Dodatkowe linki:
Więcej o Szymonie znajdziesz tutaj:
Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:
Cześć, Szymon.
Cześć, dzień dobry.
Dzięki wielkie, że tu się pojawiłeś.
Dziękuję za zaproszenie.
Jestem urzeczona, to jest chyba dobre słowo, nazwą Twojego zawodu, którą wyczytałam na LinkedInie: Charity Ultra Runner.
Tak.
I tak sobie zadałam pytanie, gdzie człowiek uczy się takiego zawodu, gdzie nabywa te kompetencje. Ja sobie odpowiedziałam na to pytanie, że w szkole życia.
Tak, tak można powiedzieć.
I ja właśnie o tej szkole życia bym chciała z Tobą dzisiaj porozmawiać.
Dobrze. Bo to jest ciekawe, że powiedziałeś, że to jest nazwa stanowiska, Charity Ultrarunner. Natomiast to jest ciekawa droga.
I nie będziemy cofać się do żłobka, ale do takiego życiowego przedszkola. I przez życiowe przedszkole to mam na myśli taki wiek nastoletni. Jaki był Szymon nastolatek? Co robiłeś, o czym marzyłeś?
Szymon nastolatek, był troszkę taki właśnie zbuntowany. Miał irokeza czerwonego na głowie. Słuchał punk rocka, słuchał też jazzu. Nie chodził na WF, żeby pokazać właśnie tę swoją odmienność, mimo że był taki dosyć mocno sportowy, chodził dużo po górach. Robił takie psikusy mamie, że mówił, że idzie np. do szkoły, a jechał wtedy autobusem do Zakopanego, chodził po Tatrach i wracał mniej więcej w tym samym czasie, jak miał wrócić ze szkoły. Polecam.
Więc taki był i był takim i dalej jest zresztą. Dalej jestem właśnie taki, że chodzę swoimi drogami, które są nieprzetarte i dosyć takie karkołomne.
A jak byś miał nazwać lekcje z tego etapu życia? To jest coś takiego, co gdzieś tam Ci przychodzi do głowy?
Jeżeli to były lekcje w ogóle, właśnie, liczba mnoga, to na pewno takie lekcje, które bardzo mi dużo dały i dają cały czas. To były takie potknięcia, takie jakieś szukanie własnej drogi, tam się w ogóle pojawił buddyzm w pewnym momencie, jakieś medytacje, szukanie odpowiedzi na trudne pytania. Bardzo mi się podobał ten czas, i to jest w sumie też ciekawe, że o tym teraz mówisz, bo ja sobie zacząłem dużo przypominać ze swojego właśnie dzieciństwa ostatnio. Jakby trochę docierać do tego wewnętrznego dziecka, które mam w sobie. I zaczynałem sobie właśnie przypominać ten czas dorastania i jakichś takich co poniektórych śmiesznych historii.
Mówisz o szukaniu odpowiedzi, a czy podzielisz się z nami jakąś odpowiedzią, którą wtedy znalazłeś?
Tak, właściwie dlaczego nie. Odpowiedzi np. szukałem, tzn. zadawałem sobie pytania i zadaję sobie cały czas, kim jestem. Ostatnio w ogóle taka moja dobra znajoma zadała mi pytanie, kim jestem. I do tej pory jeszcze ta odpowiedź do mnie nie przyszła tak bardzo klarownie. Już tam jakieś są podwaliny, natomiast właśnie cały ten proces szukania tej odpowiedzi, kim jestem, zacząłem od tego, żeby się wgłębić znowu właśnie w ten etap takiego dorastania i tego dzieciństwa, co jest bardzo ciekawą taką podróżą.
I wydaje mi się, że sobie odpowiadam, ale nie dam Ci konkretnej teraz odpowiedzi. Bo cały czas to jest jakiś proces po prostu, ale np. cieszę się bardzo z tego, że jestem tutaj, że możemy rozmawiać. Cieszę się, że jestem w tym miejscu, gdzie jestem, że mogę pracować, że mogę biegać i pewnie to jest też spowodowane tym, że taki sobie wybrałem w życiu kierunek.
Wiesz, fajnie, że się podzieliłeś tym pytaniem od koleżanki, kim jesteś, bo to mi przypomniało, że mi ktoś kiedyś też zadał to pytanie. Ja na nie odpowiedziałam i powiem Ci, że byłam nawet dumna ze swojej odpowiedzi, ale to jest temat na inną rozmowę, więc nie dzisiaj, nie dzisiaj, Drodzy Słuchacze i Widzowie.
Mówiłeś o szukaniu, że już na tym etapie pojawiało się szukanie i ja odrobiłam lekcję, prześledziłam twojego LinkedIna i nie tylko…
Ale w ogóle to jest bardzo ciekawe, że prześledziłaś LinkedIna, bo to jest taki mój profil bardzo zaniedbany. W sensie ja tam dawałem jakieś informacje o sobie, jeszcze jak byłem na etapie pracowania w korporacjach, z nadzieją, że ktoś się do mnie zwróci z lukratywną propozycją pracy, co się nie stało jeszcze. Natomiast LinkedIn to jest jakieś archiwum dla mnie takie ciekawe, nieruszone jeszcze. Będę coś musiał zrobić z tym dzisiaj.
Wybrzmiewa z niego, że mniej więcej te cztery, trzy i pół roku, nie, cztery lata temu tak gdzieś z twojego radaru priorytetów spadł, ale do tego czasu, oczywiście to nie było moje jedyne źródło informacji, ale do tego gdzieś 2019 roku sporo tam jest informacji o Twojej drodze i widać w niej szukanie.
