NM 57: Valerjan Romanovski – czy nasz organizm ma jakieś granice?

  • 00:35:52
  • 01 lutego, 2022
  • 57,3 MB

Zapraszam Cię na spotkanie z Valerjanem Romanovskim. Człowiekiem, który własnym przykładem pokazuje, że granice naszego ciała są znacznie dalej, niż się spodziewamy. 

Ma na swoim koncie kilkanaście rekordów Guinessa, własnie w dziedzinie testowania wytrzymałości ludzkiego organizmu w ekstremalnych temperaturach. Dla przykładu, w 2021 roku Valerjan pobił rekord w czasie przebywania po szyję w lodzie, a spędził w nim ponad 3 godziny. Rok wcześniej pobił rekord w jeździe na rowerze przy największej różnicy temperatur, która wynosiła 240 stopni. 

Rozmawiamy o psychice, ciele, ich wzajemnej relacji i wielu innych zagadnieniach.

Zapraszam do słuchania!

W odcinku “Valerjan Romanovski – czy nasz organizm ma jakieś granice?” usłyszycie o tym:

  • kim jest i jak siebie definiuje;
  • jaką drogą podąża w życiu;
  • w jaki sposób słuchać swojego ciała i umysłu;
  • czy możemy samodzielnie pracować z ciałem;
  • jak zacząć morsować;
  • skąd wie, kiedy zakończyć pobijanie rekordu;
  • jak obcowanie z zimnem wpłynęło na jego ciało;
  • dlaczego czynniki stresowe są ważne i co nam mogą dać;
  • jak kontroluje bezpieczeństwo w swoich projektach;
  • jak hartować swoje ciało;
  • jakie projekty dają mu największą satysfakcję.

 

Valerjan w swojej książce pisze o sobie, że “jest przeciętnym człowiekiem, który może robić nieprzeciętne rzeczy’. Co ciekawe, nie tylko może, ale też je robi i inspiruje swoimi wynikami kolejne pokolenia. 

Dla mnie to była bardzo inspirująca rozmowa i już nie mogę się doczekać wejścia do zimnej wody.

To z kim widzę się w przeręblu? 😉

Do usłyszenia w kolejnym odcinku!

Valerjan Romanovski

Linki dodatkowe: 

Więcej o Valerjanie znajdziesz tutaj:

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

Cześć! Dzięki wielkie za przyjęcie zaproszenia do podcastu Napędzani Marzeniami. Zawsze staram się dbać o komfort gości i chciałam Cię zapytać, czy jest Ci ciepło?

Mam wygórowane oczekiwania i zawsze się spodziewam, że jest chłodniej, więc będę starać się wytrzymać przez ten krótki czas, w jakim tu jestem. Treningowo!

Myślę, że tu faktycznie jest ok. 25 stopni. Jesteś przyzwyczajony do temperatur zdecydowanie niższych i zaraz o tym będziemy rozmawiać, ale tak na start chciałam zapytać – kim jesteś? Sportowcem, kolażem czy rekordzistą? Wykładowcą? Psychologiem? Naukowcem?

Trochę inaczej podchodzę do definiowania, kim jestem, bo staram się nie zawracać tym sobie głowy. To nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Uważam, że jak ktoś chce jakoś zdefiniować, to proszę bardzo. Każda opcja będzie przeze mnie zaakceptowana – tym się nie zajmuję. Na tym to polega, że się skupiam na kwestiach, które mają znaczenie w życiu do osiągnięcia jakiegoś tam celu lub do pewnych założeń, a to nie ma. To nie jest więc istotne.

Dla jednego będę morsem, dla innego rekordzistą Guinnessa, dla trzeciego – naukowcem. To nie moje definicje. Ale każdą akceptuje.

To, co jest tym celem? Co jest tą drogą, którą podążasz?

Wydaje mi się, że każdy człowiek musi mieć cele, założenia, bo takie życie bez niczego jest nudne, bezwartościowe. Taki posiłek bez smaku. Co mną kieruje? W dużym stopniu ciekawość. Gdzie są możliwości ludzkiego organizmu, poznanie potencjału ludzkiego organizmu, bo to pochodna tej ciekawości. Zaskakiwanie organizmu, na co go stać – kilka lat temu, analizując pewien projekt, nie sądziłem, że jestem w stanie to zrobić, a później się okazuje, że wszystko jest do zrobienia. W ostatecznej kwestii pracowanie nad tym ciałem pod wieloma względami nie tylko pod względem fizycznym, bo to jest takie oczywiste, przewidywalne, namacalne, ale też pod względem psychicznym. Też mnie ten umysł ciągle zaskakuje i widzę, jaka jest współpraca między umysłem a ciałem.

