W odcinku “Tamara Siemieniuk – marzę o tym, aby korfball dotarł na igrzyska olimpijskie ” usłyszycie o tym:
Kolejna rozmowa i kolejna dawka pozytywnej energii. Po prostu uwielbiam te rozmowy. Są okazją do spotkania z niezwykłymi ludźmi. Mam nadzieję, że Ty także to odczuwasz, nawet jeśli nie uczestniczysz w naszych spotkaniach osobiście.
Jeśli chciałbyś lub chciałabyś spróbować korfballu to zapraszam Cię do kontaktu z Tamarą poprzez jej media społecznościowe. Są podlinkowane w notatkach do tej rozmowy.
Do usłyszenia w kolejnym odcinku!
Linki dodatkowe:
Więcej o Tamarze znajdziesz tutaj:
Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:
A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.
Marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia. W podcaście Napędzani Marzeniami rozmawiam z ludźmi, którzy udowadniają to swoim przykładem. Nazywam się Joanna Borucka, jestem założycielką firmy Katalog Marzeń, oferującej prezenty w formie przeżyć.
Czy wypromowanie nowego sportu i sprawienie, żeby został dyscypliną olimpijską, jest realne? Jak długo to trwa? Jakie działania trzeba podjąć, żeby mieć na to szansę? Właśnie o tym rozmawiamy z Tamarą Siemieniuk – kapitanką reprezentacji polski w korfballu i trenerką reprezentacji juniorów. Zapraszam.
Cześć, Tamara!
Cześć, witajcie.
Dzięki wielkie za przyjęcie zaproszenia do podcastu Napędzani Marzeniami. Dzisiaj temat bardzo ciekawy i taki, bym powiedziała, unikalny, bo związany ze sportem, który mimo tego, że historię ma dosyć długą, to wciąż można go nazwać relatywnie nowym. Korfball – co to w ogóle jest?
Tak, niszowy sport zdecydowanie, ale wyjątkowy, tak jak powiedziałaś – ponieważ to jedyny sport koedukacyjny na świecie. Gra zespołowa z piłką, gdzie musimy mieć i mężczyzn, i kobiety w jednej drużynie. Czterech mężczyzn, cztery kobiety, gramy na dwa kosze. Niektórzy twierdzą, że to taka mieszanka koszykówki i piłki ręcznej. Ja nie lubię tego porównania. Dla mnie to jest zupełnie inna dyscyplina, inny sport. Ale żeby sobie zobrazować: mamy dwa kosze, do których trzeba trafić, gra jest bezkontaktowa, nie możemy kozłować, nie możemy biegać z piłką, jedyne co możemy zrobić, to ten taki à la piwot w koszykówce. Celem jest oczywiście trafić do kosza i zdobyć jak najwięcej punktów.
Jest też oczywiście wiele innych zasad i niuansów, chociażby pozycja broniona – to jest bardzo trudna zasada, szczególnie dla osób początkujących. Jeśli mamy obrońcę, który stoi przed atakującym z wyciągniętą ręką na odległość bliższą niż długość ramienia, to wtedy jest ustawiona pozycja broniona, i gdyby nawet atakujący oddał rzut do kosza, to niezależnie od tego, czy trafi, czy nie trafi, to piłka jest przyznana przeciwnikowi, bo zdążył on ustawić tę pozycję bronioną. I to jest właśnie taka zasada, która niestety sprawia początkującym najwięcej problemów. Oczywiście mamy też jeszcze inne, takie drobniejsze zasady, które nie zawsze są stosowane, np. wśród dzieci nie obowiązuje zasada, że mamy 25 sekund na rozegranie akcji, tzn. żeby piłka dotknęła żółtej obręczy kosza.
A jak nie dotknie, to wtedy start na nowo?
Czas się kończy, jak nie dotknie, i piłka jest dla przeciwnika. Jeśli dotknie, resetuje się i mamy nowe 25 sekund.
Okej. Dużo tych zasad, więc pewnie to trwa parę miesięcy albo lat, żeby to opanować w praktyce. Chciałabym się zapytać o ten podstawowy aspekt, właśnie o tę koedukację. Czy to jest taka ustawowa geneza tego sportu? W sensie, czy ktoś kiedyś usiadł i zastanowił się, że nie ma żadnego sportu, w szczególności sportu z wytrącaniem piłki, który skupiałby razem kobiety i mężczyzn, więc może taki wymyślmy? I tak systemowo do tego podszedł i pomyślał: okej, to jak to powinno wyglądać, jakie powinny być zasady, żeby była zachowana jakaś równowaga? Czy to tak było? Czy to od tego się zaczęło?
Tzn. w głowę Nico Broekhuizena niestety nie wejdę, więc nie wiem, jak on sobie to pomyślał, ale fajnie wymyślił, i cieszę się, że o to zapytałaś, bo chciałabym trochę wyprostować, bo powiedziałam: „jedyny sport koedukacyjny na świecie”. Jedyny sport, ale nie dyscyplina.
