NM 93: Anna Maziuk – zapomnieliśmy, że jesteśmy częścią ekosystemu

  • 01:05:33
  • 14 listopada, 2023
  • 149.99M

Zapraszam Cię dziś na spotkanie z Anną Maziuk. Dziennikarką i propagatorką wiedzy o przyrodzie. Ania sama nazywa siebie przyrodofilką, która lubi oswajać innych  z dziką przyrodą. Nasza rozmowa płynie w różne strony. Od dzieciństwa Ani po przyszłość naszej planety. Rozmawiamy o skali makro i mikro. O tym dlaczego warto się ograniczać i dlaczego trzeba mówić o ograniczeniach z perspektywy korzyści. Ta rozmowa jest niespieszna. Wyobrażam sobie, że najlepiej może się jej słuchać z kubkiem gorącej kawy lub herbaty na kanapie, pod ciepłym kocem, z kotem lub psem śpiącym obok, patrząc na kwiaty na parapecie lub zieleń za oknem.

W odcinku „NM 93: Anna Maziuk – zapomnieliśmy, że jesteśmy częścią ekosystemu” usłyszycie o tym:

  • Skąd u Ani miłość do natury;
  • kiedy i jak stała się Przyrodofilką;
  • co zachęciło ją do pisania;
  • kto jest jej inspiracją;
  • jakie książki już napisała i o czym będzie kolejna;
  • po co i dlaczego wyjechała do Kanady;
  • czym są Costal wolfes;
  • jakie gatunki najbardziej interesują Anię;
  • dlaczego natura powinna nas obchodzić?

Jestem z miasta, a jednak moje wspomnienia z dzieciństwa to wiosenne wyjazdy z dziadkiem, żeby zbadać czy kaczeńce już zakwitły. Łażenie po drzewach, pomoc babci w ogródku, weekendy spędzane z rodzicami na piknikach nad pobliską rzeczką, zabawy z kotami i psami. Kocham naturę. Dostałam tą miłość w genach i w wychowaniu. Sama się łapię na tym, że swoim dzieciom nie przekazuję jej dostatecznie mocno, dlatego jestem bardzo wdzięczna Ani za pracę, którą wykonuje, żeby nieustająco przypominać nam o tym, że jesteśmy częścią natury. Że natura jest piękna i żeby taka pozostała. Żebyśmy mogli się nią cieszyć, to trzeba o nią dbać. Trzymam kciuki za nas wszystkich, abyśmy to robili. Do zobaczenia w kolejnym odcinku!

 

 

Dodatkowe linki:

Więcej o Ani znajdziesz tutaj:

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

 

Cześć, Aniu.
Witaj, Joasiu.
Dzięki wielkie, że przyjęłaś zaproszenie, bo tematy, o których będziemy rozmawiać, są mi bardzo bliskie. Ja jestem dziewczyną z miasta. A Ty? Jesteś dziewczyną z miasta czy dziewczyną ze wsi? Czy może dziewczyną z lasu?
Nie jestem dziewczyną ze wsi ani dziewczyną z dużego miasta. Urodziłam się w małym miasteczku przy samej granicy z Kaliningradem, a wychowywałam w innym małym mieście otoczonym jeziorami i lasami, więc tak naprawdę jestem troszkę z miasta, chociaż moje korzenie są ze wsi, rodzice rodziców gdzieś tam wychowywali się, to też są przesiedlenia, więc temat jest jak u wielu z nas bardzo złożony, natomiast bardzo dużo czasu spędzaliśmy z rodzicami w lesie, w przyrodzie, nad jeziorami. Rodzice mieli ogródek działkowy, bo mieszkaliśmy w bloku, jak byłam mała, i w takim kompleksie ogródków działkowych, spędzaliśmy też bardzo dużo czasu i miałam stamtąd przepyszne warzywa, owoce i stąd też znam doskonały smak warzyw i owoców i dzisiaj ciężko mnie oszukać.
Więc taka odpowiedź, że jestem gdzieś z pogranicza, nie ma jednej odpowiedzi na to. Może z tego względu ciągle szukam miejsca dla siebie.
To kilka wątków, do których będziemy nawiązywać. Ale mówiłaś z takiej perspektywy roślinnej, bo o lesie, o ogródkach, o warzywach, o owocach. A zwierzęta? Miałaś jako dziecko zwierzęta?
Oczywiście. Kiedyś zapytałam rodziców, żeby potwierdzić swoje własne wspomnienia, bo inaczej widzimy siebie, zwłaszcza jako dzieci, a inaczej widzą nas ci opiekunowie. Zapytałam ich, jaka byłam jako dziecko, bo potrzebowałam wypełnić jakiś tam kwestionariusz. I oboje pierwsze, co napisali: kochałaś zwierzęta i chciałaś przygarniać wszystkie i ratować wszystkie, opiekować się wszystkimi itd.
Ja rzeczywiście chciałam być weterynarką jako dziecko, więc wszelkie owady, pasikoniki, które mi się wydawało, że potrzebują pomocy, niekoniecznie z dzisiejszej perspektywy powiedziałabym, że to, co robiłam, było pomocą, ale wtedy miałam jak najlepsze intencje, np. zamykając je gdzieś tam w jakimś pudełeczku z trawką i dbając, aż dojdą do siebie. Niektóre jakoś tam przeżywały ten czas. Nie pamiętam tego, że wiele z nich uśmierciłam, więc jakoś byłam widocznie na tyle delikatna przynajmniej, że nie powodowałam więcej szkody.
Później miałam i świnkę morską, mieszkał z nami kot, później przez naście lat mieszkała z nami Saba, nasz piesek, jeszcze taki rodzinny. Jeszcze w mojej takiej wczesnej dorosłości też później dwa króliki w jednym związku, takie przygarnięte, przygarnięty kotek. Ale z czasem to się wszystko pokomplikowało troszkę, dlatego że mam alergię niestety, bardzo dużo też się przemieszczam, podróżuję i jakoś tak trochę się to skomplikowało, żeby żyć ze zwierzętami na co dzień, przynajmniej póki co.
Ale tak, zawsze były bardzo, bardzo bliskie. Teraz mówię o tych takich domowych, przy człowieku bezpośrednio, nie o dzikich.
Właśnie, dzisiaj może nie masz tych domowych, za to je podglądasz, obserwujesz, tropisz. Jak to się stało, że Ty je podglądasz, obserwujesz, tropisz? Kiedy podjęłaś decyzję albo w ogóle wpadłaś na taki pomysł, że chciałabyś zostać – czekaj, bo Ty używasz w swoim opisie takiego fajnego słowa – przyrodofilką, propagatorką wiedzy o przyrodzie, o naturze?
Nie wiem, czy takie decyzje to się świadomie podejmuje, że się zostanie filką czegoś, czyli miłośniczką czy miłośnikiem jakiejś sfery, dziedziny, działalności. Ale tak jak powiedziałam, to chyba u mnie jakoś tak naturalnie wszystko się łączyło i jedno wynikało z drugiego.
Na pewno wiąże się to z wrażliwością. Każdy jakąś tą wrażliwość ma, moja jest akurat w tym kierunku jakoś ukształtowana bardziej i też mnie zawsze poruszały te zwierzęta i ta kwestia pomagania tym potrzebującym, bo to właśnie tutaj rozszerzyłam to już z tego świata pozaludzkiego do ludzkiego – to było we mnie zawsze silne. Miałam taką potrzebę pomagać tym, którzy jakoś mieli trudniej niż ja.
Okej, ale powiedziałaś, że rozważałaś zawód weterynarki, a zdecydowałaś się na dziennikarstwo. Czyli gdzieś był ten moment…
Nigdy nie rozważałam. To było, kiedy miałam może 6 lat. Więc to też nie to, że to było coś realnego. Później po prostu zaczęłam pisać w którymś momencie, kiedy miałam lat wczesne naście. Zaczynałam od jakichś tam pamiętników, wierszy, opowiadań i stąd wiedziałam, że chciałabym tę moją ścieżkę taką, powiedzmy, zawodową obrać. Też nie miałam innego pomysłu, zupełnie szczerze. Wychowywanie w małym miasteczku w latach, dorastanie w latach dziewięćdziesiątych to jest czas, kiedy nie ma internetu, kiedy te opcje, o ile nie masz przykładowo w rodzinie jakichś osób, które gdzieś tam Cię inspirują, jeśli chodzi o to, co robią zawodowo, to nie jest proste. W telewizji też jeszcze nie było tak dużo, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety, takich wzorczyń, których ścieżki mogłabym chcieć powielić, powiedzmy.
Więc ja trochę nie miałam pomysłu innego, a jednocześnie wiedziałam, że bardzo lubię pisać. Później pojawił mi się Ryszard Kapuściński, to, że on podróżował po świecie, opowiadał o ludziach, robił zdjęcia, ja też lubiłam fotografować, więc gdzieś to wszystko mi się tak… O Kapuścińskim dzisiaj moglibyśmy dużo mówić, ale na tamten moment mojego życia to była bardzo ważna postać, która mnie tak zainspirowała, że okej, to jest coś, co chciałabym robić. Gdzieś tam podróżować, opowiadać innym o świecie, pokazywać, przybliżać inne światy.
Czyli ten wybór dziennikarstwa już był z taką myślą, że to będzie takie dziennikarstwo zaangażowane, aktywne, że nie tylko usiądziesz, zrobisz research, może do kogoś zadzwonisz, pogadasz i coś finalnie napiszesz, tylko Ty najpierw doświadczasz, jedziesz, realizujesz wyprawy i dopiero potem dzielisz się refleksjami?
To jest ciekawe pytanie, bo ja nie wiem, czy jako dwudziestolatka ja w ten sposób o tym myślałam. Być może, bo ciężko mi… Mam dość kompleksowe myślenie i w ogóle dużo się zastanawiam i myślę, więc ten świat mój zawsze taki wewnętrzny był złożony, więc pewnie ciężko byłoby mi robić coś innego inaczej. Ja rzeczywiście potrzebuję rozumieć zjawiska bardzo dogłębnie, z każdej możliwej strony, co widać w mojej książce… Moich książkach – powiem w liczbie mnogiej, chociaż na razie tak naprawdę Państwo, Słuchacze, Słuchaczki oglądający, słuchający mogą na razie jedną fizycznie poznać.
Tak, ale już wiemy, że niedługo kolejna, a też gdzieś sygnalizujesz, że jeszcze trzecia na horyzoncie, tak że będzie więcej.
Tak, ale to, co robię, gdzieś tam pewnie widać, że staram się podchodzić bardzo wieloaspektowo do tych tematów, którymi się zajmuję.
Wracając do tego pytania, pewnie wtedy nie wiedziałam, ale chyba nie byłoby innej opcji. Ja się bardzo męczyłam, robiąc jakieś inne rzeczy. Robiłam je w życiu bardzo krótko, na zasadzie, że dotknęłam i pomyślałam: o nie, to nie dla mnie. Rzeczy, które nie były zaangażowane społecznie, które nie przyczyniały się do zmiany w świecie. Ja naprawdę się po prostu męczyłam, czułam, że to jest nie dla mnie i że potrzebuję mieć poczucie sensu w tym, co robię, bo inaczej gdzieś tam wewnętrznie coś zaczyna nie grać.

