NM 88: Doris Kozarzewska – Czego nauczyła mnie Afryka?

  • 1:07:32
  • 01 sierpnia, 2023
  • 154.59M

Jestem z pokolenia w którym chyba każde dziecko przeczytało „W pustyni i w puszczy” oraz fascynowało się przygodami „Tomka na Czarnym Lądzie”. Afryka pociąga mnie swoją dzikością i przyrodą. Jednak jak na razie nie dotarłam na ten kontynent. Za to za chwilę przeniesiemy się na niego mentalnie. Zapraszam Cię na spotkanie z Dorotą Kozarzewską – Mamą Busz, która od ponad 20 lat zagłębia się w afrykańską naturę podróżując po niej z czystej pasji, oraz organizując kameralne, szyte na miarę wyprawy.

Jako pierwsza licencjonowana polska przewodniczka po Buszu. Na swojej stronie Dorota pisze: „Wszystko co robię w Afryce lub co dotyczy Afryki, robię z pasją, bo tyle jej zawdzięczam.”. Za chwilę zadam Dorocie pytanie – co takiego zawdzięcza Afryce? Jesteście ciekawi?

 

W odcinku „NM 87: Filip Adamus – lekcje z podróży dookoła świata” usłyszycie o tym:

  • Jaka była droga Doris? jakie zakręty i góry na niej pokonywała?
  • Jaką rolę w jej życiu odgrywają przodkowie?
  • Jak spełniła swoje marzenie o chodzeniu po buszu z lwem?
  • Co sprawiło, że przeniosła się na Zanzibar, a po 9 latach wróciła do Polski?
  • Jakie lekcje życiowe wyniosła z Afryki i jak poradziła sobie z trudnościami?
  • Dlaczego nazywa siebie „Mamą Busz”?
  • Jak definiuje siebie?

 

Kiedy rozmawiasz z człowiekiem z pasją to widać i czuć, bo pasja nadaje życiu sens. A jak tę pasję znaleźć? Słuchając siebie, swojej intuicji i ufając, że wskazuje nam właściwy kierunek, nawet jeśli mamy w sobie dużo obaw i niepewności. Ta prawda działa również w drugą stronę – jeśli czujemy, że nie jesteśmy w dobrym dla siebie miejscu, to warto to zmienić. Bo żyje się raz. Ale jeśli robisz to świadomie, to ten jeden raz wystarczy.  Życzę Ci drogi Słuchaczu świadomego życia, pełnego ufności do siebie. Daj znać co w tej rozmowie Ci się podobało w mediach społecznościowych albo na maila [email protected]. Do zobaczenia w kolejnym odcinku!

 

Dodatkowe linki:

Więcej o Doris znajdziesz tutaj:

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

 

Cześć, Doris!

Cześć, Joasiu!

Wielkie dzięki, że sama do mnie napisałaś, bo to jest dla mnie ogromna przyjemność, jak ktoś się zgłasza. Nie dość, że jesteś super osobą z fantastyczną historią, o której zaraz, ale taki fakt, że się zgłaszasz, pokazuje mi, że robię coś fajnego. Tak egoistycznie zacznę. I już do Ciebie.

Chciałabym trochę, żebyśmy cofnęły się w czasie na początek tej naszej rozmowy, do momentu, kiedy kończysz studia. Nomen omen tę samą uczelnię, którą kończyłam, uznawaną za bardzo dobrą uczelnię, ekonomiczną. Zaczynasz pracę w bardzo renomowanej agencji marketingowej. Realizujesz super projekty, domyślam się, że dla znanych nam wszystkim brandów. Rozwijasz się, pewnie pniesz się w górę po tych szczebelkach kariery i nagle mówisz: ,,No nie. Rzucam to wszystko”. Tak to było?

To nie było nagle. W ogóle dziękuję bardzo, że mnie zaprosiłaś, że przyjęłaś to moje zawołanie, dlatego że dla mnie bardzo ważne, odkąd wróciłam z Zanzibaru, a wróciłam po 9 latach życia na Zanzibarze rok temu, ale trafiłam na wojnę. O tym pewnie też później porozmawiamy. Właściwie po wystąpieniu w grudniu na scenie TEDx-u powiedziałam: ,,Dobrze. To jest mój czas i jestem głosem afrykańskiej przyrody, i chcę o tym mówić”. Tak że wyszłam poza strefę komfortu swoją i powiedziałam: ,,Chcę opowiadać”.

Coraz częściej mówię do dzieci, coraz częściej mówię do dorosłych, piszę kolejną książkę i często na spotkaniach z tymi, którzy chcą mnie zobaczyć albo usłyszeć, kilka tygodni temu byłam w audycji u Tomka Gorazdowskiego w 357, słyszę takie pytanie: „Gdzie Pani była do tej pory?”. I mówię: ,,Siedziałam w krzakach i podglądałam lwy i słonie, i żyrafy, i nadal to robię, ale zdecydowałam się wrócić do Polski”. I wracam do tego, co Ciebie interesuje, czyli do młodości.

Byłam zawsze harcerką, czyli zawsze byłam w lesie, a nawet byłam w górach, o których gawędziłyśmy, zanim zaczęłyśmy to nagranie. Prowadziłam obozy wędrowne 104. warszawskiej drużyny harcerskiej. Włóczyłam się po górach i zawsze kochałam dziką przyrodę. Do Afryki trafiłam dokładnie 30 lat temu, kiedy miałam 23 lata. I zakochałam się w tym, co widziałam, ale nie rozumiałam tego, na co patrzyłam.

Widziałam grube lwice na drzewie z obżartymi, pełnymi krwi pyskami i nie wiedziałam, czy one się tak nażarły, czy one są w ciąży, czy dwa w jednym. Nie wiedziałam, na co patrzę. Nie potrafiłam spać w namiocie. Myślałam, że w Afryce będzie cicho, w nocy, w buszu, ale busz szumiał, huczał. Dzisiaj wiem, że te myszki, które biegały obok namiotu, robiły dźwięk taki, że myślałam, że to słonie już się kładą na ten mój namiot. Ja nie miałam pojęcia, ale mam taką naturę, taka jestem, że muszę się dowiedzieć. I będę czytać, szperać, a to był czas 30 lat temu, to jeszcze nie było Ciebie w planach pewnie na tym świecie, a ja już dwadzieścia kilka lat miałam.

Muszę się dowiedzieć, więc szukam. W agencji reklamowej, w której pracowałam wtedy, Corporate Profiles, później Corporate Profiles DDB, na koniec złożyłam wymówienie w DDB, żeby ruszyć do buszu, zostawałam wieczorami i szukałam. Szukałam historii ludzi, którzy byli w Afryce przede mną, białych ludzi. Niektóre historie odrzucałam, bo to były historie o białych myśliwych. Szukałam historii białej dziewczyny, która by się nie nazywała Karen Blixen, a która trafiła do Afryki, bo poszła za marzeniami, ale poszła za nimi konsekwentnie. Myślę, że trafiłam wtedy na książkę Kuki Gallmann, włoskiej arystokratki, która zostawiła życie w Italii, pojechała do Kenii, kupiła tam farmę, zaczęła tam życie ze swoją rodziną. Spotkały ją trudne sprawy, straciła męża, straciła syna, którego ukąsił jadowity wąż, ale została w Afryce na całe życie. Urodziła córkę Svevę i została w Afryce.

Marzyłam, żeby do niej dotrzeć, i to się stało wiele lat później. Natomiast konsekwentnie czułam, że Afryka mnie woła. Miałam 15 lat, czyli 1985 rok, kiedy zobaczyłam w telewizorze, usłyszałam o najpierw o jednym zdarzeniu, czyli o paleniu kości słoniowej przez doktora Richarda Leakeya, nie wiedziałam, na co patrzę, ale widziałam potężny stos płonącej kości słoniowej. Nie wiedziałam wtedy, że kość słoniowa się nie pali, że jest to zębina, że to są zęby trzonowe słonia. Nie wiedziałam, dlaczego ktoś zabiera kość słoniową słoniom. Widziałam faceta, dużego mężczyznę, obok trochę mniejszy prezydent arap Moi, pochodniami we dwóch podpalali stos kości słoniowej i zastanawiałam się, na co ja patrzę, o co chodzi. Później opowiedziałam o tym w mojej mowie TEDx-owej, na co patrzyłam.

