NM 43: Wojciech Machnik – Dream Big – wszystko jest możliwe!

  • 00:44:02
  • 08 czerwca, 2021
  • 73 MB

Dream Big! Miej wielkie marzenia i pomysł na ich realizację! Mój dzisiejszy gość zdradza sekret, dzięki któremu realizuje swoje marzenia!

Do tej pory sądziłam, że ludzie odchodzą z korporacji ze względu na zbyt duże tempo pracy i generowany przez to stres. Szukają sposobu, by zwolnić. Marzą o przeprowadzeniu się w przysłowiowe Bieszczady. 

Dziś zapraszam Was do rozmowy z człowiekiem, dla którego w korporacji zbyt mało się działo i czuł nieustanny niedosyt nowych wyzwań. 

Poznasz dziś Wojtka Machnika – podróżnika, biegacza, przedsiębiorcę i rekordzistę, jeśli chodzi o ilość przebiegniętych maratonów w ciągu roku. 

Lubicie biegać? Mój dzisiejszy gość uwielbia! Kocha też podróże. Jak połączył swoje pasje? Postawił sobie #249Challenge – czyli wyzwanie, aby przebiec maraton w każdym miejscu na Świecie. Ale skąd akurat 249, przecież państw jest 194? Wszystkiego dowiecie się z rozmowy!

Zapraszam do słuchania!

Zapraszam do słuchania!
W odcinku “Wojciech Machnik: Dream Big – wszystko jest możliwe!” usłyszycie o tym:
-jakie osiągnięcia ma na koncie Wojtek;
-skąd wziął się w nim głód przygody i odkrywania;
-dlaczego rzucił dobrze płatną pracę w korporacji;
-czego nauczył się pracując w dużej firmie;
-jakie miał obawy przed odejściem z etatu;
-w jaki sposób równolegle realizuje się biznesowo i podróżniczo;
-jak ustanowił własny rekord Guinessa;
-z jakiego osiągnięcia jest najbardziej dumny;
-jakie wnioski wyciągną ze swoich wyzwań;
-jak odnalazł się w “pandemicznej” rzeczywistości;
-o czym będzie jego pierwsza książka;
-jakie ma plany i marzenia.

“Dream big, have a plan, be persistent and never give up” – te słowa Wojtka cały czas wibrują mi w głowie i jestem pewna, że już ze mną zostaną. Ten człowiek to biegający wulkan energii i inspiracji! 

Zastanawiam się, czy kiedykolwiek byłabym w stanie poświęcić tak wiele, by zrealizować swoje marzenia. Wojtek jest synonimem uporu i determinacji, dlatego jestem pewna, że plan przebiegnięcia 249 maratonów w każdym kraju na świecie jest stale w zasięgu jego ręki.

A co z Tobą zostało po naszej rozmowie? 

Daj znać w komentarzu i do usłyszenia w kolejnym odcinku!

Więcej o Wojtku znajdziesz tutaj:

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

 

Cześć, Wojtek!

Cześć, witam!

Dzięki serdeczne za przyjęcie zaproszenia do podcastu Napędzani Marzeniami, bo ty ten napęd masz przeogromny! Będziemy o tym rozmawiać. Słuchaj, tak na start – Twoja droga jest arcyciekawa i jest tam masę i wydarzeń, historii, zwrotów akcji.

Aż mi głupio cię zapytać, ale jakbym mogła poprosić o streszczenie dwu-trzyminutowe, które będzie bazą do naszej dalszej rozmowy?

Jak doszedłem do tego, że postanowiłem pobiec maraton w każdym kraju na świecie?

Dokładnie tak. W ogóle od początku. Może nie będę cię pytać już o szczegółowy, datę urodzenia i miejsce, ale od dzieciństwa do dziś. Do tego miejsca, w którym jesteś. Widzimy z tyłu, że to jest fajne – palemki, słoma, tropiki. Tez pewnie powiesz co nieco na ten temat, ale właśnie – w takim skrócie! Będę cię dopytywać o szczegóły!

Od zawsze jeździłem – po raz pierwszy na kolonię za granicę pojechałem w wieku 10 lat. Rodzice mnie puścili, bo miałem taką możliwość skorzystania z darmowych kolonii z zakładu pracy od mojego taty.

Te podróże przez cały czas ze mną były, bo ponad 20 lat podróżowania to jest spory kapitał, natomiast na pewnym etapie pracy w korporacji, gdzie ten guzik w koszuli mi się przestał zapinać i pasek – co jakiś czas musiałem dodawać jedno oczko więcej. Postanowiłem więc truchtać – biegać, coś zrobić ze swoim życiem, bo jednak miałem dosyć spory okres przerwy od aktywności fizycznych. Zaczęło się od prostego truchtania, od kilku kilometrów i potem w miarę, jak zacząłem regularnie trenować, zacząłem brać udział w regularnych zawodach najpierw w Polsce, potem zacząłem jeździć na maratony międzynarodowe, były projekty związane z 7 kontynentami, czyli maraton na każdym kontynencie, World Marathon Major, czyli 6 największych maratonów na świecie i potem ciągle tych projektów mi brakowało, bo ciągle mi się za szybko kończył. Powstał projekt 249 Challenge, czyli maraton w każdym kraju na świecie. To jest między innymi to, dlaczego jestem na Zanzibarze i w Tanzanii, ale to jest coś, przez co ostatnie 3 lata bardzo intensywnie pędziłem z kraju do kraju i biegałem.

W takim telegraficznym skrócie skąd ten projekt!

Faktycznie telegraficzny skrót! Chciałabym pogrzebać trochę głębiej i sięgnąć do tego dzieciństwa, bo jak rozmawiam z takimi ludźmi jak ty, którzy mają ultra niestandardową drogę życiową, to ja zawsze sobie zadaję pytanie, co takiego człowieka ukształtowało. Czy to było coś, co zaobserwował u rodziców, czy może u jakichś kolegów z podwórka, jak to się kiedyś mówiło, czy spotkałeś jakiegoś inspirującego człowieka, a może nauczyciel w szkole. Może jakiś film? Czasem film potrafi być takim impulsem, który ukształtuje później nasze życie.

Czy jesteś w stanie powiedzieć, co w Ciebie tchnęło tego ducha, taki głód przygody, podróżowania, biegania?

