NM 15: Fotografia czy biznes – co bardziej kręci Michała Sadowskiego

  • 00:46:56
  • 21 kwietnia, 2020
  • 64,6 MB

Fotografia czy biznes? Oto jest pytanie! Michała Sadowskiego większość z Was zna jako założyciela firmy Brand24, zajmującej się monitoringiem internetu, umożliwiającej śledzenie dyskusji i publicznych wzmianek na temat marki. Z usług firmy Michała korzysta Biały Dom i kilkaset firm na całym świecie.

Mimo to, Michał znajduje czas i chęci na rozwijanie swoich zainteresowań. W szczególności pasji do fotografii, a jedno z jego zdjęć wygrało w konkursie 2018 Skypixel Aerial Photography & Video Awards.

Poza tym jest mężem, ojcem, muzykiem, prelegentem i angażuje się w działalność charytatywną. W jaki sposób łączy wszystkie te pasje i w czym leży źródło jego motywacji?

Zobacz najnowszy odcinek, a wszystkiego się dowiesz 🙂

W odcinku z NM15: Fotografia czy biznes – co bardziej kręci Michała Sadowskiego rozmawiamy o tym:

  • Skąd wzięła się jego pasja do fotografii;
  • jak uczył się robić zdjęcia;
  • co mu daje fotografia;
  • jak przekłada się na jego działania biznesowe;
  • skąd wziął pomysł na obecną firmę;
  • czy da się rozwijać równolegle kilka pasji;
  • jakich ludzi darzy szczególnym szacunkiem;
  • w jaki sposób i dlaczego udziela się dobroczynnie;
  • czy bardziej kręci go biznes, czy robienie zdjęć;
  • jak podchodzi do realizowania swoich pasji;
  • Na jaki kadr obecnie poluje?

Michał dowodzi nam wszystkim, że można mieć wybitne osiągnięcia, wiele pasji i obowiązków, a jednocześnie być niesamowicie skromnym i – wydaje się – nie przytłoczonym przez trudny świat biznesu i mediów społecznościowych, w których jest bardzo aktywny.

Jego podejście do kultywowania pasji (“przede wszystkim trzeba zacząć”) wydaje się trywialne, a jednocześnie jest podstawą realizowania każdego zainteresowania.

Dlatego dziś życzę Ci samych dobrych początków i dużo wytrwałości w realizowaniu swoich marzeń. Jakiekolwiek one są i dokądkolwiek Cię wiodą.

Do usłyszenia w kolejnym odcinku!

Osoby i miejsca wspomniane w rozmowie:

Więcej o Michale Sadowskim znajdziesz tutaj:

Fotografia czy biznes? Michał Sadowski

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

Cześć, Michał! Bardzo się cieszę, że mamy okazję porozmawiać. To ciekawe, ale myślę, że wciąż większość świata zna cię jako założyciela Brand24.

Myślę, że większość świata mnie w ogóle nie zna! [śmiech] Ludzie się teraz zastanawiają: co to za gamoń tutaj się przyszedł powymądrzać? [śmiech]

To teraz właśnie pozna! Większość tego świata, która cię zna — może tak powiem — zna cię jako założyciela Brand24, czyli firmy zajmującej się monitoringiem Internetu, umożliwiającej śledzenie dyskusji, które nas interesują, w tym dyskusji związanych z nazwami firm…

Tak, publicznych wzmianek na temat firm, marek. Jak ktoś ma problem z pralką albo zgłasza swoje niezadowolenie z nowego samochodu, albo czegoś podobnego, to za naszą pomocą marki mogą do tego docierać i mogą budować relację z tymi ludźmi i jakoś wyciągać do nich rękę, próbować rozwiązywać ich problemy. Jesteśmy takim… Narzędziem ochrony reputacji.

To jest bardzo ciekawe! Jednak nie o tym chcę dzisiaj z tobą rozmawiać.

No nie wiem! [śmiech] Totalne nudy!

Jest ciekawe, ale jest to temat na osobną rozmowę!

Dzisiaj chciałabym porozmawiać na temat, który też jest dla mnie bardzo ciekawy, o ile nie ciekawszy, czyli o twojej pasji. O pasji do fotografii, do fotografowania. To jest coś, co jak rozumiem, robisz niezarobkowo. Czasem pasję łączy się z zarabianiem, a w twoim przypadku to jest taka pasja on top, dodatkowa do działalności zawodowej.

Jak to się zaczęło? Skąd to się w ogóle wzięło w twoim życiu?

To jest trudne pytanie…

Same takie będą!

Wydaje mi się, że takim punktem przełomowym był moment, w którym żona zaproponowała, żebyśmy kupili trochę lepszy aparat, niż mieliśmy do tej pory. Robiliśmy więcej zdjęć rodzinnych, zdjęć moim pięknym córkom, samej żonie, więc jak tylko kupiliśmy ten aparat — z natury jestem gadżeciarzem, więc zacząłem się tym bardziej interesować, czytać specyfikacje.

Wcześniej też już robiłem zdjęcia — miałem taką bardzo podstawową wiedzę o tym, jak działają główne parametry w fotografii, czyli migawka, przesłona, takie rzeczy. Natomiast jak kupiliśmy aparat i zobaczyłem, jakie fajne zdjęcia można robić, to trochę się do tego zajawiłem. To był też czas, w którym zacząłem mocniej korzystać z Instagrama, tam też trafiałem na zdjęcia bardzo fajnych fotografów, fotografek i które też zainspirowały mnie do tego, żeby coś w tym kierunku robić.

