NM 16: Realizacja marzeń wymaga wytrwałości. Rozmowa z Aleksandrą Dynaś

  • 00:44:02
  • 05 maja, 2020
  • 60,7MB

Realizacja marzeń wymaga wytrwałości i chyba każdy z nas o tym wie. W tym odcinku rozmawiam z Aleksandrą Dynaś – Polką, mieszkającą obecnie w Barcelonie. Ola zajmuje się fotografią reportażową i – jak sama mówi – opowiada historie ludzi, których głos jest zbyt cichy, by można go było usłyszeć. Dla mnie jest to niesamowicie inspirujące stwierdzenie i z ciekawością dopytywałam ją, w jaki sposób dotarła do miejsca, w którym jest teraz.

Ola jest słuchaczką podcastu, która napisała do mnie pewnego dnia z informacją, że chciałaby wystąpić w podcaście. Okazało się, że jej historia jest tak ciekawa i inspirująca, że bez cienia wątpliwości ustaliłam z nią termin i zaprosiłam na nagranie.

Serdecznie zapraszam Cię do wysłuchania tej rozmowy.

W odcinku „Realizacja marzeń wymaga wytrwałości” razem z Aleksandrą Dynaś rozmawiamy o tym:

  • Dlaczego przeprowadziła się z Sosnowca do Barcelony;
  • skąd wzięła się w jej życiu fotografia;
  • jak łączyła nową pasję z pracą w korporacji;
  • dlaczego rzuciła pracę w korporacji i jak wyglądał ten proces;
  • na czym się skupia jako fotograf i jaki ma w tym cel;
  • jak wybiera projekty, którymi się zajmuje;
  • jak korzysta z pomocy miejscowych w trakcie podróży,
  • czym zajmuje się poza tworzeniem reportaży;
  • jakie ma rady dla osób chcących spełniać marzenia?

 

Wytrwałość i zaangażowanie są niezbędne do spełniania marzeń. Potwierdzają to także historia i doświadczenia Oli, która nie tylko spotykała się licznymi odmowami, ale i wytrwale dążyła do realizacji projektów zgodnych z jej misją.

Jak sama twierdzi, nie chodzi tylko o dążenie do wielkich idei i inspirowanie się przyszłymi osiągnięciami, ale pogodzenie się z konsekwencjami tej drogi. Pracą po 14 godzin dziennie, licznymi wyrzeczeniami i wielką niepewnością, którą zawsze spotykamy przed furtką do tego nowego świata.

Mam nadzieję, że ta rozmowa była dla Ciebie inspiracją do przemyśleń, a przede wszystkim do działania.

Do usłyszenia w kolejnym odcinku!

Osoby i miejsca wspomniane w rozmowie:

Więcej o Aleksandrze Dynaś znajdziesz tutaj:

 

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

Przeczytaj transkrypcję podcastu:

Cześć, Ola! Bardzo się cieszę, że mamy możliwość rozmowy. Tak, jak cię zapowiadałam, jesteś takim wyjątkowym gościem. W tym sensie, że jesteś słuchaczką podcastu, która do mnie napisała! To była dla mnie świetna sprawa. To jest bardzo miłe jak ktoś, kto cię słucha, napisze do ciebie — w szczególności, jak pisze miłe słowa, jak zrobiłaś to ty.

Ola — ty masz za sobą bardzo ciekawą drogę, przed sobą niewątpliwie też. Chciałabym, żebyś o tej drodze opowiedziała — myślę, że warto zacząć od początku, czyli od Sosnowca. Troszeczkę się cofniemy w czasie. Opowiedz jak to było w Sosnowcu i jak to się stało, że dzisiaj jesteś w Barcelonie!

To rzeczywiście długa droga, bo to jest 30 lat życia, ale postaram się to streścić, jak mogę! [śmiech]

Jestem z Sosnowca, ze Śląska. Niektórzy mówią, że z Zagłębia — tutaj jest problem, Katowice, Sosnowiec to zawsze istnieje. Urodziłam się w Sosnowcu. Tam mieszkałam do 18 roku życia, kiedy musiałam się wybrać na studia, na które się wybrałam do Wrocławia.

Z Sosnowcem mam więc związane super wspomnienia. Wiadomo — całe dzieciństwo, szkoła, liceum — to zawsze będzie mój dom. Jestem osobą, która uwielbia podróżować i podróżuje od dawna samotnie, czy wcześniej z rodzicami, to stwierdziłam, że na te studia trzeba się wybrać jak najdalej od domu.

Mówią, że studia to fajnie wyjechać, wolność, wreszcie będzie można być odpowiedzialnym, mieszkać samemu. Stwierdziłam, że spróbuję wyjechać jak najdalej.

Dostałam się do paru szkół i pojechałam do Wrocławia — studiowałam tam ekonomię, stosunki międzynarodowe na Wydziale Ekonomicznym. Siedziałam we Wrocławiu parę lat, po drodze byłam na Erasmusie w Portugalii przez pół roku. Do Barcelony trafiłam właściwie trochę przez przypadek, trochę za miłością, jak to często bywa — mój chłopak był z Barcelony. Poznaliśmy jak miałam 16 lat, więc jak byłam dosyć młoda. Poznaliśmy się w Hiszpanii, byłam na wakacjach, gdzie on miał wakacyjną pracę.