Myślę, że odwieczna ciekawość poznawania świata. Cały czas jeździłem – przez długie lata Natomiast jak zacząłem biegać, to połączenie zadziałało w postaci projektu. Czyli trochę biegamy, trochę zwiedzamy i myślę, że maratony bardzo fajnie wyznaczyły mi nowe kierunki podróżnicze. Byłem na etapie 70 krajów, jak powstał projekt. Na tamten czas, jakieś 15-16 lat podróżowania, szukania tanich biletów na różnych forach, grzebania po ciekawych krajach, na zasadzie trochę kolekcjonowania pieczątek, czyli im bardziej orientalnie, poza utartym szlakiem, tym lepiej, natomiast na pewnym etapie jest decyzja, co zrobić. Do jakiego kraju pojechać, czy według jakiegoś konkretnego wzoru zaliczać na przemian raz Azję, raz Afrykę czy jeszcze robić to innym kluczem, czy tak naprawdę dla mnie maratony stały się takim złotym środkiem, do którego ja się muszę dostosować, bo to jest bieg organizowany w jakimś miejscu o konkretnej dacie, więc dało mi to bardzo fajny grafik, według którego ostatnie 3 lata podążam.

Nie było jakieś specjalnie wybitnej inspiracji, że ktoś mnie zainspirował. Znana osoba, czy ze świata sportu czy celebryta, YouTuber, Instagramer, bo tych osób mamy w tej chwili bardzo dużo, które podróżują, natomiast sama z siebie taka potrzeba do podróży, do poznawania świata, później w połączeniu z bieganiem – taki powstał u mnie lifestyle i to mi się bardzo spodobało. Rzuciłem dlatego karierę w korporacji, poszedłem tą ścieżką realizacji swoich marzeń. Pasję i marzenia przerobiłem na biznes.

No właśnie – jest cała masa ludzi, którzy marzą o podróżowaniu, którzy podróżują, jednocześnie pracując – po prostu podróżując w czasie urlopowym. Jest cała masa ludzi, którzy biegają, też jednocześnie pracując i ty też pracowałeś na etacie w korporacjach 12 lat i w którymś momencie… No właśnie! Czy to było tak, że coś konkretnego się wydarzyło, że powiedziałeś „ja już mam dosyć” i poszedłeś do szefa, złożyłeś wypowiedzenie, czy to był raczej proces i to w tobie dojrzewało?

Można powiedzieć, że trochę dojrzewało, natomiast to nie jest tak, że korporacje są złe i z nich trzeba uciekać, realizować za wszelką cenę swoje marzenia we własnym zakresie, czy prowadząc własną firmę na własnych warunkach.

Wiele się nauczyłem pracując w dwóch bakach, później w dwóch instytucjach ubezpieczeniowych. Tu jednak był kontakt z klientem, dużo szkoleń, dużo rzeczy, które ja teraz wykorzystuję cały czas będąc na swoim.

Natomiast faktycznie – rozwoju dalszego nie było. Utknąłem w martwym punkcie, gdzie wiedziałem, że się nie rozwijam i już wiedziałem, że to nie jest to, co ja chcę dalej robić. Trochę syndrom wypalenia zawodowego. Coraz więcej jednocześnie też podróżowałem i taka rozmowa z szefem miała miejsce. Powiedział mi, że zazdrości tej całej energii, którą ja wkładam w te moje wyjazdy, przygotowania treningów i w branżę turystyczną i chciałby, chociaż 10% tego widzieć w tych finansach, gdzie byłem.

Doszliśmy do takiego porozumienia, że faktycznie idź tą drogą, więcej nie przedłużamy umowy. Myślę, że to była jedna z moich lepszych decyzji wtedy, bo dopiero potem zacząłem się rozwijać, bo sam sobie stałem się szefem własnego biznesu i wszystko, co się teraz dzieje to jest moja decyzja, co zrobię to wszystko zależy ode mnie. Oczywiście – z całym ryzykiem, które na siebie trzeba wziąć, bo to jest naprawdę sporo ryzyk, począwszy od finansowych, bo trzeba zapewnić sobie finansowanie tych projektów, do tych wszystkich ryzyk jak gdzieś utkniesz, bo na przykład COVID i tak dalej.

Też trzeba zdalnie pracować, bo ja cały czas pracuję. Natomiast ja myślę, że to jest fajne – to jest coś, co obecnie jest moim stylem życia. Nie wyobrażam sobie powrotu do korporacji. Tym bardziej że widzę, że nie wygląda to już aż tak różowo, przynajmniej w finansach w momencie, kiedy odchodziłem.

Taka była geneza, skąd ten pomysł na to, żeby odejść z korpo i zacząć robić coś na własny rachunek.

Czyli szef był wspierający, wyrozumiały, nawet jak rozumiem – trochę takiej pozytywnej zazdrości w nim się znalazło. Czy to było takie podejście twojego otoczenia czy jednak były różne? Czy pojawiły się głosy „Wojtek, co ty robisz? Przecież masz super posadę, jesteś dyrektorem, gdzie cię tam niesie?”.

Były takie i takie, bo moi przełożeni oczekiwali ode mnie w pracy zaangażowania, zarządzania zespołem i przede wszystkim wyników sprzedażowych, bo za to jesteśmy wynagradzani. Jest tak, że jeśli robisz za dużo rzeczy naraz to potem już nie jesteś w stanie skupić się na wszystkim ze 100% energią.

W pewnym momencie trzeba mieć priorytet na to, co jest dla ciebie najważniejsze i co chcesz dalej robić, bo tak to wyglądało u mnie. Po prostu zdecydowałem – stanąłem na rozdrożu i miałem dwa dylematy. Czy iść dalej tą ścieżką korpo i pracować, robić to co robiłem czy iść w tę stronę realizacji moich marzeń, przerobić pasję i hobby na biznes?

W pewnym momencie trzeba mieć priorytet na to, co jest dla ciebie najważniejsze i co chcesz dalej robić, bo tak to wyglądało u mnie. Po prostu zdecydowałem – stanąłem na rozdrożu i miałem dwa dylematy. Czy iść dalej tą ścieżką korpo i pracować, robić to co robiłem czy iść w tę stronę realizacji moich marzeń, przerobić pasję i hobby na biznes?

