Uwielbiam naturalność i bezpośredniość Marty. Nie mogę się doczekać, aż stanę przed jej obiektywem – tego zdejmowania masek, o którym Marta mówiła. Myślę, że poza pięknymi zdjęciami, które mogłyby z takiego spotkania powstać, samo doświadczenie sesji i dochodzenia do swojego prawdziwego „ja” jest niezwykłym przeżyciem. Takim spotkaniem ze sobą. Spojrzeniem na siebie z sympatią, może nawet z czułością. Tak! Koniecznie! Biorę za telefon i umawiam się na sesję z Martą. A Wy? Jakie działania planujecie podjąć po wysłuchaniu naszej rozmowy? Dajcie znać w komentarzu. Bardzo lubię jak się odzywacie. Na dziś to tyle!
Dodatkowe linki:
Więcej o Marcie znajdziesz tutaj:
Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:
Cześć, Marta!
Cześć.
Rozmawiamy o zaczynaniu, nie bez powodu, bo ja pierwsze moje tutaj pytanie, które zapisałam sobie do Ciebie, brzmi tak: Lubię zaczynać od początku. Od początku to od dzieciństwa, od młodości. I chciałam Cię zapytać na start, czy pamiętasz, kiedy miałaś pierwszy raz aparat w ręku?
Mam nawet takie zdjęcie. To było, jak miałam trzy albo cztery latka. Byliśmy z rodzicami w Egipcie i mam zdjęcie przy piramidzie Cheopsa. Chyba Cheopsa, teraz mogę zmyślać, ale to było przy piramidzie którejś na pewno. Jestem takim małym, słodkim bąblem z taką małpeczką po prostu, bo generalnie aparat w naszym domu był od zawsze. Z moimi rodzicami bardzo dużo podróżowaliśmy. I to wtedy, w tamtych czasach to były bardzo takie egzotyczne kierunki, bo te już prawie 30 lat temu jakby nie patrzeć, turystyka wtedy trochę inaczej i moi rodzice mnie zabierali do Egiptu, do Tajlandii, na Dominikanę, do Meksyku, jakieś tam Wenezuele i Mauritius, to w ogóle był mój pierwszy kierunek ever.
Więc w tamtych czasach to było naprawdę coś dziwnego. I mój tata zawsze wtedy miał aparat. Nigdy nie był profesjonalnym fotografem, natomiast absolutnie z hobby to jakby do dzisiaj gdzieś tam go trzyma i cały czas robi zdjęcia na tych wyprawach. Więc trzy latka i ja miałam to zdjęcie z tym moim aparacikiem. To było takie pierwsze, kiedy faktycznie go trzymałam.
No właśnie, ale trzymałaś jako zabawkę, czy faktycznie tym aparacikiem robiłaś zdjęcia?
Tak, to chyba raczej tak bardziej zabawkowo. W sensie ja wiem, że tam zrobiłam kilka zdjęć, ale rodzice nie są w stanie mi powiedzieć, które to są. Tak świadomie nazwijmy to, minęło kilkanaście lat; ja od dziecka jeździłam konno i któregoś razu poprosiłam mojego tatę, to były, pamiętam jak dziś, ferie zimowe, chyba 2009 rok, czy mogę wziąć aparat, bo chciałabym porobić zdjęcia tym koniom, tym pieskom, tym kotom.
Ja ostatnio w ogóle znalazłam te zdjęcia. Niestety ja pamiętałam, jak one wyglądały. To były takie moje pierwsze, pierwsze. I to jest tak bardzo złe. Wiesz, kadrowanie w ogóle nie, balans bieli nie. Natomiast to są takie piękne początki, do których ja naprawdę wracam za każdym razem z taką nutką wzruszenia, i to był ten początek. I potem te konie, te pieski, te koty, te wschody, zachody słońca, to był taki główny nurt, że tak powiem. Bo ja wtedy mając lat naście, marzyłam, że zostanę fotografką dla National Geographic. I potem sobie wyobraziłam siebie lat 15 ze sprzętem za miliony pośrodku, nie wiem, jakiejś dżungli albo innej pustyni i tak stwierdziłam, że coś mi nie pasuje w tej wizji. Ale takie były początki. Chciałam zwierzęta.
Chciałaś zwierzęta, ale właśnie, co Ci nie pasowało w tej wizji?
Nie, nie, ona mi pasuje do dzisiaj. Ja się śmieję, że to jest teraz tak, że ja teraz robię ludzi, ale za parę lat albo naście ja wrócę do tego pomysłu. Tylko że teraz już wiem, że to będzie fotografia podwodna i gdzieś tam rekiny, te sprawy. Ta okładka National Geographic tak nie do końca gdzieś tam zniknęła. Natomiast ludzie się pojawili trochę przez przypadek.