Natomiast… Zastanawiam się teraz, bo przyznam, że to jest pierwszy raz, kiedy w ogóle o tym myślę — jakoś nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad tym, co doprowadziło mnie do tej pasji. Wydaje mi się, że też dron bardzo w tym pomógł. To znaczy — jak tylko drony się spopularyzowały, dla mnie to był Phantom 2, bardzo podjarałem się możliwością latania. Kiedyś byłem modelarzem, nawet startowałem w Mistrzostwach Polski Modelarstwa jako nastolatek, więc wróciła do mnie ta pasja z młodości.

Przy okazji tego latania zacząłem trochę fotografować, trochę nagrywać wideo z różnych podróży. Z tej pasji fotografowania z drona, trochę przeszło też na pasję fotografowania z ziemi, zwykłym aparatem. Tak z perspektywy czasu myślę, że te dwa wydarzenia miały takie kluczowe znaczenie w mocniejszym wejściu w tę pasję.

Kiedy to było? Myślę o konkretnym roku.

Z cztery, pięć lat temu.

Dlaczego pytam? Pytam dlatego, że Brand24 założyłeś z 2011 roku, to rozumiem, w tym roku świętować będziecie dziewiąte urodziny. Cztery, pięć lat temu, czyli Brand — wciąż myślę, że na tamtym — nie wiem, czy się wciąż określacie jako start up, teraz pewnie nie, ale w okolicach tego 2015 roku pewnie wciąż było można tak powiedzieć. Sama start up utożsamiam z takim… Można użyć powiedzenia krew, pot i łzy. Po prostu orka, mało snu, totalne skupienie na biznesie.

Wszystko się zgadza.

Jak ty w tej sytuacji znalazłeś czas na tę pasję?

Wydaje mi się, że brak czasu to jest wymówka, którą ludzie sobie lubią powtarzać, bo wygodniej jest powiedzieć, że nie mam czasu, niż nie chce mi się czy niewystarczająco mi się chce.

Jeśli nie jesteśmy samotną mamą, która wychowuje trójkę dzieci i próbuje złożyć budżet domowy pracując na kilka etatów, to myślę, że rzadko zdarza się relatywnie, że faktycznie ktoś nie ma czasu. To jest tylko kwestia chęci.

Jeśli nie jesteśmy samotną mamą, która wychowuje trójkę dzieci i próbuje złożyć budżet domowy pracując na kilka etatów, to myślę, że rzadko zdarza się relatywnie, że faktycznie ktoś nie ma czasu. To jest tylko kwestia chęci.

Staram się nie używać słowa: nie mam czasu, tylko mówić, że nie jestem wystarczająco zmotywowany.

Mam inne priorytety w danej chwili.

Mam inne priorytety, tak. Wolę porobić coś innego niż to, a nie, że nie mam czasu.

Wydaje mi się, że wszystko można pogodzić w życiu, nawet pracę nad startupem, nawet pracując kilkanaście godzin dziennie nad rozwojem swojej firmy. Jest dobrze złapać trochę balansu i w tę sobotę czy niedzielę potrafić się trochę wyciszyć i oddać jakiejś innej pasji.

To wszystko jest bardzo powiązane, bo często najlepsze pomysły rozwoju samej firmy przychodzą i w momencie, gdy wchodzę na jakąś górę albo przedzieram się przez las, szukam jakiegoś kadru czy oglądam wschód, czy zachód słońca.

Wbrew pozorom takie wyciszenie odbywa się z korzyścią dla firmy, bo myślę, że nie o to chodzi, żeby pracować długo, żeby codziennie trzaskać po kilkanaście godzin — choć wiadomo, że w startupach często tak się dzieje, ale żeby pracować dobrze i pewnie mądrze. Także w sposób efektywny, a na tę efektywność bardzo istotnie wpływa ten balans i umiejętność wyciszenia się po godzinach.

Odpowiedziałeś na pytanie, którego nie zadałam — zadam je, może jeszcze coś dopowiesz. Chciałam się spytać, co z perspektywy biznesu daje ci pasja — gdzie widzisz te dodatkowe korzyści?

Oh, bardzo dużo!

Właśnie. To co jeszcze ponad to, co już opowiedziałeś?

Przede wszystkim kompetencje, powiedziałbym, foto-video, bardzo przydają się w dzisiejszym świecie, w którym marketing na tych treściach, szczególnie video, jest mocno oparty.

Ogólnie marketing i komunikacja w dzisiejszym świecie jest mocno oparta na przekazie wizualnym, a czasami nawet bardziej niż samym copywritingu — choć ten też jest oczywiście absolutnie ważny.

Natomiast to hobby związane z aspektami wizualnymi — ja wcześniej też byłem takim trochę domorosłym grafikiem, więc pierwszą wersję Brand24 projektowałem ja — w sensie interfejsu strony głównej i wszystkiego wokół. W tej chwili są dużo lepsi ludzie, którzy robią to wewnątrz Branda, natomiast te kompetencje bardzo przydają się w tematach marketingowych, więc nas pewnie w dużej mierze kojarzy się jako firmę, która w mniejszym, większym stopniu wypłynęła na treściach wideo w internecie.

Systematycznie publikowaliśmy różnego typu śmieszne, czasami żałosne, czasami jedno i drugie, klipy, które pokazywały jakieś duże wydarzenia w naszym życiu, typu: pozyskanie pierwszego, dużego klienta, wejście na giełdę, tego typu rzeczy.

W związku z tym te kompetencje video są tutaj bezcenne, bo nie musimy tego drastycznie outsourcować, nie musimy brać agencji, która napisze nam scenariusz, wymyśli komunikację, tylko robimy to sami. Mamy zaufanego ziomka, z którym pracujemy już od dziesięciu lat nad różnymi klipami wideo w różnych, naszych projektach, natomiast scenariusze piszemy sami.