I właśnie ta pasja i hobby wygrała, w tę stronę poszedłem. Było dużo znaków zapytania, dużo opinii moich znajomych, rodziców też trochę. „Jesteś dyrektorem, masz służbowy samochód, skórę furę i komórę!”. Bo przecież ja miałem wszystko, mogłem sobie dalej pracować i siedzieć na etaciku, natomiast czujesz wewnętrznie. Jestem taką osobą, która potrzebuje wyzwań. Mam taką energię, jeszcze poprzedni szef mi powiedział, że jestem wulkanem energii – i właśnie tę energię potrzebuję zagospodarować. Stąd moje podróże, bieganie, bo to mnie relaksuje, rozładowywuje te wszystkie negatywne emocje, to co się w nas kotłuje, a przede wszystkim endorfiny są bardzo dobre i pozytywne.

Poszedłem w tę stronę i myślę, że patrząc z perspektywy czasu to był jeden z najlepszych wyborów, jakich w życiu dokonałem.

W momencie, kiedy stałeś na tym rozdrożu, jak to opisałeś, czyli te ścieżki – była w lewo, zostać w korporacji, była w praco – podążać droga marzeń. Czy widziałeś jakieś obawy, przeszkody i jak je pokonałem?

Od razu też dopowiem, dlaczego o to pytam, bo moją intencją – prowadzącym podcast jest zachęcać, inspirować ludzi do tego, żeby podążać drogą swoich marzeń, a często jest tak, że właśnie stoją przed nami pewne ściany, przeszkody i nie wiem jak sobie z nimi poradzić.

Jeśli były takie przed tobą i opowiesz jak sobie z nimi poradziłeś, to może to komuś pomoże właśnie w przeskoczeniu przeszkód przed im.

Tak, przejście na własny biznes, gdzie zaczynasz budować tzw. startup od podstaw, to nie jest droga usłana różami. To jest sinusoida, są wzloty i upadki. Musisz mieć świadomość tych wszystkich ryzyk, które są z tym związane. Na początku mocno się rozczarowałem, przede wszystkim, jeśli chodzi o współpracę z ludźmi, bo budując wszystko, cały projekt od podstaw, miałem nagraną współpracę z osobami, które miały mnie wspierać, które miały przejąć część obowiązków, bo się na tym lepiej znały. Jestem taki, że praca w zespole to coś, co robiłem na co dzień wcześniej w pracy, więc każdy robi to, na czym się zna najlepiej, dzielimy swoje zadania. Jako team to działa bardzo dobrze.

Zostałem de facto na pewnym etapie ze wszystkim sam, bo zaufanie do ludzi miałem bardzo duże i ten kredyt chyba był nawet za duży, bo niestety, ale tak się okazało, że nie do końca na wszystkich mogę liczyć, więc musiałem zrobić taki trochę krok wstecz, ale jak mówię – czasami robisz krok do tyłu tylko po to, żeby mieć większy rozbieg i dalej skoczyć do przodu.

I tak faktycznie było – trochę zdołowało, był problem z klientami, nie wiedziałem jak działa wiele rzeczy w branży turystyki maratonowej, turystyki biegowej (to jest nowy odłam turystyki, który powstał niedawno). Byłem poniekąd prekursorem i pionierem takich wyjazdów. Dużo się musiałem nauczyć, bo nie było skąd. Nie było w Polsce takich biur, nie było takiej wiedzy, na której mógłbym się oprzeć, więc trochę się musiałem nauczyć od partnerów z zagranicy, którzy robili to wcześniej. Trochę pokupować tych pakietów, zanim sam zacząłem podpisywać umowy z maratonami. Zanim w ogóle zacząłem świadczyć te usługi. To jest ciężki temat, natomiast pamiętam takie 4 słowa, które napisałem na Hali Expo, to jest miejsce, gdzie się odbiera pakiety startowe na maratonie w Atenach i tam napisałem 4 słowa klucze, na których uważam, że to wszystko się opiera, co udało mi się od strony biznesowej i sportowej osiągnąć. To było „dream big”, czyli miej wielkie marzenia, „have a plan”, czyli miej plan, jak je zrealizować, „be persistant”, czyli bądź nieugięty w dążeniu do swojego celu i „never give up”. Czyli: nigdy się nie poddawaj.

Myślę, że każdy, kto gdzieś zaczynał robić coś swojego, to musi mieć świadomość, że nie będzie łatwo, że droga do sukcesu nie jest usłana różami i jest czasami pod górkę. Ale jak się mówi – im wyżej wejdziesz, tym masz lepszy widok, więc ja potwierdzam. Warto iść wysoko, bo taka samorealizacja, która wynika z tego, co robimy jest naprawdę mega wielką nagrodą.

Wszystkim życzę, że jeżeli cokolwiek będą chcieli zrobić sami, to muszą w sobie znaleźć taką motywację, determinację, energię self-drive’a, bo każdego motywuje i nakręca co innego. Wiedziałem, co motywuje mnie i starałem się na tym skupiać. Żeby się nie poddać, żeby nie stracić tej energii, bo naprawdę czasem było ciężko, ale myślę, że wybrnąłem ze wszystkiego obronną ręką i trochę rzeczy udało mi się zrobić w życiu.

W momencie, kiedy odchodziłeś z korporacji to głównym planem był biznes i założenie biura turystycznego, turystyki maratonowej, czy już miałeś taki plan, żeby równolegle z tym biznesem realizować się podróżniczo i biegowo?

Takie było założenie, bo na pierwszym moim maratonie zagranicznym poznałem kilku Polaków. To było 5-6 lat temu i tak jak mówię, byłem dlatego prekursorem, bo wszyscy zaczęli zadawać pytania. Z jakim biurem przyjechałeś? Kto ci zorganizował ten wyjazd? Może dasz nam jakiś kontakt, bo chcemy pojechać tu i tu? Zaczęły padać konkretne miejsca.

Nagle zapaliła i się lampka, że to jest jakaś nisza. Tutaj mało kto robi to z polskich biur podróży. Na tamten czas znalazłem dwa mniejsze biura, ale głównie dlatego, że właściciele byli też maratończykami i zabierali swoich znajomych na takie wyjazdy. I zaczęło się od jednego, drugiego, trzeciego i zobaczyłem, że to ma sens, potencjał i ręce, i nogi. Zobaczyłem, że na tym można zbudować biznes, który będzie zarabiał na życie.

Nagle zapaliła i się lampka, że to jest jakaś nisza. Tutaj mało kto robi to z polskich biur podróży. Na tamten czas znalazłem dwa mniejsze biura, ale głównie dlatego, że właściciele byli też maratończykami i zabierali swoich znajomych na takie wyjazdy. I zaczęło się od jednego, drugiego, trzeciego i zobaczyłem, że to ma sens, potencjał i ręce, i nogi. Zobaczyłem, że na tym można zbudować biznes, który będzie zarabiał na życie.