Jak przejdziemy z tego etapu przedszkola do tego życiowego szkoły, czyli nazwijmy to szukania czy pierwszych wyborów takich, co robić w życiu, nie wiem, czy na jakie studia iść, potem jaką pracę wybrać, czym się zajmować w tych godzinach od 8 do 16, to tam też widać szukanie.
Tak, tak było, jak najbardziej. Właśnie podejmowanie się pracy, którą inni wykonują, bo skoro inni ją wykonują i są szczęśliwi przez ten mój pryzmat, to na pewno to jest ta dobra droga i to była właśnie praca taka, jak mówisz, od 8 do 16, czy od 9 do 17. Ja tak próbowałem żyć, bardzo chciałem tak żyć, bo bardzo chciałem żyć życiem innych, a wciąż jakby nie zajmowałem się sobą, co mnie doprowadzało do różnych frustracji i stanów takich ciężkich emocjonalnie, bo po prostu nie byłem sobą.
Więc ten czas w tych korporacjach właśnie i podejmowanie się takich prób jakby ustabilizowania kogoś, czyli mnie kto nie jest stabilny, kto musi być w ruchu. Czy ja chciałem się zatrzymać, czyli się właśnie wpisać w te ramy tych ludzi, których uważałem za ludzi sukcesu, czy po prostu moich znajomych, którzy mieli firmy, rodziny, dom, już dzieci itd., a ja cały czas w jakimś dziwnym miejscu, i dlaczego tak się dzieje? Ja chcę być tacy jak oni, bo ja chcę już mieć to w kieszeni. Ale to nie byłem ja, bo moja natura jest inna po prostu. Muszę się ruszać, muszę być w ruchu. Nawet praca, którą wykonuję, jest związana z tym, że podróżuję. Muszę biegać, znaczy, muszę, chcę biegać.
A kiedy właśnie ten ruch w postaci biegania pojawił się w Twoim życiu?
Pierwszy projekt taki, który sobie wymyśliłem, stałem na przystanku tramwajowym w Krakowie i pomyślałem sobie, że chciałbym przebiec Islandię z północy na południe.
I przedtem biegałeś, czy nie?
Tak, tak, tak, biegałem, tak, bo to był taki poważny projekt, to było 620 kilometrów biegu z plecakiem, gdzie miałem namiot, śpiwór, jedzenie, jakiś tam sprzęt nawigacyjny itd., tak że wszystko w zasadzie, taki dobytek na plecach, ale tę decyzję poprzedziło jakby też doświadczenie biegowe, które sobie tam od lat już gromadziłem.
Czyli bieganie było wcześniej, a to było takie pierwsze coś wow, projekt.
Tak, dokładnie. Bieganie było wcześniej, jakby też dużo chodzenia po górach. Moja mama zabierała mnie w góry, jak byłem mały. I czekając na mamę, jakby chcąc też trochę zobaczyć, co robi, gdzie jest, to podbiegałem do niej. I tak się u mnie zaczęło bieganie. To dzięki mamie. A później zaczęło się jakieś tam bieganie po prostu takie, że wychodziłem z domu w trampkach, ze zwykłym zegarkiem, takim ze wskazówkami, żeby po prostu wiedzieć, o który mam wrócić na obiad, który gotowała moja mama. I tak to się zaczęło. Ten ruch mi się bardzo spodobał. I to, jakie emocje się udzielały wtedy, że ja byłem szczęśliwy po prostu. Taki beztroski czas, gdzie samo to przebieranie nogami było takie, kurczę, super.
Moja mama zabierała mnie w góry, jak byłem mały. I czekając na mamę, jakby chcąc też trochę zobaczyć, co robi, gdzie jest, to podbiegałem do niej. I tak się u mnie zaczęło bieganie. To dzięki mamie. A później zaczęło się jakieś tam bieganie po prostu takie, że wychodziłem z domu w trampkach, ze zwykłym zegarkiem, takim ze wskazówkami, żeby po prostu wiedzieć, o który mam wrócić na obiad, który gotowała moja mama. I tak to się zaczęło. Ten ruch mi się bardzo spodobał. I to, jakie emocje się udzielały wtedy, że ja byłem szczęśliwy po prostu. Taki beztroski czas, gdzie samo to przebieranie nogami było takie, kurczę, super.
To wróćmy do tego przystanku.
Dobra. Jestem na przystanku i czekam na tramwaj, jest luty, 2019 rok, tramwaj się spóźnia, a ja sobie tam myślę, bo ja dużo myślę, ja w ogóle dużo też analizuję i tak sobie lubię gdzieś tam wybiegać właśnie myślami.
Ale po co stać i czekać na tramwaj, jak można pobiec?
Ale już kupiłem bilet, więc poczekam. I wtedy tak, ja nie wiem, skąd ten pomysł do mnie przyszedł, żeby przebiec Islandię. Ja w Islandii spędziłem trochę już czasu wcześniej, jeździłem tam do pracy, zostałem tam rok też, żeby zobaczyć, jak się tam żyje. W ogóle chciałem tam, że tak powiem, osiąść, ale życie pokierowało mnie inaczej i chciałem tam wrócić. Miałem taką silną potrzebę powrotu tam, ale żeby to zrobić właśnie na własnych zasadach.