Ja się bardzo męczyłam, robiąc jakieś inne rzeczy. Robiłam je w życiu bardzo krótko, na zasadzie, że dotknęłam i pomyślałam: o nie, to nie dla mnie. Rzeczy, które nie były zaangażowane społecznie, które nie przyczyniały się do zmiany w świecie. Ja naprawdę się po prostu męczyłam, czułam, że to jest nie dla mnie i że potrzebuję mieć poczucie sensu w tym, co robię, bo inaczej gdzieś tam wewnętrznie coś zaczyna nie grać.

To porozmawiajmy o tym konkretnym projekcie, o ostatniej wyprawie, na którą się wybrałaś, daleko. Skąd był pomysł, żeby jechać do Kanady? Dlaczego akurat tam? Po co?
Ja wiem, gdzie to sięga. To tak właśnie troszkę jak z tym dziennikarstwem – ciężko powiedzieć, który moment był pierwszy i decydujący, ale gdzieś tam zaczęło mi to majaczyć jakiś czas temu, pewnie co najmniej rok wcześniej.
Może powiedz, gdzie konkretnie w Kanadzie i co…
Jasne, to jest bardzo istotne. To była Kolumbia Brytyjska, czyli jedna z najbardziej dzikich prowincji kanadyjskich. I taka, w której wciąż mamy jedyny ostatni północny las deszczowy, co jest niezwykłe; duży, niepofragmentowany jeszcze kawałek lasu deszczowego. On rozciąga się częściowo na wyspach, a częściowo w nadoceanicznej części Kolumbii Brytyjskiej.
Mnie przede wszystkim zafascynowała tam przyroda. I w którymś momencie po prostu też tak się poukładało w moim życiu, że zrobiła się przestrzeń na to. Wiedziałam, że będę w stanie poradzić sobie z tym czasowo, finansowo było to trochę pod znakiem zapytania, jak to dźwignąć, bo niestety dziennikarstwo w dzisiejszych czasach i publikowanie książek nie są super dochodowe, o ile nie publikuje się, nie wiem, superpoczytnych kryminałów. Nawet jeśli reportaże dobrze się sprzedają, to jest nieporównywalne, prawda? Więc tutaj miałam jakąś tam zagwozdkę. Natomiast to wszystko się udało naprawdę bardzo pięknie spiąć, za co też bardzo dziękuję, bo czuję, że dostałam takie duże zaufanie wielu osób. To jest super budujące.
Może powiem, że zorganizowałam zbiórkę na Zrzutce akurat i całą tę kwotę, o którą poprosiłam, nawet więcej ostatecznie udało mi się zebrać, więc jest to bardzo piękny gest ze strony wszystkich tych osób, które mnie wsparły, pokazując, że to, co robię, jest dla nich istotne. To było świetne.
Więc z tą Kanadą to trochę zbiegów jakichś tam sytuacji, które gdzieś tam się łączyły, ale tak naprawdę ja nikogo tam nie znałam, jadąc do Kanady, konkretnie do tej części, Kolumbii Brytyjskiej. Natomiast bardzo szybko po prostu okazało się, że tu już mnie ktoś na Instagramie obserwuje i to są akurat fotografowie przyrody, i okazało się, że tych kontaktów bardzo szybko zrobiło się mnóstwo. I zaczęłam oczywiście to, w czym jestem dobra, czyli takie sieciowanie i jakby po sznurku docierania do kolejnych osób, które mnie dalej prowadziły.
I co tam chciałaś zobaczyć w tej Kanadzie? I czy to zobaczyłaś?
Zobaczyć? Bardziej chciałam doświadczyć, poznać, bo zobaczyć to było od początku pod znakiem zapytania. W opisie zbiórki wspominałam o trzech gatunkach, w zasadzie o paru gatunkach, ale o wilkach, które nazywają się coastal wolves i nie ma polskiego odpowiednika, bo wilk morski nie pasuje, to inne zwierzę jednak. Czy to będzie wilk wyspowy, czy nadbrzeżny, szukam nazwy. Jak ktoś ma jakieś tutaj dobre sugestie, zapraszam, chętnie skorzystam. To są endemiczne wilki właśnie tam w Kolumbii Brytyjskiej, to jest wyspa Vancouver, na której ostatecznie spędziłam najwięcej czasu. Początkowo planowałam to trochę inaczej zrobić. Ostatecznie na wyspie byłam najdłużej. Później na części lądu. One też są wzdłuż wybrzeża na lądzie.
Charakteryzują się tym, że żywią się w dużej mierze zwierzętami morskimi. Są świetne. Wilki lepiej polują na łososie niż w niedźwiedzie. Akurat łosoś to jakby tutaj gatunek pomiędzy: morsko-lądowy. W sensie, jak płynie w górę potoków na lądzie. To jest super ciekawe, te wilki są w tym świetne, ale jedzą też foki, wieloryby wyrzucone przez ocean na brzeg itd. Więc to jest coś spektakularnego z naszej perspektywy, gdzie nasze wilki, nasze europejskie, mam na myśli, bardzo rzadko łowią ryby.
Są takie nagrania, one chyba też są akurat z USA, gdzie właśnie wilki z obrożami, z kamerką łowiły jakieś tam ryby, to pewnie się może zdarzyć, natomiast np. niedźwiedzie, pomimo że mamy te same, niedźwiedzie brunatne, my i Kanada, tutaj też jest Canis Lupus, jedne i drugie wilki, ale jednak różnią się, jeśli chodzi o populację, a z kolei niedźwiedzie, wracając do tych zwierząt, które chciałam zobaczyć, to w Kanadzie występują grizzly. Grizzly to po prostu niedźwiedzie brunatne, tej samej wielkości co nasze itd., ale inna populacja. Natomiast mają tam również niedźwiedzie czarne. I bardzo wyjątkowe, najrzadsze niedźwiedzie na świecie, czyli kermockie niedźwiedzie czarne – niedźwiedzie białe.
Czyli one są naprawdę białe, tak? One są z gatunku niedźwiedzi czarnych i z uwagi na jakąś modyfikację genetyczną są białe?
Dokładnie tak. Ta sierść robi się taka nie do końca biała, ona jest trochę kremowo, brudnawo biała, natomiast wyglądają zupełnie inaczej. Nie jest to też albinizm.
Faktycznie, jak robiłam, fotografowałam niedźwiedzie czarne i też niedźwiedzie brunatne, zrozumiałam, o co może chodzić z tymi twarzami, że one są jednak jasne. Ich oczy mają też takie czerwone zaczerwienienia wokół powiek itd., więc to wszystko jest o wiele bardziej wyraziste. I te niedźwiedzie, duchy tak zwane, mają tam pośród indiańskich plemion, indiańskich… Tutaj się odchodzi dzisiaj od tego i mówi się raczej pierwsze narody niż Indianie…
Ania, zawrócę do tego pytania właśnie, co chciałaś zobaczyć i doświadczyć, bo to jest ciekawe właśnie, że powiedziałaś doświadczyć, że tam nie pojechałaś jako turystka, żeby zobaczyć jeden gatunek, drugi gatunek, trzeci gatunek, tylko coś przeżyć.
