NM 60: Edyta Krakowiak – budowa łodzi i samotny rejs jako terapia

Samotny rejs przez Atlantyk własnoręcznie zbudowaną łódką, w trakcie nawrotu choroby psychicznej? Brzmi jak nie lada wyczyn i żeby zrobić coś takiego, trzeba być naprawdę napędzanym marzeniami. 

Taką osobą jest Edyta Krakowiak, na rozmowę z którą serdecznie Cię dziś zapraszam. Edyta opowie nam o swoim marzeniu, jakim jest przepłynięcie oceanu własnoręcznie zbudowaną łódką i jak się przygotowywała do jego realizacji. 

W odcinku “Edyta Krakowiak – budowa łodzi i samotny rejs jako terapia” usłyszycie o tym:

  • jak doszło do tego, że właśnie takie marzenie chciała spełnić;
  • kim miała zostać w dorosłym życiu;
  • jak wyglądała budowa jej łódki;
  • co działo się po zakończeniu budowy;
  • jaki jest koszt budowy takiej łódki;
  • jaką nazwę nadała swojej łódce;
  • w jaki sposób przygotowuje się do rejsu;
  • co czuła podczas drogi na Wyspy Kanaryjskie;
  • jaką rolę odgrywa podróż dla osoby zmagającej się z chorobą afektywną dwubiegunową;
  • skąd brała siłę do działania;
  • jak wygląda komunikacja na morzu;
  • jakie są jej dalsze plany.

 

samotny rejs na Karaiby

Rozmowy z moimi gośćmi pokazują mi jak wielką siłę mają marzenia, jak bardzo potrafią uskrzydlić, dodać energii i tej niezwykłej iskry w oczach i w głosie. Już samo planowanie realizacji marzenia ma wielką moc. Co będzie po jego realizacji? Czego Edyta dowie się o sobie w trakcie rejsu? Jak to wpłynie na jej życie? Jestem tego bardzo ciekawa. Już teraz zapraszam Was na sequel tego odcinka, po tym jak Edyta wróci z rejsu. 

Do usłyszenia w kolejnym odcinku!

 

Więcej o Edycie znajdziesz tutaj:

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

Tuż przed wypłynięciem zapadłam — ponownie — w bardzo ciężką depresję. Parę dni przed wypłynięciem wręcz już myślałam, że „nie ma szans! Nie w takim stanie!” i naprawdę ten dzień wyjścia na ocean zdjął mi to wszystko z barków. Nagle zaczęłam po prostu na nowo żyć, na nowo funkcjonować. Byłam sama, byłam tylko ja i moja łódka. Była ta wielka wolność, nikt mnie nie oceniał, nikt na mnie nie patrzyłam, a ja sama tylko o siebie dbałam i o to gdzie jestem. Musiałam być za siebie odpowiedzialna w pełni.

Marzenia się nie spełniają — marzenia się spełnia. W podcaście „Napędzani marzeniami” rozmawiam z ludźmi, którzy udowadniają to swoim przykładem. Nazywam się Joanna Borucka i jestem założycielką firmy Katalog Marzeń oferującej prezenty w formie przeżyć.

Samotny rejs przez Atlantyk, własnoręcznie zbudowaną łódką. Żeby zrobić coś takiego, trzeba być napędzanym marzeniami! Zapraszam Cię na spotkanie z Edytą Krakowiak, która opowie nam o swoim marzeniu i opowie nam, jak przygotowywała się do jego realizacji.

Edyta, zazwyczaj rozmawiam z moimi gośćmi na żywo, siedząc q tym miejscu, w którym jestem, a gość siedzi obok mnie, a z Tobą przez Zooma, bo jesteś daleko. Powiedz, proszę, gdzie jesteś i dlaczego właśnie tam?

W tym momencie jestem na wyspie La Gomera, na Wyspach Kanaryjskich, gdzie dopłynęłam swoją małą łódeczką już dwa miesiące temu z Portugalii. Z tych Kanarów, właśnie jutro — dlatego całe szczęście, że udało nam się spotkać tuż przed wypłynięciem — jutro ruszam na największe wyzwanie swojego życia do tej pory, w około miesięczny, samotny rejs w ten małej łódeczce, na Karaiby. Tak że fajnie, że się udało spotkać w ostatniej chwili — chociaż online.

Też się bardzo z tego cieszę. To jest właściwie trochę nietypowe dla mnie spotkanie, bo jak sobie wracam myślą do rozmów z gośćmi, to zazwyczaj rozmawiam z ludźmi, którzy są po jakiejś wyprawie, jakimś wydarzeniu. To jest bardzo fajne rozmawiać przed i tak sobie myślę — może na start zapowiem — że fajnie byłoby Cię złapać po i właśnie dograć drugą część rozmowy i zweryfikować niektóre rzeczy, o których będziemy rozmawiać.

Ale to zanim o Twoim marzeniu i rejsie, to chciałam się zapytać, jak w ogóle do tego doszło, że Ty takie marzenie masz i taki plan, że jutro wypływasz w taki samotny rejs?

To mogę się cofnąć do najmłodszych swoich lat tutaj. To mój dziadek właśnie zainspirował mnie i pokazał mi, jak można żyć, bardzo wkręcił mnie w ten wodniacki świat. Z nim właśnie jako malutka dziewczynka spędzałam całe wakacje, parę miesięcy. Miałam 5-10 lat i z dziadkiem pływałam po rzekach, żyłam na tej małej łódeczce, przemieszczaliśmy się, zwiedzaliśmy, obcowaliśmy z naturą i tak nasiąkłam za młodu.

