NM 97: Mateusz Gasiński – Dobra Fabryka – jak się produkuje dobro

  • 00:44:51
  • 06 lutego, 2024
  • 102.66M

Zazwyczaj rozmawiam z gośćmi o ich marzeniach. Dziś zapraszam Cię na spotkanie z człowiekiem, który spełnia marzenia innych. Mateusz Gasiński to prezes dwóch fundacji: Kasisi, wspierającej dom dziecka w Zambii oraz fundacji Dobra Fabryka, która karmi, leczy, uczy i daje pracę ludziom na trzech kontynentach. 

Rozmawiamy o tym, czym zajmują się te fundacje, dlaczego mieszkając w Polsce, warto wspierać ludzi mieszkających na innych kontynentach i dlaczego w ogóle warto wspierać organizacje charytatywne.

W odcinku „NM 97: Mateusz Gasiński – Dobra Fabryka – jak się produkuje dobro” usłyszycie o tym:

  • Jak sprawdzają i weryfikują każdą potrzebę;
  • Gdzie głównie pomagają;
  • Jakie projekty najbardziej lubi Mateusz;
  • Na czym polega sklep dobra;
  • Jak pomagają Polacy;
  • Jak Mateusz dba o siebie?

 

Bardzo się cieszę, że Mateusz wprosił się na rozmowę do Napędzanych Marzeniami. Wielokrotnie przy różnych okazjach mówiłam, że w mojej opinii spełnianie własnych marzeń sprawia, że stajemy się lepszymi ludźmi i bardziej świadomie wspieramy innych. A dziś usłyszeliśmy o konkretnych działaniach, które warto wesprzeć. Dlatego zapraszam Cię serdecznie do zapoznania się z obydwoma fundacjami prowadzonymi przez Mateusza i wsparcia tej, która jest bliższa Twojemu sercu.
Dziękuję Ci serdecznie, że wysłuchałeś/wysłuchałaś naszej rozmowy. Już wkrótce zapraszam Cię na spotkanie z kolejnym marzycielem.

Dodatkowe linki:

Więcej o Mateuszu znajdziesz tutaj:

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

 