Świadomość tych wszystkich, powiedziałbym, zasad tworzenia treści wizualnych czy tych dobrych praktyk, takich jak trzymanie się reguł trzecich…

Co to znaczy: reguł trzecich?

Reguła trzecich to jest taka reguła, w której jeśli podzielimy sobie taki kadr prostokątny na dziewięć segmentów, czyli podzielimy go dwiema liniami horyzontalnymi i dwiema liniami wertykalnymi, dzieląc w ten sposób na dziewięć części, to w miejscach, w których te linie się przecinają, umiejscawiając podmiot naszego zdjęcia czy klipu wideo w tych miejscach, wychodzi taki najkorzystniejszy, interesujący kadr.

To są te, tak zwane, mocne punkty?

Tak, można tak powiedzieć. To oczywiście reguły są po to, żeby je łamać i jest mnóstwo doskonałych zdjęć, które są symetryczne, które nie zachowują wcale reguł trzecich, ale jest kilka dobrych praktyk, których trzymając się, można wyprodukować absolutnie solidny materiał. Może nie jakieś mistrzostwo świata, ale bardzo solidny materiał, więc dużo nauczyłem się rzeczy, które przydają mi się w sensie technicznym; z resztą część z filmów nadal sam montuję, klipów na kanał biznesowy — choć tutaj akurat mam duże wsparcie.

Natomiast wszystkie klipy personalne montuję sam, więc tak jak mówię, te kompetencje montażu i wiedzy, na temat tego, co jest możliwe, czego raczej nie da się zrobić, co jest kosztowne… Mam wrażenie, że często, szczególnie w startupach, w których pomysły często są zwariowane, ludzie mogą wymyślać pomysły, których realizacja jest bardzo trudna i bardzo kosztowna.

Moja świadomość tego, co można a co nie, albo co można relatywnie tanio, pozwala gdzieś tam fajnie wyważyć tworzenie scenariusza tak, żeby te pomysły były łatwe do wdrożenia.

Czyli kompetencje techniczne, wcześniej powiedziałeś o ładowaniu baterii i oderwaniu się od tego tempa biznesowego, co pomaga później w tym, żeby efektywnie pracować. Powiedziałeś też o tym, że poza biurem przychodzą ci do głowy kreatywne pomysły — człowiek nie myśląc o biznesie, na nie wpada, czyli taka trójka!

Sam w ogóle tego Branda wymyśliłem w aucie, jak wracałem z Warszawy i słuchałem jakiegoś podcastu o piłce nożnej, więc czasami jest ten przysłowiowy prysznic, pod którym wymyślamy najfajniejsze rzeczy. Mocno w to wierzę, że kiedy mamy wolną głowę, nie jesteśmy w ciągłej gonitwie… Nie jesteśmy 24 godziny, 7 dni w tygodniu zanurzeni w tym samym otoczeniu i w tych samych problemach, wyzwaniach, znakach zapytania, to to jednak nie będąc tak mocno zanurzonym, mogąc się na chwilę od tego odseparować, zyskujemy niesamowitą perspektywę i takie świeże spojrzenie.

Mocno w to wierzę, że kiedy mamy wolną głowę, nie jesteśmy w ciągłej gonitwie… Nie jesteśmy 24 godziny, 7 dni w tygodniu zanurzeni w tym samym otoczeniu i w tych samych problemach, wyzwaniach, znakach zapytania, to to jednak nie będąc tak mocno zanurzonym, mogąc się na chwilę od tego odseparować, zyskujemy niesamowitą perspektywę i takie świeże spojrzenie.

Możemy dostrzegać rzeczy, które dla kogoś z boku mogłyby być oczywiste, do poprawy, a nam, jako ludziom, którzy są totalnie zanurzeni w naszej pracy, umykają.

Jak się uczyłeś tej fotografii? Czy byłeś na jakichś kursach?

Nie. Sto procent z YouTube, nie wiem, czy to nie jest jakaś herezja, kontrowersja, ale jestem naprawdę fanem darmowej wiedzy. Naprawdę uważam, że szczególnie w kontekście technicznej wiedzy, a już na pewno związanej z montażem wideo czy edycją zdjęć, to ta wiedza jest naprawdę za darmo. Dodatkowo wszystko, co umiem, a można powiedzieć: cokolwiek umiem, to nauczyłem się właśnie z Internetu, za darmo, czasami podglądając pracę ludzi, których bardzo szanuję i których pracę bardzo szanuję, więc to piękno dzisiejszego świata — mamy wszystko pod ręką. Możemy uczyć się w dowolnych momentach. Piękno też tej wiedzy zgromadzonej w Internecie, szczególnie w kontekście tych treści, na przykład takich jak YouTube, jest takie, że mogę się tego uczyć, jednocześnie prowadząc auto i słuchając tylko tych wszystkich, dobrych praktyk albo stojąc w kolejce na poczcie, czy robiąc rzeczy, podczas których ludzie historycznie nie mogli się równolegle uczyć.

wszystko, co umiem, a można powiedzieć: cokolwiek umiem, to nauczyłem się właśnie z Internetu, za darmo, czasami podglądając pracę ludzi, których bardzo szanuję i których pracę bardzo szanuję, więc to piękno dzisiejszego świata — mamy wszystko pod ręką.

Staram się więc też wykorzystywać po prostu czas, taki jak stanie w korku, stanie w kolejce na to, żeby się jakoś rozwijać.

Jak podchodzisz do tych zdjęć? Może powiem na przykładzie biegania: niektórzy ludzie lubią biegać. Można powiedzieć, że ich hobby, ich pasją jest bieganie, przy czym dla nich ważne jest to, żeby regularnie biegać. Nie patrzą na rekordy, nie startują w zawodach — a nawet, jak startują w zawodach, to po to, żeby pobiec w fajnym towarzystwie.

