skąd się biorą w nas pytania i obawy, że możemy być za stare
jak je przełamać
czy faktycznie kitesurfing można uprawiać w każdym wieku i to niezależnie od kondycji
skąd się wziął kitesurfing w życiu Kasi i jak do tego doszło, że zajął w nim tak ważne miejsce
co daje uprawianie tego sportu
że ja także miewam myśli „czy nie jestem za stara”…
Dodatkowe linki:
Więcej o Kasi znajdziesz tutaj:
Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:
Cześć, Kasiu! Dzięki wielkie za to, że możemy się tutaj dzisiaj spotkać i porozmawiać o kitesurfingu, bo to jest taki temat przewodni naszej rozmowy, chociaż ja od różnych stron będę Cię pytać o ten sport. I na początek chciałam się zapytać, jak kitesurfing, jak i kiedy pojawił się w Twoim życiu?
Pojawił się przypadkowo niby, chociaż teraz jak patrzę na to, jak się dalej życie potoczyło, to nie wiem, czy to był przypadek. Jeździłam sobie po Azji, po prostu turystycznie i zobaczyłam w jednym miejscu kitesurfing, gdzie dotarłam zresztą w ogóle siłą przypadku, bo zmieniłam swoje plany pod wpływem tego, że akurat w Wietnamie był chiński Nowy Rok i wszystko mi pozamykali. I tak mnie przeznaczenie nakierowało, że zajechałam do miejscowości Mujne, która miała być takim moim przestojem plażowym, a okazała się mekką kitesurfingu.
Ponieważ jest to sport bardzo piękny, bardzo kolorowy, bardzo wizualny, zobaczyłam to coś na plaży, nie wiem, czy wtedy potrafiłabym nazwać to, co widzę, i stwierdziłam, że to jest piękne, zawsze kochałam wodę i że to jest na pewno łatwe. Jak jest, potem się okazało, w każdym razie zobaczyłam i stwierdziłam, dobra, zapisuję się na kurs, i przepadłam.
Kiedy to było?
To był początek 2014 roku.
Z jednej strony można powiedzieć dawno, z drugiej strony ten czas tak pędzi, że wcale niedawno. Czy na ten kurs zapisałaś się już wtedy właśnie w Wietnamie?
Tak, ja jeden dzień pochodziłam na plażę i podumałam, czy oby na pewno, po czym stwierdziłam, że się zapiszę. Chyba na szczęście nie za bardzo robiąc jakiś research i nie za dużo się zastanawiając. Po prostu chciałam to robić, to co widziałam. Widziałam, że pięknie skaczą, wysoko i że to wygląda tak lekko. Zapisałam się na kurs. Właściwie udało mi się dwa dni szkolenia wtedy odbyć. No ale byłam stracona od razu. Potem już właściwie od tego momentu wszystkie wyjazdy przez wiele, wiele lat podporządkowałam właśnie kitesurfingowi.
Wszystkie wyjazdy wakacyjne?
Tak.
Czyli traktowałaś kitesurfing jako hobby?
Tak. Ja wtedy byłam w innym miejscu zawodowym życia. Byłam na etacie w dużej firmie. I tak, to były wtedy wyjazdy wakacyjne, mówię o tym, że kolejne wyjazdy, bo rzeczywiście to była zima, ja zawsze dużo wyjeżdżałam, to były różne wyjazdy turystyczne, potem miałam jechać na Wielkanoc gdzieś tam i pamiętam, że przekonałam swoją paczkę znajomych, że Lizbona jest piękna, ale Egipt na kajta to chyba będzie lepszy.
I tak to potem wyglądało, że w każdy weekend jeździłam z Warszawy na Półwysep Helski, żeby się nauczyć i wszystko, wszystko, wszystko już było podporządkowane temu kajtowi.
I co się stało takiego, czy w którym momencie zdecydowałaś, że od hobby, od pasji chcesz, żeby kitesurfing stał się czymś więcej, żeby wypełniał, wypełnia nie tylko ten czas wolny, tylko właściwie ten czas zawodowy w twoim życiu?
Tak, no w tej chwili całe życie moje wypełnia już od A do Z. To był proces, bo ja jak zaczęłam się uczyć w czternastym roku, no to byłam już taką mocno dorosłą osobą. I to miało znaczenie nie dla samej nauki kitesurfingu, tylko dla aspektu społecznego. Ja na punkcie tego kajta, tak jak mówię, oszalałam absolutnie. Chciałam o tym rozmawiać, wyjeżdżać. Wieczorami po pływaniu siedzieć przy drinku i jeszcze mielić to, co się udało. I ja nie miałam do tego towarzystwa, po prostu.
Moja taka paczka przyjaciół mieszka za granicą, gdzie ja też mieszkałam wiele lat, to było jedno. Dwa, że pracowałam wtedy w koncernie medialnym, gdzie, no powiedzmy, sport nie zawsze dla wszystkich był pierwszym zainteresowaniem wśród moich znajomych. W dodatku to jest sport, który nie uchodzi ani za szczególnie łatwy, ani za szczególnie może taki weekendowy, że się tego spróbuje, i po prostu nie miałam swojej ekipy. I namawiałam przeróżne osoby, wyłącznie z moją mamą, żeby ze mną w zimne dni jeździła na Hel. Jeżeli ktoś nie uprawia sportu, to pojechanie na przykład w zimną majówkę, jak pada i wieje na Hel oznacza, że albo stracę przyjaciół, albo stracę pasję.
Trochę pokombinowałam przez rok z tym wszystkim. I po roku założyłam sobie taki fanpage: Dziewczyny, które kochają kitesurfing. Właściwie nie z nadziei, że to będzie jakiś aspekt społeczny, tylko żeby podzielić się tym, co się sama dowiaduję, może popisać to, czego się uczę po drodze. Bo druga taka ważna rzecz to było to, że materiałów dla początkujących, po pierwsze dla początkujących, po drugie po polsku, a po trzecie dla kobiet, to już w ogóle. Ja mówię, dla kobiet sport wygląda tak samo, ale mnie też interesował ten aspekt tych kolorowych pianek i takich różnych innych dodatków, które sprawiają, że to jest po prostu ładne, pomijając, że fantastyczne w uprawianiu.
