NM 10: Czy warto mieć pasję? Rozmowa z Miłoszem Brzezińskim

  • 01:16:44
  • 11 lutego, 2020
  • 107,842

W odcinku NM 10: Czy warto mieć pasję? rozmawiam z Miłoszem Brzezińskim, konsultantem w zakresie efektywności osobistej, mentorem, autorem artykułów i książek z zakresu psychologii. Jednym zdaniem – ekspert od tematu: Jak żyć?

 “Wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu”. Tak brzmi słynny cytat Konfucjusza i dziś cytowany jest częściej, niż kiedykolwiek w historii. Mówi się też, że najlepsza praca to taka, która wynika z naszej pasji.

Ale czy tak jest naprawdę? Czy połączenie pasji i zarabiania jest faktycznie najlepszym rozwiązaniem? Jeśli tak, to jak znaleźć tę pasję? Jak ją podtrzymać i co robić, kiedy to wszystko wydaje się nie mieć sensu?

Na te pytania odpowiedział mój dzisiejszy rozmówca, Miłosz Brzeziński, certyfikowany coach, konsultant i autor, który pomaga innym w budowaniu lepszego życia.

W odcinku z Miłoszem Brzezińskim rozmawiamy o tym:

  • Co robić, żeby mieć z życia satysfakcję?
  • Czym się różni pasja od hobby?
  • Czego wymaga kultywowanie pasji?
  • Dlaczego warto mieć pasję?
  • Czy każdy potrzebuje pasji?
  • Dlaczego nie warto rzucać się na nisko wiszące owoce?
  • Czy warto się przebranżawiać?
  • Czy każdy powinien dążyć do zarabiania na pasji?
  • Jak znaleźć pasję?

 

 

Kiedy myślę o pasji, to widzę przede wszystkim sportowców i podróżników. Ludzi, którzy wkładają wielki wysiłek w to, by podążać drogą pasji. Miłosz podkreśla, że pasja to coś znacznie więcej niż spacerowanie po lesie w niedzielne popołudnie, czy granie na gitarze 3 razy w roku. To zaangażowanie i praca, nawet, kiedy nam się nie chce.

Wszystko ma jednak swoje granice. Niewyspani prędzej ugrzęźniemy na fotelu z pilotem w ręku, niż przebiegniemy kolejny kilometr w parku. Nasze ciało nie jest maszyną i warto zadbać o równowagę.

Cytując mojego gościa:

“Pasja jest jak dobre majtki. A najlepsze są takie, których nie trzeba podtrzymywać jak spadają, ani nie wrzynają się w biodra. Tylko są w sam raz”.

Więc życzę Wam pasji, które będą w sam raz 🙂

Więcej o Miłoszu Brzezińskim znajdziesz tutaj:

czy warto mieć pasję rozmowa z Miłoszem Brzezińskim

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

Transkrypcja odcinka Czy mieć pasję? Rozmowa z Miłoszem Brzezińskim:

Witam serdecznie, dzisiaj moim gościem jest Miłosz Brzeziński, konsultant w zakresie efektywności osobistej, mentor, coach, autor artykułów i książek z zakresu psychologii i tym, jak tę psychologię można na ludzki język przetłumaczyć.

Nie tylko język ale też na świat, świat człowieka jako jednostki, świat człowieka jako osoby funkcjonującej w grupie, w społeczeństwie. To dosyć długi wstęp, ale jednym zdaniem: określam pana jako eksperta od tematu jak żyć.

Dziękuję bardzo pani! Może to jest dobry pomysł. To jest pytanie, które właściwie każdego interesuje i odpowiedź że krótko, nie jest najlepszą odpowiedzią na to pytanie choć czasami się wydaje, że mogłoby być, bo pewnie człowiek jest wtedy zdrowy i zadowolony. Staram się. Właściwie, odpowiedź na to pytanie powinna dotyczyć każdej dziedziny wiedzy, a my się w niektórych dziedzinach wiedzy od tego oddaliliśmy, ale wydaje mi się, że jest to pytanie popularne i wcale nie takie proste do odpowiedzi, więc umówmy, się, że tak jest.

Super.

Staram się jeszcze odpowiedzieć na pytanie, jak żyć porządnie. Czyli nie jak zrobić to byle jak, albo żeby w ogóle działało, ale jak tak żyć, żeby być porządnym człowiekiem przy okazji, że się żyje.

Tak. Też tam odczytuję, że porządnie, szczęśliwie, tak, żeby człowiek czuł się spełniony, miał satysfakcję z życia – tak sobie dopowiadam właśnie.

Brzmi prawdopodobnie.

O tym jest jedna z pańskich książek, Życiologia i w tej książce jest mowa o różnych ogrodach. Tam jest mowa o trzech, które trzeba pielęgnować po to, żeby znaleźć swoją własną odpowiedź na pytanie Jak żyć? Chciałabym o jednym z tych ogrodów, a w szczególności o jednym z aspektów tych ogrodów dziś z panem porozmawiać – czyli o pasjach i o hobby. O tym, co robimy w czasie wolnym.

Jak go mamy.

Jak go mamy. Jak zrobić, żeby on był. Czy w ogóle warto, co nam to daje, że te pasje, hobby, mamy. I tak na start, może warto byłoby zdefiniować – co to ta pasja jest? Czy pasja i hobby to to samo?

Gdybyśmy mieli powiedzieć tak naprawdę uczciwie, czym jest pasja – co będzie może smutną konkluzją – to nawet nie wiemy, czy każdy może mieć pasję. Żeby mieć pasję, trzeba mieć na przykład układ nerwowy w odpowiedniej kondycji. Pasja jest pewnym poważnym wysiłkiem, który my w życiu dokonujemy

Właściwie, to nie. Pasję percepujemy jako coś takiego, co jest głębsze. Gdybyśmy mieli powiedzieć tak naprawdę uczciwie, czym jest pasja – co będzie może smutną konkluzją – to nawet nie wiemy, czy każdy może mieć pasję. Żeby mieć pasję, trzeba mieć na przykład układ nerwowy w odpowiedniej kondycji.

Pasja jest pewnym poważnym wysiłkiem, który my w życiu dokonujemy. To nie jest coś, co się dopiero wydarzy i ja chciałbym to zrobić, ale pasja, to jest bardziej coś, w co ja już włożyłem bardzo dużo wysiłku. Gdzie ja się mogę obejrzeć za siebie i stwierdzić, że tyle w to włożyłem roboty, że to chyba jest moja pasja w takim razie, nie ma się co oszukiwać!

Czyli pasja się staje?

Tak. To nie jest coś takiego, że zastanawiamy się i stwierdzamy, że moją pasją będzie jednak rozmnażanie jeży. Nie, to nie w tę stronę. Mogę oczywiście zakładać, potem mogę sprawdzić, czy te jeże, które ze mną mieszkają, to czy to sprawia mi jakąś przyjemność. Najczęściej się okazuje, że nie. Bo pasji nie da się wymyślić naprzód.

Pasja jest właściwie taką wisienką na torcie naszego wysiłku w coś włożonego. Pasja też powoduje w nas wewnętrzny przymus. My możemy pasję mieć, przez pewien czas jej nie uprawiać i wtedy na przykład rodzina mówi wiesz co, pojedź już na ryby albo wiesz co, ty to już idź na tę swoją salsę. Albo ty idź już poklej te modele, albo ty już poklej te swoje witraże, bo się nie da z tobą wytrzymać. Tak? I ludzie mówią wtedy: dobra! I dopiero wtedy odzyskują równowagę.

Czyli pasja, a w zasadzie niemożność jej uprawiania, powoduje pewną tęsknotę, dyskomfort. I wtedy oczywiście wszyscy chcą, żebyśmy ten dyskomfort naprawili, to będzie nam wtedy łatwiej z nami żyć – choć, jak ogólnie wiadomo i tak ciężko się z nami żyje [śmiech]. Natomiast hobby to jest coś takiego znacznie lżejszego. Wiemy, że w zasadzie mógłbym to porobić albo nie, to napięcie jest mniejsze.

Pasja, a w zasadzie niemożność jej uprawiania, powoduje pewną tęsknotę, dyskomfort.

Hobby jest w dużej mierze – z resztą, pasja też – ale hobby bardziej się kojarzy z takim też treningiem trochę wewnętrznym, emocjonalnym, że ja wiem, że mi na czymś zależy, ale jak to nie wyjdzie, to nie szkodzi. Czyli mamy coś takiego w życiu, co jest, jakby powiedział Generał Świerczewski, takim poligonem, na którym możemy coś posprawdzać, że jak kleimy samoloty i ten samolot sklei się krzywo, to nam smutno ale tak naprawdę wiemy, że to nie szkodzi albo jesteśmy hobbystami interesującymi się piłką nożną, to wiemy, że nasza drużyna przegra to lamentujemy, ale w zasadzie to nie szkodzi, nikt od tego nie umrze, bo to jest piłka nożna.

Tak się więc trochę bawimy w te emocje wysokie, które się pojawiają, mamy szansę z nimi potrenować, mamy szansę pobyć sobie z innymi ludźmi. W ogóle nie wiem, czy jest sens odróżniać. To jest trochę taka rozmowa, jak o tym, od którego momentu człowiek zaczyna się robić łysy. Wiemy, że jak ktoś nie ma włosów, to jest łysy, a jak ma to nie jest, ale jak ktoś ma trzy włosy i będziemy dywagować czy on już jest łysy czy jeszcze nie, a jak ma piętnaście, sto pięćdziesiąt… Wiele jest takich rzeczy w życiu, co do których dywagacja a raczej naturę akademicką. I wydaje mi się, że tutaj raczej ma.

Pasja ewidentnie jest taką rzeczą, w którą my wkładamy wysiłek. I niestety pasja jest z tego powodu bardzo kosztowna. Po pierwsze, żeby włożyć wysiłek w pasję, musimy być w odpowiedniej kondycji, tak jak powiedziałem. Po pierwsze, musimy mieć w ogóle szczęście, że nasz układ nerwowy w jakiejś kondycji się urodził. Czyli, że samo istnienie nie sprawia nam takiego bólu, że już nie możemy dać rady. Że myślimy względnie szybko, że ogarniamy rzeczywistość względnie szybko, że nie jesteśmy permanentnie zmęczeni, że nie mamy jakichś chorób niezdiagnozowanych, które powodują, że nam się ciągle chce spać.

Po drugie, że w ogóle znajdziemy to, co nam daje taką przyjemność czy ukojenie w tym kontekście, czy stan przepływu, jakby powiedzieli adacze. Czyli taki stan, w którym, że jak zaczynamy coś robić – już wszystko jedno, co to jest, bo ludziom się różne rzeczy kleją. Możemy zbierać znaczki, możemy kleić modele, możemy rysować węglem rośliny, ale jak podnosimy wzrok znad kartki, to okazuje się, że minęły cztery godziny i nie wiemy, co się stało, to żeby to znaleźć, to też trzeba mieć szczęście. I my najczęściej próbujemy.

