NM 81: Agnieszka Sikora – każdy zasługuje na drugą szansę

  • 00:42:52
  • 21 marca, 2023
  • 91,8 MB

Zapraszam Was na spotkanie z Agnieszką Sikorą – założycielką i prezeską Fundacji Po Drugie, która wspiera młodzież i młodych dorosłych i kryzysie bezdomności. Jestem pod ogromnym wrażeniem ludzi, którzy dedykują całe swoje życie temu, żeby wspierać innych ludzi.

Obserwując działania Agnieszki mogę śmiało powiedzieć, że jest dla mnie najbardziej inspirującą osobą właśnie w tym świecie trzeciego sektora, w świecie osób pomagających innym.

  • Jak powstała Fundacja Po drugie;
  • skąd wzięła się chęć czynienia dobra;
  • kto może być podopiecznym Fundacji;
  • czym się różni dom od mieszkania treningowego;
  • jaki jest cel i misja Agnieszki;
  • jak długo młodzież może przebywać w domu/mieszkaniu;
  • jak zaprasza się człowieka do zmiany nad sobą;
  • jak interweniować w niepokojących sytuacjach;
  • czym jest konstruktywne spędzanie czasu i dlaczego jest to tak ważne;
  • jak wygląda budowanie nowej tożsamości;
  • o czym marzą podopieczni;
  • jak Agnieszka i jej zespół ładują baterie;
  • jakie marzenie napędza Agnieszkę?

 

 

Takie rozmowy jak ta sprawiają, że ja po prostu czuję się naprawdę szczęśliwym człowiekiem i doceniam każdy dzień, godzinę i ten cały bagaż pozytywnych doświadczeń, które wyniosłam z mojego dzieciństwa. Tym trudniej mi się myśli o ludziach, którzy mają inne doświadczenia i bagaż, który jest kotwicą. Taki, który sprawia, że jest im trudno w życiu. Dlatego ogromnie podziwiam ludzi takich jak Agnieszka. Zasługują na to, żeby wszyscy ich znali i wspierali. Mam do Was apel: wspierajcie Fundację Po Drugie lub przynajmniej skomentujcie, udostępnijcie ten podcast. Dzięki temu nasza rozmowa szerzej pójdzie w świat i może trafi do ludzi, którzy dorzucą się do fundacyjnej skarbonki.

Do usłyszenia w kolejnym odcinku!

Dodatkowe linki:

 

Więcej o Agnieszce znajdziesz tutaj:

 

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

 

Cześć, Agnieszka!
Wielkie dzięki za przyjęcie zaproszenia do podcastu Napędzani marzeniami. Zazwyczaj zaczynam od pytań dotyczących drogi gościa. Ty zaczynałaś jako dziennikarka, i to dziennikarka specjalizująca się w tematach społecznych. Skąd pomysł na taką drogę zawodową?

Tak sobie myślę, że trochę to się łączy z tytułem Twojego podcastu, bo ja jestem trochę taką osobą napędzoną marzeniami. Moim marzeniem jest chyba robić dobre rzeczy. I to zabrzmi nieskromnie, ale to też wynika z tego, że pracując jako dziennikarka społeczna, zawsze patrzyłam na człowieka. Na człowieka, który jest w potrzebie, który cierpi, który ma trudność z tym, żeby jakoś poukładać sobie życie albo żeby mieć dobre życie. I ten człowiek często jest niezauważany, często jest pomijany, marginalizowany.

Robiąc materiały dla radia, dla telewizji zawsze miałam na uwadze tego człowieka; to, żeby mu pomóc, żeby opowiedzieć jego historię – po to, żeby ona mogła się zmienić. Ale gdzieś tam mi to nie wystarczało i im byłam dojrzalsza i może też mądrzejsza, tym większa była we mnie taka potrzeba, żeby zrobić coś więcej i żeby być jeszcze bliżej tego człowieka.
Stąd się wzięła fundacja Po drugie – organizacja, którą prowadzę 12 rok i która zajmuje się tematem osób, które nie są dostrzegane w zasadzie przez nikogo. Mam tu na myśli młodzież, która doświadcza bezdomności; młodych ludzi, którzy mają 18, 19, 20 lat.

Za chwilkę dojdziemy do fundacji. Chciałabym troszkę podrążyć, bo to nie jest oczywiste, skąd się w Tobie wzięła ta chęć czynienia dobra. I ja tak patrzę na siebie, na innych gości, że dużo wynosimy z domu, z naszego otoczenia, czasem różne rzeczy rodzą się gdzieś tam głęboko w sercu. Czy ta Twoja chęć zajęcia się tematami społecznymi to było wyniesione właśnie gdzieś z domu, z jakichś takich wzorców z lat dziecięcych? Czy po prostu głęboko z serca?

Trudno mi powiedzieć, bo moi rodzice to oczywiście wspaniali ludzie i myślę, że przekazali mi wiele istotnych wartości i pomogli mi zbudować pewien kręgosłup i wrażliwość, to bez wątpienia, ale ani moja mama, ani mój tata społecznikami raczej nie są. Są inżynierami.

Więc gdzieś tam ta moja potrzeba pewnie ma związek z tym, w jaki sposób mnie wychowywano, natomiast trudno mi powiedzieć, skąd to się bierze. Po prostu taka jestem, tak odbieram świat, może potrzebuję być ważna dla ludzi – bo jednak to, co robię, w jakimś sensie czyni mnie dla tych ludzi ważną, bo daję im to, co podstawowe, daję im dach nad głową. Czy może być coś ważniejszego? Bez tego nie da się nic zrobić. Natomiast nie wydaje mi się też, żeby w moim życiu wystąpiło jakieś konkretne zdarzenie, które mnie zainspirowało. Ja po prostu chyba tak mam.

