Naprawdę, to jest rozmowa, której nie możesz przegapić!
Zapraszam do słuchania 🙂
W odcinku Najbardziej Kreatywny w Biznesie z Jackiem Ryszką, rozmawiamy o tym:
Jestem pod mega wrażeniem Jacka! Jego energii, autentyczności i celów jakie sobie stawia.
Jego historia brzmi dla mnie trochę jak amerykański film o człowieku, który nie poszedł na studia, bo uznał, że to nie ma sensu, później założył kilka biznesów, by w końcu wypuścić aplikację, która podbija globalne rynki. Jest to tak niesamowite, że wciąż trawię własne zdziwienie!
Koniecznie daj mi znać, jeśli ten odcinek również Cię zainspirował i do usłyszenia w kolejnym odcinku!
Więcej o Jacku Ryszce znajdziesz tutaj:
Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:
A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.
Cześć, Jacek! To jest rozmowa na największym spontanie – nie wiem, czy w moim życiu – ale na pewno w podcaście Napędzani Marzeniami. Poznaliśmy się – policzyłam – 16 godzin temu!
Okej.
Poznaliśmy się, a już dzisiaj rozmawiamy. Te okoliczności, w których się poznaliśmy, były niezwykłe. Jacek wczoraj został laureatem, zwycięzcą pierwszego miejsca w rankingu „Top 50 kreatywnych w biznesie”.
Tak.
Gratulacje!
Dziękuję Ci bardzo.
Jacek, jak się dochodzi do takiego miejsca, do osiągnięcia takiego sukcesu? Powiedz! Przedstaw nam się, proszę.
Nazywam się Jacek – i tak naprawdę cała ta sytuacja też mocno mnie zaskoczyła, bo gdy otrzymałem nominację do 50 kreatywnych, gdzie przeszliśmy ten etap zgłoszeniowy konkursowy, to było to bardzo miłe zaskoczenie, zwłaszcza w tych czasach covidowych. Sam byłem naprawdę bardzo zaskoczony na całej tej gali. Cała ta impreza była dla mnie bardzo fajnym przeżyciem, było bardzo dużo emocji i naprawdę świetna sprawa. Mogliby to robić nawet co miesiąc, a nie co roku.
Można startować kilka razy, bo widzieliśmy wczoraj, że kilkoro laureatów po raz kolejny startowało w tym konkursie, więc może za miesiąc nie, ale za rok życzę Ci kolejnego sukcesu.
Mam jeszcze parę startupów w zanadrzu, więc może coś jeszcze wyjdzie. Ale na razie nie mogę zdradzić szczegółów.
Jestem po prostu pod mega wrażeniem Twojej historii. Jakbyś mógł powiedzieć, od czego się zaczęło? Może zaczniemy od tematu edukacji, bo to wcale nie jest tak. Mam zdradzić?
Proszę.
Jak poznałam Jacka, te 16 godzin temu, to weszłam na Twój profil na LinkedInie i patrzę w sekcji edukacja „Liceum ogólnokształcące”.
Tak.
Dalej pusto.
Tak. Trzeba by się było bardzo mocno natrudzić, by na LinkedInie wyłączyć tę funkcję „Studia”, bo chyba LinkedIn wyszedł z założenia, że wszyscy kończą studia. Miałem możliwość studiowania – aczkolwiek w ostatnim momencie nie poszedłem na nie, ponieważ trafiłem do fajnej pracy, która mnie zainspirowała do bardzo fajnej możliwości rozwoju osobistego, otwarcia własnej placówki. Było to w 2005 roku, więc 15 lat temu.
Świeżo po maturze, pierwsza praca, trafiłem do sprzedaży jako przedstawiciel handlowy. Po tygodniu praktycznie awansowałem już na stanowisko osoby szkolącej, a po niecałym roku prowadziłem już własną placówkę, notabene w Warszawie.
Naprawdę sytuacja była bardzo dynamiczna i w związku z tym musiałem podjąć decyzję, iść na studia lub nie, no i popatrzyłem po prostu w portfel, ile zarabiam teraz, a to było wtedy parę średnich krajowych, jak dwudziestolatek, więc stwierdziłem, że formalnie mogę je zawsze zrobić. Jeżeli będę ich kiedyś potrzebował, to może je zrobię, ale na obecną chwilę to był tak odległy temat, że teraz się tym nawet szczycę.
