NM 17: Mikrowyprawy & makrodoświadczenia. Rozmowa z Łukaszem Długowskim

  • 00:42:12
  • 19 maja, 2020
  • 55,4 MB

Mój dzisiejszy gość – Łukasz Długowski znany jest przede wszystkim ze swojego przedsięwzięcia, o nazwie Mikrowyprawy. Jest także podróżnikiem, dziennikarzem i absolwentem filozofii.

Jeśli w Twoim odczuciu jedynym sposobem na odpoczynek jest kupienie biletu do Tajlandii, lub innego odległego zakątka świata, to mile się zaskoczysz słuchając tego odcinka. Łukasz przedstawia niecodzienne podejście do przeżywania pięknych chwil i zdobywania nowych doświadczeń. 

Będzie to szczególnie przydatne w tych czasach, kiedy nie możemy sobie pozwolić na dalekie podróże. A tegoroczne wakacyjne plany muszą zostać przełożone na inny termin.

Mikrowyprawy i makrodoświadczenia opisuje w swojej książce, dzieli się nimi na blogu, a dziś możesz go także wysłuchać jako gościa mojego podcastu. Serdecznie zapraszam!

W odcinku Mikrowyprawy & Mikrodoświadczenia z Łukaszem Długowskim rozmawiamy o tym:

  • Jak studia filozoficzne pomagają mu w radzeniu sobie z porażkami;
  • dlaczego organizuje mikrowyprawy i co sprowadziło go na tę drogę;
  • czym są dla niego podróże i co w nich ceni;
  • dlaczego organizuje dla innych wyprawy na bagna;
  • jak podchodzi do edukacji ekologicznej;
  • co się dzieje, kiedy zabiera ludzi na tropienie wilków;
  • jak łączy pasję do przyrody ze sposobem na życie;
  • czy przebywanie w lesie może zastąpić chodzenie do apteki;
  • jakie jest obecnie jego największe marzenie?

 

Łukasz pokazuje, że przygody czekają czasem tuż za rogiem i nie wymagają kupowania drogich biletów w odległe zakątki świata. Wystarczy być na nie uważnym i otwartym, a przez to korzystać na 100% z otoczenia, które zwykle omijamy wzrokiem.

Promuje także ciekawą postawę ekologiczną i podchodzi całkiem inaczej do zmiany podejścia do tego tematu. Zamiast mówić i nagabywać do swoich racji, pokazuje innym jak żyją zwierzęta i w ten sposób zwiększa ich wrażliwość na przyrodę. 

Jego podejście jest bardzo spójne z moim i cieszę się, że mogłam z Łukaszem porozmawiać. 

Mam nadzieję, że i dla Ciebie ta rozmowa była wartościowa. Do usłyszenia w kolejnym odcinku!

Osoby i miejsca wspomniane w rozmowie:

Więcej o Łukaszu Długowskim znajdziesz tutaj:

Mikrowyprawy & makrodoświadczenia - Łukasz Długowski

Podcast Napędziani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

Przeczytaj transkrypcję odcinka:

Cześć, Łukasz! Bardzo miło mi gościć cię w podcaście Napędzani Marzeniami.

Cześć, dziękuję za zaproszenie.

Łukasz, ty jesteś podróżnikiem, dziennikarzem, myślę, że jesteś znany wielu osobom jako autor takiego przedsięwzięcia Mikrowyprawy. Również autor książki Mikrowyprawy w wielkim mieście. Jednak to, co mnie zaintrygowało tak szczególnie, przygotowując się do naszej rozmowy, to fakt, że jesteś absolwentem filozofii. I od tego chciałabym zacząć — chciałabym zapytać, skąd ta filozofia wzięła się w twoim życiu?

Skąd ona się wzięła? Wzięła się całkowicie przypadkowo, bo ja całe życie marzyłem o tym, żeby być archeologiem. Naczytałem się książek o archeologii, o odkryciu Troi, o odkryciu Pałacu Knossos na Krecie. Książek Hirama Binghama o odkryciu Machu Picchu w Peru. No i tak się zdarzyło w moim życiu, że nie zdałem matury!

O kurczę! To zaczęłam grubo, od takiego pytania! [śmiech]

Myślę, że to jest bardzo ważna baza, która mi pomaga w Mikrowyprawach paradoksalnie, bo pomaga mi wątpić, błądzić, podważać utarte stereotypy, schematy myślenia — w tym o podróżowaniu.

[śmiech] Jako piątkowy uczeń z historii, przez cztery lata miałem piątki z historii, na każdy semestr, na każdy koniec roku. Jakoś tej matury jednak nie zdałem. Miałem rok przerwy. Dużo zmienił w moim życiu i myśleniu, czego chcę od życia. Tak jak powiedziałem, na egzaminie na filozofię, chcę trochę poleżeć i pomyśleć. Tak się dostałem na ten kierunek.