Więc raz, że zaczęłam prowadzić ten fanpage, który potem mnie doprowadził do tego, że stało się to moją pracą, a dwa, że mi brakowało rzeczywiście tego aspektu społecznego. I to jest, myślę, że dalej bardzo ważne, bo to jest bardzo ważna część tego, co robię, że właśnie zapewniam ten aspekt społeczny.
Jeżeli chodzi o Polskę, to pamiętam, że wtedy próbowałam znaleźć jakiś wyjazd dla siebie, i najstarsza opcja to były wyjazdy studenckie. No ja nie byłam studentką już niestety 10 lat temu, bardzo ubolewam nad tym faktem. I nie byłam też rok po studiach. Byłam po prostu zupełnie poza zasięgiem tej grupy. Teoretycznie mogłam tam jechać, ale jakoś nie do końca się z tym czułam. Natomiast na wyjazdach zagranicznych ja rzeczywiście wtedy pojeździłam trochę z innymi organizatorami. To było tak, że gros uczestników to byli mężczyźni.
I to znowu teoretycznie nie przeszkadza, ale to się wiąże też z różnymi rzeczami takimi, wiesz, nawet praktycznymi. Że nie masz osoby do pokoju, musisz nagle albo płacić za jedynkę, albo sobie szukać partnera do tego pokoju. Było to ciężkie, plus trochę byłam takim dziwolągiem na tych wyjazdach, że byli głównie ci faceci, czasami z jakimiś partnerkami, które niekoniecznie wtedy interesowały się tym kajtem, no i jak nagle ja: tadam. Jak kwiatek do kożucha.
I rzeczywiście tego mi trochę brakowało i tak z tego fanpage’a i z tej potrzeby znalezienia grupy potem zaczęło tak ewoluować, że właściwie ja sama się zaczęłam zastanawiać, żeby zrobić jakiś jeden event, bo taki był plan, jeden event na próbę i po roku, jak tam dziarsko wpisywałam te posty, dzieliłam się ciekawostkami, wiedzą, to osoby, które się zgromadziły na tym fanpage’u, same zaczęły do mnie pisać, czy kurczę, może gdzieś można spotkać się w realu i popływać właśnie razem, pogadać, poznać inne dziewczyny, które mają tę samą pasję.
I to był taki pierwszy krok. Zrobiłam jeden w 2016 roku, jeden event, który miał być pierwszy i ostatni.
W dodatku to jest sport, który nie uchodzi ani za szczególnie łatwy, ani za szczególnie może taki weekendowy, że się tego spróbuje, i po prostu nie miałam swojej ekipy. I namawiałam przeróżne osoby, wyłącznie z moją mamą, żeby ze mną w zimne dni jeździła na Hel. Jeżeli ktoś nie uprawia sportu, to pojechanie na przykład w zimną majówkę, jak pada i wieje na Hel oznacza, że albo stracę przyjaciół, albo stracę pasję.
Do tego zaraz wrócimy, ale tak jak opowiadasz, to uzmysłowiłam sobie, że nasi widzowie i słuchacze mogą nie wiedzieć tak do końca, co to jest kitesurfing, bo ja wiem, ale wiem z perspektywy takiej teoretycznej, ale pomyślałam sobie, no dobra, ja wiem tylko właśnie teoretycznie, nie próbowałam nigdy tego sportu, mam pewne doświadczenia w windsurfingu i to są doświadczenia sprzed blisko 30 lat, tak naprawdę. I wtedy kitesurfing nie funkcjonował. W ogóle coś takiego nie istniało. Więc ten sport ma w ogóle dosyć krótką historię. Kiedy on się zaczął i na czym polega? Tak w skrócie, jakbyś mogła.
W bardzo dużym skrócie to 30 lat temu rzeczywiście w Polsce mogło tego sportu nie być, albo było w jakichś powijakach. Na świecie już funkcjonował. Natomiast w ogóle kitesurfing dla osób, które nie wiedzą, o co chodzi, to jest, jakbyśmy sobie wyobrazili deskę surfingową i do tego doczepiony coś w rodzaju spadochronu, latawca na bardzo długich linkach, którym sterujemy, on nas ciągnie napędzany siłą wiatru, a my sobie na tej desce stoimy i sobie mkniemy po wodzie.
I to się wzięło z takich prób sprawienia, żeby na surfingu jak pójdziemy, to mamy deskę, z której w pewnym momencie spadamy i nie ma wyjścia. Najlepszy surfer nawet w pewnym momencie z tej deski spada, spływając z fali. I prekursorzy tego sportu kombinowali, jak to zrobić, żeby to pływanie wydłużyć po prostu. Jak doczepić do tego coś, co nie będzie żaglem, tak jak w windsurfingu, żeby właśnie napędzać się wiatrem i żeby ta zabawa dłużej trwała.
I z tego to się wzięło. Były różne próby z bardzo różnymi, śmiesznymi na początku latawcami. To ewoluowało tak, że ten sport wygląda mniej więcej tak, jak teraz może od 20 lat, ale to też dobrze, że o to spytałaś, bo wydaje mi się, że dalej jest taki pokłosie, że to jest sport bardzo, bardzo ekstremalny, chyba z tego, że na początku jak się coś ćwiczy, czego nie było, to wiadomo, że są jakieś błędy i te pierwsze latawce, ten taki chałupniczy sprzęt, te różne próby wiązały się z tym, że nie zawsze wszystko szło idealnie, natomiast ten sprzęt w tej chwili jest już bezpieczny, zupełnie inny, i to jest już sport rekreacyjny i taki mainstreamowy.
Rekreacyjny, jednak też obarczony, to jest może złe sformułowanie, ale jest pewna bariera wejścia. Na początku mówiłaś, że jak zobaczyłaś te piękne latawce, właśnie kolorowe, kolorowych ludzi, wodę, szybkość, akrobacje, to miałaś poczucie: hmm, to jest łatwe.