Czy ty w przypadku fotografii… Bardziej celem jest, żeby robić zdjęcia, czy żeby były to doskonałe zdjęcia? Czy żeby były to zdjęcia, które zdobywają nagrody — za chwilkę do tego też dojdziemy.

Zastanawiam się, jak to powiedzieć, żeby nie ukręcić na siebie bata i nie wydać się strasznym bucem, ale przyznam szczerze, że dla mnie bardzo ważnym aspektem jest możliwość dzielenia się fotografiami z otoczeniem, czy filmikami z otoczeniem. W sensie: produkcja materiału, który zachowam tylko dla siebie, jest dla mnie mniej motywująca. Nadal motywująca, bo nadal mam masę filmów, takich wyprodukowanych, zmontowanych, w które włożyłem dużo pracy, których nie widział nikt poza rodziną. To są tylko pamiątki dla nas.

Natomiast, przyznam szczerze, że ja mocno ładuję baterie poprzez te wszystkie lajki, udostępnienia i tak dalej. To podejrzewam, że źle o mnie świadczy, bo mam nieskończony szacunek do ludzi, którzy robią to zupełnie, tylko dla samej pasji i dlatego, żeby być o wschodzie słońca w tym miejscu, widzieć to. Nawet niekoniecznie robić zdjęcie, a jak zrobić, to zachować je dla siebie. Mam, tak jak mówię, nieskończony szacunek dla tych ludzi, ale dla mnie to nie jest całość.

Jest masa wyjazdów, masę moich wschodów słońca, na które podróżowałem, wchodziłem, o których nikt nie wie, bo nie dzieliłem się jakimiś materiałami z nich i to nadal daje mi dużą wartość, ale przyznam, że wartość jest większa, w momencie, w którym mogę się ze światem podzielić.

Miałem taką akcję, jak odwiedzałem Kalifornię. W jednym z Parków Narodowych wędrowałem godzinę na wschód słońca, w takim charakterystycznym, fajnym miejscu, w takim klifie, zaraz nad oceanem, nad Pacyfikiem — był taki park.

Docieram na miejsce, chwilę przed wschodem słońca i patrzę — jest już jakiś fotograf. Podchodzę, witam się. Okazuje się młody gość, dwadzieścia-parę lat, zaczynamy rozmawiać. Widzę, że jest ubrany bardzo roboczo, mówiąc delikatnie. To znaczy — w jakieś takie mocno obdrapane, obdarte bluzy z kapturem. Zaczynamy rozmawiać. Opowiada, że mieszka w vanie z dziewczyną od kilku lat, podróżują po stanach i robią zdjęcia, bo jego pasją jest fotografia. Od czasu do czasu przepracują tam parę zmian w jakimś McDonaldzie, żeby dorobić sobie, żeby było na benzynę czy jakieś takie rzeczy, czy jedzenie, bo mieszkają w vanie.

Patrzę na jego sprzęt: statyw warty tyle, co mój samochód. Aparat wart tyle, co moje mieszkanie. Obiektyw pewnie w podobnej cenie. Pełnoformatowy aparat, który dla mnie jest absolutnie niedostępny.

Pytam go o ten sprzęt, on mówi, że przez pierwsze 10 lat, od nastolatka, pracował i odkładał kasę, by kupić sobie właśnie taki sprzęt, bo zawsze wiedział, że fotografia jest jego pasją. To był więc sprzęt jego marzeń.

Niektórzy sobie zbierają na mieszkanie, niektórzy sobie zbierają na dobrą furę, on sobie uzbierał na aparat. Jestem totalnie w szoku, w podziwie dla gościa, który ma w zasadzie same wyrzeczenia w życiu, sypia w vanie, tylko po to, żeby mieć wymarzony aparat i żeby móc spełniać tę pasję. Pytam go: kurde, stary! Gdzie znajdę twoje zdjęcia? Jak możemy zostać w kontakcie? Czy na jakimś Instagramie, 500px, Flickerze? Gdzie mogę cię znaleźć? On odpowiada: nigdzie. Nie wrzucam moich zdjęć, tylko dla siebie to robię.

To mnie po prostu rozwaliło, ale pozytywnie! Tak jak mówię, mam nieskończony szacunek do takich ludzi, to jest prawdziwa pasja. Autorefleksyjne mogę powiedzieć, że jestem pewnie trochę lepszym sprzedawcą niż fotografem. Potrafię te zdjęcia sprzedać, potrafię pokazać się z dobrej strony, zdobyć wiele lajków, ale niekoniecznie same zdjęcia są najlepsze na tle innych fotografów. Tak jak mówiłem, mam nieskończony szacunek dla tych, którzy nie szukają rozgłosu, którzy po prostu podążają za pasją zrobienia doskonałego zdjęcia.

Myślę, że nie wiem, czy to jest aż takie istotne. Nie mam takich odczuć, że jak ktoś ten talent zamyka w przysłowiowej szufladzie swojego własnego biurka, to okej, to jest jego wybór, ale z mojej perspektywy to nie zmienia odbioru tej osoby.

Jeśli mam dwie osoby, jedna, która robi piękne zdjęcia do szuflady i druga, która robi piękne zdjęcia i się nimi dzieli, to… To są dwie osoby, które robią piękne zdjęcia! I tyle. Po prostu.

Natomiast to tak, z mojej perspektywy, to ta pasja tego gościa jest trochę czystsza, niż ta moja. Czasami zastanawiam się, czy pasją jest być na tej górze i zobaczyć to, co zobaczę, czy pasją jest móc się tym pochwalić, podzielić ze światem.