Zakochałam się w Barcelonie, bo tu mieszkał. Często tu przyjeżdżałam, miałam już znajomych, znałam miasto, w Polsce uczyłam się hiszpańskiego, więc już trochę po hiszpańsku mówiłam. Poza tym, w międzyczasie jeszcze byłam na południu Hiszpanii, pod Malagą na kursie językowym przez półtora miesiąca. Zawsze więc z Hiszpanią byłam związana.

Z chłopakiem w końcu zerwaliśmy — to była miłość na odległość, więc ona jest ciężka, ale prawie dwa lata byliśmy razem, więc na siedemnastoletnią dziewczynę, to i tak całkiem długo to przetrwało!

Później, jak skończyłam we Wrocławiu studia, chciałam wyjechać gdzieś na magisterkę. W międzyczasie dużo podróżowałam i nie chciałam siedzieć w Polsce. Tak się złożyło, że skoro znałam Barcelonę i miałam tam znajomych i łatwiej mi tam było pojechać, ponieważ uwielbiam Hiszpanię i hiszpański, stwierdziłam, że wyjadę tam na studia.

Dostałam się na kierunek typowo finansowy — to studiowałam wcześniej, więc chciałam, żeby było podobnie. Studiowałam na Uniwersytecie w Barcelonie przez rok — tam studia magisterskie tyle trwają.

I zostałam! Tak to się mniej więcej wydarzyło.

I po studiach kontynuowałaś tę drogę ekonomiczną? Rozpoczęłaś pracę w zawodzie finansisty i w korporacjach finansowych. Kilka lat, jak rozumiem właśnie, w takich miejscach pracy spędziłaś i nagle pojawiła się… No właśnie, zaraz mi powiesz, czy nagle czy nie: fotografia!

Nagle, nie nagle. U mnie wiele rzeczy w życiu się dzieje z przypadku. Po prostu się dzieją. Może powinnam więcej planować, tego się uczyłam po drodze. Wcześniej nie planowałam za dużo, po prostu działo się.

Jeszcze po drodze, jak przyjechałam do Hiszpanii, ponieważ tu pracowałam — pracowałam w wielu miejscach, począwszy od barów, po banki, po sklepy, polską ambasadę.

Wyjechałam po drodze jeszcze do Chile, na prawie rok. Tam właśnie pracowałam w polskiej ambasadzie. To też był przypadek. Dostałam się do paru krajów, jednak skończyłam w ambasadzie, ale później wróciłam do Europy. Dalej siedziałam w tych finansach. Pracowałam tutaj w różnych miejscach, a właściwie w ambasadzie byłam przed magistrem — dokładnie nie pamiętam. Niektóre rzeczy się zacierają!

Po drodze pracowałam jeszcze w korporacji w Krakowie. Po paru latach siedzenia w finansach — jestem osobą, która jest bardzo otwarta, uwielbiam podróżować.

Moi rodzice wpadli na pomysł, żeby w wieku sześciu lat wysłać mnie na trzytygodniowy obóz w Polsce. Stwierdzili, że sobie poradzę — pojechałam więc sama, jako sześciolatka, na trzy tygodnie!

Podróże zawsze były ze mną związane. Fotografia nigdy. Moi rodzice nie są prawnikami, nie mają nic związane z fotografią. Po paru latach w korporacji, w finansach zdałam sobie sprawę, że nie bardzo tu pasuję. W typowy wzorzec osoby z korporacji, siedzącej przy biurku na swoim miejscu przez osiem godzin. Stwierdziłam, żeby coś robić kreatywnego — chciałam mieć jakieś hobby, oprócz podróży, bo tego nie mogłam robić, gdyż musiałam pracować.

Zaczęłam z fotografią na własną rękę, uczyłam się, kupiłam pierwszy aparat, który znalazłam z drugiej ręki. Tak zaczęła się moja przygoda z fotografią.

Jak to było — fotografia to była pierwsza rzecz, która przyszła ci do głowy jak poczułaś, że potrzebujesz czegoś bardziej kreatywnego czy jednak podeszłaś do tego tak, że wypisałaś sobie: fotografia, może taniec, może szycie… Muzyka? Przeanalizowałaś te różne możliwości i wybrałaś fotografię?

Tańczyłam kiedyś, zajmowałam się tańcem towarzyskim, dawno temu. Uwielbiam tańczyć do dzisiaj. Prawdopodobnie, gdybym nie zrezygnowała z tego za szybko, to prawdopodobnie zostałabym tancerką. Uwielbiam tańczyć, chodziłam na kursy, uczestniczyłam w zawodach, więc z tańcem byłam zawsze związana. Po jakimś czasie stwierdziłam, że już to próbowałam i w tym momencie życia nie chciałam do tego wracać. Już było późno.

Nie — nie wypisałam nigdy niczego na kartce. Zawsze lubiłam zdjęcia. Nigdy nie byłam świetnym fotografem. Może są ludzie, którzy od zawsze robią dobre zdjęcia. Nigdy nie robiłam — zawsze miałam palec na środku zdjęcia, bo zawsze go gdzieś włożyłam w obiektyw. Wszyscy mówili, jakie ty masz beznadziejne zdjęcia, jak można tak zdjęcie zrobić?!

To może na przekór ta fotografia się pojawiła? [śmiech]

W moim życiu dużo rzeczy dzieje się na przekór. Tak ostatnio do tego doszłam!