Każdy pyta, kurcze, że masz taką i taką firmę, to jakie studia kończyłem. Nie kończyłem żadnych studiów, ponieważ myślę, że są pewne kierunki, gdzie te studia trzeba skończyć, medycyna, prawo, z tych rzeczy trzeba być obkutym, ale żeby pójść do marketingu, to można być po budownictwie i można być mechanikiem samochodowym i kurcze sprzedawać oferty turystyczne. To nie ma aż tak dużego znaczenia.
Świeżo po maturze, pierwsza praca, trafiłem do sprzedaży jako przedstawiciel handlowy. Po tygodniu praktycznie awansowałem już na stanowisko osoby szkolącej, a po niecałym roku prowadziłem już własną placówkę.
Dla mnie to jest faktycznie mega inspirujące. Zdradziłeś mi przed rozmową, ze w tej pracy na etacie wytrzymałeś rok?
Tak, dopóki nie dostałem awansu na własną placówkę, wtedy tak naprawdę stałem się swoim własnym szefem. Pracowałem przez rok na etacie. Nie ukrywam, że była to też fajna szkoła życia. Były trochę inne czasy, nie było czegoś takiego jak life balance, employer, branding i tak dalej, tylko trzeba się było stawić w pracy na siódmą, a wychodziło się o 22:00, a w soboty od 8:00 do 15:00. Tak naprawdę miałem tylko niedziele. Kosztowało mnie to trochę życia towarzyskiego, ale udało się. Udało się, sfokusowałem sobie, że mam roczny cel, żeby prowadzić własną placówkę i się udało.
Ile lat prowadziłeś ten biznes? Rozumiem, że to była branża finansowa, tak?
Nie, tu Cię zaskoczę. To była branża telekomunikacyjna. Potem przebranżowiłem się w przeciągu jednego tygodnia na branżę kosmetyczną i tak naprawdę wtedy odszedłem z tamtej firmy i otworzyłem własny biznes. Rozkręcałem biznes kosmetyczny. Tak to funkcjonowało. Później też nie było łatwo, bo czasem się zdarza tak, że biznes splajtuje i trzeba się przebranżowić.
Znam to.
Tak każdy wielki musi przynajmniej raz splajtować, żeby poczuć, jak to jest, co można stracić. Przedsiębiorca, który zbankrutował, chyba nigdy nie chciałby do tego wrócić. Robi wszystko, bardziej dba o firmę swoją i pewne rzeczy robi mądrzej. Bankructwo jest dość mocną szkołą życia.
Wiele lekcji się wyciąga z takiej sytuacji. Jak to się stało, że Ty z tej branży telekomunikacyjnej przeszedłeś do branży beauty? Co było impulsem?
Tak naprawdę to była sytuacja dość spontaniczna, bo miałem parę kontaktów w branży kosmetycznej. Z racji tego, że pożegnałem się z tą pierwszą firmą, chciałem iść na swoje. Oni odcięli mnie od telekomu, więc automatycznie musiałem szybko coś wymyślić. Wszyscy mówią, że mam gadane, bo to widać na tym podcaście.
Potwierdzam.
Chwalę się tym, bo czasem jestem trochę narcystyczny i ogólnie myślę, że lubię gadać. Jako przedstawiciel handlowy, sprzedając kosmetyki, nie było to dla mnie żadnym problemem i bardzo szybko się w tym odnalazłem, ponieważ nie ukrywam, że musiałem sprzedawać z dnia na dzień, żeby zatankować auto za 30 zł. Żeby te 30 zł dzisiaj wyjeździć, musiałem znowu zarobić kilka stówek, żeby zapłacić czynsz, ZUS-y i tak dalej. Cała ta historia musiała pójść dość szybko. Jak dostałem produkty do ręki, to już mogłem to sprzedawać.
A potem kolejna zmiana. Czy potem była budowlanka, czy coś jeszcze w międzyczasie?