Pamiętam, że jako dziecko chodziłam do szkoły podstawowej, obok tej szkoły był dom dziecka i te dzieciaki też do nas przychodziły, i ja bardzo życzliwie zawsze na te dzieci patrzyłam. Jak zaczęłam pracę jako dziennikarka, to też przynosiłam te różne problemy do domu, dźwigałam je ze sobą, zastanawiałam się, co więcej mogę zrobić oprócz materiału, jak danej osobie pomóc.

Ale broń Boże nie chciałabym, żeby to zabrzmiało, że jestem jakaś św. Teresa. Nie, po prostu jeden ma talent do tego, żeby robić piękną sztukę, malować obrazy, a ktoś inny sprawdza się w takiej pracy, jaką ja sobie wybrałam. A czy się sprawdzam, to różnie pewnie.

Pamiętam, że jako dziecko chodziłam do szkoły podstawowej, obok tej szkoły był dom dziecka i te dzieciaki też do nas przychodziły, i ja bardzo życzliwie zawsze na te dzieci patrzyłam. Jak zaczęłam pracę jako dziennikarka, to też przynosiłam te różne problemy do domu, dźwigałam je ze sobą, zastanawiałam się, co więcej mogę zrobić oprócz materiału, jak danej osobie pomóc.

Och, myślę, że liczba różnego rodzaju nagród i docenień w różnorakiej formie to potwierdza, że bardzo ta Twoja droga się sprawdza i Ty w swojej funkcji założycielki, prezeski fundacji również.
To przechodząc do podopiecznych fundacji, wspomniałaś, że to jest młodzież, młodzi dorośli, 18–25 lat, którym było trudno na starcie. Być może to jest stereotypowe pytanie, ale czy da się nakreślić taki profil podopiecznego fundacji Po drugie?

Oczywiście jest tak, że każdy człowiek jest inny. To, że spotkała go bezdomność, może mieć bardzo różne elementy, które się do tego dołożyły. Natomiast co do zasady, kiedy sobie myślę o mojej młodzieży, to są to dzieciaki bez domu, które tak naprawdę tego domu nigdy nie miały. To są dzieciaki, które były pozbawione rodzicielskiej miłości, ciepła, troski poczucia bezpieczeństwa, rzeczy bardzo podstawowych.

Wielu z nich część swojego życia spędziło w domach dziecka, niektórzy byli w placówkach resocjalizacyjnych. W ostatnich latach mamy coraz więcej młodzieży, która wychowywała się w rodzinie, ale zawsze w tej rodzinie były jakieś problemy. Tam była przemoc, używki, różne historie, choroby, zawsze czegoś brakowało.

I myślę sobie, że punktem wyjścia do tej bezdomności ludzi młodych jest to, że oni nie mieli domu, a my, system, szkoła, ośrodek pomocy społecznej, gdzieś tam nie zauważyliśmy tego, co się u tych dzieciaków dzieje, a jeżeli pomagaliśmy, to nie zawsze byliśmy do tego dobrze przygotowani i nie zawsze dobrze pomagaliśmy. Stąd ta bezdomność.

Rozumiem, że dużą grupą są wychowankowie domów dziecka. Może warto powiedzieć, że domy dziecka odpowiadają za młodzież do osiągnięcia pełnoletności – skoryguj mnie, proszę, jeśli źle mówię.

Tak i nie, bo tą granicą jest 25 rok życia. Jeżeli młody człowiek uczy się i stosuje się do regulaminu, który planuje w placówce, ma prawo być w tej placówce do 25 roku życia. Natomiast do nas do fundacji przychodzą młodzi ludzie, którzy w dniu swoich 18 urodzin, i to tak dosłownie, literalnie, byli skreślani z listy wychowanków domów dziecka – nie dlatego, że się nie uczyli, tylko dlatego, że nie spełniali tego drugiego warunku. Łamali regulamin.

A to sobie jakieś piwko wypili, a to zapalili jakiegoś joincika. Tak naprawdę nie zrobili czegoś, czego nie robią dzieciaki, które mają 18,19 lat i wychowują się w rodzinach. Bo to jest taki wiek, kiedy człowiek eksperymentuje. I kiedy ten człowiek jest w normalnym domu, to oczywiście matka, ojciec przeprowadzą rozmowę, pogrożą palcem, wyciągną jakieś tam konsekwencje, ale nie wyrzucą dzieciaka z mieszkania. Musi się dużo więcej zadziać, żeby takie decyzje były podjęte. Natomiast tu niestety wygląda to inaczej.

Często słyszę: No my musimy już skreślić Natalkę/ Zuzię/ Bartka, bo w naszej placówce są dużo młodsze dzieci, one potrzebują naszej uwagi, a oni już mają sobie poradzić. Tylko ja się pytam: Jak oni mają sobie poradzić? Z czym oni wychodzą w tę dorosłość po domu dziecka?