Dowiedziałam się, pamiętam, w 1986 roku o śmierci Dian Fossey. Dowiedziałam się, że była jakaś kobieta, która 18 lat siedziała wysoko w górach, góry były już w moim życiu, i chroniła goryle górskie od wyginięcia.

Wejdę Ci tutaj w słowo, czyli już od nastoletnich lat ciągnęło Cię do tej Afryki, bo na pewno w tym czasie dowiadywałaś wiele różnych rzeczy, co się dzieje w Azji, co się dzieje w Ameryce, co się dzieje w Europie. Pamiętam te czasy. Wszystko było to dla nas takie dalekie, odległe, egzotyczne.

Tak.

W sensie inne od tej naszej codzienności i teoretycznie mogłabyś przytaczać teraz inne historie, a jednak przytaczasz i koncentrujesz się na tych afrykańskich, czyli ta Afryka. Ona do Ciebie wołała.

Tak.

Wołała, woła i?

I skutecznie.

I skutecznie. I Ty, pracując w tej korporacji, zrobiłaś rzecz niebywałą, bo ukończyłaś szkołę, może powiem tak, zostałaś buszwomenką. Ja to tak sobie nazwałam.

Jeszcze do tego, o czym mówiłaś, chciałam dodać taką rzecz. Ja nie czytałam ,,Tomka na czarnym lądzie”. Ja nie czytałam takich książek. Czytałam ,,Pana samochodzika”. Uwielbiałam, czyli przygoda. Jeszcze on z harcerzami. Wszystko to się wpasowało w to, kim ja jestem, w moją identyfikację, ale jak myślę jak wszystkie z nas, oglądałam ,,Pożegnanie z Afryką”.

I gdybym miała dodać do tej historii smutnej śmierci Dian Fossey czy morderstwa na słoniach afrykańskich, to dołożyłabym romantyczny wątek, czyli, zawsze mówię anegdotycznie, pojechałam zobaczyć, czy w Afryce są tacy faceci jak Robert Redford. Natomiast przyszedł moment w moim życiu, zaczęłam jeździć tam turystycznie. Zaczęłam pracę w dużej reklamie, kończyłam studia. Najpierw byłam w innej agencji reklamowej. Później trafiłam do Pawła Kastorego i muszę powiedzieć, że to był fantastyczny czas, bo nas było tam 20 kilka osób. Robiliśmy super kampanię.

Pracowałam dla Programu Powszechnej Prywatyzacji dla Wedla. Później, niesiona sukcesem Wedla, trafiłam do Netii. W ogóle nie rozumiałam, dlaczego tam trafiłam. Później genialna kampania piwa Tyskiego, które z lokalnej marki stało się numerem jeden w Polsce, ale to była moja praca, a moją pasją było dążenie do spełniania corocznych wyjazdów do Afryki. Nie zapomnę, kiedy siedziałam nad rzeką Oranje, miałam 31 lat i jeździłam już do Afryki od 7–8 lat, i powiedziałam: „Ja chcę, żeby to było moje życie”. Wróciłam do Polski, poszłam do Pawła. Czekałam na niego, złożyłam wymówienie. On próbował: ,,A może tutaj w Arabii będziesz miała bliżej do Afryki, ale nie odchodź”. Powiedziałam: ,,Nie. Ja po prostu muszę to w życiu zrobić”. I konsekwencją tego były dwa wydarzenia, czyli to, o czym Ty wspominasz – szkoła przewodników po buszu, czas szybko leci, więc tak, jestem najstarszą polską przewodniczką po buszu, i praca dla Ali Kuchcińskiej-Sussens, Polski, która trafiła w latach 40 z Syberii na okrętach 20000-22000 Polaków trafiło do 18 obozów i Ala była w jednym z takich obozów, i swoje życie związała z Afryką.

Kiedy do niej trafiłam, miała 72 lata, miała farmę, którą prowadziła z rodziną, i miała ośrodek rozrodu lwów, a ja marzyłam, żeby chodzić po buszu z lwem. Wtedy byłam młoda i głupia i nie wiedziałam, że chodzenie po buszu z lwem oznacza, że ten lew nie będzie miał już później możliwości powrotu do dzikiej przyrody. Nie wiedziałam również, że część miejsc, które takie spacery organizuje, to jest po prostu biznes i te lwy są przekarmiane, i cała ideologia za tym stojąca jest bardzo smutna, ale wtedy byłam jeszcze młoda, a marzyłam tak bardzo o tym lwie. Trafiłam do Ali i ona mi pozwoliła chodzić po buszu i zajmować się małą Tamu.

I to było jedno z najwspanialszych doświadczeń, chociaż wiem, że tym, co robiłam, tymi codziennymi spacerami po buszu, przyczyniłam się do tego, że Tamu została później już na terenie ogrodzonym do końca swojego życia, bo kiedy urosła z małej w dużą lwicę 180 kg, to mogła kogoś zaatakować, bo wiedziała już wtedy, jak zabić.

I siedziałaś nad tą rzeką, do tego momentu wrócę, i wtedy pomyślałaś sobie, że chcesz całe swoje życie przenieść z Polski do Afryki?

Czy jak Ty podejmowałaś decyzję odejścia z korporacji, wiedziałaś, że całe swoje życie? Nie myślimy tak. Ja tak nie myślę.

Może źle sformułowałam pytanie. Nie chodziło mi o to, że już do końca swoich dni, bo faktycznie tak nie myślałam, ale że na ten moment, że chcę odejść z korporacji i w 100% zająć się własnymi przedsięwzięciami, to tak. Chodziło mi w tym moim pytaniu, czy chciałaś, używając takich codziennych słów, przeprowadzić się i przenieść swój dom, swoje mieszkanie i na stałe zamieszkać w Afryce?

W ogóle nie myślę o życiu w ten sposób, ani nie myślałam tak 20 kilka lat temu, ani nie myślę tak dzisiaj. Wierzę w to, że jest nad nami jakaś siła i można ją zdefiniować, jak kto sobie życzy, może to być Bóg, matka natura, kosmos. Moja przyjaciółka Małgosia Kostro-Olechowska mówi: ,,Kosmos czuwa”. Czyli kosmos czuwa nad tym, co się z nami dzieje. Tylko nie można siedzieć na kanapie i czekać, aż kosmos zadziała, tylko gdzieś te intencje trzeba wysyłać, czyli na pewno chciałam wracać do Afryki. Chciałam się uczyć dzikiej przyrody. Chciałam rozumieć zwierzęta. Nie chciałam być panią touroperatorką. Nie chciałam prowadzić biura wypraw do Afryki i tylko sprzedawać wycieczki safari. To mnie nigdy nie interesowało, ale myślę, że na początku nie miałam takiego pomysłu, żeby zamieszkać w Afryce, że ja po prostu zamykam to życie i teraz będę żyła tam.

Pamiętam taką rozmowę z moją mamą, to musiało być ze 13 lat temu, która na mnie popatrzyła i powiedziała, „Co, córcia nudzisz się tu?”. A ja powiedziałam: „Tak, trochę się nudzę”. „A gdzie byś chciała zamieszkać?” – ona mnie zapytała, „jeżeli już by była ta Afryka?”. ja wtedy powiedziałam, a miałam za sobą doświadczenie życia w Republice Południowej Afryki, u Ali Kuchcińskiej-Sussens, to jednak był prawie cały rok, miałam za sobą doświadczenie życia w Etiopii kilka miesięcy, więc wiedziałam, że jeżeli w ogóle chcę trafić, to chcę trafić do buszu. Więc były takie momenty, kiedy mówię… Ale już byłam doświadczona. Już, wiesz, te wyprawy.

Poprowadziłaś.

Oczywiście. Już tak, tak i tylko nigdy nie myślałam o tym, że prowadzę firmę. Raczej, że wracam z gośćmi do buszu i miałam takie momenty, kiedy myślałam: „Dobrze. Może ktoś szuka menedżerki jakiegoś lounge czy obozu w buszu”. I będąc z moimi znajomymi z Afryki w kontakcie, dowiadywałam się o to, ale zazwyczaj są szukane pary. To jest jedna rzecz, a druga rzecz, ja tak szczerze przed sobą myślałam, jeżeli ja będę miała, co trzy dni witać albo codziennie tych samych gości, odpowiadać na pytania, na które dzisiaj Tobie odpowiadam, „Jak to się dla Ciebie zaczęło w Afryce?”, to ja zwariuję. To w ogóle nie jest rozwój, to nie jest coś, co by mnie pchało do przodu, więc ja wiedziałam, że to nie jest ten pomysł.