I taką trasę sobie wytyczyłem właśnie od najbardziej wysuniętego punktu na północy do najbardziej wysuniętego punktu na południu. Tam razem wyszło mi 620 km. I ze względu na to, że tak pomyślałem: no zrobiłbym z tego coś więcej niż tylko bieg, powiedzmy taki już czysto sportowy i wtedy wymyśliłem, że pobiegnę to, ten bieg, aby zebrać pieniądze dla chłopca chorego na zanik mięśni. Pomyślałem, że to mi się podoba.
A skąd w ogóle koncepcja, że poprzez bieganie można zebrać pieniądze i komuś pomóc?
Bo jak się nad tym zastanowić, to jeżeli organizujesz taką rzecz, czyli powiedzmy, zbierasz jakichś sponsorów może, nawet wśród znajomych, ale jednak mówisz, że zrobisz coś takiego, to uważam, że to jest bardzo duży potencjał, taki marketingowy, czy właśnie taki, o którym się będzie w jakiś sposób mówiło, że ten koleś biegnie przez Islandię, słyszałeś o tym? To się może fajnie rozprzestrzenić. To się rozprzestrzeniło w taki sposób. Dlatego taka akcja charytatywna, która towarzyszy takiemu wydarzeniu, ma dobrą nośność, że tak powiem.
Okej. Czyli wykorzystałeś tę koncepcję i wciąż wykorzystujesz, że robisz coś, co daje szansę na, mówiąc językiem biznesu, zasięgi, i przy okazji tych zasięgów niesie się ta wartościowa…
Tak, zasięgi i co jest najważniejsze przy tych zasięgach, to że konkretnie to, co się udaje jakby podczas tych biegów zebrać, to są pieniądze. To jest jedna z najważniejszych rzeczy, dlatego że te pieniądze pomagają zakupić sprzęt do rehabilitacji, umożliwić terapię komórkami macierzystymi, wyposażyć te oddziały onkologiczne itd. Tak że ten bieg generuje po prostu i zainteresowanie mediów i na świecie tego, że ten koleś robi taką rzecz, fajnie, i dlatego to jakby pomaga przyciągnąć pieniądze.
Jak przyszedł Ci ten pomysł do głowy i z tym dodatkiem właśnie bardzo ważnym, przez słowo dodatek nie chcę absolutnie umniejszyć, z tym aspektem właśnie dobroczynnym, to pomyślałeś o tym tak jednorazowo, czy to już gdzieś tam od razu poszło w kierunku tego zawodu, Charity Ultra Runner?
Tak, na LinkedIn. Nie wiem, kiedy to wpisałem, muszę to sprawdzić, ale to poszło naturalnie. Tak naturalnie jak oddychanie po prostu, że skoro udało się tę Islandię przebiec, udało się wtedy zebrać tam chyba prawie 22 tys. zł, to dlaczego by nie iść za ciosem.
Zawodowo.
Ja o tym nie myślałem jako zawód, bo ja na tym nie zarabiam też. W czasie tych projektów nie zarabiam z tego tytułu. Zarabiam jakby wokół tego. Podczas jakichś prelekcji, czy jakichś festiwali. Natomiast stricte to nie jest lukratywny zawód. Jeszcze. Natomiast u mnie jest tak, że jeżeli coś ze mną jakby rezonuje, współgra, to ja w to idę. Jeżeli intuicja podpowiada mi, że to jest dobre, to nie jest dobre, to pójdę tam, gdzie po prostu to musi być taki naturalny flow.
Szczególnie w takich już aspektach, że komuś pomagasz. Bo jednak to jest przygotowanie do takiego obiegu i jego realizacja to jest bardzo duży wysiłek fizyczny. I też finansowy, bo trenerzy, fizjoterapeuci, zorganizowanie tej wyprawy, czyli kupienie biletów, opłacenie logistyki na miejscu, to jest bardzo duża operacja, więc jeżeli coś by nie grało takiego właśnie z tym dodatkiem, tak jak właśnie powiedziałaś, to byłby zgrzyt po prostu, mogłoby się coś wysypać.
Właśnie, bo tak w kilku słowach jeszcze opowiadając o tej Islandii, to było ponad 600 km, 11 dni solo, z pełnym bagażem, ze wszystkim, co Ci było potrzebne na plecach?
Tak. Wspaniała przygoda w ogóle. Nie wiem, jakie chcesz mi pytanie zadać, ale ja po prostu chciałem powiedzieć, że to była wspaniała przygoda, bo ja do niej się nie przygotowywałem jakoś tak bardzo skrupulatnie. Po prostu ja sobie to naprawdę wymyśliłem na przystanku w lutym, a w lipcu zacząłem biec.
To te życiowe lekcje z tej przygody musiały jakieś być?
Tak, to był też właśnie ten solowy bieg i bycie właśnie w drodze takim, że jesteś sama ze sobą, nawet jeżeli napotykasz jakieś osoby, jest niesamowitym czasem. To jest czas bez telefonu też. Nawet jeżeli masz kartę, ja wtedy nie miałem karty SIM tej islandzkiej, tylko polską. Jesteś sama ze sobą z tym, wiesz, z przeciwnościami takimi jak wiatr, pył, przeciekający namiot…
Własne ciało…
Własne ciało, które przecież niedomaga. Ale jednak bardzo tęskniłem za tą Islandią wtedy i tęskniłem za nią np. podczas tego biegu w Pakistanie, o którym pewnie będziemy rozmawiać, bo tam byłem cały czas z ludźmi. Oczywiście bez względu na to, że powstawał film i jakby no to była specyfika tego projektu, natomiast miałem taką silną właśnie tęsknotę za byciem samemu w drodze.