Co mną kieruje? W dużym stopniu ciekawość. Gdzie są możliwości ludzkiego organizmu, poznanie potencjału ludzkiego organizmu, bo to pochodna tej ciekawości. Zaskakiwanie organizmu, na co go stać – kilka lat temu, analizując pewien projekt, nie sądziłem, że jestem w stanie to zrobić, a później się okazuje, że wszystko jest do zrobienia.

Jestem takim obserwatorem, widzę, jak one się dogadują i to mi wystarczy. Tylko żeby do takiego stanu doprowadzić, żeby była ta równowaga. Przeważnie jest tak, że jest pewien konflikt między umysłem a ciałem, że chcemy coś robić na przekór naszemu ciału, bo uważamy, że jesteśmy mądrzejsi, wykształceni, inteligentni. Ciało nam nie będzie narzucać.

Dlatego często obserwuję zwierzęta i mam z nimi kontakt – od nich możemy się wiele nauczyć.

Właśnie, ciało i umysł – jest dosyć znane takie powiedzenie: „możesz więcej, niż mówi ci twoje ciało”. Czyli to powiedzenie pokazuje, że nie należy słuchać ciała, bo jeśli go posłuchamy, to powie, że już stop, już wystarczy. Już nie dasz więcej rady.

Może nie do końca należy słuchać umysłu, bo ciało chce, ale umysł blokuje. Ograniczeniem naszego ciała jest nasz umysł, który chroniąc nas, ogranicza w działaniu.

Aczkolwiek jest to obronna reakcja naszego ciała. Definicja wszystko mówi. A z czego to wynika? Nasz umysł to zabezpieczenie, abyśmy nie zrobili sobie krzywdy. Przeważnie jest tak, że umysł reaguje przesadnie. Tak jak obcujemy z zimnem, jak wchodzimy do lodowatej wody, to umysł podpowiada, aby tego nie robić. Widzi w tym zimnie zagrożenie i dąży do tego, aby zniechęcić. Jak widzimy, wiele jest takich czynności, które nasz umysł odbiera jako zagrożenie, dlatego realizując takie skomplikowane projekty, jak jestem w zimnie, w lodowatej wodzie czy zasypany w lodzie, jestem w środowisku, które umysł i ciało odbierają jako zagrożenie dla naszego życia.

Ciało i umysł dąży, aby z tego środowiska wyjść i sztuką jest w tym środowisku odnaleźć komfort, aby przekonać umysł, że jednak nie jest tak – w tej sytuacji się myli, mamy kontrolę nad tym, co robimy, wtedy umysł się uspokaja. Jak jest taka równowaga i spokój, to wtedy jesteśmy w stanie osiągnąć dużo więcej niż nam się wydaje. Nie ma takiej walki wewnętrznej – energia nie jest marnowana na daremno. A skupiamy się na tym, aby się ratować w tym środowisku, by pomóc, jak jest potrzeba. Na tym to polega tych projektach, w których ryzykujemy.

W pewnym sensie mamy wewnętrznego człowieka, drugie ja…

Dla mnie to jest taki obserwator. Obserwuję, jak umysł dogaduje się z ciałem. Jak wszystko jest w porządku, to nie ingeruję i nie raz widzę, że albo ciało, albo umysł proszą, aby im pomóc, bo sobie nie radzą. Jesteśmy 2, 3 godziny w lodzie i widzę, że jest trochę trudno. Wchodzę i staram się im pomóc, bo też ciało i umysł przez pewne sygnały i reakcje też chce nam coś powiedzieć, tylko my nieczęsto rozumiemy.

Dlatego nasze działanie jest nieraz wbrew temu, co powinniśmy zrobić i co jest istotne w takich skomplikowanych projektach, rekordach Guinnessa, aby zrozumieć, co chce powiedzieć nam nasze ciało. Na przykład, jak mamy drżenie mięśniowe, z czego to wynika, żeby nie panikować, bo to jest obronna reakcja organizmu. Przyspieszony czy zwolniony oddech, zwolnione tętno to też jakaś informacja, którą powinniśmy zaakceptować. Też występuje pewien ból, on też nie jest przypadkowy. To też pewien sygnał naszego ciała, więc musimy się ustosunkować albo najbardziej się skupić – zdefiniować, czy jest on zagrożeniem, czy nie, jak nie, to odpuścić. To jest taka ciekawa współpraca.