Myślę, że to jest bardzo ważna baza, która mi pomaga w Mikrowyprawach paradoksalnie, bo pomaga mi wątpić, błądzić, podważać utarte stereotypy, schematy myślenia — w tym o podróżowaniu. Jak się teraz przekonujemy w czasie tego kryzysu, okazuje się, że to moje myślenie, które się zaczęło parę lat temu teraz będzie przeżywało swój najlepszy czas.

Tak. Myślę, że to jest taki czas, kiedy ludzie zadają sobie różnego rodzaju pytania. Może dopowiem, że rozmawiamy 20 kwietnia 2020, czyli jesteśmy mniej więcej 1,5 miesiąca po pojawieniu się w Polsce pierwszego przypadku Koronawirusa.

W tym kontekście zapisałam sobie takie pytanie o to, jakie jest twoje dlaczego. Jaki jest twój cel, misja. Tak mi się to z jednej strony kojarzy z filozofią właśnie, z drugiej strony myślę, że to jest w ogóle ważne pytanie. Sama je sobie zadałam kilka lat temu.

Nie o mnie jednak chodzi, wracamy do ciebie! Jakie jest twoje dlaczego?

Dlaczego robię Mikrowyprawy?

Tak. Dlaczego robisz Mikrowyprawy, dlaczego też robisz w ogóle to, co robisz. Bo Mikrowyprawy to jest część twojego życia, będę cię zaraz o nie pytać, ale też założyłeś Fundację Dziko, napisałeś książkę. Propagujesz pewne postawy. Skąd więc to się bierze?

Myślę, że to wszystko bierze się z mojej osobistej historii, którą później dzielę się z ludźmi i część z tych ludzi mówi: ej, on może mieć rację albo ej, ja mam tak samo! czy też: rzeczywiście to jest dobry kierunek. Może rzeczywiście to jest to, czego ja potrzebuję.

Mikrowyprawy zaczęły się od tego, że ja wcale nie chciałem tego robić. Chciałem być wielkim podróżnikiem tak jak Krzysztof Wielicki, himalaista. Jak Marek Kamiński, polarnik. Jak Amundsen – polarnik.

Tak, to brzmi, jak Makrowyprawy!

To są giga wyprawy, właśnie marzyłem o tym, żeby być takim giga podróżnikiem, herosem. Moja pierwsza wyprawa, próba przejścia Norwegii na nartach, z Bergen do Oslo zimą, samotnie, sprowadziła mnie bardzo szybko na ziemię. Można powiedzieć, że to była największa porażka w moim życiu, bo ja po kilku dniach tego samotnego trawersu się wycofałem. Uznałem, że zagrożenie jest zbyt duże, nie chcę ryzykować mojego zdrowia. Tego, że mój syn zostanie bez ojca. To była rzeczywiście największa porażka w moim życiu, ale też najważniejsza porażka. Ona pozwoliła mi przemyśleć, jeszcze raz zastanowić się, czy ja rzeczywiście chcę ponieść te wszystkie koszty związane z wielkim podróżowanie? Czyli ciągłą nieobecność w domu, kłopoty finansowe, ciągłe życie w debecie. Bycie w ciągłych rozjazdach, nieobecny i tak dalej, i tak dalej.

Zrozumiałem, że nie chcę tego. Nie chcę tych kosztów ponosić. Natomiast chcę nadal przeżywać rzeczy, które z podróżami są związane, czyli zaspokajanie ciekawości, spotykanie nowych ludzi. Odkrywanie różnych rzeczy. Tylko że nie w makro skali, nie wchodząc na kolejny ośmiotysięcznik, tylko w mikro skali, wchodząc na pagórek za domem albo idąc wzdłuż rzeczki, która ma szerokość dwóch metrów i głębokość wody piętnastu centymetrów.

Kiedyś mi się wydawało, że jedynym sposobem na zaspokojenie tej ciekawości, pasji podróżowania są właśnie wielkie odkrycia, typu Machu Picchu, Mount Everest zimą. Samotne przejście Antarktydy. Natomiast dzięki mikro wyprawom zrozumiałem, że to równie dobrze można sobie zaspokoić tutaj, pod domem. Tym bardziej że wielu z nas nie jest podróżnikiem na miarę Amundsena, Wielickiego czy Kamińskiego. Tak jak wielu z nas nie jest piłkarzem na miarę Ronaldo. Sam nie jestem Wielickim, nie jestem Ronaldo, jestem mikro Łukaszem.

Co takiego cię fascynuje w tych mikro wyprawach, właśnie w tym pagórku, w tej rzeczce. W tym, co czyha gdzieś za rogiem w większym, mniejszym mieście?

To jest zawsze związane z jakąś niepewnością, z odkrywaniem czegoś nowego, z uczeniem się czegoś nowego. Bardzo ważnym elementem moich mikro wypraw są ludzie i spotykanie nowych ludzi. To mnie fascynuje.