A co w tym jest takiego wspaniałego, żeby być samemu w drodze? Podrążę trochę.
Wiesz, co jest wspaniałego? Przebywanie ze sobą. Naprawdę. Jest to równocześnie taka podróż rzeczywiście fizyczna, i gadasz do siebie (co jest, jakie jest), prowadzisz ze sobą niesamowite dysputy. Czyli biegniesz te, powiedzmy, 50 km dziennie, ale też jest to taka podróż w głąb siebie, której rzadko uświadczamy na co dzień. Ja mam taką silną potrzebę wejścia właśnie w swoje emocje, jakieś swoje przeżycia. Lubię je analizować i podczas biegu mam taką możliwość. I właśnie wtedy, kiedy jestem sam w drodze, kiedy nie mam kogoś, do kogo się mogę odezwać, to gadam ze sobą.
Wiesz, co jest wspaniałego? Przebywanie ze sobą. Naprawdę. Jest to równocześnie taka podróż rzeczywiście fizyczna, i gadasz do siebie (co jest, jakie jest), prowadzisz ze sobą niesamowite dysputy. Czyli biegniesz te, powiedzmy, 50 km dziennie, ale też jest to taka podróż w głąb siebie, której rzadko uświadczamy na co dzień. Ja mam taką silną potrzebę wejścia właśnie w swoje emocje, jakieś swoje przeżycia. Lubię je analizować i podczas biegu mam taką możliwość. I właśnie wtedy, kiedy jestem sam w drodze, kiedy nie mam kogoś, do kogo się mogę odezwać, to gadam ze sobą.
Na głos?
Tak.
Ale powiem Ci, że nie jesteś pierwszą osobą na tej kanapie, która gada do siebie. Nie wiem, czy to dla Ciebie dobrze, czy nie…
To dobrze, bo jest nas więcej.
No tak, tak. W tym sensie mówiłeś, że lubisz chodzić własnymi ścieżkami. Ale to jest niewielkie grono, myślę, osób, które gadają do siebie.
Tak, może warto byłoby się spotkać.
Dzięki za tę propozycję, myślę, że pomyślimy. No dobra, więc był ten projekt, Islandia, i później od razu był pomysł na kolejny, prawda?
Tak. On się pojawił jeszcze, jak biegłem przez Islandię. Ja już wtedy chciałem przebiec taką trasę w Tadżykistanie. Pamir Highway. Legendarna trasa, którą zresztą jest przejeżdżana przez rowery, wielu polskich podróżników ją też przemierzyło, ale nikt tego nie przebiegł. Natomiast to był 2020 rok i przyszła pandemia. Granice się zamknęły, nie mogliśmy wyjeżdżać za granicę, też nie wiadomo, co mogłoby się stać, bo to była taka nowa sytuacja. I wtedy ja się nie poddałem i powiedziałem: dobra, to zrobimy bieg w Polsce po prostu. Cudze chwalicie, swego nie znacie.
Więc wymyśliłem taki bardzo szalony, z perspektywy czasu i doświadczenia bardzo głupi pomysł, żeby przebiec Polskę z północy na południe, robiąc 80 km dziennie w sierpniu.
A dlaczego głupi? Bo sierpień? Bo słońce czy bo pod górkę?
Bo ja się do tego źle przygotowałem po prostu. Ja się zajechałem treningami do tego projektu i startując już z Helu, startowałem z kontuzją, z naderwanym mięśniem piszczelowym, co skutkowało tym, że zjadłem bardzo dużo ketonali, byłem taki, wiesz, musiałem być na bardzo silnych środkach przeciwbólowych. Możesz sobie wyobrazić, co się działo. Działo się np. tak, że byłem tak wycieńczony, mdlałem z bólu, jakieś takie historie, ale też było tak, że jak biegłem, to w miarę jeszcze tam reagowałem na jakieś tam bodźce, ale jak przestawałem biec, to traciłem przytomność, więc musiałem biec cały czas. Ale noga już po prostu była w takim stanie, że fizycznie się po prostu musiałem poddać, i bardzo dobrze.
I wtedy była moja ekipa supportowa. Moja wtedy obecna, czyli już była żona, mój przyjaciel i moja siostra. I oni jakby zobaczyli bardzo duży potencjał w tym, co się tam po prostu wokół tego działo, bo też zbieraliśmy tam pieniądze na kolejny cel charytatywny, na Łukasza Datę. Dla Łukasza Daty, który właśnie jest biegaczem po ciężkim wylewie. I nie chcieliśmy tego biegu skończyć po prostu, tylko dlatego, że mnie noga boli. Więc tak się zamieniliśmy tymi rolami w taki sposób, że ja się stałem ich trenerem i tym, kto ich tam motywował i masował itd., i krzyczał. I oni dokończyli ten bieg. I zrobiliśmy ten bieg z Helu do Krakowa razem. Ja jeszcze tę końcówkę na kolejnych ketonalach tam już w Krakowie przebiegłem.
I niesamowita historia, bo z żoną tego Łukasza się spotkaliśmy pierwszy raz na mecie. Bardzo duże wzruszenie. Meta była zorganizowana na dachu takiej hali przy Błoniach Krakowskich, zresztą hali Centrum Sportu dla Niepełnosprawnych. I przepiękne doświadczenie i wtedy to mi tak też właśnie otworzyło taką po prostu jakby jakąś szufladę w umyśle, w mózgu, że po prostu ja bym chciał to robić.