Przez lata miałam pytania od niektórych gości moich wypraw. Mówili tak: „Zainwestujemy, poprowadzisz, zbudujemy obóz”. Ja w to nie wchodziłam, bo wiedziałam, że to nie jest moja podróż. To nie jest moje safari, że ja nie będę się w tym rozwijała. Więc odrzucałam taki pomysł, ale wracając do tego, jak mama mnie zapytała, i wtedy powiedziałam tak: „Wiesz co, mamo? Tam, gdzie jest największy busz, jeżeli w ogóle tak, czyli Botswana, Zambia, bo tam się dużo chodzi po buszu, i Tanzania Południowa”. I wtedy, jak to powiedziałam, do głowy mi nie przyszło, że moja siła wyższa, kosmos, matka natura, Pan Bóg powie: „Dobrze, laleczko. Zamieszkasz w Tanzanii, ale będzie to wyspa Zanzibar”. To w ogóle było nieporozumienie, więc trzeba precyzować, czego się chce, bo niedoprecyzowane może zrobić w życiu psikusa.

Ale potem jest szansa na korektę, więc rozumiem, że taka korekta właśnie nastąpiła.

Tak.

I do tego też dojdziemy, czyli te pierwsze lata to było… rozumiem, że miałaś dom, to stałe miejsce?

Warszawa jest zawsze domem.

Teraz co to oznacza, że nie chciałaś być panią touroperatorką, która prowadzi po prostu wyprawy, a jednocześnie organizowałaś te wyprawy, ale robiłaś też coś więcej, żeby nie być tylko tą panią. Co to było, to coś więcej?

Po pierwsze nigdy się nie definiowałam jako właścicielka biura wypraw albo touroperatorka, czyli od razu będąc na jakimś rynku, nie zapomnę spotkań z jakimiś właścicielami innych biur, nie mówię o Afryce, mówię generalnie. Jest rynek i są spotkania branżowe, i są rozmowy. I w trakcie tych rozmów słyszę, że jakiś wyjazd, powiedzmy, do Namibii to jest produkt. To nie jest moje. Jeżeli byśmy wyłączyły kamery, I Ty Byś powiedziała „przecież Ty jesteś panią od marzeń, Katalog Marzeń, byś powiedziała: „Doris, ja mam takie marzenie”, to ja bym Cię zapytała: „Ale dlaczego Namibia? A co Ty tam chcesz robić? Czy Ty chcesz, żebyśmy pochodziły po wydmach, czy chcesz potropić zwierzęta? Ale jadą dzieciaki, a co robimy z mężem? A to możemy rozdzielić”.

Możemy zrobić tak, żebyście Wy byli dwie romantyczne noce w pięknym lounge, a ja dzieci w tym czasie, i to robiłam przez wiele lat, zabieram pod namioty na drugą część tej farmy i one ze mną w nocy chodzą do wodopoju podglądać zwierzęta. Tam nie ma lwów, nie ma słoni. Wy się zajmujecie, czyli to jest twój katalog marzeń. Ja nigdy o sobie nie myślałam jako o przedsiębiorcy.

Teraz może bardziej, może to przychodzi też z wiekiem. Raczej myślałam o tym, że to jest moja Afryka i chcę ją pokazać, a jednocześnie rozwijałam się w takim sensie, że przyjeżdżałam wcześniej zanim goście i jechałam do buszu, i tropiłam. Jeżeli przychodzi taki moment na wyprawie, że goście są zmęczeni i po prostu chcą zostać w obozie, ja nadal biorę samochód i jadę do buszu, bo zawsze coś się dzieje, zawsze coś na nas tam czeka. Nie musi być lew rozszarpujący antylopę. Nie musi być lampart wciągający na drzewo pół zebry. To może być coś małego, ale to mogą być na przykład gajające się dwa gatunki po sawannie, albo może być wąż, który zaatakował śpiące jakieś małe zwierzę. Zawsze coś się dzieje w buszu. To może być tak, jak opisuję w swojej książce ,,Mama busz”, kiedy jadę samochodem i nagle przy drodze najpierw widzę nic nie było w buszu tego ranka, aż byłam zła, kazałam ludziom wstać o 5 czy 5:30 rano i mówię: „Jak wjedziemy pierwsi do Parku Narodowego Tarangire, to będzie na pewno coś”. Nic nie było. Po prostu wszystko się schowało, ale jak już przestałam być zła i mówię: „Dobrze. Ty, matko naturo, mi zaraz coś tutaj podeślesz, bo zawsze tak robisz”, jedziemy i nagle leży perlica, ma głowę rozdziobaną i krew. Ja mówię: „Uuu”.

Kilka metrów od niej leży największa sowa afrykańska – puchacz mleczny – zabity, ma głowę rozdziobaną, cały we krwi. Siedzę, patrzę na to. Goście filmują, fotografują, patrzę na Kalagę, mojego lokalnego kolegę, kierowcę, on na mnie i nagle wiemy, puchacz mleczny zawsze występuje w parach, czyli na drzewa, a tam siedzi ona. Ma cały dziób we krwi, nażarta, zadowolona pani puchaczka mleczna. Zaczęliśmy wymyślać, co tu się wydarzyło. Czy mąż rzucił się na śniadanie przed żoną i żona się tak wkurzyła, że go zadziobała? Nie wiem, ale napisałam na ten temat rozdział mojej książki ,,Pani zabiła pana, rzecz się stała niesłychana”.

Czyli ważne jest patrzenie na przyrodę, na te małe rzeczy, nie tylko na duże. I to powiadam gościom. Ważne jest to, że jak oni wyjeżdżają, ci moi goście, to ja dalej zostaję i tropię. Ważne jest to, że jak przyjeżdżam, to piszę o tym, albo się uczę więcej. Czyli jak jest pora deszczowa, to nie ma lenistwa i tak: „Super były lwy, tam lamparty, gepardy”. Dla mnie jest ważny bardzo rozwój i przyszedł taki moment, kiedy już tyle wiedziałam o ssakach, ale wszystko, co wiedziałam, oczywiście w pewnym momencie było burzone, bo szef mojego kursu ,,Przewodników po buszu” mnie nauczył takiej rzeczy.

Wszystko, co wiemy o dzikich zwierzętach, jest prawdziwe do momentu, kiedy przestaje być prawdziwe, czyli najbardziej prawdopodobne jest to, że one są kompletnie nieprzewidywalne, czyli zawsze zaskakują, ale jak już z tymi ssakami się tak zaprzyjaźniłam, to powiedziałam: „Dobra, Doris, to co teraz?”. To postanowiłam zająć się ptakami afrykańskimi. Jest ich kilka tysięcy i myślę, że jestem jedyną poza jakąś komisją, która uważam, że przywódca nadaje nazwy tym ptakom, bo jak można nazwać gęś „drzewica białolica”, to trzeba mieć jakąś wódkę przy tym, żeby pić i nadawać te nazwy, to nauczyłam się tych wszystkich ptaków, czyli poza tą komisją tylko ja, przypuszczam, w Polsce znam wszystkie nazwy afrykańskich ptaków na całym kontynencie i jestem jedną z tych ornitolożek, że tutaj jak lwy wchodzą do samochodu, a ja: „Zobaczcie, zobaczcie, tam jest taki wróbel i on jest afrykański, i on jest wyjątkowy, bo jest afrykański”. Więc jak już to zrobiłam, to zajęłam się roślinami. To jestem teraz przy żabach.

Jestem przy wielu kolejnych tematach. Trochę, jeżeli chodzi o geologię, to tak niekoniecznie. Zawsze w szkole nie lubiłam. I te kamienie. Wiem oczywiście na tyle, żeby opowiedzieć gościom, ale to też przyjdzie. I archeologia też przyjdzie, czyli dla mnie jest cały czas, żeby iść do przodu, i tak sobie myślę, że właścicielka biura turystycznego to chyba nie szłaby tak jak ja.