Czy do tego jesteśmy w stanie dojść samodzielnie? W sensie – żeby nauczyć się, co mówi to ciało i gdzie są granice, jak można mu podpowiedzieć? Jak zmodyfikować swoje działanie? Nie wiem, czy tak można powiedzieć, ale do czego zmierzam – chodzi mi o to, czy my możemy do tego dojść samodzielnie, tak naturalnie, wsłuchując się w siebie? Czy jednak potrzebna jest współpraca z fizjoterapeutą, lekarzem?

Wiadomo, że my musimy chcieć, aby coś takiego osiągnąć, do tego dążyć. Albo mieć takie założenie i cele. Możemy też pracować nad sobą. Tylko trzeba liczyć się z tym, że ta droga może być dosyć długa, mało efektywna, bo skupiamy się na sobie i na wiedzy, którą posiadamy – i nad tym doświadczeniu. Dobrze jest skorzystać z osób, które w pewnych dziedzinach są najlepsze, dlatego jak ja torze zespół, dobieram osobę w ten sposób, aby każda z nich, czy to ratownik medyczny, czy naukowiec jest z pewnych dziedzin i wtedy się posiłkuję tą wiedzą i nie raz doświadczeniem tych osób i ta droga jest najszybsza, najbardziej efektywna.

Owszem, możemy robić to samodzielnie, możemy popełniać błędy, uczyć się na nich, ale da się zrobić to dużo szybciej. Jak chcemy szybciej dojść do pewnego celu i dlatego jak nieraz prowadzimy szkolenia, spotkania i te trwają np. 3 dni i ta osoba w ciągu 3 dni nauczy się tak, jak nieraz ktoś przez całe życie się nie nauczył.

Jak ktoś dąży sam, obierze jakiś cel i może wejść w ślepą uliczkę. Iść przez trochę czasu, a później okazuje się, że nie tędy droga. I później po 20 latach okazuje się, że brak nam życia, aby dojść do obranego celu.

Moje pytanie związane było też z aspektem bezpieczeństwa, bo można przesadzić po prostu, można wykazać się brawurą i weźmy na przykład popularne morsowanie – można za pierwszym razem przedobrzyć. Postanowić, wejść do zimnej wody przy temperaturze powietrza 15 stopni i spędzić w tej wodzie 30 minut i przekonywać się, że dam radę, ale to się może skończyć źle. W tym sensie się zastanawiamy czy wystarczy słuchanie siebie, czy jednak współpraca z ekspertem.

Gdy zaczynamy sami, to stwierdzenie, że należy słuchać siebie, nie sprawdza się. Jak mamy słuchać? My się nie znamy. Wchodzimy do wody, mamy szereg różnych sygnałów i nie rozumiemy, co one oznaczają. Nie możemy słuchać siebie, bo to nie będzie efektywne.

Jest coś takiego jak instynkty samozwańczy. Człowiek nawet jak nie rozumie reakcji, to umysł zrobi wszystko. Wyrzuci nas z tego środowiska. Aczkolwiek są osoby, które mają mocniejszy umysł niż ciało. Wtedy można sobie zrobić krzywdę, nie zdając sobie sprawę, że należy się wycofać. Tak jak wchodzimy na ośmiotysięcznik, szczyt jest blisko, ale jeśli pójdziemy dalej, możemy zginąć albo zginiemy. Trzeba wiedzieć, kiedy się wycofać. Są jednostki, które mogą sobie zrobić krzywdę i dlatego jak wracamy do naszych spotkań, my pokazujemy gdzie jest to zagrożenie i później, jak dalej pracujemy ze swoim ciałem, to dokładnie już wiemy, jakie są zagrożenia, czym się definiują, jakie są reakcje. Wtedy nazywamy takie obcowanie świadome. Nie ma lęku, obawy, wiemy, na co nas stać, ile możemy być w wodzie, lodzie czy podczas morsowania na sucho.

Wszystko rozumiemy i mamy nad tym kontrolę.

Skąd wiesz przy twoich przedsięwzięciach, że już wystarczy? Że 3 godziny i 1 minuta to już ten czas, że 10 minut to za długo?