I następnego roku zrobiliśmy wspólnie z tą samą ekipą bieg z Suwałk do Krakowa. Mieliśmy właśnie też ten finał w tym samym miejscu, natomiast we mnie już tam się powoli odzywał ten głos z Islandii, który mówił: solo. Solo, samotnie, Szymon, solo. Po prostu ja się nie do końca dobrze odnajduję w grupie. Ja też trenuję sam. Rzadko dołączam do jakiejś grupy, chyba że to są zawody i jest rywalizacja itd. Natomiast większość treningów, 99% to są treningi samotne. I ten głos zaczął się po prostu wydobywać, żeby zrobić coś znowu solo.
Solo, żeby być samemu ze sobą? Solo, żeby się sprawdzić, czy dam radę bez tego wsparcia, czy jeszcze z innego powodu?
Jak biegniesz sama, to myślisz o sobie tylko. I to jest w takich projektach, takich powiedzmy już coraz bardziej ekstremalnych, branie odpowiedzialności, nawet jeżeli biegniesz ze sobą dorosłą, która odpowiada za siebie, to u mnie tak nie działa. Ja cały czas myślę, czy jej jest okej, czy da radę itd. I bałem się tego po prostu, tej odpowiedzialności. Chciałem znowu wrócić do tego poczucia, że jestem sam na trasie.
A solo, właśnie, to jest sam na trasie. Tak rozróżniasz, że jak jesteś sam na trasie i jest support, z którym raz na jakiś czas się spotykasz, to jest wciąż solo?
Tak, bo przez większość czasu jesteś sama.
Pytam, żeby dobrze rozumieć.
Ale biegi, które zrobiłem samotnie, to jest Islandia i uważam, że Pakistan, mimo że tam cały czas ci ludzie byli obok mnie, ale biegłem sam.
Właśnie, Pakistan. W którym momencie ten konkretny pomysł wykiełkował w twojej głowie?
Na którym przystanku?
Dzięki jakiemu spóźnieniu?
Właśnie, który autobus. Nie pamiętam. Natomiast Pakistan mi się pojawił ze względu na trasę, która przebiega przez Hindukusz, Karakorum i Himalaje. Przez trzy największe łańcuchy górskie na świecie. Jest to droga częściowo szutrowa, częściowo asfaltowa, jak się okazało później. Większość asfaltowa, bo zarówno Chińczycy, jak i Pakistanczycy kładą asfalt, gdzie tylko mogą, żeby oczywiście skomunikować cały region. Natomiast jest to przepiękna droga wśród właśnie tych ośmiu, siedmiu tysięczników. Trudna droga, bo Pakistan we wrześniu to jest wciąż bardzo gorący czas, poniżej 2 tys. metrów to jest temperatura oscylująca wokół 30 stopni, a powyżej 2 tys. do 4200 metrów, to znów ograniczona ilość tlenu.
Ale przepiękne widoki, bardzo ekstremalny bieg, dystans też taki, założyłem sobie tam 1100 km, udało mi się przebiec 820, natomiast super doświadczenie, taka dobra przygoda.
I Ty byłeś pierwszym człowiekiem, który przebiegł tę drogę?
Tak, ja byłem pierwszym człowiekiem, który przebiegł tę drogę i próbowałem to sprawdzać, kto mógł ją przebiec, ale nic nie znalazłem. Po ludziach zresztą w Pakistanie widziałem, że chyba jeszcze tego nikt nie zrobił, bo rowerzystów widzieli, ale białego kolesia, który biegnie i który sprawia wrażenie, że przed czymś ucieka, to raczej nie widzieli. Tego jeszcze tam nie grali.
A to jest dla Ciebie ważne, żeby być tym pierwszym?
Powiem Ci, że tak, bo to nie jest tak, że ja jestem takim wielkim altruistą i robię wszystko dla dobra innych i to mi sprawia największą przyjemność, bo jedną z takich przyjemności jest też dla mnie to, że robię coś po raz pierwszy.
Ale dlaczego? Dla fejmu, tak zapytam wprost, że potem możesz powiedzieć: byłem pierwszy, który (…) czy jestem pierwszy, który (…), czy dla…
Dla samej satysfakcji, dla swojej satysfakcji, bo jakby świat, w którym żyjemy, no już teraz jest mało takich miejsc, gdzie po prostu wiesz, że jeszcze Twoja stopa tam nie postała. Natomiast to bieganie długodystansowe na świecie jest niszowe. Jest mało tych biegaczy, którzy podejmują się takich projektów i dla mnie to jest po prostu satysfakcja, że mi się to udało, może nie cały dystans, ale jednak większość dystansu, że były przeciwności, które mnie składały wielokrotnie, ten upał itd., ale po prostu się nie poddawałem i cisnąłem.
I tak samo nowy projekt, który sobie wymyśliłem, czyli prawie tysięczną trasę w Tadżykistanie, czyli znowu ten Tadżykistan do mnie wraca, też jest taką właśnie rzeczą, którą będę chciał zrobić jako pierwszy. I to mnie jara po prostu. I ze sportowego punktu widzenia to dobrze, że mnie to jara, bo to mnie motywuje do tego, żeby trenować. To tak jak startujesz w maratonie i chcesz mieć ten wynik po prostu na zegarku, fajnie go widać na zegarku, fajnie też pogadać w środowisku. Ja przebiegłem ten maraton na takim czasie. Spoko, ego rośnie, to why not?
Dokładnie, to jest zupełnie inny poziom, ale właśnie też mam taki zegarek, kto coś tam liczy i potem jak wchodzę, patrzę ile ja już tych punktów nastukałam w tej aplikacji…
Właśnie i to jest super, niech liczy.