Ja też od początku nie czułam, że chcę pojechać właśnie turystycznie i że chcę polecieć na drugi koniec świata, bo będzie fajnie, miło i ładnie. Wiedziałam, że jeśli mam coś takiego zrobić, to chcę, żeby coś z tego wynikało, że ja właśnie coś przywiozę, coś oddam światu, skoro już coś wezmę, bo wezmę: ten lot przez ocean jest kosztowny, jeśli chodzi o klimat, prawda, no niestety. Więc chciałam coś zwrócić jakby. I stąd też ten pomysł na to, żeby tym gatunkom, plus jeszcze gatunkom morskim, takim jak walenie, różne, to znaczy wieloryby, na razie zaczęłam od szarych humbaków i orek, ale to jest ogromny temat. Zwierzęta morskie to jest dla mnie świeży właśnie temat, więc dopiero zaczynam się temu przyglądać i badać.
Natomiast jeszcze tylko tak domknę, że te duże drapieżniki, duże zwierzęta interesują mnie z tego względu, bo mówi się, że to takie gatunki parasolowe, czyli takie, które z kolei odczuwają wszystko, co się dzieje na samiuteńkim dole tego łańcucha i pokarmowego, i w ogóle łańcucha zależności takich przyrodniczych. Więc przez mówienie o nich można opowiedzieć o tym, co się w ogóle w przyrodzie i w całym ekosystemie dzieje od samego dołu. A dzieje się bardzo dużo i niestety nie dzieje się dobrze. I ten wpływ w całości właśnie odczuwają te duże gatunki.
Plus tak bardzo prozaicznie, chociaż to nie był mój świadomy wybór, że będę mówić o dużych gatunkach, bo to do ludzi trafia bardziej niż kiedy mówiłabym o mrówkach, czy właśnie o samych łososiach, czy o jakimś rodzaju glonów, które np. zanikają i w związku z tym przekłada się to konkretnie np. na ryby najpierw. To się przekłada na to, później się to przekłada na humbaki itd.
Czyli będziesz teraz opowiadać w swoich mediach społecznościowych, może właśnie w tych kolejnych książkach o tym, czego doświadczyłaś, co przeżyłaś, więc ja bardzo zapraszam Was do obserwowania profili Ani, podlinkujemy je pod tą naszą rozmową.
Dziękuję. Tak, na pewno będę opowiadać w różnej formie. Zobaczymy jeszcze, tak jak mówiłam, potrzebuję kompleksowo dowiadywać się na temat rzeczy, a mam wrażenie, że ja tylko liznęłam te tematy, wiem to.
Ja mam tutaj takie prowokacyjne pytanie. Dlaczego to powinno nas obchodzić? To jest Kanada, gdzieś daleko, no dobra, niedźwiedzie, fajnie, że są, humbaki, orki, wilki.
My też mamy niedźwiedzie, fakt, że troszeczkę, tak jak powiedziałam, inne w tym sensie choćby ich preferencji co do diety, ale właśnie dlatego, że tam został jeden z tych takich wciąż jeszcze nie aż tak naruszonych… Tzn. bardzo mocno naruszony jest ten ekosystem, ale jednocześnie udało się utrzymać tam go jakoś na tyle – to ze względu na ukształtowanie terenu, że to są wysokie góry, że to jest bardzo trudno dostępny w wielu miejscach teren. I to jest tak naprawdę jedyna rzecz. Chociaż skala wycinek nawet w bardzo trudnym terenie jest też ogromna.
Więc dlatego, że właśnie tak jest, to szalenie cenne jest, żeby takie miejsca przetrwały, bo tak jak mówiło się o przypadku np. Białowieży, mówi się o przypadku Puszczy Karpackiej i nieistniejącego choćby Turnickiego Parku Narodowego, projektowanego od dwudziestu paru lat. Mówimy o tych miejscach w takim kontekście, że w nich możemy obserwować wciąż naturalne procesy, których nie będziemy w stanie obserwować nigdzie indziej. Jeśli nie będziemy ich w stanie obserwować, to znaczy, że one będą zanikać i też nie będziemy rozumieli bardzo wielu rzeczy i zależności.
Czyli myślę, że jest niestety ryzyko, że staniemy niedługo przed czymś takim, że będzie nam to potrzebne, żeby się ratować. To trochę dramatycznie zabrzmi, ale mam takie obawy, gdzie możemy dojść, jeśli się gdzieś tam jednak nie obudzimy, a na razie nie wygląda na to, żebyśmy się mieli obudzić. Konsumujemy wszyscy na potężną skalę.
Więc tak, to jest taka istotna sprawa, żeby te procesy chronić. I to, co się dzieje tam, ma bezpośrednie przełożenie na to, co dzieje się u nas. To nie jest tak, że jeśli tam zaburzymy ostatnie jakieś tam te procesy, to i tak będzie miało… Zwróć uwagę na, nie wiem, prędkość przenoszenia się wirusów dzisiaj czy bakterii. To wszystko, jeśli tam zrobimy dziurę, ta dziura będzie też u nas.
Zresztą nie ma dziś różnicy wielkiej między tym, jak żyjemy my, a żyją Kanadyjczycy, czy jak żyją Amerykanie. Okej, ciągle są, to ciekawe spostrzeżenia, moje pierwsze takie, świeże, ale jednak są o wiele mniej ekologicznie świadomi i my w Europie, myślę, o wiele bardziej zwracamy uwagę na zmniejszanie zużycia zasobów niż oni. Znaczy, u nich to jest jakaś taka globalna wiedza, ale mam wrażenie, że tutaj mamy o wiele większe poczucie odpowiedzialności za to, żeby faktycznie jakoś to robić. Może my po prostu nigdy nie weszliśmy na ten inny poziom wielkich, przeogromnych samochodów, przeogromnych domów, kupowania aż takiej ilości wszystkiego, wymieniania ubrań aż na taką skalę.
Czyli to jest taka perspektywa makro, a powiedziałaś też mikro, tak że makro rozumienia tych dużych zmian, które się dzieją i tego, że to my się do nich przyczyniamy i jak się przyczyniamy. Myślę, że to jest właśnie to wyzwanie, że ludziom trudno zrozumieć, że codzienne decyzje, codzienne wybory mają przełożenie na takie makro właśnie trendy, na to trochę wyświechtane sformułowanie – ocieplenie klimatu. Wyświechtane w tym sensie, że ono się nam osłuchało, my nie czujemy już, co to tak naprawdę znaczy, jakie są tego konsekwencje.
Ale chciałam się Cię zapytać też z takiej mikro perspektywy właśnie, dlaczego warto, żebyśmy słuchali Cię i obserwowali Cię w mediach społecznościowych? Mikro mam na myśli też tak na co dzień, bo te makro rzeczy, one są ekstremalnie ważne i ich efekty widzimy już dziś, można powiedzieć, ale te główne, te największe będziemy widzieć za kilka lat. A ja myślę, że warto na co dzień korzystać właśnie z tej wiedzy, którą siejesz na różne sposoby.