Tak naprawdę, w tej naszej Polsce, która wydaje się taka nijaka, nudna, nizinna, pokryta tymi borami sosnowymi wszędzie, że co rusz można odnajdywać można odnajdować kawałek czegoś nowego, czegoś nieznanego.

Takie dwie myśli mnie naszły jak opowiadałeś. Jedna to: powiedziałeś, że ta nieudana wyprawa to była największa porażka w twoim życiu. W odpowiedzi na pierwsze pytanie powiedziałeś o oblanej maturze. Dlaczego o tym mówię? Mówię o tym, bo myślę, że fajnie zdać sobie sprawę i też pokazać ludziom, że takie rzeczy, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się ogromnymi porażkami właśnie, finalnie doprowadzają do zmian, przełomów czy obrania takiego kierunku życia, które jest właśnie takim satysfakcjonującym, pełnym życiem.

Myślę, że to może — to zależy w dużej mierze od tego, jak się do tej porażki podejdzie. Mogłem przecież się załamać, popaść w depresję i lamentować nad tym, że moja wielka kariera podróżnika legła w gruzach. Lub że ja, piątkowy uczeń z historii nie potrafiłem zdać tej matury z historii.

Myślę, że tutaj jest ta rola filozofii, o którą mnie pytałaś — ona mi pozwala się zatrzymać i spojrzeć krytycznie na to, czego doświadczam i zastanowić się, czy to rzeczywiście jest porażka? Czy to rzeczywiście jest coś złego, co mi się przytrafiło?

Myślę, że tutaj jest ta rola filozofii, o którą mnie pytałaś — ona mi pozwala się zatrzymać i spojrzeć krytycznie na to, czego doświadczam i zastanowić się, czy to rzeczywiście jest porażka? Czy to rzeczywiście jest coś złego, co mi się przytrafiło?

Czyli tak świadomie podszedłeś do tych dwóch wydarzeń i faktycznie zadałeś sobie to pytanie i przekształciłeś to pierwsze wrażenie, że to jest coś złego w pozytyw.

Tak, zgadza się.

Ta druga myśl, która mnie naszła, dotyczy właśnie Mikrowypraw — fajnie, że o tym mówisz, ta idea bardzo mi się podoba z wielu powodów. Szczególnie istotnym dla mnie powodem jest ekologia.

Przyznam, że lubię podróżować. Lubię zwiedzać odległe kraje, miejsca, do których niewiele ludzi dociera… Chociaż teraz jest bardzo mało takich miejsc i nie wiem, czy byłam w choć jednym z nich.

Poza Europą byłam raptem trzy razy, więc dalekich podróży nie zaznałam wiele. Kiedyś myślałam, że będę chciała dużo więcej podróżować, ale teraz już tak nie myślę. Teraz już myślę o tym, że w Polsce jest tak dużo, fajnych miejsc. W Europie, w krajach blisko nas tak samo — nie mam już potrzeby, żeby zwiedzić Azję, Afrykę czy Amerykę Południową. Z jednej strony nie mam potrzeby, z drugiej nie mam chęci. Szlak Węgłowy, inne miejsca. Niektórych ludzi takie myślenie troszeczkę odrzuca, ale odnajduję w nim dużo dobrego. Wolę być tu, teraz i szukać fajnych miejsc na Mazurach czy w Puszczy Białowieskiej, niż w Azji. Chętnie obejrzę program w telewizji i przez Internet można bardzo i myślę, że dokładnie zwiedzić odległe kraje. Wolę być jednak tutaj, w Polsce, na miejscu.

Myślę, że w dzisiejszych czasach to jest coś szczególnie ważnego. Ta sytuacja, z którą mamy obecnie do czynienia może sprawić, że wiele osób w ten sposób spojrzy na tematy wypraw i na temat ekologii.

Mówię bardzo dużo, a ciebie chciałam zapytać, czy właśnie ten aspekt ekologii w Mikrowyprawach to też jest coś dla ciebie istotnego czy nie? Czy jest to poboczny temat?

Jest druga kategoria ekologów, którzy wyjdą i będą rzeczywiście bronić tej Puszczy albo lasu, który będą im pod domem wycinać. Myślę, że żeby stać się ekologiem z tej drugiej kategorii, trzeba coś przeżyć, trzeba doświadczyć tego piękna przyrody, bo jak się tego piękna nie doświadcza to, po co to chronić?

To znaczy, on w takim sensie, o jakim ty mówisz, czyli że Szlak Węglowy i tak dalej. On nie legł u podstaw tego pomysłu. Natomiast Mikrowyprawy generalnie są ideą ekologiczną Jest to taki wytrych, za pomocą którego chcę ludzi przekonać do ekologii, tylko w taki niestandardowy sposób.