3 godziny i 10 minut to nie byłoby za długo. Nawiązałaś do mojego rekordu Guinnessa na Litwie, przybywanie w lodzie. Przedstawię jak wyglądają procedury bezpieczeństwa, bo to dużo wyjaśni. Jeśli będąc w lodzie zdecyduję, że wychodzę, to wychodzę. To niepodważalna decyzja. Jeśli ratownik decyduje, że wychodzę, to też jest to niepodważalną decyzją. Ratownik dużo więcej widzi, ma do dyspozycji szereg innych pomiarów, które wykorzystuje. Idealną sytuacją jest, gdy wspólnie decydujemy, że kończymy projekt, że ten czas jest odpowiedni i wychodzimy.

Taką sytuację mieliśmy na Litwie. Wspólnie podjęliśmy decyzję. Rekord Guinnessa wynosił dwie godziny 35 minut, więc z nawiązką go pobiliśmy. 3 godziny to jest taka przyjemna wartość, więc postanowiliśmy, że kończymy.

I to nie jest limit – możemy dalej pracować nad swoim ciałem i tę granicę w sposób bezpieczny możemy przesuwać dalej.

Pamiętasz, jak to się stało, że coraz wyżej stawiasz poprzeczkę i chcesz przesuwać kolejne granicy, sprawdzać się pod różnymi kątami? Wracam do pytania o twoją drogę.

Moją drogę, poszczególne rekordy nie raz nazywam – tak jak wspinanie się po drabinie, po każdym szczebelku albo wejście na jakiś szczyt. Dopiero ze szczytu widzimy, że są inne, wyższe szczyty, a przedtem tego nie widzieliśmy. Tak samo, jak powoli wspinamy się po pewnych szczebelkach po drabinie, to takie wspinanie jest bezpieczne, może by zdobyć doświadczenie, bo gdybyśmy chcieli od razu skakać na wyższe, jest duże ryzyko, że robimy sobie krzywdę i to nie jest wskazane. Aczkolwiek są takie tendencje, aby osiągnąć szybko, w krótkim czasie. Ta droga jest więc niebezpieczna, z resztą jak widać, że mam za sobą różne projekty, ale mam wszystkie palce, nie mam negatywnych efektów na zdrowiu. Może psychika się zmieniła, ale to wiadomo, że umysł się zmienia pod względem pewnych obciążeń.

Nie mówię, że ma być to zmiana negatywna, ale po prostu człowiek się zmienia i inaczej podchodzi do pewnych kwestii, bardziej spokojnie. Tak się zmienia.

Po zrealizowaniu projektu wiem, że ten czas jest osiągalny, że mogę dopracować pewne kwestie, osiągnąć czas dużo korzystniejszy, ale dopiero widzę to po tym rekordzie. Dlatego powstaje kolejny pomysł, co mogę jeszcze zrobić, w jakiej dziedzinie się rozwijać. Jak już mówiłem, na tej drodze spotykamy wyjątkowe osoby, czy to z uczelni wyższych, z AWF w Krakowie czy naukowców, ratowników z Medical Rescue Team. Dzięki tym ludziom powstają pomysły, projekty i te projekty realizujemy.

Powiedziałeś, że się zmieniasz – i że zmienia się Twój psychika. Jak twoje wszystkie rekordy, przede wszystkim przygotowania do nich wpływają na Twoje ciało? Czy ty wciąż masz temperaturę 36,6 stopnia czy inną?

Tak już jest z ludzkim ciałem, że jest to 36,6. Ja w większym stopniu się nauczyłem obcować z zimnem i moje ciało umie się dostosować do tej temperatury. Jak rok temu wróciłem z Laponii, gdzie mieszkałem na zamarzniętych rzekach, od roku nie włączyłem u siebie w domu ogrzewania. Mam 10-12 stopni. To nie jest temperatura, która mnie przeraża – dobrze się w niej czuję. Mam zimny prysznic. I przez obcowanie z zimnem, czy to będąc w Laponii czy mieszkając w domu, gdzie jest zimno człowiek bardziej docenia ciepło. To nie musi być ciepło fizyczne, ale ciepło innej osoby. Ciepło, które człowiek sam dla siebie wytworzy – jak idę spać, nakrywam się kołdrą. Ta pozycja w łóżku ma znaczenie do oszczędzania albo wydatku ciepła. I to ciepło, które sam sobie wytworzę w zimnym pomieszczeniu, naprawdę inaczej smakuje.