W międzyczasie jeszcze było kilka jakichś biznesów. Przede wszystkim skupiałem się na marketingu. Taką regionalną agencję marketingową prowadziłem, gdzie robiliśmy strony internetowe, wizytówki, ulotki, takie podstawowe rzeczy, których mali przedsiębiorcy potrzebują. Wtedy jeszcze prowadziłem jeden w międzyczasie portal dla firm z regionu z takimi rabatami. Niestety, jak przyszedł Groupon, to mnie trochę zmiótł z rynku, ale to był startup, więc dalej sobie działałem. To było jakby drugie bankructwo. W tamtym pomyśle, gdzie przyszedł bardzo duży gracz i wygryzł mnie z rynku.
Dalej leciałem z tą agencją reklamową, potem poznałem sąsiada z mieszkania, które wynajmowałem. On do dzisiaj jest moim bardzo dobrym przyjacielem i zrobiliśmy razem właśnie biznes budowlany. On był budowlańcem, ja w marketingu i stwierdziliśmy, że możemy z tego zrobić coś fajnego. On zajmował się stroną budowlaną, ja zajmowałem się stroną marketingową i powstała firma budowlana. W pierwszym roku sprzedaliśmy dwa domy, w drugim sprzedaliśmy trzydzieści, a w trzecim sprzedaliśmy sto domów. Więc sukces był olbrzymi.
Teraz jeszcze powstało biuro projektowe, gdzie skupiam się na takich klientach premium, w budowie willi i bardzo takich premium budynków. Do tego dochodzi teraz startup, z którym w ogóle szał, że wskoczyliśmy na takie wysokie miejsce.
No właśnie. Tę nagrodę, którą zdobyłeś, to była nagroda związana z tym startupem, z Surro App. Dla mnie to jest niezwykła historia. Teraz, wszystko, o czym opowiadasz, to są dla mnie nowe rzeczy. Nie znaliśmy się wcześniej i coraz bardziej rośniesz w moich oczach, tak bym powiedziała.
Dziękuję!
Telekomunikacja i sprzedaż, potem kosmetyka, już się gubię, czekaj, agencja marketingowa, budowlanka.
Portal reklamowy dla firm.
Ten portal reklamowy trochę na chwilę z boku zostawię, już Ci tłumaczę dlaczego. Te branże, które wymieniłam, dla mnie one są taką tradycyjną ekonomią, tradycyjną gospodarką. Mają zakotwiczenie w ziemi. To są fizyczne punkty sprzedaży. Ten portal jest już trochę czymś innym, bo to jednak jest coś digitalowego, internetowego, ale właśnie chciałam zapytać, jak to się stało, że Ty z takiego silnego, długotrwałego doświadczenia w tej bardziej tradycyjnej gospodarce, wymyśliłeś Surro App? Opowiesz zaraz co to jest Surro App.
Tak. Faktycznie, zacznijmy od tego, jak to powstało, żeby zrozumieć ideę. Przede wszystkim z racji tego, że zajmowałem się marketingiem w naszej firmie budowlanej, to byłem odpowiedzialny za obejrzenie budów, robienie fotek, wrzuceniem tego na Facebooka, żeby to wszystko ładnie, pięknie wyglądało. Mój pracoholizm zawsze brał górę.
Miałem grafik budów, został mi jeden piątek, wieczór, gadałem, że nie pójdę spać, nie zrobię weekendu, jak nie załatwię tej ostatniej rzeczy. To była budowa, gdzie godzina drogi od siedziby firmy. Sprawdziłem sobie, o której jest zachód słońca dnia dzisiejszego i wyszło na to, że mam pięć minut zapasu, żeby tam dojechać i zrobić fotki. Zapomniałem, nie przewidziałem o jednej rzeczy. Jak już przyjechałem na miejsce, był mały korek na autostradzie, ale mam 2 minuty, więc spoko. Dojeżdżam na tę budowę, a po lewej taki dwupiętrowy budynek, który zasłania mi całe światło i zdjęcia nie nadawały się do użycia. Musiałem tam jeszcze raz pojechać dnia następnego.
Tak naprawdę straciłem w dwie strony godzinę drogi, pieniądze na paliwo, bramki na autostradzie, własny czas i tak dalej. Wtedy wpadłem na pomysł, że przecież w tym domu ktoś mieszka. Tam może być jakiś młody 20-letni student, który wyjdzie, zrobi mi parę fotek i nagra krótki filmik i wyśle mi to przez naszą aplikację, a ja mu po prostu powiem, co ma zrobić, albo wyślę mu stare fotki i pokażę, jak ma zrobić te nowe, albo dzwonimy się na wideo i dokładnie go poinstruuję, co ma zrobić. Mnie by się za te pięć minut pracy, opłacało przelać mu pięćdziesiąt złotych, bo to i tak wyszłoby mnie to taniej, a ja mogę ze swojego centrum dowodzenia w biurze, te czynności prowadzić, czy z telefonu.