Nie wierzę w to, że można zaangażować ludzi w ochronę przyrody, jeśli oni tej przyrody nie doświadczą. Jeżeli nie zrozumieją jak ona funkcjonuje, nie doświadczą jej piękna. Nie zachwycą się nią. Dlatego lansuję takie pomysły jak prześpij się w skałach, wskocz do wody, wytaplaj się w błocie, przejdź przez bagno, wejdź na drzewo i tak dalej, i tak dalej.

Zabieram ludzi bardzo często na tropienie wilków do Puszczy Białowieskiej. Widzę, że oni wyjeżdżają odmienieni po tym. Że oni wchodzą jako ludzie, którzy może i o tych wilkach się trochę naczytali, ale nie doświadczyli tego świata. Jak doświadczają go ze mną, to coś to w nich zmienia. Myślę, że ta zmiana jest ważna i prowadzi do czegoś trwałego. Do czegoś prawdziwego.

Dzielę ekologów na Facebookowych i ekologów w działaniu. Facebookowi to są tacy, którzy zalajkują post WWF-u, przeleją dychę na jego konto, ale jak trzeba będzie bronić Puszczy przed wycięciem, to będą to oglądać w telewizji.

Jest druga kategoria ekologów, którzy wyjdą i będą rzeczywiście bronić tej Puszczy albo lasu, który będą im pod domem wycinać. Myślę, że żeby stać się ekologiem z tej drugiej kategorii, trzeba coś przeżyć, trzeba doświadczyć tego piękna przyrody, bo jak się tego piękna nie doświadcza to, po co to chronić? Drzewo jak drzewo, trawa jak trawa, rzeka jak rzeka. Woda — mokra. Płynie? Płynie. W kranie też płynie.

Fajne podejście. Nie myślałam o tym, że faktycznie można ludzi przekonywać do idei poprzez działanie. Wydawało mi się, że to raczej działa odwrotnie — najpierw przedstawia się pewną ideę i zachęca ludzi do tego, by działali w pewien sposób.

To, co mówisz mnie przekonuje!

Na przykładzie wilków. Ludzie chcą przeżyć przygodę. Wilki są tajemniczymi zwierzętami, prawdziwie dzikimi.

Przyjeżdżają tutaj do mnie i chcą przeżyć tę przygodę. Usłyszeć, doświadczyć, wytropić i tak dalej. Zapewniam im to. Jednocześnie opowiadam o sposobie, w jaki wilki żyją, jakiej powierzchni potrzebują, czy wilk jest dla nas bezpieczny czy nie.

Wydaje mi się, że taka zmiana wywołana przez doświadczenie jest silniejsza niż zmiana wywołana przez tłumaczenie: chrońmy wilki, bo tak trzeba. Dlaczego trzeba?

Oni przeżywając tę przygodę jednocześnie patrzą – zaczynają rozumieć tę przyrodę. Zaczynają się zachwycać tym zwierzęciem i rozumieć je nie jak ktoś, kto przeczytał nagłówek w Internecie tylko ktoś, kto rzeczywiście doświadczył tego świata wilków.

Wydaje mi się, że taka zmiana wywołana przez doświadczenie jest silniejsza niż zmiana wywołana przez tłumaczenie: chrońmy wilki, bo tak trzeba. Dlaczego trzeba?

Tak. Ona wchodzi głębiej i poprzez emocje potem się coś racjonalizuje, a nie odwrotnie.

Myślę, że jakby to kognitywistycznie prześledzić, czyli na zasadzie jak działa mózg, to pewnie ta zmiana wywołana przez doświadczenie rzeczywiście byłaby silniejsza u dużej części ludzi niż zmiana wywołana przez przekonywanie.

Uświadamia mi to jak ważna jest ta edukacja ekologiczna dzieci w praktyce. Myślę, że tutaj jest w Polsce dużo do zrobienia, właśnie na tych wczesnych etapach życia. Na późniejszych… Już jest po prostu trudniej. Jeśli rodzice nie byli nauczeni przeżywania przyrody to trudniej jest im nauczyć tego dzieci.

Tak, rzeczywiście. Też jest tak, że ludzie się obawiają — mamy ten 20 kwietnia, wiosnę. Ludzie dzisiaj mogli wyjść znowu do parków. To, co ja widzę w parkach, jak jestem to widzę rodziców, którzy krzyczą: nie wchodź! Nie dotykaj! Nie siadaj! To jest woda, to jest błoto! Nie bierz do ręki! Myślę, że to jest straszny błąd rodzicielski. Czynią krzywdę tym dzieciom, bo one są w naturalny sposób ciekawe, chcą poznawać ten świat a rodzice mówią im nie, nie, nie.

To jak takie dziecko później ma wyjść. Jak zbudować w nim ciekawość tej przyrody, jak on cały czas dostaje od rodziców komunikat: to jest złe, to jest niebezpieczne, to jest brudne. Dziecko musi się ubrudzić, podrzeć rzeczy, musi się przewrócić parę razy.