Bardzo często wychodzą bez żadnego wykształcenia, nie mają zawodu, nie mają doświadczenia, jak pracować, ale też to, co jest bardzo ważne – to są dzieciaki, które nie nauczyły się, jak mieszkać, bo one mieszkały w placówce, gdzie obiad wyskakuje z okienka, gdzie ktoś przywiózł proszek do prania, ale oni gdzieś tych ścieżek nie przeszli, więc ich sytuacja naprawdę jest bardzo trudna, a mi jest często bardzo przykro z tego powodu, że tak po prostu kogoś skreślamy, bo ma 18 lat i teraz ma sobie sam poradzić, a jednocześnie nie wyposażamy go w takie narzędzia, które pozwoliłyby mu dobrze zafunkcjonować i rzeczywiście poradzić sobie w momencie, gdy ma 18 lat.

Jednocześnie my jako społeczeństwo patrzymy niewspierająco na osoby, które są bezdomne, które nadużywają alkoholu albo innych używek. Myślę, że takim osobom nie jest łatwo znaleźć nawet najsłabiej opłacanej pracy, tak że to jest kolejny taki negatywny puzzel, który dokłada się do tej układanki.

Tak, niemniej chciałabym powiedzieć, że ta grupa młodzieży, z którą my pracujemy, troszkę jest jakby wyjęta z tego ogólnego obrazka, który nam się kojarzy z bezdomnością. Ta moja młodzież jednak budzi troskę. To są dzieciaki, ja często tak mówię, może to głupio zabrzmi, ale one nie zapracowały jeszcze na tę bezdomność, jeszcze nie zdążyły, one dopiero urosły. Dopiero odebrały dowód osobisty. Więc to nie jest do końca tak.

To, co jest trudne w przypadku tej grupy, to właśnie brak takiego przygotowania do dorosłego życia i brak umiejętności korzystania też z tych narzędzi, które my im dajemy w ramach naszej pracy w fundacji Po drugie. Ale szczęśliwie ta grupa budzi trochę więcej empatii i zrozumienia. Szczęśliwie dla mnie i mojej organizacji, bo my cały czas próbujemy pozyskiwać środki z różnych źródeł, po to, żeby tym młodym ludziom pomagać. Przy okazji bardzo dziękuję wszystkim, którzy nas wspierają i ten problem rozumieją i dostrzegają.

W tym miejscu mam takie pytanie na mojej liście – jak można Wam pomóc?

Jest bardzo wiele sposobów. Pierwszy to 1,5% podatku. Zbieramy, jesteśmy organizacją pożytku publicznego.
Jesteśmy na Patronite, mamy swój profil, więc można zostać naszym patronem. I naprawdę wystarczy niewiele, nawet 5 zł miesięcznie to już jest ten kamyczek do naszego ogródka. Co miesiąc nasi patroni otrzymują od nas specjalnie im dedykowany raport, który nie powiela tych wiadomości, które można przeczytać w naszych mediach społecznościowych. To grono patronów cały czas nam się powiększa, ale fajnie byłoby, gdyby się nadal zwiększało.
Oczywiście można zostać naszym sponsorem, darczyńcą, możliwości wspierania naszej misji jest wiele i za każdą jesteśmy bardzo wdzięczni.

Podlinkujemy w naszej rozmowie stronę WWW fundacji, tam są przedstawione wszystkie sposoby na pomaganie.


Wracając do podopiecznych, zrozumiałam, że wyłapujecie taką młodzież, młodych dorosłych, którzy są bardzo zagrożeni albo są na początku tej ścieżki w dół, i wspieracie ich w rozwoju tych kompetencji czy fundamentów, które standardowo wynosi się z domu. Jak ich wspieracie? Jak można takiego człowieka nauczyć tego, że obiad nie wyskakuje z kuchni i nie pojawia się sam na stole?

Czasami chciałabym mieć czarodziejską różdżkę, zawsze sobie żartuję, że to byłoby najprostsze, bo jednak ci młodzi ludzie przychodzą już z dużym bagażem, już z pewnymi nawykami, już z rzeczami, których się nie nauczyli i jest bardzo wiele do nadrobienia. Więc to nie jest takie proste, nie wystarczy raz pokazać. Czasem trzeba 50 razy pokazać i wytłumaczyć.
Ale nasza praca z młodym człowiekiem zaczyna się od miejsca do zamieszkania. Ty jedno takie miejsce poznałaś, dom dla młodzieży w warszawskim Wawrze, Katalog Marzeń pomagał nam w wyremontowaniu jednego z pokoi. Bardzo za to dziękuję. Więc mamy ten dom, w tym domu mamy 16 miejsc, w tej chwili mamy tam 19 osób. To jest problem. Ja już zaczynam myśleć o tym, jak to zrobić, żeby był drugi dom, ale jeszcze muszę zadbać o to, żeby sfinansować ten, więc nie jest takie proste.

Dodatkowo prowadzimy sieć mieszkań treningowych. One różnią się od domu właściwie tylko jedną rzeczą – w mieszkaniach nie ma opiekuna. A w domu 24 godziny na dobę jest osoba dorosła, specjalista, pedagog, który dba o to, żeby tam było tak, jak być powinno. A mieszkania treningowe to już jest taka bardziej samodzielna forma zakwaterowania. Ale to jest pierwszy krok. Oni muszą trafić do tego miejsca, poczuć się bezpiecznie, nabrać siły do działania.
Drugi krok to już jest takie rozpoznawanie problemów, potrzeb konkretnych osób. My staramy się za tymi potrzebami podążać po to, żeby jak najwięcej rzeczy ich dotyczących uregulować, wyprostować. Więc młodzież podejmuje terapię, podejmuje leczenie – coraz więcej mamy młodzieży, która musi korzystać z pomocy lekarza psychiatry – podejmuje terapię leczenia uzależnień – bo mamy oczywiście też młodych ludzi z problemem uzależnienia – i podejmuje edukację lub pracę.

