NM 37: PROPS – biznes i terapia w jednym. Rozmowa z Joanną Gacek-Sroka

  • 00:41:46
  • 16 marca, 2021
  • 61,8 MB

Zaczynając z 400 zł w kieszeni stworzyła markę, po której produkty sięgają dziś tysiące kobiet. Tworzy kampanie społeczne, pomaga w budowaniu odwagi i pewności siebie, a w tym wszystkim towarzyszy jej pełna autentyczność. 

To właśnie Joanna Gacek-Sroka. Założycielka marki PROPS, mama i kobieta o niesamowitej energii do działania. A ta rozmowa jest jedną z tych, których nie możesz przegapić 🙂

Zapraszam do słuchania!

W odcinku “PROPS – biznes i terapia w jednym” z Joanną Gacek-Sroka usłyszycie o tym:

  • kiedy zauważyła, że przyszedł czas na poważne zmiany;
  • jak poradziła sobie z depresją poporodową;
  • co w jej życiu zmieniło prowadzenie bloga;
  • jak pomagać innym w trudnej sytuacji;
  • jak powstała marka PROPS;
  • dlaczego tworzy kampanie społeczne i jaki jest ich cel;
  • czym są Karteczki Mocy;
  • jak zachować autentyczność w rosnącej firmie;
  • jak realizuje swoje marzenia.

To niesamowite obserwować, jak Asia przekuwa swoją energię w tworzenie biznesu z duszą, który w swoim DNA ma w dodatku spełnianie marzeń. 

Jest to nadzwyczaj inspirujące i mam nadzieję, że jej pasja udzieliła się także tobie, i już zastanawiasz się nad tym jak ją zagospodarować. 

Wiem z własnego doświadczenia, że nie jest istotne co i dla kogo robisz, ale ile serca w to wkładasz. Dlatego idź i stwórz coś, do czego sam się rwiesz 🙂

Do usłyszenia w kolejnym odcinku!

Osoby i miejsca wspomniane w rozmowie:

Więcej o Joannie znajdziesz tu:

 

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

Cześć, Asia!

Cześć, dzień dobry!

Bardzo się cieszę, że przyjęłaś zaproszenie do podcastu Napędzani Marzeniami, bo powiem ci, że nie znam żadnej innej firmy poza Katalogiem Marzeń, która tak silnie miałaby marzenia w swoim DNA.

Marzenia to jest jedna z trzech wartości, którymi się kierujecie, które rozumiem są fundamentem tego, co robicie.

Jak to się stało, że te marzenia są tak ważne dla Ciebie, dla PROPSa?

Po pierwsze dziękuję za zaproszenie, bo jest to dla mnie niesamowite wyróżnienie. Jeżeli chodzi o marzenia, to pamiętam taki moment w swoim życiu – to było 8 lat temu, gdzie wszystko, w każdej dziedzinie mojego życia się zawaliło.

Zadzwoniłam wtedy do swojej kuzynki, z którą jestem bardzo blisko i powiedziała mi, że muszę o siebie walczyć. To jest coś, co muszę zrobić, bo muszę zdobywać świat. Powiedziałam jej wtedy „Iwona, ale ja nie mam marzeń”. Jak wypowiedziałam to na głos, to uświadomiłam sobie, że już zaszłam za daleko, jeżeli chodzi o rzeczy, które siedzą nam z tyłu głowy, że do niczego się nie nadajemy, że wszystko, co było w naszym życiu przekreśla wszystko, co będzie.

Miałam wtedy 22 lata – kobieta, która jest na początku swojej drogi życiowej, zawodowej czy rodzinnej – i stwierdziłam 3 lata temu, że PROPS nie tylko będzie marką, która szyje torebki, nerki czy inne akcesoria dla kobiet, ale będzie też marką, która będzie o nie walczyć.

Przypomniałam sobie siebie sprzed 8 lat, która myślała, że nic ze mnie nie będzie. Że te marzenia to jest coś wykreowanego przez social media czy inne osoby, które o tym mówią. Że to się nie spełnia i wszystko jest bez sensu.

Stwierdziłam, że nie – że jeżeli ja trzy lata temu zaczęłam faktycznie coś robić, mimo że mówiłam, że już nigdy nic nie zrobię, nie otworzę żadnej działalności gospodarczej, z to wszystko nie ma sensu, to stwierdziłam, że pociągnę też za sobą kobiety. Skoro ja potrafiłam podnieść się z tak dużego dołka, to stwierdziłam, że pociągnę za sobą te, które będą chciały ze mną iść.

Dlatego tak mocno walczę o wszystkich, którzy mnie słuchają, czytają. Żeby pokazywać im, że można wstać z największych dołków w życiu.

Możemy się cofnąć o te 8 lat? Wtedy był ten dołek a 3 lata temu powstał pomysł na PROPS.