Taki plan był, trochę go musiałem zmodyfikować, bo cały czas wszystko trzeba modyfikować, zwłaszcza w tej obecnej rzeczywistości. Natomiast jedną z trzech gałęzi, na których w tej chwili składa się cały mój projekt biznesowy, to cały czas to utrzymuję, cały czas mi to działa i myślę, że jak mi się ta pandemia zakończy, że te wyjazdy maratonowe wrócą, to jak najbardziej będę dalej rozwijał tę działkę i dalej będziemy jeździć z braćmi maratończykami!

To teraz trochę o tych projektach biegowych. Zaczęło się lokalnie, w Polsce, czyli Korona Maratonów Polskich. Koryguj mnie – tutaj mam ściągę, ale mogę coś przeinaczyć!

Potem World Marathon Majors, czyli 6 najbardziej rozpoznawalnych maratonów w różnych miejscach świata. Potem Korona Maratonów Świata, która jest wciąż w trakcie, prawda?

Tak, to jest Antarktyda, którą w tym roku w lutym mieliśmy zapłaconą i potwierdzoną, ale została odwołana ze względu na COVID, więc najpewniej ten 7. Kontynent na kolejny rok.

Okej. Potem jest Rekord Świata liczby maratonów ukończonych w jednym roku. 68 – tak? Bo ty go podbiłeś, de facto realizowałeś swój własny rekord, pobijałeś go kilkukrotnie. Dzisiaj to jest ile?

Tak. To zależy jak podejść do definicji kraju, tak powiem. Oficjalnie zarejestrowanych jest 66 tak jak Route 66, klasyczna. Natomiast to jest wytyczna krajów według tego, co jest akceptowane jako kraj według Oficjalnego Rekordu Świata, natomiast według mojego rekordu ISO, czyli te terytoria zamorskie jeszcze 3 były, czyli było 69 realnie, natomiast efekt był taki, że poprzedni rekord był 58 maratonów w 58 krajach w ciągu roku, więc ja w pierwszym roku, który założyłem, zrobiłem już 62, więc przeskoczyłem tamten rekord o 4 kraje, a potem cały czas miałem w planie zdobywanie dalszych krajów i cały czas, co tydzień ten grafik był taki, że się dało to robić.

Cały czas jak postępuje ten projekt, to coraz mniej krajów i zostaje i jest coraz trudniej, więc mówię: „A dobra, mam jeszcze 4 miesiące, to pociągnę”. W sumie było 12 + 4, czyli 16 miesięcy ciągłego podróżowania po świecie i finalnie na 66 maratonach w 66 krajach tego roku stanęło.

Potem była próba pobicia rekordu świta, jeśli chodzi o czas, w którym przebiegniesz 100 maratonów. Nie wiem, jaki tu do końca jest status. 100 maratonów przebiegłeś, prawda?

Tak, Tanzania była 100. krajem, bo to był mój 120 maraton. W tym projekcie 100 to jest mój setny kraj, natomiast ciągle czekam do końca tego roku, bo też jest inny rekord, który trzeba pobić, natomiast mam ileś tam zaplanowanych startów. Na dziś – 18 w tym roku i czekam na koniec, zobaczymy gdzie złapiemy najlepszy okres, najkrótszy na te 100 krajów i pewnie końcem roku będę się przymierzał do realizacji. Ale wydaje mi się, że jestem blisko, więc będzie dobrze. O ile znów się nic nie wydarzy na świecie z COVID-em, bo tego to nie wiemy.

Zaraz też o to będę chciała zapytać, ale kolejny ogromny projekt, stanowiący zwieńczenie wszystkich dotychczasowych to jest ten, o którym mówiłeś i w którego trakcie jesteś, czyli 249 Challenge. 249 krajów, terytoriów, trudno to też jednoznacznie zdefiniować, co jest jednostką.

Opowiedz, co nią jest, dlaczego 249?

249 to jest konkretnie norma ISO, która reguluje takie 3-literowe kody dla każdego kraju i też jest dużo takich terytoriów, które są byłymi koloniami albo są jakimiś terytoriami inkorporowanymi albo stowarzyszonymi itd., prawda?

Czyli takich terytoriów jest 53 dokładnie, bo krajów oficjalnie jest 193 według ONZ, 196 według tego, co Guinness rozpoznaje i 249 według normy ISO, wliczając terytoria zamorskie, więc ja postanowiłem zrealizować swój projekt w świecie w wersji poszerzonej, czyli włączając te wszystkie terytoria zamorskie, bo tam jest też fajnie. To są zazwyczaj niezależnie funkcjonujące kraje. Np. Brytyjskie Wyspy Dziewicze, Amerykańskie Wyspy Dziewicze, Puerto Rico itd.

Przyjeżdżasz i jesteś jakbyś była w osobnym kraju. Dla mnie to jest definicja kraju i cieszę się, że mogę pojechać do takich miejsc, bo tam jest też ciekawie. Wiesz, im mniejszy kraj, mniej komercyjny, tam są ciekawsze historie. Związane z krajem, z ludźmi, z ich historią, dlaczego dążą do niepodległości, bo to często są kraje, które są częściowo nieuznane. Mega fajna historia – dlatego to u mnie zaspokaja tę część duszy podróżniczej i realizuję się na tych dwóch płaszczyznach, bo i pobiegnę, i zawsze coś ciekawego zobaczę.

Jeszcze do tej listy rekordów, wyczynów można dodać Rekord Guinnessa w maratonie po najmniejszej pętli, pętli pięciometrowej, czyli wokół kwadratu metr na metr. To z takich ciekawostek.

Dlaczego to wszystko wymieniam? Wymieniam, bo chciałam Cię zapytać, może jeszcze uzupełnisz, jeśli czegoś zabrakło, ale z czego jesteś najbardziej dumny? Z którego wyczynu? Co dało ci największą satysfakcję?

Maraton po pięciometrowej pętli to był akt desperacji, że utknęliśmy wszyscy. To było centralnie na początku COVID-u i nie było żadnych imprez, nie było nic i wtedy wszyscy biegacze biegali na balkonach te maratony, w ogródkach, na korytarzach i w tak dziwnych miejscach, gdzie wcześniej pewnie byśmy w życiu nie wpadli.