Nie byłam dobrym fotografem, ale zawsze lubiłam oglądać zdjęcia. Zawsze wolałam obejrzeć zdjęcie niż pejzaże, rzeźby, malarstwo. Nie umiem śpiewać, śpiewam fatalnie, więc też nie bardzo mogłam zabrać się za piosenkę i bycie piosenkarką. Po prostu stwierdziłam, że lubię oglądać zdjęcia — zawsze coś mnie ciągnęło do tej fotografii i stwierdziłam, że może po prostu kupię aparat i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Tak to się stało.

Dobrze, kupiłaś aparat, ale wiem, że później, wcześniej pojawiły się studia fotograficzne, więc podeszłaś do tego na poważnie. Kiedy te studia się pojawiły?

Studia pojawiły się po tym, jak już kupiłam ten aparat, jak już trochę na tym posiedziałam. Tak jak mówiłam — zaczęłam uczyć się sama, poczytałam w Internecie. Głównie praktycznie — chodziłam z tym aparatem. Wszystkie zdjęcia albo były prześwietlone, albo ciemne, bo oczywiście chciałam nauczyć się tego zwykłego — nie automatycznie, tylko sama decydować o tych zdjęciach.

Po jakimś czasie spotkałam fajnego kolegę, tutaj w Barcelonie jest taki fotograf, Polak. Prowadzi różne, meetingowe grupy z fotografii. Często tam chodziłam, uczyłam się z innymi, zrobiłam małe kursy. Jak zaczęłam robić te zdjęcia i pochodziłam na różne kursy — fotografii podróżniczej, kursy dziennikarstwa fotograficznego, kursy portretu — w Barcelonie są różne miejsca, gdzie można się tego bardzo tanio nauczyć. To może być związane trochę z moją osobowością, że doszłam do wniosku, że to, co mnie najbardziej pociąga w fotografii, to jest wszystko, co jest związane z dziennikarstwem fotograficznym. Czyli reportażem. Opowiadaniem historii innych ludzi.

Stwierdziłam, że skoro już się za to wzięłam, to chciałabym robić to na poważnie. W Barcelonie jest parę dobrych szkół — jedne droższe, inne tańsze, ale stwierdziłam, że to nie będzie taki zwykły kurs w jakimś Domu Kultury, tylko chcę zrobić coś takiego naprawdę poważnego.

I rzeczywiście — zapisałam się na te studia. W Polsce nazywałoby się to podyplomowe studia. Poszłam do szkoły — to jest najstarsza szkoła fotografii w Barcelonie. Miałam już jakąś podstawę, dwadzieścia parę lat, stwierdziłam, że nie będę się wplątywać w całe trzy lata fotografii, które oferowała ta szkoła, tylko poszłam od razu na kurs fotografii dziennikarskiej, który trwał dziewięć miesięcy. To był bardzo specjalistyczny kurs na dany temat, nie była to już fotografia ogólna, jak normalne studia.

Rozumiem, że cały czas pracowałaś?

Tak. Kurs robiłam popołudniami. Nie był codziennie, dwa, może trzy razy w tygodniu. Pracowałam cały czas — mimo wszystko, musiałam za coś żyć!

W którymś momencie zrezygnował z pracy rozumianej jako praca na etacie, w korporacji. Jak rozumiem, dziś jesteś fotoreporterem, dziennikarzem fotograficznym. Jak się przedstawiasz?

Szczerze mówiąc, ciężko czasem mi się przedstawiać, bo jestem różnymi osobami na raz — czasami mam takie wrażenie. Jeśli miałabym się przedstawić, to powiedziałabym… Nie wiem, czy do końca jestem dziennikarzem. Staram się opowiadać historie ludzi w miejscach, do których jeżdżę. Pokazywać inne życie, opowiadać historie, które mnie poruszają i które uważam za warte opowiedzenia.

Nie wiem, czy to jest jako dziennikarstwo fotograficzne — może bardziej reportaż. Może bardziej nazwałabym się fotografem dokumentalnym. Dokumentuję kawałek życia kogoś, gdzieś, opowiadając jakąś historię. Tak to ujmę najlepiej.

Początkowo to była twoja pasja i ta pasja stała się zawodem i sposobem na utrzymanie? Tak to dziś wygląda?

Częściowo tak to wygląda! Niestety, negatywna strona fotografii jest taka, że z niej jest bardzo ciężko żyć. Przynajmniej z tej reportażowej — jeśli chodzi o modę, może jest łatwiej, komercyjna fotografia może jest łatwiejsza niż reportażowa. Sama robię różne rzeczy, nie tylko pracowałam w startupie, robiłam wiele rzeczy naraz. Pracowałam jako fotograf — część które dawały mi część pieniędzy na życie i pracowałam w firmie, która zajmowała się rozwijaniem startupów — częściowo, na pół etatu, żeby mieć dodatkowo jakieś pieniądze i z tego wszystkiego dalej ciągnąć fotografię i być lepszym. Miałam nadzieję, że to mi pomoże po prostu pewnego dnia zająć się tą fotografią na pełen etat. Tą, która chciałam — nie chciałam robić tej komercyjnej fotografii. Chciałam typowo robić reportaż.

Na jakim etapie jesteś dzisiaj? Jesteś już w tym momencie, że zajmujesz się fotografią reporterską w pełni? Czy jeszcze gdzieś łączysz to z pracą, częściowo na etacie?

Może powiem też, dlaczego tak o to pytam: Zależy mi na tym, żeby słuchacze naszego podcastu, podcastu Napędzani Marzeniami, żeby pokazywać im drogę, którą ludzie przechodzą, właśnie w pogoni za swoimi marzeniami. Myślę, że to jest szczególnie cenne, usłyszeć z jakimi trudnościami, wyzwaniami ludzie się mierzą i jak sobie z nimi radzą. Stąd właśnie dociekam, na którym etapie tej drogi jesteś. W którym etapie odważyłaś się, co sprawiło, że zrezygnowałaś z takiego stuprocentowego etatu i poszłaś w kierunku zarabiania na swojej pasji?