Próbuję. Taka ważna rzecz tutaj, że też ja potraktowałam ten wyjazd, żeby się dowiedzieć, jak w ogóle ta ochrona przyrody w tak odległym miejscu, które myślimy, że jest jednak dość rozwinięte pod tym względem ochrony przyrody, bo pierwsze skojarzenie Kanady to przyroda, prawda? Jeśli ktoś ma trochę więcej wiedzy, to będzie wiedział, że ta eksploatacja przyrody jest tam bardzo duża, na bardzo dużą skalę, ale ciągle są takie mity, że gdzieś tam się też chroni dość dobrze, i otóż nie.
Ale jadąc tam, miałam takie założenie, żeby się przekonać o tym, jakie rozwiązania tam są stosowane, jakie nie, co można przenieść do nas. Więc to z jednej strony. Z drugiej strony też będąc tam z kolei, mam bardzo silne takie poczucie… No wilki się tam w zasadzie tępi. To w największym uproszczeniu, żeby już nie wchodzić w szczegóły, one mają najmniejszą ochronę ze wszystkich dużych drapieżników. Nie wspomniałyśmy o kuguarach, które tam żyją, czyli pumy. Ten komplet różnych zwierząt jest tam jeszcze większy niż u nas, nawet na naszym południu kraju.
Może dlatego, że mają tam jeszcze wciąż taką obfitość tej natury, to nie dbają o nią tak bardzo jak my w Europie, bo my mamy tej natury już zdecydowanie mniej. Obudziliśmy się po prostu trochę.
Tak, myślę, że to może być jeden z powodów i tegoroczne susze i pożary, także w innych częściach, tych bardziej zamieszkałych, jak Ontario czy inne prowincje, to troszeczkę ludzi być może będzie tam budziło, że to nie jest tylko gdzieś tam daleko w tej dziczy, że coś tam płonie, tylko to zaczyna się też tam, gdzie są ludzie. I tak jak mówisz, faktycznie być może będzie, tak jak nas tu w Polsce, że to nie jest tak, że gdzieś jest susza, gdzieś nie ma wody, tylko tak jak te parę lat temu pod Łodzią, prawda? Nie było wody w kranach przez jakiś czas.
Jeśli te rzeczy będą nas coraz bardziej w ten sposób dotykać, z jednej strony to jest bardzo smutna i to straszna perspektywa, ale być może nie ma innego sposobu, żebyśmy poczuli, że to nas dotyczy już tu i teraz i wszystkich. Absolutnie wszystkich. Chociaż jeśli odetną wodę, to najbogatsi być może mogą mieć rezerwuary wody, mogą mieć różne generatory prądu itd., na które przeciętne osoby nie będzie być może stać. Natomiast myślę sobie jeszcze o tym Twoim pytaniu, bo pamiętam, że coś tutaj chciałam dodać, ale też mi to uciekło.
To może zaraz przyjdzie, może to moje następne pytanie podpowie, bo Ty piszesz o korzyściach, tak to nazwijmy, obcowania z naturą. Czytałam artykuł m.in. o kąpielach leśnych, po prostu o spacerowaniu w lesie, że to może tu i teraz dać rewelacyjne efekty. Jakie to są efekty?
Myślę, czy wrócić do tego wątku wcześniejszego, bo mi się przypomniał.
To dawaj, dawaj.
Tylko tym ostatnim zdaniem: że myślę o współpracy. I to też jest jeden z powodów mojej tutaj podróży, że musimy chyba wszyscy międzynarodowo współpracować, żeby jakoś tak międzynarodowo właśnie myśleć o tych problemach. I rozwiązaniach, bo też powiedziałam, że przenieść pewne doświadczenia tam, żeby tam się przyczynić do np. wprowadzenia ochrony wilków, ale tam np. być może są większe pieniądze, które dzięki jej współpracy można też przenieść na nasz grunt, albo jakiś inny rodzaj zasobów, które można wykorzystać.
Tak że to jeszcze ta myśl końcowa, że tych wątków jest wiele i wiem, że może się z pozoru wydawać, że coś jest odległe i nas nie dotyczy, ale też widzę, że ludzi bardzo interesuje ten odległy świat, że my jesteśmy ciekawi tej właśnie dziczy. I teraz przechodząc do tego, o co teraz zapytałaś, mamy wszyscy chyba taką głęboką tęsknotę za taką pierwotną właśnie trochę, myślę sobie też naszą naturą, nie tylko tą przyrodą dziką i taką mniej okiełznaną, ale to się wiąże też z tą naszą wewnętrzną dzikością, którą żeśmy troszkę zatracili przez to, że żyjemy bardzo tak w uporządkowany sposób, w takich pomieszczeniach, jak teraz jesteśmy, które są po prostu szczelne.
Ryś Kulik, taki propagator, oj, świetny człowiek, teraz się zastanawiam, jak go ująć w paru słowach, jak go określić. Ekopsycholog w wielkim skrócie. Pracownia na rzecz wszystkich istot.
Podlinkujemy.
Tak jest. On mówi o kapsułach. Kiedyś w jednej z rozmów właśnie tak określił to, że żyjemy w kapsułach. I tak mi się to kojarzy, że to jest bardzo takie bezpieczne, chroni nas przed burzą. Bardzo ciężko np. nawet owadom wejść do tych naszych bardzo szczelnych domów, mieszkań. Ja mieszkając w górach, w chacie łemkowskiej, drewnianej dopiero w tym momencie przekonałam się, ile stworzeń żyje obok, tzn. one zaczęły żyć ze mną w przestrzeni wnętrza domu, bo on nie był szczelny i one wszystkie wchodziły – od jaszczurek przez bardzo liczne gatunki pająków.
Przypomniała mi się à propos pająków taka sytuacja, że tu na górze, w biurze wchodzi kolega i widzi, że pająk jest na oknie i pyta się, czy mi go zabić. Nie, mi on nie przeszkadza, niech on tam sobie siedzi, bo ja się jakoś pająków nie boję tak za bardzo. Ale i w drugą stronę nie mam przesady, nie jestem takim, może coś źle zabrzmi, ale już powiem, bo mi to słowo przychodzi do głowy, ekofreekiem, że trzeba chronić każdą jedną mrówkę i nie można zadeptać najmniejszego zwierzaczka, bo wtedy człowiek nie jest w stanie po prostu żyć, jeśli ma aż takie podejście. Więc ja gdzieś zdroworozsądkowo się plasuję, ale właśnie ta sytuacja z tym pająkiem mi się przypomniała, że tak, my zapomnieliśmy, że jesteśmy częścią tej natury.
I przygotowując się do naszej rozmowy, czytałam ten artykuł o lesie i tam tak fajnie piszesz, że jesteśmy częścią ekosystemu i że jesteśmy połączeni. I mi się to skojarzyło z Avatarem i z tym drzewem życia właśnie i tak pomyślałam, że kurczę, no naprawdę coś w tym jest.
Z drugiej strony, ja tutaj zacytuję, bo sobie fragment zanotowałam. Piszesz: Przyroda i wszechobecna w niej zieleń koi stres. Skoro są tu rośliny i zwierzęta, jest woda, nie zabraknie ci jedzenia i picia. Skoro są drzewa, rozpalisz ogień albo zbudujesz szałas. Tu jest optymalnie, nie zginiesz, możesz się odprężyć. A dziś mam poczucie, że my często czujemy odwrotnie. Skoro są tu zwierzęta, to jest tu jakieś zagrożenie. Skoro nie ma tu dachu i czterech ścian i drzwi, za którymi możemy się schronić, to jest niebezpiecznie. Nie ma tu prądu, kuchni i lodówki, to co ja zjem?