Co wydarzyło się przez te 5 lat, że z tego dołku jesteś teraz wysoko na górze?

Na pewno to, że zostałam mamą i jak zobaczyłam w swoich rękach takie niewinne dziecko, które patrzy na mnie każdego dnia i ufa, że każdy dzień będzie spełniony, że każdego dnia będzie zaopiekowane, że ja teraz jestem najważniejszą osobą w jego życiu, to dało mi to bardzo dużo do myślenia. Jak mój syn miał kilka miesięcy, zapisałam się na Dress for Success w Polsce, w oddziale w Poznaniu.

To były tygodniowe spotkania dla kobiet, w których mówiono o różnych branżach, o różnych dziedzinach. Uczono nas wielu dziedzin, które mogły pomóc nam otworzyć swój biznes. Poznałam tam niesamowite kobiety, siedziałam tam od 9:00 do 17:00, sześć dni i co wchodziła nowa kobieta, to moje serce się w niej zakochiwało.

Życie nauczyło mnie wcześniej, że te kobiety nie zawsze podają rękę, że jak coś się dzieje nie tak, to po prostu zostajemy czasami sami. A tam okazało się, że… Ci ludzie są. Wyciągają do ciebie rękę, tylko teraz pytanie – czy ty również to zrobisz?

Życie nauczyło mnie wcześniej, że te kobiety nie zawsze podają rękę, że jak coś się dzieje nie tak, to po prostu zostajemy czasami sami. A tam okazało się, że… Ci ludzie są. Wyciągają do ciebie rękę, tylko teraz pytanie – czy ty również to zrobisz?

Te spotkania pokazały mi, że warto na nowo się podnieść, że to, co było w przeszłości nie musi zaważyć na tym, co będzie w przyszłości. Że teraz jest ważne to, co u i teraz. Obojętnie, czy to jest twoja druga, trzecia, czwarta szansa, to warto próbować.

Pamiętam, jak wróciłam ze spotkania i powiedziałam mojej mamie, że to jest ten czas, w którym jestem gotowa.

Powiem, że musiało to być niezwykłe przeżycie, bo widzę ciarki na rękach Asi. Czy szukałaś aktywnie pomocy w programach mentoringowych? Bo można powiedzieć, że Dress for Success to jest jeden z nich.

Wcześniej nie wiedziałam, że takie rzeczy istnieją. Koleżanka udostępniła posta na Facebooku – wyświetlił mi się wielki baner. Nigdy wcześniej nie wiedziałam czym jest mentoring, czym jest coaching. Kim są osoby, które się tym zajmują. Dopiero tam było pierwsze zderzenie z taką inicjatywą. Kilka miesięcy po zakończeniu tego szkolenia znalazłam inicjatywę Poznań Mentoring Walk. To było drugie wydarzenie, w którym brałam udział i też niesamowicie popchnęło wszystkie moje marzenia.

Spotkałam tak Agatę Habel, z którą zrobiłyśmy spacer po Poznaniu i z którą mówiłyśmy o wielu rzeczach i wielu aspektach w biznesie. Wtedy kolejny raz usłyszałam, że to, co przeżyłam, będzie jeszcze moją twierdzą. Będzie fundamentem do tego, co stworzę. Jak usłyszałam to od drugiej kobiety to zaczęłam faktycznie szukać miejsc w sieci, szukać grup biznesowych na Facebooku czy w Poznaniu, które spotykają się po to, żeby iść w jednym kierunku.

Wtedy faktycznie czasami po 4 razy w miesiącu byłam na wielu różnych spotkaniach, gdzie poznawałam niesamowite kobiety i od tego wszystko się zaczęło. Człowiek jak wleci w tę machinę pozytywności i poznawania nowych, wartościowych ludzi i kontaktów, okazuje się, że te zdarzenia same się gdzieś znajdują i mogę się dowiedzieć mnóstwa rzeczy.

Jak zapisywałaś się na te wydarzenia, to już miałaś z tyłu głowy, że chcesz stworzyć coś swojego, swoją firmę? Czy po prostu chciałaś wyjść do ludzi?

Tak, chciałam bardziej wyjść do ludzi, bo tutaj też nie ukrywam, że miałam depresję poporodową. Nie wyobrażałam sobie, że mogę wyjść i zawojować świat. Wiedziałam, że potrzebuję pomocy i musiałam zdecydować, czy wracam do poprzedniej wersji siebie jak miałam 20 lat i zdobywałam świat swoimi marzeniami, robiłam wszystko, czego chciałam czy nadal chcę tkwić w tym, co jest w mojej głowie – czy chcę przełamywać te bariery.

Jak zobaczyłam to ogłoszenie to nie była myśl, że chcę robić coś swojego, tylko bardziej by zmienić swoje myślenie. By chcieć pokonywać swoje bariery czy na przykład poznawać osoby, które może mają podobne sytuacje, doświadczenia, a walczą. Szukałam inspiracji – wtedy jeszcze nie myślałam o własnej działalności.