Maraton po pięciometrowej pętli to był akt desperacji, że utknęliśmy wszyscy. To było centralnie na początku COVID-u i nie było żadnych imprez, nie było nic i wtedy wszyscy biegacze biegali na balkonach te maratony, w ogródkach, na korytarzach i w tak dziwnych miejscach, gdzie wcześniej pewnie byśmy w życiu nie wpadli.

Natomiast to była akcja charytatywna. Zbierałem na detergenty dla DPS-ów i hospicjów, więc to było takie fajne – coś ode mnie dla świata i też trochę połączenie się z tymi moimi partnerami na świecie, z którymi nie możemy biegać, bo wiele osób robiło akcje charytatywne. Myślę, że to jest fajny w tym projekcie, że mogłem dołożyć swoją cegiełkę, pomóc ludziom.

Natomiast nie jestem specjalnie super dumny z żadnego z tych rekordów, bo to jest na pewno wielka satysfakcja, natomiast nie tylko o to chodziło w tym moim projekcie, żeby się ścigać z rekordami. Nie tylko o to chodziło, żeby mieć certyfikaty i udzielić z tego tytułu masę wywiadów, tylko to było przede wszystkim dla mnie.

Lubię wyzwania, więc jeśli mogłem się czegoś podjąć, to dużo się o sobie dowiadujesz w trakcie takich wyzwań. Jesteś w stanie naprawdę stwierdzić, gdzie są twoje granice, które przekroczyłem X-krotnie, mam wrażenie. Gdzie jest ten próg, że ta motywacja mi nie siadła, bo naprawdę było czasami dużo takich sytuacji na ostrzu noża. Ale jakoś wybrnąłem z nich, więc wszyscy to obserwowali, powiedzieli, że faktycznie musiałem mieć mega fajny focus na ten cel i myślę, że jeżeli mam być z czegoś dumny to z tego, że to się udało zrobić. Że się nie poddałem. Że tę wewnętrzną walkę ze sobą i z całym światem, bo projekt złożony, jesteś zależny od organizatorów maratonów, które ci mogą odwołać maraton. Od lotów, które mogą być odwołane. Od wielu jeszcze innych rzeczy, które się mogą wysypać po drodze i cały czas plan B, plan C itd.

To wszystko cały czas zarządzasz, kontrolujesz, bo to wszystko trzeba było mieć na bieżąco pod kontrolą. Myślę, że największym powodem do dumy jest to, że się udało – że to logistycznie spiąłem, że przeszedłem przez cały projekt bez kontuzji, bez większych wypadków, bez tragicznych rzeczy, bo było parę razy lekko na ostrzu noża, ale wszystko pod kontrolą i to jest takie coś, z czego jestem zadowolony i bardziej aniżeli to, że gdzieś tam powstał rekord świata i mam piękny pamiątkowy dyplom na ścianie.

Jak się przygotowywałam do naszej rozmowy, słuchałam innych wywiadów, czytałam artykuły, w których się wypowiadałeś, to porównujesz te poszczególne wyzwania do projektów i do wyzwań, które znałeś z korporacji.

Dlaczego o tym mówię? W korporacjach po realizacji projektów robi się takie sesje lessons learnt, wyciąga się wnioski, co poszło dobrze, co źle, co można poprawić. Czy ty też coś takiego robisz i mógłbyś się podzielić takimi wnioskami, lekcjami ze mną, ze słuchaczami? Może pomogą komuś w realizacji ich wyzwań?

Tak! Myślę, że wszystko, co się dzieje jest dla nas jakimś doświadczeniem i jeżeli poszło dobrze, to wiesz, że dalej w tę stronę trzeba konstruować kolejne działania, bo one działają. Natomiast jeżeli coś poszło nie tak, no to wyciągasz właśnie z tego wnioski i tych błędów już nie popełniasz drugi raz, bo traktujesz to jako naukę.

Mam duże doświadczenie, jeśli chodzi o planowanie, logistykę, więc na bazie tego myślę, że dobrze to przemyślałem, że nie było żadnych wtop. Treningowo też byłem mocno przygotowany, więc uważam, że też tutaj nie popełniłem błędu. Jedyny, jeżeli już, to myślę, że zapanowałbym bardziej nad dietą i jedzeniem. To była rzecz, która mi trochę nie zagrała. Przybrałem 8 kg.

Absurd jakiś, by się wydawało – biegasz maraton co 5 dni w innym kraju, więc spalasz te kalorie, cały czas jesteś w ruchu, a jednak jak patrzę na moje zdjęcia jak przyleciałem na metę na w Namibii z takich banerem „Nowy Rekord Świata”, to brzuszek się tam wylewa trochę!

Miałem rozmowę z poprzednim rekordzistą, bo się znamy. On też dość pokaźnie przytył i mówi „zobaczysz na sobie, że to nie jest takie proste”, więc myślę, że tu na pewno bym pracował z jakimś dietetykiem bardziej i mając teraz taką wiedzę, to nad tym bym się skupił, bo czułem to zmęczenie. 8 kg więcej wagi przy bieganiu to jest dużo. Zmęczenie, eksploatowanie organizmu było o wiele bardziej – cały czas zmęczenie narastało, a doszły jeszcze kilogramy. To jest jedna rzecz – nie miałem świadomości, że faktycznie aż tak zareaguję.

Natomiast wszystko pozostałe myślę, że dobrze. 3 miesiące myślenia, 3 miesiące prac koncepcyjnych to jest wystarczająco dużo, żeby się dobrze przygotować na to, na co można było się przygotować. Oczywiście – modyfikacje były cały czas w trakcie trwania projektu, bo wiele rzeczy po prostu musiałem zaestymować, bo np. nie były znane daty maratonów, więc w trakcie wszystko się dogadywało, ale zawsze było dużo planów B, ciągle spałem spokojnie, że to mi się nie wykrzaczy i będzie okej.

Okej. Zrobiłam sobie taką statystykę patrząc na twoją stronę, że w 2016 rok – 1 maraton. 20017 -2, 2018 – 20, 2019 – 66, 2020 – 11. Czyli po 66 w 2019, w 2020 11, w tym 8 do marca, przed pandemią, później w ciągu roku udało się jeszcze 3. W tym roku dotychczas 0, wiadomo z jakiego powodu. COVID – to nie jest dla nikogo zaskoczeniem.

Ty byłeś jak taki rozpędzony taran, ten wulkan energii i tak sobie wyobrażam, że to musiał być jak zderzenie ze ścianą. Ta energia, przygotowana, naszykowana na kolejne bieganie, kolejne starty w planie, a tu nagle nie można latać, nie można biegać, bo te imprezy są po prostu odwoływane.