Później razem z bratem zaczęliśmy działać w tym kierunku, żeby się rozwijać wodniacko. Zaczęliśmy pływać na żaglach, zaczęliśmy jeździć na obozy, potem zdobywać kolejne uprawnienia, aż w końcu zaczęliśmy prowadzić własną firmę i własne i rejsy. Mimo wszystko ja zawsze chciałam czegoś więcej, właśnie tego „dziadkowego” stylu, żeby nie prowadzić tylko rejsów komercyjnych, bo to jednak praca, tylko zrobić z tego swój sposób na życie. W momencie, w którym mając 20 lat, mój kolega powiedział mi, że istnieje coś takiego, jak możliwość zbudowania własnej łódki, to ja stwierdziłam — robię! Ja to zrobię i będę miała swoją łódeczkę, którą będę mogła pływać po świecie i akurat łódka, którą posiadam, to pewnie też zaraz rozwiniemy, jest to łódka, na której odbywają się regaty przez Atlantyk, więc siłą rzeczy ten Atlantyk stał się moją pierwszą podróżą zainspirowaną tymi Regatami Setką przez Atlantyk.

Czy to była taka linia prosta właśnie od dziadka, przez żeglarskie nabywanie kompetencji do tego marzenia, czy miałaś ten taki standardowy plan na życie? Że studia, praca rozumiana bardziej jako jakaś korporacja? Czy nie? Że to zawsze było w taką stronę żeglarską?

Oczywiście, że tak! Ja miałam być architektem, miałam być lekarzem, miałam być jeszcze inżynierem, kimś tam jeszcze po drodze… W każdym razie moi rodzice bardzo chcieli i bardzo mnie ciągnęli w kierunku takich „porządnych” zawodów, więc ja próbowałam różnych opcji. Z racji, że mój tata jest budowlańcem, a mój brat był na studiach inżynierskich, to na początku była ta architektura. Ale strasznie nie lubiłam tego rysunku! Po prostu po jakimś czasie zrozumiałam, że to nie może być to. Zaczęłam szukać innych zawodów, potem w końcu poszłam na studia na biotechnologię i po dwóch latach studiów, gdzie po prostu ostatnie półtora roku się strasznie frustrowałam, że nie mogę pływać, stwierdziłam, że nie. Nie ma sensu się oszukiwać dłużej! Ja po prostu muszę zacząć pływać zawodowo i zrobić z tego swój sposób na życie, bo nigdzie indziej nie jestem szczęśliwa.

Yhm. To często się tak w rozmowach przejawia, że to serce, tak podpowiada i ciągnie, że warto słuchać tego swojego serca, a nie rozumu, tylko i tego co podpowiadają bliscy. Chociaż to się wiąże z dużą odwagą, że tak trochę pod prąd i w kontrze do oczekiwań, które stawia świat, działać. No dobra, to do Twojej łódki przechodząc, to tak zabrzmiało, że „dobra, dowiedziałam się, że można zbudować własną łódkę!”, ale to tak nie działa jak klocki Lego. Kupujesz jakąś paczkę, jest instrukcja i tam klocek trzeba przyczepić do innego i tak dalej. Ja sobie wyobrażam, że łódka to jest pewnego rodzaju narzędzie, które ma kluczowy wpływ na bezpieczeństwo. To jest też coś złożonego, więc ja bym sobie wyobrażała, że trzeba ukończyć jakieś studia, albo kilka lat pracować w zawodzie szkutnika. Jak to było z tą Twoją budową?

Z tą moją budową to było tak, że absolutnie nie wiem, co się działo mi w głowie, kiedy ja zaczynałam. Nie byłam zupełnie świadoma tego co się dzieje, mi tylko przyświecało to wielkie marzenie — ja chce mieć łódkę, chcę móc pływać samodzielnie, jakoś to zrobię! Owszem, powinnam mieć doświadczenie, powinnam mieć warsztat pracy. Powinnam mieć umiejętności, żeby to robić. Nie miałam niczego z tego, więc początkowe lata budowy to była rzeźba. Wielka rzeźba, naprawianie własnych błędów. Do tego stopnia — już otwarcie się przyznaję — ja nie miałam pojęcia, jak się używa śrubokręta, jak zaczynałam budować łódkę. To było po prostu pasmo porażek, na które się frustrowałam, bo ja nie miałam zielonego pojęcia, co tu się dzieje! Budowa takiej łódki to zdecydowanie tak jak mówiłaś — to nie jest paczka klocków Lego. Ja dostałam parę kartek A2 z rysunkami i miałam na podstawie tego zrobić łódkę. Nie miałam pojęcia jak, bardzo długo. Pół roku się przyzwyczajałam do tego pomysłu jak to zrobić. Potem gdzieś tam zaczynało się rzeźbić razem z tymi moimi kolegami, z którymi zaczynałam budować. Każdy z nas przeżywał ten proces mocno indywidualnie, więc u nas…

Ale to wspólnie jedną łódkę budowaliście?