To wiesz co, to ja włożę ten kij w mrowisko, jako że do mrówek nawiązałaś i najpierw odniosę się do tego. Bo absolutnie bym tego nie brała za ekonawiedzenie. Co innego to, co mówisz, że boisz się zrobić krok. Nie o tym mówimy, ale rzeczywiście o takim bezmyślnym zabijaniu albo niszczeniu tego świata wokół nas, żywego, ożywionego w jakiś sposób. Bo dlaczego? Wiesz, dla mnie to jest absolutnie niezrozumiałe.
Przecież to jest inna istota, która po prostu żyje. Kompletnie nie ingeruje w nasze życie zwykle. Jeśli się przypadkiem zdarzy jej gdzieś tam przejść po ręce, stopie, to raczej naprawdę przypadkiem albo dlatego, że skóra jest kontrastująca na tle czegoś innego i łatwo ją wykorzystać do polowania, co kiedyś zrobiła taka żaba jeziorkowa, akurat na moim udzie np. zapolowała na muchę. Nieskutecznie, ale po prostu przykleiła język, właśnie czatowała przy moim udzie, bo ono było kontrastowe na tle jakiejś tam trawy itd., łatwiej było jej polować, bo muchy tu właśnie siadały na tym kolanie, czy jakieś tam inne owady.
Tak niedużo nas to kosztuje, żeby nic złego nie robić. Nie mówię już na to o ratowaniu. Ja jak biorę prysznic, te wszystkie pająki najpierw zbieram, jeśli widzę, że być może je zaleję.
Ja aż tak nie robię.
Rozumiem, a ja doszłam do tego, bo inaczej codziennie zabijałabym parę pająków. To jest duża skala. I jak przełożysz sobie na to, na jaką skalę my, każdy z nas, używając samochodu, nie wiem, no… kurczę, ciężko wymieniać, bo w zasadzie wszystko, czego dzisiaj używamy, ma bardzo duży wpływ. Produkcja t-shirtu to jest tyle litrów wody, produkcja butów itd. Więc jeśli mamy świadomość tego, to są małe rzeczy, to jest naprawdę mała rzecz wyciągnięcie pająka z prysznica. Pająki, które gryzą, są rzadkie, a nawet to ugryzienie, jeśli się zdarzy, to praktycznie chwilę poboli i minie.
Więc można iść w tę stronę. Ale, wiem, bardzo chciałaś, żebym powiedziała o tych cudnych rzeczach z przyrody i o tym lęku. I ja mam właśnie dokładnie odwrotnie. I po prostu staram się przez to, że tak sama mam i że przychodzi mi to naturalnie i łatwo, chociaż nie zawsze było to aż do tego stopnia w takiej skali oczywiście, to też był proces dla mnie bycia coraz bliżej, coraz raźniej w przyrodzie, tak bym powiedziała. Natomiast niewątpliwie zawsze się czułam tam bezpieczniej niż w mieście.
I teraz np. ta wyprawa kanadyjska jest dobrym takim przykładem, że kiedy spałam sama w lesie, czułam się o wiele bezpieczniej, niż kiedy raz mi się zdarzyło spać na parkingu w okolicy Walmartu, w samochodzie i niby rozmawiałam z ludźmi, którzy byli obok i teoretycznie było bezpiecznie, ale ja tam nie spałam tak dobrze, jak spałam w lesie. W lesie wiedziałam, że oczywiście coś się może zawsze wydarzyć, że zwierzęta. Zdarzają się jakieś wyjątkowe sytuacje, ale one jednak raczej na nas nie polują. Kuguar jest takim wyjątkiem, gdzie może mu się zdarzyć, ale nie wchodźmy w ten temat. To ciągle jest rzadkość i to ciągle jest raczej mało prawdopodobne.
Pewne okoliczności będą temu sprzyjać, natomiast temu wszystkiemu można zapobiec, przynajmniej z dużym prawdopodobieństwem. Tak czy inaczej, nigdy nie wiemy, co nas spotka gdzieś tam za rogiem, więc też myślę, że dużo daje wiedza, stąd też to moje jej propagowanie. Bo jeśli wiemy, że w rzeczywistości pewne zagrożenia nie są wcale zagrożeniami, a są to jedynie nasze lęki, które wynikają z tego, że nie wiemy, jak funkcjonują różne rzeczy w tej przyrodzie, i jeśli rozumiemy to i zachowujemy się odpowiednio, to w zasadzie nie ma zagrożeń, zwłaszcza w tej naszej europejskiej przyrodzie. Naprawdę nam bardzo niewiele z jej strony grozi.

Tak czy inaczej, nigdy nie wiemy, co nas spotka gdzieś tam za rogiem, więc też myślę, że dużo daje wiedza, stąd też to moje jej propagowanie. Bo jeśli wiemy, że w rzeczywistości pewne zagrożenia nie są wcale zagrożeniami, a są to jedynie nasze lęki, które wynikają z tego, że nie wiemy, jak funkcjonują różne rzeczy w tej przyrodzie, i jeśli rozumiemy to i zachowujemy się odpowiednio, to w zasadzie nie ma zagrożeń, zwłaszcza w tej naszej europejskiej przyrodzie.