Dokładnie tak. Duży projekt właśnie, w planie było ponad tysiąc kilometrów, więc też podniosłeś sobie poprzeczkę, jeśli chodzi o ten już nie dodatek, a komponent, bo taki integralny komponent charytatywny. W jakim celu ten bieg się odbył?
Bieg w Pakistanie biegłem dla dwóch fundacji. Dla Fundacji Herosi w Warszawie, dla Oddziału Onkologicznego Instytutu Matki i Dziecka i dla fundacji Indus Hospital w Karachi. I to była super rzecz, bo jeden bieg połączył dwa kraje, Polskę i Pakistan. I te dwa kraje organizowały swoje własne zrzutki, czy tam fundraising, powiedzmy, na cel charytatywny, i ten bieg w Pakistanie pozwolił wygenerować rzeczywiście taką dużą kwotę, bo wspólnie to jest ponad 227 tys., z czego 200 tys. zebrane w Pakistanie, a prawie 30 tys. w Polsce.
I z tego projektu powstał film. Rozumiem, że przed projektem wiedziałeś, taki był plan, że ten film ma powstać, ale czy to było tak, że miałeś konkretny koncept, co to będzie za film, co tam właśnie jakieś były zaplanowane, że na tym odcinku to coś tam?
Nie, Adrian Dmoch zrobił ten film i on to robił jakby ze swoim już konceptem pewnie. Ja nie chciałem się w to mieszać, bo ja miałem zadanie, żeby biec. Ale wszystko powstawało jakby na bieżąco. Nie było tak, że a, to pobiegnij jeszcze raz albo coś takiego, tylko wszystko było jakby na bieżąco robione.
Trochę głośniej musisz posapać.
Tak, tak, tak. Głośniej oddychaj, głośniej! Nie, nie, to wszystko było jakby robione na żywca, że tak powiem. Spotykaliśmy się co 5, czasami co 10 km i albo nagrywał ze mną jakieś setki właśnie, albo gdzieś mnie po prostu łapał teleobiektywem gdzieś tam sobie biegłem.
W tym projekcie, w tym filmie mówisz o sobie, nie tylko o…
No, o czym ja tu mówię?
Nie tylko o tej drodze, o tym, gdzie jesteś. O sobie mam na myśli, no, o dzieciństwie, o relacjach, o emocjach, o wnętrzu.
Dziwne, nie?
Ciekawe, ciekawe bardzo. I to, co było też dla mnie takie ciekawe, to że, no właśnie, mówiłam o tym, że słuchałam podcastów, czytałam wywiady z Tobą, na przestrzeni tych nie tak wielu lat, ale jednak już paru dobrych lat, i w tych pierwszych właśnie podcastach, wywiadach to więcej jest takich informacji technicznych o tym biegu, o odległości, liczba dni, jak się przygotować. I w tym filmie, którego nie widziałam, to się przyznam, ale czytałam o nim i rozmawiałam z ludźmi, którzy go widzieli, rozumiem, że właśnie wchodzisz też tak w środek siebie, tak to nazwijmy.
Tak, tak. Zaczynam tam drążyć siebie.
I dla mnie to też tak trochę pokazuje Twoją drogę – ja sobie dopowiadam, ale chciałabym, żebyś do tego mojego dopowiedzenia tutaj swoją perspektywę przedstawił – że no właśnie, ta droga biegowa pozwoliła Ci już trochę tych odpowiedzi odkryć, dojść do tego, co Cię tam uwiera, co sprawiało, że szukasz, a może też odpowiedzieć sobie, że Ty chcesz nadal szukać, że właśnie tak jak fajnie powiedziałaś, że Ty chcesz się ruszać, że Ty nie jesteś człowiekiem, który gdzieś tam usiądzie i będzie siedział. I też droga taka, która pozwoliła Ci po pierwsze to dostrzec, nazwać, a po drugie powiedzieć, właśnie powiedzieć o tym przed kamerą.
Tak, nie będę Państwu spoilerował, ale rzeczywiście pada tam parę takich zdań, które wypowiadam, które są wynikiem tego, że ja sobie tam po prostu dużo rzeczy, tak powiem, kminię. I to nie jest tylko ze względu na bieg, ale ze względu po prostu też na to, że miałem wczoraj urodziny i że już mam 35 lat, no i po prostu fajnie też właśnie ten bieg, czy tę podróż teraz właśnie odbyć do siebie, że tak powiem.
I wydaje mi się, że ten bieg, a tak jak mówisz o tych podcastach, to ja wtedy nie miałem takiego dostępu do siebie. Więc jakbyś zrobiła ze mną podcast np. dwa lata temu, to ja bym Ci właśnie mówił, a to wiesz, biegłem, było tyle i tyle kilometrów, takie przewyższenia, ja się fajnie czułem albo się niefajnie czułem itd. I nie miałem dostępu do takich emocji, do których mam teraz dostęp, albo do których dostałem dostęp i jeszcze nie za bardzo wszystko wiem. Natomiast teraz o tym bieganiu też mówię inaczej, niż mówiłem wcześniej. To jest fajne. To jest naprawdę fajne. I bardzo dla mnie ciekawe.
Tak, ja sobie no nie wiem, od kuchni tutaj właśnie zdradzę, że tu sobie napisałam, że taki temat przewodni tej naszej rozmowy, to bym chciała, żeby to było bieganie jako taka transformacja, odkrywanie siebie, może czasem zmiana też siebie, bo to odkrywanie pozwala nam zrozumieć i szczególnie dostrzec te kamienie w butach i zmienić to, żeby tych kamieni się pozbyć, wyrzucić je, zmienić buty, jeśli są niewygodne.