Cześć, Mateusz.
Cześć.
Standardowo mówię: dziękuję za przyjęcie zaproszenia do podcastu Napędzani Marzeniami, ale w naszym przypadku to Ty zaprosiłeś mnie, z czego ja się bardzo cieszę, bo myślę, że to ma dobre czynności.
Ja zadaję pytania?
Nie, może jeśli chodzi o formy, to zostańmy jednak przy tym standardowym podejściu.
Wprosiłem się, inaczej.
Tak, wprosiłeś się, tak że dzięki, Mateusz, za to, że wprosiłeś się do podcastu Napędzani Marzeniami.
Bardzo proszę.
Bo myślę, że temat jest bardzo ważny i warto rozmawiać o dobroczynności i warto…
I warto rozmawiać o marzeniach.
I warto rozmawiać o marzeniach, dokładnie. I właśnie, w kontekście marzeń, ile miałeś lat, jak założyłeś pierwszą fundację?
Ile ja miałem lat? Ale trudne pytanie zadałaś na początku. Nie wiem, to było 14 lat temu. Ja jej tak naprawdę nie zakładałem, bo fundatorem obu naszych fundacji jest Szymon Hołownia i to tak naprawdę przez niego zostałem zaproszony do tego, żebyśmy tę robotę zrobili razem. Cały pomysł na fundację Kasisi pojawił się wtedy, kiedy Szymon był na etapie pisania książki Last minute. 24 h Chrześcijaństwa na świecie i w tym celu odwiedził różne kraje, przejechał już chyba wkoło świata i m.in. trafił do Kasisi, do największego w Zambii domu dziecka.
Było tam wtedy ponad 200 dzieciaków, teraz jest około 260. Zobaczył, że on jest świetnie prowadzony, prowadzą go polskie siostry misjonarki i tak naprawdę widział, że mają to poukładane, że mają cel, że świetnie się tymi dzieciakami opiekują, że potrzeb jest mnóstwo, natomiast jednej z rzeczy, której tam brakowało, to właśnie to, żeby były fundusze na prowadzenie domu, na jego utrzymanie, na realizację kolejnych rzeczy.
Problem polegał na tym, że niepotrzebny był remont takiego małego szpitalika, który jest na terenie, ponieważ Kasisi to jest w ogóle taka mała wioska, zbiór domków. W tych różnych domkach nie jest tak, że w jednym wielkim gmachu nie mieszka ileśtam dzieciaków, tylko to są takie małe domki, różne grupy wiekowe mieszkają w różnych domkach, w każdym domku jest jakaś mamis, czyli taka mama zambijska, która też uczy dzieci zambijskiego języka, nyanja, uczy ich kultury, żeby one po prostu obcowały na co dzień z tą swoją kulturą.
I jednym z tych domków jest przygotowane takie szpitali, takie ambulatorium dla tych dzieciaków, których jeszcze wtedy w nocy nie dało się zawieźć do szpitala, jak działo się coś złego, ponieważ nie było tam drogi asfaltowej, w nocy się raczej nie jeździło, ponieważ było to niebezpieczne. W związku z czym Szymon chciał, żeby tam było wszystko, co jest potrzebne, żeby udzielić pierwszej pomocy i żebyśmy nie musieli ryzykować, po prostu jeżdżąc nocą do szpitala.
Tak też się stało, on z własnej kieszeni wyremontował ten szpitalik, kupił inkubator, obskubał wszystkich kolegów z pieniędzy, żeby ten inkubator kupić, po czym jednak stwierdził, że to jest nie dość, że nie wystarczy tylko pisać, nie wystarczy tylko gadać, trzeba z tym zrobić.
Czyli to było jeszcze przed założeniem fundacji?
To było przed założeniem Kasisi i to był bezpośredni powód do tego, żeby tę fundację założyć. Zakładając ją, my już wtedy współpracowaliśmy od wielu, wielu lat i zaprosił mnie do tego projektu i tak oto jestem od 14 lat w fundacji Kasisi, rok później powstała Dobra Fabryka po tym, mogę powiedzieć, wybuchu dobroczynności. To był przede wszystkim wybuch w naszych głowach, bo myśmy się nie spodziewali, to miała być taka fundacja, do której będzie można zachęcić naszych znajomych, rodziny, słuchajcie, wpłacacie to, odliczycie od podatku darowizny i w ogóle my nie będziemy mieli problemu z przekazywaniem tego dalej i po to założyliśmy tę fundację.
Ale później zainteresowały się tym media. Jak się media tym zainteresowały, to pamiętam, był taki dzień, kiedy ogłosiliśmy w Dzień dobry TVN, że ruszamy z projektem Adoptuj Serce. Jednego dnia w projekcie przybyło 3600 rodziców adopcyjnych, co oznacza, że 3600 osób zdecydowało, że będzie co miesiąc wspierało jakieś konkretne dziecko. I to była eksplozja w naszych głowach, ponieważ nie spodziewaliśmy się, że tak o, że wystarczy wymyślić sposób na pomaganie bardzo prosty, maksymalnie skrócić ten dystans między osobą, która potrzebuje, a osobą, która tej pomocy mogłaby udzielić, i my tacy w roli listonoszy po prostu woziliśmy te przesyłki do Kasisi. I tak to powstało.
I ludzie się tym zainteresowali, i wtedy uwierzyliśmy w to, że tak jest, że jesteśmy oparci na pomaganie. Stąd po roku Dobra fabryka.
Jak Szymon Cię zaprosił do projektu, to dołączyłeś do niego tak na full time, już użyję tego niepolskiego sformułowania, w sensie czy zmieniłeś swoją drogę zawodową wtedy z takiej standardowej bardziej na fundacyjną?
Nie, to nie było na początku możliwe, bo startowaliśmy od zera, bo nie mieliśmy żadnych funduszy. To był tylko pomysł, więc fundacja powstała gdzieś po prostu przy stole, w jadalni, tak to wymyślaliśmy, tak powstawały strony internetowe, robiliśmy to nieodpłatnie, po godzinach pracy, robiliśmy to po prostu dorywczo, ale w pewnym momencie okazało się, że nie tylko nie możemy sobie pozwolić, żeby się nie zaangażować na ten full time, ale musieliśmy jeszcze zaprosić kogoś do projektu, żeby nam w tym pomógł, bo 3600 osób, które chcą się zaangażować, czyli też potrzebują od nas reakcji, tzn. oni potrzebują być z nami w kontakcie, potrzebują wiedzieć, co tam się dzieje, więc poza tym, jak przychodzą fundusze, to trzeba tę machinę rozkręcać, trzeba organizować pomoc, trzeba jeździć do Afryki, trzeba czuwać nad tym, żeby każdy element tej układanki był przemyślany i taki, jak sobie zaplanowali.
Więc tak, to już po jakimś czasie to musiała być full time job i teraz jesteśmy w momencie, w którym już mamy zespół świetnie wytrenowany w pomaganiu.
Do zespołu jeszcze zwrócę. Ale wracając do tego, o czym powiedziałeś, czyli że rok później powstała kolejna fundacja. W niej Twoja rola już była na sam start większa, silniejsza?
W obu fundacjach pełni taką samą rolę. Tak naprawdę te fundacje rozgranicza tylko to, że Pierwsza fundacja Kasisi została dedykowana domowi dziecka w Kasisi. Ona się zajmuje tym konkretnym projektem. Natomiast po roku okazało się, że tę robotę robimy tak dobrze, że spodobało się jej też innym misjonarzom, którzy zaczęli się zwracać z takimi apelami o pomoc: Słuchajcie, ratujcie nas, odezwały się do nas Siostry od Aniołów, mówiąc, że jeśli my nic nie zrobimy, to szpital w Demokratycznej Republice Konga, który do dzisiaj finansujemy, za dwa miesiące będzie bez leków, będziemy musiały go zamknąć, nie będziemy mogły kontynuować leczenia.
I z taką szaloną misją się do Afryki wybraliśmy w ciągu dwóch miesięcy, jeszcze bez żadnej strony internetowej, tylko media społecznościowe, jedno medium społecznościowe. Zbieraliśmy fundusze, żeby było na te leki. Później okazało się, że dobrze, już mamy stronę, mamy jeden projekt, doszedł kolejny, teraz mamy ich 11 na trzech kontynentach.
Pytam o tę Twoją rolę, bo wyczytałam, że Ty dużo podróżowałeś i tak dopowiedziałam, że te pomysły na konkretne projekty wspierające różne działania wzięły się z tych podróży. Teraz już rozumiem, że te podróże były takie celowe, właśnie jako odzew na zapytania od misjonarzy i innych ludzi. Ale właśnie to rozumiem, że jest takim bardzo ważnym elementem Waszej działalności, czyli żeby pojechać na miejsce i zobaczyć, faktycznie przekonać się, na czym polegają te potrzeby i czy jesteście w stanie je wesprzeć.
To jest konieczne, bo jeśli chcemy się pod czymś podpisać, jeśli chcemy, żeby to było zgodne z naszą wizją pomagania, to najpierw musisz tam być, musisz poznać ludzi, którzy za to odpowiadają, musisz im zaufać, wiedzieć, że macie w głowie podobną wizję.
Często jest tak, że ci ludzie doskonale wiedzą, co robić, ale jeszcze nie wiedzą, gdzie mogą być za 10 lat, bo oni nie planują w swoich głowach budżetów, albo planują je na takim poziomie, na jakim mają obecnie. Jak sobie siadamy do stołu i wytyczamy razem jakieś cele, to nagle się robi taka spontaniczna burza mózgów. A okej, to jeśli jest taka możliwość, to zróbmy jeszcze to.
Jeśli np. w szpitalu w Demokratycznej Republice Konga nie ma prądu, to jest szpital, który działa bez prądu, jest tam trzech lekarzy, nie da się tam dojechać samochodem z napędem na dwa koła, więc to są dość trudne warunki. No dobrze, no to nie ma prądu, miał być prąd, Bill Gates budował tam elektrownię i miały być zasilane te wszystkie wioski w prąd, do dzisiaj nie są. Więc wybudowaliśmy na dachu szpitala po prostu małą elektrownię solarną i w ten sposób już lekarze nie muszą operować. To jest niesamowite, że lekarze operowali, słuchajcie, z latarkami od telefonów.
Właśnie. I jakimi kryteriami kierujecie się, wybierając projekty? Bo Afryka, generalnie powiedziałeś trzy kontynenty, świat, potrzeb jest nieskończona ilość. Na czym się skupiacie?
Nigdy nie mówimy, że nakarmimy całą Afrykę albo że bawimy na cały świat, nie wiem, rozwiążemy problem głodu. My nie jesteśmy w stanie zmienić całego świata, ale jesteśmy w stanie, to już wiem, zmienić cały świat bardzo konkretnej osoby. I projekty polegają na tym, że musimy tam być, musimy też poznać tych ludzi, z którymi pomagamy, poznać ich potrzeby i nasze pomaganie polega na takim bardzo precyzyjnym celowaniu w te ich konkretnej potrzeby.
To nic, że każdy ma inną. Kroimy pomoc na taką potrzebę, jaką ma spotkana przez nas osoba. To, że to jest daleko, to, że to są trudno dostępne kawałki świata, to jest też tak, że często odbieraliśmy zarzuty, że dlaczego nie wymagacie w Polsce.