Na tym polega bycie dzieckiem. Chyba tak wyglądało nasze dzieciństwo. Myślę, że my jesteśmy jeszcze z takiej epoki, gdzie mogliśmy to wszystko robić.

Tak, kotlety z błota!

No i co? Żyjemy? Żyjemy. Jesteśmy zdrowi? Jesteśmy zdrowi emocjonalnie? Jesteśmy. Dzieci potrzebują zaspokajać tę swoją ciekawość.

Ubrałbym po prostu dzieciaka w rzeczy, które może zniszczyć, założył, że się pobrudzi i tyle. I do lasu!

Dokładnie. Mam to szczęście, że mogę też na ogródek, więc to, co widzą tutaj nasi widzowie, za moimi plecami, to jest fragment mojej własnej zieleni. Zrobiłam sobie taką mini, mikro wyprawę na nagranie naszej rozmowy.

Apropo edukacji i ekologii. Założyłeś Fundację Dziko.

Tak, wraz z żoną.

Bardzo fajnie! Jaki jest jej cel?

Mamy mało czasu, spróbuję więc to streścić. Co jakiś czas latam do Patagonii Chilijskiej w Ameryce Południowej. W Patagonii był taki mężczyzna, który kiedyś był tytanem przemysłu odzieżowego. Założył dwie, duże marki odzieżowe.

Na początku lat 90. zrezygnował z tego biznesu, wziął swoją część pieniędzy i zaczął w Patagonii — w Argentynie i w Chile wykupywać ziemię i zakładać tam Parki Narodowe. Wszystko finansował z pieniędzy swoich i darczyńców. Budował te parki narodowe pod klucz – całą infrastrukturę, budynki, drogi, szlaki i tak dalej.

Kiedy te parki były gotowe, za darmo przekazywał je państwu. Pod warunkiem, że one zostaną Parkami Narodowymi. W ten sposób, parę lat temu, Chile otrzymało od niego 400 000 hektarów i stworzyło sieć — w Patagonii jest to 17 Parków Narodowych od północy do południa, z czego 5 to są nowe Parki Narodowe.

On władował w to pół miliarda dolarów. Sam pół miliarda dolarów nie mam. Nie mam nawet miliona! Próbuję jednak przetłumaczyć ten pomysł na polskie warunki i wymyśliliśmy taką ideę, że będziemy robić rezerwaty obywatelskie. Zakładać na prywatnych terenach obszary chronione, gdzie nie można polować, budować, wprowadzać żadnych zmian. Zostawia się tę ziemię przyrodzie.

Jednocześnie w zeszłym roku rozpoczęłyśmy taką akcję edukacyjną dotyczącą problemu regulacji rzek. To jest bardzo skomplikowany problem, dlaczego uregulowana rzeka jest gorsza dla nas niż dzika rzeka. Wymyśliliśmy więc, że zrobimy spływ tratwą po Bugu i opowiemy ludziom po drodze, jaki jest sens dzikiej rzeki.

To bardzo dobrze będzie widać w tym roku — czeka nas największa od 50 lat susza w Polsce. Polska była i jest intensywnie meliorowana, osuszana. Rzeki są prostowane. Mokradła, bagna są osuszane. Mamy w Polsce tylko 3% terenów bagiennych. Kiedyś Polska w większości była terenem bagiennym.

Teraz więc mamy suszę i będziemy za to słono płacić, bo będzie droga żywność, chleb, warzywa, owoce i tak dalej.

Fundacja ma cel i edukacyjny — edukacyjny niestandardowy. Nie siadamy przed komputerem i nie mówimy ludziom: bo wiecie, bo rzeki są potrzebne i mają być dzikie tylko pokazujemy im w praktyce jak taka dzika rzeka wygląda. Co robi dla rolnictwa, dla wsi dookoła. Zasadniczo dla całego kraju.

Druga rzecz to są właśnie działania praktyczne, typu tworzenie rezerwatów.

A ten spływ to jest coś, na co można się zapisać? Można wspólnie z tobą czy z wami spłynąć?

Ten spływ realizowaliśmy w zeszłym roku, został zakończony po 120 km. Musieliśmy go zakończyć, bo rzeka była po prostu za płytka. Już w zeszłym roku był tak duży problem z wodą, że zatrzymaliśmy się za Drohiczynem i tam utknęliśmy. Nie dało się tej tratwy ruszyć.

Myślałem, żeby na wiosnę tego roku pozwolić ludziom spłynąć tą tratwą dalej. Jednak stan rzeki już teraz jest krytyczny, więc to się nie uda. A mamy kwiecień.

Zazwyczaj stan krytyczny Bugu był w sierpniu. Czyli za 4 miesiące.

Nie wiem, może poczekamy do przyszłego roku? Może w przyszłym roku komuś umożliwimy spływ tą tratwą dalej.