Wspominasz o tej różnorodności, opowiadasz o tej różnorodności Afryki. Nie wiem, na ile szeroko jest to znana wiedza, że Afryka jest w tej różnorodności ogromna, bo po pierwsze to jest kontynent, który jest trzykrotnie większy od naszej Europy.

Po drugie to są aż 54 kraje. Ile gatunków zwierząt, roślin, tego nie mam pojęcia, ale czy Ty całą tę Afrykę już zdążyłaś ogarnąć, zaznajomić się z nią? Czy koncentrujesz się na tych wybranych krajach, na tych bardziej buszowych terytoriach?

Nie mam w swojej naturze zaliczania kolejnych miejsc. Nawet nie wiem, w ilu krajach na świecie byłam. To nie jest dla mnie istotne. Dopiero pisząc książkę ,,Mama busz”, podliczyłam liczbę miejsc, w których pracuję, i się okazało, że pracuję w ponad 60 parkach narodowych i ponad 100 rezerwatach państwowych i prywatnych. I naprawdę się zdziwiłam. Powiedziałam: „Doris, jesteś niesamowita, w tylu miejscach”.

Spamiętać nazwy tych miejsc.

Dokładnie tak. Ja jestem przewodniczką po buszu. Busz to jest nazwa nieformalna, ale jestem przewodniczką po sawannie, lesie tropikalnym i pustyni, czyli jak myślę o tych miejscach, to bardziej mówię: „Dobrze. Tutaj są takie gatunki endemiczne, czyli wracam i sprawdzam, to ja tutaj to zobaczę, czy moja lwica bez ogona jeszcze żyje, a tutaj wprowadzono nowy projekt obserwacji gepardów”, czyli myślę, że to, co jest moją cechą to znowu tak, jak powiedziałam „Namibia, gdzie byś chciała? Co robimy? Co Ciebie pociąga, czy chodzenie, czy leżenie?” Jak myślę o tym, co ja robię w buszu, to myślę tak: „Mam ochotę”.

Na przykład teraz w lipcu zadzwonili do mnie goście, którzy jadą ze mną dziewiąty raz, dziewiąta. wyprawa wspólna, dziewiąte safari razem. Rozmawialiśmy o Kenii, a ja powiedziałam: „Wiecie co? Jedziemy do Kenii, jedziemy do Samburu, które uwielbiam. Nie jedziemy do żadnych miejsc, które są bardzo popularne, ale jadę do Masai Mara zobaczyć migrację przekraczającą dopływy rzeki Mara, czyli rzeka Sand, to już się dzieje na terenie Tanzanii, przeskakujące tysiące antylop na stronę Tanzanii”. Tak naprawdę jest to armia. Ja zawsze mówię, to jest armia, 1 300 000 zwierząt, które migrują przez cały rok na obszarze malutkiego rezerwatu Masai Mara w Kenii i potężnego 15 tysięcznego Parku Narodowego Serengeti, i pomyślałam: „Mam ochotę to zrobić”. Ci goście, którzy ze mną często jeżdżą, ponieważ zawsze tak Kenię: „Dobrze. Wszyscy jeżdżą do Kenii”.

Mam swoje miejsca w Kenii, ale absolutnie nie interesuje mnie masowa turystyka, czyli interesują mnie te moje miejsca, i powiedziałam: „Jak stoję w Tanzanii nad tą rzeką Sand i patrzę, jak te antylopy przeskakują ze strony Tanzanii, ale można pojechać dalej na północ i dojechać do granicy z Kenią, to chciałabym zobaczyć, jak to wygląda od strony Kenii”. No to to robię.

Ostatnio odezwali się do mnie goście, którzy powiedzieli: „Chcielibyśmy jechać do Namibii, ale oddajemy się w Pani ręce, bo my słyszymy, co Pani mówi, jak Pani mówi, co Pani robi”. Wiesz, jak wyszłam z tych krzaków i wróciłam do cywilizacji naszej europejskiej, warszawskiej, to coraz głośniej i mnie słychać, i do Ciebie przecież też wysłałam wiadomość: „Jestem. Trzeba rozmawiać. Trzeba opowiadać”. „Więc oddajemy się Pani. Proszę nam wymyślić jakąś Namibię inną niż wszyscy”.

My jedziemy, to jest w ogóle wyjazd kwiecień–maj przyszłego roku, ale już potwierdzony, na pustynię Namib, ale nie jedziemy tam, gdzie wszyscy. Ja te miejsca, gdzie jeżdżą wszyscy, oczywiście znam. W Namibii byłam 30 razy, więc z zamkniętymi oczami wiem, gdzie jest zakręt, gdzie jest kamień, gdzie jest bumpy road, ale usłyszałam, czego oni pragną, a ponieważ mam tę naturę tropienia i szukania, ale na tym moim obszarze niezaliczania nowych, to powiedziałam: „Słuchajcie, pojedziemy w taki obszar pustyni Namib, parku Namib-Naukluft, gdzie nie będziemy w ogóle wjeżdżać do tych oczywistych oczywistości.

Pojedziemy tam, gdzie będziemy jeździć konno, gdzie będziemy wieczorem sobie chodzić po tej pustyni”, bo można, bo to jest taka część rezerwatu, a nie parku narodowego, tylko żeby to wiedzieć, to trzeba to kochać. Nie można być panią, która tylko „to sprzedam jeszcze jedną, kolejną wyprawę i kolejne safari”. Trzeba się tym wszystkim obłożyć, mapami, książkami, a jak jestem w terenie, zostać i sprawdzić. Jestem na takim etapie, o który pewnie mnie będziesz chciała zapytać, kiedy coraz bardziej edukuję i kiedy coraz więcej opowiadam o tym, więc wszystko to, co zebrałam przez te kilkadziesiąt lat bycia tam, życia po wyjściu z tych krzaków z powrotem tutaj w Europie, też o tym piszę.

Na swojej liście mam takie pytanie: „Czym Cię Afryka zachwyca?”. Ja go nie zadam, bo ja widzę, że, użyję tego słowa, „wszystkim”. Wiem, że to jest uogólnienie. Za to zadam inne pytanie. Na swojej stronie piszesz: „Wszystko, co robię w Afryce lub co dotyczy Afryki, robię z pasją, bo tyle jej zawdzięczam”. I chciałam o to zapytać, o to, co zawdzięczasz Afryce?

Pyszne pytanie. Bardzo Ci za nie dziękuję. Zajrzałaś na moją stronę, która jest do zmiany. Nawet nie pamiętałam, że to napisałam.

Nie jest tak, że w Afryce zachwyca mnie wszystko. Moim odcinkiem Afryki jest dzika przyroda, afrykańska, czyli gdybyśmy siedziały na tej kanapie i powiedziałabyś: „A teraz powiedz o rytuałach w plemionach”, to ja bym powiedziała: „A to nie ze mną”. Albo o jakiejś muzyce. Nie, to nie ze mną. Znam się na dwóch rzeczach w Afryce i tego się trzymam, i to jest moja specjalizacja – dzika przyroda. Nadal się uczę.

Tak jak powiedziałam, każda sytuacja zaskakuje, ale dzika przyroda, o której opowiadam czy w mojej pierwszej książce, czy w podcaście „Jak nie zginąć w buszu”, coraz częściej w związku z tym, co dzieje się na Sawannie, co można nazwać overtourism, czyli zbyt dużą ilością ludzi przyjeżdżających i nieszanujących dzikiej przyrody, i to jest moje pole. Cały czas uczę się od mądrzejszych ode mnie i patrzę, i opisuję, i opowiadam to, co widzę na sawannie, w lesie tropikalnym czy pustyni, a druga rzecz to jest Zanzibar, ale Zanzibar to jest zupełnie inna para kaloszy, inna bajka. I teraz się zgubiłam. Jakie było pytanie?

I teraz pytanie dotyczy tego, co zawdzięczasz?