Nie, nie. Sam początek tej mojej budowy łódki to była nas trójka. Byłam ja i dwójka moich kolegów — Adam Radecki i Rafał Radecki. Oni mi zaprezentowali coś takiego jak ten projekt Setek, jak ta łódka i te regaty. Stwierdziliśmy, że chcemy to zrobić. Chłopaki są regatowcami, więc byli bardzo nastawieni właśnie na to, żeby wziąć udział w tym wyścigu, a ja od początku na to, że chcę mieć łódkę i chcę pływać — po prostu. Gdzieś tam zespół mając lat 20, 20 i 17, zaczęliśmy pomagać sobie po prostu pod tym względem, że zdobycie materiałów na trzy osoby — to zdobywa jedna z tych trzech. Możemy się tym podzielić trochę, jest prościej. Ktoś załatwia warsztat, ktoś załatwia żywicę, ktoś się czegoś dowie, to przekaże innym. Tak, że wspieraliśmy się przez długi, długi czas na początku. Później Rafał przeprowadził się do Szwecji, zostaliśmy sami z Adamem i z Adamem dokończyliśmy te łódki równolegle do siebie, do samego końca.

No dobra. Ale powiedziałaś, że dostałaś te kartki A2 – rozumiem, że to był jakiś taki profesjonalny projekt konstrukcyjny łódki?

Tak. Profesjonalny projekt, tylko dla mnie bez wiedzy technicznej, beż żadnego doświadczenia to i tak była czarna magia. Nie wiedziałam co z tym robić na początku. Zresztą to jest też ten projekt akurat tej Setki, czyli projekt Janusza Maderskiego, ma to do siebie, że nie jest narysowany jak dla idiotów, że tak powiem. Tylko to jest naprawdę coś, że już musisz umieć czytać ten rysunek. Tam nie ma żadnej instrukcji, to są po prostu rysuneczki z tego co masz stworzyć.

Też sobie wyobrażam, że taki dodatkowy powód trudności, to jest to, że łódkę można sprawdzić, czy wyszła, tak jak miała wyjść, dopiero na sam koniec. To nie jest tak, że jesteś gdzieś tam w połowie drogi, wodujesz ją i patrzysz czy ona pływa. Rozumiem, że trzeba ją dokończyć i dopiero wtedy wychodzi, czy ona jest taka, jaka miała być?

Tak na dobrą sprawę — tak. I przez wiele, wiele miesięcy, wręcz lat mi się śniło, że ją woduje i ona tonie. Czyli cała moja praca idzie na marne. Naprawdę, to była taka moja zmora, która się przewijała przez cały proces tej budowy, że ja ją po prostu skończę, wrzucę do wody i nic z tego! Więc wodowanie pierwszy raz było ogromnie stresujące!

Zwłaszcza że zaczęła przeciekać. To jest bardzo ciekawa historia, bo udało się, ogromny stres się skończył, wrzuciłam ją do wody, wszystko jest spoko, nic nie tryska — żadnego wodospadu spod spodu nie ma. Więc zaczęliśmy tam z Adamem ją taklować i tak dalej, ja wchodzę pod spód, a tam jest pół szklaneczki wody! I to był dla mnie koniec tego dnia. Następne trzy czy tam cztery godziny spędziliśmy z osobami, które tam ze mną były, na inwestygowaniu gdzie ten przeciek jest. Okazało się, że jedna głupia szpilka była niedokręcona. Ale stresu było co niemiara!

Czyli to był na szczęście jakiś niewielki błąd i szybko go naprawiłaś. I rozumiem, że tą łódką dopłynęłaś w to miejsce, w którym jesteś dziś?

Tak. Tę łódkę zwodowałam na początku na Bałtyku, żebym była blisko, żeby przeszła pierwsze testy, zanim wyjadę w zupełnie nieznane do obcych krajów, gdzie będę sama, gdzie nie będę znała tak dobrze warsztatów, które są, sklepów różnych i tak dalej. Została zwodowana na Bałtyku. Pływałam nią na Bałtyku, a później przejechaliśmy z moim chłopakiem z łódką na przyczepie do Lizbony. Z Lizbony przypłynęłam tutaj na Kanary. To trwało 2.5 miesiąca podróży do tej pory.

A samo płynięcie?

Samo płynięcie to były na początku krótkie fragmenty zaznajamiania się z oceanem. Ja też chciałam jak najwięcej zwiedzić, jak najwięcej żyć tym miejscem — tą Portugalią na początku, potem Hiszpanią. Poznać ludzi, pozwiedzać, więc to były na początku krótkie fragmenty — maksymalnie dobowe, które też nauczyły mnie oceanu po prostu. To był pierwszy raz tej łódki na oceanie. A później z granicy Hiszpanii — Portugalii przepłynęłam na Kanary w 5.5 dnia. Non stop już. To był duży test, czy dam radę.

To jest łódka, na którą wchodzi jedna osoba, czy można więcej?

Można… Aczkolwiek komfortu to tu za dużo nie ma, jak wchodzi więcej osób. Tam nawet ja nie mam wysokości siedzenia w środku, więc to jest naprawdę mikroskopijna przestrzeń. Łódka ma 5 metrów, szerokość 2 i 2 metry, to można sobie wyobrazić, jaki to jest bardzo mały gabaryt. Aczkolwiek, już w tym momencie trzy tego typu łódki przepłynęły z załogami dwuosobowymi, więc się da. Bo to jeszcze wspomnę, na dzień dzisiejszy przepłynęło siedemnaście takich łódek ocean. Od roku 2012. Z dziewiętnastoma osobami na pokładzie. Janusz Maderski ostatnio policzył, więc mogę się pochwalić, ilu nas już było.