Szukałem takiej aplikacji i nie było ani takiej strony, ani aplikacji, która pomogłaby zrealizować to połączenie wideo. Z biegiem czasu pojawiły się jakieś apki zadaniowe, zwłaszcza teraz w czasie Covid, że ktoś może nam zrobić shopping, zakupy, no ale to w większości opiera się na liście rzeczy, które trzeba kupić. Nasza główną funkcją było, nie jestem w stanie komuś zdalnie wytłumaczyć, co ktoś ma mi zrobić na budowie, więc muszę go instruować live, zrób dwa kroki do przodu, zrób zooma i zrób mi ten wycinek ściany, okna, czy czegoś pod takim kątem zdjęcie, bo klienci lubią takie i takie zdjęcia. Jeżeli to jest osoba, która nie ma doświadczenia w fotografii, to ja go muszę instruować. W tej naszej aplikacji można na żywo robić to połączenie.
Ktoś może zapytać, dlaczego ta osoba ma mnie słuchać. Ona ma mnie słuchać, bo ja jej płacę. Skoro dogadujemy się na usługę, połączenie jest rozliczane minutowo, tyle minut ile gadamy, dogadujemy się na konkretną stawkę i tyle tej osobie płacę. Tak działa ta aplikacja Surro. Stąd wziął się w ogóle pomysł, tak naprawdę z życia, bo na pewno wielu przedsiębiorców ma czasem tak, żeby ktoś za nich stanął w kolejce w ZUS-ie, albo pojechał w dwa miejsca naraz coś sprawdzić. Czasem ktoś jest w centrum handlowym i musimy sprawdzić, czy w tym akurat sklepie odzieżowym jest akurat nasz rozmiar.
Czyli w aplikacji też można zobaczyć, gdzie jest dana osoba. Surro Wy nazywacie te osoby, które realizują zadania?
Tak. Surrosa można sprawdzić, on udostępnia live, możesz sobie sprawdzić pozycje na GPS, lub podaje miasto, w którym jest i się z nim kontaktujemy. Więc taki jest jakby zamysł całej aplikacji.
Brzmi logicznie, konkretnie. Wpisuje się w istniejące potrzeby, więc te podstawowe wymagania związane z tym, żeby projekt miał szanse na sukces, zostały spełnione. Powiedz mi, w którym momencie pojawiła Ci się myśl, że warto z tym pójść szeroko, czyli globalnie?
Globalny projekt był od samego początku, ponieważ chyba każdy przedsiębiorca chciałby być na liście Forbes, a te wszystkie moje roczniki trzydziestolatków, chciałyby być drugim Zuckerbergiem. Tak naprawdę już marzenie o zostaniu unicornem to jest absolutnie must have każdej aplikacji, bo bez sensu robić aplikację, czy bawić się w IT, jeśli chcemy mierzyć niżej niż zostanie na jakimś top levelu. To chyba każdy przedsiębiorca powinien mieć w sobie. Jeżeli nie to idźmy na etat, jeżeli chcemy w pewnym momencie życia się zatrzymać. Żeby spełnić te swoje założenia, cele, musimy sobie stawiać je wysokie, które da się zrealizować. W świecie IT tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co wypali na szeroką skalę. Jeżeli mamy gdzieś fajnego inwestora albo ludzi, którzy znają, uwierzą w projekt, albo czasem wstrzelimy się w czas, datę, godzinę, miejsce i po prostu aplikacja, cały projekt wystrzeli.
Ok. Jakie były Twoje pierwsze kroki, działania, które podjąłeś? Przypomnijmy, nie masz wykształcenia programistycznego, aplikacji jakoś wcześniej w swoim życiu nie robiłeś, na rynku globalnym nie działałeś, myślę, że duża część osób pomyślała sobie…
Odleciał!
No tak.