O wiele trudniej jest próbować rodzicom, czy ludziom, którym rodzice na przykład powiedzieli musisz grać na skrzypcach – ale oni chcą być lekarzami. Oni tam nigdy się nie dowiadują, że nie skrzypce, nie medycyna tylko na przykład ratowanie waleni na Islandii, to w ogóle jest najfajniejsza rzecz, jaką można robić w życiu. I te osoby nigdy nie mają szansy tego sprawdzić. Ale też zakładanie w drugą stronę – że każdy może znaleźć pasję – nie mamy na to dowodów, że to jest w ogóle możliwe. Być może jest tak, że nie. Ale pewnie chce pani powiedzieć, że warto próbować! [śmiech]

No właśnie, możemy pomóc temu szczęściu i tej pasji szukać – pytanie, zaraz dojdziemy do tematu, jak pomagać temu szczęściu – pytanie, czy warto. W sensie, co nam ta pasja i hobby, pasja łamana na hobby, co nam to daje w życiu, że warto?

Jak ktoś raz zasmakuje samorealizacji, to już zawsze będzie głodny

Znowu ciekawa prawda jest taka, że jak już ktoś znajdzie pasję, to nie ma wyboru. Jak ktoś raz zasmakuje samorealizacji, to już zawsze będzie głodny – tak mówi stare przysłowie pszczół i ono jest poniekąd prawdziwe. Jak ktoś już raz poczuje, jak się czuł, kiedy może robić to, co robił, to nawet jak już nie będzie mógł tego robić, to już zawsze będzie za tym tęsknił. Więc to już nie jest kwestia wyboru.

Jak ją znaleźliśmy?

Jak ją znaleźliśmy. Może z tego powodu warto. Z innych powodów też warto: odzyskujemy równowagę, czujemy się dobrze, wiemy, że to ma jakiś większy sens, bo pewnie innym ludziom się podoba. Nawet jak na przykład pieczemy ciasta, to ludziom się podoba, bo się mogą najeść i my też możemy. Taka jest funkcja społeczna tego wszystkiego. Oczywiście, to też będzie powodowało, że to w nas generuje jakiś rodzaj cierpienia. I cierpienia we wszystkich dookoła.

Bo znowu, zależy n jakie otoczenie społeczne trafimy. W idealnym otoczeniu społecznym takim utopijnym, wszyscy się będą cieszyli, że mamy pasję. Ale równie dobrze możemy dojść do wniosku, że będziemy chodzić na jogę i na początku to się wszystkim podoba, ale partner po miesiącu powie: a gdzie ty znowu idziesz? Odpowiemy, że na jogę, a w odpowiedzi usłyszymy:

– oczywiście, idź sobie na jogę, ja tu wszystko za ciebie ogarnę, jak przyjdziesz – wszystko będzie ogarnięte.

– ale co ty masz do ogarniania, przecież też możesz chodzić na jogę, tak?

– oczywiście, tak się mówi, możesz chodzić, ale kto ogarnie wtedy?

I my czujemy, że to już wszystkim zaczyna przeszkadzać, że my w ogóle coś robimy. Właściwie się uważa, że jeżeli ktoś względnie dobrze swoje życie zorganizuje, jeśli chodzi o pasję, to dwadzieścia jeden godzin w tygodniu nie powinno zdewastować życia dookoła. Zdrowa reszta członków rodziny, pod warunkiem, że nie jest to taka sytuacja wykoślawiona, powinna sobie z tym poradzić.

Ale znowu, jesteśmy z różnych rodzin i mamy różne wizje i niektórzy na przykład lubią, żeby się nimi zajmować. Niektórzy mają dzieci, które mają po trzydzieści lat i nadal trzeba im robić kanapki, a niektórzy mają partnerów, którzy mają po czterdzieści i też trzeba im robić kanapki, bo wszystko im przychodzi z bólem, albo jeśli wcale nie są w centrum uwagi swojej rodziny, to się źle czują.

Tutaj też jest kolejny problem z uprawianiem pasji, że człowiek się zaczyna zastanawiać, że może fakt, że on dwadzieścia jeden godzin w tygodniu, trzy godziny dziennie – to jest dużo, że jak na tyle czasu pójdzie porobić, czy popląsać na tańcach, czy cokolwiek – to wszystko jedno, co ja będę robił – i reszta mi wierci dziurę w brzuchu, to ja zaczynam wtedy myśleć kurczę, może rzeczywiście.

Może ja powinnam, może ja powinienem siedzieć tutaj i cały czas tłuc. Właściwie to odpowiedź jest taka, że nie. Że my funkcjonujemy w takiej rzeczywistości, w której zasadniczo każdy powinien mieć swoje zajęcie, powinniśmy mieć oczywiście takie wspólne, rodzinne zajęcia. To jest na przykład jedzenie. Jest taki moment, że wszyscy jemy.
Wiadomo, że wtedy wszyscy odkładamy telefony i to jest ten moment, że wszyscy jesteśmy.

Ale niektórzy mają na przykład takie podejście życiowe, że do obiadu biorą telefon, jedzą i udają, że słuchają, potem zjadają, siadają, my próbujemy iść, skupić się na naszym hobby a oni mówią a ty ze mną czasu w ogóle nie spędzasz. To znaczy, że my musieliśmy wcelować dokładnie w ten moment, kiedy im w ogóle przyszło natchnienie i oni teraz będą rozmawiać. Na to trzeba zwracać uwagę.

To może warto zaplanować sobie czas w taki sposób, żeby każdy z członków rodziny znalazł swoją pasję, może nawet wręcz można tak to rozplanować, że od 18:00 do 21:00 każdy realizuje te swoje trzy godziny pasji i jeden idzie popląsać, drugi pobiegać, trzeci gra w gry komputerowe albo szydełkuje.

Tak, dziękuję, do widzenia [śmiech]. To byłoby w ogóle najlepsze i gdyby to było do zrobienia w tak prosty sposób, to pewnie byśmy o tym nie rozmawiali. Niestety, życie właśnie takie nie jest. Po pierwsze, w tym założenie jest już taki założenie paternalistyczne. Czyli uważamy, że jak ktoś ma już pasję, to jest w ogóle lepszym człowiekiem. Musimy znaleźć w sobie zgodę na to, że ktoś może nie mieć pasji i naprawdę może dalej żyć. Niech sobie robi, co chce.

Ale to niech nie zawraca nam głowy, skoro ja mam tę pasję!

Dokładnie tak [śmiech]. Znaczy tak, moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby. I do pewnego stopnia oczywiście, że takie wspólne działania i wspólne czynności są w rodzinie zasadne, no ale od pewnego momentu to jest pasożytnictwo. Więc jak komuś przeszkadza w ogóle samo to, że ja mam wolny czas, bo on sam sobie nie może znaleźć i ma wyrzuty sumienia, co zasadniczo jest naturalną czynnością, bo zaczyna myśleć – trochę nieświadomie – myślę, że Freud się teraz w grobie przewraca – że skoro ktoś znalazł pasję, to dlaczego ja sobie tego nie znalazłem?

I wtedy dochodzimy do wniosku, że pewnie jest głupi po prostu, a ja jestem tą mądrzejszą osobą, bo my najczęściej myślimy o sobie porządnie i to się dalej wszystko nakręca. To nie jest więc tak. Nie chcę też, żebyśmy wpadli w takie myślenie, że skoro ja sobie znalazłem pasję to teraz oto wszyscy, od 18:00 do 21:00 zajmujemy się swoimi pasjami, nie ma w ogóle od tego odstępu, a jak ktoś się nie zajmuje, to wszyscy nad nim siedzą, mówią no, ale pomyśl!

Może wyścigi samochodowe? Może wędkarstwo? I ta osoba tak siedzi i mówi, że to nie, to nie i zaczyna się taka gra w „Tak, ale”:

– Ja próbowałem, ale nie.
– No to może akwarystyka?
– Tak, mój dziadek. miał rybki, ale nie.

I to się wszystko rozjeżdża, bo ta osoba nagle odkrywa swoją pasję, że będzie udawała, że jak ślimak posypany solą cierpi, bo nie może znaleźć pasji a my ją próbujemy z tego wyciągnąć. I znowu wpadamy w taki wir, w którym się nic nie dzieje. Być może o wiele lepiej pogodzić się z taką myślą, że niektórzy po prostu nie mają pasji. Siedzą sobie, robią kulki z nosa i bałwanki, oglądają seriale, tam im te odcinki lecą.

Seriale są fajnym zajęciem, ale umówmy się, to jest w dużej mierze paździerz. Większość seriali, tak jak większość książek to nie jest jakieś super, ekstra coś. My oglądamy, bo jesteśmy potwornie zmęczeni. I być może to jest też tło pasji, o którym warto powiedzieć. Żeby uprawiać pasję, trzeba być trochę wypoczętym. I my o tym też trochę zapominamy, że my się tak wciągamy w czas wolny i w odpoczywanie, że poprzedniego dnia idąc spać późno, załatwiamy sobie pasję na następny dzień.

Bo chcielibyśmy pójść coś porobić, ale patrzymy na tę torbę, w której mamy rzeczy do malowania, bo mieliśmy iść na plener, ale patrzymy na tę torbę i ta torba patrzy na nas i mówi, że nie mam sumienia cię wyciągać, bo widzę, że jesteś niestety wrakiem dzisiaj, także połóż się i módl się, żebyś nie uległ biodegradacji, no bo to jest jedyna rzecz, którą możesz zrobić. I my się kładziemy, jest taka ślina, włączamy sobie telewizor i myślimy, że skoro nie mamy siły na własne przygody, to może przynajmniej cudze. I oglądamy.

Ale to jest efekt tego, że poprzedniego dnia nie dociągnęliśmy, więc dbanie o to, żebym ja miał kondycję i zasoby do tego, żebym mógł uprawiać pasję, jest bardzo ważne, bo ona jest wtedy lepsza. I od tego trzeba niestety się też zmobilizować, żeby pójść spać wcześniej, ale my też nie chcemy tego robić, bo znowu jest wieczorem cisza, spokój i robimy coś, co lubimy. Może nie super bardzo lubimy, bo tam cudownych rzeczy nie osiągniemy, ale troszkę lubimy i myślimy, że szkoda, żeby był już następny dzień, bo sen, oprócz tych wszystkich dobrych rzeczy, które ma, bo nas regeneruje i tak dalej, to nas po prostu teleportuje do kolejnego dnia pracy od razu. Zamykamy oczy, otwieramy i myślimy kur… To jest pierwsza myśl najczęściej rano.

Oczywiście w poradnikach jest napisane, żebyśmy powąchali mandarynkę i wszystko będzie super, ale umówmy się, większość dni w roku tak nie wygląda i nam jest tego szkoda wieczorem.

Nie znałam, spróbuję! [śmiech]

Jest krem dla dzieci, niebieski taki do wąchania i mandarynka. Najbardziej popularne, które produkują endorfiny. No ale to jest trochę kant gigant, bo można się szprycować i to oczywiście na krótką metę działa, ale potem się też człowiek na to impregnuje. W każdym razie, nam jest szkoda tego czasu wieczorem, dlatego my się tak nosem przepychamy przed sobą Boże, jeszcze jeden odcinek i potem się umyję i pójdę spać, potem tak sobie myślimy: dobra, to już się nie będę mył, to jeszcze zdążę pół następnego odcinka, bo tak się fajnie leży, wszyscy poszli spać, jest tak cichutko. A potem się tak teleportnę i wszystko będzie od początku. Prędzej czy później więc dojdziemy do wniosku, że po pierwsze, pasja tak jak i większość rzeczy w życiu jest pracą, a najlepiej by było, gdyby jednak pracować też nad własnym charakterem, że jest taki moment, kiedy ja pracuję. Nie za długo. I jest taki moment, w którym ja nie pracuję. I one są mniej więcej dobrze podzielone. Nie tak, że ja się dobrze czuję. No bo życie jest cierpieniem, umówmy się. Nie będziemy się oszukiwać. Ale jak się człowiek umie do czegoś trochę przymusić, to mu jednak lepiej to wszystko wychodzi.