Sama doszłaś do tego, że potrzebujesz pomocy?

Na początku nie. To wszystko, co działo się obok mnie wydawało mi się normą. Że wszystkie mamy tak mają i tak po prostu jest. Po rozmowie z moją mamą, przyjaciółką, które widziały, że niefajnie się dzieje i wkładały ogrom pracy i miłości, bycia przy mnie, stwierdziłam, że faktycznie mają rację i muszę coś ze sobą zrobić. Obojętnie co myślę na ten temat, ale jeżeli tak bliskie mi osoby to widzą i tak mi mówią to oznacza, że one chcą dla mnie dobrze. To było pierwszym momentem. Pamiętam też, jak skonsultowałam się online z psychologiem i usłyszałam zdanie, żeby wrócić do czegoś, co sprawiało mi radość. Żeby znaleźć coś sprzed macierzyństwa albo sprzed moich życiowych kryzysów.

To były dwie rzeczy – śpiew i pisanie. Pośpiewać mogę w domu, ale jak jest się z kilkumiesięcznym synem to nie wyjedzie się na koncert ani nie pójdzie się na próbę, nie poświęca się temu czasu. Stwierdziłam więc, że wracam do pisania. Pisanie zawsze było mi bliskie. Założyłam bloga, w którym zawsze opisywałam co czuję, że bardzo mocno zawiodłam się na mojej wizji macierzyństwa i zaczęły się gromadzić wokół mnie kobiety, które powiedziały „Cieszę się, że o tym mówisz – bo jak ja o tym mówię, słyszę: przestań, nie wymyślaj, ciesz się, że dziecko jest zdrowe” i nikt nie rozumie tego, że faktycznie takie stany istnieją. Stany lękowe, depresja poporodowa, baby blues – to istnieje. Dziewczyny pisały, że dziękują za to, że jestem. I faktycznie wylewając te swoje emocje na tzw. kartkę papieru mogłam się bardzo mocno oczyścić. To bardzo mi pomogło.

Założyłam bloga, w którym zawsze opisywałam co czuję, że bardzo mocno zawiodłam się na mojej wizji macierzyństwa i zaczęły się gromadzić wokół mnie kobiety, które powiedziały „Cieszę się, że o tym mówisz – bo jak ja o tym mówię, słyszę: przestań, nie wymyślaj, ciesz się, że dziecko jest zdrowe” i nikt nie rozumie tego, że faktycznie takie stany istnieją.

Naszło mnie pytanie – mam to szczęście, że jestem mamą trójki dzieci i nie przeszłam depresji. Przez pierwsze lata macierzyństwa udało mi się przejść dość lekko.

Zastanawiam się, czy ja bym zrozumiała osobę, która się z tymi trudnościami boryka. Jestem przekonana, że duża część osób, które mówiły ci, byś nie przesadzała i cieszyła się, że dziecko jest zdrowe… One mogły chcieć pomóc tylko nie wiedziały, że nie tędy droga.

Bazując na swoim doświadczeniu mogłabyś podpowiedzieć, co można zrobić, żeby nie wylać dziecka z kąpielą – że swoimi dobrymi intencjami nie sprawić, że ktoś się pogrąży jeszcze bardziej?

Mnie bardzo pomogła obecność drugiej osoby. Czasami słowa, jak na to reagujemy, działają odwrotnie. Sama jestem taką osobą, że jak ktoś mi powie, że czegoś nie potrafię, to zrobię wszystko, by udowodnić inaczej. Coraz bardziej jednak walczę, żeby nie udowadniać komuś, tylko sobie.

Faktycznie te słowa w takim momencie są bardzo irytujące. Jak widziałam, że moja mama bez słowa przyjeżdża, pomaga i jest, to czułam się wtedy bardzo bezpieczna. Jeżeli widzi się, że człowiek w depresji cały czas płacze, odczuwa jakieś stany – sama potrafiłam cały czas stać przy łóżeczku, czuwać w nocy. Nie potrafiłam nawet zasnąć, bo cały czas myślałam, że coś się stanie. Naczytałam się wielu niefajnych rzeczy, co może stać się z noworodkiem podczas pierwszych nocy.

Było więc dużo sytuacji, które powodowały lęk i zamiast radości wywoływały łzy i świadomość, że ja sobie z tym nie poradzę, że nie nadaję się do tego i to mnie przerosło. Jednak świadomość, że moja mama przyjechała, zabrała, chociaż na pół godziny na spacer dziecko, gdzie mogłam uspokoić myśli, wrócić do siebie – to mi najbardziej pomogło. Nie słowa – tylko to, że ktoś był przy mnie i powiedział „damy radę razem”.