Nigdy nie mówimy, że nakarmimy całą Afrykę albo że bawimy na cały świat, nie wiem, rozwiążemy problem głodu. My nie jesteśmy w stanie zmienić całego świata, ale jesteśmy w stanie, to już wiem, zmienić cały świat bardzo konkretnej osoby.

To jest jedno z moich pytań, dokładnie tak.
Otóż pomagamy w takim zakresie, w jakim wiemy, że to jest właśnie precyzyjne i konieczne, natomiast wcześniej faktycznie była to głównie Afryka i dalej to są przede wszystkim kraje gdzieś bardzo odległe, ponieważ po pierwsze w tych miejscach, w których byliśmy, w których są nasze projekty, sytuacja naszych podopiecznych najczęściej jest zero-jedynkowa. Oni nie zadzwonią do opieki społecznej, nie wygooglują sobie innych organizacji w rejonie. Po prostu ich nie ma. W Zambii nie funkcjonują pogotowie ratunkowe. Problemy tych ludzi są zupełnie inne, a odległość ich od nas nie sprawia, że oni są mniej ludźmi. Więc to jest główny powód, dlaczego jesteśmy tam, a nie tu.
Tu jest naprawdę tak, że jeśli ktoś się zwraca do nas o pomoc, a często tak jest, z łatwością z głowy jesteśmy w stanie mu powiedzieć, gdzie warto zapytać i poprosić o pomoc.
Ja do tego tematu Afryka vs Polska to jeszcze nawiążę, ale tu wyczytałam na Waszej stronie taki największy skrót tego Waszego skupienia, tak bym powiedziała, czyli: karmimy, leczymy, uczymy, dajemy pracę. To mi się po pierwsze bardzo spodobało, po drugie wybrzmiewa mi z tych słów takie skupienie na jednostce, bo fundacje działają na bardzo różne sposoby.
Wspomniałeś Billa Gatesa, który działa bardziej na takiej zasadzie systemowej, że zmienia w jakiś sposób całe systemy, czy energetyczne, medyczne, a u Was właśnie wybrzmiewa mi to skupienie na konkretnym człowieku i urzekło mnie to sformułowanie, które powiedziałeś, że nie zmienimy całego świata, ale jesteśmy w stanie zmienić cały świat konkretnej osoby.
No właśnie, i wracając, tak, wracając do tego Afryka vs Polska, też się nad tym sama zastanawiałam i ja tak sobie myślę, że zmieniając kawałek świata gdzieś dalej, to jest cały czas kawałek tego samego świata, w którym my funkcjonujemy, więc może ta odległość jest większa, tak jakby to powiązanie jest inne, ale gdzieś tam, mając w głowie, że ta karma wraca, dobro wraca, to tak myślę, że to wróci do nas.