Prędzej czy później więc dojdziemy do wniosku, że po pierwsze, pasja tak jak i większość rzeczy w życiu jest pracą, a najlepiej by było, gdyby jednak pracować też nad własnym charakterem, że jest taki moment, kiedy ja pracuję.

Lepiej się przymusić do tego, żeby przestać pracować i lepiej się przymusić do tego, żeby odpocząć i lepiej się przymusić do tego, żeby się teraz zabrać, żeby już, jak ja jestem tylko trochę zmęczony, to jednak się przymusić, żeby wziąć te sztalugi i pójść w ten plener. Założyć czapkę i szalik i jednak pójść. Bo potem będziemy bardziej zadowoleni.

To jest fajne myślenie o pasji: Jak ja się poczuję, jak coś zrobię. To nas fajnie teleportuje mentalnie na chwilę w to miejsce: lepiej się poczuję jak pójdę i coś porobię – często ludzie to stosują w kontekście siłowni i wysiłku fizycznego – ale też jak pomaluję, popiszę, posklejam. Ludzie mają różne, dziwne pasje, czy na przykład pobiegam z owcami niż jak teraz obejrzę parę odcinków, bo już wczoraj obejrzałem parę odcinków i w sumie nic z tego nie pamiętam. One się zlały w jedno i nic z tego nie ma, a jak poprzednio pobiegałem z owcami to się czułem bardzo fajnie.

Czyli warto.

Tak, tak [śmiech]. Co do tego w ogóle nie mam wątpliwości, natomiast nie chciałbym żeby to była taka rozmowa, że jak ktoś ma pasję to już w ogóle… To jest tak, że spotkała męża i żyli długo i szczęśliwie. I później każda żona, która ma więcej niż dwa lata doświadczenia w związku mówi tak Hmm, jak to możliwe… Znajdziesz pasję i już wszystko będzie proste.

Znajdziesz pasję, no to fajnie, że ją znalazłeś, ale tam dalej trzeba niestety nad tą pasją pracować, bo ona najczęściej sama się nie wykonuje. Najczęściej inni ludzie i praca, no i nawet ta cała branża rozrywkowa, w której toniemy. Czyli to wszystko, co mamy w telefonie i w telewizorze powoduje, że ona nas odciąga od tego, żebyśmy robili to, co jest dla nas najlepszą agendą.

I nierzadko ten krótkoterminowy zysk z oglądania memów na Internecie, albo bulwersowania się i udostępniania informacji, że politycy z opozycyjnej frakcji czy z innej frakcji politycznej to jemioły. W krótkim terminie bardzo dużo radości, bo inni nasi znajomi mówią, Tak, tak, to jednak 19:06 są inni, nasi znajomi mówią ale w długim terminie ta strategia nie działa, bo my mamy wrażenie takiej syzyfowej kulki, której nigdzie nie dopchnęliśmy zupełnie.

Ta długoterminowa strategia więc, czyli branie wszystkiego na rozsądek, niż na krótkoterminowe emocje jest też w pasji potrzebna, bo pasja najczęściej, to wymaga pracy. I to właśnie sporo, żeby dała dużo satysfakcji. Na początku mniej pracy, bo na początku w każdej pasji nisko wiszących jabłek jest sporo i jak zaczynamy na przykład fotografię, to statystycznie każde kolejne zdjęcie jest trochę lepsze od poprzedniego, ale potem to już zaczynamy się zastanawiać, czy ja w ogóle robię lepsze zdjęcia niż poprzednio. I na poziomie mistrzowskim zaczynamy się rozwijać o wiele wolniej. I zaczynamy się zastanawiać, czy to w ogóle ma sens, czy już doszliśmy do jakiegoś sufitu, czy już więcej w życiu nie osiągniemy. I to też jest ważny element w pasji, o którym zapominamy.

A mianowicie to, że człowiek powinien dość sprawnie odrzucać te nisko wiszące jabłka z innych branż. Dobra, na fortepianie to już chyba tyle, spróbujmy gęśle. Gęśle i basetla. To jest coś, gdzie ja powinienem poeksplorować. Możliwość wyboru nas też w pasji często zabija. Takie poczucie, że mogę robić tu, ale tu będzie ciężko, dużo do napisania, jak na przykład ktoś ma pasję, że będzie pisał książki. Przecież, o Boże, ile to jest pisania takiej książki! Nic z tego nie ma, nikt tego nie widzi, próbujemy fragmenty rodzinie pokazywać, ale widzimy potem, że to nie ma sensu, bo i tak później redagujemy to piętnaście razy.

A tu mogę zacząć grać kolędy na gitarze i w zasadzie jutro już będę grał pierwszą – może to? I tu znowu pewna mądrość życiowa się przydaje taka, że oczywiście łatwiej ludziom, którzy pracują nad swoim charakterem, jedna studnia na sześćdziesiąt metrów lepsza, niż dziesięć studni na sześć. Że jak ja będę gdziekolwiek szukał poklasku i będę chciał powiedzieć, ile ja potrafię, to zagranie kolędy na gitarze nie wygeneruje takiego patentu, jak to, że ja potrafię zrobić coś trudnego, gdzie niewiele osób dotarło.

I gdzie dopiero znajduję swój własny język. Bo za każdym razem, kiedy zaczynam jakiś proces kreatywny w swojej głowie, to kopiuję innych, śpiewam cudze piosenki, a dopiero później śpiewam własne.

Dużo wątków. Z tego, co usłyszałam, to myślę, że trzeba być otwartym na to, że pasja może się zużyć. Pomimo tego, że włożyliśmy już w jakąś pasję dużo wysiłku, ale dochodzimy do ściany, tak jak przykładowo z tymi zdjęciami. Że już każde kolejne już nie jest lepsze. To może lepiej poszukać czegoś nowego, tą pasję fotograficzną albo zmniejszyć tę liczbę godzin, którą wkładamy w tę pasję albo może na chwileczkę odpocząć od niej, bo wtedy, jak wrócimy to z nową energią do niej przystąpimy, to jest taka jedna myśl, którą chciałam się podzielić.

A druga apropo tych studni. Czy to zawsze tak jest, że to sześćdziesiąt metrów – no, przy studni pewnie tak, chociaż może czasami na dziesięciu metrach są takie dobre pokłady wody, że jednak lepiej jest wykopać te studnie płytsze. Pytam w swoim własnym kontekście, bo ja sportowo, pociągało mnie dużo, różnych rzeczy, windsurfing, jazda konna, narty, tenis, bieganie, pływanie, siłownia, żagle no i jeszcz pewnie kilka dyscyplin mogłabym wymienić.

Miałam sporo takich momentów w życiu, że sezon, rok, dwa w miarę regularnie dany sport uprawiałam, ale potem jednak to się rozmywało, coś innego mnie ciągnęło. I faktycznie miałam takie lekkie poczucie dyskomfortu, że na tym koniu ja potrafią wsiąść, pojechać, ale żeby być tu mistrzem w galopie albo po tych paru latach jak już mi się raz na pięć lat zdarza wsiąść na tego konia, to już galop nie za bardzo. Ten windsurfing: no popłynę, zrobię zwrot, ale w trapezie no to już nie do końca.

I tak się zastanawiam, czy to dobrze czy to źle? Bo z jednej strony, pojadę na wakacje z jednymi ludźmi, to pojadę z nimi na konie, z innymi na windsurfing, no to popływam na tej desce. Ale oni są lepsi, ci, którzy zawsze jeżdżą na te konie są lepsi, ci od tej deski są lepsi i sama nie wiem tak dla siebie, czy ja się z tym czuje dobrze czy się czuję niedobrze. I z czym byłoby mi lepiej.

Z tego, co pani opowiada, to ani to hobby, ani pasja, tylko pani po prostu się trochę nauczyła do poziomu dobrego amatora, czyli my wiemy statystycznie, że do tego potrzeba dwudziestu godzin. Po dwudziestu godzinach w zasadzie jesteśmy w stanie w każdej takiej dziedzinie osiągnąć poziom dobrego amatora. Nawet jeśli chodzi o pilotowanie samolotów, potrzeba na to zdaje się szesnaście godzin treningu a nie dwadzieścia. Z tego powodu, to pewnie, w ogóle dobrze jest różnych rzeczy próbować, bo człowiek przynajmniej czuje, że ma w życiu wybór.

A poza tym, my najczęściej nie potrafimy przełożyć pasji na takie myślenie racjonalne na kanapie. Nie pamiętam, który to artysta powiedział, że rozmawianie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze. Tak jak ktoś lubi muzykę, czy lubi taniec, to tego się nie da opowiedzieć. To dopiero jak ktoś tańczy, to jest tyle rzeczy, które się dzieją w głowie na raz, że dopiero wtedy człowiek czuje, o co chodzi. To tak jakby komuś opowiadać, że seks może być fajny. Możemy opowiadać, to będzie jakaś tam historia, ale to jak ktoś tego doświadczył, to dopiero widzi, że chodzi o coś znacznie więcej, niż to, co jesteśmy w stanie opowiedzieć, nawet jeżeli ktoś umie opowiadać dużo.

Warto jest w ogóle mieć wybór i na pewno warto jest mniej więcej ogarniać, to co się dzieje dookoła mnie. Czyli taka ogólna wiedza o świecie i ogólne możliwości na poziomie dobrym amatorskim lepiej mieć niż nie mieć. Choćby po to, że my, w dużej mierze muszę powiedzieć, ze smutkiem i może to nie jest popularny osąd, ale my przeceniamy rolę sportu w naszym życiu. Jesteśmy w takim momencie historycznym, kiedy wpadliśmy w amok uprawiania sportu.

Sport nie jest aż tak zdrowy, jak my dziś uważamy. I za jakieś, podejrzewam, dwadzieścia czy trzydzieści lat ludzie będą patrzyli na nas naiwnie. Że my wpadliśmy w taki amok, że na przykład ktoś codziennie chodzi na siłownię. I tam piłuje, i miesza te białka. I mówi, że to w ogóle super, że on tak wygląda. No nie mamy takich badań, mamy wręcz przeciwne.

Organizm nie jest zbudowany aż do takiego wysiłku. Organizm dobrze się czuje, jak się trochę rusza, ale bez jaj. My nie jesteśmy atletami. Nasz organizm jest zbudowany, żeby pójść zastawić pułapki, pociągnąć sarny z dwa kilometry do domu z powrotem i to jeszcze na raty, a nie na raz i nie na czas, tylko nie nerwowo, patrząc, co się dzieje, jak szemrze strumyk. Także to jest mniej więcej nasza kondycja. Czyli kanapa nie, ale też tyranie się – nie za bardzo.

Oczywiście, są takie osoby, którym to sprawia przyjemność, to jest modne i tak dalej. Natomiast jeśli chodzi o pasję w ogóle, dlatego mówię, że sport ma dość nisko swoją granicę. Nasze ciało nas w końcu zawiedzie w sporcie. My możemy w niektórych sportach, zwłaszcza wydolnościowych bardzo długo podnosić swoje wyniki. Do 55 roku życia zasadniczo tak. Swoje własne. Nie będziemy mistrzami świata, ale siebie jesteśmy w stanie przeskoczyć.