Niedużo od 2012 roku, to garstka ludzi. Jaki to jest koszt, zbudowanie takiej łódki?

Nie mam zielonego pojęcia. Taka jest prawda. Nie liczyłam, bo się bałam. Bo zaczynaliśmy to budować, jak mieliśmy po lat dwadzieścia. Skończyłam liceum, mając dwadzieścia lat, bo byłam we francuskim i ono było rok dłuższe, więc to były pierwsze zarobione pieniądze, które się ładowało w tę łódkę. Jakby przez wszystkie te lata do tej pory mojego dorosłego życia, wszystko oszczędzałam na tę łódkę. Zarabiałam jak najwięcej i tak żyłam na najniższym możliwym poziomie, byle to wszystko włożyć w tę łódkę, więc nawet nie chcę wiedzieć, naprawdę.

Ale się da! Najważniejsze, że jest to wykonalne. Jak Twoja łódka — nie wiem, czy tak można powiedzieć — ma na imię?

Moja łódka to Heroine i budzi to bardzo wiele kontrowersji, wiele osób zwraca na to uwagę i jest bardzo zaciekawiona tym w ogóle i śmieszy też. To, co ja przede wszystkim powtarzam w kółko i w kółko, że to jest heroina napisana w angielskiej pisowni, gdzie narkotyk heroina i heroina, jako kobieta-heros się różni. Jeżeli chodzi o literkę -e na końcu. Więc moja łódka jest przede wszystkim bohaterką, a nie narkotykiem — chociaż też. Super, że ma podwójne znaczenie to imię. Przede wszystkim bohaterka, ale też i moje wielkie uzależnienie.

Więc moja łódka jest przede wszystkim bohaterką, a nie narkotykiem — chociaż też. Super, że ma podwójne znaczenie to imię. Przede wszystkim bohaterka, ale też i moje wielkie uzależnienie.

Fajna gra słów! Jeszcze z tym różowym kolorem, takim bardzo charakterystycznym. On ma nazwę…

Telemagenta.

Tak, tak, dokładnie!

Dziękuję firmie Oliwa, że panienka sobie zażyczyła, że chce mieć telemagentę, a oni siedzieli w laboratorium i próbowali, kręcili i stworzyli. Więc dziękuję, bo to jest stworzony na zamówienie kolor.

Super! Dobra, to jak Ty się przygotowywałaś, bo te przygotowania jak rozumiem, są już zakończone, do Twojego rejsu? Czy to będzie tak, że Ty będziesz na wodzie przez te 30 dni? W ogóle bez stawiania stopy na lądzie?

Bez. Niestety nie ma tam wysp, nie ma tam lądu. Jest tylko woda, woda i wszędzie dookoła będzie tylko woda. Liczę, że to będzie koło 25-28 dni, względem tego jaka pogoda mi się szykuje i jak to mniej więcej poprzednie łódki pokonywały w podobnych tego typu warunkach. Do miesiąca.

Jeżeli chodzi o przygotowania, to był wieloetapowy, długi proces, bo na początku przede wszystkim łódka i technikalia, a potem podczas całej mojej podróży po Portugalii przygotowanie, nie tylko zaznajomienia siebie z łódką, ale też łódki. To po prostu było potrzeba czasu. Tak na dobrą sprawę ja dopiero po dopłynięciu na Kanary podjęłam decyzję — tak, płynę! Bo gdyby się okazało, że coś się dzieje nie tak na tej wodzie, że sobie nie radzę, że łapią mnie jakieś straszne myśli, demony to bym po prostu zrezygnowała na Kanarach. Ale przelot ten właśnie pięcio- i półdniowy mi pokazał, że dam radę, ponieważ był przewspaniały! Był naprawdę niesamowity!

A dlaczego był taki niesamowity? Czy Ty po drodze widziałaś jakieś wieloryby, czy — nie wiem — piękne wschody słońca? Co daje Ci to poczucie niesamowitości?

Ja poczułam się naprawdę spełniona i wolna przede wszystkim. Tuż przed wypłynięciem zapadłam w — ponownie — bardzo ciężką depresję. Kilka dni przed wypłynięciem wręcz już myślałam po prostu, że nie ma szans, nie w takim stanie! Naprawdę, ten dzień wyjścia na ocean zdjął mi to wszystko z barków. Nagle po prostu zaczęłam na nowo żyć, na nowo funkcjonować. Byłam tylko ja i ta moja łódka, była ta wielka wolność. Nikt mnie nie oceniał, nikt na mnie nie patrzył, a ja sama tylko o siebie dbałam i o to gdzie jestem. Musiałam być za siebie odpowiedzialna w pełni, nikt by za mnie tego nie zrobił tego w tym momencie — ani sytuacja, ani miejsce. Ja decyduję o wszystkim, co się tam dzieje, więc to spowodowało właśnie, że poczułam ogromne zaufanie względem siebie i się zaczęłam o siebie troszczyć i to po prostu spowodowało, że miałam świetny czas.

Ja poczułam się naprawdę spełniona i wolna przede wszystkim. Tuż przed wypłynięciem zapadłam w — ponownie — bardzo ciężką depresję. Kilka dni przed wypłynięciem wręcz już myślałam po prostu, że nie ma szans, nie w takim stanie! Naprawdę, ten dzień wyjścia na ocean zdjął mi to wszystko z barków. Nagle po prostu zaczęłam na nowo żyć, na nowo funkcjonować. Byłam tylko ja i ta moja łódka, była ta wielka wolność.