Przede wszystkim tego, że nauczyła mnie podejmować decyzje, bo jeżeli myślę o swoim życiu, to zostawienie tej pracy, o której tak wielu marzyło. Zobacz, ja się urodziłam w 1970 roku. 1989, zmiany w Polsce, to jest moment, w którym idę na studia. Zaczynam pracować w dużej agencji reklamowej, w światowej agencji reklamowej i chyba pierwsza taka najważniejsza decyzja życiowa, duża zmiana to jest moment, w którym mówię: „To nie jest dla mnie reklama, marketing. To nie jestem ja”. Czyli czułam całą sobą i wiem to do dzisiaj. Czułam, że to nie jestem ja, ale żeby zmienić, musiałam podjąć decyzję.

Odważną.

Ale wiesz, co jest śmieszne, bo ja 2 miesiące temu, aż się zaśmiały moje przyjaciółki, powiedziałam: „Wiecie co, dziewczyny? Właśnie się dowiedziałam o sobie niesamowitej rzeczy”. A one mówią: „No?”. Ja mówię: „Zrozumiałam, że jestem odważna, a zawsze myślałam, że jestem ciekawa świata”. Wszystkie te osoby, które mnie znają dobrze, się tak dziewczyny śmiały, ale tak chichrały. Mówiły: „Tak, Ty z tej ciekawości świata zrobiłaś to, to, to i to”. I ja po prostu jestem odważna. Nie wiedziałam tego o sobie. Na pewno Afryka nauczyła mnie podejmować decyzje.

Podjęłam jedną z pierwszych, decydujących o tym, co się dalej działo w moim życiu, ta pierwsza decyzja była tak ważna. To jest pierwsza rzecz. Druga rzecz, ewidentna. Dzisiaj, jak jechałam do Ciebie, to myślałam o tym, że zaczynam przypominać moją babcię Halinę, która zawsze coś miała do załatwiania, więc ja tak biegam, ale ja biegam tylko w te dni, kiedy mam coś do załatwiania, a w inne dni to sobie siedzę, tak byśmy sobie siedziały w Afryce przed domem i tak byśmy sobie siedziały.

Czyli taka umiejętność zatrzymania się i cieszenia się tym, co jest tu i teraz, i obserwacji zwierząt?

Tak. Popatrzę tutaj na Państwa, pozdrowię serdecznie. Słuchajcie, to jest tak ważne, żeby się zatrzymać i posłuchać, i zobaczyć, czy w środku nie jest się rozedrganym. Potrafię to zrobić i bardzo spokojnie wsłuchać się. I jeżeli jest anxiety, jeżeli jest jakiś niepokój, to kompletnie zostawić za sobą to bieganie babci Haliny, usiąść, pomedytować. Różnie. Mogę pogłaskać mojego zanzibarskiego psa Flokusia czy mojego tanzańskiego kota Simbę. Mogę pomedytować w jakimś kursie z jakąś wspólnotą.

Mogę po prostu się zatrzymać i to nie jest tak, że te sprawy, które szybko trzeba załatwić i szybko opowiedzieć u fajnej pani Joasi w podcaście o swoim życiu, nie mogą poczekać. Tego na pewno nauczyłam się w Afryce, takiego zwolnienia, kontemplacji, nie mam co do tego w ogóle wątpliwości. Szczególnie jak mieszkałam na Zanzibarze i przylatywałam za każdym razem, jak lądowałam na Okęciu i wychodziłam przed budynek, to mówię: „O matko, oni coraz szybciej się poruszają”. Tęskniłam też trochę za tym, więc ta część mnie potrafi się szybko ruszać, ale jest taka część mnie, która bardzo spokojnie się porusza. Potrafię zwolnić i uważam to za niesamowitą umiejętność.

Dla mnie lekcją tego zwolnienia są te rozmowy, które prowadzę na tej kanapie. Bo sama widziałaś, przyszłam do Ciebie z góry, gdzieś tam szybko, szybko i tak z tym faktycznie to angielskie słowo anxiety jest lepsze, trafniejsze niż polskie. Niepokój, bo to nie chodzi o niepokój, tylko chodzi o to takie rozedrganie, bo tak się dzieje szybko, więc trudno tak spokojnie usiąść, ale jak już siadam na tej kanapie, to wtedy jestem tu i teraz skupiam się na moim gościu, na mojej kartce i na tych pytaniach, więc dla mnie podcast jest lekcją zwalniającą życie, ale wracając do twoich lekcji, do tych wdzięczności. Czy coś jeszcze tu byś chciała dodać?

Chyba mam teraz taką myśl, że tak się cieszę, że Ty znalazłaś coś swojego. Bardzo się z tego cieszę, że z tego takiego rozedrgania możesz zwolnić i że ta kanapa jest Twoim miejscem. Bardzo Ci tego gratuluję.

Bardzo dziękuję.

Pewnie też uczy uważności, jak rozmawiamy. Ja też już miałam kilku gości w podcaście. To jest taka specjalna seria „We dwie w krzakach” i rozmawiałam z dziewczynami związanymi z Afryką, ale to bez porównania. Ja dopiero zaczęłam podcast 5 miesięcy temu, ale to jest też taki moment, kiedy patrzę na kogoś, kto zajmuje się w Afryce podobnymi sprawami jak ja, ale widzę innego człowieka i ta uważność jest taka ważna. Tak że dziękuję Ci za to. Czy Afryka mnie jeszcze czegoś nauczyła? Czy busz mnie czegoś nauczył? Uczy mnie cały czas.

Dlatego że każde spotkanie z każdym zwierzęciem czy ta historia, o której opowiedziałam, daje taką refleksję, jakie jest to wszystko zmienne, czyli przyroda nauczyła mnie tego, że wszystko jest zmienne. Mogę pokazać książkę, której nie dostaniecie Państwo. To było, jak pandemia się zaczęła, to wtedy postanowiłam: „Dobrze. Wspaniały czas. Trzeba złożyć i wydać książkę”. Tak że wydałam książkę, która jest przetłumaczona na język angielski – „Mama Busz. Przygody przewodniczki w afrykańskich rezerwatach przyrody”.

Wciąż można ją kupić.

Można kupić audiobook i e-book, ale to, co pokazuję do kamery, to jest już biały kruk. Raz do roku na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy wystawiam jeden egzemplarz, bo wtedy to jest oddawanie czegoś, co moje, przywiezione z buszu, i wtedy wiadomo, że celem są dzieciaki. Ta książka kończy się rozdziałem o tej zmienności. Opowiem tak. Nie będę opowiadała. Namawiam, żeby… Ale to jest sytuacja w buszu, której po pierwsze się nie spodziewałam.

Po pięknej, wspaniałej obserwacji, kiedy byłam bez gości, ale z miłymi ludźmi Anglikami, nie położyłam się wtedy odpoczywać po 3 wyprawach. Nadal pojechałam do buszu. Powiedziałam: „Wyśpisz się w nocy”. I to, co Afryka mi zaproponowała wtedy, a były zaangażowane tam 2 hipopotamy, lampart, 2 lwice, w jednej scence, przeczytajcie ten rozdział, 2 lwice, lampart, hipopotamy, krokodyle, bo mały hipopotam nie miał szans, i hiena. I to wszystko się rozegrało przed moimi oczami w ciągu… nie wiem, czy 5 minut.

To był moment, w którym byłam w stanie wyjść z samochodu, nie mogłam, bo te wszystkie zwierzęta były wokół nas, naprawdę na kolana paść i powiedzieć: „Dziękuję. Dziękuję. Tak bardzo dziękuję”. Bo to, co widzimy w filmach wild life kręconych przez wiele godzin, wiele tygodni, wiele miesięcy, kwintesencja tego rozegrała się na moich oczach. Myślę, że Afryka mnie cały czas uczy, że nic w życiu nie jest pewnego. Ta sytuacja z 4 gatunkami pokazała, aktorzy się pojawiali.

To jest bardzo ciekawe, to, co mówisz, intrygujące, więc ja z pewnością. Lubię audiobooki, więc się cieszę, że ta książka jest w formie audiobooków, więc bardzo zaintrygowałaś i nie mogę się doczekać, kiedy wysłucham tej historii.