Wracając do rezerwatu obywatelskiego. Czy koncepcja jest taka, żeby to było miejsce zamknięte dla człowieka, w sensie, żeby przyroda mogła w taki dziki sposób się odnawiać i żeby człowiek nie przeszkadzał? Czy jednak chodzi o to, żeby ona miała możliwość samoistnego rozwoju, ale jednak, żeby człowiek mógł wejść i zobaczyć jak to jest, jak przyrodzie się nie przeszkadza?

To wszystko jest zgodne z tą filozofią, o której wcześniej mówiłem, że mam ideę, aby ludzi wprowadzać w tę przyrodę i nią zarażać. Rezerwaty mają być dostępne dla ludzi, ale nie tak, że każdy kawałek tego rezerwatu, ale wyznaczone fragmenty. Tak, żeby i przyroda, i ludzie mogli na tym skorzystać. Żebyśmy jej za bardzo nie przeszkadzali, a jednocześnie zaspokoili swoje potrzeby. Ciekawość, doświadczenie i tak dalej, i tak dalej.

Czyli coś trochę jak w Puszczy Białowieskiej, w tym ścisłym rezerwacie, gdzie można wejść, ale tylko z przewodnikiem i tylko po wyznaczonych szlakach, tak? Że można rozglądać się naokoło i bardzo dużo doświadczyć, ale w kontrolowany sposób. Że człowiek jest tam gościem, a nie w drugą stronę.

Tak! Po wyznaczonych szlakach.

Wracając do tematu Mikrowypraw i tego przedsięwzięcia, bo jak rozumiem jest to przedsięwzięcie również biznesowe? Organizujesz takie — można powiedzieć — biuro podróży.

Tak. Wilkowe biuro podróży, zgadza się. Jak to wygląda? Skupiam się na dwóch rzeczach: staram się skupić na tych, które mnie fascynują i najbardziej mnie fascynują wilki. Od paru lat więc zabieram ludzi na tropienie wilków. Najpierw w Beskid Żywiecki, teraz w Puszczę Białowieską, ponieważ tu jest dużo ciekawiej, przyroda jest dziksza, bliższa stanowi naturalnemu i wilków jest więcej. Są 4 watahy na terenie Puszczy Białowieskiej.

Zwykle na wiosnę zabieram ludzi też na bagna — zwykle są to rodziny z dziećmi — i przeprowadzam ich przez te bagna. Od razu powiem, że nie jest to nic niebezpiecznego. Nie trzeba się bać.

Nie wciągają?

Troszkę wciągają, ale są płytkie — do kostki. Dzieciaki mają co przeżywać a rodzice mogą być pewni, że są bezpieczne.

Zabieram ich na bagna po to, żeby opowiedzieć im — poprzez przyrodę — jaka jest rola bagien. Po co one nam są i dlaczego miejsce, wydawałoby się, bezużyteczne jest nam tak skrajnie potrzebne.

Bywało też tak, że zabierałem ludzi na tropienie niedźwiedzi w Bieszczady. Były też spływy na Bugu. Teraz jednak skupiam się na tropieniu wilków. To jest coś, co mnie najbardziej fascynuje, więc tym się głównie zajmuję.

Udaje się podczas takich wypraw zobaczyć wilki? Czy jest to bardziej poszukiwanie śladów wilków w ich naturalnym środowisku?

Jest tak, że żeby zapewnić zobaczenie wilka, trzeba by było tego wilka nęcić. Czyli na przykład wrzucić mu jakieś mięso, w jakimś konkretnym miejscu. Robić to regularnie. Wtedy jest pewność, że ten wilk przyjdzie i można go zobaczyć. Natomiast jest to nielegalne, jest to nieetyczne i szkodzi to wilkom. Jest też to potencjalnie niebezpieczne dla ludzi, bo jedyny niebezpieczny wilk, to jest wilk oswojony lub wilk chory. A poprzez dokarmianie się wilki oswaja.

Często ludzie przyjeżdżają z takim nastawieniem, że my im zapewnimy wilka i oni go zobaczą. Rozumiem to nastawienie, tę potrzebę, natomiast nigdy tego nie zapewniam. Nigdy nie mówię, że tak się stanie. Mówię, że wprowadza ich w świat wilków tak głęboko, jak tylko się da. Jeszcze nigdy nie miałem takiego przypadku, żeby ktoś wyjechał zawiedziony. Raczej ludzie wyjeżdżali zachwyceni.

Jest tak, że żeby zapewnić zobaczenie wilka, trzeba by było tego wilka nęcić. Czyli na przykład wrzucić mu jakieś mięso, w jakimś konkretnym miejscu. Robić to regularnie. Wtedy jest pewność, że ten wilk przyjdzie i można go zobaczyć. Natomiast jest to nielegalne, jest to nieetyczne i szkodzi to wilkom. Jest też to potencjalnie niebezpieczne dla ludzi, bo jedyny niebezpieczny wilk, to jest wilk oswojony lub wilk chory. A poprzez dokarmianie się wilki oswaja.