W tym momencie chciałam zapytać Cię o Twoją chorobę. Piszesz na blogu, że chorujesz na chorobę afektywną dwubiegunową, że chorowałaś też na anoreksję. Dla mnie to było niezwykle odważne. Takie miałam poczucie, jak przeczytałam te słowa, że Ty tak otwarcie o tym mówisz. W szczególności chciałam Cię zapytać, to spełnianie marzeń — jaką rolę odgrywa przy tej chorobie? Myślę, że nie wszyscy mogą znać to pojęcie, czym jest choroba afektywna dwubiegunowa. Jak byś mogła od tego zacząć?

Choroba afektywna dwubiegunowa, z którą się niestety zmagam, to jest — w skrócie — koszmar. Od tego zacznę. To jest naprawdę koszmar życiowy, bo wiąże się z ciągłymi zmianami nastroju, ciągłymi regularnie powtarzającymi się cyklami, w których ja mam wrażenie, że jestem kilkoma różnymi osobami. Na przemian pojawia się depresja, mania, depresja, mania. Mania to jest taki stan przeciwny do depresji, która jest pojęciem dobrze znanym, gdzie chodzi się po prostu jak na sterydach. Jest się naładowanym energią, nic się nie jest w stanie skupić, nie śpi się praktycznie. Podejmuje się bardzo ryzykowne decyzje, jest się super podekscytowanym, aż wręcz po prostu to przeszkadza ludziom wokół Ciebie. Jest się taką chodzącą kulą, która wszędzie rozsiewa ogromną energię. To też jest bardzo wyczerpujące i bardzo niezdrowe. I właśnie z tą chorobą się zmagam od długiego, długiego czasu, jak sięgam wstecz do przeszłości, to mam wrażenie, że ona była ze mną od zawsze. Nie tylko od momentu diagnozy.

Jeżeli chodzi o ten mój projekt, to pamiętam, jak mój brat powiedział o tym moim rodzicom, że budowa tej łódki jest najlepszą terapią dla Edyty. Myślę, że ona mnie umocniła. Cała ta budowa i cały ten proces dążenia do czegoś, co jest stałe. Bo tak jak moje życie ciągle się zmienia — jestem raz taka, raz taka — to było cały czas. Szło lepiej, gorzej, ale było taką ciągłością. Cały czas budowałam, cały czas było to planowanie z tyłu głowy. To powodowało coś stałego w moim życiu, to też bardzo pomogło.

Myślę, że ona mnie umocniła. Cała ta budowa i cały ten proces dążenia do czegoś, co jest stałe. Bo tak jak moje życie ciągle się zmienia — jestem raz taka, raz taka — to było cały czas. Szło lepiej, gorzej, ale było taką ciągłością. Cały czas budowałam, cały czas było to planowanie z tyłu głowy. To powodowało coś stałego w moim życiu, to też bardzo pomogło.

W pierwszej chwili jak przeczytałam te słowa i pomyślałam, że jak Ty teraz będziesz te dwadzieścia parę dni bez żadnego człowieka, na tym oceanie, w tej małej łupince, to pomyślałam sobie, że jakoś mi to nie gra. W tym sensie, że to niebezpieczne jest…

No właśnie, mówiłaś o tym przygotowaniu mentalnym. A co w momencie, gdyby ten taki stan depresyjny by nadszedł w tym czasie? Z tego co mówisz, rozumiem, że jest odwrotnie de facto. Że właśnie ta wolność i to takie bycie sobie sterem, żaglem, jak to się mówi?

Sterem, żaglem, okrętem?

Tak! Sterem, żaglem, okrętem. Że to właśnie ma to terapeutyczne działanie.

Ja przez cały proces przygotowywania się i budowy, nie wiedziałam jak to będzie i się przepotwornie bałam. Co będzie ze mną i z tą całą moją chorobą, z tym wszystkim, co się ze mną dzieje regularnie i w kółko? Jak się przygotowywałam ostatnie etapy, czyli gdzieś tam wrzesień-październik, bo wyjechałam pod koniec października z Polski. To niestety, ale się stało. Czyli przekliknęła mi faza i wpadłam w depresję — znowu! Czyli wszystko szło w dobrym kierunku, już w miarę byłam stabilna, wszystko było dobrze i już w miarę funkcjonowałam dobrze, i nagle — jak za pstryknięciem palca — w dół! Więc początek tej mojej podróży to była właśnie depresja, ogromna. W Portugalii i tak dalej. Ale po bardzo szybkim w sumie czasie, odkryłam, że dużo lepiej mi się radzi z depresją, jak jestem tam, na moim miejscu — w swojej łódce, w podróży. To mimo wszystko, mimo że nie jestem w stanie tym cieszyć się, tak jak byłabym w stanie cieszyć się, gdybym była w pełni zdrowa, to że jest mi po prostu lepiej poradzić sobie z tym, żeby zaczekać, aż to się skończy. Do ostatniej chwili nie wiedziałam, co będzie dalej. Całe szczęście, że w momencie, kiedy wypłynęłam na te Kanary, to się skończyło. Zaczynam mieć wrażenie, że może się skończyło na długo? Może? Nie wiem, biorę nadal leki, więc może mnie przytrzymają przy życiu.