Jaki to miało na ciebie wpływ? Jak się z tym czułeś?

Dokładnie tak jest. Jak wróciliśmy wszyscy w marcu z ostatniego wyjazdu z Jemenu, bo tam już nas ewakuowano dwa dni wcześniej, bo nie mieliśmy głębokiej świadomości co się dzieje na świecie.

Byliśmy mocno odcięci od netu. Wszyscy zareagowali: „A, okej. Poczekamy kilka tygodni, to się skończy”, więc super, bo mam w końcu ten czas na uporządkowanie zdjęć na dyskach, na przygotowanie się do pozostałych części do napisania książki, bo to wszystko gdzieś tam na świeżo i odpisanie na zaległe maile. Wszystkie zaległości, które odkładasz, tym bardziej że mnie prawie 2 lata nie było w Polsce, bo ja cały czas jeździłem, wiec fajnie. Wszystko super. Natomiast wyrobisz się ze wszystkim w tydzień, dwa trzy i potem czegoś brakuje.

Wszyscy zareagowali: „A, okej. Poczekamy kilka tygodni, to się skończy”, więc super, bo mam w końcu ten czas na uporządkowanie zdjęć na dyskach, na przygotowanie się do pozostałych części do napisania książki, bo to wszystko gdzieś tam na świeżo i odpisanie na zaległe maile. Wszystkie zaległości, które odkładasz, tym bardziej że mnie prawie 2 lata nie było w Polsce, bo ja cały czas jeździłem, wiec fajnie. Wszystko super. Natomiast wyrobisz się ze wszystkim w tydzień, dwa trzy i potem czegoś brakuje.

Są wszystkie wyzwania – po pięciometrowej pętli, bo wtedy nie mieliśmy innej możliwości na bieganie gdziekolwiek, coś trzeba było myśleć, natomiast faktycznie. To jest tak, że, jak masz jakąś pasję i nagle ktoś ci ją zabierze, nawet na jakiś czas, nie wiadomo na ile, bo te biegi na dzień dzisiejszy się dopiero zaczynają odbywać. W tym roku minęło 5 miesięcy bez biegów praktycznie, w zeszłym roku tak bardzo sporadycznie udało się złapać. Duża frustracja, bo ja pojechałem na maraton np. na Łotwę, który mi z dnia na dzień odwołali, miałem zabukowane bilety, maratony, które też zostały odwołane na tyle, że ja nawet nie leciałem, bo nie miało to sensu.

Trochę frustracja, trochę jest taka niemoc. Czujesz, że walczysz z wiatrakami, bo masz lany, tak jak teraz mam na drugą część roku masę planów. Ile z tego będzie, to ja też nie wiem do końca, bo wszystko zależy od tego, jak się to rozwinie.

Jest trochę taka ściana, natomiast też wykorzystałem to na inne rzeczy, które mam. Turystyka biegowa to jest 1/3, jedna z nóg, dlatego m.in. przyjechałem na Zanzibar, dlatego miałem ten czas, mając ocean przez pół roku na dokończenie moich wszystkich kwalifikacji związanych z nurkowaniem.

Zrobiłem całą ścieżkę do divemastera, teraz czekam na kurs na instruktora nurkowania. Rynek nie znosi próżni, ja też. Zagospodarowałem to w stronę innej pasji, na którą nie miałem czasu, bo jak latasz co 2-3 dni kraju do kraju to nie ponurkujesz. A tu trochę stacjonarnie, odespałem, odpocząłem, afrykańskie „Pole, pole” mi się włączyło. Wszystko w swoim, afrykańskim trybie.

Cieszę się, bo to był taki czas, który był udany. Mam wrażenie, że to się raczej już nie powtórzy, bo wszyscy się przygotowaliśmy do tej pandemii. Jak będzie kolejna fala czy kolejne powroty, to już każdy będzie inaczej na to reagował.

Wygenerowałem z okresu nie biegowego tyle, ile się da na realizację innych pasji i czekamy na powrót tego, co było wcześniej. Już bym pobiegał, już mnie roznosi!

Widać, widać! Użyłeś takiego sformułowania o tym Jemenie, że wróciłeś z Jemenu. Czy ty tak dużo podróżując masz takie miejsce, do którego wracasz? Miejsce, gdzie są wszystkie twoje medale, książki, zdjęcia z dzieciństwa. Czy dziś jesteś bardziej globtroterem, obywatelem świata? I twój dom to twój plecak, tak można powiedzieć.

Tak trochę jest, bo przed wyjazdem na Zanzibar sprzedałem moje nieruchomości w Polsce, w ramach czyszczenia wszystkiego. Mam wszystko de facto popakowane w kartonach, czyli mam rzeczy poskładane w trzech miejscach.

Medale i trofea są w jednym, natomiast wrócę do Polski, chcę się przeprowadzić z Katowic do Warszawy, więc myślę, że fizycznie nowym miejscem pobytu będzie Warszawa. Natomiast teraz faktycznie jestem obywatelem świata, bo w Polsce nie byłem na dziś już ponad 6 miesięcy.

W poprzednich latach wpadałem tylko po to, żeby wymieniać paszport, załatwić konieczne wizy, albo się przepakować, coś pilnego pozałatwiać i w zasadzie tranzytem albo odebrać grupę albo wziąć nową, na kolejny wyjazd.

Taki styl życia trochę męczy. Na pewno teraz nie będzie tak, że te kolejne maratony, które są będą w takim rekordowym tempie, bo tych maratonów zostało coraz mniej na każdym kontynencie, ciężko latać tydzień po tygodniu z nowego kraju, żeby o te biegi zahaczyć i też nie mam pomysłu, żeby aż tak intensywnie to robić. Założyłem sobie 10 do 12 krajów na rok. To jest fajne tempo, takie, które pozwoli na to, żeby w tych miejscach trochę dłużej pobyć, bo jednak przez rekord świata miałem spory niedosyt robiąc np. wyzwanie afrykańskie 7 maratonów, 7 krajów, 7 dni.

W jeden dzień nie za dużo zobaczysz w danym kraju, poza tym, że pobiegniesz maraton, kupisz 3 pamiątki na krzyż i lecisz dalej. Pewne kraje pozostawiły niedosyt, więc na pewno do nich wrócę, niektóre mam na tyle zaliczone, że zamykają temat i może za jakiś czas, jeśli resztę zobaczę to do nich wrócę, natomiast na teraz nie znalazłem takiego kraju, w którym bym powiedział, że to jest moje drugie miejsce po Polsce, gdzie chciałbym się przeprowadzić, osiedlić na stałe, wybudować dom i mieszkać.