Sam więc tego nie robię, natomiast wprowadzam ludzi tak głęboko w ten świat, jak tylko się da. Szczególnie silnym przeżyciem dla ludzi jest to, jak zabieram ich do lasu w nocy. Idziemy przez las na polanę. Jesteśmy na terytorium, gdzie wilki rzeczywiście występują. Jesteśmy na terenie wilczej watahy. I wyję do tych wilków — one się czasami odzywają. Raz do nas podeszły. I to jest bardzo mocne przeżycie. Nawet jeżeli te wilki się nie odezwą, nie podejdą, to jednak bycie w nocy w lesie jest takim przeżyciem orzeźwiającym — że: jednak nie jestem na swoim terenie. To jest jednak dzikie miejsce, tu są dzikie zwierzęta. Człowiek zaczyna sobie uświadamiać, że tu jest po prostu kawał dzikiej przestrzeni i że to nie jest wygodna, komfortowa kanapa w Cafe Nero w mieście, tylko dzicz.

To jest dla ludzi bardzo ważne — że mogą tej dziczy doświadczyć. I to w taki bezpieczny sposób, bo oczywiście nie ma żadnych szans na to, żeby coś się wydarzyło.
Nawet dla mnie, chociaż jak gdyby jestem z tymi wilkami już parę dobrych lat, za każdym razem jak wstaję w nocy w tej puszczy, na tej polanie, świeci księżyc, jest ciemno, to mam na plecach ciarki.

Nie chcę powiedzieć, że sobie to wyobrażam, bo sobie tego nie wyobrażam. Z wielką chęcią bym tego doświadczyła. Jedyną, ale bardzo odległą sytuacją, którą kojarzę to spotkanie z dzikami. Coraz powszechniejsze staje się zawłaszczanie terenów zwierząt, więc teraz zwierzęta nie mają innego sposobu na szukanie pożywienia jak wchodzenie na nasze tereny. Faktycznie spotykam u siebie dziki chodzące po ulicach, najczęściej blisko lasu. W takich sytuacjach serce mi bardzo bije. Dwa dni temu, podczas weekendu spotkałam grupę pięciu dzików. Myślę, że poczułam strach.

Przede wszystkim wilk to jest duże zwierzę. My, którzy żyjemy w miastach tak bardzo się od tej przyrody odgrodziliśmy, tak mało jej doświadczamy, że każde takie spotkanie staje się niezwykłe. Dlatego ja też podkreślam to w kontekście mikro wypraw. W przypadku kiedy zabierze się osobę, która mieszka w większym mieście, prowadzi się ją w taką puszczę będzie to wielkie przeżycie. Nie trzeba się wspinać na Mount Everest.

W pełni się zgadzam- w temacie związanym z mikro wyprawami w naturę, ale chciałabym również wrócić do tematu mikro wypraw miejskich. Poruszasz ten temat w swojej książce. Prawdopodobnie nie powinnam się przyznawać, że jeszcze jej nie przeczytałam, ale podkreślam jeszcze. Z tego, co rozumiem, nawiązując do tytułu Mikrowyprawy w wielkim mieście, w tej książce skupiasz się na środowisku miejskim. Mógłbyś coś więcej opowiedzieć?

W książce poruszam temat środowiska podmiejskiego. Książka jest skonstruowana w taki sposób, że skupia się na największych miastach w Polsce: Wrocław, Kraków, Katowice, Warszawa, Łódź, Poznań, Trójmiasto. Wokół tych miast szukam poligonów przyrodniczych, przygodowych. Miejsc nieoczywistych, gdzie można przeżyć jakąś przygodę. Są to różne rzeczy tj. spanie w namiocie ścianowym na 30 metrach wysokości pod Krakowem. Przejście rzeką Rawką pod Łodzią przez 10 km, w momentach, w których nie jest to możliwe, to płynę w samych kąpielówkach. Pływam na specjalnej desce Stand up paddle po Bałtyku. Wiele jest tych przygód, każde z miast ma co najmniej kilka. Są to konkretne przykłady co zrobić, jak i jaki jest koszt. Łącznie z obszarami, na których można doświadczyć tych atrakcji oraz miejscami, w których można wypożyczyć sprzęt.

Jeśli chodzi o Mikrowyprawy w wielkim mieście to największe wrażenie z przykładów, które podałeś zrobił na mnie nocleg w namiocie, który był 30 metrów nad ziemią. Nie brzmi to już jak mikrowyprawa. Jeszcze bardziej jestem zaintrygowana książką i pomysłami w niej zawartymi. Znajdują się tam pomysły, które można z dziećmi realizować?