Tak. I też wydaje mi się, że w tym bieganiu i w tej całej aktywności ważne jest to, żeby mniej uciekać od siebie, od problemów, z którymi się mierzymy, a żeby ten bieg też był jakąś taką formą autoterapii. Oczywiście, jeżeli się pojawi tam jeszcze aspekt pomocy psychologicznej przez terapeutę, super, jeżeli tego oczywiście potrzebujesz. Ale żeby bieg sam w sobie nie był ucieczką, tylko właśnie bardziej taką podróżą w głąb siebie. I wtedy wydaje mi się, że to jest okej.
I też wydaje mi się, że w tym bieganiu i w tej całej aktywności ważne jest to, żeby mniej uciekać od siebie, od problemów, z którymi się mierzymy, a żeby ten bieg też był jakąś taką formą autoterapii. Oczywiście, jeżeli się pojawi tam jeszcze aspekt pomocy psychologicznej przez terapeutę, super, jeżeli tego oczywiście potrzebujesz. Ale żeby bieg sam w sobie nie był ucieczką, tylko właśnie bardziej taką podróżą w głąb siebie. I wtedy wydaje mi się, że to jest okej.
Jaką rolę w tym biegu gra cel. Mam na myśli od takiej strony pokonywania kryzysów różnych, motywacji, bo to jest ekstremalny wysiłek. Skupiając się na tych aspektach takich trochę bardziej emocjonalnych, psychologicznych, nie mówimy o tym, że to jest przeogromny wysiłek z uwagi na wysokość, na klimat, na temperaturę. A jak jest wysiłek ogromny, no to są ogromne kryzysy. I teraz, czy fakt, że biegniesz dla siebie, wiadomo, ale też dla kogoś, jakoś wymiernie pomaga w tym, żeby się zmobilizować i z tych różnych kryzysów dołków podnosić?
Zdecydowanie. Na pewno to działa dobrze motywacyjnie. Bo jeżeli pomyślisz o tym, że rzeczywiście podejmujesz takie rzeczy, żeby ją zrobić jako pierwsza osoba, czy nie jako pierwsza osoba, ale w ogóle, to świadomość tego, że robisz to dla kogoś, dla mnie na przykład, jest bardzo motywująca. Że w momencie, kiedy nadchodzi kryzys, bo jest, nie wiem, hipergorąco, albo rzeczywiście boli Cię noga, To świadomość tego, że te dzieciaki z oddziałów onkologicznych, które przechodzą przez naprawdę piekło i przez taką fizyczną walkę, dla mnie było taką silną motywacją do tego, żeby się nie poddać.
I w tym filmie ten aspekt jest dobrze pokazany przez to, że ja dostawałem od Adriana na telefonie takie nagrania od tych dzieciaków. Offline, tam już zrobione właśnie i z Polski i z Pakistanu. I dostawałem je w różnych momentach tego biegu. I to działało na mnie, mimo że ja nie zawsze pokazywałem emocje, bo w biegu, jak jesteś, to nie jest tak do końca czas taki, że masz takie egzystencjalne przemyślenia. Ja mam takie myślenie w czasie biegu, bo ja myślę o tym, żeby się nie wywalić, po pierwsze, bo jak się wywalę, to nie mam dublera, myślę o też tych właśnie statystykach na zegarku, czy nie mam za wysokiego tętna, jakie mam tempo itd., i nie mogę za bardzo myśleć o wielu rzeczach, których bym chciał, bo po prostu się wytrącę z równowagi.
Natomiast jak już dostawałem te filmy, to było najczęściej, jak się zatrzymywałem. Więc dostawałem jakiś taki urywek zewnętrznego świata, dla którego walczę i mimo że nie wzruszałem się itd., to to mi tak zapadało gdzieś tam wewnątrz po prostu. I oczywiście I jak dobiegłem na tzw. metę tego biegu, to się rozbeczałem jak małe dziecko, bo już wiedziałem, że po pierwsze nie muszę biec, już nie muszę się martwić o to, czy tam się gdzieś nie wywalę i to był koniec tego biegu. To tak jak taka fala tsunami, która po prostu idzie przez cały horyzont i tak na nią patrzysz i wiesz, że ona jeszcze nie przyjdzie, cofa się cała ta linia i dostajesz wtedy taki, wiesz, pocisk.
Ona Cię wtedy zmiotła, czy ona Cię ominęła?
O nie, nie, ona mnie zmiotła, emocjonalnie mnie tam zmiotło troszeczkę, fizycznie mnie to zmiotło też, bo już byłem na skraju wycieńczenia, ale te wszystkie emocje właśnie, które się tak ciągnęły za mną, przez tę całą drogę, które tak za mną gdzieś tam sobie kroczyły, wreszcie mnie dopadły. Rozpłakałem się i zawsze płaczę na koniec filmów i na swoich projektach. Bo tak to nie płakusiam.
A powiedz ten aspekt właśnie 810 km vs plan 1000. To robi dla Ciebie?
Nie.
Jakie to ma znaczenie?