Absolutnie.
A jak to jest tak naprawdę?
Trochę zależy, do czego to jakby przyrównać, bo czasami można pomyśleć, kurczę, nie wiem, spędziłam jeden, drugi wyjazd i gdzieś jestem w sumie na początku tej drogi, ale z drugiej strony ja czasami, właśnie jak rozmawiam z moimi uczestniczkami, mówię, nie wiem, zobaczcie na dziecko, jak się uczy chodzić. To też nie jest tak, że tydzień przeszło się, mówię: a, no, nie umiem, poddaję się. Albo, nie wiem, przewróciłem się raz, drugi, to kończymy tę przygodę. Więc to nie jest sport, którego się można nauczyć w weekend. Nie ma kursów weekendowych, a jak takie kursy znajdziecie, to raczej nie polecam, bo to będzie po prostu oszustwo.
Trzeba spędzić na tym kilkanaście godzin. Ja mówię o godzinach szkolenia, bo one nie zawsze będą szły po sobie dzień po dzień ze względu na warunki atmosferyczne, żeby liznąć, powiedzmy, tematu, żeby wiedzieć, o co chodzi. Potem zależy dużo i od pogody, i od szczęścia, i od ciągłości tych lekcji, i od predyspozycji, jak dużo zrobimy w ciągu tych kilkunastu godzin.
Żeby wejść na tę deskę i popłynąć, to ile godzin mniej więcej potrzeba?
No właśnie te kilkanaście godzin wystarcza często.
Czyli to nie jest niewyobrażalnie dużo…
Właśnie o to chodzi, że to nie jest takie ekstremalne. Oczywiście, czasami ja drążę do szczegółów, bo chciałabym przy okazji obalić różne mity, które towarzyszą temu sportowi, bo jak pojedziesz sobie na Hel i weźmiesz tam dwie godziny szkolenia, drugiego dnia nie będziesz miała wiatru i następnym razem wrócisz za dwa lata, to można powiedzieć, że uczę się dwa lata, ale że w tym czasie pięć godzin szkolenia zostało zrobione, no to, no właśnie, więc dlatego mówimy często o tych godzinach, a nie o tych latach, bo to nic nie mówi.
Ja Ci powiem, że teraz niedawno, pod koniec września miałam camp w Egipcie. I w ciągu tego campu, powiedzmy, można takich 10 plus godzin zrobić, kilkanaście, w zależności znowu od tego, jak nam wieje. I właściwie wszystkie uczestniczki, które zaczynały od zera, doszły do pływania na desce, niektóre do samodzielności na wodzie, czyli takiego naprawdę etapu, o który wszystkim chodzi, że wchodzisz, idziesz, pływasz. Tak że przy odrobinie szczęścia to jest jeden tygodniowy wyjazd. Przy troszkę mniejszym szczęściu albo większej blokadzie głowy, to dalej jest to, powiedzmy, dwa wyjazdy takie tygodniowe. Więc to nie jest tak naprawdę jakaś taka niepojęta rzecz, że musimy lata spędzić na tym. Oczywiście o ile to nie jest właśnie na tej zasadzie, że teraz mam dwie lekcje, a następne dwie lekcje za dwa lata.
A słuchaj, co w tym sporcie jest takiego… szczególnego, wyrównującego się, że on tak totalnie zawładnął Tobą, tak to nazwijmy?
Jak ktoś lubi wodę i adrenalinę, to wydaje mi się, że będzie stracony, jak spróbuje tego. Bo to jest tak: po pierwsze mamy, no rzeczywiście mamy ten kontakt z wodą, z naturą, to jest super.
Po drugie mamy tempo takie, no porównywalne do jazdy na rowerze. Czyli zaczynamy od kilkunastu kilometrów, może być trochę szybciej. Więc jak się jest takim gołym ciałem, w sensie bez obudowy żadnej, na wodzie, to to jest całkiem takie przyjemne tempo. To jest już wiatr we włosach. To jakbyśmy sobie, nie wiem, pędzili na rowerze przez las. To jest fajne. Wiatr we włosach, dookoła natura, super.
Kolejna fajna rzecz to jest to, że to jest sport, który nie jest mechaniczny w żaden sposób. W sensie, że, nie wiem, na wake’u, czyli sporcie podobnym, mamy napędzanie wyciągiem, silnikiem, albo mamy motorówkę. Tutaj nic z tych rzeczy się nie dzieje, mamy tylko naturę. Czyli jest totalna ekologia. Mamy latawiec i deskę, i wszystko. I wiatr, który nas ciągnie. I też w związku z tym, że nie mamy żadnej mechaniki, to my trochę decydujemy o tym, po jakiej ścieżce pływamy. Czyli możemy sobie pływać pod wiatrem, z wiatr, robić triki, jakieś podskoki i to może, jeżeli mamy siły i chęci, to może trwać godzinami. Nie mamy jakiegoś toru na przykład, po którym jeździmy w kółko.
Więc to poczucie wolności jest super. Myślę, że to jest jedna z takich najważniejszych rzeczy, że rzeczywiście mamy taką wolność i taką czystą radość.
Z wiatrem, pod wiatr, triki, duża prędkość, to mi się kojarzy właśnie z młodością.
Tak jak na rowerze, tak nie musi być.
Okej, ale właśnie, że trzeba mieć, no nie wiem, silne ręce, no na tej desce też, żeby ustać, no trzeba być generalnie w takiej dobrej kondycji, nie? I czy to też nie jest jakąś taką barierą wejścia? Bo też powiedziałaś o tym, że zaczynałaś ten sport nie na studiach, tylko troszkę później.
Jak już byłam bardzo dorosła.
Zakładam, że miałaś tę kondycję z innych sportów. No właśnie, jak to jest?