To, co dla nas jest bardzo ważne, to że miejsca, które prowadzimy, to nie są Bahamy. To nie jest tak, że my tam leżymy, fajnie, tutaj obiadek, super. Nie, młodzież ma jedno podstawowe zadanie: pracować na rzecz poprawy własnej sytuacji.
W fundacji są specjaliści, którzy mogą w tym pomóc. Jest psycholog, jest terapeuta uzależnień, jest doradca zawodowy, prawnik, bo młodzież często ma też jakieś tam problemy prawne, z którymi do nas trafia, więc możliwości jest bardzo wiele, ale też zawsze, kiedy przychodzi do nas młody człowiek, mówię: My ci to damy, tylko teraz piłeczka jest po twojej stronie, co ty z tym zrobisz, czy ty będziesz chciał skorzystać, czy jesteś gotowy. I tutaj oczywiście różnie to bywa, natomiast są te narzędzia i później już taka mozolna, codzienna praca nad tym, żeby się zadział ten cud i żeby oni wyszli na prostą. Ale to się zadziewa.

Dodatkowo prowadzimy sieć mieszkań treningowych. One różnią się od domu właściwie tylko jedną rzeczą – w mieszkaniach nie ma opiekuna. A w domu 24 godziny na dobę jest osoba dorosła, specjalista, pedagog, który dba o to, żeby tam było tak, jak być powinno. A mieszkania treningowe to już jest taka bardziej samodzielna forma zakwaterowania. Ale to jest pierwszy krok. Oni muszą trafić do tego miejsca, poczuć się bezpiecznie, nabrać siły do działania.

A jak długo młodzież może w takim domu, mieszkaniu treningowym przebywać?

To jest znowu bardzo indywidualne, bo teoretycznie my byśmy chcieli, żeby to nie było dłużej niż pół roku. Ale ostatnio tak się dzieje, że trafia do nas coraz więcej bardzo młodych ludzi. Jeszcze trzy lata temu było tak, że były to osoby głównie 22-, 24-letnie. W tej chwili 18-, 19-latkowie. Oni są bardzo, bardzo młodzi i nie są w stanie wszystkiego ogarnąć w pół roku i tak fantastycznie ustawić się życiowo, żeby było już juch stać na to, żeby wynająć sobie pokój czy mieszkanie i utrzymać się samodzielnie.

Więc ten czas jest bardzo uzależniony od tego, ile, kto tego czasu potrzebuje. Mamy takie osoby, które dość szybko od nas odchodzą, które potrzebują, żeby tylko tak troszeczkę je popchnąć, na moment się zatrzymać i idą, i sobie radzą.
Są takie osoby, które wypadają niestety z naszego wsparcia, bo uzależnienie to jest silna sprawa i trudna choroba. Czasem wracają po jakimś czasie, decydują się na leczenie, ale to wszystko trwa. Jesteśmy elastyczni. Tą cezurą jest 25 rok życia i wówczas, jeżeli ktoś ma 26 lat, to już z naszej pomocy nie może skorzystać.

Ale znów: nie wyrzucimy nikogo w 25 urodziny. Poczekamy. Jeżeli będzie potrzebował jeszcze miesiąc czy dwa, to oczywiście, jak bardziej, dopilotujemy go do takiego momentu, bo naszym celem jest właśnie doprowadzić ich do tego momentu, kiedy oni są gotowi, kiedy potrafią sobie już poradzić.

Czyli z jednej strony muszą być pewne sztywne reguły…

Muszą być, tak.

…a z drugiej strony ta elastyczności dostosowanie do konkretnych potrzeb do konkretnego człowieka.

Ta elastyczność jest trudna, bo my potem często słyszymy (cały zespół fundacji): a dlaczego Marcin ma tak, a ten ma tak, a ten mam tak. I to powoduje pewne trudności, ale uważam, że to jest mądre, bo każdy jest inny i my musimy też mieć taką pełną diagnozę takiej osoby, bo ktoś będzie szedł powoli, ale będzie szedł w dobrą stronę, bo ma jakieś tam określone ograniczenia i my tego nie musimy przyspieszać.

A czasem jest tak, że ktoś mógłby pójść jak burza, ale mu się bardzo nie chce, więc my wtedy musimy tego kogoś troszeczkę popchnąć, żeby się nie rozleniwił. Czasami są też takie sytuacje, że mówimy: Dobra, jeszcze masz dwa miesiące, pakujesz się i musisz się wyprowadzić. I to nie dlatego, że chcemy się kogoś pozbyć, tylko dlatego, że młodzież się przyzwyczaja i jest jej dobrze. Mieszkanie treningowe, dom dla młodzieży to jest tanie rozwiązanie. Dużo trudniej jest utrzymać się samodzielnie. Przychodzi taki moment, kiedy trzeba powiedzieć: Nie, stary, już wystarczy, teraz musisz iść swoją drogą, bo będzie regres. Więc trzeba mieć duże wyczucie.

A co jest nienegocjowalne?

Trzeźwość. Jeżeli ktoś jest pod wpływem, musi opuścić dom, musi opuścić mieszkanie. To są czasami naprawdę trudne momenty, bo kiedy my widzimy osobę naprawdę walczącą z uzależnieniem, ale ona się napiła, bo to tak działa, my niestety nie możemy jej powiedzieć: zostań. Bo są obok inni młodzi ludzie, którzy też walczą z tym problemem, więc obecność kogoś, kto jest pod wpływem, byłaby bardzo niekorzystna. I to jest absolutnie rzecz, której nie negocjujemy, ale to jest rzeczywiście trudne i przykre.