Wtedy zaczynamy to doceniać. Bo człowiek mieszkający w cywilizacji, ma tzw. inteligentny dom, aczkolwiek uważam, że to jest w pewnym sensie nieporozumienie pod względem działań na nasz organizm, wszędzie ma ciepło, organizm nie wie, co to jest zimno, a jak wiemy, zimno to jest czynnik stresowy na ciało i na nasz umysł, który jest potrzebny, I po części taki człowiek robi się kaleką pod względem termoregulacji, później widzimy, że ludzie często chorują. Rodzice nadmiernie ubierają dzieci i te są spocone.

Uważam, że powinniśmy podchodzić inaczej. Bardziej w sposób, w jakim nasze pokolenia kilkaset lat temu funkcjonowały i do tego dodać jeszcze postępy cywilizacji i medycyny. Jak połączymy te dwie kwestie, to naprawdę jesteśmy w stanie osiągnąć wysoki poziom pod względem zdrowia, samopoczucia i innych kwestii.

Dlaczego ten czynnik stresowy jest ważny i co może nam dać?

Przykład z przyrody: jak sarenka skubie trawkę i widzi, że biegnie za nią wilk, to ucieka. Ma tętno maksymalne 200/h, porównując do ludzkiego tętna, bo za chwilę może zginąć. Jak uda się uciec sarenka po kilku minutach dalej skubie trawkę. Takich pogodni w ciągu dnia może być kilka i dla tej sarenki to nie jest zaskoczenie. Umie się zachować i szybko wrócić do tej równowagi fizycznej, psychicznej.

A człowiek? Ucieka przed wilkiem, uciekł, później będzie siedzieć i rozważać, a co by było, gdyby mnie dogonił i zjadł. I po jakimś czasie, jak już nie ma tego czynnika stresowego, umrze na zawał.

Stres dawkowany w krótkim czasie dla naszego organizmy jest korzystny. Dawkowany pod względem naszego ciała i umysłu. Jak wchodzimy do lodowatej wody – lodowata woda jest czynnikiem stresowym. Powoduje, on, że nasz organizm uruchamia swój potencjał, który ma z założenia, aby nas bronić. I uruchamianie tego potencjału powoduje, że te tzw. efekty uboczne korzystnego stresu – człowiek się czuje lepiej, są endorfiny, odporność się zwiększa.

Stres dawkowany w krótkim czasie dla naszego organizmy jest korzystny. Dawkowany pod względem naszego ciała i umysłu. Jak wchodzimy do lodowatej wody – lodowata woda jest czynnikiem stresowym. Powoduje, on, że nasz organizm uruchamia swój potencjał, który ma z założenia, aby nas bronić. I uruchamianie tego potencjału powoduje, że te tzw. efekty uboczne korzystnego stresu – człowiek się czuje lepiej, są endorfiny, odporność się zwiększa.

Dlatego jest to istotne, aby poddawać umysł czynnikom stresowym, żeby się bawić tymi temperaturami. Jak zauważyłaś – przyszedłem w podkoszulku, ale wyszedłem z ciepłego samochodu, więc też takie powtórzę mnie zimne owiało, organizm musi się przestawić do oszczędzania ciepła. Te procesy są bardzo ciekawe, więc mu nic nie będzie, bo jest do tego przyczajony. Dlatego trzeba poddać organizm takim czynnikom stresowym, którym jest temperatura, zimna woda czy lód.

Czyli co nas nie zabije to nas wzmocni?

Takie jest powiedzenie.

To powiedzenie pamiętam z dzieciństwa – stosowała je moja mama. Dziś wciąż je lubię, ale patrzę na nie z zastrzeżeniem, że może być czasem za silne, bo czasem coś może nas „zabić”. Złamać. I to, co powiedziałeś – poddawanie się w sposób kontrolowany tym dawkom stresowym, to rozumiem, że jest taki kluczem do sukcesu, żeby jednak uważać na poziom tego stresora, żeby nie przegiąć!

Jest takie drugie powiedzenie, które jest zawarte w mojej książce: „jeżeli ktoś Ci mówi, że tego nie zrobisz – to spotkaj ludzi, którzy ci pokażą, jak to zrobić”. To jest drugie podejście. Żeby więc nie popełnić tego błędu, wracając do wcześniejszych wypowiedzi, to warto skorzystać z wiedzy innych osób.