Super, że o to pytasz, bo to jest jedna z takich największych obaw, które towarzyszą gdzieś osobom, które w przeciwieństwie do mnie zdążą się zastanowić, zanim się zapiszą na kurs. Powiedziałam o jeździe na rowerze nieprzypadkowo, bo wydaje mi się, że to podobna kondycja jest potrzebna. Jesteś w stanie ujechać na rowerze, prawdopodobnie jesteś w stanie popływać na kajcie. Oczywiście zakładając, że lubisz być na wodzie, bo to jest jakieś takie minimum. Jak ktoś nie lubi kontaktu z wodą, to wiadomo, że to może inne pasje byłyby wskazane.
Natomiast tutaj kilka takich ważnych rzeczy technicznych, naprawdę się ograniczę. Po pierwsze, warto zwrócić uwagę, można sobie wygooglować, żeby zobaczyć, jak to wygląda, jak spojrzymy na kitesurfera dowolnego, to on ma taki pas, do którego przypięte są linki. I my mamy drążek w dłoniach, którym sterujemy, ale tak naprawdę my się trzymamy na pasie, my nie wisimy na rękach, to jest bardzo ważne. Bo im mniej siły wbrew pozorom, tym lepiej jest na kajcie. Sterujemy bardzo delikatnie. Tak jak trzymamy kierownicę. To też nie jest tak, że trzymamy się na maksa na rowerze i tam szarpiemy nią, żeby skręcić. Wystarczą bardzo delikatne ruchy do tego.
Takie pytanie laika. A ten żagiel nas nie porwie? Nie odlecimy gdzieś?
Nie odlecimy, bo… Zaraz do tego jeszcze wrócę, tylko jeszcze jedną rzecz dodam, bo to jest bardzo ważne dla mnie, bo tak jakby ja też w nie takim najmłodszym wieku zaczęłam się uczyć. Powiedziałaś, że trzeba mieć siłę, żeby ustać. Jak weźmiemy pod uwagę, że coś nas ciągnie do góry za pas, to jak sobie pomyślimy nie o obciążaniu stawów, o sile, jakiej potrzeba w nogach, to to jest od razu inna historia, co jakby ktoś nas podtrzymywał. My nie stoimy całym ciałem na tej desce. Rzeczywiście utrzymujemy taki balans między tym, co ma nas nie porwać do góry, no i tym, żeby nie pójść z deską pod wodę. Tak że siła nie. Naprawdę podstawowa sprawność fizyczna.
A jeżeli chodzi o to, czy nas nie porwie, to my jesteśmy takimi nie za dużymi kobietami, więc to też jest istotne, że wielkość tego latawca dopasowujemy do siły wiatru, czyli na logikę. Wieje mocniej, mniejszy latawiec jest potrzebny, żeby uciągnął tyle samo. I do kilogramów. I to jest super, bo to jest, jak pytałaś o plusy, to jest kolejna taka ważna rzecz, że to jest sport, ja mówię, demokratyczny, bo jest I dla tych trochę młodszych, i dla tych zdecydowanie starszych. Ja znam osobiście 70-latków, którzy pływają. I dla tych osób, które są filigranowe. Powiedzmy, że takie 40 plus kilo trzeba ważyć, żeby ten najmniejszy sprzęt był dla nas adekwatny. Ale osoby powyżej 100 kilogramów nie ma problemu, żeby też pływały.
Więc to jest super, że ten sprzęt możemy sobie bardzo dobrze dopasowywać do tego, co nam potrzeba i nie powinien nas porwać.
Z jakichś takich istotnych mitów jest jeszcze coś, o czym warto byłoby powiedzieć?
Padł w międzyczasie ten wiek i to jest dla mnie bardzo ważne, żeby o tym powiedzieć, bo ja organizuję wyjazdy dla kobiet, tak wyszło.
O to będę pytać za moment.
No właśnie, ale mówię o tym, bo jestem też instruktorką, więc zetknęłam się i z facetami, których uczyłam jako instruktorka i z wieloma kobietami. I to są w tej chwili już setki osób, które przeszły przez moje ręce, że tak powiem. I dziewczyny mają tę obawę: czy nie jestem za stara. Przysięgam, to jest pierwsze pytanie, które słyszę zawsze, czy nie jestem za stara. I o to nie pytają 70-latki, tylko osoby, które mają ułamek tego wieku.
Więc to jest bardzo ważne, żeby powiedzieć, że też powiedziałeś, to się kojarzy z młodością, bo to tak cool wygląda, i to jest fajne w tym sporcie, ale zupełnie nie ma przeciwwskazań, jeżeli jesteśmy właśnie takiej normalnej sprawności fizycznej, że ja wstałam i pracowałam w korpo, wstałam zza biurka i pojechałam na wakacje. Tutaj nie jest też tak, że ćwiczyłam jakąś kondycję do tego. Naprawdę wiek nie ma znaczenia i to jest bardzo, bardzo ważne. A ja zawsze mówię: młodsi nie będziemy, więc teraz jest ten czas, żeby próbować.
A jak myślisz, co może stać za tym pytaniem, czy nie jestem za stara? Bo ja sobie wyobrażam, czy nie będę wyglądać głupio, przecież tam są sami młodzi ludzie? Czy mam właśnie wystarczająco dobrą sprawność fizyczną, żeby sobie dać radę? Chyba te dwie główne myśli przychodzą mi do głowy jako coś stojącego za tym pytaniem.
Myślę, że masz rację i dlatego dla wielu kobiet jest ważne to, że będą się w babskim gronie uczyły z nami, bo właśnie, może nikt nie będzie oceniał albo sobie razem w międzyczasie powspółczujemy cellulitu, a nie ktoś tam będzie patrzył krzywym okiem. Natomiast ja się zastanawiam cały czas i chyba to pytanie jest do specjalistów, jakie jest źródło tych pytań. Może będę głupio wyglądała, albo będę za stara, to jest jakby już skutek, a nie przyczyna. I czemu my sobie to po prostu robimy jako kobiety, czemu sobie jakby podważamy, zanim w ogóle do czegoś dojdzie, podważamy to, że ej, pewnie będę stara wyglądała, ej, pewnie mi nie będzie szło, ej, pewnie będą sami młodzi. I to jest już taka moja misja, żeby wytrącić ten argument, ale w ogóle skąd ten pomysł, że jesteś za stara?