Więc jest zmienność w życiu i trzeba ją przyjąć, bo myślę sobie, im dłużej żyję, że trzeba żyć jak przyroda. Trzeba wiedzieć, kiedy sobie usiąść, jak ten zajączek czy ten lew, i tam się wygrzać na słońcu. Trzeba wiedzieć, kiedy wyjść i zapolować w różnych, sytuacjach życiowych. Trzeba wiedzieć, kiedy się wycofać, kiedy wejść w swoją strefę ochronną, bo ktoś na Ciebie może skoczyć, ale też wiedzieć, jak ustawić granicę, gdzie jest ta strefa nasza ataku, że nie wolno tak. Dla mnie trzeba żyć jak przyroda. Patrzeć na to jak przyrodę i gdzie się w swoje życie implementować. Natomiast Afryka, ale nie Afryka – Zanzibar nauczył mnie czegoś bardzo ważnego o mnie, mianowicie, że ja się niekoniecznie nadaję na emigrację, a na pewno nie tak daleko.

Bardzo tęskniłam za życiem tutaj, jak byłam tam, bo jak się jeździ, jeździsz i wracasz, jeździsz i wracasz, dotykasz Afryki, nawet możesz napisać książkę, bo jeździsz i wracasz, i coś wiesz, ale moment, w którym zamieszkasz, to jest moment konfrontacji. To jest moment, w którym żyjesz wśród Afrykańczyków. To jest moment, w którym wszystkie rzeczy, wszystkie wartości, w których zostałaś wychowana, są na tacy, musisz się sprawdzać i patrzysz, czy te wartości i zasady przystają do tego, jak Ci inni ludzie, którzy się tam urodzili, jak oni to czytają. W ogóle czy się zgadzają, czy w ogóle się tym przejmują, czy nie przejmują i jak Ty się w tym znajdujesz.

Ja przeżyłam na Zanzibarze 9 lat. Nie 9 tygodni, nie 9 miesięcy, nie powroty touch and go, tylko 9 lat. Piszę teraz „Zanziraj”, w cudzysłowie dlatego, słodko-gorzką opowieść o tych 9 latach życia tam, dlatego że już daję sobie prawo opowieści o tym, co tam przeżyłam, a nie romantycznego wyobrażenia na temat białych plaż Zanzibaru, które też są i super pojechać na wakacje.

Tak mi wybrzmiewa, że te 9 lat to było dużo, i można tutaj dodać może, że za dużo.

Tak.

To zadam takie pytanie wprost. Skoro tak czułaś, że może za dużo, to dlaczego nie krócej?

Bo to jest historia nieromantyczna. Ja się nie zakochałam w wyspie. Ja się zakochałam w człowieku.

Widzisz, doszłyśmy do pytania…

Zakochałam się w człowieku, ale nie wiedziałam, że on jest chory na alkoholizm, w Polaku. Nie wiedziałam, że jest choroba alkoholowa. Ja nie pochodzę z rodziny alkoholowej, nie umiałam tego odróżniać. Wyobraź sobie, wyspa, palmy, hotele, bary, fajnie. W każdym barze jest flaszka, jak ja mówię, i niestety, ponieważ moje życie jest takie, że ja przyjeżdżałam 2 razy do roku do Polski, 2 razy po 6 tygodni, długo, i 3 miesiące na rok byłam na wyprawie, to prawie pół roku nie było mnie w domu.

Tak że flaszka była, wtedy pierwszy raz mówię o tym publicznie, ale jestem też na to gotowa, kiedy mnie nie było, a kiedy wracałam, byłam noszona na rękach, ale to jest taka choroba, która postępuje. Przyszedł moment, kiedy byłam na wyspie i nie wyjeżdżałam długo, i okazało się, że żyjemy naprawdę w bardzo ciemnym miejscu, nie słonecznym, niepełnym białego piasku, tylko że moje życie jest związane z osobą, która jest ciężko chora, ale życie z osobą, która jest ciężko chora, nie byłoby problemem, gdyby ta osoba chciała się leczyć. I nawet podejmował próby. Ale to jest najtrudniejsza choroba, o jakiej słyszałam, i niestety ta choroba zwyciężyła. Podjęłam decyzję, bo moja umowa z moim byłym partnerem była taka, że zostaję na 7 lat, że po 7 latach przyjedziemy do Polski, ale nie była to umowa obowiązująca w świetle choroby alkoholowej.

To w ogóle bez szans umawiać się z osobą cierpiącą na alkoholizm na cokolwiek, tylko ja tego nie wiedziałam i po 7 latach, kiedy po prostu odeszłam, bo wiedziałam, że nie wygram z tą chorobą, że trzeba tę osobę cierpiącą zostawić i on musi zrobić ze swoim życiem to, co chce, to odeszłam, mając jednak dachoni, czyli taki dom wakacyjny, który tam prowadziłam, więc musiałam to pozamykać. Zabrałam 2 psy i kota. Przywiezienie 2 psów i kota do Polski to jest jeden rozdział w „Zanziraju”, ale generalnie to jest na oddzielną książkę, bo to jest inny świat. W sensie organizacji.

Badanie krwi, czy nie są wściekłe, to jest wysyłane do RPA. Czyli bierzesz próbkę w Tanzanii, wysyłasz do RPA. Ona wraca. Później się okazuje, że 3 miesiące, zanim wyjedziesz, ale jeżeli ta próbka nie jest zanieczyszczona, bo przecież to jest Zanzibar, hakuna matata, w ogóle nie ma problemu, więc cały czas działy się jakieś rzeczy, które powodowały, że na tej wyspie zostałam dłużej, niż planowałam.

Tylko że teraz, a wróciłam w styczniu zeszłego roku, jak byłam od tamtego czasu, kiedy wróciłam, 2 razy na wyspie, to mam niesamowity sentyment, nie do tej prywatnej historii, która zakończyła się smutno, bo mogła się inaczej zakończyć, ale to nie była moja decyzja, tylko tamtej osoby, o nieleczeniu, ale ja zobaczyłam, że przy moim charakterze, czego nie widziałam wcześniej, dowiedziałam się tylu rzeczy o Zanzibarze. Dowiedziałam się tylu historii, o historii. Zostawiłam tam znajomych i przyjaciół i okazało się, że jestem związana.

Dlatego powstaje książka, a to będzie jedna z 2 książek o Zanzibarze, bo wiem, że w tej pierwszej chcę opowiedzieć o tym moim życiu, ale to nie tylko o tym, co tutaj oficjalnie powiedziałam, tylko o różnych historiach, różnych pomysłach, które miałam na wyspie, jak wyglądało to życie. Chcę opowiedzieć to, jak wyglądało życie z perspektywy 9 lat rezydentki, a nie tylko touch and gone, biała plaża, palma i są wakacje. Jest ekipa 4 babek mocno pracująca teraz nad poważniejszym projektem. On nie jest książkowy. Nie powiem jeszcze jakim, ale trzymaj kciuki. Ta wyspa została w moim życiu.

Zresztą jest na co dzień, bo od mojej przyjaciółki, która mieszka na Sardynii z mężem, którego poznała na Zanzibarze, od Eleny, dostałam kilka pierścionków zrobionych z muszli. Uwielbiam je i noszę je na co dzień, czyli ta cząstka Zanzibaru cały czas jest przy mnie. To jest od Eleny, a to jest z kolei od Dorin Masiki, która jest najbardziej znaną projektantką na Zanzibarze. Też moja serdeczna koleżanka.

Więc ten Zanzibar, jest ta gorzka część, którą dzisiaj uważam jako doświadczenie życiowe i chcę o tym mówić, żeby powiedzieć dziewczynom młodszym, które tak jak ja nie mają doświadczenia, jeżeli coś Cię niepokoi, jest za dużo tego piwka, jest za dużo tego alkoholu, nie zastanawiaj się, tylko szukaj pomocy, odważnie zadawaj pytania, bo jeżeli nie ten związek i nie bliską osobę, to możesz uratować siebie. Jestem tego dowodem i trzymam kciuki.

Ja Ci bardzo dziękuję za to, że podzieliłaś się tą historią.

Dziękuję.

Tak jak powiedziałaś, robisz to pierwszy raz, więc domyślam się, że to nie jest łatwe, żeby powiedzieć na głos, a w szczególności na głos, mając świadomość, że dużo osób będzie tego słuchać. To jest dla mnie ekstremalnie cenne, jak ktoś otwiera się i dzieli intymnymi tematami. Tak że jeszcze raz bardzo dziękuję i zerkam znowu na kartkę, dlatego że mam inny cytat z Twoich słów, który do dwóch sytuacji, o których opowiadałaś, bardzo mi pasuje. Przeczytam go. ,,Moje opowieści niech będą inspiracją dla wszystkich kobiet, które pragną zmienić swoje życie.