Bo tak jak mamy np. badmintona, którego również uprawiam, to nie jest to sport z zasady koedukacyjny – nie muszą być kobiety i mężczyźni w jednej drużynie – ale dyscypliny w mieszanym składzie oczywiście ma, np. singlową, mixtową – i tutaj jest połączenie kobiet i mężczyzn w jednym teamie. Więc możemy powiedzieć, że korfball jest jedynym na świecie koedukacyjnym sportem, a nie dyscypliną, i to właśnie czyni ten sport wyjątkowym. Nie wiem, jak to zostało wymyślone, ale rzeczywiście od początku, od 1902 roku, kobiety i mężczyźni grali w jednej drużynie, to jest podstawą tego sportu tak naprawdę.
Jest jeszcze jedna odmiana w Holandii, w której grają same kobiety, ale to jest już odrębna dyscyplina, a nie stricte sport korfball.
Jak zadbać o to, żeby większy, silniejszy mężczyzna nie dominował na boisku?
Może dominować, jak najbardziej, bo gra jest w ogóle bezkontaktowa, dlatego też mogą kobiety i mężczyźni grać razem. Siła nie ma największego znaczenia, możemy grać w jednej drużynie. Teraz to się troszkę zmieniło, korfball jest nazwany dyscypliną o ograniczonym kontakcie, bo jednak trochę do tego kontaktu dochodzi, ale nie można kogoś popchnąć, nie można zabrać piłki z rąk, nie można się przepychać, więc kobiety i mężczyźni mają szanse. Z tym że oczywiście grają przeciwko sobie, czyli krycie jest w ramach tej samej płci. Kobiety bronią kobiety, a mężczyźni bronią jedynie mężczyzn. Więc jak mamy tego wielkiego, silnego faceta, to on będzie sobie konkurował ze swoim obrońcą.
1902 rok, powiedziałaś – narodziny tego sportu. Ile dzisiaj osób gra, jest w klubach? Gra w korfball w takiej zorganizowanej formie?
To jest bardzo ciężko policzyć na ten moment, bo tuż przed pandemią byliśmy w trakcie zapisywania do systemu licencjonowania zawodników, i przez to, że przyszedł covid, trochę się to rozpadło, więc ciężko jest tych zawodników zliczyć, ale myślę, że jak wrócimy do tego systemu, to wtedy spokojnie wszystkich policzymy. Ale mamy dzieciaki od tak naprawdę pierwszej klasy podstawówki, do grających seniorów, czyli czterdzieści parę lat nawet, więc przekrój jest duży.
Okej, to ja zaliczam się do seniorów, niestety. Ale taki rząd wielkości, czy to jest, nie wiem, 1 tys., czy to jest 10 tys., czy 50 tys.?
Powiedziałabym, że ze 2 tys., coś takiego.
W Polsce?
W Polsce.
A na świecie?
A na świecie… bardzo trudne pytanie, bo gramy tak naprawdę na pięciu kontynentach. Jest 69 federacji na świecie, więc ojej, bardzo ciężko powiedzieć. A W Holandii, bo tam powstał ten sport, to tak naprawdę w każdej szkole znajdziemy te kosze do korfballa, więc bardzo dużo osób tam gra. Oczywiście nie jest on tak popularny, jak piłka nożna, ale jednak Holendrzy wiedzą, co to jest korfball.
A odnośnie do statusu… Nie jestem tutaj profesjonalistką, nie wiem jakie poziomy dyscypliny czy sporty mają, ale z tego co wiem, to że takim najwyższym poziomem statusu danego sportu czy dyscypliny sportowej jest fakt, że jest rozgrywany na igrzyskach olimpijskich. Jak to wygląda w przypadku korfballa?
Korfball jest niestety dyscypliną nieolimpijską i tak naprawdę cały czas staramy się o to, żeby tą dyscypliną olimpijską się stal. To tak naprawdę gdzieś tam moje marzenie à propos Napędzani Marzeniami. W 1920 i 1928 roku korfball był jako dyscyplina pokazowa na igrzyskach olimpijskich, i właśnie od tamtej pory cały czas staramy się, jesteśmy na tej liście, ale jednak ciągle trochę brakuje i zawsze jesteśmy w drugim etapie odrzucani i wchodzą inne – może szybciej rozwijające się dyscypliny. Bardzo mnie to smuci, bo przecież jesteśmy wyjątkowi, kobiety i mężczyźni w jednej drużynie, z resztą temat współpracy też teraz taki na czasie, więc szkoda strasznie. Ale dyscypliny nieolimpijskie też mają swoje zawody, tzw. The World Games. W 2017 roku odbyły się we Wrocławiu i właśnie dzięki temu, że Polska była gospodarzem, my jako reprezentacja mieliśmy szansę wziąć w nich udział, gdzie tak naprawdę normalnie byśmy pewnie się nie zakwalifikowali, bo tylko pierwsza ósemka na świecie się dostaje, a Polska ma 12 miejsce na świecie. Więc to był naprawdę prestiż, żeby wziąć udział w tak wielkich zawodach; takich igrzyskach, tylko nieolimpijskich.