Myślę, że też ważne jest to – ale tu różnie bywa – żeby był jednak szacunek do nas, żeby nie było przemocy. Takie zdarzenie rzadko się zdarza, ale gdyby było, to też jest sytuacja, w której musimy się zatrzymać.

I to, co powjeżdżałam na początku, czyli ta praca na rzecz poprawy własnej sytuacji. My musimy widzieć, że Ty coś robisz, że Ty się zmieniasz. Bo jeżeli Ty się nie zmieniasz i chcesz sobie tylko tak przebimbać, to trudno, ale są schroniska, są noclegownie dla osób w kryzysie bezdomności, tam sobie będziesz bimbał. U nas nie, bo jedna nastawiamy się na to, żeby aktywizować tę grupę.

I to, co powjeżdżałam na początku, czyli ta praca na rzecz poprawy własnej sytuacji. My musimy widzieć, że Ty coś robisz, że Ty się zmieniasz. Bo jeżeli Ty się nie zmieniasz i chcesz sobie tylko tak przebimbać, to trudno, ale są schroniska, są noclegownie dla osób w kryzysie bezdomności, tam sobie będziesz bimbał. U nas nie, bo jedna nastawiamy się na to, żeby aktywizować tę grupę.

A można wrócić po takim wyleceniu?

Można, można, i mamy takie bumerangi, co tak wylatują, wlatują w tę i z powrotem. Ludzie popełniają błędy, trudno, żebyśmy ich za to skreślali. Tylko każdy powrót wiąże się z tym, że po pierwsze my już wiemy więcej na temat tej osoby, jeżeli powodem, dla którego ktoś wyleciał, jest uzależnienie, to my się już tutaj nie bawimy w to, że pochodź sobie raz w tygodniu do terapeuty i porozmawiaj o tym. Nie, Ty musisz jechać na terapię. Pojedziesz, przeleczysz się, proszę bardzo, wrócisz do nas. I pomagamy młodzieży, żeby jednak trafiała na te terapie. To są młodzi ludzie, oni nie muszą ćpać i chlać przez całe życie, naprawdę.

Wyczytałam, że Twoim mottem, mottem fundacji jest: Łatwo jest skreślić człowieka, wyzwaniem jest zaproszenie go do ciężkiej pracy nad zmianą. Jak się zaprasza człowieka do pracy nad zmianą?

O, to jest właśnie to wyzwanie i to nie jest takie proste odpowiedzieć na to, bo nie wystarczy powiedzieć: Dzień dobry, masz tutaj łóżko, a ja będę dla Ciebie miła. Myślę, że taka istota tego zaproszenia tkwi w tym, że mi na Tobie zależy. W tym, żeby ten człowiek zobaczył, że nie tylko mnie, Agnieszce Sikorze, ale też mojemu zespołowi na Tobie zależy, że my Cię nie skreślamy, chcemy, żebyś miał dobrze.

I nawet jeżeli czasami podnoszę głos – nie ukrywam, podnoszę – to nie wynika to z tego, że ja chcę Cię upokorzyć, obrazić, zgnoić, powiedzieć, że jesteś zerem, nic z Ciebie nie będzie, tylko zwykle to jest tak, że kiedy ja podnoszę głos, to właśnie dlatego, że mi zależy, że Ty nie musisz tak żyć, człowieku, że Ty masz 20 lat. Przecież Ty możesz wszystko jeszcze w swoim życiu osiągnąć, to nie jest niemożliwe.

Myślę, że właśnie zbudowanie tej relacji to jest podstawa do tego zaproszenia; że to, co się u nas dzieje, nie jest instrumentalne. Nikt nie jest potraktowany u nas instrumentalnie. Jeżeli czasem młodzież, która od nas odeszła, zwykle (właściwie zawsze) z własnej winy, mówi później, że fundacja jest taka czy owaka, to są bzdury wyssane z palca, ale chyba też wynikające z tego, że oni bardzo żałują, że im to nie wyszło po prostu.

A czy my, społeczeństwo, możemy coś zrobić, żeby w ogóle ograniczyć takie zjawisko bezdomności młodzieży czy sytuacji, które powodują to, że młodzież zwraca się do Was o pomoc?

Na pewno tak. Myślę, że ta praca zaczyna się w codziennym życiu. Mamy sąsiadów, mamy dzieci w przedszkolu, mamy dzieci w szkole, w jakimś klubie, gdzieś, nie żyjemy w próżni. I myślę, że taka uważność na to, co się dzieje tam, gdzie są nasze dzieci, tam, gdzie są nasi sąsiedzi, i reagowanie na to, jeżeli widzimy coś, co jest niepokojące. Nie zawsze musimy mieć rację, ale nie bójmy się tego, żeby zainterweniować.

Jeżeli zainterweniujemy, ktoś to sprawdzi, ktoś też się zainteresuje. I może tak być, że komuś uratujemy życie, ale myślę, że od takiej zwykłej, prostej uważności. Jeżeli w klasie mojego syna jest dziecko, które przychodzi głodne – są takie dzieci w szkołach – i mój syn mi o tym mówi, to jeżeli ja powiem, że to nie moja sprawa, to jest to słabe. Jeżeli mój syn przyjdzie do mnie i powie: Mamo, wiesz, u nas jest Kazio, który jest głodny, to ja powinnam zareagować. I myślę, że to jest bardzo istotne.