Podam Ci taki przykład trochę obok, bo właśnie powiedziałam, że jestem instruktorką w tej chwili już może bardziej w stanie spoczynku, ale po prostu za dużo mam rzeczy do robienia. Natomiast rzeczywiście miałam mnóstwo kursantów, facetów i nie zdarzył mi się kursant, któremu w jego własnym mniemaniu źle poszła lekcja. Kobiety notorycznie zarzucają same sobie po lekcji, że im poszło źle. Nie mają żadnych podstaw ku temu. Ja mówię: ale ja wiem, jak ci poszło i ja wiem, że ci poszło normalnie. No nie. Same sobie to robimy i no właśnie pytanie chyba, jaka jest głębsza tego przyczyna w socjalizacji, w jakimś, no nie wiem, społecznej roli kobiet chyba przez stulecia kultywowanej, że mamy te obawy głęboko w trzewiach. I one często nie mają żadnego związku z żadnymi zewnętrznymi czynnikami albo racjonalnymi.
Natomiast rzeczywiście miałam mnóstwo kursantów, facetów i nie zdarzył mi się kursant, któremu w jego własnym mniemaniu źle poszła lekcja. Kobiety notorycznie zarzucają same sobie po lekcji, że im poszło źle. Nie mają żadnych podstaw ku temu. Ja mówię: ale ja wiem, jak ci poszło i ja wiem, że ci poszło normalnie. No nie. Same sobie to robimy i no właśnie pytanie chyba, jaka jest głębsza tego przyczyna w socjalizacji, w jakimś, no nie wiem, społecznej roli kobiet chyba przez stulecia kultywowanej, że mamy te obawy głęboko w trzewiach. I one często nie mają żadnego związku z żadnymi zewnętrznymi czynnikami albo racjonalnymi.
Bo panowie też pytają, czy ja jestem za stary?
Nie słyszałam. Nie słyszałam, żeby ktoś był za stary.
Czy Ty już miałaś świadomość właśnie takiej różnicy między płciami w momencie, kiedy decydowałaś o nazwie fanpage’a: Dziewczyny, które kochają kitesurfing?
Absolutnie nie.
Jeszcze nie?
Ja tak właściwie na intuicji założyłam kilka zresztą wtedy fanpage’y, bo sama nie wiedziałam co, bo to nie jest tak, że ja mam jakiś taki świetny plan biznesowy w głowie i sobie działam według niego. To była spontaniczna, że nie chciałam się dzielić swoją zajawką. Natomiast dosyć szybko wyszło tak, że mi poszło w tym kierunku. Założyłam kilka tych fanpage’ów i tamte przestały istnieć. Ja po prostu poszłam za tym, do czego mnie ciągnęło i okazało się, że mam jakąś taką skłonność, żeby rzeczywiście do dziewczyn pisać.
I ten pierwszy camp, 2016, dobrze pamiętam, on był dla dziewczyn?
Tak.
I co było potem? Miał być ostatni, a nie był.
Kazały mi uczestniczki zrobić drugi.
A drugi miał być ostatnim, czy drugi już miał być drugim z kolei?
Wiesz, to ja sama chciałam pamiętać, co ja miałam wtedy w głowie, bo to było naprawdę jakieś połączenie intuicji. W ogóle nie potrafię odtworzyć w swojej głowie, jak do tego doszło. Zrobiłam coś, co mi się wydawało, że sama bym chciała wziąć w tym udział. I że to będzie fajne, jak się spotkamy i będziemy razem nocować, integrować wieczorami, w międzyczasie pływać, gadać, poznam inne dziewczyny, które mają tę samą zajawkę i to jakby miało być tak.
I rzeczywiście te uczestniczki pierwszego campu powiedziały, że super, super, fajnie ci to wychodzi, zrób następny. Ja zrobiłam miesiąc później następny camp i one wszystkie przyjechały na ten camp i zresztą na jeszcze wiele później kolejnych. I chyba po tych dwóch, to szczerze powiedziawszy, już miałam jakieś przeczucie, że to jest powtarzalne. I rok później zaczęłam robić też campy za granicą, chyba już wiedząc, że to chyba coś tam jest na rzeczy.
Wciąż jako coś takiego pobocznego?
Tak, absolutnie, tak. Ja przez prawie trzy lata robiłam jedno i drugie.
Czyli gdzieś tam pod koniec, jak to powiedzieć, lat nastych? W sensie, że przed 2020 rokiem, tak?
Tak, w 2018 roku tak się wypisałam z życia korporacyjnego, które bardzo lubiłam, bardzo lubiłam swoją pracę, po prostu no niestety na etacie jest jakaś ograniczona liczba dni urlopowych i mi po prostu ta druga praca wypełniała wszystkie wieczory, wszystkie weekendy i wszystkie urlopy i coś musiałam wybrać, i chyba chciałam spróbować takiego czegoś, co mi się w życiu zdarzyło, takiego fantastycznego, chciałam zobaczyć, wykorzystać tę szansę chyba.
Wszystkie campy i kursy, które organizujesz, są dla dziewczyn, czy są mieszane również?
Dobre pytanie. Była próba zrobienia mieszanych. Zrobiłam dwa takie mieszane campy i one chyba nie były wielkim sukcesem. Nie kontynuuję tego. Zresztą inicjatywa była inspirowana przez facetów, którzy mówili, a czemu nas tam nie ma, dyskryminacja. I potem jak się zaczęły zapisy, to się okazało, że tak jakoś może mniej. Ten taki vibe specyficzny, który mamy w tym babskim gronie, też jakoś chyba jest taką wartością, że nie chcę z tego rezygnować. Była próba, jestem wielką fanką próbowania różnych rozwiązań, wydaje mi się, że coś w tym układzie traciłyśmy, a zainteresowanie też nie było takie na tyle duże, żeby ciągnąć ten wątek, więc wróciłam. Drugi camp był chyba w dziewiętnastym roku, dawno temu w każdym razie, już i już od tej pory to są wyjazdy tylko i wyłącznie dla kobiet.