Mam taką już bardziej profesjonalną — czyli rzeczywiście gdzieś już zarabiam z fotografii pieniądze. Jak zaczęłam, miałam 24 lata — wtedy zaczęłam się jej uczyć. Powiedzmy, po paru latach, może dwóch, dorobiłam od czasu do czasu. Nie full-time. Zaczęłam gdzieś potem zarabiać, miałam 27 może lat, gdzie zaczęłam robić małe sesje zdjęciowe komuś, takie bardziej komercyjne, ale z których mogłam mieć pieniądze. Mam teraz 31 więc w sumie to nie jest duża ilość lat, od kiedy ja fotografuję. Bardziej profesjonalnie, zajmuję się tylko reportażem, dokumentalną fotografią, to robię to od 28 roku życia, kiedy pojechałam do Afryki. Wtedy najpoważniej się wszystko zaczęło. W sumie – 3 lata. To jest krótki czas, uważam, na wszystkie rzeczy, które mimo wszystko osiągnęłam, to jest niewielki czas.

Jestem dosyć zdeterminowana i jestem osobą dosyć odważną. Szybko sobie więc zdałam sprawę, że nie będę… Od początku wiedziałam, że czy to będzie fotografia, czy to będzie taniec, czy podróże — wiedziałam, że w tej korporacji długo nie usiedzę. Nie czułam się tam za dobrze.

Była to trudna decyzja — muszę jednak wiadomo – tu masz utrzymanie, pieniądze na życie, które musisz mieć, z drugiej strony masz pasję, która kochasz i nie chcesz z niej zrezygnować. Nie jest to łatwa decyzja. Jak ktoś powie, że z jednego dnia na drugi stał się sławny czy z tygodnia na tydzień — są takie przypadki, oczywiście. Ogólnie rzecz biorąc, to bardzo ciężka, trudna droga. Myślę jednak, że trzeba być zdeterminowanym.

Sama nie jestem jeszcze w miejscu, w którym chciałabym być. Cały czas do niego dążę, ale ponieważ jest to tak przyjemna, mimo wszystko, droga — jednak robisz i starasz się robić to, co kochasz, więc niech ona jeszcze trwa, jakiś czas. Widzę tę drogę jako samą przyjemność. Jest jednak trudna i nie jestem jeszcze w miejscu, w którym bym chciała. Też trochę to wszystko się zmienia.

Nie wiem, czy mogę, ale chciałabym zapytać… Gdzie dążysz? W jakim kierunku ta droga prowadzi? Zdradzasz czy raczej zachowujesz to dla siebie?

Nie, nie zachowuję, trzeba mówić o marzeniach! Inni mogą z tego wynieść coś dobrego.

Wszystko się zmienia. Na początku chciałam być reporterem, pracować dla agencji, dla AFP, dla Newsweeka może. Dla największej agencji, co nie jest łatwe oczywiście.

Zanim zajęłam się fotografią, chciałabym być podróżnikiem. Żyć z podróży. Potem pomyślałam, że moje podróżowanie się zmieniało — zmieniało od skakania przez kraje do podróżowania bardziej świadomego. Czyli poprzez fotografię, opowiadanie historii.

Jestem nietypowym fotografem — robię niewiele zdjęć. Nie chodzę z aparatem non stop, telefonem w ogóle nie robię fotografii. Ogólnie rzecz biorąc, dla mnie sama fotografia jest narzędziem do tego, że chcę opowiadać historię.

Jestem nietypowym fotografem — robię niewiele zdjęć. Nie chodzę z aparatem non stop, telefonem w ogóle nie robię fotografii. Ogólnie rzecz biorąc, dla mnie sama fotografia jest narzędziem do tego, że chcę opowiadać historię. Nie wiem, czy nazwałabym się fotografem — ja opowiadam historie, które mnie poruszają i które uważam za ważne do opowiedzenia.

Teraz to się trochę zmienia — zaczęłam dawać coraz więcej konferencji. Uwielbiam mówić. Trochę się koncentruję na tym, jak motywować inne kobiety do podróżowania, samemu. Nie tylko do fotografii — ale ogólnie do bycia odważną.

Pojawiłam się w Hiszpanii na paru festiwalach, na paru konferencjach, więc ostatnio też się na tym skupiam. Oczywiście, chcę podróżować, ale pod kątem pokazywania innej rzeczywistości, opowiadania historii, które są poruszające dla mnie. Wiadomo — łatwiej jest mi taką historię opowiedzieć, ale uważam, że dla innych osób też mogą być poruszające. Uważam, że zamiast skakać z kraju na kraj to po prostu zatrzymać się i pokazywać rzeczywistość, która może nie jest do końca znana innym osobom.

Właśnie, gdybyś mogła opowiedzieć o tych historiach, bo kilka — jak o nich czytałam i je oglądałam, te historie w twoich zdjęciach — to one są już spektakularne. Kilka takich ważnych i poważnych historii opowiedziałaś.