Natomiast jeżeli ktoś biega maratony i ma 100 lat, to pewnie zaczął, jak miał 98. Bo to jest bardzo duża eksploatacja. Ludzie to robią, żeby sprawdzić swój charakter, żeby zobaczyć, czy jeszcze do czegoś są się w stanie zmobilizować, coś sobie udowodnić, to my zawsze szanujemy takie opcje. My lubimy sobie udowodnić, że jesteśmy w stanie się przymusić. I oczywiście to jest dobry patent.

Ale jak mówimy o fotografii czy czymkolwiek innym, czyli o takich zajęciach, które się wiążą z artystyczną percepcją świata, z tym, że ja na coś patrzę i czuję, że chciałbym pokazać, jak ja to widzę. Albo mnie się to w głowie ułożyło, jak ja to widzę. To często dochodzimy do takiego momentu i od tego się zaczęło pani pytanie, że czujemy, że to już chyba nie jest dla mnie. I to nie musi być pretekst, żeby tę rzecz zostawić. Tylko mamy wrażenie, że muza już do nas nie mówi. I powinniśmy sobie dać na chwilę spokój. Dlatego, że zaczynając gdziekolwiek od początku, prawdopodobnie do niczego wyjątkowego nie dojdziemy.

Oczywiście, lubimy takie bajki, że ktoś wziął kredki i po prostu wywalił Panoramę Racławicką od razu, to jest promil promila osób. My tacy nie będziemy. Patrzenie w kierunku geniuszy nie prowadzi do sympatycznych rzeczy najczęściej w życiu. My powinniśmy jakąś swoją drogę przez to przejść, czyli mieć niezłą technikę, ale jednocześnie słyszeć, że ta muza do nas mówi i ona nam coś w głowie porządkuje, więc sobie odpocząć. Ale myślenie o tym, że jak ja tu dotarłem do pierwszego problemu, to ja powinienem to porzucić i zacząć coś kopać od nowa, bo tam znowu będzie masa nisko wiszących jabłek i ja po miesiącu zrobię na kimś wrażenie, jest myśleniem dość złudnym.

Chyba, że – i są takie osoby – mają pasję w uczeniu się nowych rzeczy. One sprawdzają i szukają systemów nauczenia się języków, sztuk walki i tak dalej. Jak ktoś jest więc pasjonatem uczenia się w ogóle, to jestem w stanie to zrozumieć.
I znamy parę takich osób w naszej okolicy, które po prostu pokazują, jak uczyć się różnych rzeczy i rozpisują to na kawałki. Natomiast tu czasami lepiej jest dać sobie spokój, już nie mówię, żeby sobie polać głowę zimną wodą i powiedzieć, że to jest moment zwątpienia, ale jednak dalej jednak jesteśmy w czymś wyjątkowi.

I tu, co może być w pewien sposób zaskakujące, nie dotyczy to tylko pasji, ale dotyczy to również życia zawodowego. Mamy takie poczucie, że lepiej się wiązać, bo wybór jest fajny. Na przykład lepiej nie brać ślubu, bo wybór jest fajny. Bo wtedy ja mam rękę na klamce i mogę zawsze wyjść. Sam fakt wzięcia ślubu już spowoduje, że ja się dwa razy zastanowię, jak będę się miał wyprowadzić. Bo jednak wszystkim naopowiadałem, bo jednak ten ślub, bo to była taka deklaracja publiczna i tak dalej. Ślub więc do jakiegoś stopnia zabezpiecza nas przed takimi szybkimi, emocjonalnymi decyzjami.

Podobnie w pracy. Na przykład będziemy szukać jakiegoś trenera.
– A w czym pani jest dobra?
– Jeżdżę na koniu, nie żebym pogalopowała, ale jeżdżę. Uprawiam windsurfing, co prawda nie na trapezie, ale popływam.
– A dobra w czym pani jest?
– A dobra to ja tak trochę syndrom kaczki, biegam, latam, nurkuję ale wszystko średnio mi wychodzi, w niczym nie jestem dobra.

A przyjdzie ktoś do mnie i powie, że jest bardzo dobry w windsurfingu. To kogo ja wybiorę do pracy? Wolę mieć osobę, która jest w czymś dobra, przynajmniej jednym, bo przynajmniej wiem, do czego ją mogę przydzielić, niż taką, która może na chorobowym każdego zastąpić, ale w sumie nie wiadomo, czy ona jest w czymś najlepsza. Chyba, że byłaby pani na przykład dobrym trenerem, bo pani dobrze tłumaczy. Nie pływa pani dobrze, ale dobrze potrafi pani o tym opowiedzieć, takie osoby też są. No ale to też już jest wyjątkowy talent. Na rynku pracy to jest to samo.

Funkcjonujemy w takim micie, że się można przebranżowić. Nie można. Tu jak ktoś przez 50 lat albo 30 jest agentem ubezpieczeniowym i nagle mu przyjdzie do głowy, że on teraz będzie informatykiem, to on tylko może myśleć, że on będzie mógł konkurować na rynku z tymi, którzy do 30 lat są informatykami. On już nie zdąży tego zrobić. Ten mit przebranżowienia jest takim mitem, który chętnie opowiadamy na przykładzie jak ktoś był w korporacji i tak dalej. W korporacji praca jest zasadniczo prosta. Ona jest ciężka, ale jest prosta. I czasami się ktoś czymś interesuje i się przebranżawia na to czym się interesował od dawna i jak ja teraz stwierdzę, że informatycy od dużych baz danych są lepsi, rzucę wszystko i zacznę to robić, to ja nie znajdę pracy.

Z tym przebranżowieniem się to tak nie do końca się zgadzam, bo mam wokół siebie kilka osób, może niezbyt wiele, ale kilka przykładów osób, którym się udało. Dla mnie takim modelowym przykładem jest koleżanka, która po 20 latach w korporacji została nauczycielką. Najpierw zajmowała się dziećmi na świetlicy, w tym czasie zrealizowała studia pedagogiczne, stała się nauczycielką klas 1-3, potem dorobiła dodatkowe, wymagane papierki. Teraz uczy w starszych klasach. Faktycznie nie jest to przedmiot specjalistyczny, bo to nie jest historia, biologia, matematyka, tylko zajęcia plastyczno-techniczne, ale jest po prostu wspaniała w tym, co robi, z takim niezwykłym sercem, zaangażowaniem, kreatywnością.

No to musimy teraz postawić na szali dwie rzeczy. Pierwsza, to jest taka że ktoś czuje, że powinien być nauczycielem. Z tym w ogóle nie dyskutujemy, bo drugiego życia nam nikt nie da. Lepiej więc czasami trafić do takiej profesji, w której się chce być, nawet zastanawiając się, czy ja kiedykolwiek dociągnę do takiego poziomu życia będąc, nie wiem, na bardzo wysokim stanowisku w korporacji, bo nie mam wyboru.

Tak jak czasami człowiek musi, bo inaczej się udusi, jak mówi poeta. To jest inna historia. Jeżeli jednak mówimy, że ktoś funkcjonuje w jakiejś branży i nie myśli o tym w kategoriach zainteresowań, swoich pasji, że czuje, podczytuje po cichu, na lewo artykuły z innej branży na przykład o byciu nauczycielem, tylko po prostu ktoś mówi:

– Słuchaj, w tej branży nie ma przyszłości, weź inną.
– Jaką?
– No nie wiem, reperowanie szybowców. Bo tam będzie więcej pieniędzy.
– No dobra!

I on próbuje się przebranżowić, to to jest bardzo trudne. Dlatego, że tam jest masa osób, które od dawna już reperują szybowce i rywalizowanie z tymi osobami jest potwornie ciężkie. I zakładanie, że to będzie łatwy próg wejścia, zwłaszcza jeżeli chodzi o kierunki, w których się trzeba wykazać dużą kompetencją. Informatyka jest dość dobrym przykładem, ona nie jest specjalnie trudna, ale trzeba się wykazać pewnym sprytem, pewnym zmysłem informatycznym i matematycznym.

Jeżeli ktoś go nie ma i ma na przykład 50 lat i zaczyna projektować algorytmy albo wirtualne światy, to pod warunkiem, że to nie jest jakieś odkrycie na miarę Coelho, który też w średnim wieku odkrył, że będzie pisarzem. Bo my mamy przykłady takich osób. Ale ich jest zdecydowanie mniej. To nie jest tak duży mit społeczny, tak ważny, jak byśmy myśleli. Są takie osoby, jak właśnie pani koleżanka, które są w stanie to zrobić, ale większość z nas nie za specjalnie.

Musielibyśmy dużo wysiłku włożyć i przejść długi okres, w którym nic się nie dzieje w naszym życiu i jeszcze nie wiadomo, czy będzie hajs. A my nie chcemy tego robić do końca, no bo wiadomo, to jeszcze jest prosto zrobić takie numery jak ma się 22 lata, bo jak w razie co człowiekowi nie pójdzie, to wróci do mamy, powie mamo, niestety pieniążki mi się skończyły, daj zupę i mama da, ale jak się ma 45 lat, męża i dwoje dzieci, powie dobra, rzucam wszystko! Teraz będę uprawiać pieczarki w Bieszczadach, to mąż z dziećmi mogą popatrzeć, że jednak nie są na to mentalnie gotowi, bo chcieliby uzyskać pożywienie w domu, a nie wiadomo, czy ono wtedy będzie.

Ale pasja jest właśnie takim sposobem, który wydaje mi się, że ułatwia to przebranżowienie. Bo jeśli my pracowaliśmy w korporacji, ale do tego poza godzinami pracy sklejaliśmy modele czy szydełkowaliśmy, chodziliśmy na nordic walking no to mogę stać się tym instruktorem nordic walkingu czy nie wiem, profesjonalnie jakieś duże makiety na zamówienie.

To są dwie strony medalu właściwie, to jest dobry trop. Znaczy, dwie strony medalu są takie: po pierwsze, jeżeli ktoś zakłada, że jego pasja mogłaby się stać sposobem na zarabianie pieniędzy, nawet dodatkowym, to warto, żeby spróbował. To już chyba nie jest mało spotykanym sądem, że zostawianie wszystkiego i wyjeżdżanie w Bieszczady to nie jest optymalne rozwiązanie, lepiej by było coś kręcić po godzinach.

Czyli ja na przykład sklejam modele i mniej więcej wiem, jak to działa a czegoś do tych modeli nie mogę dostać, to nie ma problemu, żebym założył mały sklepik i zaczął sprzedawać, i zobaczył, czy to się w ogóle, czy to żre, jak to się tak ładnie mówi w marketingu. Może się okazać, że żre. Może się okazać, że jak sobie coś ściągam do tych modeli, to mogę tego ściągnąć nie jedno dla siebie tylko pięć, puścić to gdzieś na jakiejś platformie, która to sprzedaje czy założyć jakiś swój mikrosklepik i okaże się, że mam trzy stówy miesięcznie więcej z samej tej marży, którą mam na tym ściąganiu.