Nie bójcie się, idźcie za marzeniami bez względu na to, ile macie lat oraz ile błędów za lub przed Wami. Wędrując, odnajdziecie drogę do domu”. I mam te dwie historie. To nawet więcej jest niż historie, o których opowiadałaś, czyli mówiłaś wcześniej, żeby zaufać sobie, zaufać temu, co słyszymy, że jak coś nas uwiera w naszym wygodnym życiu, to warto temu kamyczkowi się przyjrzeć. To jest inspirujący element w tych historiach, które opowiadasz. I ten drugi, że jak weszliśmy w jakąś relację, to nie oznacza, że musimy w niej zostać.

Nie. Po pierwsze chciałam powiedzieć, że już mogę o tym mówić. Czyli znowu to jest kwestia zaufania sobie. Wiedziałam, że przyjdzie taki wywiad, kiedy głośno o tym powiem. Jest rozdział mojej książki i ta książka się pisze, tak, ale ja piszę. Ja ją piszę. To też taka anegdotka. Mam przyjaciółkę z Zanzibaru Milenę i jak tłumaczyłam „Mamę Busz” na angielski, bo uważam, że „Mamę Busz” po angielsku też powinien przeczytać każdy anglojęzyczny czytelnik, więc moje apetyty sięgają dalej.

Milena do mnie dzwoniła na przykład w sobotę i mówiła tak: „Przyjedź na placki”, bo Milena robi wspaniałe wyprawy Chakula by Mila na Zanzibarze. Ona tam siedzi, teraz jest w Polsce, ale generalnie ma dom gościnny i zajmuje się jedzeniem, chakula w suahili to jest jedzenie, więc Milena dzwoniła i mówiła tak: „Doris, przyjedź na placuszki. Jest sobota”. Ja mówię: Nie mogę. Tłumaczę czy tam piszę rozdział”. „Dobra”.

W niedzielę dzwoni: „Przyjedź na placuszki”. Ja mówię: „Słuchaj, sprawdzam to, co wczoraj napisałam, i dopisuję”. Czyli taką jestem osobą, że tak ma się dziać. Czyli teraz tak, kilka rzeczy, które chciałabym powiedzieć. Pierwsza rzecz to jest taka. Pójdźcie za marzeniami, ale nie marzcie tylko, bo to nie jest plan. Marzeń to można mieć nie wiadomo ile. To, czego się nauczyłam.

Nauczyłam się też w grupach wsparcia dla przyjaciół rodzin alkoholików, do takich grup należałam, należę. To, co dostałam, niesamowitą mądrość kobiet, to teraz oddaję kolejnym, którzy przychodzą, które przychodzą, przychodzą głównie kobiety potłuczone, zdezorientowane, tak jak ja byłam kilka lat temu. To mamy tam takie hasło – „Powoli, lecz pewnie”. Można to odnieść do wszystkiego, co ja robię, w buszu powoli i pewnie, zobaczyć, czy nie ma gdzieś lwa.

Pisanie książek czy robienie projektów, to jeszcze nagram, to jeszcze coś tam, to jeszcze coś napiszę, żeby się zajechać, ale żeby po prostu zrobić swoje. A kolejna rzecz, to w tej sytuacji, która wyszła w sposób naturalny, wiedziałam, że któregoś dnia o tym powiem, ponieważ w książce „Zanziraj” jest rozdział Zanzibar. To nie jest już tak, jak było 5 lat temu czy 3 lata temu, kiedy odeszłam. To się uspokaja, układa i jeżeli ktoś chce być świadomym człowiekiem, świadomą kobietą i chce zrozumieć, a ja taka jestem, to cały czas opowiadam Ci w tym wywiadzie, że chcę zrozumieć, chciałam zrozumieć, dlaczego byłam w tej relacji, dlaczego tak wybrałam, dlaczego nie widziałam, a jak widziałam, dlaczego się zachowałam tak, a który był moment, że za długo byłam. Chciałam to wszystko zrozumieć, żeby opowiedzieć kolejnej osobie i może komuś znieść trochę bólu, trochę cierpienia. Więc bardzo się cieszę, że to się stało u Ciebie, bo tu jest bardzo ciepło i fajnie na tej kanapie. Jest przyjaźnie i bezpiecznie, że mogę w bezpiecznym środowisku i do osoby, która na mnie patrzy mądrymi oczami, taką historię powiedzieć.

Myślę sobie, że wiele kobiet, które podróżują, bo dla mnie podróż zaczęła się od marzenia, ale też myślę, że wyjścia, patrzę na napis „Wyjście awaryjne”, z życia, które miałam. Może jakiejś ucieczki z życia tradycyjnego, które historia rodziny czy życie mi proponowały, a ja wcale tego nie chciałam tak naprawdę, więc wyszłam poza utarte ścieżki, które w mojej rodzinie były, obowiązywały, i większość członków mojej rodziny w tym się sprawdza i są w tym szczęśliwi, a ja nie. W ogóle tego nie chciałam, więc poszłam na inne gdzieś tory. I żeby zamknąć ten wątek, to jest kwestia też decyzji, kwestia odejścia od człowieka, człowieka, którego bardzo kochałam, ale zrozumienia, że to życie jest jedno, że jest to wyjście awaryjne i że jest granica, w której możesz z kimś budować relacje czy dawać część swojego życia, cierpliwości, miłości i zrozumienia.

Jest ta granica, w której zaczyna znikać. To jest na inną rozmowę, ale gdy zaczyna Cię to zjadać, to jest, myślę, taki ważny moment podjęcia decyzji i zajęcia się sobą, ale w taki sposób otulenia, przypomnienia sobie, kim się jest. Ostatni rozdział „Zanziraju” nosi tytuł „Why not?”, bo to jest zdanie, którego nauczył mnie Zanzibar, „Why not”, prawda? Siostro, dlaczego nie? Czyli ja napisałam „Why not”, czyli powrót na Zanzibar, czyli też nie ucieczka przed czymś, co było dużą częścią mojego życia, ale powrót tam na innych zasadach, na moich zasadach. Nie na zasadach już tej strasznej choroby, tylko na moich zasadach, z uśmiechem, z ufnością, że to w moim życiu wydarzyło się po coś, ale w jakimś sensie jest to zamknięty rozdział, a na pewno będzie, jak te książki zostaną wydane i ten projekt poważniejszy zostanie dokonany.

Tak jak mówisz, myślę, że można byłoby tutaj jeszcze dużo więcej na ten temat porozmawiać. To jest moje największe wyzwanie w rozmowach z gośćmi. Jak tu się ograniczać? Jak wybierać te tematy, bo wszystkich nie jesteśmy w stanie? Ja bym chciała jeszcze na momencik, zbliżając się do końca, bo czas jest dobrem rzadkim niestety, wrócić do tej Afryki i zapytać Cię…

Do buszu.

Do buszu, ale do tego, co my mamy w głowach. Do stereotypów, których jest cała masa o Afryce, począwszy od tego, że Afryka to jest najbiedniejszy kraj, że ludzie tam są niewyedukowani, że to jest kraj… Co ja powiedziałam, kraj. To pokazuje pewien stereotyp.

To jest kontynent bardzo zróżnicowany, ale my go sobie tak upraszczamy, że ludzie tam są niewyedukowani, że to jest kontynent zacofany pod kątem rozwoju technologicznego, że tam jest przestępczość, że tam są konflikty zbrojne. To pewnie bardzo krótka lista tych stereotypów, których jest dużo więcej. Czy są takie, które szczególnie Ci uwierają, i chciałabyś teraz wykorzystać ten czas, żeby je obalić, sprostować?

To będzie bardzo trudno, Joasiu, obalać. Mam w planach audycję radiową o tym, jak ekonomia i historia wpływają na dobrobyt zwierząt, i tam są też stereotypy. Czyli że myślimy, że Chińczycy to, a Afrykańczycy to, a jak to realnie, konkretnie? Bo jestem osobą konkretu, że konkretna sytuacja, konkretny gatunek, konkretna historia z Zanzibaru to jestem ja. Czyli takie trochę, jak ja mówię, ciupanie. Trzeba teraz pociupać.