Ale dyscypliny nieolimpijskie też mają swoje zawody, tzw. The World Games. W 2017 roku odbyły się we Wrocławiu i właśnie dzięki temu, że Polska była gospodarzem, my jako reprezentacja mieliśmy szansę wziąć w nich udział, gdzie tak naprawdę normalnie byśmy pewnie się nie zakwalifikowali, bo tylko pierwsza ósemka na świecie się dostaje, a Polska ma 12 miejsce na świecie. Więc to był naprawdę prestiż, żeby wziąć udział w tak wielkich zawodach; takich igrzyskach, tylko nieolimpijskich.
No właśnie à propos igrzysk olimpijskich. Czy są zdefiniowane konkretne kryteria, które trzeba spełnić, żeby dostać się do tego prestiżowego grona?
Tak, tak, tak. Mamy już właściwie spełnione warunki, nie chcę teraz wprowadzić w błąd, ale to też się dzieli na jakieś kategorie, że musi być ileś tam federacji zrzeszonych, kiedy sport jest dla mężczyzn, to wtedy musi być więcej tych federacji, kiedy jest dla kobiet – to mniej. My mamy ten mixtowy, więc bodajże 63 federacje trzeba mieć. My mamy 69, więc spokojnie te kryterium spełniamy, ale potem tworzy się taki problem, to wiem już ze źródeł głębszych, że mamy ośmiu zawodników w jednej drużynie, plus jeszcze oczywiście zawodnicy rezerwowi, razy osiem drużyn ze świata, to robi się już strasznie dużo osób do zorganizowania korfballu na Igrzyskach. To nie jest dyscyplina indywidualna, że weźmiemy sobie po ośmiu zawodników z każdego kraju, każdy wystartuje, tylko tutaj jest cały, pełny zespół, więc tu się robią już koszty, i myślę, że to jest na razie problemem.
I też to, że Holendrzy zawsze wygrywają wszystkie mistrzostwa świata. Więc nie ma tutaj takiego zaskoczenia, nie ma aż takiej rywalizacji. Trochę inaczej jest na mistrzostwach plażowych, bo gramy też w korfball plażowy. I w korfballu plażowym Holendrzy się aż tak nie skupiają, i bardzo często wygrywa albo Belgia, albo Portugalia, nawet nam się udało trzecie miejsce zająć w 2018 roku bodajże, więc tutaj rzeczywiście można się nie spodziewać, kto zdobędzie pierwsze miejsce, kto stanie na podium. Natomiast na korfballu halowym, tym typowym, ósemkowym, no niestety, jednak Holandia zawsze wygrywa. Tylko w 1991 roku Holendrzy przegrali, wygrała Belgia, to jest jedyny historyczny moment tak naprawdę.
To jest ciekawe, jak wiele różnych aspektów trzeba wziąć pod uwagę w promocji danego sportu. I o to właśnie chciałam cię zapytać, bo mnie to bardzo intryguje, i przygotowując się do naszej rozmowy, tak się zastanawiałam, myślałam sobie, że to musi być bardzo trudne, żeby nowy sport wypromować, żeby on był uprawiany przez wiele osób. Pytanie, które sobie zadawałam to, czy wyzwania, które widzę, są takie, że jeśli chcemy, żeby było dużo osób, to musimy mieć już jakąś formę zorganizowaną, czyli nauczycieli tego sportu, kluby sportowe. Ale żeby mieć nauczycieli, żeby mieć kluby, to musimy mieć dużo osób, więc właśnie typowy problem jajka i kury. Jak to wygląda w tej dyscyplinie?
Zdecydowanie, świetnie to ugryzłaś, bo mamy problem, gdzie tu zacząć, więc tak naprawdę trzeba zacząć wszędzie, równomiernie, żeby to poszło. Bo co z tego, że zaczniemy wśród dzieci, jeśli musimy mieć potem dla nich jakąś przyszłość, czyli muszą być jakieś starsze roczniki, które też będą grały. Ale korfball jest już 35 lat w Polsce i gramy wśród dzieci, młodzieży seniorów, więc tutaj nie ma problemu. Problemem jest jak zwiększać tę liczbę, po to, żeby zwiększać potem liczbę klubów; żeby zwiększać rywalizację, żeby potem osiągać lepsze sukcesy na rozgrywkach międzynarodowych.