Zależy to od tego, jak rozumiemy słowo spektakularne. Niestety, mamy w sobie to, że porównujemy się do innych. Ponieważ na co dzień oglądam tysiące zdjęć, czy to na Instagramie, czy na różnych stronach internetowych — wiadomo, każdy mówi, że inni mają lepsze zdjęcia, lepsze historie. Pewnie osoby, które nie widzą takich zdjęć na co dzień — oczywiście, te historie są spektakularne. Dla mnie są spektakularne, ponieważ osoby, które fotografowałam… Powiedzmy, miało to swój cel. Nie powiem więc, że nie było. Dla mnie się otworzyły i dla mnie te historie są najważniejsze na świecie.

Nie będę wchodzić w detale, ale mieszkałam w Afryce, Ugandzie przez 7 miesięcy, gdzie pracowałam nad projektem reportażowym, dokumentalnym o dzieciach ulicy w Kampali — stolicy Ugandy. Spędziłam tam 3 miesiące fotografując jak ich życie wygląda i dlaczego znajdują się na ulicy.

Wróciłam do Europy, byłam tu pół roku i pojechałam do Indii na kolejne 7 miesięcy. W Indiach starałam się pracować nad dwiema historiami. Jedna opowiada o gruźlicy w Indiach — właściwie w jednym, konkretnym szpitalu, a druga opowiada o umieraniu w hinduizmie, czyli o wierzeniach Hindusów — jak postrzegają śmierć, dlaczego umierają w Świętym Mieście Indii, czyli Waranasi. O tym, co uważają, że znajduje się po drugiej stronie lustra.

Przez spektakularne miałam na myśli, że to są takie poważne i ważne dla świata, społeczeństw, ludzkości tematy. Jednocześnie to są duże projekty. Spędzić kilka miesięcy gdzieś w odległym zakątku świata, to trzeba mieć do tego odwagę i trzeba mieć umiejętności — nawet umiejętności organizacyjne, żeby to wszystko się udało. Powiedz mi — jak ty wybierasz te projekty? Dlaczego to akurat były te?

Jak powiedziałam, w moim życiu dużo rzeczy dzieje się przez przypadek. Do Ugandy pojechałam, ponieważ chciałam pracować z ludźmi — pojechałam na wolontariat na samym początku. Chciałam pracować z ludźmi. Są różne wolontariaty: takie, gdzie uczysz angielskiego, matematyki, gdzie siedzisz w szkole, różne. To było moje założenie, że jeśli wyjadę gdzieś na wolontariat, to będzie mi łatwiej poznać daną rzeczywistość.

Pojechałam do Ugandy z jedną lokalną organizacją, pracowałam tam w szkole, ale również na terenie slumsów, czyli getta w jednym, małym miasteczku. Tam poznawałam rzeczywistość — tą, którą zajmowała się ta organizacja. Ponieważ organizacja zajmowała się dziećmi ulicy — starała się im pomóc, wyciągnąć je stamtąd, był to temat mnie bardzo bliski. Ponieważ pracowałam tam przez trzy miesiące — może nie jest to długo, mimo wszystko poznałam ten problem bardzo dobrze. Mnie samą on poruszył. Dlatego stał się on tematem mojego reportażu, ponieważ miałam bardzo dobry dostęp do tego tematu, do tych dzieci, organizacji, które się nimi zajmują. W ten sposób powstał ten projekt. Jeżeli chodzi o Indie, to pojechałam bez projektu, z wizą i biletem w jedną stronę, do Deli. Stwierdziłam, że znajdę temat jak już tam dojadę.

Do końca nie było to dobrym pomysłem, bo… Właściwie to nie wiadomo — z jednej strony dobrze jechać z tematem, a czasami dobrze jest bez niczego, ponieważ czegoś dowiesz się na miejscu. Mój pierwszy projekt, na który wpadłam, to było zanieczyszczenie w Indiach. Jest ogromne, ponieważ jest to drugi najbardziej zaludniony kraj na świecie. Ma ono ogromny wpływ na ludzi. O tym pomyślałam i był to mój pierwszy temat, ale jednak z niego zrezygnowałam, ponieważ był za duży na tak krótki czas i na to, gdzie mogłam się dostać. W fotografii dokumentalnej wszystko opiera się na kontaktach i na tym, jakie masz miejsca w wejście, które chcesz fotografować. Nie chodzi o fotografię, nie chodzi o zdjęcia — jeśli są dobre, to okej. Jeżeli nie masz kontaktu z ludźmi i wejścia w miejsca, które pozwolą ci fotografować, to nic nie zrobisz.

W tym wypadku nie miałam jak się dostać w niektóre miejsca, które były bardzo pilnie strzeżone. Zmieniłam te tematy. Zanieczyszczenie może zwiększyć objawy gruźlicy — pomyślałam, że zacznę fotografować to, co jest skutkiem zanieczyszczeń. Albo może być. Tak przeszłam do gruźlicy.

Dostałam dostęp do najstarszego szpitala w Indiach, w Agrze — Agra to jest miasto, gdzie jest Taj Mahal i tam pracowałam przez ponad miesiąc. Chodziłam po prostu w szpitalu, na oddziale gruźliczym i starałam się opowiedzieć tę historię. A jeżeli chodzi o śmierć w hinduizmie, to na ten pomysł wpadłam, ponieważ po drodze byłam jeszcze na Sri Lance — przez miesiąc. Przeczytałam tam książkę jednego z moich ulubionych autorów, który nazywa się Martin Caparros. Jest to argentyński pisarz. On w tej książce opowiadał różne historie i jedną z nich była śmierć w Waranasi. Ponieważ miałam dobry kontakt w Waranasi, bo byłam tam już wcześniej — uznałam to za interesujący temat i dzięki temu, że mam dostęp do osób, które już tam mieszkają, będzie mi po prostu łatwiej o nim opowiedzieć.