Kiedyś pan Wojciech Cejrowski powiedział, że on w sumie zawsze tak zakłada biznesy. Co by chciał robić i kto mu za to zapłaci. Gdzie chciałby pojechać i kto mu a to zapłaci. Pojechałbym najchętniej do Wenezueli, organizuję wycieczkę do Wenezueli jako przewodnik. Wyjeżdża, ludzie mu za to płacą, w sumie jedzie za darmo, jest zadowolony. Nie wiem, czy tak robi dzisiaj, ale kiedyś tak w wywiadzie powiedział. My się więc staramy rozkręcać coś nie porzuciwszy poprzedniej pracy i mówi się tak potocznie, że jeżeli to zacznie osiągać 80% tego, co zarabiamy do tej pory bez porzucania poprzedniej pracy, to być może warto w to nos wsadzić i tam ryć, bo tam jakieś większe trufle są. Ale jest też drugi problem, który mamy.

Powiem to na przykładzie anegdoty. Jest taka anegdota o chłopakach, którzy podchodzili pod sklep takiego starszego pana i go wyzywali. Rzucali w ten sklep kamieniami, mówili ty dziadu, tam go wyzywali, ty dzieci zjadasz, ty zboczeńcu, złodzieju, bandyto sycylijski. I on wyszedł. Powiedział do nich tak: jak przyjdziecie jutro i będziecie tak krzyczeć, to dam wam po 5 zł. No jemioł jednak, ćwierćmózg. No ale zobaczymy, mówiliśmy przecież, że głupi, widać, że głupi, przyjdziemy jutro. Przyszli, z kamieniami własnymi, rzucają tymi kamieniami, ty dziadu, i tak dalej i on faktycznie – wyszedł, wystawił taki kubek, do tego kubka włożył po 5 zł dla każdego i się schował, powiedział: przyjdźcie jutro, hajs będzie znowu. I kolejnego dnia stało się to samo, oni znowu przyszli, ale już dostali po 3 zł.
I mówią:

Co to takie 3 zł, miało być po 5.
No bo utarg gorszy, ale próbujmy dalej, zobaczymy, co będzie jutro.

A następnego dnia dostali po 2 zł.

Po 2 zł tylko? Po 5 zaczynaliśmy, to jest jakiś kant!
No nie mam niestety więcej pieniędzy, po 50 groszy to na pewno będzie.

I oni tak na niego spojrzeli i powiedzieli tak: za 50 groszy to my nie będziemy krzyczeć.

I poszli. To jest historia o wielu rzeczach. Ale ta część, na którą chcemy zwrócić uwagę to to, że pieniądze zdejmują przyjemność z czynności. Że niektóre czynności dają nam radość z samego ich uprawiania i od momentu, w którym ludzie zaczynają nam płacić, rodzi się nieśmiałe niebezpieczeństwo, że my zaczniemy bardziej myśleć o pieniądzach, które mają bardzo dużą zdolność do zdejmowania motywacji, a nie o tym, że samo robienie czegoś jest fajne.

Pieniądze zdejmują przyjemność z czynności

I dlatego robienie ze swojej pasji pracy obarczone jest tym niebezpieczeństwem. My nie wiemy do końca, jak sobie z tym poradzić, ale ludzie sobie radzą. Pasja już. wtedy tak nie wygląda, bo my zaczynamy myśleć, że trochę moglibyśmy więcej zarabiać, trochę więcej marży narzucić, a wtedy już się zaczynamy robić skąpi.

Pieniądze nie mają normy, są generalnie jeśli chodzi o profesje motywacyjne bardzo dewastującym elementem, ale też ciężko samą motywacją zapłacić za prąd, więc nie będziemy się czarować, że da się tego uniknąć, ale dlatego też każdy powinien się trochę zastanowić, co on by chciał robić i na pewno warto, tym osobom, które już swoją pasję uprawiają, sprawdzić, czyli zrobić sobie taką wersję demonstracyjną, jak zarabianie na tej pasji wygląda. Czyli jeżeli ktoś się interesuje kwiatami i chciałby mieć kwiaciarnię, albo o! Lepszy patent. Robić ciasta i pomyślał, że skoro wszyscy mówią, że ty takie ciasta robisz, Ty to cukiernię powinieneś mieć.

To jednak powinien zobaczyć najpierw na czym polega posiadanie cukierni. Bo to nie polega na tym, że tam stoi przy piekarniczku i tam kotki śpią obok, a on sobie tam na te bułeczki patrzy i one pachną, i wszyscy wychodzą szczęśliwi, tylko robienie cukierni to jest naprawdę masa różnych, innych rzeczy, które nie są takie super ekstra, jak wyglądają z daleka, czy na przykład może sobie po godzinach chodzić i popracować trochę w cukierni, albo porozmawiać z ludźmi, którzy mają cukiernię. I to nie tylko z takimi, którym wyszło, bo my do telewizji zawsze zapraszamy takie osoby rzucił wszystko, robi pączki, jest milionerem. Ale 99 osób na 100, rzuciło wszystko, robiło pączki i umarło z głodu po tym, niestety.

Trzeba też porozmawiać z tymi, którym nie wyszło, żeby wiedzieć, co one nie tak zrobiły. I też w ogóle nie pytać, czy my się nadajemy na robienie cukierni, bo to jest kolejny błąd. Bo wszyscy nam znajomi mówią, że robimy pyszne ciasta, no ale znajomi co mają powiedzieć? To jest tak jak ktoś idzie do Idola, nie trafia w żadną nutkę i jurorzy pytają Kto ci w ogóle powiedział, że umiesz śpiewać? A on mówi: babcia. No babcia co ma powiedzieć, każdemu powie, że umie śpiewać, więc najpierw wypadałoby zrobić ślepą próbę, czy kupić dwa pączki, jeden z jakiejś cukierni takie zwykłaśnej, drugi swój i dać komuś, kogo nie znamy, do spróbowania i powiedzieć, który lepszy.

Dopiero wtedy patrzeć, a nie pytać po rodzinie, czy my się do czegoś nadajemy. Jest dużo założeń, które przyjmujemy przy realizowaniu tej pasji, ale to nie znaczy, że to jest zły pomysł. Bo generalnie człowiek więcej zniesie cierpienia jeżeli lubi to, co robi. I jakbym miał na przykład cukiernię, którą lubię, to cukiernik, który nie lubi tego, co robi, wychodzi z pracy o 17:00 a ten, który lubi to sobie wyjdzie, odpocznie ale później sobie doczyta, jakie są trendy w cukiernictwie, czy robić teraz jakieś inne pączki, czy ktoś wpadł na jakiś genialny pomysł, albo zobaczy na Internecie, czy są jakieś fajne wzorki, które można robić. Żyje tym wszystkim. I czuje się bardziej spełniony, więc generalnie to się opyla, oczywiście, to jest całkiem niezły plan.

Człowiek zniesie więcej cierpienia, jeśli lubi to, co robi

No to cieszę się, że taki jest jest finalny wniosek, że się opyla i że warto zastanowić się przynajmniej nad tym, czy chcę z mojej pasji zrobić biznes. Fajnie, że zwrócił pan uwagę na te różne niebezpieczeństwa i jak się przed nimi zabezpieczyć i ustrzec.

W sumie dla mnie ważne jest to, żebyśmy też nie wpadali w taką narrację, że jak ktoś nie ma pasji, to on jest gorszym człowiekiem od tego z pasją. Niektórzy chcą sobie po prostu żyć normalnie. Nie realizować się, nie wiadomo co robiąc.
I to naprawdę też trzeba tym osobom dać żyć i my z tym mamy zwykle problem w rodzinie. Ja ci kupię domenę, ty tak siedzisz, ty załóż domenę szydełkująca mama! Albo: Motoryzacyjny tata!

Ty możesz mieć sklepik, przecież ty masz tyle czasu! I naprawdę, dajmy ludziom spokój. Ktoś sobie siedzi, to niech sobie siedzi, głaszcze kotki i tak dalej, to nie szkodzi nikomu. A my możemy robić swoje, jak mamy jakiś pomysł. I obie te osoby są naprawdę w porządku.

A trochę w tym kontekście, mam takie pytanie. Bo na początku z tej naszej rozmowy wydaje mi się, że przebijało, że ta pasja to jest coś, w czym my powinniśmy dążyć do perfekcji, stawać się coraz lepsi, wchodzić na wyższy poziom, a chyba tak też nie do końca musi być, bo może moją pasją będzie uprawianie ogródka. Że chcę mieć wypielone wszystkie grządki, żeby tam pomiędzy tymi kamyczkami żadne zielsko nie rosło. I to chyba też jest w porządku? Albo nawet jak szydełkuję, to to nie jest tak, że ja muszę tam codziennie nowy wzór tylko mogę po prostu czerpać radość z tej pracy ręcznej.

W sumie tak. Niektórych rzeczy nie da się pomierzyć. My wtedy stajemy się ludźmi drogi, a nie ludźmi celu. Ludźmi, których cieszy proces. Ciężko powiedzieć, czy ktoś ma lepszy obrót niż kto inny, chociaż oczywiście są eksperci, którzy oceniają takie rzeczy i są w wielu krajach na świecie, nie wiem, czy w Polsce, konkursy na ogródki…

Są, są! Uczestniczyłam.

No właśnie. Więc niektórzy potrafią to ocenić. To oczywiście zawsze jest ocena subiektywna. Ale też znowu, bo, jest to taka narracja, która jest popularna, że czasami po prostu bycie jest fajną rzeczą. Nie mniej jednak, wygląda na to –
i serce mi mówi, że to jest fajny pomysł – ale humanizm raczej zakłada, że życie dobrze przeżyte to jest takie życie, w którym guma jest trochę napięta. Czyli powinniśmy jakiś wysiłek wkładać w różne rzeczy. Że jak zaczniemy sobie
w ogóle odejmować presji co do siebie w życiu, to prawdopodobnie nie skończymy dobrze.

Czasami po prostu bycie jest fajną rzeczą. Nie mniej jednak, wygląda na to -i serce mi mówi, że to jest fajny pomysł – ale humanizm raczej zakłada, że życie dobrze przeżyte to jest takie życie, w którym guma jest trochę napięta. Czyli powinniśmy jakiś wysiłek wkładać w różne rzeczy.

Ale to pielenie to jest duży wysiłek!

Tak. Znaczy fakt, że musimy wstać, że trzeba się zmobilizować. Po ogródku naprawdę widać, że ktoś się nim nie zajmuje, bo jeszcze tam parę rzeczy możemy oszukać, ale ogródek akurat jest flagowym przykładem rzeczy, gdzie nie da się udawać, że się w nim było. Bo widać, że się w nim nie było. Że się rzeczywiście zwleczemy, że siedzimy wyprostowani, że trochę doczytamy, jak on jest chory, że od czasu do czasu coś zrobimy, że czasami nam się trochę nie chce. Bo jak nam się bardzo nie chce, to właściwie powinniśmy odpocząć. Odpocząć, zregenerować.

A jak nam się trochę nie chce, to powinniśmy się przymusić. I życie dobrze przeżyte to jest takie, w którym człowiek się trochę przymusza. Do różnych rzeczy. Trochę się przymusza, żeby komuś pomóc, trochę się przymusza, żeby zadbać o własne zdrowie, trochę się przymusza, żeby zadbać o znajomych. Tak się mówi, że zachowujemy się tak jak wtedy, kiedy goście do nas przychodzą. Że trochę lepiej, niż normalnie. I też żeby tej gumy tak w majtkach nie odpuszczać, że one nam spadną do kolan, ale żeby jej też tak nie naciągać, żeby nam oczy wyszły od tego od razu.

Życie dobrze przeżyte to jest takie, w którym człowiek się trochę przymusza.