Sama myślę, że to jest wspaniałe, że dzielisz się tym ze światem, bo dzięki temu można się uśmiechnąć, można się wzruszyć, można poczuć różne emocje, jak widzi się twoje zdjęcia. Także z tej perspektywy to myślę, że ktoś, kto robi piękne zdjęcia… To jest właściwie dodatkowa wartość, że się nimi dzieli.

Takie trochę słyszę… Może samobiczowanie to jest za silne słowo, w twoim głosie…

Może ja tak mam, z wieloma aspektami.

To niepotrzebne! Przynajmniej dla mnie.  Twoje zdjęcia są doceniane. Sama wiem o tej jednej nagrodzie — może jest ich więcej …

Nie, jest tylko ta jedna. Tylko w jednym konkursie startowałem, więc na razie mam stuprocentową skuteczność. [śmiech]

To jest, myślę, dobre podejście!

Można tak to przedstawić. Michał — wygrał 100% konkursów fotograficznych, w których brał udział.

Dokładnie. Brzmi rewelacyjnie! Czy ty lubisz to zdjęcie, które wygrało? My je pokażemy — podlinkujemy, a na YouTube może w tym momencie wstawimy. Mam to zdjęcie teraz przed oczyma, to jest de facto kompozycja dwóch zdjęć, jak rozumiem?

Tak, to są dwa zdjęcia zrobione w odstępie sześciu miesięcy. Jedno zrobione latem, drugie taką mocną zimą, chwilę po tym, jak spadł śnieg w górach.

Rzeczywiście, jestem dumny z tego zdjęcia czy kompozytu, bo wymagało dużo pracy. Wymagało dużo planowania. Pomysł nie jest jakoś specjalnie oryginalny, tutaj nie mogę wziąć creditu za to, że w ogóle sobie wymyśliłem typ zdjęć, w których droga rozdziela pory roku, bo takich zdjęć było więcej i też były nagradzane.

Natomiast… Kiedy pierwszy raz zobaczyłem ten zakręt i zrobiłem jego zdjęcie zimą, pomyślałem sobie: kurczę, jakie to byłoby fajne, żeby móc to samo zdjęcie zrobić latem i połączyć te dwa zdjęcia rozdzielając je drogą. Oraz że: to byłoby trudne, żeby z dokładnie tego samego punktu zrobić zdjęcie, ale możliwe i fajnie byłoby spróbować — to mogłoby być coś naprawdę ciekawego i relatywnie trudnego do odtworzenia.

Fotografia jest taką trochę namiastką bycia odkrywcą. Wydaje się, że w dzisiejszych czasach wszystko już zostało odkryte, wszystkie zakamarki świata, wszystkie wyspy, wysepki — pewnie trochę naciągając, dżungle, przeczesane — tak mówię, a pewnie tak nie jest do końca.

Dzisiaj trudno być odkrywcą tak jak w XV, XVI wieku. Natomiast wydaje mi się, że fotografia pozwala trochę tym odkrywcą być, bo być może nie odkrywamy już w ogóle nowych miejsc, ale jesteśmy w stanie odkrywać konkretne miejsca, czy znane już miejsca w porach, w których ludzie ich jeszcze nie widzieli.

Dzisiaj trudno być odkrywcą tak jak w XV, XVI wieku. Natomiast wydaje mi się, że fotografia pozwala trochę tym odkrywcą być, bo być może nie odkrywamy już w ogóle nowych miejsc, ale jesteśmy w stanie odkrywać konkretne miejsca, czy znane już miejsca w porach, w których ludzie ich jeszcze nie widzieli.

Często się zdarza, że fotograf trafi w miejsce, czasami nawet bardzo znane — nawet na całym świecie, ale trafi tam w warunkach pogodowych, w warunkach światła, w których to miejsce wygląda zupełnie inaczej. I mam wiele takich przykładów, gdzie absolutnie nudziarskie drzewo stojące na środku jakiegoś pola, gdzie nikt nie zwróciłby najmniejszej uwagi, przejeżdżając koło niego na przez powiedzmy, 99% czasu, trafiając w porę, wybierając dobrze porę w ten 1%, kiedy jest mgła, dopiero wschodzi słońce, ono jest podświetlone z tyłu.

Promienie światła się rozczepiają w tej mgle i tworzą taką aureolę. Nagle można zobaczyć jakby zupełnie inną twarz tego miejsca i to jest właśnie fajne, że dzięki fotografii możemy czuć się jak tacy odkrywcy, tylko trochę bardziej miksu czasu i miejsca, nie tylko miejsca.

Myślę, że też czasem miejsca, bo samego miejsca, albo fragmentu miejsca. My mamy biuro na warszawskiej Pradze, od niedawna i to — to jest bardzo fajna dzielnica Warszawy — a biuro jest na rogu ulicy Brzeskiej, które wielu osobom kojarzy się z taką starodawną Pragą. Ona zmienia się, ale faktycznie w większości jest to jeszcze taka dawniejsza Praga, więc te budynki się rozlatują, są brzydkie. Na ulicy jest trochę śmieci.

Na jednym z tych budynków, takich zniszczonych i nie najpiękniejszych, jest balkon, który w lecie jest cały, pięknie ubrany w pelargonie. Jak człowiek zawiesi na nim wzrok i kadruje się oczami ten balkon, no to w całej brzydocie tego fragmentu miasta to jest piękne miejsce i ja, przechodząc czasem obok tego balkonu… Sprawia to, że się uśmiecham. To nie tylko czas. Dla mnie jest też umiejętność patrzenia takim okiem…

Dostrzegania piękna.

Tak, tak, właśnie takich różnych detali.