I tu się zaczyna problem wśród nauczycieli wychowania fizycznego, bo ja teraz miałam okazję pracować z takim projektem, jeździliśmy po całej Polsce i miałam dużo kontaktu z nauczycielami wychowania fizycznego (moja mama też jest nauczycielem wychowania fizycznego), i jeśli nawet takiego nauczyciela, który studiował, zapytamy, czy słyszał kiedyś o korfballu, no to tak średnio, może gdzieś tam komuś się obiło o uszy, ale raczej niekoniecznie, i wydaje mi się, że dlatego właśnie problem leży w akademiach wychowania fizycznego. Bo tam jest stawiany mały nacisk na sporty nieolimpijskie, te niszowe, głównie skupia się wszystko na dyscyplinach olimpijskich. I potem ci nauczyciele, rozpoczynając pracę zawodową, nie znają takich sportów. I, pomimo że mają taką opcję w podstawie programowej – mają właściwie takie wymaganie, żeby wprowadzać różne innowacje, dyscypliny poza europejskie – to jednak nie mają pomysłu na coś takiego. Chociaż poznałam wielu nauczycieli wychowania fizycznego, którzy, mimo że nie słyszeli o korfballu, bardzo są otwarci na to, żeby działać, więc gdzieś tam dalej jesteśmy w kontakcie, zaprosiłam ich już na szkolenia, żeby posłuchali o tym, i mam nadzieję, że uda się, żeby wprowadzili do swoich lekcji.
A czy Polski Związek Korfballu ma rozpisany jakiś plan promocyjny? Bo ja jestem ze świata biznesu i jak jestem w marketingu, promocji, to siadamy, dyskutujemy, jakie działania można podjąć, w jaki terminie, kto jest za nie odpowiedzialny, jakimi kanałami, jakie treści, jaki budżet jest niezbędny, skąd ten budżet wziąć, etc. Jak to wygląda w przypadku sportu?
Nasza pani prezes Polskiego Związku Korfballu również ma ramowy plan rozpisany. Głębsze cele i punkty działania rozpisywaliśmy, nawet jesteśmy w takim projekcie erasmusowym dla korfballu, organizowanym przez Holendrów, we współpracy chyba z Chińczykami, chyba z Katalonią – różne kraje są w to wciągnięte – i wspólnie właśnie też piszemy taki plan, zgłębiamy, jaki kraj ma dane problemy. Tylko teraz właśnie przez sytuację covidową trochę się to rozmyło, bo jednak te spotkania online nie dają tyle samo, co na żywo, ale mam nadzieję, że to jeszcze gdzieś tam dojdzie do skutku.
W każdym razie pani prezes ma swój plan, też rozpisuje różne budżety czy programy do ministerstwa – bo korfball jest finansowany głównie z ministerstwa. Oczywiście to nie jest wystarczająca ilość pieniędzy, ale jakoś działamy z tym, co mamy. Ale ja chętnie jeszcze porozmawiam z tobą tutaj po nagraniach, zawsze takie świeże oko, inne spojrzenie, jakaś podpowiedź są mile widziane, bo tak naprawdę mamy mało ludzi w korfballu, którzy chcą aktywnie działać, którzy czują sercem ten korfball i chcą pomagać w jego rozwoju. Dużo osób woli raczej z niego czerpać dla siebie, dla zabawy sobie pograć, a jednak nie dają jakoś dużo od siebie, więc poszukujemy takich ludzi z pozytywną energią i pomysłami.
Z przyjemnością, mogę ci się nawet na antenie zobowiązać. No właśnie, ludzi z energią, z pomysłami, którzy chcą się zaangażować, żeby promować tę dyscyplinę. Ty jesteś taką osobą. Chciałabym przejść do twojej osobistej historii, jak ten korfball pojawił się w twoim życiu?
No właśnie. Moja mama sprowadziła go do Polski. Dosłownie sprowadziła, bo na studiach miała okazję wyjechać do Holandii i tam nauczyć się tej dyscypliny, potem wróciła do Polski. W tym samym, czasie też był organizowany kurs korfballu w Polsce, więc Holendrzy przyjechali do Polski, wyszkolili kilku nauczycieli. Oni potem się zebrali wszyscy razem, założyli Akademicką Federację Korfballu, potem Polską Federację Korfballu, i tak gdzieś tam dalej działali, ale też to byli ciągle ci sami ludzie, więc cieszę się, że teraz od 2-3 lat mamy nową panią prezes, więc jest nowa energia, i trochę ci ludzie się zmienili. Ale jednak mam wrażenie, że startujemy, może nie z poziomu zera, ale właśnie dość nisko.
No właśnie. Moja mama sprowadziła go do Polski. Dosłownie sprowadziła, bo na studiach miała okazję wyjechać do Holandii i tam nauczyć się tej dyscypliny, potem wróciła do Polski. W tym samym, czasie też był organizowany kurs korfballu w Polsce, więc Holendrzy przyjechali do Polski, wyszkolili kilku nauczycieli. Oni potem się zebrali wszyscy razem, założyli Akademicką Federację Korfballu, potem Polską Federację Korfballu, i tak gdzieś tam dalej działali, ale też to byli ciągle ci sami ludzie, więc cieszę się, że teraz od 2-3 lat mamy nową panią prezes, więc jest nowa energia, i trochę ci ludzie się zmienili.