Jesteśmy obywatelami świata. Jasne, często chętnie pomagamy ludziom, których widzimy. To jest też związane z naszą wrażliwością, że tego człowieka faktycznie mamy przed sobą i trudno nam jest przejść obojętnym obok niego. Często są to jakieś wyrzuty sumienia. Natomiast moim zdaniem ci ludzie, którzy chociażby żyją w Demokratycznej Republice Konga, dla nas lot na Marsa wydaje się być bardziej realny. Zresztą ta misja sprzed dwóch lat na Marsa, ja sobie wtedy tak myślałem, kurczę, oni lecą tego Marsa i tak naprawdę z Marsa już mamy więcej zdjęć niż z Konga, bo nikt się Kongiem nie interesuje, tam dziennikarzy nie ma, nikt nie mówi, co tam się teraz dzieje, jest wojna, my mamy tam szpital i nikt nie chce o tym gadać, cholera, a gadają o Marsie, tak?
Więc ten kontynent afrykański tak bardzo mocno odpłynął, bardzo daleko, natomiast ja myślę, że jesteśmy na tyle połączeni, że my spokojnie możemy mieć kilka powodów, dla których też powinniśmy mieć wyrzuty sumienia, że ci ludzie mają tam kłopoty, a my nic z tym nie robimy.
My czerpiemy bardzo konkretne korzyści z tego, że oni tam są, że oni za bezcen oddają drogocenne kamienie, z których my robimy choćby elektronikę, w co piątym urządzeniu, typu smartfon, laptop, typu PlayStation są kamienie użyte do elektroniki, wydobywane nie w Kongu, ale w tym konkretnym kawałku Konga, w którym jest nasz szpital, w tej samej prowincji. To są największe złoża kobaltu, eksportują stamtąd diamenty, złoto, tam jest naprawdę wszystko. Oni śpią na wielkim bogactwie, którego nie mogą po prostu przygotować sobie na obiad, bo te kamienie są niejadalne, po prostu.
Dzieciaki ciągnące worki do połowy wypełnione kamieniami zawsze przykuwały moją uwagę i dopiero później się okazało, że one tam ciągną po prostu diamenty. Dla nich to jest jeden posiłek, jeśli komuś to zaniosą i w ten sposób zarabiają na jedzenie. Natomiast dla nas, jeśli to się przewiezie do Antwerpii, gdzieś tutaj do Europy, to już jest wielkie bogactwo.
Trochę jest tak, że my w jakiś sposób oskubujemy ich, ten zachodni świat ich oskubuje z tego bogactwa, z którego oni mogliby czerpać zyski. Oczywiście to nie jest tak, że wina jest tylko po naszej zachodniej stronie, bo oni też nie mieli wystarczająco siły i dalej nie mają do tego, żeby mieć tam pokój i sobie z tym poradzić i czerpać z tego zysk. Natomiast śpią na bogactwie, natomiast nie mogą za bardzo z niego korzystać. A my z tego bogactwa korzystamy.
To, że zmienia się klimat, to też nas wszystkich jest wina, tak?

Dzieciaki ciągnące worki do połowy wypełnione kamieniami zawsze przykuwały moją uwagę i dopiero później się okazało, że one tam ciągną po prostu diamenty. Dla nich to jest jeden posiłek, jeśli komuś to zaniosą i w ten sposób zarabiają na jedzenie. Natomiast dla nas, jeśli to się przewiezie do Antwerpii, gdzieś tutaj do Europy, to już jest wielkie bogactwo.