Trzymam za to mega kciuki! Mówisz właśnie, że się bałaś, tak? Że ten strach był taki silny. To też jest dla mnie niezwykłe, że pomimo strachu, tę siłę, energię do działania znajdowałaś. Z czego ona się brała? Z tej miłości i tego właśnie ciągnięcia Cię do wody, do żagli? Czy coś innego Ci jeszcze pomagało?

Myślę, że to jest mocno kwestia charakteru, bo jestem uparta — bardzo! Jak powiedziałam „A” to musiałam powiedzieć „B”. Bo tyle poświęcam temu, ciągle buduję, jak już zaczęłam, to nie mogę tak nagle skończyć. To są już zobowiązania, już znajomi wiedzą, ja wiem. Załamię się, jeżeli to przerwę, po prostu! Ja się załamie psychicznie, bo jakim mój plan życiowy, mój cel po prostu nie zostanie zrealizowany. To było pewne, że ja to muszę zrobić do końca, bo inaczej nie wytrzymam.

Będąc tak wciąż trochę przy głowie, ale wracając do rejsu — ja mam tak, że jak czegoś się podejmuję czy planuję coś większego, to myślę zawsze o ryzyku i mam taką potrzebę zabezpieczenia się przed tym ryzykiem. Więc robię sobie listę rzeczy, które mogą pójść nie tak i zastanawiam się, czy ja mogę jakoś prewencyjnie zadziałać, żeby to ryzyko zmniejszyć, tudzież, jeśli jednak wydarzą się te rzeczy, to czy mam jakiś plan „B”, „C”? Ja to mówię bardziej w sytuacjach biznesowych, niż takich przygodowych, ale właśnie pytanie.

Czy przed takim rejsem Ty też robisz sobie taką listę? Bo to spektrum to może być sztorm, to może być, że jedzenie się zepsuje, wypadnie, że jakiś sprzęt na łódce się zepsuje — cała masa rzeczy może się wydarzyć. Czy Ty się do tego przygotowujesz, czy nie?

Jak najbardziej tak! Ja muszę się zabezpieczyć, przed jakby ryzykami niebezpieczeństwa, typu zapewnić sobie kilka źródeł nawigacji, żeby trafić do celu, a nie lecieć po ciemku, z zamkniętymi oczami. Jeżeli chodzi o części zapasowe na łódce, to mam ich od groma. A jeżeli chodzi o listę, to nigdy jej nie zrobiłam. Ponieważ jakoś to wszystko szło z biegiem czasu, że jak zauważałam, że gdzieś może coś pójść nie tak, to sobie zabezpieczałam to konkretne miejsce, jeżeli chodzi o części zapasowe, i tak dalej… Dlatego się cieszę, że tę łódkę tak szybko i tak dawno temu zwodowałam, bo to wszystko mogłam bardzo odwlec w czasie. Bo ciężko jest sobie to wszystko wyobrazić, jeśli wcześniej nie miało się z tym wszystkim do czynienia. Nigdy nie miałam swojej łódki, nigdy nie płynęłam przez ocean, więc musiałam to wszystko zauważyć na własne oczy. To planowanie przed to było jakby hipotetyzowanie o tym, co może być mi potrzebne. To samo było przy budowie łódki — że to może się przyda, a to nie, że tak to można zbudować, a tak nie. Teraz patrzę na elementy, na które poświęciłam wiele dni czasem i widzę, że są mi totalnie zbędne, są mi do niczego. Więc to wszystko, to zabezpieczanie się i zadbanie o wszystkie możliwe awarie, to po prostu wynikało z tego czasu, który miałam. Z odkrywania tego, co może pójść nie tak i wydaje mi się, że w tym momencie całkiem nieźle jestem już przygotowana. Też rozmawiam z ludźmi, którzy zrobili to już. Wszystkich wypytywałam szczegółowo, co muszę mieć, co poszło nie tak, z czym miałeś problemy, co muszę wziąć na zapas. Więc tę wiedzę gromadziłam, gromadziłam i gromadziłam.

A jak jest z komunikacją?

Mam na pokładzie malutki telefon satelitarny, który dostałam od Garmina, za którego pomocą mogę wysyłać SMSy na ląd i mogę odbierać SMSy z lądu. To jest też moje źródło wzywania pomocy, bo mogę tam nadać sygnał S.O.S., gdzie zostanie za pomocą satelity uruchomiona akcja na lądzie służąca temu, żeby mi pomóc. Oni też będą mogli za pomocą tego telefonu, spytać co mi się dzieje, mam na lądzie wyznaczone osoby, które będą koordynowały tę akcję, bo wiedzą co robię, gdzie jestem, co mam na pokładzie. Także taki malutki telefonik mam i mogę wysyłać SMSy. Aczkolwiek będę to robić rzadko.

A czy planujesz dokumentować w trasie? Pod takim kątem, żeby później zrobić relację z tej wyprawy? W mediach społecznościowych, na blogu, w formie książki jakiejkolwiek?