To może, posługując się takim polskim przykładem, czego wręcz powinniśmy się bać, bo też myślę, że warto mieć świadomość, że są takie rzeczy, których warto się bać w kontekście przygotowania. Czy są takie rzeczy w mazurskich lasach, w Bieszczadach, podwarszawskim Kampinosie, że powinniśmy mieć świadomość, że to się może wydarzyć i warto się do tego przygotować?
Dziki są już w Warszawie, w mieście bardzo licznie, to też jest nasza wina, ale to jest znowu rozległy temat. I jakbym miała wybierać jakieś zwierzę, koziołek, dzik, ale absolutnie się ich nie boję. Spotykam dziki, sarny i absolutnie nie są to zwierzęta, których należy się bać.
Natomiast teoretycznie trzeba wiedzieć, żeby w ogóle w przypadku spotkań z dzikimi zwierzętami, dużymi, zachowywać się spokojnie. To jest bardzo ważna rzecz, spokój i opanowanie, i nigdy ucieczka. Ucieczka chyba w 100% przypadków jest złym pomysłem. Zwierzęta zawsze nas dogonią. Niektóre wręcz będą sprowokowane tym, że uciekamy. Drapieżniki będą sprowokowane. Natomiast zawsze mówię o kleszczach. Jeśli o to chodzi, to trzeba się zabezpieczać, to chyba jest największe zagrożenie w lasach, bo przenoszą choroby. Choć wciąż nie podchodziłabym do tematu panicznie. Zbieram niestety bardzo dużo kleszczy każdego roku, wyjmuję je, po prostu staram się od razu po powrocie z lasu, jeszcze zanim z niego wyjdę, przejrzeć ubrania. Można się ubierać np. w jakieś jaśniejsze kolory, nie czarne w każdym razie, wtedy widać te kleszcze i łatwo je zdjąć, wziąć prysznic zaraz po lub wyjąć szybko, bo to też ryzyko zmniejsza.
Mamy żmije zygzakowate w lasach, wszystkie w zasadzie, które wymieniłaś. Być może nie należy chodzić boso w niektórych miejscach, a jeśli już się chodzi, to po prostu być uważnym. Nie jest tak, że tam, gdzie chodzę boso, zawsze tupię mocno, prawda? Więc pewnie z wyczuciem, ale jeśli ktoś się obawia, to po prostu nawet takie mocne stąpanie wszystkim wężom da do zrozumienia, że coś tam jest w pobliżu, one raczej się usuną z drogi.
Niedźwiedzie?
Niedźwiedzie. No tak, w górach, w Bieszczadach czy w Tatrach. W Beskidzie Niskim tak rzadko bywają, że nie ma co przesadnie się nad tym zastanawiać. Ale rzeczywiście, jeśli chodzi o niedźwiedzie, zwłaszcza taką wczesną wiosną, kiedy niedźwiedzie wychodzą z gawr po zimie, nie wszystkie hibernują. Ta hibernacja jest też zupełnie inna u niedźwiedzi, to nie jest taki głęboki sen, ale wtedy zwłaszcza i w przypadku samic z młodymi to są takie momenty.
Najważniejsze w przypadku niedźwiedzi to ich nie zaskoczyć. Więc jeśli jesteśmy w lesie, jeśli ktoś nawet nocuje w lesie, to warto przy rozbiciu obozowiska zrobić trochę hałasu. Nie mówię o bardzo dużym hałasie, wystarczy sobie podśpiewywać, żeby te zwierzęta w tym niedźwiedzie wiedziały, że my tam jesteśmy.
W przypadku obozowiska w ogóle warto się rozejrzeć, czy wkoło nie ma właśnie śladów. Można sprawdzić bardzo prosto, jak wyglądają tropy niedźwiedzia. Zresztą ciężko jest czymkolwiek innym pomylić, jeśli chodzi o nasze zwierzęta. Czy nie ma jakichś odchodów, koło też bardzo charakterystyczne, potężne są te odchody, pełne jakiś tam resztek jabłek, czy śliwek, czy innych borówek, czy też zadrapań na drzewach, bo to są takie sygnały, że tam być może nie powinniśmy się rozbijać, bo ten niedźwiedź być może jest gdzieś obok, jeśli to będzie świeże przynajmniej, więc wtedy możemy poszukać innego miejsca.
Ale to są rzeczy, o których można też poczytać i się dowiedzieć. A tak, poza tym to jednak myślę, co widzę w pracy z ludźmi, że bycie w przyrodzie niesamowicie jednak otwiera. Nie spotkałam za wielu osób, które, zbliżając się i troszeczkę otwierając też zmysły i w ogóle siebie na doświadczanie tej przyrody, które by jakoś tam nie zostały z takim poczuciem, że to jest coś niesamowitego.
Wspominasz też o terapii leśnej. Dla mnie to było po prostu naturalne, wracając do początku naszej rozmowy, żeby być w lesie. Dziś zrobiło się z tego właśnie coś, co tu ma jakąś nazwę, terapia lasem itd., ale myślę, że niektóre osoby nie potrzebują konkretnych, nazwanych działań, bo to jest coś bardzo dla nas naturalnego, ale czasem potrzeba tego pierwszego kroku, bo faktycznie ktoś być może już na tyle jest w takim miejskim życiu, że nie ma czasu zwyczajnie. I być może na początek, jeśli ktoś rzeczywiście mało ma kontaktu, to to będzie fajny pierwszy krok, udać się do kogoś, kto nas z tym lasem, czy bardziej dziką przyrodą, na nowo trochę zaprzyjaźni, zaznajomi.
A masz takie doświadczenia ludzi, którzy… Myślę, że nikt nie przyzna się do tego, że nie lubi przyrody. Ale do czego zmierzam? Mam takie poczucie, że są ludzie, którzy po prostu mają tę wrażliwość na przyrodę większą, o czym mówiłaś, i oni w lesie czują się bardzo dobrze, ich ciągnie poza miasto, a są ludzie, którzy, no właśnie, czują się bezpieczniej w mieście.
I teraz, czy masz takie doświadczenia, konkretne przykłady ludzi, którzy ze strachem, z obawami, może z niechęcią wybrali się z Tobą na wyprawę – i przez wyprawę mam na myśli nawet gdzieś spacer po górach – i potem mówili wow, że to było coś, co jakoś wpłynęło na nich tak, nie chcę powiedzieć transformacyjnie, nie tutaj żadnych wielkich filozoficznych rzeczy, ale że otworzyli się na tę przyrodę?

Często słyszę od osób, z którymi gdzieś tam wychodzę, czy po jakichś warsztatach, że osoby nigdy w ogóle nie pomyślały o różnych kwestiach w taki sposób, w jaki ja o nich mówię. To jest dla mnie dużo i mam zawsze nadzieję, że to jest jakiś tam kroczek do tego, żeby te postawy zmieniać. Bardzo mi zależy, mam taką wielką nadzieję, żeby przestać tylko wysyłać informacje w świat, czyli publikować itd., ale żeby to miało przełożenie właśnie na to, że każdy i każda z nas w końcu też sam sama robi ten krok, tak jak powiedziałaś gdzieś tam w tych pierwszych zdaniach też, że każdy bierze kawałek swojej odpowiedzialności i coś z tego wynika, że tę wiedzę pozyskali.
Był taki obóz, akurat dla dziewczynek, który ja tylko współtworzyłam akurat wtedy, ale to było bardzo piękne, bo taka dziewczynka, moja imienniczka zresztą, nie pamiętam, skąd Ania była, chyba spod Łodzi, jeśli dobrze pamiętam. Kończyła 8 lat i bała się bardzo mrówek. I ja podczas tego wyjazdu dużo z nią o tych mrówkach rozmawiałam i pokazywałam. Zobacz, patrz, mrówki mi chodzą po rękach. Nawet te czerwone pokazywałam. I zobacz, one teraz chodzą, one mogą mnie ugryźć, ale nic strasznego się nie podzieje. I nie była uczulona, po prostu się jej bała. Bo nie mówimy o sytuacjach, gdzie czasem to może być dla kogoś niebezpieczne. I Ania wyjechała z takim poczuciem, tzn. po prostu chodziła pośród murówek bardzo spokojnie. I to był ogromny taki sukces. Ta jedna osoba, która wiem, że ona już będzie miała inne podejście w życiu.
Znam też taką dziewczynkę, którą spotykam tam, gdzie chodzę pływać nad jedno takie jezioro, ona mieszka obok. I ona też na początku tam się brzydziła, bała wszystkich żyjątek, właśnie jakieś ważka chyba do niej podlatywała i ona nawet tych ważek się obawiała, bo mama bała się pająków. I ja jej zaczęłam pokazywać znów te różne owady: no zobacz tu, a to jest ciekawe. I ona teraz za każdym razem przebiega i się chwali, co tam zaobserwowała i sama wzięła na rękę itd. To jest kolejny przykład. Wiem, że ta dziewczynka już będzie troszkę inaczej szła przez to życie, wychowując się na wsi.
A dorosłe osoby – jedna osoba też przychodzi mi do głowy. Znajoma, która boi się ciemności i poszła na Siedzisko nocne, taka praktyka, gdzie idzie się do lasu i każdy sam gdzieś wybiera swoje miejsce, tam się trochę spędza czasu. Niedużo, np. pół godziny, godzina, po prostu wsłuchując się w otoczenie. I to czasami już jest przełomowe dla ludzi. I po ciemku, jeśli się to robi, to daje zupełnie inne efekty. I tutaj Martina, to Chorwatka, nie dała rady w samotności tego przetrwać, ale mówiła, że to było dla niej niesamowite, ona bardzo boi się ciemności i to był też jakiś taki krok.
Tak że tak, to nie jest zawsze tak, że od razu zmienią się, nie wiem, czyjeś lęki, że one znikną, ale myślę, że to jest jakaś droga i bardzo fajnie ludziom jakoś w niej towarzyszyć.
Na początku naszej rozmowy, jak opowiadałaś o sobie i mówiłaś o tym, że w małym mieście nie było internetu, nie było wzorców i trudno było znaleźć dla siebie jakieś inspiracje w kontekście zawodu. Dziś mam poczucie, że może nie tyle wzorców jest za dużo, ile przekazów co do różnego rodzaju wzorców jest za dużo – moja opinia. I ja mam takie marzenie – jakieś mam takie poczucie, że może Ty je współdzielisz ze mną – które mi się zawsze przypomina, jak jestem u fryzjera. Dlaczego? Dlatego, że wtedy sobie oglądam prasę kobiecą, bo tak na co dzień nie kupuję.
I w tej prasie kobiecej tak widzę np. wywiady z ciekawymi ludźmi, aktorami, piosenkarzami, biznesmenami, bizneswomankami, aktorkami, piosenkarkami. Potem jest sekcja, jak może pięknie wyglądać Twój dom – i to też jest bardzo fajne. I potem jest sekcja, gdzie w fajne miejsca można pojechać na wakacje i często jest tam pokazywana przyroda, to też jest fajne. Jest o gotowaniu, jest oczywiście o modzie i o kosmetykach. I pojawia się coraz więcej artykułów o psychologii.
Ale to, czego mnie brakuje, to właśnie o takich alternatywnych wzorcach, że jak można sobie to życie układać. Przez alternatywne mam na myśli po prostu dzisiaj jeszcze nie jakoś bardzo rozpowszechnionych to, co Ty robisz, różnego rodzaju wyprawy, podróże, ale podróże, a nie turystyka. I ja bym chciała, żeby Twój profil miał miliony fanów, a nie tylko profile gwiazd, bo nie chcę powiedzieć, że to źle, że aktorzy i znane osoby, takie bardziej ze świata showbiznesu, mają wokół siebie milionowe społeczności. To jest właśnie moje marzenie, żeby Twój profil miał milionowe zasięgi.