Dokładnie tak.
Natomiast pierwszymi ofiarami tego, co się dzieje, są ci ludzie, których spotkałem w zeszłym tygodniu w Mauretanii, gdzie w tym roku deszcz spadł, prawie go nie było, dwa, trzy razy. Tam jest już pustynia.
Tak samo w Burkina Faso. Jest projekt rolniczy w wiosce Gursi, na północy Burkina Faso, to już jest taka prawie Sahara. I co? Jeszcze kilkanaście lat temu rosły tam plantacje bawełny i wszyscy ludzie wiedzieli, jak uprawiać ziemię, tylko nagle ktoś zabrał ziemię, bo tej ziemi już tam nie ma, jest tylko piach. Więc to, co zrobiliśmy, to stworzyliśmy taką małą spółdzielnię rolniczą, to jest kilka hektarów, ogród warzywny, uczymy nowego sposobu na to, żeby w efektywnych warunkach sobie poradzić z uprawami i w ten sposób dajemy im pracę, uczymy właśnie nowych rozwiązań, jak podlewać tak, żeby jak najmniej wody stracić itd.
Myślałam, żeby zapytać Cię o projekt, z którego jesteś najbardziej dumny, czy który myślisz, że jest największe przełożenie, ale no właśnie, myślę, że nie ma co chyba wybierać tutaj i jakoś tak nadawać rangę, który jest lepszy, który mniej.
Powiem Ci, jakie projekty lubię, nie konkretnie, ale jakie lubię. Lubię takie projekty, kiedy wchodzimy, jest do załatwienia bardzo ważna rzecz, w sensie trzeba uratować ludzi, ale później, jak oni już są podratowani, żeby mogli sami ratować innych. I tak to próbujemy układać, żeby tak to właśnie działało.
Na wspomnianej Burkina Faso stworzyliśmy taki projekt, który w zasadzie teraz się sam napędzał. Tzn. rozdaliśmy dziesięciu rodzinom po dwie świnki, ziarno, narzędzia itd. I powiedzieliśmy, słuchajcie, macie to na rok, za rok macie nam to oddać. I przez ten rok macie to pomnożyć. I oni faktycznie po roku przychodzą, nie 100%, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto uzna, że to on sobie sprzeda i jest okej. Jakby nie robimy z tego też problemu. Ktoś uznał tak, że potrzebuje to sprzedać dobrze, jednorazowa pomoc. Natomiast są tacy, którzy po roku przynoszą nam to, co dostali. My im wtedy wskazujemy kolejną rodzinę, do której powinni to zanieść. To też buduje takie poczucie, że oni zauważają ludzi, którzy potrzebują pomocy gdzieś w swoim otoczeniu.
I to jest ta mityczna wędka, która potem się jeszcze pomnaża, bo wtedy w tej wędki są „ciosane” kolejne wędki.
Tak, tak, można dokładać kolejne segmenty i takie projekty lubię, bo można się tą przedsiębiorczością bawić.
I wszystkie projekty są pewnie opisane na Waszej stronie, ale na Waszej stronie jest jeszcze też coś ciekawego, czyli sklep.
Tak.
Sklep, w którym można kupić trochę dobra, które idzie…
Spełnić komuś marzenie.
To jest taki unikatowy sposób na zbieranie funduszy na działalność fundacji. Opowiedz, skąd się wziął, jak go promujecie, jak to działa w ogóle?
Ten nasz sklep, ten dobroczynny marketplace, dobroczynne24.pl to jest taka forma, która miała właśnie pokazać, że pomaganie może być bardzo proste, że nie trzeba do tego mieć dużo pieniędzy, bo nie prosimy o wiele. Niektóre z tych rzeczy są naprawdę za kilka złotych. 2 czy 5 złotych kosztuje konsultacja medyczna, którą można zasponsorować dla pacjenta w Demokratycznej Republice Konga. Można też kupić kozę do tego szpitala.
Kozę do szpitala?
Kozę do szpitala, ponieważ przy szpitalu jest ośrodek dożywiania, a przy ośrodku dożywiania właśnie my nie tylko jakby karmimy ludzi, ale też chcemy, żeby oni nauczyli się uprawy ziemi, żeby mieli te kozy, z których jest mleko potrzebne w tym ośrodku dożywiania. Oni się uczą też przetwarzania żywności na miejscu. Chodzi o to, żeby oni nie wyszli tylko wyposażeni w jedzenie, ale żeby też od nich później wymagać, że mają taki ogródek zrobić koło swojego domu i się tego uczyć.
Czyli ja „kupuję tę kozę” i realnie po prostu dokonuję darowizny na rzecz fundacji, ale już z taką świadomością, na co konkretnie te pieniądze są przeznaczane.
Tak, to jest kilkadziesiąt już teraz produktów, po które sięgając, można zdecydować przede wszystkim, gdzie pójdą twoje pieniądze, które miejsce chcesz wesprzeć. Oczywiście to nie jest tak, że jak kupisz 150 motyk, to my kupimy 150 motyk do ogrodu. To jest forma przekazywania darowizny. Jak kupisz 150 motyk, to my kupimy na pewno tyle, ile będzie potrzebne, nie więcej. Natomiast każdy dodatkowy grosz wydamy w ten sposób, żeby ułatwić tym ludziom pracę.
Trochę zmieniając temat na szerszy, bym powiedziała, to chciałam też Ciebie zapytać o to, jak patrzysz na dobroczynność Polaków w takiej skali całego kraju. Jak my jako naród, mieszkańcy Polski wypadamy w porównaniu do innych krajów? Czy jesteśmy wysoko, czy nisko? Jak wysoko, to dzięki czemu? Jeśli nisko, to dlaczego? I co możemy zrobić, żeby przenieść się wyżej? I w ogóle jak to się mierzy? Czy to się mierzy procentem dochodów, które przeznaczamy na dobroczynność? Czy to się mierzy liczbą akcji, działań, które wspieramy?