Rzeczywiście, ten taki trochę poziom napięcia, że trochę dbam o ten ogródek, nieprzesadnie, ale codziennie, od czasu do czasu jakąś cegiełkę do tego dorzucę. Takie wrzucenie odrobiny napięcia do swojego życia. Wygląda na to, że to nie tylko spowoduje, że będziemy ludźmi, którzy są porządni, bo jednak porządny człowiek w życiu nad sobą pracuje, nad swoim charakterem, żeby trochę być lepszym, niż po prostu. Nie szuka sposobu, żeby sobie odjąć wysiłku. Ale też będziemy bardziej szczęśliwi – bo wysiłek daje nam satysfakcję w życiu.

A rzeczy, które nam przychodzą bez wysiłku, nie dają. To jest w ogóle bardzo fajny wątek. Ludzie wiedzą do czego mają jakieś zdolności, już nie mówię talent. Ale zdolności. I na przykład można sobie wtedy zadać pytanie: co mnie przychodzi bez wysiłku a moim znajomym z wysiłkiem? I często mówią, że do mnie przychodzi bez wysiłku. I wtedy człowiek sobie z drugiej strony zaczyna myśleć, bardzo często, nie zawsze, że trochę mu jest wstyd, że on to tak bagatelizuje.

No umiem gotować, ale to jest… albo Umiem naprawić samochód, ale to by każdy umiał, albo no ja umiem w excelu zrobić, ale Excel jest prosty. Jak byśmy się wstydzili, że nam coś w ogóle bez wysiłku przychodzi. Że to jest takie, nie, to naprawdę to ja trochę oszukuję, nie gniewajcie się, że mi to bez wysiłku przychodzi. W związku z tym, jeżeli nam coś rzeczywiście wychodzi bez wysiłku, to trzeba się z tym ze sobą skonfrontować.

Po pierwsze: to nie jest wstyd, że nam coś bez wysiłku przychodzi. Różnym ludziom, różne rzeczy przychodzą bez wysiłku i to są takie nasze różne talenty, ale właśniez drugiej strony warto tę gumę tam bardziej napiąć, może jesteśmy o krok od czegoś super, ekstra fajnego?

Może zrobilibyśmy coś, co nawet nas zaskoczy i my będziemy od tego usatysfakcjonowani. To odejmowanie sobie wysiłku, który jest sposobem na życie a wiadomo, że inteligencja jest pochodną lenistwa, że to jest jakiś pomysł na życie. Że my się zastanawiamy, jak sobie życie ułatwić i od tego się robimy mądrzejsi i bardziej kreatywni, ale w ogóle szukanie sposobu, żeby się wypiskorzyć z wysiłku raczej prowadzi do stanów depresyjnych.

My szukamy takich miejsc, w których możemy poczuć, że nie chciało nam się trochę, a jednak proszę, zmobilizowaliśmy się. Nie w takim hardcorowym wymiarze jak bieganie ultramaratonów trzy razy w tygodniu, bo to jest daleko poza tą kreską, ale jakby pokazuje, że tu właśnie jest coś, co nas kręci strasznie. Że nas kręci pokonywanie tego miejsca, w którym my myśleliśmy, że nie damy rady, a proszę, jednak dziadek jeszcze ogarnie.

Dziadek jeszcze dźwignie 120 kg dmuchnąć tak i się cieszymy, że to jeszcze nie pora się kłaść, tam przylgnąć do asfaltu, tylko jeszcze coś tam dźwignę w życiu. No więc my szukamy takich patencików i pewnie lepiej jest to robić w tym miejscu, w którym już mamy trochę ukopane, w którym czujemy, że jesteśmy coś w stanie zrobić takiego, że naprawdę czujemy, że to będzie ponadprzeciętny efekt.

Wracając trochę do początków naszej rozmowy, czyli jak czujemy, że warto mieć tą pasję, ale nie do końca wiemy, co to mogłoby być w naszym przypadku, powiedział pan o jednym sposobie, jak moglibyśmy znaleźć tą pasję, czyli zastanowienie się co nam przychodzi bez wysiłku, a innym
z wysiłkiem. To jest jeden trop. Czy są jakieś inne sposoby na to, żeby tę naszą pasję znaleźć?

Właściwie, kolejnym sposobem jest to, żeby próbować nowych rzeczy i zobaczyć, co się przyklei. To niestety jest skorelowane z taką cechą temperamentalną, która właściwie jest stała w życiu. Jest to otwartość na nowe doświadczenia.

Bo tych nowych rzeczy jest dużo – trzeba by to jakoś zawęzić.

Jest taka historyjka, która jest bardzo pouczająca i ją znam z własnego życia. Opowiadała mi kiedyś moja koleżanka, kiedy ona tak nie wiedziała, jak się zabrać za różne rzeczy. Mieliśmy kiedyś takie zadanie w szkole, żeby narysować stado ptaszków. I ona tak patrzyła na stado ptaszków, na zdjęcia i rozmawiała ze swoim tatą, i spojrzała na to stado ptaszków i powiedziała Tato, takie stado ptaszków, jak się rysuje? I tata powiedział: Ptaszek po ptaszku. Dokładnie to samo mamy zrobić w życiu. Oczywiście, że mamy duży wybór, ale jak będziemy nad tym stać i myśleć taki duży wybór, taki duży wybór to w końcu umrzemy.

W sumie ten paradoks wyboru, o którym my też cały czas trochę rozmawiamy. Że on jest zgubny. Że skoro myślimy, że mogę robić to, ale w sumie mogłem robić co innego, to jest po pierwsze nie do końca prawda, bo my nie możemy zawsze. To jest tak samo, jak na Tinderze sobie myślimy tak Tyle osób do mnie pasuje! Naprawdę, jest niewiele osób, które z nami wytrzymają, to tylko tak wygląda, że jest tyle osób na świecie, które z nami wytrzymają, ale ich jest mało. I tak samo tu: jest wiele rzeczy, ale tak naprawdę ich jest mało. Trzeba zacząć od czegokolwiek. Jak nie możemy wybrać, to po prostu pierwsze z brzegu. To wylosować. Albo zrobić coś, czego do tej pory nie zrobiliśmy. Pierwsze z brzegu.

Nawet jak ktoś nas wyciągał, a chodź w weekend, pojedziemy na ten windsurfing? Nawet jeśli myślę nie, ten windsurfing to nie dla mnie, to jednak pojechać?

Jednak pojechać. Znaczy, nie zastanawiać się nad tym, że to nie dla mnie, bo pasja nie powstaje w momencie myślenia na kanapie do przodu. Czy talent czy pasja, oczywiście my na tym windsurfingu nigdzie nie popłyniemy przez weekend, znaczy może pod koniec weekendu, jak nie zapijemy z soboty na niedzielę to zapłyniemy. Pasja to jest coś takiego co nam nie wychodzi, ale nam to nie przeszkadza.

Pasja to jest coś takiego co nam nie wychodzi, ale nam to nie przeszkadza.

W związku z tym nie ma się co martwić, że nam nie wyjdzie, bo na pewno nam nie wyjdzie, ale odkryjemy, że nam nie wychodzi, ale nie szkodzi. Że to jest w ogóle fajne z jakiegoś powodu – że nam się ten kostium podoba, czy woda, czy wiatr, czy to, że nikt się do nas nie odzywa jak stoimy daleko od brzegu. Coś nam się w tym spodoba, nie wiadomo, co zaskoczy. Nie ma się więc co martwić, że to będzie polegało na wpadaniu do wody, bo początek wszystkiego jest początkiem dramatycznym, ale nagle okazuje się, że to człowiekowi wcale nie przeszkadza i że jest to okej. Że na każdym etapie jest coś fajnego.

A co do otwartości na nowe doświadczenia, że otwartość na nowe doświadczenia jest stałą cechą temperamentalną. Niektórzy po prostu nie lubią nowych rzeczy. I te osoby będą miały z tym niejaki kłopot. A osoby, które nie lubią nowych rzeczy… Załóżmy taki przykład, że w mieście otwiera się nowa restauracja. Jest taka grupa osób, która tylko z tego powodu do niej pójdzie. Że jeszcze nigdy tam nie była i nie jadła. Ale jest taka grupa osób, która tam w życiu nie pójdzie właśnie dlatego – woli ciągle jeździć w to samo miejsce.

To tym osobom nie polecamy wtedy przymuszania się do nowych doświadczeń, bo tego nie przebijemy. To jak jakby ktoś miał paniczny lęk przed lataniem i mówimy daj spokój, szansa, że ten samolot spadnie jest mała i tak dalej. Nie wyperswaduje się takiej osobie. Wtedy tym osobom proponujemy, żeby odpoczęły i zaczęły się nudzić. Stan nudy jest bardzo ważnym stanem w życiu, każdy go powinien doświadczać w miarę możliwości kiedy tylko się da, próbować
z daleka siadać od telefonu.

W ogóle, 3/4 osób badanych w Stanach Zjednoczonych mówi, że przez cały rok, przez całą dobę jest w takiej odległości od telefonu, że nie musi ruszać nogami, żeby do niego sięgnąć. Co powoduje, że jeżeli tylko doświadczymy nudy to w tej samej sekundzie możemy ją zatapetować. Tam nic z tego nie wyniknie, że będziemy machać kciukiem, ale zatapetujemy, że my się czymś zajmiemy.

Gdybyśmy więc odstawili ten telefon w takiej odległości od siebie, że trzeba by po niego pójść i za każdym razem jak mamy po niego pójść, to spróbować się przez chwilę ponudzić, to wtedy nasz organizm ma szansę zadać sobie takie nieświadome pytanie, co ja bym w ogóle chciał robić? I nagle się okazuje, że robimy jakieś zaskakujące dla siebie rzeczy. Na przykład człowiek bierze kredki i zaczyna poprawiać zdjęcia w magazynach prasowych, że tam coś dorysowuje.

Albo lepi coś z plasteliny, bo akurat dziecko rzuciło gumę do żucia i lepi z tego zwierzątka. I myśli: co ja tak lepię te zwierzątka? To jest jakaś super akcja! Albo zaczyna robić jakieś inne rzeczy. W związku z tym dopuszczenie do tego momentu, w którym ja jestem wypoczęty i trochę mam odjedzone, no bo jak nie to wiadomo, człowiek od razu kima i patrzę, co moje ciało zaczyna robić, albo co mi zaczyna wybijać, jaka mi muza się do mnie odzywa jak jest zupełnie cicho a ja jestem wypoczęty, to jest bardzo dobry patent. A od tego trzeba odrzucić te wszystkie zabawki, takie które leżą w okolicy. To jest być może wersja dla takich osób – też żmudna trochę – ale dla takich osób, którym się mówi o czymś zupełnie nowym, to im krew tężeje od razu.

Myślę, że to eksperyment, który można polecić każdemu, z tym telefonem i i innymi zabawkami. Mam takiego kolegę, który podszedł do tematu pasji, hobby może bardziej w sposób taki ultra racjonalny i praktyczny, bo doszedł do takiego momentu w życiu, w którym stwierdził, że potrzebuje jakiegoś hobby i zastanowił się z perspektywy biznesowej, jakie hobby by mu się przydało.

Co to znaczy z biznesowej? Stwierdził, że w pracy ma trudność z koncentracją i uważnością na szczegóły. Wypisał sobie różne potencjalne hobby i zastanowił się, które pomogłoby mu tę koncentrację i uważność na szczegóły wypracować, wyszły mu z tego makiety – takie kolejowe, miast, budynków – zaczął to robić i rewelacyjnie się w tym odnalazł. I mówi, że sprawia mu to przyjemność a jednocześnie właśnie te umiejętności, których brakowało mu w biznesie, podszkolił. Czy to jest dobry trop? Czy to akurat zadziałało w jego przypadku?