Do biznesu!

W którym momencie narodził się pomysł na firmę i konkretnie na PROPSA?

To było na spotkaniach Dress for Success w Poznaniu. Pod koniec zaczęła kiełkować mi myśl, że fajnie byłoby zrobić coś swojego, tylko kompletnie nie wiedziała, jak się za to zabrać i co by to mogło być.

Na spotkaniach Poznań Mentoring Walk poznałam Agatę Habel i podczas spaceru powiedziała: „Ale twoja mama jest krawcową!”. Bo pytała, jakie mam zasoby, żeby zacząć tu i teraz. Kto jest obok mnie, z kim mogłabym coś zrobić.

Faktycznie – świadomość, że obok mnie jest mama, która ma ogromne doświadczenie w szyciu, niesamowitą wiedzę odnośnie do materiałów, krojenia, innych rzeczy, może pomóc mi w rozwinięciu czegoś swojego. Totalnie nie miała być nie wiadomo jak duża marka. To miała być firma, która miała mi pomóc wrócić na rynek po macierzyństwie. Tylko i wyłącznie takie, żeby wrócić, czymś się zająć, myśleć o czymś.

I pamiętam jak wróciłam do domu i powiedziałam: „Mamo, będziemy szyć”. I mama na to: „Od kiedy?”. Zaczęłyśmy następnego dnia.

Bez koncepcji, bez strategii – nic nie było wielkiego w planach. Zaczęłam czytać różne książki odnośnie do biznesu, stworzyłam swoją stronę internetową, sklep stworzyłam sama w 7 dni – jak mówi Biblia, jak Pan Bóg tworzył świat. Jestem z tego niesamowicie dumna – szukałam informacji, wiedzy i tego gdzieś się uczyłam. Okazywało się, że z dnia na dzień, wprowadzając do firmy różne rzeczy, nowe produkty, to zaczęło sobie rosnąć.

Wyczytałam, że miałaś 400 zł i wsparcie mamy. Nie urodziły ci się w głowie takie myśli: „Dobra, 400 zł, mama – to się nie uda”.

Jestem w szoku – to było szaleństwo. Nie wiem, jak to zrobiłyśmy z mamą. Patrząc, jak teraz wylicza się marki, jak czasami patrzę na różne grupy biznesowe, modowe, jak ludzie tworzą strategie dla biznesu, które są po 700 tysięcy – stworzenie marki odzieżowej od zera. To jest produkcja, mnóstwo kosztów obok tego. Jak sobie przypomnę, że miałam 400 zł, z czego jeszcze mama się śmieje, że powinnam odliczyć w tych opowieściach, bo kupiłam bilet do Poznania, więc to odchodzi ok. trzydziestu-kilku złotych. Kupiłam 4 metry materiałów – i pamiętam na jednym ze szkoleń, w którym byłam na Dniach Przedsiębiorczości w Poznaniu. Zapadło mi takie zdanie: „Zaczynaj z tym, co masz. Nie szukaj wymówek, żeby mieć więcej i lepiej. Nigdy nie będziesz perfekcyjna, żeby zacząć z tym wszystkim, co na ten moment byś chciała”.

Faktycznie – pamiętam moją radość. Poznałam panią Anię, która na pewno będzie tego słuchać, bo słucha wszystkich wywiadów i podcastów. Jak jechałam do hurtowni w Poznaniu i kupiłam 4 metry materiałów. Jak wróciłam do domu, mówię „Mamo, mamy 4 metry różnych wzorów. Co robimy?”. A mama mówi: „Mamy maj, jest lato – workowe plecaki są fajne. Może te worki?”. Odpowiedziałam, że świetnie, przecież to i fajnie wygląda, i jest użyteczne. Kupiłam wodoodporne materiały, więc nie dość, że będzie fajnie wyglądać, to jeszcze będzie użyteczne właśnie.

Na prywatny profil wystawiłam informację, że takie worki są do kupienia i się zaczęło. Z grubej rury – zamówień w pierwszy dzień mieliśmy kilkadziesiąt. To był dla nas szok – mama do tej pory pyta, kto to zamawiał. Jak to się stało?

Faktycznie – moi znajomi byli taką twierdzą, moje miasto, Oborniki, były taką wisienką na torcie w tym wszystkim. I bardzo mocno dali nam się rozwijać. Pamiętam, że miałam taką strategię, żeby nie kupować materiałów na zapas, tylko z tego, co było po kolei, krok po kroku wprowadzałyśmy nowe wzory, kupowałam dalej po metrze, dwóch, czterech, żeby nie załadowywać się, tylko zobaczyć, czy dany wzór wyjdzie czy nie. Powoli, powoli sobie to rosło.

To jest dla mnie niezwykła, budująca historia. To, co powiedziałaś o zdaniu usłyszanym na Dniach Przedsiębiorczości, że „zaczynaj z tym, co masz”. Myślę, że to jest przesłanie, które warto zapamiętać z tej rozmowy.