Odkąd zacząłem interesować się mocniej fotografią, to naprawdę widzę tak dużo więcej… Widzę, jaka jest przejrzystość powietrza, jak bardzo widać dzisiaj góry z Wrocławia. Widzę, jak się układają chmury, czy to są klasyczne chmury, czy to jest jakaś specjalna formacja, która jest dość unikalna — chmury srebrzyste czy coś takiego.

Nagle człowiek bardziej — to brzmi trochę, powiedziałbym, hipstersko, uduchowienie — ale naprawdę, człowiek zaczyna doceniać otaczający świat, otaczające piękno i zaczyna dostrzegać fajne miejsca. Tak jak wspomniałaś o tym balkonie — to jest gigantyczna wartość tej pasji.

W ogóle wydaje mi się — nie jestem obiektywny, ale fotografia jest jedną z najfajniejszych pasji. Spędza się czas na świeżym powietrzu, można się poruszać, bo to jednak chodzi się po te kadry — dron trochę rozleniwia. Natomiast można pobyć z przyrodą i przy okazji jeszcze coś fotografować, więc same plusy z mojej perspektywy.

Też lubię fotografię. Był taki moment, że w trzech różnych kursach uczestniczyłam. Mam taki problem, że mnie interesuje bardzo dużo różnych rzeczy i trudno mi się tak zagłębić bardzo w jedną pasję.

To dobrze, to dobrze!

Ma to swoje plusy, też tak to sobie tłumaczę. [śmiech] Czy ty, poza fotografią właśnie masz inne pasje, hobby, które cię wciągają?

Jasne!

O! Jakie?

Gram w zespole. Dzisiaj o 19:00 mam próbę. Też coś robię, mamy próby z zespołem, gramy koncerty.

Na czym grasz? Czy śpiewasz?

Na gitarze. Troszkę śpiewam, niestety. I trochę na klawiszach. Jestem najsłabszym muzykiem z całego zespołu, ale tak jak mówię, potrafię sprzedać, więc… [śmiech] Pewnie tylko dlatego mnie trzymają.

Na pewno!

Udało się zagrać parę koncertów, udało się nam spełnić parę marzeń takich związanych z tym, żeby zagrać przed ludźmi. Udało nam się nagrać parę własnych kawałków, które można znaleźć na Spotify.

Tak jak mówisz sama — masz dużo zainteresowań. Minusem pewnie jest to, że pewnie w żadnym z tych zainteresowań nie jesteśmy super-hiper-turbo-mega ekspertami, którymi moglibyśmy być, robiąc tylko i wyłącznie to, ale jestem zdania, że taka wszechstronność i dużo zainteresowań daje też unikalną perspektywę. Czasami można miksować wiele kompetencji i tworzyć coś, czego osoba, która tylko i wyłącznie wąsko zamyka się na jedną dziedzinę, nie będzie dostrzegać, a my możemy dostrzegać przez to, że mamy jakieś kompetencje fotograficzne, muzyczne i tak dalej.

Tu też pytanie właśnie o to, czego człowiek oczekuje od tej pasji, do czego dąży. Wracam do tego przykładu biegacza — czy po prostu lubisz grać czy chcesz grać przed dużą publicznością i zdobywać nagrody. Sama po prostu lubię robić różne rzeczy i nie mam takiej wewnętrznej potrzeby, żeby być super-mega-hiper ekspertem, czy doskonała w tych tematach.

Sam mam taką, niestety… To też nie wiem, czy to jest dobra przypadłość, ale dla mnie od zawsze głównym motywatorem nie są pieniądze — choć są oczywiście ważne — ale jest szacunek otoczenia. Brzmi to trochę przewrotnie, ale bardzo zależy mi na tym, w jakichś dziedzinach być postrzeganym jako mniejszy lub większy autorytet.

To mnie zawsze motywowało — do nauki nowych rzeczy — żeby ktoś kiedyś powiedział, że w miarę się ogarnia w robieniu biznesów internetowych, albo fotografii — od czasu do czasu coś mu wyjdzie. To jest taki główny motywator dla mnie.

Tu znowu wychodzi to, że ja łaknę tej akceptacji ze strony otoczenia.

Albo masz, nie wiem, czy robiłeś sobie kiedyś Test Gallupa… Osiąganie. Człowiek potrzebuje wchodzić na te wyższe poziomy i osiągać w różnych dziedzinach. Może to jakoś genetycznie…?

Może! Nie robiłem tego testu. Mam niestety gen niezdrowego współzawodnictwa. To znaczy, nawet jak będę grać w koszykówkę z trzynastoletnią dziewczynką, to niestety nie potrafię grać na pół gwizdka. Muszę wygrać. [śmiech]

Może przesadzam, ale coś w tym jest. Nawet jak gram totalnie o nic, to i tak chcę wygrać.

Z drugiej strony lubisz robić też rzeczy pro publico pono, tak to nazwę. Nawiązuję do twojego podejścia związanego ze zdjęciami, że ty sprzedajesz zdjęcia, ale tak jak oficjalnie to komunikujesz, całość zysków ze sprzedaży tych zdjęć przeznaczasz na Wrocławskie Hospicjum Dziecięce.

Jasne, nawet przychodów. Chociaż one są tożsame, ale nie odliczam sobie opłat za utrzymanie strony, to opłacam samodzielnie.

Co cię skłoniło do tego? Myślę, że to piękne, szlachetne i warto promować taką postawę.