To nie jest tak, że ci ludzie zrobią coś za Ciebie, tylko pokażą kierunek, pewną drogę. Że skoro nie ta droga, spróbuj drugiej. Nie raz ukierunkują i takie ukierunkowanie jest ważne. Żeby nie błądzić, nadaremnie nie marnować czasu i nie zrobić sobie krzywdy.

A jak mówię, że każdy człowiek ma instynkt samozachowawczy, zresztą jak mieliśmy szklenia w komorze, w Polsce, na Politechnice Krakowskiej, gdzie mieliśmy -50 stopni i w takich temperaturach wchodziliśmy do wody, odczuwalne było -65. Jak wychodziły osoby, by się ubrać i powstawało odmrożenie palców – wiadomo, to jest odwracalne – i pokazywaliśmy na drzwi, że musi wyjść, to nikt się nie sprzeciwiał, że nie wyjdzie, spróbuje się ubrać, że bardziej się postara. Jak widzimy – ten instynkt samozachowawczy istnieje, to nie jest tak, że człowiek za wszelką cenę chce zrobić sobie krzywdę.

Mówiliśmy o ciele, trochę też o psychice. Chciałam zapytać, czy w trakcie technicznych, z tego, co dobrze policzyłam, to 14 rekordów Guinnessa. Czy miałeś jakieś kryzysy, że byłeś bliski powiedzenia, że nie – tym razem to się nie uda? Albo może powiedziałeś tak wręcz, że jednak nie tym razem?

Zrealizowałem szereg różnych projektów, nie wszystkie mają tytuł rekordu Guinnessa, a nieraz są bardziej skomplikowane, Nie wszystkie rekordy są też uznane, więc tych projektów może być ok. 14, nigdy nie liczyłem. Stawiamy na bezpieczeństwo, dążymy do tego, aby nie mieć stałych ubytków na zdrowiu i wszystkie projekty, które realizowałem – we wszystkich miałem kontrolę nad tym, co robię. Nigdy nie było takiej sytuacji, że dany projekt się wymknął spod kontroli i przestaliśmy dokładnie pilnować i mieć kontrolę nad tymi zagadnieniami i nad tym żywiołem, którym jest zimno, że my tracimy.

Takiej sytuacji nigdy nie było i uważam, że jeżeli coś nam się nie udaje zrobić albo stracimy kontrolę, to jest w pewnym sensie porażka. To znaczy, że nie opanowaliśmy danej dziedziny. Nie sztuka wejść do komory kriogenicznej, jechać na rowerze w temperaturze -170 stopni, a później wyjść bez palców. Co to za osiągnięcie? Dlatego to byłaby porażka, gdybyśmy narazili się na odmrożenie.

Zawsze mieliśmy kontrolę i myślę, że jest to spowodowane też tym, że my to robimy stopniowo, stopniując obciążenie, że nie od razu się rzucamy na głęboką wodę, więc poprzez mniejsze projekty czy takie bardziej zaawansowane treningi zdobywamy doświadczenie i powoduje ono, że te trudniejsze projekty są do zrealizowania.

Aczkolwiek przed może wyglądało to, że są nie do wykonania.

Jak ktoś chciałby zacząć pracować nad tą swoją odpornością, nad hartem ducha i ciała, to od czego poleciłbyś zacząć?

Zawsze powtarzam, że człowiek jest stworzeniem egoistycznym. Nie ma ludzi bezinteresownych, to jest mit. Jak nie raz mówię, że kiedy idzie starsza pani przez przejście dla pieszych i nie może przejść, my jej pomagamy, to nie jest tak, że robimy to bezinteresownie. Mamy z tego korzyści. Mamy satysfakcję, że to zrobiliśmy i pomogliśmy innej osobie. Jest to pewna korzyść, dlatego podchodząc do takiego obcowania zimnem, trzeba zacząć od tego, aby każdy sobie zadał pytania, co ja z tego będę miał.

Jak zaczniemy wyliczać, że zwiększy się odporność, przestaniemy chorować, że nasza garderoba zmniejszy się o połowę, że skóra będzie gładsza. Ten argument jest dosyć mocny jak obcujemy z kobietami. Mówimy, że skóra będzie elastyczna, gładka, szczególnie jak zanurzamy głowę w lodowatej wodzie, zmarszczki znikają. Wtedy praktycznie każda kobieta nurza głowę. Jak widzimy, jakie argumenty są.