Jak najbardziej tak! Chcę napisać książkę, bo uwielbiam pisać i od początku mojego podróżowania właśnie spisuję wszystko, co się dzieje i chętnie spięłabym to w całość i wydała taką książkę o tym wszystkim. Wydaje mi się, że to może być coś ciekawego, co zainspiruje ludzi do spełniania marzeń, że się da. Da się być młodym, da się być kobietą i chorować na choroby psychiczne i mimo wszystko spełniać marzenia, a nie stać w miejscu. Chciałabym bardzo, żeby to właśnie taki wydźwięk miało w społeczeństwie — że się da! Żeby ludzie to też zauważyli. Podjęłam też współpracę w TV Regio, gdzie już teraz zaczynają powstawać odcinki, bo ja nie mam czasu, żeby to wszystko zmontować na bieżąco — chociaż mam w planach. Na razie wysyłam materiały do nich i też będę nagrywać na oceanie, względem jakichś protipów, które otrzymam — co nagrać, jak nagrać. Będzie również na YouTube na TV Regio, może z czasem ja sama też zmontuję na YouTube filmiki. Oczywiście będę pisać krótkie relacje na bloga, na swoją stronę dalej, no i książka. Planów jest mnóstwo, mam nadzieję, że się uda!

Chcę napisać książkę, bo uwielbiam pisać i od początku mojego podróżowania właśnie spisuję wszystko, co się dzieje i chętnie spięłabym to w całość i wydała taką książkę o tym wszystkim. Wydaje mi się, że to może być coś ciekawego, co zainspiruje ludzi do spełniania marzeń, że się da. Da się być młodym, da się być kobietą i chorować na choroby psychiczne i mimo wszystko spełniać marzenia, a nie stać w miejscu.

Jak to się mówi, marzenia się nie spełniają — marzenia się spełnia! Więc generalnie w Twoich rękach! Mega mocno trzymam za to kciuki! Tak mnie intryguje, chciałam zapytać, czy masz coś takiego, bez czego nie wyobrażasz sobie tej podróży? I nie mam na myśli czegoś praktycznego, nie wiem, właśnie sprzętu nawigacyjnego. Tylko czegoś, co w teorii jest totalnie zbędne, niepotrzebne do tego, żeby podróż zrealizować, ale bierzesz to, bo dla Ciebie jest ważne?

Na początku, jak usłyszałam „coś, bez czego sobie nie wyobrażasz” to pomyślałam — zdrowie psychiczne, od razu! Ale potem „coś, co jest zbędne” i nie, to nie jest zbędne! Jeżeli chodzi o rzeczy, które są totalnie nieprzydatne: mogłabym mieć normalny śpiwór na łódce, a mam kołderkę z poszewką. To jest pierwsze, co mi przyszło do głowy. Z rzeczy, które. są totalnie zbędne… Nie wiem, jakoś nic nie przychodzi mi do głowy. Wszystko jest raczej praktyczne jednak.

Może totalnie zbędne to za daleko pojechane, ale nie wiem, może ulubiony kubek? Ja mam taki w domu ulubiony kubek do kawy i już nie potrafię kawy pić z innego kubka. Kupiłam go sobie specjalnie po to, żeby pić tę poranną kawę specjalnie w nim i to jest dla mnie ważne.

O, to musiałam mieć dobrą metodę zaparzania kawy na pokładzie. Na początku miałam kawiarkę, która była ciężka w użytku i to też nie był mój idealny smak, ja wolę jednak alternatywne kawy. Myślałam, żeby zdobyć AeroPress, ale to było trudne, bo nie zrobiłam tego w Polsce. Wielu rzeczy nie zrobiłam w Polsce przed wypłynięciem, bo miałam depresję, więc jakby — sorry, tak wyszło! Chciałam zdobyć podczas podróży AeroPress, okazało się, że tu go nie ma. Ale udało mi się zdobyć drippera, więc na pokładzie pięciometrowej łódki będę zaparzać alternatywną metodą kawkę sobie codziennie rano. To może być taka zbędna rzecz, bo można przecież zalać fusy.

Tak, tak to właśnie brzmi. Już sobie trochę wizualizuję…

Wzięłam też bardzo dużo kosmetyków, jakieś maseczki na twarz, takie babskie rzeczy. Mam ich całą masę!

A to też ciekawe! Chciałam się właśnie Ciebie zapytać, czy Ty się malujesz, kremujesz?

Nie, jeżeli chodzi o malowanie, to malowanie i ja jesteśmy trochę skonfliktowani, bo nie lubimy siebie nawzajem. Całe szczęście, bo dzięki temu oszczędzam trochę czasu każdej doby. Ale jak najbardziej, jeżeli chodzi o całą resztę kosmetyków, to mam dwie pełne siaty. Dostałam też od Pharmaceris wielki karton kosmetyków, dzięki którym mogę sobie robić codziennie SPA. Smarować się i myć różnymi specyfikami, więc jak najbardziej mam tego dużo. Czego jeszcze nikt na pokładzie Setki nie miał, bo płynęli sami faceci.

No to na relacjach może fajnie wyglądać — sama jedna na wielkiej wodzie w maseczce na twarzy.

Jak najbardziej! Nie wyobrażam sobie nie robić tego. Nie robi się takich rzeczy, jako kobieta, dbania o siebie dla innych. Robi się to dla siebie według mnie, więc ja będę ładna. Będę umyta. Będę uczesana… Chociaż nie, z tym jest u mnie problem, bo mam wielki busz kręconych włosów na głowie, więc się nie czeszę tak bardzo. Ale jak najbardziej wszystkie te czynności, które się na lądzie wykonuje, cały czas będą ze mną. Mimo że będę przez miesiąc sama.

Czy masz plan co dalej? Czy nie myślisz o tym? Teraz skupiasz się na realizacji tego marzenia, a potem to zobaczysz?