Patrząc nawet tutaj – Zanzibar jest drugim miejscem w tej chwili w całej mojej podróżniczej historii, w którym patrząc pod kątem długości jestem. Dłużej mieszkałem tylko w Londynie przez 3,5 roku, jak jeszcze byłem w college’u. To nie jest tak, że szukam jakiegoś miejsca, myślę, że Polska jest fajnym miejscem do mieszkania, natomiast chciałbym dalej spokojnie, ok. 10-12 krajów rocznie odwiedzać i taki będzie cel na kolejne lata.

Szybko sobie policzyłam 10-12 maratonów rocznie, to mniej więcej jeszcze 10-12 lat do zakończenia 249 Challenge.

Chciałam wyjść z moim pytaniem jeszcze dalej, bo większość ludzi ma tak: studia, praca, dzieci. Marzenia po drodze w głowie się rodzą i te marzenia – czasem udaje się coś zrealizować, ale ludzie też sobie myślą, że „to na emeryturze. Wtedy będę podróżować, przeczytam wszystkie zaległe książki, kupię domek w Bieszczadach, wyprowadzę się na wieś”.

Ty masz odwrotnie. Aktywnie realizujesz swoje marzenia i ciekawa jestem, czy masz plan, czy w ogóle temat „emerytura” przemyka ci przez głowę?

Nie jestem takim typem człowieka, który będzie odkładał rzeczy na emeryturę, na za jakiś czas. Uważam, że żyjemy tu i teraz i pewne rzeczy są wykonalne dlatego, że się decydujemy na nie, bo mamy w tej chwili na to czas, pieniądze, możliwości i sprzyjają ku temu okoliczności.

Poza tym wiele miałem takich przypadków w moim życiu, gdzie znajomym czy klientom proponowałem jakiś wyjazd, wspólny projekt i ich słowa brzmiały „nie teraz, zadzwoń następnym razem, może za jakiś czas” i myśmy już tego razem nigdy nie zrobili. Sam zrobiłem to o miałem, a u nich się zmieniło to, że np. już nie mają pieniędzy, że doszła rodzina, dzieci, inne obowiązki. W tej chwili nie są w stanie pojechać i wejść na Kilimandżaro albo coś się stało ze zdrowiem. I już fizycznie tego nie mogą zrobić.

Moje podejście zawsze było takie, że jeżeli coś jest do zrobienia teraz, to lepiej teraz, bo potem faktycznie może nie być na to czasu i sposobności. Nie mam super planów emerytalnych, bo moje życie jest bardzo dynamiczne i nie chciałbym na pewno pracować zbyt długo, więc starania biznesowe robię, żeby na tę emeryturę przejść szybciej niż wszyscy wg peselu, ale co wtedy będzie… Trudno zaplanować. Jeszcze rok temu nikt nie miał świadomości, że świat może się zamknąć na tak długo i nam ograniczyć wszystkie nasze podróże, aktywności, które mieliśmy, więc nie planuję, co będzie. Zobaczę, na jakim etapie sam będę.

Może uda się przyspieszyć ten projekt, może szybciej go skończę niż w 10 lat, może się okazać, że będę go robił 15 lat, bo jest dużo krajów, w których nie ma maratonów albo są odkładane, wystąpią inne czynniki, które zablokują dalsze podróżowanie. Stąd ja sobie nie dałem deadline’u, muszę się rozliczać tylko przed samym sobą. Tak jest chyba bezpieczniej i bardziej komfortowo.

Ostatnio przeczytałam, że warto sobie dawać luz, bo jak człowiek zostawi w swoim życiu trochę luzu, to jest przestrzeń na pojawianie się fajnych, nowych pomysłów, przedsięwzięć. Jak mamy wszystko zapakowane pod korek – jak się pojawia coś fajnego to już trudno to zmieścić.

Apropo mieszczenia różnych rzeczy, to gdzieś wyczytałam, że planujesz napisać książkę, a nawet trzy!

Tak! Książka to jest coś, co jest z tyłu głowy już od długich miesięcy. Cały materiał spisany, ta historia już jest przygotowana. Ona potrzebuje przejść przez redakcję i na pewno – to jest moja pierwsza, autorska książka, więc na tym etapie jest pewnie jeszcze bardzo dalekie od tego, w jakiej formie to powinno się ukazać, więc myślę, że jeszcze trochę pracy nad tym przed nami.

Jak wrócę do Polski, prace wrócą, więc to nie będzie jakiś długi horyzont czasowy, tym bardziej że już trochę minęło od zakończenia mojego projektu z tym rekordem świata, więc też nie chciałbym tego z abardoz przeciągać.

To jest książka o rekordzie?

Trochę tak, trochę nie. W jakiej wersji to wyjdzie finalnie- nie wiem, ale moja historia jest od początku. Od pierwszego wyjazdu, jak zacząłem podróżować, jak wszystko we mnie ewoluowało. Trochę pracy w korpo, trochę jak zacząłem biegać. I trochę genezy projektu, najciekawsze historie, wybrane, które się tam przydarzyły. Trochę może w formie takiego pamiętnika z tego wyjazdu, natomiast też nie ma tego całego dzień po dniu – zapisków podróży. To może kiedyś wydam, bo to by pewnie było zbyt długie. Natomiast jak to będzie finalnie – nie wiem. Planuję zrobić książkę multimedialną, czyli podpiąć filmiki z maratonów. Zawsze biegam lifestyle’owo, czyli ten czas jest nie najbardziej istotny. Ważne jest to, żeby przywieźć fajny materiał i pokazać wszystkim, zwłaszcza z tych egzotycznych biegów, gdzie zazwyczaj biegałem jako jedyny Polak i raczej tam się Polacy nie wybierają. Taki materiał jest bardzo fajny, cenny i chciałbym go wrzucić w formie takich filmików. Może dogramy coś w formie dokumentu, moje komentarze później. Mam taki pomysł na trochę taką multimedialną książkę.

To zabiera też dodatkowo czasu, ale myślę, że już bliżej niż dalej.

Bardzo kibicuję! Czy gdzieś na horyzoncie swoich marzeń masz jeszcze coś poza książką, czym możesz się podzielić?