Żadne. Tak naprawdę jedynie żałuję… Kurczę, czy ja żałuję tego? Nie żałuję. Serio to nie żałuję, że mi się nie udało. Trudno, żyje się dalej, biegnie się dalej. Nie wrócę tam do tego Pakistanu po to, żeby przebiec tę końcówkę, bo po prostu nie. I tyle. Wyciągnąłem sobie lekcję z tego biegu, popełniłem bardzo podstawowy błąd, który jak patrzysz na to z zewnątrz, to myślisz sobie: Boże, co za głupek. Ja też tak myślę: Boże, co za głupek. Bo napiłem się wody z wodospadu, okazało się, że to jest woda jakaś tam z wioski, szambo, no i mi to rozwaliło żołądek. A wiesz, 200 m dalej było źródło, gdzie się można było napić. No przecież to jakiś, wiesz, głupek, nie? Ale tak się stało.
Nie da się przeżyć życia bez takich błędów.
Tak, tak, właśnie. Ale nie róbcie tego.
Z tego konkretnego wodospadu nie pijcie.
Nie pijcie. To było około Astor, takiej wioski. I to mnie zmiotło, ale jeszcze na tym zatruciu przebiegłem około 150 km i padłem po prostu. No i trudno, tam nie zrobiłem tych tysiąca czy tysiąca stu. I spoko.
Co dalej?
Dalej? We wrześniu chcę polecieć do Tadżykistanu, czyli w tym roku chcę polecieć do Tadżykistanu, chcę zrobić tam bieg częścią Pamir Highway i pięknej doliny rzeki Bartang. Chcę to zrobić właśnie samotnie. Chcę też, żeby pojechała ze mną ekipa filmowa, tym razem reżyser Piotr Pawlus i scenarzysta Filip Syczyński, z którym współpracujemy teraz od grudnia. I składamy to w taką całość, żeby to też jakby przedstawić telewizjom, czy też producentom, bo chciałbym, żeby powstało coś takiego fajnego z tego.
Cel już jest, ten cel mam na myśli, komponent dobroczynny.
Tak, ten komponent będzie współorganizowany z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej, Fundacją PCPM, z którą współpracowałem jeszcze kiedyś, jeżdżąc z pomocą humanitarną do Ukrainy. I wymyśliliśmy sobie właśnie taki cel, żeby pomóc szpitalom zarówno w Afganistanie, jak i w Tadżykistanie. Tam jest taka fundacja Aga Ghan duża i będę chciał po prostu zrobić taką bardzo prostą zrzutkę tutaj w Polsce na wyposażenie szpitali. Na taki najbardziej podstawowy sprzęt. Żeby to nie była jakaś taka kosmiczna kwota, tylko taka rzeczywiście, która może pomóc.
A masz w planie coś takiego tylko dla siebie, bez żadnego komponentu?
Tak, chciałbym bardzo pojechać na wakacje sam albo ze znajomymi, ale chyba jednak sam. Chciałbym polecieć do Rzymu, bo tam jeszcze nie byłem. I mówię o tym Rzymie już chyba dwa lata i tam polecę sobie na parę dni.
Jest data konkretna?
Nie, oczywiście, że nie, ale chciałbym, żeby to było jakoś w kwietniu przynajmniej, albo może w maju.
W tym roku?
W tym roku chciałbym pojechać. Na trzy dni do Rzymu chciałbym pojechać bez biegania.
W tym roku, w kwietniu, najpóźniej w maju, Szymon tutaj się zobowiązał, że zrobi coś dla siebie.
Tak.
Słuchaj, przedostatnie pytanie. A nie, właściwie pytanie to ostatnie, a ja jeszcze coś bym chciała powiedzieć na koniec. Bo pytanie do Ciebie brzmi: co byś chciał powiedzieć na koniec? Co byś chciał powiedzieć na koniec w kontekście takim, że gdyby jedna myśl została w ludziach po naszej rozmowie, to co by to było?
Jedna myśl, którą chciałbym zostawić, to jest taka, że wystarczy zrobić pierwszy krok i, mimo że ten pierwszy krok jest najtrudniejszy, to nie ma co o nim myśleć, tylko po prostu trzeba go zrobić. Tak jak dzisiaj zaczęliśmy podcast, po prostu on się zaczął. Czasami bardzo dobre pomysły przychodzą na przystankach tramwajowych. Realizujmy je. I chciałbym też zostawić taką myśl, że nie musimy robić turbo kosmicznej rzeczy, żeby komuś pomóc, ale myślenie o drugim człowieku jest ważne. O tym, żebyśmy nie myśleli tylko i wyłącznie o sobie, tylko rzeczywiście starali się poszerzyć tę naszą wizję o też inne osoby, które potrzebują może pomocy i nie musimy robić projektów w Pakistanie. Ja je zrobię. Ale możemy zrobić coś może w swoim zakresie dla innych i to jest super.
My możemy np. wpłacić kasę na tę zrzutkę, która będzie pod Twój projekt.
Tak, możemy wpłacić pieniądze na zrzutkę, którą uruchomię. Możemy też jeszcze cały czas pomagać Fundacji Herosi. Można wpisać w Google zostań herosem i tam nawet się dorzucić złotówką i wspomóc dzieciaki. To jest super. Albo możemy zrobić jakiś ekstremalny projekt na końcu świata.
Szymon, bardzo Ci dziękuję za rozmowę.
Dziękuję bardzo. Było super!
Cieszę się bardzo. Trzymam kciuki za Twoje wszelkie projekty, w szczególności ten kwietniowo-majowy, bo myślę, że o takich się najłatwiej zapomina, jak masz w głowie właśnie gdzieś tam takie większe, więc tutaj szczególnie życzę Ci właśnie z okazji urodzin tego, żebyś się świętował sam ze sobą w takiej formie, jak lubisz już niedługo.
Dobrze, dziękuję bardzo.