Jak byś opisała tę zmianę, czy to doświadczenie, które mają dziewczyny po tym, jak przychodzą do Ciebie, czy ja nie jestem za stara, z taką myślą, a potem po jednym, dwóch kursach już wiedzą, że nie są za stare, to co w nich obserwujesz?
Wiesz co, ja się chyba się popłaczę. To jest w ogóle niesamowite, bo mamy tę barierę w głowie, my kobiety często, i to jest też coś, co odkryłam w trakcie tego, co robię, ja nie miałam świadomości wcześniej, że tak w ogóle może być, że sobie coś takiego narzucamy. Natomiast rzeczywiście, jeżeli spróbujecie tej rzeczy, w stosunku do której jeszcze często ma się jakieś tam obawy z góry, to przełamanie tego, satysfakcja z tego, i szczególnie w takim wieku, który nie jest tym wiekiem studenckim, oględnie rzecz biorąc, ja mam dziewczyny po 40, po 50 w ogromnej ilości, no to jest taka satysfakcja i taka wiara w swoje możliwości, że to jest nieprawdopodobne. Naprawdę ja mam ciarki teraz, jak o tym mówię i naprawdę się wzruszam.
Bo na szczęście dziewczyny trafiają na takie wyjazdy. Niestety często trafiają dopiero, jak coś w życiu się na przykład przestanie układać, po jakichś rozstaniach, przy okazji zmian prac. Często jest tak, że potrzebujemy tego dodatkowego bodźca, żeby może zrobić to, o czym marzyłyśmy przez jakiś czas. I szczególnie też w tym momencie, jak dostajemy takiego kopa wiary w siebie, to to jest nieprawdopodobne.
Ja miałam taką uczestniczkę, której nie zapomnę nigdy, chociaż to był jeden z pierwszych wyjazdów do Egiptu, to było wiele lat temu. Ona przyjechała, młoda dziewczyna, nie pamiętam już jak na wieku, około trzydziestki może, po rozwodzie. No i ona powiedziała, że nigdy nie była sama na wyjeździe, na jakichś wakacjach. Zawsze była z mężem albo wcześniej z rodzicami. I odważyła się. Odważyła się, żeby jechać nie dość, że sama, co ważne, z obcymi osobami, bo często te moje uczestniczki to są pojedyncze osoby, które jadą razem, bez grona koleżanek, więc to jest takie wystawienie się oprócz tego sportu na zupełnie obcych ludzi.
Więc pojechała do Egiptu z obcymi osobami na kitesurfing, no i to jej dało po prostu niesamowity taki wyrzut wiary w siebie. Potem jakiś czas później rozmawiałyśmy, ona mi powiedziała, że ona zaczęła, uwaga, brać udział w wyścigach samochodowych, bo ona stwierdziła, że jak może pływać na kajcie, to może wszystko. I jej pasją stały się wyścigi samochodowe. To jest jeden z przykładów, ale to się powtarza naprawdę notorycznie.
Często jest też tak, że to jest też bodziec, żeby zrobić z kolei jakieś zmiany w swoim życiu, być może do których się dążyło wcześniej, czy prywatne, czy zawodowe, i jak się okazuje, że można się przełamać, można spróbować jednej rzeczy i tam się coś udaje, tam nie ma katastrofy, a mnóstwo pięknych rzeczy przy okazji się zdarza, bo często oprócz sportu to są też nowe znajomości – naprawdę jestem dumna z tego, że przyjaźnie na całe życie się tworzą na campach – więc rzeczywiście jak ma się ten taki zasób i nowych znajomości, i grupy wsparcia, bo kobiety dają sobie mnóstwo wsparcia, i nowych umiejętności, to naprawdę nie zawaham się mówić, że to zmienia życie.
Często jest też tak, że to jest też bodziec, żeby zrobić z kolei jakieś zmiany w swoim życiu, być może do których się dążyło wcześniej, czy prywatne, czy zawodowe, i jak się okazuje, że można się przełamać, można spróbować jednej rzeczy i tam się coś udaje, tam nie ma katastrofy, a mnóstwo pięknych rzeczy przy okazji się zdarza, bo często oprócz sportu to są też nowe znajomości – naprawdę jestem dumna z tego, że przyjaźnie na całe życie się tworzą na campach – więc rzeczywiście jak ma się ten taki zasób i nowych znajomości, i grupy wsparcia, bo kobiety dają sobie mnóstwo wsparcia, i nowych umiejętności, to naprawdę nie zawaham się mówić, że to zmienia życie.
Też mi tak brzmi. Ja jakoś lubię się doszukiwać przyczyn i teraz mi się takie pewne rzeczy skleiły, bo tak mówimy o tych panach, facetach, którzy nie mają właśnie tych obaw, czy ja nie jestem za stary. Z czym mi się to skleiło?
Czytałam, widziałam wyniki badań dotyczących uprawiania sportu przez dziewczynki i chłopców w takim wieku dziecięcym, gdzie mówię z pamięci, więc mogę jakoś te liczby lekko przekłamać, ale że chłopców było ponad 90%, uprawiających jakiś sport, nie wiem, piłka, judo, nie judo, cokolwiek. Dziewczynek, wydaje mi się, że w okolicy 50%, co i tak dużo, tak mi się to wydawało, że to było dużo, wciąż mi się wydaje.
I tak sobie myślę, że skoro chłopcy już tak gremialnie ten sport uprawiają, to oni są przyzwyczajeni do tego, że no właśnie, na początku się nie umie, potem się troszeczkę umie, potem się umie coraz lepiej, coraz lepiej, coraz lepiej. I to jest taki po prostu standardowy proces nabywania tej umiejętności, więc nie mają w sobie tej obawy, czy ja nie jestem za stary, bo oni przez to przechodzili, być może wielokrotnie, próbując różnych dziedzin sportu.