I ja nie miałam wyboru, więc tak naprawdę. Zawsze ktoś się mnie pyta: „Ile lat, Tamara, grasz w korfball?”. A ja zaczęłam już w brzuchu mamy tak naprawdę, no nie pamiętam tego momentu pierwszego z piłką, bo zawsze gdzieś tam tarzałam się pod trybunami, kiedy ona grała mecze. Więc dla mnie to nie był wybór, ale później z czasem, czuję, że to się stało powołaniem. Więc teraz tak naprawdę każda wolna chwila, to jest dla korfballu. Moje myśli zawsze gdzieś tam krążą, np. co jeszcze zrobić swoim dzieciakom, bo również jestem trenerem reprezentacji juniorskiej, więc co jeszcze zadać dzieciakom, co jeszcze zrobić na treningu, a jeszcze może taki pomysł, a może tu się odezwać, więc gdzieś tam cały czas te myśli krążą wokół korfballu. Naprawdę nie da się od tego uciec.
No właśnie, bo jesteś kapitanką reprezentacji Polski w korfballu, trenerką juniorów, co jeszcze? Działaczką – tak cię można określić?
Tak, w Polskim Związku Korfballu dużo działam, również z moją mamą. Za tydzień mamy kurs na temat nowoczesnych aktywności fizycznych, właśnie stricte na korfball nakierowany, więc prowadzimy szkolenia, kursy instruktorskie, działam też w Międzynarodowej Federacji Korfballu, tam jestem członkiem do spraw korfballu plażowego, o którym wspominałam, trochę temat na razie umarł, ale szykujemy się na lato na mistrzostwa świata w Maroko. Jestem również członkiem w Korfball World Fundation, ta fundacja skupia się na tym, żeby wypromować korfball na całym świecie, żeby stał się dyscypliną olimpijską, ale też, żeby podciągnąć poziom krajów niższych rangą do wyższego poziomu. Współpracowaliśmy z Ukrainą, prowadziliśmy drużynę z Białorusią, w planach jest również Wybrzeże Kości Słoniowej, żeby tam jeszcze troszkę wypromować korfball. Tak że fundacja bardzo prężnie działa.
Jestem również członkiem w Korfball World Fundation, ta fundacja skupia się na tym, żeby wypromować korfball na całym świecie, żeby stał się dyscypliną olimpijską, ale też, żeby podciągnąć poziom krajów niższych rangą do wyższego poziomu. Współpracowaliśmy z Ukrainą, prowadziliśmy drużynę z Białorusią, w planach jest również Wybrzeże Kości Słoniowej, żeby tam jeszcze troszkę wypromować korfball. Tak że fundacja bardzo prężnie działa.
Masz też w życiorysie epizod gry za granicą.
Tak, konkretnie dwa takie sezony. Jeden w lidze angielskiej, akurat byłam na ostatnim roku swoich studiów magisterskich, więc było bardzo ciężko, bo nie mieszkałam tam, tylko co dwa tygodnie latałam na mniej więcej cztery dni, żeby jeszcze zahaczyć o jakiś trening i mecz, więc swoją pracę magisterską tak naprawdę pisałam w Anglii. Było ciężko, ale bardzo dużo doświadczenia zdobyłam. Tak naprawdę to wyszło przez przypadek, bo pojechałam tam na wakacje do znajomego trenera, który jest obecnie trenerem reprezentacji angielskiej. I on mi powiedział: „Tamara, jeśli nie zaczęliście jeszcze swojej ligi w Polsce, to może zagrasz z nami?”. No i tak jeden mecz… „Jeszcze nie zaczęliście? To może przylecisz za tydzień?” – „No dobrze”. I tak naprawdę prawie cały sezon rozegrałam z drużyną angielską.
Rok później wyjechałam za granicę za namowami ówczesnego trenera naszej polskiej reprezentacji, który był Holendrem. Mówił: „Pojedź, to będzie rozwój dla ciebie”, i załatwił mi miejsce w holenderskiej drużynie, więc tam też bardzo dużo się nauczyłam. Spędziłam w Holandii dziesięć miesięcy, będąc tam już na stale, bez dojeżdżania co chwila, i miałam okazję rozegrać mecze z najlepszymi zawodnikami na świecie, bo Holandia jest mistrzem świata. Grałam i przeciwko nim, i razem w jednej drużynie, więc to było jedno z marzeń, które spełniłam, ale pozostają oczywiście kolejne marzenia, pomysły się nie kończą.
Zaraz cię o nie dopytam. Tak sobie myślę, że z perspektywy Holendrów to musi być bardzo ciekawe, bo myślę, że dla nich to byłoby dużą satysfakcją, wartością, żeby ten sport stał się finalnie sportem olimpijskim. Co ciekawe, z tego co mówisz wynika, że taką drogą do tego, żeby korfball stał się sportem olimpijskim, jest stworzenie sobie silnej konkurencji. I to jest taki paradoks, że faktycznie trzeba sobie tę konkurencję stworzyć, żeby być w stanie grać na olimpiadach.