Dziękuję, nie wiem, co ja bym z tym zrobiła.
Nic, nic, po prostu byś publikowała dalej tak jak dziś.
Czuję stres, jak o tym myślę, ale być może. Wiem, że z tym też idzie możliwość uświadomienia większej liczby osób. Uświadomienia brzmi jakoś tak strasznie, jakbym jakimś tutaj była kapłanką, ale za cholerę tak się nie czuję. Po prostu czuję się jako osoba, która próbuje robić swój kawałek raz lepiej, raz gorzej, ale próbuję. Ale też o tym myślałam. Pamiętam, że pomyślałam, że to jest świetny scenariusz. Jest taka podróżniczka, Magda Lasota. Magda jest świetną osobą, nie znamy się osobiście, bardzo mnie wsparła też w tej mojej kanadyjskiej podróży, upublicznieniem jednej z moich próśb. Chciałam powiedzieć, że jak sobie patrzyłam na tę jej drogę, to myślałam, że to świetny scenariusz na film. Może komuś przyjdzie do głowy wykorzystać ten pomysł. To znaczy, niekoniecznie nawet Magda, ale takich osób jest dużo. Dlaczego takich filmów nie ma?
Okej, one powstają gdzieś w takim niszowym kinie, ale to są tak naprawdę takie produkcje jednorazowe. Dlaczego nie mamy takiego serialu, słuchaj? Myślę, że oglądalność byłaby super. Np. dziewczyna w podróży, sama, która ma różne przygody. Wierzcie mi, w podróży poznaje się mnóstwo ludzi, tych doświadczeń, czasami przekraczania swoich lęków, czasami zadziwiania się tym, co się potrafi i że w ogóle tyle można i że w ogóle to nic nie jest straszne. Czasami się obawiało czegoś i okazuje się, że wcale nie jest straszne.
Profil Magdy też podlinkujemy.
Super. I dlaczego nie ma takiego serialu? Słuchaj, nie wierzę, że nikt na to nie wpadł. Myślę, że chodzi o to, że to jest życie trochę poza systemem, że ono wychodzi poza wspieranie, bo my nie kupujemy bardzo dużo. My, okej, być może sprawiamy, że inni chcą pewne rzeczy też – i to też jest dla mnie ogromna taka trudność w tym, co robię: jak to robić w taki sposób, żeby każdy też się zastanowił, zanim zrobi jakiś krok w takim kierunku. Bo ja, kiedy robię te kroki, naprawdę dużo się zastanawiam nad konsekwencją tych działań. I że to jest też duża odpowiedzialność zajmowanie się tymi tematami. Ale tak, myślę sobie, że to jest właśnie taki rodzaj życia pozasystemowego. Ciągle jest ta mniejszość osób, które wybierają trochę mniej konsumowania, może prostsze rozwiązania, niektórzy wracają do życia w mieście, niektórzy gdzieś tam tak jak ja, szukają tych chatek na odludziu. Chociaż marzy mi się mieć dom, ale to jest wszystko mocno skomplikowane, już nawet poza kwestią kosztów – chodzi o moją ingerencję w przyrodę.

Ale tak, myślę sobie, że to jest właśnie taki rodzaj życia pozasystemowego. Ciągle jest ta mniejszość osób, które wybierają trochę mniej konsumowania, może prostsze rozwiązania, niektórzy wracają do życia w mieście, niektórzy gdzieś tam tak jak ja, szukają tych chatek na odludziu. Chociaż marzy mi się mieć dom, ale to jest wszystko mocno skomplikowane, już nawet poza kwestią kosztów – chodzi o moją ingerencję w przyrodę.