I później jak zaczynamy przygodę z zimnem i widzimy, że to naprawdę tak jest, że to zimno pomaga i pomaga pod względem zdrowia psychicznego. O tym rzadko się mówi, aczkolwiek to jest żerdzi szeroka kwestia, że inaczej się czujemy, te stany nie raz depresyjne, lękowe zaczynają zanikać i wtedy człowiek widzi, że naprawdę to się sprawdza i mam wymierne korzyści z tego, co robię.

Czyli pierwszy krok to jest zbudowanie takiej mojej własnej motywacji, dlaczego ja w ogóle chcę to robić.

To jest baza do tego, żeby faktycznie zacząć działać.

Najtrudniej jest zacząć, zrobić pierwszy krok. Jak go zrobimy i po drodze spotkamy jeszcze ciekawe osoby, które poprowadzą, to później jest łatwiej.

Załóżmy, że motywację mam, ale nie wiem co dalej. Jak ją wykorzystać? Chciałabym nauczyć się obcować z ziem, hartować.

Najprościej kupić moją książkę, przeczytać i tak się składa, że w książce przedstawiłem kilka swoich projektów zimowych i część książki też jest napisana wspólnie z naukowcami z AWF z Krakowa. To jest podłoże naukowe – to jest też książka napisana w osób motywacyjny.

Wydaje mi się, że to może być taki pierwszy krok, co nam wzmocni motywację do zrealizowania pewnych celów, a później znaleźć klub morsów, spróbować w grupie morsowania i jest istotne, aby w tej dziedzinie się rozwijać, żeby nie było takiej stagnacji. Często jest tak, że osoba wejdzie do pasa, zatrzyma się i więcej nic nie robi.

W tym zimnie można się bawić! Jest tyle sposobów i warto w tych kierunkach iść. Nie raz nie wystarczy samo stanie. Dochodzi pływanie, zanurzanie głowy. Morsowanie ma różne rodzaje. Morsowanie dynamiczne jest bardzo przyjemne, nie mówiąc o klasycznym albo wyczynowym, sportowym.

A co to znaczy „morsowanie dynamiczne”?

W książce jest przedstawione, czym się różni takie morsowanie od innego. Stosowałem je będąc w Laponii na zamarzniętych rzekach. Cechuje się tym, że po wyjściu z wody mamy wyższą temperaturę centralną niż przed wejściem. I bodziec jest maksymalny w najkrótszej jednostce czasu.

Morsowanie jest bardzo krótkie, ale bardzo dynamiczne. To tak jak sprint. Bardzo przyjemne morsowanie, szczególnie dla osób, które są szczupłe, które ćwiczą inne dyscypliny sportu, nie chcą obciążać swojego organizmu pod względem jednostki treningowej, więc zachęcam do takiego morsowania.

Zaczyna się je od tego, że wylewamy wiaderko wody na głowę, wchodzimy do wody, wyrównujemy oddech, zanurzamy kilka razy głowę i po 2, 3 minutach wychodzimy z głowy i to jest koniec morsowania.

Przypomnisz tytuł książki?

„Morsowanie. Świadome obcowanie z zimnem”, jako autor Valerjan Romanovski. Można kupić w Empiku i na różnych stronach.

Podlinkujemy też w notatkach do podcastu, żeby każdy mógł znaleźć.

Też mówię, że morsowanie może być traktowane jako dyscyplina sportowa. W książce też jest fragment, gdzie przedstawiam morsowanie jako rodzaj sportowy, bo możemy je trenować, dzięki temu osiągać pewne cele. Szykując się do rekordu Guinnessa na Litwie stosowaliśmy różne metody. Też morsowanie wyczynowe – polega ono na tym, że poznajemy te swoje granice, gdzie jest stan hipotermii, obniżamy temperaturę ciała i widzimy jak nasze ciało reaguje. Jak mamy tę wiedzy, jesteśmy w stanie u siebie rozpoznać wychłodzenie, to później jak morsujemy na co dzień, czujemy się pewnie.

Wtedy wiemy, jak długo możemy być w tej wodzie i jakie są zagrożenia. A jak taki stan wystąpi – jak sobie pomóc albo pomóc innej osobie, więc taka wiedza jest cenna – uważam, że bezcenna.