Patrząc na twoją stronę mam wrażenie, że dużo eksperymentujesz. Podcast, e-book, nowe wzory, po trochę, nowe materiały, szyjemy coś nowego, czy to się przyjmie czy nie – widziałam też po drodze bambusowe pudełka, więc ekologiczny kierunek. Również Showroomy – to jest coś dużego. Czy właśnie takie masz podejście, że nie tworzysz takiej długoterminowej strategii, tylko jest pomysł – przetestujmy. Sprawdzi się, to wdrażamy go na stałe. Jak nie – szukamy kolejnego.

Z wykształcenia nie jestem marketingowcem, nie mam totalnie wiedzy. Tylko tę, którą sama zdobywam, czytam i tak dalej. Śmiejemy się więc, że wszystkie moje pomysły są testami i dopiero w rzeczywistości możemy sprawdzić, czy one działają czy nie.

Ale faktycznie mam taką zasadę od początku, że uczę się też na doświadczeniach innych. Bardzo dużo z innymi rozmawiam, pisałam do różnych kobiet, które mają podobne działalności, mają swoje szwalnie, mają swoje marki po kilka lat.

Nie znając ich do nich napisałaś?

Tak. Niektóre znałam, niektórych nie i stwierdziłam, że jeżeli nie odpiszą to nie. A jeżeli odpiszą, to faktycznie może się coś fajnego zadziać. Pamiętam, że zawsze wysyłałam małe upominki za tę wiedzę, bo nie było mnie stać, żeby iść na lekcje mentoringowe czy coachingowe. Zawsze tym, co miałam dawałam znać, że jestem, pamiętam i bardzo dziękuję. Wtedy usłyszałam też fajną rzecz, że wiele marek odzieżowych i różnych takich, które coś szyją, produkują, upada po kilku latach, bo mocno się zatorowują. Bardzo dużo kupują na wyrost i później to sprzedają za bezcen. Zawsze mówiłam do mojej mamy, że tak nie będziemy robić. Wolę dłuższy czas realizacji, a próbować po trochę. Kiedyś to były 4 metry, dzisiaj to belka. Bo obojętnie, czy wzór się sprzeda czy nie, to mamy już fajną grupę odbiorców, że pierwszy rzut – zawsze znajdą się ludzie, którzy go pokochają.

Nigdy nie robię tak, że kupuję czegoś nie wiadomo ile, a później się martwię, czy to zejdzie czy nie. Nasi odbiorcy dobrze wiedzą, że jeżeli jest nowy wzór – zawsze jest przedsprzedaż – chociażby pudełka, to zawsze są krótkie, limitowane serie, czy nowe kolekcje, to zawsze najpierw patrzymy, czy to się sprzeda czy nie. I tak jest ze wszystkimi pomysłami. Bardzo dużo tez pytam swoich odbiorców, czy myślą, że ten pomysł, kolor jest fajny.

Często robimy zdjęcia z hurtowni wybieramy różne wzory, kolory. Oni głosują i okazuje się, że słuchanie odbiorców jest kluczem, bo zawsze ktoś trafiał w bestseller, najlepszy kolor i we wzór, który się sprzeda i fajnie wygląda w różnych stylizacjach. Tak – dużo testuję, sprawdzam, ale myślę, że to też jest takie fajne, bo zawsze pamiętam sprzed takiego okresu, gdzie miałam kryzys, to wcześniej byłam energiczną, spontaniczną osobą i ten proces pozwala mi na to, że ja mogę sobie różnych rzeczy próbować, że mogę tworzyć, robić różne rzeczy i to chyba też pozwala mi się radować z tego, co robię.

Nie wiem, czy tak można powiedzieć, że ta firma i te lata – słyszę z tego, co opowiadasz, też od naszej wspólnej znajomej, że ma wrażenie, że ta firma jest swojego rodzaju terapią dla ciebie i też tak sobie dopowiadam patrząc na kampanie, które realizujesz, że to też jest element terapii.

Mam w szczególności na myśli tę ostatnią – walcz o siebie. Skąd pomysł, żeby taką kampanię połączyć z marką modową?

Twierdzę, że jest wiele marek, które nie wykorzystują swojego potencjału i mówię tutaj o dużych koncernach, dużych markach, które wiele lat nastawione były wyłącznie na sprzedaż i zysk. Brakowało mi – nie ukrywam, jest dużo polskich marek, które też robią różne, fajne kampanie i przydatne dla kobiet, ale brakowało mi polskiej marki, która będzie stale, konsekwentnie dążyła do tego, żeby ich odbiorcy wzrastali razem z nimi.