Ja bym zupełnie na naszą dobroczynność nie narzekał, bo uważam, że jesteśmy niezwykłym narodem. Mamy chociażby z ostatnich miesięcy świetną sytuację, cała Ukraina, tak? Czy mamy w Polsce jakiś jeden obóz dla uchodźców z Ukrainy? Nie, myśmy ich gdzieś wszystkich przyjęli, zrobiliśmy logistykę taką, żeby oni trafili tam, gdzie potrzebują być.
Jasne, że są te centra takie, w których trzeba było stworzyć, bo było ich przecież 2 miliony, ale generalnie na granicy w ciągu pierwszych godzin wojny było mnóstwo pomocy. Raczej z tym jest problem, jak dobrze zagospodarować tę naszą dobroczynność. To jest rzecz, która wymagałaby czasem przemyślenia, natomiast nasza wrażliwość, uważam, jeśli chodzi o pomaganie, jest naprawdę top.
Wrażliwość tak, dobre serca tak, no ale właśnie, czy tak systemowo, kulturowo jesteśmy w takim miejscu, że możemy sobie pogratulować, czy jest jeszcze coś, nad czym warto popracować? Bo powiedziałeś właśnie sposób, formuła, to gdzie widzisz problemy, którymi warto się zaopiekować?
Ja jako pracownik organizacji humanitarnej, która zajmuje się dobroczynnością w Polsce i za granicą, oczywiście, że widzę teraz spadki w zaangażowaniu. Musimy sobie radzić z kłopotami związanymi z tym, że tych wpływów mamy coraz mniej. Natomiast jeszcze raz mówię, nie jest problemem to, że ta nasza dobroczynność wygasa, tylko raczej problem jest w tym, że coraz trudniej nam jest mieć dostęp do takich informacji, jakie potrzebujemy.
To jest problem z mediami społecznościowymi, które obcinają np. nam zasięgi, one wymagają, żebyśmy im płacili za to, żeby ktoś, kto już nas polajkował, mimo wszystko zobaczył naszą informację. Więc to są rzeczy bardziej techniczne, z którymi my musimy się mierzyć, żeby dotrzeć do kogoś z ważną informacją.
Jeśli uda nam się dotrzeć, To najczęściej jest tak, że ta nasza wrażliwość i to otwarcie pracuje. Ja mówię, my nie prosimy o, nie wiem, 100, 200, 300, 1000, 50 tys. złotych, tylko prosimy ludzi o 5, 10, 15 złotych. To są drobne kwoty, teraz nawet kawa w Starbucksie kosztuje 4 razy tyle. Więc wystarczy zrezygnować czasami z niewielkiej części, a czasami po prostu wygrzebać jakąś monetę ze spodni i to wystarczy.
Natomiast tego być może czego brakuje, to jest to, żeby zrobić sobie taki rachunek sumienia i porządek w tym, co nas interesuje, bo do tych informacji dociera do nas mnóstwo, a czasami warto samemu się zaciekawić i zainteresować.
Czyli, tak mówiąc bardzo praktycznie, mówisz, że warto przejrzeć nawet te fanpage’e, które mamy zaobserwowane i gdzieś tam zaznaczyć, że chcę dostać powiadomienia z takich fanpage’y, które robią coś dobrego dla świata.
Tak.
Powiedziałeś o tym, że można Was wesprzeć finansowo, ale właśnie, są też inne sposoby, chociażby udostępniając post, lubiąc post, komentując post, bo to powoduje większe zasięgi. Trochę tak wtedy przechytrzamy te algorytmy z mediów społecznościowych. Czy pracą wolontariacką też można Was pomóc? Czy Wy działacie inaczej, w taki sposób zorganizowany i raczej te fundusze są istotne?
My nie organizujemy wolontariatu takiego, ponieważ po pierwsze dobrze się na tym nie znamy, po drugie mamy doświadczenie też, bywając często w Afryce, widzę jak często dobra energia, która jest w ludziach, potrafi być źle wykorzystywana, być może oni nie są w dobrym miejscu o dobrym czasie. Często potrzeba tam po prostu specjalistów, a nie dobrych chęci. Więc to nie jest tak, że nie ma u nas wolontariatu. On jest, ale też bardzo precyzyjny.
Jeśli potrzebujemy pediatry w obozie na greckiej wyspie Lesbos, to bierzemy pediatrę i jedziemy tam z pediatrą. To nie jest tak, że każdy z nami może gdzieś pojechać. A nie, przepraszam. Jest tak, że każdy może z nami gdzieś pojechać, ponieważ mamy projekt Przybij Piątkę. Nie w ramach wolontariatu, tylko po prostu zobaczyć to, co robimy. Wystarczy przybijać piątkę raz w tygodniu, czyli ustawić zlecenie stałe na 5 złotych tygodniowo, żeby po roku zyskać szansę na to, byśmy kogoś zaprosili na wyjazd do Afryki.
Co roku dwie osoby wyjeżdżają z nami do Afryki, więc portfolio takich ludzi, którzy wydali kilka złotych na wyprawę do Afryki, zobaczyli nasze projekty, już rośnie. I to warto, jest taka możliwość, zachęcamy. Najtańszy bilet do Afryki.
I rozumiem, że te wszystkie formy możliwe wsparcia są opisane u Was na stronie?
Zapraszam serdecznie na dobrafabryka.pl