Ale to jest bardzo ciężkie, prawda? Bo jeśli jest się pomysłodawcą tego sportu, i jest się cały czas w czołówce, to nikt nie chciałby spaść z tego miejsca, aczkolwiek Holendrzy bardzo poważnie do tego podchodzą, bo drużyna reprezentacji tak naprawdę nie musiałaby w ogóle ćwiczyć z reprezentacją, wystarczyłoby, że graliby w swoich klubach, i dalej byliby najlepsi jeszcze przez kilka lat na pewno, ale oni jednak bardzo poważnie do tego podchodzą, i reprezentacja ma swoje treningi oddzielne, ma swoje treningi poza korfballem, siłowe, wytrzymałościowe, więc naprawdę poważnie do tego podchodzą. Jeżdżą też po całym świecie i grają z innymi drużynami, np. z Chinami, z Tajwanem, bo to jednak jest dla nich konkurencja, z Belgią właśnie, ale starają się pomagać.
Trenerzy holenderscy jeżdżą też po całym świecie i udzielają różnych szkoleń, zostają trenerami, tak jak i my mieliśmy trenera holenderskiego w reprezentacji Polski. Pomagają. W tym momencie mamy asystenta trenera również Holendra, więc oni starają się wyjeżdżać do różnych krajów i wspierać korfball i podnosić jego poziom. Nie jest to łatwe. Szczególnie jeśli w Polsce tak naprawdę nie mamy aż tylu zawodników, żeby będąc w reprezentacji Polski, czuć ten oddech za sobą, że ktoś może cię zastąpić, więc ja muszę pracować bardziej. Nie ma czegoś takiego i przez to też rozwój jest wolniejszy.
Niezbędnym elementem do rozwoju są też pieniądze, bo samą energią ludzką można zdziałać bardzo dużo, ale w którymś momencie ten sufit się pojawia. Jak to jest w przypadku takich wciąż młodych dyscyplin z pozyskiwaniem funduszy?
Właśnie głównie z ministerstwa sportu – na różne wyjazdy. Aczkolwiek musimy jeszcze dokładać ok. 10% jeśli jedziemy na jakieś zawody lub zgrupowania.
Mówisz my – jako zawodnicy?
My, jako zawodnicy, tak.
Czyli żeby grać, trzeba samemu też finansować grę?
Tak, trzeba dokładać do tego, nie zarabiamy na graniu. Tak naprawdę w korfballu w Polsce nie ma takiej działki, żebyśmy mogli coś już z tego zarobić.
A sponsorzy?
No właśnie ciężko z tymi sponsorami. Ciężko jest znaleźć sponsora. Akurat w tym temacie nie wiem, jak bardzo się starliśmy, więc trudno mi powiedzieć, ale podobno jest ciężko, jak rozmawiałam z tymi osobami, które są za to odpowiedzialne.
Trochę z innej perspektywy. Dla kogo jest korfball? Bo są sporty indywidualne i zespołowe, są sporty dla osób wyższych, niższych, szybszych, silniejszych, zwinniejszych… Można patrzeć z różnych perspektyw. No właśnie, a korfball?
Tak naprawdę połączenie wszystkiego, co powiedziałaś. Oczywiście jeżeli ktoś woli sporty indywidualne, jest takim indywidualistą na boisku, to tutaj się nie sprawdzi, bo w korfballu jest wysoki poziom współpracy. Naprawdę wysoki. Szczególnie przez to, że też nie możemy się poruszyć z tą piłką. Czyli tak, jak w koszykówce, złapiemy piłkę i jesteśmy w stanie tak naprawdę sami rozegrać całą akcję, przebiec od jednego kosza do drugiego.
Dlatego też mówię, że to jest świetna dyscyplina na lekcje wychowania fizycznego, ale o tym może za chwilę. Więc tak naprawdę gra solo tutaj jest prawie niemożliwa. Tutaj musimy przemyśleć, jak pomóc swojemu koledze, ale też jak zagrać samemu. Wzrost się przydaje; Holendrzy – najwyższa narodowość na świecie. Ale nie jest niezbędny. Wystarczy, że ktoś będzie skoczniejszy, to już tę piłkę spokojnie zbierze, gdy będzie sprytniejszy, lepiej się zastawi, tak jak mówię, nie ma kontaktu fizycznego, nie ma przepychania, więc można gdzieś tam, że tak powiem, mózgiem zagrać, niż swoimi zdolnościami fizycznymi.
Ja właśnie jestem niska, więc nadrabiam szybkością i zwinnością, więc tak naprawdę każda cecha się przydaje, i też nie mamy konkretnych ról na boisku. Czyli każdy może zostać osobą zbierającą, każdy może zostać strikerem rzucającym, każdy może zostać asystującym, więc każdy się gdzieś odnajdzie na tym boisku, nie ma takiej specyfikacji jeżeli chodzi o role.
Ale wymieniłaś trzy różne role. To jest tak, że w trakcie rozgrywki umawiacie się, że okej, w tej rozgrywce ja jestem na tej pozycji strike’ującego czy broniącego?