To „Walcz o siebie” a wcześniej były „Marzenia nie mają horyzontów”, druga kampania z zeszłego roku to była „Bądź sobą, bo taka jesteś najpiękniejsza”. To było też niesamowite doświadczenie, które zrobiłam.

W tym roku „Walcz o siebie” – ma pokazywać, że można powstawać z tych wszystkich dołków i stwierdziłam, powiedziałam do całego zespołu, że jeżeli ktoś będzie chciał nas obserwować, to weźmie nas w całości takimi, jakimi jesteśmy i okazuje się, że te wartości są czytane, udostępniane, dostajemy masę wiadomości od dziewczyn, że porzucają związki, które są od wielu lat raniące. Nie namawiam do rozwodów czy rozstań, ale chodzi o takie naprawdę mocne historie, które dostajemy.

Proszę mi uwierzyć, że nie ma dnia, w których nie dostajemy wiadomości „Dzięki tobie zmieniam swoje życie” albo „Obok umowy o pracę zaczęłam też robić swoje rzeczy, o których zawsze marzyłam”.

To jest najpiękniejsze i stwierdziłam, że to będzie naszym wyróżnikiem, bo mi to też naturalnie wychodzi. Jak ktoś powiedział, że to jest PR-owe i że robię to dla pieniędzy, to odpowiedziałam: „Wróćcie do pierwszego dnia, pierwszego posta i zobacz czy bez tej wiedzy, którą teraz mam – czy to nadal jest dla pieniędzy?”. Nie. Chcę ich mocno pociągnąć i będę to robić stale i konsekwentnie.

„Marzenia nie mają horyzontów” – bardzo mi się podoba to hasło. W końcu jesteśmy w podcaście Napędzani Marzeniami. Co to sformułowanie tak naprawdę dla ciebie znaczy?

Pamiętam, jak nie stworzyłam jeszcze w swojej głowie tych karteczek, które dokładamy, karteczek mocy, o których pewnie jeszcze powiem.

Usiadłam w domu i powiedziałam do mamy, że chciałabym wysyłać w świat – nie tylko produkty, ale żeby ludzie dostawali do tego dodatkową wartość. I prócz postów, które wiedziałam, że będziemy robić, chciałam, by prócz produktu mogli zostawić sobie coś dla siebie.

Pamiętam jak usiadłam, zamknęłam oczy i powiedziałam: „Dobrze. Co byś chciała sama odczytać w okresie, kiedy było ci ciężko?”. Zamknęłam oczy i zobaczyłam ogromną przestrzeń. Morze z horyzontem – i pomyślałam: „Moje marzenia nie mają już horyzontów”.

Pamiętam jak usiadłam, zamknęłam oczy i powiedziałam: „Dobrze. Co byś chciała sama odczytać w okresie, kiedy było ci ciężko?”. Zamknęłam oczy i zobaczyłam ogromną przestrzeń. Morze z horyzontem – i pomyślałam: „Moje marzenia nie mają już horyzontów”.

Napisałam to wtedy na pierwszej kartce, którą wysłałam i to się tak mocno wbiło w świadomość naszych obserwatorów i w moją, że faktycznie to hasło jest już rozpoznawalne. Dla mnie znaczy, że nawet jak się patrzy na horyzont i widzimy pewny koniec, który się oczywiście zawsze oddala, ale my widzimy koniec. Twierdzę, że to wszystko jest w naszej głowie. I tak dużo przepracowałam przez ostatnie lata, tak dużo pracowałam nad swoim myśleniem, nad zmianą, że dla mnie nie ma już horyzontów. Właśnie to chcę przekazywać – że to jest tylko i wyłącznie w naszej głowie.

To sformułowanie „Marzenia nie mają horyzontów” jest mi szczególnie bliskie, bo w zeszłym roku w firmie prowadziliśmy warsztaty pod hasłem „Poza horyzont”. Tytuł był taki, abyśmy się uwolnili od jakiejś tej magicznej granicy, żebyśmy nie myśleli o tym, co możemy zrobić i nie czuli kotwicy, że się nie da, bo to kosztuje nie wiadomo jak dużo albo jest tyle więcej pracy albo nie mamy takich kompetencji – dla mnie magiczne jest to, że pewne sformułowania, użycie konkretnych słów zmienia to, jak patrzymy na świat. Podpisuję się bardzo!

Każde wypowiedziane słowo ma moc, więc to, co mówimy na głos utożsamia się z naszą głową, myśleniem i powinniśmy mówić o dobrych rzeczach, z nimi żyć i się utożsamiać.

W tym kontekście te magiczne karteczki mocy, to co to jest?”