To jest właśnie to, co powiedziałem wcześniej. Trzeba sobie stawiać wysokie cele. Myślę, że to mi się uda, jak nie teraz to za pięć lat, dziesięć. Jakby mam swój cel. Ogólnie zawsze lubiłem łamać wszelkiego rodzaju stereotypy, bo właśnie idzie na studia, wszyscy to przeżywali, że Jacek nie poszedł. Czasem jak poczytamy historię tych wszystkich ludzi, to się okazuje, że Zuckerberg rzucił studia, Gate rzucił studia, czy Elon Musk też to zrobił. Oni weszli, połapali kontaktów, wyskoczyli z projektem. Może też tak miałem zrobić. Może miałem pójść na rok, połapać parę kontaktów i może by to wszystko poszło szybciej.
Aczkolwiek jestem dość zadowolony z drogi, która wybrałem, ponieważ w tamtej sprzedaży odkryłem to, że jak potrafisz dużo gadać, to potrafisz dużo sprzedać. To w sumie stało się moim zawodem, czyli jakby sprzedawca. Jestem w stanie sprzedać każdy produkt na rynku, który dostaje do ręki. Jestem w stanie zrobić kampanię marketingową pod to i go sprzedać, zrobić zespół sprzedażowy, wyszkolić tych ludzi.
W swojej karierze wyszkoliłem ponad stu pięćdziesięciu bardzo dobrych handlowców. Z niczego jesteśmy w stworzyć sprzedaż. Ta sprzedaż była jakby takimi najlepszymi czasami, w których dużo się nauczyłem. Naoglądałem się trochę tych amerykańskich filmów, że trzeba dążyć do celu i nie poddawać się. Brakuje tego trochę w Polsce, żeby postawić na tych młodych ludzi, żeby nie siedzieli na trzepaku i nie klikali w telefon, tylko żeby stawiali sobie jakieś cele, które chcą zrealizować, krótko, długoterminowe, znaleźli jakiegoś mentora, z kimś pogadali, ktoś im to podpowiedział, znaleźli jakiegoś idola, który jakieś rzeczy osiągnął, bo jakby świat zawsze zatacza koło i te subkultury, ci młodzi ludzie, którzy teraz mają swoich idoli, Ci idole tak naprawdę też musieli na tę swoją sławę zapracować.
Czasem jak poczytamy historię tych wszystkich ludzi, to się okazuje, że Zuckerberg rzucił studia, Gate rzucił studia, czy Elon Musk też to zrobił. Oni weszli, połapali kontaktów, wyskoczyli z projektem. Może też tak miałem zrobić.
Padło słowo „Mentor”. Miałeś jakiegoś, masz jakiegoś?
Nie. To też zawsze powtarzam ludziom, że jakbym miał mentora, to byłbym pięć lat do przodu. Myślę, że mentoring to bardzo fajna sprawa i jeżeli chcemy odnieść sukces, powinniśmy się otaczać ludźmi sukcesu. Mentoringu nigdy nie miałem, ale może teraz ktoś będzie chciał mój mentoring. Myślę, że już daleko jestem z tymi wszystkimi biznesami, że może ktoś potrzebować mojego mentoringu. Z chęcią naprawdę. To takie spełnienie przedsiębiorcy, żeby można było komuś przekazać swoją wiedzę. A jeżeli nie, to mam piękną córeczkę, więc na pewno ona będzie mentoringowana bardzo mocno.
Czy te wzorce przedsiębiorczości wyniosłeś z domu?
Po części tak tylko bardzo zawsze żałowałem, że rodzice, chociaż w sumie może to był bodziec, też trzeba to tak tłumaczyć. Rodzice kiedyś działali w latach 90-tych w sprzedaży bezpośredniej. Pamiętam, że przyszli do mnie, zrobili zebranie rodzinne i zapytali się „Słuchajcie, jeżeli my teraz będziemy pracować popołudniami bardzo dużo, to możemy dodatkowym zyskiem osiągnąć jakieś swoje cele, no ale popołudniami bardzo często nas nie będzie, ale w zamian za to będzie nas stać na więcej.