Ja myślę, że jest światełko w tunelu. Wczoraj byłam na targach roślin, który był na Stadionie Narodowym, czasem bywam na targach książki, na targach rzeczy ładnych i wczoraj było zdecydowanie najwięcej ludzi, więc widać, że tych przyrodofilów mamy wokół siebie, tylko trzeba wytworzyć treści w fajny, angażujący sposób i zachęcić te media, które mają większe zasięgi też, żeby te treści publikowały.
Chyba ludzie chcą i tęsknią za przyrodą, chcą jej więcej wkoło siebie. Nie wiem, to jest jakiś taki temat trochę też wyzwanie, bo z drugiej strony są niestety też inni, osoby, które dotąd miały jej dużo, np. wychowując się na wsi, wkoło była jeszcze ciągle dostępna, no i one teraz chcą powrotu na jej łono. To jest znowu jakaś generalizacja i uproszczenie, absolutnie. Ale część takich osób może chcieć właśnie bardziej tak porządkować tę przestrzeń.
Mieszkając w górach, na wsi, widziałam to, że ludzie chcieliby mieć latarnie w tych cudownych, w najciemniejszych miejscach w Polsce jeszcze. Beskid Miski jest właśnie jednym z najciemniejszych miejsc, najczystszych, najmniej zanieczyszczonych światłem w Polsce. Chcą mieć latarnie, chcą wyasfaltować, a osoby już bardziej świadome ekologicznie nie chcą. Często to budzi konflikty na miejscu. Jeśli przyjechałaś z miasta, nieważne czy to małe miasto, czy nawet z innej wsi, ale jesteś trochę obca, z innym doświadczeniem, to żeby się porozumieć, czasami zajmuje chwilę i właśnie tak się zderzamy z tym, że część z nas czuje, że aha, zatrzymajmy te procesy, a część osób jeszcze dopiero chciałaby ich doświadczyć, dopiero chciałaby doświadczyć tego ucywilizowania w pełni czy jakkolwiek.
To są też wygody, to jest łatwiejsze. To jest prawda. Dużo łatwiej się żyje w sterylnym otoczeniu, takim ciepłym, które nie wymaga, że porąbiesz drewno, najpierw sobie je wysuszysz, przygotujesz. Ja właśnie z tym się zmagam, szukam teraz drewna. Jak ktoś ma suche, tanie drewno… Nie, no ale tak poważnie. Trzeba naprawdę o całą masę rzeczy samemu, samej zadbać.
Ten wysiłek docenia się dopiero wtedy, kiedy człowiek jest na takim poziomie, że go nie potrzebuje, nie musi robić i decyduje się, że chce, wtedy myślę, że czuje, że warto, bo wcześniej traktuje to jako ograniczenie, karę.
Tak, i też jest inaczej, jeśli jedziesz na wakacje i przez dwa tygodnie żyjesz tak bardziej ekstremalnie, powiedzmy. To jest fajne. Ale myślę, że to nam wszystkim trochę przypomina o tym, że tak się da żyć. Nie mówię, że my wszyscy mamy wrócić, nie wiem, do życia pod drzewem gdzieś tam, ale takich parę kroków w tył, gdybyśmy wszyscy zrobili do ciut prostszego życia, to mniej tej konsumpcji wszystkich zasobów i myślę, że wtedy naprawdę globalnie żyłoby się nam lepiej, bo planeta by mogła odetchnąć.
I wiem, że szalenie ciężko to wyjaśniać, tak żeby to nie brzmiało w sposób nawiedzony, ale to jednocześnie wiąże się z tym pięknem. Może słusznie tutaj próbowałaś mnie zmusić do mówienia o tym pięknie, a wierzę, że większość z nas rzeczywiście by się tym zachwyciła, wiele osób byłoby zdziwionych, jak tęskni za tym brakiem pędu, takim życiem. Ja znam jedno i drugie, to w mieście. Oczywiście można pędzić i na wsi, jak masz plony itd., tam jest ogrom pracy, ale to jest inna praca też.
Tak, ja myślę, że to właśnie ważne, żeby pokazywać przez ten pryzmat pozytywów te działania, bo faktycznie mówienie, że będzie źle, jeśli czegoś się nie zrobi, nic nie da. Zabieranie ludzi w tę przyrodę, pokazywanie. Zabieranie – mam na myśli także poprzez pisanie, mówienie, propagowanie, pokazywanie, nie tylko fizyczne zabieranie, chociaż fizyczne również. I pokazywanie jej piękna – to jest ten sposób.
Ania, dwa pytania na koniec. Jakie masz przyrodnicze marzenia?

Przyrodnicze marzenia? Nie wiem, czy masz na myśli takie moje osobiste, czy dla świata, więc powiem o świecie.
Chyba oba usłyszę.
To chyba moje największe marzenie, w zasadzie to, co powiedziałam – żeby nasz gatunek, więc tak się do nas wszystkich zwrócę, żebyśmy my, ludzie jakoś to poczuli, o czym my tu rozmawiamy, że to jest na serio, że to nie tylko jacyś naukowcy gdzieś tam opowiadają bzdury, ale że w związku z tym nie będzie wcale najgorzej na świecie, jak troszeczkę się ograniczymy w pewnych rzeczach. I właśnie tego sobie życzę, żeby każdy i każda postanowiła i postanowił się ograniczyć. W taki sposób, tak jak mówię i tutaj kolejna rzecz – system. Żeby z poziomu systemowego przyszły rozwiązania i taki sposób mówienia o nich, żebyśmy nie czuli właśnie, że coś nam się odbiera.
Bo jeśli my będziemy czuli, że tego nie wolno, tutaj wam już nie wolno tym jeździć, no to koniec. Ludzie muszą sami chcieć tej zmiany. Więc ja chciałabym właśnie, żebyśmy doszli do tego momentu, że czujemy: aha, to wszystko jest takie cenne, my chcemy to zachować, my chcemy, żeby to było z nami do końca naszego życia, życia naszych dzieci, wnucząt itd. To jest moje największe marzenie, żeby jakoś tak przyszło to na nas w taki właśnie sposób.
A osobiście… Nie zobaczyłam tych wilków endemicznych, coastal wolves w Kanadzie. To następnym razem mam nadzieję, że się spotkamy.
Trzymam mega kciuki za realizację tego marzenia. I to ostatnie pytanie, ja je zadam, zobaczymy, czy nie nawiążesz do tego, co przed chwilą opowiedziałaś. Pytam gości o takie jedno przesłanie, bo o różnych rzeczach rozmawiałyśmy. Gdyby jedna myśl miała pozostać w widzach i słuchaczach po naszej rozmowie, to co byś chciała, żeby to było?
No chyba to właśnie, że jesteśmy częścią tej całości, że my wszyscy jesteśmy w jakiś sposób połączeni. My, wszystkie te istoty, o których sobie tutaj rozmawiałyśmy, zwierzęta, rośliny, Jakoś tak, jeśli miałabym mówić, że w coś wierzę, to chyba wierzę w taki cykl życia i śmierci naturalne i to, że wszyscy się od prozaicznych czynności załatwiamy codziennie, że też kiedyś umieramy, że oddychamy. To jest cała masa rzeczy. Czyli ta przemiana i materia, ale też przepływ tych wszystkich najdrobniejszych cząsteczek atomów cały czas, zaczynając od nas, przez kosmos, bo to tak jest, i one tam naprawdę fruną, gdzie ten obiekt istnieje, to jest coś faktycznego. Więc chyba to by było, ta świadomość.
Mnie ona też daje poczucie, że właśnie w tym sensie nie jestem sama, bo skoro jestem częścią czegoś, to ciężko się czuć aż tak osamotnioną w tym, choć rzeczywiście zdarza się, bo gdzieś na co dzień w tym życiu przychodzi mi mierzyć się jak każdemu, każdej z różnymi sytuacjami. Ale mam nadzieję, że w tym można czerpać, możecie też Państwo czerpać jakąś taką, nie wiem, siłę, żeby iść dalej.
Dzięki wielkie. Refleksyjna rozmowa. Wiele tematów. Zachęcam wszystkich do tego, żeby pociągnąć je w swoich głowach i w rozmowach gdzieś tam z bliskimi. I o tym po prostu myśleć, niech to w nas osiada.
Tak, no musnęłyśmy rzeczy, wiadomo, że to się nie da odpowiedzieć szczegółowo, ale mam nadzieję, że właśnie, tak jak mówisz, żeby to było jakieś tam…
Od tego się zaczyna. A jak mówiłyśmy przed nagraniem, kiedy mi jest zawsze trudno zacząć, no właśnie: najtrudniejszy pierwszy krok, tak że może dla kogoś to będzie pierwszy krok.
Fajnie, bardzo dziękuję za zaproszenie, bardzo miło mi tutaj do Was wszystkich mówić i do spotkania może jeszcze.
Dokładnie. Dzięki wielkie.
Jestem z miasta, a jednak moje wspomnienia z dzieciństwa to wiosenne wyjazdy z dziadkiem, żeby zbadać czy kaczeńce już zakwitły, łażenie po drzewach, pomoc babci w ogródku, weekendy spędzane z rodzicami na piknikach nad pobliską rzeczką, zabawy z kotami i psami. Kocham naturę, dostałam tę miłość w genach i w wychowaniu i sama się łapię na tym, że swoim dzieciom nie przekazują jej dostatecznie mocno. Dlatego jestem bardzo wdzięczna Ani za pracę, którą wykonuje, żeby nieustająco przypominać nam o tym, że jesteśmy częścią natury, że natura jest piękna i żeby taka pozostała, żebyśmy mogli się nią cieszyć, to trzeba o nią dbać. Trzymam kciuki za nas wszystkich, abyśmy to robili.
Do zobaczenia wkrótce w kolejnym odcinku.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top