Chciałabym jeszcze nawiązać do takiego wątku różnych wyczynów, nie wiem, czy to słowo jest najlepsze, bo ty nie zaczynałeś od tematu zimna. Pierwsze Twoje duże osiągnięcia były bardziej związane z wytrzymałością organizmu taką długodystansową, kolarską. I to zimno pojawiło się później. Co jest trudniejsze, co może daje więcej satysfakcji, efektu?

Nie trudniejsze, a inne. Mój początek związany był z kolarstwem i jak miałem 25 lat, to pierwszy raz zdobyłem na Mistrzostwach Polski medal i wtedy stwierdzono, że jestem już za stary w ogóle do sportu. Pierwszy raz w życiu usłyszałem, że mając 25 lat można być już starym. Trochę mnie to zaskoczyło, nie tego się spodziewałem. Dlatego wybrałem takie dyscypliny, gdzie wiek jest zaletą.

Mój początek związany był z kolarstwem i jak miałem 25 lat, to pierwszy raz zdobyłem na Mistrzostwach Polski medal i wtedy stwierdzono, że jestem już za stary w ogóle do sportu. Pierwszy raz w życiu usłyszałem, że mając 25 lat można być już starym. Trochę mnie to zaskoczyło, nie tego się spodziewałem. Dlatego wybrałem takie dyscypliny, gdzie wiek jest zaletą.

Dlatego były wyścigi długodystansowe, dobowe, ultramaratony, w których startowałem u Cezarego Zamany. Przez kilka lat bawiłem się tymi maratonami, poznawałem swoje ciało, w końcu wygrałem w swojej kategorii, wygrałem co było do wygrania i mi się to później wydało zbyt nudne, rywalizowanie z innymi zawodnikami, bo inny zawodnik jest przewidywalny, mogę dążyć, aby męczyć go fizycznie, a jak się nie dało, to psychicznie. Mi się to już znudziło, dlatego postanowiłem, że będę pobijał rekordy Guinnessa. Wtedy jest rywalizacja z samym sobą – to trochę inaczej. Trudno wygrać przed samym sobą.

Później jak zdobyłem kilka rekordów Guinnessa, postanowiłem, że dodam jeszcze inny taki czynnik utrudniający, więc padło na zimno. Później po kilku latach sobie uświadomiłem, że nie jestem w stanie z zimnem wygrać ani go pokonać. Dlatego że to jest dosyć trudny rywal, że jedynie mogę dążyć do tego, żeby ten żywioł nie pokonał mnie. Nie da się być pokonanym, dlatego jak jesteśmy nieraz na wyprawach, to mówimy, że my nie pokonaliśmy Syberii, tylko nie daliśmy się pokonać. To jest taka różnica. I to dało też pewną pokorę do zimna, że to jest rywal, który jest wymagający, ale który nie wybacza.

Jeżeli zrobimy jakiś błąd, to rywal to wykorzysta. Dlatego trzeba być zawsze na wysokim poziomie, wiedzieć, jakie są zagrożenia i wtedy z takiego pułapu możemy nawiązać współpracę i rywalizacja z tym rywalem jak równy z równym. Bo inaczej przegramy.

Czy masz kolejny projekt na horyzoncie?

Co chwilę coś się rodzi. Mogę chyba już zdradzić, że w lutym rozegramy Mistrzostwa Polski w morsowaniu. Prawdopodobnie wiosną padnie jakiś kolejny rekord, który sobie wymyśliłem, ale to nie będzie pobijanie rekordu, a bardziej ustanawianie go. Rekord, który jest związany z zimnem, właśnie nad nim teraz pracujemy. W planach jest też kilka wypraw, czy to na Bajkał, czy to Jakucji. Projekty w Islandii i może w Norwegii. Pracujemy nad tym, więc planów jest dużo!

To trzymam kciuki za ich realizację, za pokonywanie kolejnych ograniczeń i przesuwanie ich coraz dalej. Zachęcam bardzo do obcowania z zimnem, do zapoznania się z Twoją książką. Sama na pewno się z nią zapoznam, bo ten jeden raz morsowania to za mało. Chyba czas na więcej.

Tak się składa, że mam jedną książkę ze sobą, więc ci sprezentuję – będziesz miała!

Bardzo dziękuję! Dzięki serdeczne za rozmowę.

Dziękuję! I do zobaczenia w przeręblach.

Teraz już jestem pod presją! Do zobaczenia!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top