W pewnym momencie rodzice odpuścili, za dużo czasu im to pochłaniało. Wyszli z tego swojego projektu i tak naprawdę nigdy w sumie się nie dowiedziałem, dlaczego to zrobili. We mnie to tak już wtedy było, że kurcze, skoro moi rodzice potrafią pracować po godzinach, są w stanie zrobić coś więcej, żeby swoim dzieciom dać coś więcej, to ja też tak powinienem. W sumie to na pewno był taki zapalnik, dzięki któremu poszedłem dalej ze swoją pracą, ze swoim życiem, żeby zawsze chcieć więcej. Nie ma górnej granicy, nie wiem, gdzie ona jest i nigdy sobie jej nie wytyczałem, więc zobaczymy.
Bardzo kibicuję. Chciałabym wrócić do aplikacji i do tych pierwszych działań, które podjąłeś, po tym, jak ten pomysł dojrzał w Twojej głowie. Mówisz, że ta sprzedaż jest podstawową umiejętnością. W tej tradycyjnej zgodzę się, że w tej tradycyjnej gospodarce jak najbardziej, ale jeśli chodzi już o aplikację, to tutaj nie masz bezpośredniego kontaktu z Twoim odbiorca, z użytkownikami. Jak nie masz, to gadaniem nie jesteś w stanie przekonać go do tego, co chcesz osiągnąć.
Od czego Ty zacząłeś, co to było? Czy Ty najpierw poszukałeś kogoś, kto Ci tą apkę wymyśli? Nie będę wymyślać, zapytam.
Wiesz co, najpierw był zrobiony research, czy na pewno nie ma takiej apki, bo nie chciałem się pakować w coś, co już jest, bo wtedy mieć już większe fundusze i bić się z konkurencją. Nie było takiej aplikacji, więc postanowiłem ją stworzyć. Znalazłem firmę, która zajmuje się tego typu projektami. Pojechałem na spotkanie, podpisaliśmy umowę, po bodajże trzech czy czterech miesiącach okazało się, że nie ogarniają tej aplikacji, rozwiązaliśmy umowę.
Poszukałem drugiej firmy, z która podpisałem umowę, zapłaciliśmy grube pieniądze, aplikacja została stworzona w jakimś tam małym elemencie. Też nie wyszło, też żeśmy się pożegnali. Wtedy już dołączył do naszego zespołu fantastyczny programista, który tak naprawdę cała tę aplikację nam ogarnął. Dołączyły kolejne osoby, Project Manager, osoby od marketingu, w zasadzie pewna część ekipy była ze mną już od początku, z tamtych poprzednich firm. Mamy fantastyczną dziewczynę od marketingu i tak naprawdę wszystko się potoczyło dalej.
Takim kamieniem milowym było zatrudnienie swojego programisty, który był w stanie dzień po dniu, krok po kroku, realizować nam tę wizję. Tam było tyle zmiennych, okazało się, że technologia jest bardzo skomplikowana, więc naprawdę sama apka programistycznie jest Matrixem dla mnie, więc skupiam się na tej rzeczy promocyjnie.
Ok. Ściągnęłam tą apkę i widzę, że tam są wideorozmowy, płatności, nie znam się na apkach, więc nie wiem co jeszcze. Zastanawiam się, jak Ty działasz. Działasz tak, że masz podzieloną firmę na obszary? W każdym obszarze są konkretne cele i plan na rok do przodu, czy bardziej działacie tak Agile-owo, zwinnie, że właśnie siadacie i planujecie na tydzień, dwa tygodnie, miesiąc do przodu? Jak to się odbywa?
Powiem szczerze, zależy jaka firma. W firmach budowlanych ten plan czasem jest i na rok do przodu, bo sama budowa trwa i tak dalej. Jak ktoś prowadzi firmę budowlaną, to planuje sobie do następnej wiosny. W firmie projektowej te projekty trwają krócej, około trzech miesięcy robi się projekt takiego domu, więc tu jakby cel sprzedażowy jest „Jak najwięcej”, więc nie ma tu żadnej górnej granicy, ciśniemy na maksa.
Aplikacja tak naprawdę wychodzimy z takich trochę powijaków, ponieważ pewne założenia, na przykład oczywiście zdobycie ameryki i tak dalej, to niekoniecznie wyszły. W zamian za to rozwinęły nam się fajnie rynki azjatyckie, rynki Ameryki Południowej, co w ogóle nas zaskoczyło. Zrobiliśmy paręnaście wersji językowych i te kraje tam załapały. Bardzo dużo ludzi z Filipin, z Brazylii, Wenezueli, więc tak naprawdę zaczynamy poznawać te rynki, gdzie jest wiele do nauczenia się.