Jak mówi stara 56:11 psychoterapia, jak coś działa, to ciężko wmawiać człowiekowi, że nie działa. Niektórzy lubią dawać sobie klapsy podczas seksu i ciężko im powiedzieć, że to jest zły pomysł, bo ich to cieszy. Nie będziemy z nimi dyskutować. Skoro znamy przykład kogoś, komu to zadziałało, to znaczy, że działa. Właściwie ja bym powiedział tak: każdy sposób, który spowoduje, że czegoś spróbujemy jest dobry.

Bez względu na to czy to będzie dobra, chrzanię wszystko, skoczę bez spadochronu a spadochron zmontuję po drodze, czy na przykład pojadę ratować walenie albo opiekować się słonikami w Tanzanii, albo robić właśnie makiety kolejowe i zobaczymy, czy to się przyklei. Bo to nie musi się przykleić, może być tak, że się nie przyklei. Ale jak się przyklei to jest okej. Każdy sposób, który spowoduje, że ja zacznę coś robić, jest dobry. Czy to będzie tabela, czy to będzie raz kozie śmierć, wszystko jedno. Ważne, że ja zaczynam próbować coś robić w tym czasie, żeby zbudować jakieś poczucie sprawczości w swoim życiu.

Czy to jest możliwe, żeby tak wykalkulować, co jest dla mnie dobre? Do pewnego tak, a do pewnego nie, dlatego, że tam wchodzi w grę masa czynników, nad którymi kompletnie nie mamy kontroli. To nie jest też tak, że jak my czegoś potrzebujemy i nam to skompensuje coś, co mamy, czyli możemy wziąć wszystko na rozum, to to jest dobry pomysł. Dlatego, że branie wszystkiego na rozum też – w miarę możliwości, oczywiście, bo to też nie jest tak, że my możemy być w 100% racjonalni, bo nie możemy – ale branie wszystkiego na rozum nie jest dobrym pomysłem.

My możemy sobie mówić na przykład, że najlepiej by było gdybyśmy jedli zdrowo, a najlepiej to gdybyśmy wodą zalewali wiórki dla chomika i to jedli, bo to wtedy jest najlepsze jedzenie. Niestety, nie możemy ludzkości odciągnąć od tego, że jedzenie powinno być też smaczne. I to do takiego poziomu, że my w ogóle jesteśmy tak przywaleni myślą, że jedzenie powinno być pyszne, że zapomnieliśmy, że spora część jedzenia, która jest pyszna, jest już po prostu niezdrowa.

Już na przykład nie mówię o flagowym przykładzie, który jest smaczny i bez sensu: sałata lodowa. Z tej sałaty zdjęto wszystko, co byłoby dla sałaty charakterystyczne. Ona już nawet nie jest gorzka. Ona jest słodka. Natomiast w sałacie lodowej tak bardzo nic nie ma, że już nawet na jedzenie dla królików się nie nadaje. Ona jest smaczna, ale równie dobrze moglibyśmy jej nie jeść. Natomiast oczywiście chrupie i tam dostarcza różnych rzeczy.

My wiemy, że życie pozbawione przyjemności prowadzi do stanów depresyjnych. Nie możemy sobie ich odejmować. Kiedy więc ja sobie tylko rozpiszę w tabeli, czego mi brakuje i spróbuję sobie to skompensować, to to mi się nie przyklei. Musi mi to sprawiać przyjemność, a nie tylko ja czuję, że to jest dla mnie dobre. Jestem głodny i jestem z tego dumny, jestem głodny i jestem z tego dumny . Albo tam, pingwiny to jaskółki, które żarły po 18:00. I ja sobie mogę wmawiać różne rzeczy, ale człowiek potrzebuje jedzenia!

I to smacznego od czasu do czasu. Jedzenie jest zjawiskiem społecznym, ja potrzebuję usiąść ze znajomymi, nażreć się, popić czymś, co jest niezdrowe, jestem gruby, ale szczęśliwy, chrzanić to! Pieprzyć trzustkę. I pcham w siebie co popadnie. Niestety jesteśmy też do tego zbudowani. Rozpisywanie czegoś na tabelce tylko pod tym względem, żeby to było coś, co mnie skompensuje, czego ja nie potrafię jest smutne, ale zakładam, że skoro ten pani znajomy jest tak analityczny, to element przyjemności w tej tabelce zawarł. Czyli chciał, żeby to było miłe. Jest jeszcze jeden element, którego nie jesteśmy świadomi w pasji.

W pasji bardzo ważna jest społeczność ludzi, którzy ją uprawiają

W pasji bardzo ważna jest społeczność ludzi, którzy ją uprawiają. Ona robi bardzo dużą robotę. To inni ludzie zbudują naszą motywację, jak chcemy coś ćwiczyć i być w czymś lepsi, to żeby pracować nad techniką, powinniśmy chodzić na zajęcia indywidualne, ale żeby pracować nad motywacją, powinniśmy to uprawiać z kimś. Jeśli ktoś zaczyna nurkować na przykład, żeby daleko nie szukać. Nurkowanie jest takim sportem, którego integralną część stanowi pomaganie innym. Wszyscy sobie pomagają. Tam jedna osoba nie ogarnie, już nie mówiąc samego procesu zanurzenia i wynurzenia, ale sprawdzenia własnego sprzętu sobie nawzajem.

Tam pomaganie jest tak silnie wbudowane w nurkowanie, że nawet jak komuś się zepsuje samochód, to wszyscy mu pomagają. Kiedyś ludzie sobie naklejali takich nurków. Na trasie jak gdzieś stał samochód z nurkiem, to każdy nurek, który nie miał nawet naklejki to się zatrzymywał bo widział, że nurek potrzebuje pomocy, to była zupełnie inna sytuacja. Ludzie, którzy uprawiają crossfit, jogę, oni wszyscy mają jakieś swoje założenia, z którymi funkcjonują. Dzielą się informacjami dotyczącymi jedzenia, jak żyć, jak z rodziną rozmawiać. Ktoś ma problem – to przyjdź, przynajmniej tak pogadamy. Nie musisz ćwiczyć, ale to sobiew szatni posiedzimy. I ta osoba przychodzi i tak dalej.

I oczywiście, że nie każdy, kto uprawia jogę od razu robi się błogosławiony i jest nenufarem na tafli tybetańskiego jeziora i jest spokojny iw ogóle, ale są lepsze grupy, takie, które nam bardziej pasują i takie, które dla nas są gorsze, bo nam mniej chemicznie pasują. I jak trafimy w taką, która nam pasuje, to w pewnym momencie zaczynamy mieć podejrzenia, że w sumie to wszystko jedno, co byśmy robili. Bo ta grupa jest fajna. Są ludzie, którzy lubią grać na komputerze.

Grają, zakładają słuchawki wieczorem, odcinają się od rodziny, to jest taki czas dla nich i tak dalej. I okazuje się, że dla nich największą pasją nie jest to, co oni literalnie robią w tej grze, bo to to chrzanić, ale mają trójkę takich znajomych, że sobie siedzą, świńskie dowcipy sobie opowiadają, mogą sobie pogadać o takich pierdołach różnych, a jednocześnie tak: są niby w domu, więc w razie gdyby był pożar, to to można rzucić wszystko i wyjść, też się nie męczą i czują, że jest jakiś taki aspekt społeczny tego wszystkiego. Że ja coś z kimś innym porobiłem.

Mamy tendencję do myślenia, że najlepiej by było gdybyśmy się wszyscy kisili w tym samym miejscu, ale prawda jest taka, że przetrwają te związki, które mają osobne grupy znajomych. Czyli nie, że powinienem mieć grupę znajomych ze swoją żoną, ale powinienem mieć grupę takich znajomych, których moja żona nie zna. I moja żona tak samo. Do których ja mogę wyjść i do których moja żona może wyjść. I to jest aspekt pasji, który jest bardzo istotny na który nie zwracamy uwagi. Nie tylko to, co robię, ale z kim.

Czyli można też powiedzieć w drugą stronę, że jeśli szukamy tej pasji, to możemy popatrzeć na to z kim ja się spotykam, z kim wychodzę na piwo czy do kościoła w niedzielę, zastanowić się czy zapytać tych ludzi a co ty robisz w wolnym czasie i podłączyć się, zobaczyć czy mi to również odpowiada.

To jest bardzo dobry trop. To będą zawsze takie osoby, które nas wprowadzą. Z resztą, nierzadko próg wejścia do jakiejś dyscypliny sportu jest progiem kosztownym. Zastanawiamy się gdzie pojechać, co zrobić, sprzęt drogi i tak dalej. Żeby daleko nie szukać i ciągnąć wątek nurkowania. Jak ktoś chce pierwszy raz zanurkować, to wszystko ma za darmo, jak ma znajomych, którzy nurkują. Każdy się podzieli, bo każda osoba ma więcej niż jeden komplet sprzętu albo znajomą wypożyczalnię i wie, skąd to wziąć, zagadać i tak dalej.

Nie trzeba kupić wszystkiego swojego. Nawet piankę jakąś, za przeproszeniem, niesikaną można znaleźć u kogoś a przynajmniej wszyscy mówią, że takie mają i spróbować zanurkować, to nie jest żaden problem. I ci ludzie nas otaczają od razu opieką i czujemy się dobrze. I lubimy być członkiem jakiegoś plemienia. Jak uprawiamy sport albo jesteśmy fanami jakiejś drużyny sportowej to mamy szaliki i tak dalej, to wszyscy swoje emblematy mają i czujemy się dobrze.

Mamy taką grupę, która o nas zadba. Nierzadko myślimy, że to treść czynności jest taka ważna, a jednak być może jak powiedzieliby buddyści, wszystko sprowadza się do pytania, kim ja jestem. A to, kim ja jestem również definiuje się przez to, z kim ja jestem. Z kim ja to robię. Jaki to jest rodzaj ludzi, z którymi przebywam, co jest dla nich ważne. Czy jest ważna dla nich otwartość, czy jest ważna dla nich życzliwość, czy pomaganie sobie, czy zdrowie jest dla nich ważne. Czy systematyczność.

To ci inni ludzie będą powodować, że ja sobie w pewnym momencie zdam sprawę z tego, tak jak w tych koniach na przykład: że ja tak nie pojadę na zawody, olimpiady nie wygram, nic więcej tu już nie zrobię, ale w ogóle to jest fajne. Tak sobie pokicać na tym koniu, w takich sytuacjach czy pojechać w Bieszczady pojeździć na tym koniu, czy pojeździć sobie gdzieś tu w okolicach. Ale generalnie takie, że ognisko, wieczory i śpiewamy o ułanach i jest to pretekst, żeby się napić to w ogóle jest też dobry pomysł.

Cała ta otoczka, że to wszystko pachnie tym koniem i że ma się skórzane rzeczy. Jest wiele takich sportów, w których sprzęt jest mega ładny. Na przykład takie hobby motocyklowe – motocykle są bardzo pięknym sprzętem. Sprzęt nurkowy też jest pięknym sprzętem. Można mieć piękny sprzęt windsurfingowy, jak ktoś uprawia paralotnię, to też są ładne rzeczy. Dużo fajnych rzeczy! Zobacz jaki ja mam, a zobacz, jaki ja mam, to jest ważny element pasji. Nie tylko to, że ja coś robię
w samotności, ale ten cały aspekt estetyczny, który się z tym wiąże.