Jak opowiadasz ja nie widzę w tym w ogóle przypadku – mówisz, że wiele jest przypadków. Sama widzę… Może nie tyle plan, ile takie konsekwentne łapanie okazji, wyszukiwanie ich. Właściwie — planowanie też. Powiedziałaś między innymi, że dostałaś się do szpitala. Miałaś do niego dostęp. To też rozumiem, że to nie był przypadek tylko działałaś w takim kierunku, żeby ten dostęp uzyskać?

Tak, oczywiście.

To jak to było z tym szpitalem?

Zaczęłam na początku drążyć temat zanieczyszczenia w Indiach. Poznałam przez jedną osobę, drugą, pisałam do organizacji, które zajmują się zanieczyszczeniem powietrza w Indiach, zmianą klimatu i dzięki tym ludziom poznałam mężczyznę, który był bardzo, bardzo pomocny. Dowiedziałam się, że mieszka w Agrze — mieszkałam wtedy przez trzy tygodnie w Deli — powiedział, żebym tam przyjechała i on mi pomoże.

Tak jak powiedziałam — w fotografii reportażowej chodzi o pomoc i o ludzi, którzy cię połączą z innymi ludźmi.

Pojechała do Agry, poznałam go. Jak zdałam sobie sprawę, że zanieczyszczenie powietrza, zanieczyszczenie powietrza w Indiach jest bardzo dużym tematem i ciężkim dla mnie samej, bo nikogo nie miałam, kto mógłby mi pomóc. Nie miałam żadnej gazety, agencji, która by mi pomogła gdzieś się dostać. Musiałam wszędzie dostać się sama. On, ponieważ mieszkał w Agrze — dowiedziałam się, że tam jest drugi najstarszy szpital w Indiach.

Pomyślałam, że skoro nie mogę za bardzo nad tym pracować, to może zaczęłabym pracować nad chorobami związanymi z zanieczyszczeniem powietrza. Powiedział, że zna kogoś w tym szpitalu i mnie tam zawiezie. Zawiózł mnie tam i jeszcze do innych, różnych miejsc. Fantastyczny, przemiły człowiek, który się mną bardzo tam zaopiekował, że dzięki niemu trafiłam do tego szpitala, on mi pomógł — w Indiach mówią po angielsku, ale oczywiście łatwiej jest z nimi pogadać w hindi — więc on robił za tłumacza.

Jego znajomy dał mi pokój w hostelu, za darmo, nie chciał, abym płaciła i mogę tam mieszkać, ile chcę. To było naprawdę przesympatyczne i dzięki temu miałam dostęp do szpitala. Oczywiście, musiałam napisać jeden list, drugi list — osobno do dziekana, bo to była najpierw szkoła medyczna, do jednego, drugiego lekarza. Musiałam chodzić z papierami, żeby podpisy dostać, dostać zezwolenie na zdjęcia, bo przecież w szpitalach ich nie wolno robić.

Tak to wszystko trwało i dzięki temu dostałam pozwolenie, żeby robić zdjęcia, opowiadać historię z tego szpitala i później wszystko poszło o wiele łatwiej.

To niezwykła historia! Ciężko mi uwierzyć w to, że dwójka ludzi gdzieś się spotyka, od słowa do słowa i następuje coś takiego bezinteresownego z takim fajnym happy endem. To jest naprawdę niesamowite, że takie rzeczy się zdarzają — takie bardzo pozytywne!

Nie pamiętam czy ten, czy któryś z innych twoich projektów został kupiony — nie wiem, czy tak to mogę sformułować — przez jedną z hiszpańskich gazet!

Tak, dwa zostały opublikowane. Projekt z Afryki, o dzieciach ulicy i projekt z Indii, o gruźlicy.

Jak to się stało? Bo to też nie stało się samo z siebie, tylko musiałaś zabiegać o tego typu działanie?

Tak! Fotograf dokumentalny, który nie jest znany a chce sprzedać, musi bardzo dużo zabiegać i pisać mnóstwo maili, na które zazwyczaj nie dostaje odpowiedzi. Nie można się załamywać. Pisałam więc do różnych gazet. Pierwszy projekt z Afryki, gdzie byłam przed Indiami — dostałam kontakt do kogoś, kto jest odpowiedzialny za dział publikowania tego typu projektów w Gazecie Hiszpańskiej.

Po prostu napisałam, kazali przesłać małą próbkę, odpowiedzieli, że fajne — wytłumaczyli, na jakich warunkach to wygląda i powiedzieli, że to opublikują.

Z drugim projektem było łatwiej. Jak byłam w Indiach to miałam już kontakty, nie byłam już kimś nieznanym. Wiedzieli, wysłałam im dwa projekty zapytałam, czy interesowałoby ich któryś z nich opublikować. Na początku trzeba jednak pisać, pisać, pisać. I liczyć się z odmową, wiele, wiele razy.

Czyli wytrwałość, niezrażanie się odmowami tudzież brakiem jakiegokolwiek odzewu to są kluczowe?

Bardzo kluczowe, dokładnie. W spełnianiu marzeń nieprzejmowanie się brakiem odzewu jest chyba najważniejsze.

Naprawdę niezwykłe są te historie!

Czy te reportaże to były same fotografie, czy też coś do tego pisałaś?