Całkowicie to zmieniło naszą perspektywę i tak naprawdę samej tej aplikacji, użytkowników się jeszcze uczymy. Cały ten startup fajnie idzie, więc automatycznie my się też tego uczymy. Nie ma tu jakichś celów, bo sami nie wiemy, jakie te cele nawet postawić, czy to na użytkowników, czy na obrót, czy na aktywność tych użytkowników. Cały czas się jeszcze tego uczymy, więc może za rok, półtora będę mógł coś więcej na ten temat powiedzieć.
Dobra, z założenia miała być apka globalna, nie da rady wejść od razu, nie wiem, ile jest krajów, około 200 w świecie, to jak to było? Był plan, że w styczniu ataktujemy Amerykę, robimy kampanię na Facebooku, w mediach społecznościowych, w lutym odpalamy Eurazję, czy może Azję?
Mam taki fantastyczny zespół, jeszcze marketingowy, że my byliśmy w stanie odpalić cały świat tak naprawdę w tydzień. Mam takich ludzi. Zostali przy mnie przez te lata ludzie, którzy mają trochę taki kult pracy jak ja. Ciężko jest przy mnie wytrzymać, jeśli ktoś chce pracować tylko osiem godzin. Przy zatrudnieniu gadam, żeby zapomniał, że to tylko osiem godzin. Tak się ze mną pracuje i Ci ludzie są w stanie robić rzeczy, o których prawdopodobnie, jak my opowiemy nasz schemat działania komuś w korpo, to on powie, że to jest nierealne, takie rzeczy trzeba dwadzieścia ludzi i pół roku planowania, a my jesteśmy zrobić to czwórką ludzi w miesiąc. To jest całkowicie inny format pracy, w który często ludzie nie wierzą, ale działa.
Czyli szybkie podejmowanie decyzji, wdrażanie, testowanie, niezastanawianie się nie wiadomo jak długo, tylko do przodu, wyszło – super, nie wyszło – korygujemy.
Dokładnie. Korekta nie wychodzi dalej, więc delete i następny, następny idea, idea, idea. Nasze planowanie to jedynie zaplanowanie pomysłów do wdrożenia, bo czasem brakuje nam czasu na robienie grafik, na robienie kampanii, czy czegoś takiego. Najbardziej nas ogranicza czas i jakby doba.
No dobra, dużo się z Tobą pracuje, czyli ile godzin dziennie pracujesz?
Tak naprawdę, może inaczej, większość osób, z którymi współpracuję, pracuje ze mną po przynajmniej dziesięć godzin. Osobiście po dwanaście, czasem po czternaście godzin jestem w pracy, bo jakby praca jest moim hobby. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale mogę być na siłowni i pracować sobie na telefonie, ponieważ mogę robić dwie rzeczy naraz, chodzić na bieżni i klikać w telefon. Bardzo często tej pracy jest bardzo dużo, ale ona jakby przekłada się na efekty. Do tego dochodzi czas rodzinny, dochodzą weekendy, więc grafik jest bardzo zapchany i staram się być zorganizowanym gościem, żeby mieć wszystko w kalendarzu poukładane czasem nawet do pięciu minut. Jak piszę komuś, że się spóźnię, to trzy minuty i ludzie się śmieją, że Jacek to się nawet spóźnia punktualnie, bo wiem, za ile przyjadę. Czasem też się tak zdarza.
Staram się być zorganizowanym gościem, żeby mieć wszystko w kalendarzu poukładane czasem nawet do pięciu minut. Jak piszę komuś, że się spóźnię, to trzy minuty i ludzie się śmieją, że Jacek to się nawet spóźnia punktualnie, bo wiem, za ile przyjadę.
Niezłe. W jaki sposób odpoczywasz? Zastanawiam się nad tym pytaniem, bo przed chwilą powiedziałeś, że praca jest również Twoim hobby, ale chyba jednak jakieś złapanie oddechu, czy czas poza tą pracą masz?