Karteczki Mocy to jest taka wisienka na torcie PROPSa. Tak jak wspomniałam, chciałabym, żeby ludzie dostawali coś więcej. Że jak wyjdą z torebką, nerką, żeby mogli w portfelu albo na lodówce zostawić sobie myśl, że jak będzie ciężko i będą obok niej przechodzić, to tam może być jedno zdanie – to nie musi być rozprawa, ale zdanie, że ktoś o tobie myśli, pamięta i nie jesteś w tym sama. Właśnie to miało być takim głównym przesłaniem, żeby wczytać się tak mocno w naszą historię, która mówi, że zaczęłyśmy od 400 zł z niefajną historią – że jeżeli my się podnieśliśmy i dajemy radę, to każda z was może.

Z kartkami też jest niesamowita historia, ponieważ Marlena, od której zamawiamy do początku kartony mówi: „Słuchaj, mam tutaj dużo na zbyciu kartonowych podkładek. Nie wiemy co z tym robić – nie przydałyby ci się do wyciskania kształtów, serduszek, do czegokolwiek?”. Myślę, że serduszek nie, ale…

Już wtedy zaświtała mi myśl, że to jest coś, czego oni ni potrzebują, ale ja wykorzystam to na coś dobrego. To jest też fajne, że nie jest to kupowane osobno, tylko nasze, z dobrymi myślami. Wiem, że w grupie ambasadorów PROPSa też nie ma dnia, gdzie ktoś nie wyśle jakiejś karteczki, zdjęcia, że miały jakiś niefajny dzień, ale otworzyły paczkę, przypomniały sobie o tej karteczce i zrobiło im się ciepło na sercu. To jest też takie fajne, magiczne.

Dzisiaj PROPS to 20 osób?

16. I zobaczymy, co ten rok przyniesie!

Pytam, bo w PROPSIE bardzo widać ciebie i można postawić metaforyczny znak równości i wśród swoich wartości macie również autentyczność, co jeszcze mocniej ten znak równości dla mnie podkreśla. Bazowanie na twoim doświadczeniu, historii, wszystkie kampanie, o których mówimy.

Pytanie, które zadaję sobie w kontekście rozwoju firmy i liczby osób, to jest: jak zachować tę autentyczność i zakotwiczenie w wartościach, w momencie, kiedy się szybko rośnie?

Nie ukrywam, że ostatnio mamy takie doświadczenia, którymi też się dzielę z zespołem, że faktycznie jest coraz trudniej. Jak byliśmy w mniejszym gronie – 4 osoby w biurze, to wszystko jest takie rodzinne, małe. Pod koniec zeszłego roku przenieśliśmy się do innej pracowni i nie dość, że każdy z nas jest w swoich pomieszczeniach, to nagle stało się nas 16. Zastanawiałam się ostatnio nad tym, jak chciałabym, aby PROPS to kontynuował, bo jest to naszym mocnym wyróżnieniem. Myślę, że kluczem jest dobranie sobie do zespołu takich osób, które to zrozumieją.

Mamy wiele wiadomości – nawet jak nie rekrutujemy – że ktoś chciałby u nas pracować. Nawet jak spotykam się z tymi ludźmi, to oprócz wykształcenia, oprócz doświadczenia, innych rzeczy, które będą nam pomocne w rozwoju, pytam, czy oni są gotowi wejść w transparentność, autentyczność i taką, a nie inną firmę. To jest moje marzenie, mój plan i chciałabym, żeby każda osoba, która do nas dołącza wiedziała, że to jest dla mnie bardzo ważne. I albo się z tym zgadza, albo nie. Wydaje mi się, że to jest klucz- że jestem szczera od początku. Oni wiedzą, że będą na relacjach, że będą widoczni, będę mówić o tym i o tym, że ta firma jest na wyciągnięcie ręki i każdy może przyjść do naszej pracowni. Nasz showroom to nasza pracownia! Jak przyjedziecie do nas to zobaczycie dziewczyny szyjące nasze kroje, pakowanie, wszystko na dłoni!

W Warszawie również?

Nie, w Warszawie jest tylko showroom, ale w Poznaniu mamy cały zespół i jak się wjedzie to nie jest to tylko miejsce, w którym można coś kupić czy zobaczyć, ale oni są wszyscy na wyciągnięcie ręki.

Mam nadzieję, że uda nam się to. W tym roku bardzo mocno będę nad tym pracować i muszę też wtrącić, że robię z naszym zespołem co miesiąc takie spotkania 1:1, czyli biorę każdego na 15, 20, 30 minut i rozmawiamy o tym jak minął miesiąc, co jest okej, co do poprawy, co możemy wspólnie zrobić, żeby żyło się tej osobie jako pracownikowi lepiej – bo czasami są rzeczy, których ja nie zauważam, bo nie jestem tam 24 godziny na dobę. Nie zawsze mam świadomość, co jest potrzebne w firmie albo z drugiej strony – co ja bym chciała, żeby ta osoba zrobiła jeszcze więcej albo lepiej.