Muszę mieć plan dalej. Jestem taką osobą, która musi wiedzieć, że jak to się skończy, to będzie coś dalej. Już na tym etapie, na którym jestem, powstają plany na kolejne lata i na tę chwilę dopływam łódką na Karaiby. Zostaje na Karaibach jeszcze dwa miesiące do sezonu huraganowego — zwiedzam, podróżuję, jak do tej pory. Następnie wracam do Polski, zostawiając łódkę na Karaibach, żeby trochę popracować. Czyli poprowadzić rejsy w różnych miejscach, czartery, szkolenia i tak dalej. Następnie wracam na Karaiby i pływam kolejne pół roku, a później — już teraz zaczynamy się rozglądać z chłopakiem za łódką, może już docelową na życie, na której byśmy zamieszkali i popłynęli dookoła świata.

Wow!

Już we dwoje, już w komforcie. Dalej zwiedzać i podróżować. Więc jakiś gdzieś tam plan do przodu jest. Już zaczynamy listę naszych jakby wymarzonych jachtów tworzyć, rozglądać się. To jeszcze perspektywa paru lat do przodu, ale już zaczynamy działać w tym kierunku.

Już tak zupełnie na koniec naszej rozmowy, czy masz jakąś myśl, przesłanie, dla słuchaczy? Ludzi, którzy szukają inspiracji do spełniania marzeń? Co byś im powiedziała?

Naprawdę warto się odważyć. Warto się odważyć, zrobić coś, co jest teoretycznie abstrakcyjnie trudne i niewykonalne. Gdzie ludzie będą mówić, że nie dasz rady. Bo mi tak mówili. Zakładali się za moimi plecami, kiedy się poddam. Przecież jestem babą i nie umiem użyć śrubokręta, jak ja mam to zbudować? Że naprawdę warto jest, dla samego siebie to robić, nie przejmując się tym, co mówią inni, tylko powolutku, skrupulatnie dążyć do celu, bo naprawdę warto. Naprawdę warto spełniać marzenia, życie staje się bardziej kolorowe.

Edyta wielkie dzięki. Mega wielkie kciuki trzymam za realizację Twojego marzenia! Podlinkujemy pod tą rozmową Twojego bloga, Twoje media społecznościowe, żeby można było zobaczyć relację z Twojej wyprawy.

Na razie najbardziej żyje mój Facebook. Strona jest totalnie rozklapciana, Instagram jeszcze też, ale Facebook już żyje. Tam moja przyjaciółka będzie relacjonować, co się dzieje na wodze, jak będę płynąć.

Będzie screeny z SMSów pokazywać!

Będzie je przepisywać nawet, żeby było lepiej! Ale tak, ja będę jej wysyłać SMSy, a ona będzie do ładnie ubierać razem z raportem meteo i paroma zdjęciami, więc będzie cały czas wiadomo, co u mnie się dzieje.

Nasza rozmowa ukaże się, jak Ty będziesz gdzieś tam, w połowie swojego rejsu, więc to będzie ciekawy moment, żeby zajrzeć na Twoje media społecznościowe i zobaczyć, gdzie Ty jesteś w tym momencie.

Tak, tak, cały czas będzie można mnie śledzić na mapce dzięki Garminowi — będzie link.

Dzięki wielkie! Jeszcze raz, trzymam kciuk! Do zobaczenia po tej wyprawie! Jestem bardzo ciekawa Twoich wrażeń i tego, czy… Nie zapytałam Cię o jedną rzecz! Czy Ty masz jakieś oczekiwania? Czy nie tworzysz oczekiwań? Bo chciałam powiedzieć, że ciekawa jestem, jaka będzie ta konfrontacja z oczekiwaniami, rzeczywistości z oczekiwaniami? Ale może Ty tych oczekiwań nie masz kompletnie?

Znaczy, to jest bardzo ciekawe pytanie, bo ja trochę oczekuję jeszcze dalszego rozwoju względem samej siebie. Że takie długie przebywanie samemu przyniesie mi bardzo dużo refleksji względem siebie, swojego życia, tego czego chcę. Umocni mnie w byciu mną, w byciu razem ze sobą. W dbaniu o siebie i w trosce. Tego trochę oczekuję. Trochę wiem, że inaczej się nie da. Dwadzieścia osiem dni samotności na oceanie przyniesie na pewno jakieś przemyślenia, które spowodują, że może będę lepszą osobą dla siebie i dla innych.

Dwadzieścia osiem dni samotności na oceanie przyniesie na pewno jakieś przemyślenia, które spowodują, że może będę lepszą osobą dla siebie i dla innych.

Jestem ciekawa tych przemyśleń i mam nadzieję, że częścią z nich będziesz chciała się podzielić! Więc do zobaczenia w przyszłości!

Do zobaczenia i do usłyszenia, dziękuję serdecznie!

Rozmowy z moimi gośćmi pokazują mi, jak wielką siłę mają marzenia. Jak bardzo potrafią uskrzydlić, dodać energii i tej niezwykłej iskry w oczach i głosie. Już samo planowanie realizacji marzenia ma wielką moc. Co będzie po jego realizacji? Czego Edyta dowie się o sobie w trakcie rejsu? Jak to wpłynie na jej życie? Jestem tego bardzo ciekawa! Już teraz zapraszam Was na sequel tego odcinka, po tym jak Edyta wróci z rejsu.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top