Możemy się tak umówić, ale to też oczywiście zależy od obrońcy. Musimy zagrać tak, na co nam obrońca pozwala. Mamy osoby w czwórce, bo boisko jest podzielone na dwie strefy, więc powiedzmy, w strefie ataku, tam, gdzie mamy te cztery osoby atakujące, możemy się umówić, że okej, ty jesteś najwyższy, więc stań na zbiórce, zacznij tam. Mamy osobę, która najlepiej rzuca, najlepiej trafia, to ta osoba jest tym pierwszym punktem do rzucania, ale jeśli pozostałe osoby z drużyny, przeciwnicy będą wiedzieli, że oni nie są w stanie oddać rzutu, ale słabo trafiają, to jak ich odpuszczą, to ten striker też nie będzie miał szans, bo będzie bardziej przykryty. Więc jednak każdy musi dobrze się odnaleźć w każdej roli tak naprawdę.
Wspomniałaś, że to jest superdyscyplina pod kątem zajęć WF-u. Dlaczego?
Tak, wiele tutaj aspektów. Zaczynając chociażby od tego, że chłopcy i dziewczynki grają w jednej drużynie. Nie trzeba dzielić klasy. Oni też ze sobą lepiej współpracują, bo wiadomo, to czasami jest taki okres, zależnie od wieku, zainteresowania sobą, albo wręcz przeciwnie, takiej nienawiści trochę do siebie, więc tutaj bardzo fajnie się to sprawdza. Uczy też takiego przewidywania, bo jednak nie można poruszać się z piłką, nie można zagrać solo.
Zwykle mamy w klasie takiego ancymona, który jest najbardziej wysportowany i jest w stanie sam rozegrać całą akcję i sam biega za wszystkich. Tutaj się tak nie da, więc każdy w drużynie czuje się potrzebny, nawet osoby, które nie są superwysportowane, i nawet jeśli nie dostaną w danej akcji piłki do rąk, to jednak czują się zaangażowane w tę grę. Mają swojego obrońcę przypisanego, starają się uwolnić, i nawet jeśli tej piłki nie dostaną do rąk, jest takie poczucie, że są ważni na boisku. To jest bardzo dobre. Też to, że to jest gra ogólnorozwojowa. Tu nie ma jakiejś supertechniki.
Zwykle mamy w klasie takiego ancymona, który jest najbardziej wysportowany i jest w stanie sam rozegrać całą akcję i sam biega za wszystkich. Tutaj się tak nie da, więc każdy w drużynie czuje się potrzebny, nawet osoby, które nie są superwysportowane, i nawet jeśli nie dostaną w danej akcji piłki do rąk, to jednak czują się zaangażowane w tę grę.
Mamy technikę rzutu do kosza, ale jeśli ona nie będzie jakoś spełniona, to naprawdę nie ma problemu, z resztą jest taka bardzo intuicyjna, że dwie ręce idą prosto wyrzucone do kosza, a nie tak jak w koszykówce, że jedna ręka z przodu, jakieś ułożenie, więc bardzo ogólnorozwojowo. Nie ma też jakiejś dominacji, że na jednej ręce, na drugiej, tak jak w badmintonie chociażby, jestem leworęczna, to od razu automatycznie lewy bark w górę. Tutaj takiej sytuacji nie ma po prostu
Zmieniając odrobinę temat, mnie zawsze intryguje, co osoby, które zajmują się na co dzień działaniami, które z perspektywy innej osoby są hobby, robią w ramach hobby? Bo dla mnie bieganie, czyli sport właśnie, jest hobby, bo na co dzień pracuję w biznesie. Ty całą swoją energię na co dzień poświęcasz na sport. Jakie masz zatem hobby?
Muszę zaznaczyć, że korfball też jest nadal tym hobby, i tak naprawdę wszystkie działania wokół niego także, bo nie można tego nazwać pracą, bo nie jest to zarobkowe. Aczkolwiek mam jeszcze inne sporty, które uprawiam, więc przyjmijmy, że moim hobby jest badminton. 15 lat gram w badmintona, trochę miałam teraz przerwy ze względu na kontuzję, ale jednak dalej gdzieś tam jest w moim sercu i wracam na swoją uczelnię, gdzie założyłam właśnie sekcję badmintonową. I teraz, od dwóch lat moim hobby stało się również ultimate frisbee, więc też taka niszowa dyscyplina, też nieolimpijska. Więc w to też lubię sobie pograć. I ostatnio dużo czasu spędzamy ze znajomymi na planszówkach – to jest jeszcze taka aktywność, którą lubię.
To frisbee mnie zaintrygowało, ja sobie rzucam czasem z synem, tak po prostu do siebie nawzajem rzucamy. A na czym polega sport ultimate frisbee?
