzo chcieć i mieć swój życiowy cel.
Po trzecie: że warto otworzyć się na bliskich, mówić im o swojej sytuacji i prosić ich o pomoc.
Po czwarte: że takie przejścia kształtują charakter i budują człowieka.
Po piąte: że lepiej zapobiegać, niż leczyć.
Daj znać, co Ty bierzesz dla siebie z rozmowy z Łukaszem. Będę Ci bardzo wdzięczna za podzielenie się Twoimi wnioskami na profilu „Napędzanych Marzeniami” na Facebooku, Instagramie czy YouTube. Trzymaj się ciepło, Marzycielu, i do zobaczenia wkrótce w kolejnym odcinku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top