Tak, w książce znajduje się wiele pomysłów, które można realizować z dziećmi. Nocleg w ścianie jest ekstremalnym przykładem z kilkudziesięciu mikrowypraw, które można zrealizować. Jest to jeden z niewielu, w którym nie można brać udziału ze zbyt małymi dziećmi. Natomiast w pozostałych przypadkach nie ma takiego problemu. Pisząc tę książkę, starałem się nie ujmować pomysłów tylko w formie przewodnika, ale chciałem pokazać czytelnikom, dlaczego takie wyprawy są tak ważne i dlaczego powinniśmy z nich korzystać. Tak naprawdę las, góry czy rzeka są dla nas darmową apteką. Żyjemy w świecie ukształtowanym przez racjonalizm, w którym każdy problem chcemy rozwiązać natychmiast. Przy problemach zdrowotnych decydujemy się na połknięcie tabletki i liczymy, że problem zostanie rozwiązany. Tak jak w przypadku pewnych chorób, faktycznie może tak być. Niestety jest wiele innych chorób, które mają głębsze podłoże. Nie jesteśmy w stanie wyleczyć je samymi tabletkami. Lekarze w Nowej Zelandii, Szkocji, Irlandii, Skandynawii przepisują jako część terapii spacery w lesie. Japończycy od lat 90- tych badają coś co nazywają shinrin-yoku kąpiele w lesie. Badają ich wpływ na ludzki organizm. Tych badań jest ponad setka, wynika z nich, że przebywanie w lesie zmniejsza objawy ADHD u dzieci, poziom stresu, spowalnia tętno w organizmie itp. Zasadniczo, kiedy mówimy będąc w lesie wreszcie mogę złapać oddech, ma to bardzo konkretne znaczenie dla naszego organizmu. Dla tej warstwy czysto fizycznej i tej psychicznej, emocjonalnej. W mojej książce znajduję sie wywiad z Ryszardem Kulikiem – ekopsychologiem, o tym, co przebywanie na łonie natury nam daje. Inny ekspert- kognitywista, naukowiec zajmujący się mózgiem opowiada jak znajdowanie się w przyrodzie wpływa na nasz mózg itp. Podsumowując, Mikrowyprawy w wielkim mieście to nie jest tylko książka, która Ci powie tylko o tym gdzie możesz pojechać i czego możesz tam doświadczyć. Ma ona również inspirować, pokazywać, że przebywanie w przyrodzie jest głęboka wartość, także medyczna wartość dla naszego życia.

Łukaszu chciałbym Cię zapytać, na antenie, co prawda nie live, czy byłaby szansa na uzyskanie jednej z Twoich książek, z dedykacją dla słuchaczy podcastu Napędzani marzeniami?

Myślę, że byłaby taka szansa. Niestety wszystkie moje książki się wyprzedały, z tego, co wiem w księgarniach też jest ich niewiele. Musiałbym napisać do wydawnictwa i się ich zapytać, czy oni jeszcze jakieś egzemplarze posiadają. Można zerknąć na muza.com.pl, może oni jeszcze mają. Jeśli tak, to bardzo chętnie kupię i przeznaczę w ramach tego podcastu.

Chciałabym niemalże na koniec zapytać, nawiązując do nazwy podcastu Napędzani marzeniami — jakie marzenie Ciebie napędza, bądź jakie masz w planie zrealizować w najbliższym czasie?

Jakie marzenie mnie napędza? Chciałbym odpocząć.

O kurczę, tak? Ciekawie to brzmi.

Jestem bardzo ambitnym człowiekiem, niestety. Przez to biorę na siebie bardzo dużo pracy i projektów. Można powiedzieć, że zajeżdżam się tą pracą. Moim największym marzeniem jest odpocząć. O tym odpoczywaniu będzie kolejna książka, nad którą pracuje. Jeżeli nie pokrzyżuje nam szyków kwarantanna to książka ukaże się w przyszłym roku na wiosnę.

Trzymam za to kciuki. Brzmi intrygująco, ponieważ łączysz pracę z tym odpoczywaniem. Potrzebujesz odpoczynku, jednocześnie wiążesz z tym projekt zawodowy.

Tak jest u mnie zawsze, ja opowiadam ludziom o tym co mnie fascynuje. W tym momencie fascynuje mnie odpoczywanie i problem, dlaczego nie umiemy odpoczywać. Tym się właśnie zajmuję.

Z wielkim utęsknieniem czekam na tę książkę. Jeśli będziesz prowadził przedsprzedaż, zapisy proszę daj znać. Z wielką chęcią się zapiszę. Też czuję taką potrzebę, aby podnieść swoje umiejętności odpoczywania.
Łukasz, dzięki serdeczne za rozmowę. Życzę Ci dużo odpoczynku, w takiej formie, w jakiej sobie zamarzysz.

Bardzo dziękuję, mam nadzieję, że zobaczymy się kiedyś w lesie, może na tropie wilków.

Z wielką przyjemnością, dzięki.

Dzięki Ci bardzo, do zobaczenia. Cześć!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top