A słuchaj, chciałam Cię zapytać o to, jak Ty dbasz o siebie, bo prowadzenie fundacji i wspieranie ludzi, którzy są w trudnych sytuacjach, jeżdżenie tam, oglądanie, rozmawianie wpływa na naszą psychikę. To nie jest proste też, żeby unieść czasem takie sytuacje.
Piję wodę.
Ja też tak sobie dopowiadam, że prowadzenie fundacji nie jest prostym kawałkiem chleba z wielu powodów. Właśnie, wspomniałeś o praktycznych rzeczach jak zasięgi. Też czasem w fundacji jest budżet i też trzeba tym budżetem odpowiednio zarządzać, mając świadomość, że wszystko to, co nie idzie na cele statutowe i dobroczynności, to właśnie, nie idzie na te cele, więc tam bardzo dbamy o każdą złotówkę, a przecież trzeba ludziom płacić, robić marketing, robić promocję.
To jest inwestycja, to nie jest wydatek. Bo jeśli zatrudnisz odpowiednią osobę do tego, żeby poprowadziła media społecznościowe, to inwestujesz i będziesz w stanie dotrzeć do większej liczby osób i zebrać więcej pieniędzy na tę podróż. Trzeba na to tak patrzeć.
Wszystko, co nie jest inwestycją, boli. Natomiast trzeba robić wszystko, żeby wszystko było inwestycją. To jest rozwiązanie. Bo wtedy, naprawdę, gdybyśmy to robili po godzinach gdzieś, zupełnie za darmo, to po pierwsze trudno by było zmobilizować do tego osoby, żeby chciały to robić regularnie, bo każdy jednak potrzebuje mieć zaspokojone swoje potrzeby. To jest główny problem. Musisz mieć zespół, musisz zainwestować w ludzi, żeby to się rozpędzało, żeby można było odpowiadać na jeszcze więcej potrzeb.
Czyli zwracając do tego mojego pytania właśnie o te sposoby, jak sobie radzisz, żeby dobrze funkcjonować, to ja to nazywam mindsetem, czyli patrzenie na różne wyzwania i decyzje w taki sposób odpowiedni, wspierający. To jest jedna rzecz, którą usłyszałam. Druga, piję wodę, właśnie. Dążę w zawoalowany sposób do Twoich marzeń, pasji, hobby. Czy masz taki świat, w którym realizujesz właśnie własne marzenia?
Pytasz, o czym marzę? Chcesz wiedzieć, o czym marzę?
Tak.
Marzę bardzo o tym, żeby moje dzieci wyrosły na dobrych ludzi, żeby żyły w spokojnym, dobrym świecie. Nie takim, jaki często widzę podczas moich wyjazdów.
Piękne marzenia, ja też marzę o tym, żeby moje dzieci dorastały w lepszym świecie, tylko zadaję sobie w głowie pytanie, na ile ja mam przełożenie, w jakimś zakresie tak, ale takim niewielkim. A mówię o tym, bo chciałam dopytać o takie Twoje marzenia. Nie wiem, może byś chciał zwiedzić każdy kraj świata, a może byś chciał nauczyć się gry na pianinie, a może byś chciał napisać książkę?
Moje marzenia…
Bo ja, nie wiem, czy tak mogę powiedzieć, że jestem ekspertką od marzeń, ale już powiem, co powiedziałam, więc jakby co, to mogę podpowiedzieć.
Marzenie?
Tak.
Jakie ja mam?
Jakie możesz mieć.
Jakie mogę mieć marzenie?
No właśnie, trzy już padły, ale nie chcę tutaj na siłę w żaden sposób. Za to podpowiadam, że warto sobie zadać takie pytanie, bo no właśnie, ja może za bardzo w tym, o co Cię pytam, też tak swoją kalkę przykładam, ale tak myślę, że czasem, szczególnie jeśli działamy w takim trzecim sektorze i myślimy o dobroczynności, gdzieś tam zapominamy o sobie i zapominamy momentami zapytać się, a co ja dla siebie chcę zrobić. Do tego troszeczkę dążyłam.
Wiesz, ale ja mam takie… Tylko to nie jest sfera marzeń, ponieważ ja się sobie staram w takim zakresie, w jakim mogę, dbać o to, żeby mieć przestrzeń, w której, powiedzmy, ładuję baterie, tak? Bo o to też chodzi. Więc może nie są to jakieś wyjazdy do odległych krajów, ale po tych wszystkich wyjazdach, które mam w związku z moją pracą, lubię się zaszyć na Mazurach po prostu, gdzieś w głuszy. I to są te chwile. Lubię wsiąść na motocykl, pojechać gdzieś na motocyklu.
Wiesz, ja Ci opowiem taką historię. Jak zacząłem nie jeździć do Demokratycznej Republiki Konga, to zobaczyłem, że tam jest naprawdę bieda i nędza, i wojna dodatkowo. A ofiarą wojny są w pierwszej kolejności głodujące dzieci. Kiedy ja pojechałem do wspieranego przez nas szpitala i ośrodka dożywiania i zobaczyłem dzieciaki w wieku moich chłopaków, to było mi trudno. Ja się wtedy chowałem za aparatem fotograficznym, bo w takiej roli pojechałem i trzaskałem te zdjęcia, starając się jakby właśnie schować za aparatem. Jeszcze to do mnie tak nie docierało, ale później przyszło, że kurczę, moje chłopaki pewnie siedzą i układają klocki, bawią się, jest im ciepło, mają co jeść, mają wszystko. A tu są ich rówieśnicy. Żyjemy na tym samym świecie, ale mają zupełnie inne możliwości, zupełnie inne perspektywy, pewnie o kompletnie innych rzeczach marzą.
Tak, to są te chwile i było mi wtedy trudno, natomiast teraz nauczyłem się chyba też tego, że wiem już, że nie zmienimy całego świata, natomiast bardzo konkretnie możemy zmienić świat konkretnych osób.