Dziękuję! Zacząłem przekazywać kasę z prelekcji — albo z wybranych prelekcji, zacząłem przekazywać kasę na hospicjum. Ludzie pewnie często sobie myślą, że pewnie jako współwłaściciel firmy giełdowej mam tyle kasy, że jest mi łatwo, ale jestem pewnie najgorzej zarabiającym prezesem spółki giełdowej [śmiech], więc przekazać jednorazowo nawet kilka tysięcy złotych, a pewnie przez ostatnie lata przekazałem z pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt tysięcy złotych. To jest bardzo dużo dla mnie kasy, to jest bardzo duża część mojego miesięcznego… Rocznego wynagrodzenia.

Miesięcznego! Chciałbym mieć takie wynagrodzenie kiedyś [śmiech].

To znowu zabrzmi tak wzniośle, ale rodzice zawsze mówili, że sztuką jest pomagać w trochę większym wymiarze, niż w takim, który nam w ogóle nie sprawia problemu. Czyli sztuką jest pomagać, jak się nie ma, a nie jak się po prostu ma kupę kasy.

rodzice zawsze mówili, że sztuką jest pomagać w trochę większym wymiarze, niż w takim, który nam w ogóle nie sprawia problemu. Czyli sztuką jest pomagać, jak się nie ma, a nie jak się po prostu ma kupę kasy.

Jedno i drugie jest fajne, jedno i drugie jest ważne. Zacząłem przekazywać kasę z prelekcji, trochę się uzbierało, potem ludzie zaczęli mnie pytać o zdjęcia, możliwość zakupu zdjęć, więc przez rok miałem taki system, że po prostu prosiłem ich, żeby przelewali coś na hospicjum. Nawet nie podsyłali potwierdzenia, bo mam zaufanie. Totalnie prosiłem co łaska — znaczy, nie było jakiejś tam stawki, tylko mówiłem: przelej cokolwiek, tyle, ile czujesz się komfortowo na hospicjum, ja ci podeślę plik gotowy do druku.

Takich przypadków było dość dużo, więc uznałem, że fajnie byłoby to zautomatyzować — jako przedsiębiorcy, od razu odpaliła mi się nutka tego, żeby to wyskalować i po prostu postawiłem stronę i sklep z tym, gdzie można sobie takie zdjęcia kupić. Natomiast pewnie ze zdjęć to łącznie udało się uzbierać pewnie do dziesięciu tysięcy złotych przez ostatnie dwa lata. Większość to właśnie z prelekcji, czy z jakichś takich współprac komercyjnych, które czasami mi się trafiają i z których często kasę przekazuję.

A zdjęcia można kupić w formie samego pliku graficznego czy już jako gotowy…?

Można kupić też w formie wydrukowanej, takiej metalowej płytki. Natomiast z tej metalowej płytki do mnie trafia tam relatywnie niewielki procent, bo produkcja i wysyłka, ona pożera gro tej kasy, którą wpłaca kupujący. W przypadku cyfrowego zdjęcia to sto procent tej kasy, która ludzie wpłacają kupując zdjęcie potem idzie na ten cel.

Podlinkujemy też tę stronę.

O, dziękuję!

Bardzo, bardzo zachęcam do kupowania twoich zdjęć. Mam takie trudne pytanie. Zastanawiałam się, czy ci je zadawać czy nie…

Wow! Mogę wszystko wyjaśnić. [śmiech]

Co się bardziej kręci? Robienie zdjęć, czy robienie biznesu?

Robienie biznesu.

A jednak!

W tym jestem lepszy, to pewnie przede wszystkim. W fotografii to pewnie jestem tam fotografem podróżniczym numer 1848 w Polsce i 800282 na świecie. W robieniu biznesu lubię czasami myśleć, że w top setce bym się w Polsce gdzieś tam znalazł.

Nie ogólnie w robieniu biznesu, jest tam dużo więcej kozaków, ale w pewnych specyficznych biznesach internetowych, biznesach on-line, biznesach subskrypcyjnych, no to udało się wypracować jakiś tam bagaż wiedzy, którą staram się dzielić, ale która też daje mi dużą satysfakcję, że udało się do tego dojść.

Michał, tak trochę zbliżając się do końca, chciałabym zatoczyć koło i wrócić do początku naszej rozmowy. Do tego aspektu: jak znaleźć czas. Powiedziałeś, że to jest kwestia priorytetu, chęci i motywacji. Bardzo się z tym mocno zgadzam, myślę, że też można pomóc ludziom, bo motywacja często jest, priorytet jest, a jakoś nie do końca… Nie wiem, czy umiejętności organizacyjne – coś przeszkadza. W sensie, że ludzie na tę ścieżkę realizowania swoich pasji nie wchodzą. Czy ty widzisz coś — jakieś słowa zachęty, czy jakiś sposób, jak można by było podpowiedzieć, żeby ludziom było łatwiej swoje pasje realizować?

Przede wszystkim: trzeba zacząć. To jest truizm, ale najważniejszy. Nie patrząc na sprzęt, nie patrząc, że muszę skompletować sobie najpierw turbo-super obiektyw dobrego bezlusterkowca, który ma obróbkę zdjęć w RAW-ie. Naprawdę… Jest wielu fotografów, których turbo szanuję, ale jednym z takich mega kozaków dla mnie jest @hashtagalek z Instagrama, który robi zdjęcia chyba głównie albo i wyłącznie nawet telefonami. Robi te zdjęcia tak genialne, że daleko mi do jego wizji i jego spostrzegawczości kompozycji, które wybiera. Naprawdę, genialny gość. Dla mnie też jest gigantyczną inspiracją, bo pokazuje, że sprzęt nie ma takiego znaczenia.

Ma wprawdzie dobry ten telefon, ale to jednak jest telefon. Telefony na ogół są słabsze niż większość aparatów, nawet sprzed kilku lat — nie mają takiej dedykowanej optyki.