Na pewno będą inne rekordy świata, bo cały czasu pracujemy nad różnymi wyzwaniami, takimi bardziej globalnymi. Mam mocną zajawkę nie tylko, żebym ja biegał i jeździł po świecie, zbierał te nowe kraje, ale też mam taki challenge zjednoczenia wszystkich biegaczy na świecie w takim jednym, dużym biegu. Chciałem zrobić taki projekt – największy bieg, w którym weźmie udział najwięcej narodowości. Chcemy to zorganizować w zasadzie w jeden dzień.

Będzie pewna przymiarka, bardzo podobna w tym roku. Nie mogę powiedzieć kiedy, ale będzie – taka próba ustanowienia Rekordu Guinnessa w takim największym, wirtualnym biegu. Jak to się uda, to będę wiedział więcej jak się przymierzyć do wszystkich narodowości. Myślę, że to jest fajne, bo biegacze ze świata to jest bardzo duża społeczność, to są ludzie, którzy mi uratowali tyłek, mówiąc prosto. Parę razy, w trakcie projektu, bo naprawdę czasami było tak, że przylatywałem i tylko odebrałem numer, i od razu biegłem na start. Dobrze jest mieć takich znajomych ludzi. Myślę, że fajnie jest w takich międzynarodowych projektach – dużo rzeczy nas bardzo ubogaca. Wiele się nauczyłem od osób, z którymi przebywałem. To jest właśnie najciekawsze w tym podróżowaniu – że masz wiele aspektów.

Masz aspekt, gdzie coś jest ciekawego, coś się dzieje, jakieś zabytki, jakieś rzeczy – kanony turystyczne, które są. Później masz te aspekty kulinarne, bo ja też to uwielbiam, te lokalne kuchnie i tak dalej.

Potem masz ten aspekt sportowy, czyli maraton i wiele, wiele innych rzeczy typu nurkowanie czy góry, bo każdy kraj oferuje coś innego. I przede wszystkim ludzie. Kultura, mentalność, ja też lubię języki, więc to jest takie… Dlatego lubię jeździć. Jest wiele rzeczy, które są takie zajawkowe. Tylko pracę trzeba jeszcze gdzieś tam wcisnąć po drodze, bo jednak finansowanie, im bardziej ambitne projekty, tym to finansowanie musi być większe. To jest coś, o czym zawsze trzeba pamiętać, cokolwiek chcemy robić w życiu, to trzeba pamiętać, że finansowanie trzeba mieć zapewnione. Po prostu gdzieś utkniemy, nie?

To jak łączysz prowadzenie firmy z całą aktywnością sportową, biegową to jest temat na osobną rozmowę, bo jestem bardzo ciekawa jak jesteś w stanie to zrealizować w szczególności w tych najbardziej intensywnych miesiącach, kiedy realizowałeś projekt pobicia Rekordu Świata.

Na koniec – jaką miałbyś radę dla ludzi, którzy chcą aktywnie spełniać swoje marzenia? A gdzieś coś ich blokuje?

Są argumenty. Jak rozmawiam z ludźmi, to jak stara praca w korporacji. Polecasz komuś coś i on zawsze ma jakieś odbijające argumenty. Możesz je zbijać, walczyć z nimi, może ktoś coś od ciebie kupi albo nie kupi. Albo go przekonałeś, albo on kupił ciebie jako osobę, albo kupił te argumenty. Natomiast ja się nauczyłem, że jeżeli w życiu mamy pasję, hobby, to jesteśmy dużo rzeczy w stanie dołożyć na realizację tego, co nas kręci, co nas motywuje. Ktoś powiedział: albo masz pasję, albo nie masz nic.

Dla mnie to jest bardzo ważne, żebym się realizował, bo to mnie nakręca i mogę z siebie wykręcić o wiele więcej, aniżeli gdybym nic nie robił, bo wtedy okręt, który wypłynął na szeroki ocean i stracił kierunek, w którą stronę ma płynąć.

To mnie bardzo mocno kierunkuje, przez to mogę wyznaczać swoje cele i zmotywować się też do pracy. Także myślę, że każdego motywuje i nakręca co innego, każdy powinien znaleźć sobie self drive’a.

Nie ma jednoznacznej ścieżki. Jeżeli ktoś mi mówi „Jak ty to zrobiłeś”, to zawsze w parę minut z nim porozmawiać i od razu widzę, jaką jest osobą. Widzę, jakie argumenty daje i widzę, jak mogę z nim porozmawiać, żeby te argumenty odwrócić.

Często jest tak, że wszyscy mówią, że to jest prostsze niż by się wydawało, tylko trzeba pogadać z kimś faktycznie kto to robi, kto nie jest jakimś szkoleniowcem, teoretykiem, bo takich mamy wielu, którzy ci sprzedają wiedzę książkową i w zasadzie to jest kopia tego, co ktoś kiedyś napisał mądrzejszy, jeszcze zza granicy przetłumaczone kreatywnie na polski albo sparafrazowane od tego, co już było po polsku.

Staram się być praktykiem i to, co robię jest żywe, namacalne, bo to wszystko się dzieje. Ja cały czas podróżuję, cały czas jestem w trasie i wszystkie rzeczy, o których ja mówię i staram się ludziom pokazywać coś z praktycznego punktu widzenia, a nie z teoretycznego, więc oczywiście teoria jak najbardziej, ona musi być, bo pewne postawy trzeba mieć, natomiast wszystko później w życiu jest praktyką i na tym trzeba budować. Każdy ma inny start do tego, więc myślę, że dalej jest kwestia tylko podciągnięcia co już w sobie mamy, pokierowania w dobrą stronę, znalezienia tego work life balance, czyli żeby nie przeginać ani w jedną, ani w drugą stronę i wszystko jest możliwe.

Wszystko jest w głowie i od głowy się zaczyna. Jak dobrze sobie na poziomie głowy poukładasz, to potem już wszystko jest proste. I da się!

Wszystko jest w głowie i od głowy się zaczyna. Jak dobrze sobie na poziomie głowy poukładasz, to potem już wszystko jest proste. I da się!

To jest piękna puenta naszej rozmowy. Dzięki wielkie! W notatkach podlinkujemy twoje media społecznościowe, stronę 249 Challenge, żeby słuchacze mogli Ciebie dalej podglądać i śledzić realizację postępów w projekcie.

Kibicuję, trzymam kciuki i do zobaczenia po drodze!

Dzięki bardzo za wywiad! Pozdrawiam serdecznie!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top