Jak zacząłem nie jeździć do Demokratycznej Republiki Konga, to zobaczyłem, że tam jest naprawdę bieda i nędza, i wojna dodatkowo. A ofiarą wojny są w pierwszej kolejności głodujące dzieci. Kiedy ja pojechałem do wspieranego przez nas szpitala i ośrodka dożywiania i zobaczyłem dzieciaki w wieku moich chłopaków, to było mi trudno. Ja się wtedy chowałem za aparatem fotograficznym, bo w takiej roli pojechałem i trzaskałem te zdjęcia, starając się jakby właśnie schować za aparatem. Jeszcze to do mnie tak nie docierało, ale później przyszło, że kurczę, moje chłopaki pewnie siedzą i układają klocki, bawią się, jest im ciepło, mają co jeść, mają wszystko. A tu są ich rówieśnicy. Żyjemy na tym samym świecie, ale mają zupełnie inne możliwości, zupełnie inne perspektywy, pewnie o kompletnie innych rzeczach marzą.

I jakbyś miał dać jedną radę naszym słuchaczom, widzom, jakim działaniem mogą zmienić świat konkretnej osoby, to co by to było?
Że bardzo warto spełniać swoje marzenia, to jest jasna sprawa, natomiast naprawdę niewielkim wysiłkiem można spełnić czyjeś marzenie. I do tego, żeby to zrobić, warto się z nami zapoznać, przybić nam piątkę w Dobrej Fabryce. I zobaczyć, że duże rzeczy możemy robić naprawdę, jak jesteśmy razem. Im więcej nas będzie, tym więcej będziemy w stanie tego dobro wyprodukować. Każdy z nas niewielkim swoim kosztem, niewielkim wkładem. Ale jak będziemy razem, to zrobimy naprawdę dużo.
Podlinkujemy stronę obu fundacji, fanpage’e obu fundacji właśnie, żeby można było zapoznać się z tymi możliwościami. Ja kibicuję Waszym działaniom, dobroczynność jest niezwykle ważna i nas buduje, bo ja mam takie poczucie, że jak ja wpłacam pieniądze na jakąś fundację, czy czasem wolontariacko się udzielając, to mi robi dobrze. To sprawia, że ja mam taką satysfakcję, że mogłam komuś pomóc…
Jest jeszcze jeden aspekt. Dobro wraca. Jak zrobisz jakieś dobro, np. zaopiekujesz się jednym z dzieciaków za pośrednictwem adopcji serca albo wesprzesz jakiś nasz projekt, to tak naprawdę nie tylko Ty z siebie coś dajesz, ale wchodzisz w zupełnie inny świat właśnie tej dobroczynności. I możesz mnóstwo też czerpać od tych ludzi, przecież cały czas staramy się budować most Zambia-Polska, Kongo-Polska, pokazując tych ludzi, pokazując, jak żyją, pokazując, z czego się potrafią cieszyć, a potrafią się czasami dużo bardziej cieszyć z niewielkich rzeczy niż my, mając wiele.
Więc naprawdę od nich można się mnóstwo dowiedzieć, mnóstwo nauczyć i warto wejść w ten dobroczynny świat i tych ludzi po prostu poznać, mieć z nimi linię.
I poczuć, że to dobro wraca, dobro ode mnie wraca do mnie. I naprawdę od razu ja czuję ten efekt i bardzo polecam takie działanie i sprawdzenie na własnej skórze.
Dzięki wielkie, kibicuję, trzymam kciuki.

Dziękuję za to, że mogłem Cię wprosić.
Dzięki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top