Tam dopisać chociaż stronę dziennie, żeby ta historia została napisana, usłyszana i tak dalej, więc trudno mi powiedzieć, że to jest stereotyp. Myślę sobie tak: „Wszędzie są ludzie mądrzy i wszędzie są ludzie mniej mądrzy, wykształceni, mniej wykształceni, ci, którzy potrafią milczeć albo ci, którzy mają słowotok”. Gdybyś mnie w życiu prywatnym znała, wiedziałabyś, że bardzo dużo czasu milczę, medytacja, i cisza są bardzo ważną częścią mojego życia. Ktoś, kto jest ze mną tylko na wyprawie, nie zna mnie prywatnie, myśli, że cały czas nawijam, a to nie jest prawda. Tak, czyli to też jest stereotyp.

Ale myślę sobie, że to, co bym bardzo chciała, czyli prosiłabym Cię o cierpliwość i poczekanie, bo być może ten projekt pod tytułem „Doris opowiada o tym, jak ekonomia i historia wpływają na dobrobyt zwierząt” się wydarzy, wierzę w to, że kosmos czuwa. Jak mówi Ruda, kosmos czuwa, jak moja przyjaciółka mówi. Więc kosmos czuwa, ale chciałabym powiedzieć o czymś, czego nie dotknęłyśmy dzisiaj, a jest to bardzo ważne, czyli ja dotknęłam, powiedziałam overtourism, nie lubię słowa „misja”, ale jeżeli mogę powiedzieć, że jestem edukatorką, to nie tylko tych fajnych historii, typowych i nietypowych z „Mamy Busz”.

Natomiast to, co jest w tej chwili dla mnie ważne, to jest to, że goście, w tym też Polacy, przyjeżdżają na sawannę i łamią, oczywiście nie wszyscy, zasady zdrowego rozsądku i miłości do przyrody, za którą zapłacili duże pieniądze, żeby przyjechać i na nią patrzeć, czyli coś, co jest dla mnie przerażające, bo nie mogę powiedzieć, że wszyscy lokalni kierowcy, i przewodnicy, nie rzucę tutaj stereotypem, łamią zasady, ale jeżeli ktoś jeździ na przykład na bardzo krótkie wyprawy z Zanzibaru, jednodniowe, i trafia na kierowcę, któremu bardzo zależy na napiwku, czyli mogłam powiedzieć „jakiś głupi facet, Afrykańczyk”, to wtedy goście czasami nie przestrzegają zasad. I widzę różne sceny, bardzo niedobre.

Nawet ostatnio, w zeszłym tygodniu, kontaktowałam się z ludźmi z organizacji Save the Serengeti. Oni na swojej stronie już mają zdjęcie ludzi stojących na land cruiserach. Wyobraź sobie, podjeżdżają do zwierząt i stają na land cruiserach. I to też Polacy niestety robią. Stają, żeby zrobić lepsze zdjęcie, mimo że mają takie zoomy, takie kamery, w totalnym pogwałceniu dzikiej przyrody, którą przecież, mam wielką nadzieję, że Twoje wnuki i prawnuki, bo moje to nie, bo nigdy nie chciałam być mamą, będą miały szansę jeszcze w tej Afryce zobaczyć. Czyli to, o czym bym chciała na koniec tak może, ale krótko i treściwie, to żeby zawsze pamiętać, że to my wjeżdżamy w gości do tych zwierząt, że one są naszymi gospodarzami, że my przyjeżdżamy tylko z krótką wizytą, zostawiamy tam tylko kawałek naszego serca i spojrzenia.

Naprawdę ani nie próbujmy tych zwierząt oswajać, ani nie tłumaczmy, że przecież te zwierzęta, tak jak ostatnio kolega umieścił zdjęcie geparda, który wskoczył im na samochód, przecież ten kierowca wiedział, że łamie zasady, pozwalając gepardowi podchodzić pod auto, że łamie zasady tanzańskich parków narodowych w momencie, w którym nie rusza autem, kiedy kot się zbliża, że ten kot wskoczy na auto, bo go nauczyli jacyś inni niemądrzy kierowcy, bo nie przewodnicy, tylko kierowcy, wcześniej. Nie możemy robić takich rzeczy. Każdy moment, kiedy jesteśmy blisko, kiedy pozwalamy dzikiemu zwierzęciu, a to powiem, nie wiem, kiedy będziecie Państwo oglądali tę rozmowę naszą, ale dzisiaj jest dzień dzikich zwierząt, dzikiej przyrody. Dzisiaj dzikich zwierząt i udomowionych zwierząt.

Dzisiaj, czyli 2 czerwca, to możemy powiedzieć, że nagrywamy 2 czerwca.

Jest ten dzień dzikich zwierzaków afrykańskich. Każdy moment, w którym pozwalamy dzikiemu zwierzakowi zbliżać się do nas, to jest moment, w którym to zwierzę jest narażone na to, że wyginie, ponieważ może wziąć nasze choroby, wirusy. Może oczywiście nas zaatakować, bo to jest dzikie zwierzę. To nie jest zwierzę z hodowli, tylko z sawanny czy z lasu tropikalnego.

Nie róbmy tego, proszę Was, dlatego się zgłosiłam do Joasi i dlatego będę we wszystkich wywiadach, do których trafię, mówić o tym. Proszę. Nie róbmy tego, uszanujmy Afrykę, uszanujmy dziką przyrodę, uszanujmy sawannę. Nie pozwalajmy kierowcom, którzy są niemądrzy, na to, żeby zwierzęta blisko podchodziły. Chłońmy całym sercem i z wdzięcznością to, że możemy do tej Afryki trafić i patrzeć na to, na co patrzymy.

Na koniec rozmów zadaję zazwyczaj pytanie, że gdybyś chciała, żeby po naszej rozmowie u słuchaczy, widzów została w głowie jedna myśl, jedno przesłanie, to co by to było? Przed chwilką powiedziałaś, wyprzedziłaś, ale zadam to pytanie tak czy inaczej, bo może jest coś innego, co dodatkowo. Możemy zrobić wyjątek i powiedzieć dwie myśli, bo jedna jest o tym, żeby unikać, może powiem tak, nieodpowiedzialnego podróżowania.

Tak.

A druga myśl, gdybyś miała taką możliwość, to co byś wybrała?

Też już ją dzisiaj u Ciebie powiedziałam, ale niech wybrzmi na koniec. Jeżeli o czymś marzymy, to nie znaczy, że to się spełni. Jeżeli o czymś marzymy, to nie jest cytat ze mnie, mam mądrych nauczycieli, i zaczynamy myśleć o krokach, które mają nas tam doprowadzić, czy to jest jakaś podróż, czy to jest otwarcie jakiegoś biznesu, czy to jest przyjście do Ciebie na kanapę, to już powstaje coś więcej niż to marzenie, ale później jest potrzebny plan.

Czyli trzeba wysłać maila, zadzwonić, przedstawić się, kupić bilet do Afryki, sprawdzić, kto i jak prowadzi wyprawy, przeczytać moją książkę, posłuchać mojego podcastu „Jak nie zginąć w buszu” albo zdecydować o czymś poważniejszym niż podróż w życiu, o czym dzisiaj też mówiłam. Trzymam kciuki za Was, żebyście zawsze nie tylko marzyły i marzyli, ale żebyście krokami, kroczkami, nawet małymi, do przodu, później 3 do tyłu, a później 4 do przodu szli w kierunku tego, kim naprawdę czujecie, że jesteście.

To piękna myśl na zakończenie. Bardzo Ci dziękuję za tę rozmowę. Kibicuję wszystkim projektom, które są w trakcie, i tym, które przed tobą w przyszłości. Myślę, że będzie okazja do kolejnych spotkań.

Joasiu, ja Ci bardzo dziękuję. To jest niezwykłe miejsce i kanapa, i Twoje piękne, ciemne oczy. Bardzo Ci dziękuję za zaufanie, bo to ważne. Dziękuję ekipie, która jest za kamerami. Bardzo dziękuję, Agnieszko i Rafale, i do zobaczenia. Dziękuję.

Dzięki.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top