Na różnym etapie życia.
Tak, a jeśli dziewczynki nie mają takich doświadczeń, to może stąd właśnie te obawy się później pojawiają.
No być może. Ja nie jestem specjalistką od tego, tylko praktykiem, ale też jak sobie myślę, to dziewczyn się nie zachęca do rywalizacji. U chłopaków to jest normalne, że rywalizują w sporcie, są lepsi, gorsi, przegrywają, wygrywają. I tak jak mówisz, mają ekspozycję na to, że są właśnie lepsi, gorsi. Natomiast bardzo bym się chciała mylić, mam nadzieję, że to się zmienia, ale chyba to nie jest taka normalna, znaczy normalna, nie jest to standardowa i nieodzowna część wychowania także dziewczynek, żeby dobrze mieć ten sport.
Ale wydaje mi się, i to mówię znowu, nie jestem specjalistą, ale zobaczmy, jak bardzo kobiety są oceniane w różnych kwestiach. Zupełnie inna dziedzina, ale jeżeli weźmiemy wszystkie media, kobiety dalej się ocenia. O, ta wygląda staro, a ta się pomarszczyła, a ta się z kolei obstrzykała albo sobie coś zrobiła. Kto tak mówi o facetach? Kto siedzi i ocenia tych facetów? Czy oni się starzeją z godnością, czy bez godności… To się dzieje cały czas w stosunku do kobiet na różnych etapach. I potem my się, sama to powiedziałaś, boimy oceny, bo ja może nie będę robić tego idealnie na początku, albo może jestem za stara, albo nie pasuję do grupy, albo mi nie wyjdzie.
No jak całe życie, jako dziewczynki i kobiety słyszymy, jak wszyscy dookoła oceniają kobiety za różne rzeczy, to trudno potem sobie tego krytyka wewnętrznego w głowie nie obudzić, jak nagle nam przychodzi do głowy taka szalona myśl, żeby zacząć zupełnie nową pasję i właśnie w dorosłym wieku.
Więc wydaje mi się, że niestety cała ta negatywna strona socjalizacji i to, co dzieje się w kulturze masowej, to się gdzieś musi niestety odezwać. I że, no zobacz, kobieta nie ma wyjścia. Właśnie albo się starzeje źle, albo się w ogóle starzeje, albo sobie za dużo robi. No jak wyglądają związki z dużą różnicą? No facetom nikt nic nie mówi. Kobiety są poddawane notorycznie krytyce. Nie wiem, matki w późniejszym wieku znowu. To samo, to jest niekończąca się lista przykładów. I myślę, że to gdzieś tam rykoszetem wraca do nas w takich zaskakujących momentach może.
Na szczęście jest coraz większa świadomość właśnie tego, co się dzieje i też coraz więcej możliwości, żeby to błędne koło przerwać. I ja z taką ogromną przyjemnością, satysfakcją właśnie obserwuję takie inicjatywy też jak Twoje, które pomagają odnaleźć tę pewność siebie i nauczyć się przełamywać, wychodzić z tej swojej strefy komfortu, robić coś nowego, co się potem przekłada właśnie na te inne sfery życia, o czym mówisz.
Tak, super jest to, że jest mnóstwo tych kobiet, które, tak jak mówiłam, mają 40 plus, 50 plus lat i one jadą na te wyjazdy, i potem wracają, albo ich koleżanki widzą, że pojechały, więc moim podstawowym nośnikiem dobrego słowa jest poczta pantoflowa, więc fajnie to działa, bo każda z tych następnych dziewczyn może jechać na ten wyjazd, czy jakiś inny, ale sobie pomyśleć, okej, to może ja też mogę coś fajnego porobić, okej, może mogę w tym wieku jeszcze znaleźć nową pasję, może mogę porobić coś sportowego.
I to rzeczywiście jest tak, że fajnie, że to istnieje. Jak ja zaczynałam, to tych wyjazdów tematycznych w ogóle dla osób w różnym wieku, nie tylko dla kobiet, było zdecydowanie mniej. Teraz naprawdę miło mi się patrzy, że nawet na Facebooku są grupy, nie wiem, single 60 plus i wyjazdy dla różnych osób w różnym wieku szukających różnych rzeczy, a nie właśnie młodzież, a potem, nie wiem, spa i jakby to by było na tyle. Więc to się zmienia w dobrą stronę na szczęście.
Kasia, a Ty szukasz dla siebie takich właśnie rzeczy, no niestandardowych, żeby zrobić coś po raz pierwszy, żeby gdzieś się przełamać? Czy już takie masz poczucie, że Ty już nie potrzebujesz, bo już się przełamałaś i już wiesz, że możesz to, co chcesz?
Ja nie wiem, czy to jest jakieś celowe działanie. Wydaje mi się, że tak chyba zapominam sobie zadać tego pytania, że może się nie da, albo może jestem za stara, albo może to nie wyjdzie, więc chyba to jest jakimś takim błogosławieństwem, że ja na to nie wpadam. Ja też pracowałam wcześniej w różnych technologicznych działach, więc też miałam dookoła męskie towarzystwo i chyba po prostu na szczęście nie zdążyłam sobie wymyślić tych obaw, jak podejmowałam różne rzeczy w życiu związane z kajtem i różne inne wcześniej.
Natomiast jak odkrywam, że to przy okazji tak działa, że to jest coś, co ma naprawdę dużo innych dodatkowych skutków oprócz nauki kitesurfingu, to tak, to mnie napędza bardzo. Ale to chyba jest jakiś zbitek mojej osobowości i tego, co tam się ułożyło po drodze.
A masz jakieś takie kitesurfingowe, a może niekitesurfingowe marzenie, nad którego realizacją pracujesz albo gdzieś tam o nim myślisz, ono do Ciebie przychodzi i chciałabyś je kiedyś zrealizować i chcesz się nim z nami podzielić?