I w ten sposób możemy pomóc. I tak jak powiedziałam, ta bezdomność bierze się z domu, z pewnych braków, więc jeżeli zainterweniujemy odpowiednio wcześnie, może te braki zostaną uzupełnione, ten młody człowiek będzie mógł do 25 roku życia być w domu dziecka, skończy studia i będzie sobie świetnie radził.

A jak się interweniuje? Jak można zareagować?

To oczywiście zależy, ale jeżeli się trzymamy szkoły, to mamy narzędzia: wychowawca klasy, pedagog szkolny, psycholog, dyrektor. A jeśli mówimy o sąsiadach czy tego typu sytuacjach, to ośrodek pomocy społecznej. Ja naprawdę bardzo zachęcam do tego, żeby się nie bać tych ośrodków. To jest instytucja, która się bardzo w Polsce zmienia, i to nie jest instytucja, która tylko i wyłącznie wydaje zapomogi, zasiłki. To jest miejsce, gdzie pracują pracownicy socjalni, gdzie jest prowadzona pogłębiona praca socjalna, gdzie można rozpocząć pracę z rodziną, mamy asystentów rodziny, świetne narzędzia, mogące naprawdę człowiekowi pomóc. Więc ja bym się nie bała tego, żeby zgłaszać się do OPS-u.

Pytam o to także dlatego, że jestem mamą, mam trójkę dzieci, z tego dwójkę w szkole podstawowej, i ja się staram rozmawiać z moimi dziećmi o tym, że to nie jest ważne w jakich ubraniach, butach, jakie telefony mają ich znajomi, ważne jest to, czy się dobrze z nimi czujesz, i ważne jest też to, żeby zapraszać te dzieciaki, które widzą, że są gdzieś tam z boku, do kontaktu, żeby się odwiedzali nawzajem w domach.
Myślę, że na takim poziomie też warto tę uważność mieć i troszeczkę w tym kontekście chciałabym nawiązać do czegoś, co znalazłam u Was na stronie internetowej. Zaintrygowało mnie, że jedna z dziewczyn, które u Was pracują, ma jako opis swojej roli wspieranie młodzieży w konstruktywnym spędzaniu czasu. O co chodzi z tym konstruktywnym spędzaniem czasu i dlaczego to jest tak ważne, że się znajduje w opisie roli?

To jest w ogóle strasznie smutne tak naprawdę, bo ja często posługuję się przykładem, który teraz powtórzę. Pamiętam, kiedyś kolega zaprosił nas na rejs po Wiśle, statek, lemoniada, piękna pogoda, chyba wiosna. I mówię do młodzieży: Chodźcie, popływamy sobie tym statkiem. To był weekend, prawie nikt nie przyszedł. Ponieważ moja młodzież nie rozumie, bo nikt jej nie nauczył tego, jak się spędza wolny czas. Dla niej wolny czas i odpoczynek to jest tylko leżenie w łóżku. Oni nie potrafią.

Ty masz dzieci, które pewnie chodzą czasami do teatru, chodzą do muzeum, pokazujesz im Stare Miasto, Łazienki, karmicie łabędzie. Dzieci, które wychowują się w dobrych domach, w dobrych rodzinach mają dostarczane różne atrakcje i one wiedzą, że pływanie statkiem po Wiśle to jest fajny czas, relaks i przyjemność.

Moja młodzież tego nie potrafi, spędza czas często nie tak, jak należy. I to nie chodzi tylko i wyłącznie o to leżenie, ale też o znajomości, o kontakty, o bramy na Pradze, narkotyki, różne niefajne klimaty, kluby, w których wszyscy są tak nafurani, że właściwe sami siebie nie są w stanie rozpoznać. Więc my staramy się dostarczać różnych atrakcji.

Zresztą też dzięki Katalogowi Marzeń, Twojej firmie, udało nam się kilka takich atrakcji zorganizować i młodzież mogła pospełniać swoje marzenia. Ktoś tam skoczył na jakimś bungee, ktoś sobie zrobił wizytę u barbera, już nie pamiętam, ale tam były różne fajne pakiety i to jest super.

Bo to, że moja młodzież może spędzić konstruktywnie czas, podnosi ją troszkę wyżej gdzieś tam na tej drabinie społecznej. Ja mam jakieś doświadczenie, o którym mogę komuś powiedzieć, którym mogę zaimponować i niekoniecznie to będzie doświadczenie, że tanio załatwiłem proszek do wciągania w jakieś tam ciemnej bramie. Myślę, że to jest bardzo ważne i to też ma im pomóc w tym, żeby zaczęli dobrze funkcjonować.

Pamiętam kiedyś taką podopieczną, której pomogłam znaleźć pracę w dużej sieci handlowej i ona stamtąd bardzo szybko uciekła. Mówię: Co ty robisz, dziewczyno?! Taka fajna robota… Pakiet jakiś socjalny, wakacje pod gruszą, pakiet medyczny, karnet na siłownię, no świetna robota, możliwość awansu. Bardzo inteligentna dziewczyna. Ona mówi: Wie pani co, ale ja się tam nie odnajduję, bo tam są ludzie, którzy mówią, że gdzieś pojechali na wakacje, że gdzieś byli, a ja nad morzem byłam raz, jak mnie tam z zakładu poprawczego zabrali, a moja matka siedziała w więzieniu. O czym ja mam z tymi ludźmi rozmawiać?