Sprzęt nie jest ważny, to też jest problem, który często pokazują pytania zadawane przez ludzi. Pytają mnie, jakim aparatem robię zdjęcia. Z kolei inna, spoko osoba, której kiedyś komentarz zauważyłem: pytanie o fotografa, o aparat, którym fotografuje — bo spodobało się zdjęcie, to jest trochę, jakby mi się spodobał twój komentarz i zapytałbym, z jakiej klawiatury go napisałeś.

Wiadomo, sprzęt ma wpływ, czasami nawet istotny wpływ, ale nie decyduje o być albo nie być. Często najlepsze zdjęcia, jakie zrobiłem, były zrobione w biegu, komórką właśnie, gdzie była idealna chwila, a to, żeby mieć super-hiper-mega piksele, super obiektyw było drugorzędne.

To, co rekomenduję, to zacząć, po prostu zacząć. Ta wiedza dostępna jest w Internecie za darmo, więc można sobie po prostu wpisać w YouTube, albo wyszukać nawet jakieś podstawy fotografii. Jest masa fajnych materiałów. Spróbować wygospodarować sobie trochę czasu

Przykładowo, kilka lat temu jadąc na konferencję do Gdańska — jednego dnia występowałem na konferencji, drugiego dnia miałem zaplanowany dzień w naszym, gdańskim biurze. Widziałem, że są fajne warunki pogodowe, wynająłem więc sobie rower. Pierwszego dnia po konferencji wrzuciłem go do bagażnika, na drugi dzień przed wizytą w biurze pojechałem sobie z Gdańska samochodem do Łeby, stamtąd rowerem przejechałem osiem kilometrów wzdłuż plaży i zaliczyłem wschód słońca w Słowińskim Parku Narodowym na wielkiej wydmie, gdzie byłem sam. Nawet bez fotografii to jest niesamowite uczucie, przeżycie, jak widzi się wschód słońca z wielkiej wydmy i ma się widok 360 stopni na całą okolicę. Wygląda to niesamowicie. Wsiadam potem na rower, wracam do samochodu, kąpię się w morzu, otrzepuję z piasku, wskakuję do auta i na 9:30 jestem w biurze.

Wydawałoby się, że powinienem być śpiący, bo wstałem o 4:00 rano, ale mało kiedy mam więcej energii niż w takich dniach. Jest 9:30, a mi się wydaje, że już tyle się wydarzyło, taki niesamowity poranek. To jest niesamowite uczucie.

Też pewnie gdzieś tam sygnał prawdziwej pasji — ja jestem turbo śpiochem i nigdy nie potrafiłem wstać. Nienawidziłem wstawać rano, a odkąd naprawdę pasjonuję się fotografią, to nie mam problemu, żeby wstać o 3:00, 4:00 rano, iść po ciemku gdzieś, po jakichś chaszczach czy tak jak mówię, jechać rowerem wzdłuż morza plażą po ciemku, co też nie jest jakąś specjalnie przyjemną rzeczą. Dopiero powrót z cieplutkim słoneczkiem był fajny.

Wykroić sobie z tej doby — nawet raz w tygodniu — w sobotę rano, w niedzielę rano, wykroić sobie kilka godzin. Wyjść sobie kawałek za miasto, do parku, porozglądać się, poszukać fajnych kadrów, spróbować rzeczy, które rekomendują w tych kursach podstaw fotografii i może rzeczywiście to będzie coś, co też was zainteresuje.

Czy masz jakiś wymarzony kadr?

Mam pewnie kilka takich, na które poluję. W tej chwili sprawdzam prognozę pogody i szukam mgły. Nieopodal Wrocławia jest taki Zamek Grodno — opuszczony zamek na szczycie góry. Wymarzyłem sobie, że fajnie byłoby złapać, kiedy mgła znajdowałaby się relatywnie nisko i sam czubek góry z zamkiem wystawałby nad mgłę. Byłby fajny kadr, taki minimalistyczny.

Poluję sobie na niego, byłem już tam chyba z dziesięć razy i ani razu nie udało mi się trafić na taki warunek, który by na to pozwolił.

To jest też przyjemne — to, że się nie udaje, jest paradoksalnie przyjemne, bo w momencie, w którym się uda, czuje się, że udało się złapać coś unikalnego, coś, czego jeszcze prawdopodobnie nikt na świecie nie widział.

Wiele osób widziało ten zamek Grodno, ale nikt nie widział go w chwili, w której jest jedyną rzeczą wystającą nad chmurę.

Chciałbym kiedyś jakieś tornada sfotografować, lubię czasami gonić za burzą i robić zdjęcia błyskawic i przeżyć, preferencyjnie. Jest kilka takich kadrów, na które poluję.

Bardzo mi się spodobało, że powiedziałeś, że to jest fajne, jak ci się nie udaje i faktycznie, jak sobie człowiek o tym pomyśli to… Właśnie, ten sukces rozumiany w tym przypadku jako udane ujęcie, myślę, że smakuje nieporównywalnie lepiej, po tych kilku, kilkunastu nieudanych. Także fajne jest to, że z tej, nazwijmy to, porażki, też można czerpać przyjemność, bo potem będzie większa satysfakcja.

Zdecydowanie. Każdą nieudaną wizytę sobie odfajkowuję jako taką, która statystycznie przybliża mnie do tego, że w końcu trafię ten kadr.

Michał, to ja ci życzę, żebyś ten kadr trafił. Trafił już relatywnie niedługo, bo jak rozumiem, już czujesz zadowolenie z tych nieudanych prób – także życzę ci, żebyś relatywnie niedługo trafił na to udane zdjęcie i żebyś się pochwalił nim światu.

Dzięki serdeczne za rozmowę. Było super fajnie!

I ja bardzo dziękuję.

Dzięki wielkie!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top