To jest bardzo, bardzo, bardzo trudne pytanie, bo ja bym w życiu nie wymyśliła takich marzeń, jak rzeczy, które się potem wydarzyły. Tak że odpowiadając troszeczkę inaczej na Twoje pytanie, pamiętam, że przed tym pierwszym campem ja sobie wymyśliłam i jakby wyszacowałam w swojej głowie, że w Polsce całej jest 10 kobiet, które będą chciały uprawiać kitesurfing, czyli kobiet samodzielnych, które będą chciały pływać w wieku postudenckim. Ja sobie wymyśliłam, że tych kobiet będzie 10. I to było takie moje marzenie, żeby 10 kobiet przyjechało na ten pierwszy kamp.
I wiesz, 80 campów mniej więcej teraz się odbyło, więc ja mam dużą wyobraźnię, ale chyba przerosło mnie to, co się wydarzyło, tak że nie wiem, czy mogę powiedzieć o marzeniach, bo to jest dużo powyżej wszelkich marzeń, które miałam, to, co się wydarzyło, i to, co się stało rzeczywiście moją drogą życiową, która też trwa i się rozwija mimo różnych przygód typu COVID po drodze.
Takie małe miałam marzonko, jeżeli przy okazji mogę o tym powiedzieć, też bardzo dużo wcześniej podróżowałam i chciałam poszerzyć to, co robię o podróże aktywne, ale już nie tylko z kitesurfingiem na głównym planie. No i rzeczywiście w tym roku pierwszy raz zorganizowałam wyjazd autorski do Tajlandii, on się odbył, błyskawicznie się znalazła grupa, w przyszłym roku będzie drugi, który już jest też prawie pełny, więc to jest takie marzenie uzupełniające, które zadziałało i fajnie, bo Azja Południowo-Wschodnia jest też moją wielką miłością, więc ja mam taką ekstrawertyczną potrzebę dzielenia się swoimi pasjami z innymi, więc fajnie, że to też tam się przy okazji udaje robić.
A z tej perspektywy misji, o której mówiłaś, czyli właśnie, żeby otwierać dziewczyny, kobiety, w szczególności te nie studentki, nie będę się tak posługiwać tym sformułowaniem, na nowe poprzez kitesurfing. Czujesz się spełniona? Czy coś byś tutaj chciała, jakieś takie przesłanie przekazać, które tę misję może jakoś jeszcze tak wzmocni?
To jest moment, żeby Ci podziękować jeszcze raz bardzo za możliwość porozmawiania, bo to jest to pytanie, czy nie jestem za stara, to jest coś, co prawie 10 lat już słyszę, ale ja je ciągle słyszę. To nie jest tak, że powiedzenie tego w jednym, drugim podcaście, live’ie, wpisie na blogu kończy temat. Cały czas to wraca, cały czas są kolejne dziewczyny, które przekonuję: ej, nie musisz być bardzo silna, ej, nie musisz być super wysportowana, spróbuj, potem może, wiesz, to super, jeżeli da ci do kopniaka do tego, żeby, nie wiem, pójść na siłownię albo jakoś tam pracować nad kondycją.
Więc rzeczywiście mam poczucie, że orzę to pole, wiesz, że to się cały czas dzieje i że jeszcze jest dużo do zrobienia i że rzeczywiście każdego dnia, jak odpisuję na wiadomości albo łapię telefon i dzwonię do dziewczyn, to mam to swoje małe poczucie misji i mówię, że naprawdę nie będziesz najstarsza. W zeszłym tygodniu moja prawa ręka była na urlopie, więc miałam możliwość osobiście pogadania z wieloma uczestniczkami czy przyszłymi uczestniczkami, więc znowu się tak dorwałam do tego telefonu i tego maila i znowu mogłam mówić: nie jesteś za stara, naprawdę nie jesteś za stara, a nawet jak będziesz najstarsza, to co? Nie ma znaczenia to w ogóle, bo piękne jest też w tym sporcie to, że się integrują naprawdę dziewczyny, między którymi jest 20 lat różnicy.
Tak że ta misja się dzieje codziennie. To nie jest akcja jednorazowa. To jest rzeczywiście taka orka.
Wiesz co, słuchałam sobie teraz Ciebie i uzmysłowiłam sobie, że w zupełnie innym kontekście, ale tak mniej więcej dwa miesiące temu ja zadałam to pytanie. W innym kontekście. I teraz ja nie wiem, co tu o sobie myśleć, bo ja już właśnie rozmów o takim wychodzeniu ze strefy komfortu, o tym, żeby robić nowe rzeczy, żeby wierzyć w swoje marzenia, przeprowadziłam tak dużo, a widzę, że ja potrzebuję sobie o tym przypominać, że nie jestem za stara.
Bo pojutrze jadę na wyjazd, nie jest żaden wyczynowy wyjazd, organizatorki to młode dziewczyny, dwudziestoparolatki i ja im zadałam pytanie, czy ja nie jestem za stara na ten wyjazd. Dosłownie. Tak że bardzo Ci dziękuję za przypomnienie.
Tak to działa. Co mamy w głowie.
Dokładnie. Tak, no nieśmy tę wiadomość i wiesz co, ja tak standardowo na koniec rozmowy pytam moich gości, gościnie o to, jaka myśl chciałabyś, żeby została w głowach naszych słuchaczy i widzów. Tak się zastanawiam, czy Cię zapytać, czy ona już padła, ale zapytam Cię, najwyżej ją jeszcze raz powtórz.
Tak, to jest najważniejsza rzecz, jaką mam do powiedzenia. Nie jesteś za stara, nie jesteś za stara. Spróbuj, a jeżeli nie działa myśl, że nie jesteś za stara, to zawsze mówię: młodsze nie będziemy, będziemy już tylko starsze. Mnie to czasami uderza, gdzieś to przeczytałam, dzisiaj jest dzień, kiedy jesteś najmłodsza, jaka kiedykolwiek już będziesz. No, i co w tej sytuacji?
Dzięki wielkie. Nie jestem za stara i Ty nie jesteś za stara. Pamiętaj. Dzięki, Kasia.
Dziękuję bardzo.