Jasne. Ogólnie to jest tak. Trzeba być fit, więc śmigam sobie na siłownię, robię sobie kroczki, włączyłem sobie krokomierz, żeby być fit. Od dzieciństwa uwielbiam narty, więc zimą są jakieś wyjazdy narciarskie. Ostatnio zapisałem się na kurs na żeglarza jachtowego, więc fajna odskocznia na żaglówkach, gdzie telefon nie dzwoni, fala sobie płynie. Myślę, że to będzie moje kolejne hobby, czyli żagle.
Nie przeszkadza Ci to, że właśnie na tych żaglach nie jesteś w stanie robić dwóch rzeczy naraz?
Też myślałem o tym, ale żaglówka, która nie jest motorówką, tylko jakby siłą wiatru napędzana, to tam jest tyle rzeczy do zrobienia, że mnie to wręcz kręci, że tam trzeba jeden sznurek, szot jak ktoś nie zna nazewnictwa, że tu trzeba sznurek pociągnąć, tu trzeba coś z żaglami zrobić, tu trzeba sterem operować, więc w sumie jakby muszę coś robić, bo budzę się rano i muszę iść pobiegać, albo muszę iść pobiegać, albo na siłownię, albo do pracy, albo muszę wziąć dziecko, żonę i pojechać, bo musimy coś robić.
Żona zawsze za to mnie gania, że jak jestem godzinę w domu i nic nie robię, to cały chodzę i muszę coś wymyślić, zacząć sprzątać nawet. Muszę coś robić i na żaglach to fajna sprawa, że cały czas coś robimy i totalnie na nich zapominam o telefonie. Polecam wszystkim pracoholikom. Jak chcą zapomnieć o telefonie, to muszą iść na serio na żagle.
Tak, taki czas jest przydatny i wartościowy. Ja mam tak, że jak biegam, to rodzą mi się fajne pomysły.
To się zgadza.
Normalnie jak pracujesz i robisz kilka rzeczy naraz, to mózg jest skoncentrowany na tym zadaniu, które aktualnie realizujesz. Nie ma więc tych mocy przerobowych, żeby jakiś nowy pomysł wpadł.
Tak, zwłaszcza na przykład podczas aktywności fizycznej, na siłowni najlepsze pomysły wskakują, jak się jest na bieżni właśnie, albo gdzieś wieczorem jakieś kroczki trzeba porobić, pochodzić, pospacerować, to naprawdę bardzo fajne pomysły się wtedy rodzą.
Na te kolejne apki, o których powiedziałeś na początku rozmowy.
Tak.
Trzymam za nie bardzo kciuki i wtedy zaproszę Cię tutaj ponownie.
Na pewno wpadnę na rozmowę.
Dzięki wielkie. Chciałam się jeszcze zapytać o Twoje marzenia. Podcast nazywa się Napędzani Marzeniami, jakie marzenie Cię napędza? Czy Ty nie potrzebujesz napędu?
Każdy potrzebuje napędu. Każdy potrzebuje tego celu. Tak jak wcześniej wspomniałem, bycie w tym Forbesie to naprawdę jest taki must have wśród tych celów każdego przedsiębiorcy. No i jakaś tego typu forma docenienia tej pracy, gdzie ktoś inny stwierdzi, że „Kurcze, gość naprawdę odwala fajną robotę”.
Myślę, że coś takiego, gdzieś tam prowadzenie dużego biznesu, czy biznesy w IT, to oczywiście Ameryka, czyli mieć jakiś oddział w Ameryce, chociaż na chwilę, nie ukrywam, że nie chciałbym tam całe życie mieszkać, ale pojechałbym sobie na rok, dwa. Tam bym popracował, porozwijał firmę, zrobił coś globalnego. To są chyba takie najbardziej z tych moim dojechanych celów i tych najcięższych do zrealizowania tak naprawdę, więc to mnie cały czas napędza. Żeby osiągnąć te największe cele.
To tego Ci właśnie życzę, żebyś swoje marzenia spełnił. Słuchacze tego podcastu wiedza, że bardzo często powtarzanym przeze mnie zdaniem jest „Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia”, i z tego, co Ty opowiadasz i takie ogólne mam wrażenie z obcowania z Tobą, że Ty właśnie aktywnie bierzesz rzeczy, bierzesz sprawy w swoje ręce.
Staram się.
Spełniasz swoje marzenia, także powodzenia!
Dziękuję ci bardzo.
Dzięki wielkie.