Więc to spędzanie konstruktywne czasu, dostarczanie różnych doświadczeń jest bardzo potrzebne, żeby człowiek mógł się podnosić i żeby mógł budować tak naprawdę nową tożsamość dla siebie.

Bo to, że moja młodzież może spędzić konstruktywnie czas, podnosi ją troszkę wyżej gdzieś tam na tej drabinie społecznej. Ja mam jakieś doświadczenie, o którym mogę komuś powiedzieć, którym mogę zaimponować i niekoniecznie to będzie doświadczenie, że tanio załatwiłem proszek do wciągania w jakieś tam ciemnej bramie. Myślę, że to jest bardzo ważne i to też ma im pomóc w tym, żeby zaczęli dobrze funkcjonować.

Teraz zrobiło mi się w głowie takie połączenie, bo mam koleżankę, która prowadzi w ramach fundacji za darmo zajęcia dla dzieci. I tak jak widzę na Facebooku, w tych zajęciach uczestniczą przede wszystkim dzieci, które i tak mają dużo różnych atrakcji, bo też je kojarzę, bo to małe miasto, więc znajomi znajomych. I wracając do tego pomagania, myślę, że samo nagłaśnianie, że są takie zajęcia za darmo, zachęcanie osób, które widzimy, że nie mają możliwości korzystać z nich odpłatnie, to jest też takim konstruktywnym spędzaniem czasu, które wyposaża na przyszłość.

Oczywiście, że tak. A w ogóle włączanie dzieciaków z różnych środowisk, takich ubogich, do działań, fantastyczne narzędzia, które w Polsce ciągle jeszcze nie działają aż na taką skalę, na jaką mogłyby, ale świetlice środowiskowe, gdzie właśnie są zajęcia dla dzieciaków z tzw. defaworyzowanych środowisk, gdzie one mogą czegoś dotknąć, czegoś się nauczyć, zacząć śpiewać, tańczyć, malować, spotykać się z ciekawymi ludźmi to też będzie ta profilaktyka bezdomności.

A o czym marzą podopieczni fundacji Po drugie?

To jest tak, że jak się ich zapytasz, to oni w zasadzie wszyscy bardzo podobnie odpowiadają, i to jest też smutne, bo mówią: Ja bym chciał mieć inny dom niż ten, który miałem. Ja bym chciał/ chciała mieć inną rodzinę. I od tego się właściwie zaczyna. Może kiedy tam troszeczkę bardziej podrapiemy, to niestety okazuje się, że oni nie mają takich wielkościowych marzeń, bo oni myślą, że to są rzeczy, które nie są w zasięgu ich możliwości. Czyli oni nie mówią: Chciałbym pojechać do Meksyku albo zobaczyć Wielki Kanion. Oni nie będą mieli takich marzeń. Może gdzieś tam w środku albo po jakimś casie pracy z nami zaczynają dostrzegać, że mogą zrobić trochę więcej i wyjść poza taką przeciętną.

Mamy takiego Kubę, który był z nami dosyć długo, udało nam się mu pomóc, pracuje w dobrej firmie, zresztą u naszego sponsora, świetnie sobie radzi, zaczął zarabiać normalne pieniądze i włączył się w normalne społeczeństwo. On już nie pracuje z dzieciakami, które sobie gorzej radzą, tylko ma zupełnie nowe środowisko.

Pamiętam, jak pękała z dumy, jak zobaczyłam jego zdjęcie na Gubałówce. Okej, Gubałówka to nie jest jeszcze Wielki Kanion, ale on sam sobie za to zapłacił, pojechał sobie na urlop. I mówię: wow, to jest ekstra i do tego zaczyna dochodzić. Więc on już może mieć trochę bardziej wybujałą fantazję, jeśli chodzi o to, co by chciał w życiu i o czym by pomarzył.

To jest fajny przykład na to, co widzę po Twoich oczach, że daje Ci dużo satysfakcji i radości, pokazuje, że te dzieciaki idą w dobrą stronę. A po czym jeszcze rozpoznajesz, że to jest dobry kierunek, że idą w dobrą stronę?

Widzę osoby, które przezwyciężyły uzależnienie, które utrzymują trzeźwość. Nawet jeżeli sobie jeszcze nie radzą w niektórych kawałkach życia, to jest to super i jest to bardzo trudna rzecz, i mamy takie osoby, które są trzeźwe już nawet parę lat, które zaczynają zakładać rodziny, Bo tak jak mówiłam, fundacja już ma 12 lat, więc mamy już coraz starszych podopiecznych, którzy wyfrunęli spod naszych skrzydeł. Osoby, które otrzymują pracę, zapraszają nas na swoje wesela. I nagle widzę, dziewczyna ma fajnego partnera, z jakimiś zasobami też, z fajną rodziną. Tak że dzieją się takie rzeczy.
Oczywiście też w tej pracy dzieje się dużo takich bolesnych rzeczy, kiedy to się nie udaje. I wtedy naprawdę myślę sobie, że może ten czas spędzony z nami kiedyś, kiedyś zaprocentuje, kiedyś ten człowiek do tego wróci i się tego chwyci i to nie będzie zmarnowany czas. Natomiast sporo jest takich właśnie smutnych historii. Zdarza się, że nasza młodzież odchodzi. Bo kiedy mówimy o uzależnieniach, to musimy pamiętać, że to jest droga do śmierci. Ale życie takie jest. Nigdy nie jest po równo, zawsze ktoś ma lepiej, ktoś ma gorzej, trzymamy się tych dobrych historii, ale też gdzieś tam w sercu mam wiele takich smutnych, przykrych, które nie miały happy endu.