Myślałam, że powiesz, że z pieskiem sobie rzucacie, bo właśnie zwykle ludzie kojarzą ten sport, że rzuca się dyskiem i pies łapie – to też jest frisbee. Jeśli chodzi o ultimate, to normalnie gra się mecz, trzeba przeprowadzić dysk od jednej strefy do drugiej, po prostu przekroczyć linię z dyskiem. Tutaj też nie można się z nim poruszać, więc w momencie złapania dysku, musimy się zatrzymać i podać kolejnej osobie. To się może wydawać proste, ale jak obejrzymy taki mecz, to naprawdę jest to trudne zadanie, i w ataku, i w obronie (mamy dwie pozycje), i osoby takiej asystującej, rozgrywającej, tzw. hendlera, i osoby sprintującej, czyli tzw. cutera. Ja jestem właśnie na tej ostatniej wymienionej pozycji, więc tutaj można się naprawdę zamęczyć.
Treningi w tamtym roku mieliśmy w środy, o godzinie 23.30 kończyliśmy, więc jak wracałam do domu, wzięłam prysznic i zjadłam, to tak jeszcze mnie endorfiny trzymały, (to było więcej endorfin niż na korfballu, właśnie chyba przez to całe sprintowanie), że jeszcze przez dwie godziny nie mogłam zasnąć. Więc naprawdę daje dużo satysfakcji ten sport.
I to jest mecz? Czyli też są przeciwne drużyny? Czyli jedna drużyna drugiej nawzajem przeszkadza, odbiera ten dysk?
Dokładnie. Trzeba przechwycić ten dysk, albo wystarczy, że dysk spadnie na ziemię, to już jest dla przeciwnej drużyny. I wtedy przeciwna drużyna stara się do naszej strefy, tzw. zony, przeprowadzić ten dysk.
Zbliżając się do końca naszej rozmowy, chciałam nawiązać do tego, co mówiłaś wcześniej, czyli że masz konkretne marzenia, tak usłyszałam, marzenia, cele, związane z korfballem. Czy chcesz, możesz je zdradzić?
Jasne, że tak. W ogóle moja lista – to do list nawet – jest bardzo długa. Przede wszystkim chciałabym, żeby korfball był bardziej popularny w Polsce, zdecydowanie. To ułatwi też sprawę zachęcania kolejnych ludzi, więc mam wrażenie, że jesteśmy w takim momencie, który trzeba przełamać jeszcze trochę i potem już będzie trochę z górki. Mam nadzieję, że jak najszybciej dojdziemy do tego momentu. I to, żeby był dyscypliną olimpijską. Jeśli się nią stanie, to z automatu będzie bardziej popularny.
Jeśli chodzi o moje prywatne marzenia, to jednak po tej Holandii mam taki trochę niedosyt, bo tam zaczynałam w drugiej drużynie, ale spadłam do trzeciej, a jednak takim marzeniem byłoby wystartowanie w drugiej, pierwszej drużynie, czyli w Korfball Ligue, najwyższej lidze, która jest grana na świecie, to jest liga holenderska. I wyjazd do Chin. Miałam go już zaplanowanego, kupione bilety, i przyszedł covid.
Prywatny wyjazd?
Tak, prywatny. Znam się troszkę tam z trenerem, chociaż mówimy w zupełnie różnych językach, ale gdzieś tam, tak naprawdę, czuć można od drugiej osoby, że jest się miło przyjętym, i że się lubimy, więc przez pośrednika dogadałam się z tym trenerem, że on zaprasza, że mogę przyjechać do nich na uniwersytet i grać razem z nimi w korfball, więc to byłoby niesamowite doświadczenie. Plan był, żeby polecieć tam na trzy miesiące, bilety były kupione, przyszedł covid, i tak to się wszystko rozmyło. Więc to jeszcze jest takie marzenie do spełnienia.
Trzymam kciuki za realizację twoich marzeń. Chętnie pomogę, nawiązując do tego, co padło, we wcześniejszej części naszej rozmowy. Bardzo ci dziękuję za przyjęcie zaproszenia i do zobaczenia w przyszłości na zawodach korfballowych.
Mam nadzieję. Ja również bardzo dziękuję za zaproszenie. Super tutaj działacie i mam nadzieję, że wiele osób dzięki wam spełni swoje marzenia.
A ja mam nadzieję, że choć jeden słuchacz, czy widz się znajdzie, który tę rozmowę popchnie gdzieś dalej i żeby chociaż jedna nowa osoba stała się graczem.
Zapraszam na treningi, zapraszam do kontaktu wszystkich chętnie i ciepło przyjmiemy.
Dzięki wielkie.
Dziękuję również.
Kolejna rozmowa i kolejna dawka pozytywnej energii. Po prostu uwielbiam te rozmowy. Są dla mnie okazją do spotkania z niezwykłymi ludźmi. Mam nadzieję, ze Ty także to odczuwasz, nawet jeśli nie uczestniczysz w naszych spotkaniach osobiście. Jeśli chciałbyś, chciałabyś spróbować korfballu, zapraszam cię do kontaktu z Tamarą poprzez jej media społecznościowe. Są podlinkowane w notatkach do tej rozmowy.
Do zobaczenia wkrótce w kolejnym odcinku.