Chcę pokazać, że tego nie wykminimy wszystkiego na kanapie. Dopiero, jak ktoś w to utonie i zobaczy, co się dzieje i zaczyna robić zdjęcia, o właśnie, te aparaty są takie fajne. A później są nowe, a potem obiektywy, a później się okazuje, że w ogóle optyka w ogóle fotograficzna to jest w ogóle jakiś kosmos, że tam można filtry jeszcze do tego nakładać. A potem jeszcze jest obróbka i można chodzić na kursy, i ci ludzie tam chodzą i widzą jakieś detale i kolory, których normalny człowiek nie widzi.

Tam jest tyle fajnych rzeczy do zrobienia, że ludzie sobie myślą Boże, a ja dopiero teraz to odkryłem. I każda pasja ma takie rzeczy pochowane i do tego się podchodzi i co dwa lata człowiek dochodzi do wniosku a to o to chodzi! a potem dwa lata później dochodzi do wniosku, że to w ogóle nie o to. I potem jeszcze dalej, i jeszcze dalej.

A później przychodzą nowi i można podzielić się tą wiadomością. I w ten sposób ten nasz humanizm się taki elegancki buduje, że stajemy na ramionach tych, którzy kopali przed nami, znajdujemy sobie mistrzów, oni nam mówią, próbują nam wytłumaczyć, o co chodzi, my kiwamy głową, że rozumiemy, a dopiero po trzydziestu latach rozumiemy o co im chodziło i tak dalej. I to jest mega fajne. I to jest doświadczenie, którego nie da się z niczym porównać. Jest to efektem kopania i cierpliwej pracy.

Czy ja dobrze zgaduję, że wśród pańskich pasji, albo może tą główną pasją jest nurkowanie?

Było! Już nie nurkuję, ale było. Miałem dużo takich zajęć, którym poświęcałem dużo czasu i jak zaczynałem i coś mi się kleiło to był amok zupełny. Kiedy moją pasją było nurkowanie, to wszystko było oklejone tym jak się liczy wzory na mieszanki, to w ogóle, amok zupełny. Tak mam z pasjami. Jestem osobą, która wpada głęboko, szybko, bardzo i tak dalej. Już też tego nie robię, teraz staram się właśnie kopać jedną rzecz i dopiero zobaczyć, co się dzieje, ale to pewnie ze starości już się dzieje. Bo to pewnie z wiekiem spada zapotrzebowanie na ryzyko, a rośnie na święty spokój i to głównie dlatego. Nie jest też tak, że uważam, że to jakiś gorszy pomysł.

Nurkowanie było, znaczy wiele z tych rzeczy, ale też mam znajomych, którzy te pasje uprawiają nie literalnie w kontekście czynności, którą robią, tylko całej otoczki, która wokół tego jest. Że można coś wybrać, zastanowić się, planować, zastanowić się jak tam dojechać, gdzie oni chcieliby to zobaczyć. Z kim to w ogóle zrobić, bo przedtem z kimś byli ale chemii nie było, to może teraz z kim innym. Teraz jest nowa osoba, to jest zawsze fajne, bo tej nowej osobie tak się wszystko tłumaczy, opowiada, też się człowiek czuje od tego lepszy. No, to są historie o pasji a nie konkretnie też, że ja w samotności w piwnicy coś dłubię i nikt tego nie widzi.

Zapytałam, bo myślę, że po człowieku to widać, że jak mówi o czymś w pewien sposób, to to jest właśnie jego pasja. Zmienia się głos, widać, po oczach, tam się pojawia dodatkowe światełko. Na tej kanapie już miałam przyjemność rozmowy z kilkoma osobami, które mają niezwykłe pasje i te rozmowy są nacechowane ogromem pozytywnej energii. I tak troszkę odnośnie tego nurkowania…

Tak, bo ja właśnie uważam, że to jest super patent. To jest też bardzo dobra strategia, ulubiona strategia introwertyków. Bo oni zasadniczo mają problem z interakcjami międzyludzkimi, bo ich męczy rozmowa, więc żeby sobie odpocząć można spytać a jaką ty masz pasję? I już się można zdrzemnąć, bo osoba zaczyna opowiadać i wtedy my tak mhm, bardzo to jest… Tak? Ale aż tyle? [chrapanie] a on tam jedzie i opowiada dalej. Rzeczywiście opowiadanie o pasji jest fajne i słuchanie o pasji też.

Myślę, że można to wykorzystać do szukania swojej pasji w sensie, zapytać się kogoś, z kim często przebywam, co jego zdaniem po tym jak ja opowiadam o tym co robiłam w weekend czy w ogóle o swoim życiu, wykorzystać tę osobę jako takie lustro, żeby nam powiedziała, do czego ja się bardziej zapalam a czego może ja na co dzień nie widzę wyraźnie.

To jest straszna koncepcja, bo raczej narracją dominującą w naszych czasach jest to, że to my się znamy najlepiej. A to nie jest do końca prawda. Jest grupa takich pytań, na które sami sobie najlepiej odpowiemy, jeśli chodzi o siebie, ale jest spora grupa pytań, na które potrzebujemy odpowiedzi od innych osób. I często to inne osoby coś zobaczą, zanim my to zobaczymy i dlatego to te inne osoby są tak ważne w naszym życiu. To one widzą bardziej rozwiązania, na przykład, że chłopak nasz coś tam, coś tam. A ona mówi, ty, on cię chyba w ogóle nie kocha. A my mówimy
o kurna, rzeczywiście. Tak opowiadam to już piąty raz a się nawet nad tym w ogóle nie zastanowiłam. I dokładnie tak samo jest z pasją. Ktoś może nam na przykład powiedzieć: ty to jesteś taką osobą, która robi coś… A my wtedy się zastanawiamy, naprawdę?

Uświadamiają nam i my wtedy myślimy sobie, no rzeczywiście. Jest też druga strona tego pytania. Możemy zapytać kogoś, co w tym jest fajne. I ktoś tam na przykład opowiada i pomyślelibyśmy sobie na przykład, że w jodze fajne jest to, że się człowiek wygina i słucha muzyki, która jest bardzo spokojna, a ktoś mówi nie, w ogóle nie! W jodze fajne jest to, że się jeździ. I do takich fajnych miejsc i tam się wyginasz, wiatr wieje, ty się wyginasz. I myślimy sobie Kurna, powyginałbym się
w miejscach, w których nic się nie dzieje. Patrzymy na to samo ale z innej strony, której my, jako laicy w ogóle byśmy nie poświęcili. Albo ktoś mówi o nurkowaniu, że nurkowanie to w ogóle mała część dnia!

To w ogóle siedzisz w bazie, sprzęt sobie oglądasz, tam sobie rozmawiasz. Egipt, Tajlandia, to jest w ogóle mega! Nurkowanie jest mało w tym wszystkim. Albo przy skokach spadochronowych, no ile lecisz? To przecież nie trwa pół dnia. To w ogóle nie chodzi o skakanie! Albo w motocyklach. To nie chodzi o to, żeby gdzieś dojechać: to, gdzie jedziesz, nie ma sensu. To, że w ogóle jedziesz, to jest fajne w motocyklu. Albo jedziesz gdzieś, bo dowiedziałeś się, że gdzieś jest jakaś jedna rura wydechowa i jedziesz tam, i negocjujesz, o nią walczysz, człowiek nie chce się zgodzić. Brzmi jak zabawa!

Z motocyklami mój mąż trochę jeździ i opowiadał mi, że na zloty motocyklowe wielu panów przywozi swoje motocykle na lawecie.

[śmiech] Dokładnie tak, dokładnie tak!

Można by długo o tej pasji, od różnych stron i myślę, że z wielu stron właśnie o tej pasji porozmawialiśmy. Czy jest może jakaś jedna myśl.. Czy można to jakoś spuentować? Jakaś taka najważniejsza rzecz z tej rozmowy, którą pan chciałby, żeby nasi słuchacze, widzowie zapamiętali?

Może myślą będzie taką, że jak ktoś ma wątpliwości bo ma pasję i ma wątpliwości czy ją zostawić czy nie, to że do pasji trzeba się trochę przymusić. Że to jest taka praca, że praca nad własnym charakterem pomaga. I że kopanie głębiej zwłaszcza w pasjach artystycznych. I żeby coś robić inaczej, lepiej, precyzyjniej, nawet jeśli chodzi o bieganie czy takie rzeczy, które się kojarzą ze sportem, żeby ten wysiłek był lepszy i skuteczniejszy. Przeszliśmy też w biznesie, mieliśmy taki projekt, żeby ludzie pracowali dłużej i im dłużej będą pracowali tym będą pracowali lepiej, to my już wiemy, że to jest nieprawda i teraz skracamy czas pracy i próbujemy z niego coraz więcej wyciągnąć. I żeby z pasją zrobić to samo.

Drugą myślą, żeby się zastanawiać jak się poczuję po tym, jak będę uprawiać swoją pasję. Czy mogę teraz obejrzeć dwa odcinki czy pouprawiać pasję i po czym się poczuję lepiej. Czyli trochę wybiegać myślą. To też jest bardzo ważny element dla pasji, o którym warto pamiętać. Że ona nas zostawia w lepszym stanie niż cokolwiek innego. Trzecia rzecz, o której mówiliśmy na końcu, żeby pytać ludzi o ich pasje. Część osób ich nie ma i to nie szkodzi, póki ktoś nie kopie kotków to naprawdę nie ma problemu, niech sobie żyje bez pasji, to nie jest w ogóle gorsza osoba. Mógł nie wylosować takiego układu nerwowego albo po prostu jeszcze tego nie znalazł, nie ma na to wpływu.

Natomiast, jeśli ktoś może o tym poopowiadać, to posłuchać, jak on o tym opowiada i co jest w tym najfajniejsze. I nie, że my musimy tego od razu próbować – ale zobaczyć w ilu rzeczach to nie te najbardziej oczywiste rzeczy są fajne, co nam się wydają. I rozmowy z ludźmi z tej perspektywy są fajne a dla introwertyków są okazją, żeby się zdrzemnąć, to w sumie nieźle działa i żeby ten reflektor w rozmowie, bo my mówimy, że rozmowa jest dobrze przeprowadzona, kiedy reflektor raczej świeci na tę drugą osobę nie na nas, no to wtedy mamy szansę, że ten reflektor naprawdę poświeci nad drugą osobą. Myślę, że to zwiększa szansę, żebyśmy byli porządnymi rozmówcami i porządnymi ludźmi też przy okazji.

Dziękuję serdecznie. Dla mnie ta rozmowa była pełna energii i ja się zawsze po tych rozmowach – nie ważne, na jaki temat rozmawiamy – ale spotykam się z ludźmi, którzy sprawiają, że ta pozytywna energia się kreuje, udziela i jest po prostu fajnie i radośnie.

Tak, tak, życie nie może cały czas tak wyglądać ale od czasu do czasu, zwłaszcza jak ludzie opowiadają o czymś, co lubią, to ta energia się rzeczywiście generuje i jest to jeden ze skuteczniejszych patentów.

I ta pasja w tym bardzo pomaga

Bardzo. No to dziękuję bardzo i dziękuję państwu, że wytrzymaliście.

Dzięki wielkie!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top