Ja jestem pod ogromnym wrażeniem Ciebie, fundacji, jak działacie. I wyobrażam sobie, że to musi być na co dzień bardzo, bardzo trudne. Jak Ty ładujesz swoje baterie? Jak zespół ładuje baterie, żeby być w stanie unieść to wszystko?

My się uczymy cały czas i mój zespół mnie wiele uczy, bardzo dba o mnie i bardzo serdecznie im za to dziękuję. Kiedy jestem na urlopie, to zabraniają mi dzwonić do pracy, nie chcą ze mną gadać, ale też wiedzą, że ja bez informacji o tym, co się dzieje w fundacji, głównie z dzieciakami, a nie tam w fundacji, to długo nie wytrzymam.

Natomiast oczywiście mamy urlopy, mamy superwizje. To jest bardzo ważne, że jednak spotykamy się, rozmawiamy o tych problemach, o tym, co czujemy, jak się z tym czujemy, jak sobie mamy z tym radzić. Jesteśmy też bardzo fajnym zespołem, my się lubimy. Żeby nie powiedzieć kochamy, ale lubimy się naprawdę, szanujemy się i się wspieramy, i to jest super. Ta nasza praca jest też w dużej mierze zespołowa, że kiedy jest jakaś trudna decyzja do podjęcia, to ona nie jest tylko na moich barkach, ale gdzieś tam rozkładamy sobie tę odpowiedzialność.

Ale myślę, że taką największą energią do tego działania jednak jest ta zwrotna, którą dostajemy od młodzieży. I kiedy widzimy, że właśnie jakoś zaczyna sobie radzić, że fajnie się zachowała, a nigdy się fajnie nie zachowywała, ale zrobiła jakąś małą rzecz, to to bardzo tak dodaje sił, chęci i to pomaga.

Czy masz jakieś marzenie, które Cię napędza i w którym możemy Ci kibicować i wspierać? I którym możesz się podzielić.

Moim marzeniem, ale nie wiem, czy to jest w ogóle realne, jest to, żebym ja mogła przestać się zajmować ciągłym szukaniem pieniędzy na swoją działalność. Żeby jakoś tak bardziej się skupić na pracy z człowiekiem, więcej czasu spędzać w domu dla młodzieży, a mniej zajmować się tym wszystkim, co jest formalne, dokumentami, ale też tym, co jest niezbędne, czyli pieniędzmi.

Bo na te działania my potrzebujemy środków, najnormalniej w świecie. Bardzo wierzę i widzę, że dzięki temu, co robimy, coraz więcej osób się podnosi, coraz więcej firm sięga po swoje środki i dodaje nam sił, ale ja bardzo bym chciała, żebym już nie musiała się tym zajmować, bo to jest bardzo męczące. I taki ciągły stres, co będzie w lutym czy w marcu. I to już trwa 12 lat. To jest najbardziej męczące.

Bo dzieciaki… ja je uwielbiam, to jest spoko. Też jest ciężko, natomiast ten kawałek byłoby super. Może gdybym zaczęła grać w tego totolotka… Nie gram w to, więc nie wygram, ale coś tutaj by mi się przydało, to by mi bardzo pomogło.

To ja składam taki gorący apel do słuchaczy i do widzów podcastu Napędzani Marzeniami, żebyście weszli na stronę fundacji i np. na stronę Patronite i wsparli. Te cegiełki zaczynają się od 5 zł. Ja deklaruję swoje wsparcie. I w ogóle mam takie przekonanie, że ludzie, którzy aktywnie realizują swoje marzenia, to są ludzie spełnieni i to są ludzie dobrzy, którzy chcą się dzielić tą swoją radością z życia, więc mam wielką nadzieję, że wśród Was znajdzie się kilka osób, które dołączą do grona wspierającego fundację.

Ja też mam taką nadzieję. I pamiętajcie: dobro wraca. Tak że warto.

Agnieszka, dziękuję Ci serdecznie za rozmowę. Trzymam kciuki i w kontakcie.

Dzięki.

Takie rozmowy jak ta sprawiają, że czuję się naprawdę szczęśliwym człowiekiem i doceniam każdy dzień, każdą godzinę i ten cały bagaż, moje dzieciństwo, bagaż pozytywnych doświadczeń, które wyniosłam z mojego dzieciństwa, z mojego dorastania i tym trudniej mi się myśli o wszystkich tych ludziach, którzy mają iny bagaż; bagaż, który jest kotwicą, który sprawia, że jest im trudno w życiu, że trudno im stanąć na nogi, i dlatego ogromnie podziwiam ludzi takich jak Agnieszka. Myślę, że zasługują na to, żeby po prostu wszyscy ich znali i wspierali.


I mam do Was ponownie taki sam apel, który wygłosiłam podczas naszej rozmowy, czyli żebyście wsparli fundację Po drugie. Można to zrobić na różne sposoby, wpłacając pieniądze poprzez Patronite czy bezpośrednio do fundacji, ale także udostępniając ten podcast, komentując tę naszą rozmowę, lajkując ją w social mediach. Dzięki temu ona pójdzie szerzej w świat i może więcej osób wesprze fundację. Tak że bardzo o to proszę i bardzo Wam dziękuję.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top