Piszę. Nie jestem dziennikarką, nie skończyłam takich studiów, ale piszę. Oczywiście, że piszę, ponieważ nie mogę wysłać suchych zdjęć — nie wiadomo wtedy, o czym opowiadam, nie zna się kontekstu. Można to ze zdjęć zrozumieć, ale jak jest to gazeta, to ona musi mieć kontekst. Ludzie muszą przeczytać, o czym to jest i jaki jest problem.

Tak, napisałam — na bazie różnych dokumentów, tego, czego się dowiedziałam, tego, co znalazłam w Internecie. Piszę teksty, które oczywiście załączam do zdjęć. Muszą mieć one kontekst, skąd to się wszystko bierze.

Czyli twoim głównym, pierwszym językiem jest fotografia, ale tę fotografię uzupełnia się słowem? W tym przypadku to było słowo pisane, a wcześniej wspomniałaś o tym, że coraz więcej występujesz podczas różnego rodzaju wydarzeń, gdzie jak rozumiem też pokazujesz zdjęcia i opowiadasz o tym, co w tych zdjęciach jest i co doprowadza do tych sytuacji, które na zdjęciach są.

To występowanie podczas wydarzeń jest taką… Czy to jest element takiej twojej życiowej misji? Żeby mówić o różnych, ważnych rzeczach? Zanotowałam sobie tutaj to, jak mówisz o sobie — opowiadasz, że interesuje cię problematyka społeczna, problemy dzieci i kobiet. Chcesz opowiadać historie ludzi, których głos jest zbyt cichy, by można było go usłyszeć.

To mi zabrzmiało jak misja właśnie, osobista!

Bardzo to jest takie ważne słowo, misja. Nie wiem, czy tak to bym nazwała -może kiedyś tak, może jeszcze nie.

Tak — chcę opowiadać historie, które są dla mnie ważne, które po prostu są nie tak banalnymi historiami, ale wyciągają prawdę o nas, o ludzkości, o człowieku, świecie. Odpowiadają na moje pytania, które mnie dręczą i po prostu chcę to pokazywać innym.

Tak — chcę opowiadać historie, które są dla mnie ważne, które po prostu są nie tak banalnymi historiami, ale wyciągają prawdę o nas, o ludzkości, o człowieku, świecie. Odpowiadają na moje pytania, które mnie dręczą i po prostu chcę to pokazywać innym.

Czy ta misja, pasja fotografowania, opowiadania tych historii, wypełnia twoje życie w stu procentach czy są jeszcze jakieś inne pasje, które w taki stricte sposób, hobbystyczny, uprawiasz?

Sport! Zawsze go uprawiałam, nie jakoś super wyczynowo. Jeździłam tak bardziej na nartach, ale tu w Hiszpanii już nie jeżdżę aż tak często. Sport zajmuje mi dużo czasu, bardzo to lubię, pomaga mi pomyśleć, opróżnić głowę, którą zawsze mam pełną pomysłów i różnych problemów. Chyba to sport, który po prostu uwielbiam, czy trenując, czy… Zawsze mi pomaga w takiej codzienności, natłoku myśli. To jest moja druga pasja.

Jakie dyscypliny?

To znaczy — jeżeli jest zima i mogę, to jeżdżę na snowboardzie. Na początku 12 lat jeździłam na nartach, później przerzuciłam się na snowboard. Tak to pływam, jeżdżę na rowerze. Nie mam konkretnej dyscypliny. Jakiś czas temu zaczęłam nawet podnosić ciężary. Stwierdziłam, że nigdy tego nie robiłam a jednak jest to całkiem fajne.

Uprawiam różne dyscypliny — ważne jest, aby się gdzieś poruszać!

Powiedz, czy tęsknisz za Polską?

Czy tęsknię za Polską? Tęsknię za pewnymi rzeczami w Polsce, tak mogłabym to powiedzieć. Już bardzo długo w Polsce nie mieszkam, wyprowadziłam się jak miałam 20, 21 lat — zaraz po studiach we Wrocławiu, pojechałam najpierw do Hiszpanii, później do Chile.

Później wracałam, wyjeżdżałam i tak długo już nie mieszkam. Przyzwyczaiłam się do tego życia za granicą. Hiszpania jest fajnym krajem do mieszkania, fajni ludzie, dobre jedzenie, pogoda. Są jednak pewne rzeczy, których oczywiście mi brakuje. Przede wszystkim mojej rodziny, którą nieczęsto widuję, moich znajomych, czasami jedzenia — na szczęście w Barcelonie jest sklep polski, więc jeśli ktoś by bardzo chciał, to może coś sobie kupić.

Ostatnio mam bardzo dużo festiwali, które mam nadzieję, się w przyszłości odbędą, na których będę mówcą, więc będę w tej Polsce w najbliższym czasie dosyć często. Tak mi się wydaje.

Miejmy nadzieję, że właśnie warunki to umożliwią i z powrotem będzie można się spotykać.

W notatkach do tego podcastu podlinkujemy twoją stronę — na niej jest informacja o wydarzeniach, w których bierzesz udział, także będzie może cię dalej śledzić w różnych mediach społecznościowych i może gdzieś spotkać też na żywo!

Bardzo bym chciała!

Z tego wszystkiego, co opowiadasz widzę, że bardzo aktywnie spełniasz swoje marzenia i myślę, że można cię określić jako wulkan energii. Ta aktywność jest bardzo widoczna. Czy ty masz jakieś rady dla osób, które chciałyby wejść na tę drogę spełniania swoich marzeń a dzisiaj coś tam je powstrzymuje? Co można byłoby takim osobom podpowiedzieć, co mogłoby im pomóc?