Wydaje mi się, że to też jest taki klucz – oni mnie mają, mogą na mnie liczyć i możemy te wszystkie kwestie rozwiązywać co miesiąc, z każdym i to będzie nasz ogromny sukces, jeżeli będziemy to kontynuować, bo na każdej rozmowie zawsze wyjdzie z kimś coś fajnego, fajny pomysł, projekty i też myślę, że fajnie to przyjmują. Że można przyjść, porozmawiać, powiedzieć czego brakuje, a nie kumulować to przez pół roku i później z czymś walczyć.

To też jest takie fajne, że możemy się spotykać i normalnie rozmawiać. Widzę, że oni też czują, że są częścią tej firmy, która może dzięki nim mieć coraz szybszy, większy rozwój.

Myślę, że w całej naszej rozmowie padło wiele rad, które nie tylko dziewczyny mogą wziąć do siebie, przełożyć na swoją sytuację i się zainspirować.

Gdybyś miała jedną, złotą radę, żeby dodać tych skrzydeł osobom, które zastanawiają się, co zmienić w swoim życiu, bo czują dyskomfort? Co by to było?

Powiedziałabym, że obojętnie w jakim momencie życia jesteś, jest czas na zmiany. Jeżeli ty wewnętrznie czujesz, że coś się dzieje, to nie jesteś ty, chciałabyś coś więcej, to już jest zalążek do tego, żeby tego poszukiwać. Właśnie kampania „Walcz o siebie”, którą robimy w tym roku, ma pokazywać, że to jest ten rok, to jest ten czas, w którym fajnie zawalczyć nie tylko o swoje marzenia, ale też, by zmieniać swoje myślenie albo myślenie o sobie. Często myślimy, że jesteśmy brzydkie, niedowartościowane, tutaj mamy za dużo – ja też mam i tak czasami myślę -ale żeby poświęcić sobie czas. Często według nas najważniejsi są wszyscy dookoła i zapominamy o sobie.

Powiedziałabym, że obojętnie w jakim momencie życia jesteś, jest czas na zmiany. Jeżeli ty wewnętrznie czujesz, że coś się dzieje, to nie jesteś ty, chciałabyś coś więcej, to już jest zalążek do tego, żeby tego poszukiwać.

W tym roku chcę powiedzieć wszystkim, że musimy zacząć od siebie. Jak my będziemy szczęśliwe, spełnione, to wszyscy dookoła też dostaną po stokroć. Jeżeli więc czujesz, że jest jakiś zalążek w tobie, który chciałabyś zmienić, to poszukuj, pytaj i znajduj osoby. Mam to szczęście, że mam wspierającą mamę, męża, przyjaciół, ale często jest tak, że spotykamy się z osobami, które powiedzą, że to się nie uda. Że to jest bez sensu. Jest coraz więcej takich ludzi obok mnie, którzy tak mówią – nie na tych ludziach świat się kończy.

Teraz możemy w internecie znaleźć różne fora biznesowe, grupy, jakichkolwiek innych spotkań, które możemy robić, grupy mastermindowe online. Jest wiele inicjatyw i mam wiele kontaktów, które zdobyłam dzięki internetowi, z niektórymi dziewczynami spotykam się na co dzień, chociażby wczoraj na domówce spotkałam się z Marleną z marki OKI, więc dużo kontaktów można nawiązać, które będą wspierające. To nie zawsze musi być wyłącznie twoja rodzina czy krąg znajomych.

Szukaj, dowiaduj się, pytaj, a na pewno znajdziesz odpowiedź.

Dzięki wielkie.

Na koniec – czy spełniłaś już swoje marzenia? Czy masz marzenie poza horyzont, nad którym pracujesz?

Moje marzenia nie mają horyzontów i nigdy się nie skończą. W końcu tak myślę.

Wszyscy dookoła się śmieją, że mam taką mapę marzeń, którą sobie robię od trzech lat i zawsze mówię, że ta mapa jest na rok i mam nadzieję, że to wszystko gdzieś tam zrobię, a po 3 miesiącach okazuje się, że tam już jest dużo rzeczy powykreślanych i trzeba wymyślać nowe.

Mam dużo marzeń, ale bardziej robię to spontanicznie. Te wszystkie marzenia, cele, plany nachodzą różnorodnie, z różnych dziedzin i czasami jest tak, że wstaję, pomyślę sobie o czymś i już nawet tego nie zapisuję, bo robię wszystko, żeby do razu to wykonać – zadzwonić, dowiedzieć się o danej rzeczy, co można zrobić i po prostu działam.

To jest taki klucz – nie zostawiam ich na później. Nie ma już tak, że coś jest moim marzeniem i będę do tego dążyć, tylko jest – to robimy!

Super. Asiu, bardzo ci dziękuję za tę rozmowę. Masa inspiracji, teraz tylko trzeba czerpać garściami!

Dziękuję bardzo. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za zaproszenie!

Dzięki!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top