Temat marzeń jest pięknym, ale trudnym tematem. Jak wszyscy wiemy, spełnianie marzeń wymaga wiele odwagi, wymaga dużo odwagi, jeśli chodzi o determinację, motywację, to żeby przeciwstawić się takim utartym szlakom, które nam życie nadaje. Społeczeństwo, kraj, rodzina. To nie jest łatwe, ponieważ wszyscy ci powiedzą, że nie rób tak, dlaczego nie masz stałej pracy, dlaczego nie masz męża skoro masz już 30 lat, gdzie dzieci.

Na początku traktujesz to tak, że o, niech mówią. Po jakimś czasie zaczyna cię to denerwować, że mimo wszystko robisz coś i dajesz sto procent siebie, żeby się spełniać, ale ktoś ci powie, że źle robisz. Pyta, dlaczego tak. Nie widzi tej pracy, którą wkładasz i to jest czasami dołujące.

Czy bym dała jakąś radę? Szczerze mówiąc, ciężko mi dawać rady, bo stu procent moich marzeń jeszcze nie spełniłam. Jestem na tej drodze…

I całe szczęście! Życie bez marzeń? Już nie byłoby tak fajnie! Zawsze dobrze jest mieć przynajmniej kilka marzeń przed sobą.

Uważam, że trzeba po prostu sobie zaufać. Jak ktoś kiedyś powiedział: uważaj o czym marzysz, bo marzenia mogą się spełnić. Czasami nie wszyscy są na to przygotowani. Wspaniale jest marzyć, ale jeśli marzenia się spełniają, czasami to powoduje strach. Ktoś nie przypuszcza, woli marzyć, niż żeby to marzenie rzeczywiście się spełniło.

Żeby marzenie się spełniło, trzeba przeżyć dużo przeciwności losu, bardzo dużo odmów i dla tych, którzy nas słuchają, po prostu powiem: to jest ciężka robota! Po prostu ciężka robota. Musisz być przygotowany na to, że 8 godzin w biurze, codziennie zamieni się na 12 godzin — może nie w biurze, ale gdzieś, gdzie będziesz musiał pracować ciężko, żeby to marzenie spełnić.

Żeby marzenie się spełniło, trzeba przeżyć dużo przeciwności losu, bardzo dużo odmów i dla tych, którzy nas słuchają, po prostu powiem: to jest ciężka robota! Po prostu ciężka robota. Musisz być przygotowany na to, że 8 godzin w biurze, codziennie zamieni się na 12 godzin — może nie w biurze, ale gdzieś, gdzie będziesz musiał pracować ciężko, żeby to marzenie spełnić. Powiedziałabym, odpowiedz sobie na pytanie, jakiego bólu szukasz. Może tak to powiem, po polsku. Zastanów się, czego chcesz i co jesteś w stanie przezwyciężyć i znieść, jakie cierpienie chcesz w swoim życiu.

Myślę, że nie chodzi o to, czego chcesz, ale to, czego nie chcesz a jesteś w stanie to przezwyciężyć, zadecyduje o tym, czy to spełnisz czy nie.

Myślę, że nie chodzi o to, czego chcesz, ale to, czego nie chcesz a jesteś w stanie to przezwyciężyć, zadecyduje o tym, czy to spełnisz czy nie.

Jest tyle rzeczy. Ludzie marzą o tylu rzeczach, ale ponieważ pozostaje to w strefie marzeń, ponieważ nie są w stanie pracować dziennie po 12, 14 godzin, żeby je spełnić. Jeżeli więc zdajesz sobie pytanie, czy jesteś w stanie pracować tyle czasu, czy jesteś w stanie wyjechać na drugi koniec świata, czy jesteś w stanie poświęcić dużą część swojego życia. Nie wychodzić na imprezy, nie spotykać się ze znajomymi, bo musisz pracować nad tym, co chcesz osiągnąć. Jeżeli twoja odpowiedź brzmi tak, no to zachęcam cię do spełniania marzenia.

Okej, czyli to jest taki papierek lakmusowy: odpowiedzenie na to pytanie powinno stwierdzić, czy człowiek jest gotowy na to, czy w jego przypadku na pewno warto, żeby za tym marzeniem podążać.

Fajnie jest marzyć i niektórzy nie widzą samego marzenia, tylko widzą wizję tego marzenia. Oni chcą tę wizję. To, co jest rezultatem a nie chcą tej drogi, która prowadzi do rezultatu. A droga jest ciężka.

Trzeba mieć świadomość, że żeby zasłużyć na tę nagrodę, trzeba się napracować.

Ola, bardzo serdecznie ci dziękuję za tę rozmowę. Jeszcze raz wrócę do tego początku, że to było dla mnie niezwykle miłe, że napisałaś.

Chciałabym zachęcić inne osoby, innych słuchaczy, innych widzów podcastu Napędzani Marzeniami, żeby też się odważyli i napisali do mnie o swojej historii. Z wielką przyjemnością z wami porozmawiam!

Dzięki wielkie i do usłyszenia, do zobaczenia!

Dziękuję ci bardzo! Jest mi bardzo miło, że zechciałaś ze mną porozmawiać. Mam nadzieję, że moje wiadomości, moja wiedza i doświadczenia komuś do czegoś się przydadzą.

Jestem pewna! Dzięki serdeczne.

Dzięki również, pa!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top