Mianowicie, kiedy ja byłam na tych obozach jeździeckich, moje koleżanki, ówczesne przyjaciółki poprosiły, ty no robisz tym kotom, tym psom, tym koniom, weź, zrób nam. A ponieważ mój tata nie lubił robić portretów, to ja byłam taka, ach, ludzie… Naprawdę portrety? Ludziom? W ogóle, o co chodzi.
Ale się okazało, ku memu zaskoczeniu, że ci ludzie są jednak fajni i że jednak mimo wszystko współpraca z człowiekiem jest o wiele łatwiejsza niż np. z dzikim bażantem, też to też jest historia życia. I tak jakoś się okazało, że tych koleżanek na tym obozie jeździeckim, potem gdzieś tam w internecie, to były czasem max models, pojawiały się pierwsze modelki. Ja się wtedy też szumnie nazywałam fotografką, więc jakby wszyscy byliśmy na tym samym poziomie. I tak zaczęłam poznawać jedną, drugą, trzecią, piątą, dziesiątą i zanim się gdzieś tam obejrzałam, okazało się, że w całej tej fotografii najfajniejsze jest właśnie poznawanie tych ludzi. Spotykanie, pokazywanie ich w jakiś taki inny, nowy sposób, że oni patrzyli na te zdjęcia i mówili: wow, to naprawdę ja? I to mnie nakręcało wtedy i nakręca dzisiaj.
Mówimy cały czas o czasie, kiedy miałaś naście lat?
Tak, tak, tak, to było jak miałam takie naście, to były powiedzmy czasy bardziej świadome już w fotografii, tzn. nadal nie było świadome jakoś bardzo, ale to było takie moje hobby, to były czasy liceum, pierwszy rok studiów.
I czy wtedy myślałaś o tym, żeby zostać profesjonalną fotografką i zrobić z tego zawód?
Nie, absolutnie.
Czyli studia nie były w tym kierunku?
Nie, nie. Ja studiowałam fizjoterapię przez cały jeden rok, którą wrzuciłam po pierwszym roku, natomiast nie miało to nic wspólnego z fotografią, bo po prostu podążałam za swoją miłością i przeprowadziłam się z Warszawy do Szczecina wtedy. Zresztą moją aktualną miłością, bo 11 lat minęło i nadal to jakoś tak jest w sobie. Ale nie oszukujmy się, każdy w Polsce myślał o tym, przynajmniej w moim domu i w moim otoczeniu, że fotograf to nie zawód w ogóle. Fotograf jest ewentualnie od robienia zdjęć paszportowych. Albo od ścianki, albo ślubny, o, okej. Fotograf ślubny to jeszcze jakoś tak ludzie kumali.
Więc ja absolutnie nie myślałam, że z tego w ogóle można zrobić zawód. Ale kiedy przeprowadziłam się do Szczecina, ta fotografia mnie bardzo nakręcała, więc starałam się robić jak najwięcej zdjęć i w pewnym momencie doszłam do takiego zawodowego momentu, w którym uznałam, że powinnam jakby pójść trochę dalej w swoim zawodowym życiu i nie dostałam awansu, który w tamtym momencie uważałam, że mi się po prostu należał, i stwierdziłam, dobra, to rzucam wszystko i zostaję fotografką.
Czyli podjęłaś w ogóle pracę w innym zawodzie.
Tak, tak, absolutnie. I żebyśmy miały jasność, ja kiedy podjęłam pierwszą pracę, dzieliłam to z fotografią, potem tę pracę jakby rzuciłam, w sensie rozstaliśmy się z moją ówczesną firmą, stwierdziłam, że zostanę fotografką, i wróciłam z podkulonym ogonem na etat, żeby nie było, żebyśmy tutaj nie gloryfikowali itd., bo po prostu się okazało, że no nie da się. W sensie w tamtym czasie miałam za mało umiejętności biznesowych i chyba to był główny problem. Nawet myślę, że to nie była kwestia samych umiejętności, o tyle właśnie jakby prowadzenia firmy, bo to jest po prostu kosmos.
Więc wróciłam na etat, nadal robiłam tę fotografię, i w którymś momencie z drugiego etatu przeszłam na trzeci etat, już jako fotografka. I potem był jeszcze jeden etat też już jako fotografka, no i potem już na własną rękę, własna działalność.
I już w tym momencie, kiedy na fotografii zarabiałaś, to była fotografia portretowa i modowa?
Modowa, tak. Ja zarabiałam głównie na fotografii modowej i jakby to było moim zawodem, bo pracowałam w takiej branży, którą my nazywamy e-commerce, czyli generalnie to są takie zdjęcia na białym tle, najczęściej przód, bok, tył, tak jak, nie wiem, Zara itd., wszystkie te zdjęcia, które po prostu mają pokazać produkt, to to było jakby moim zawodem, więc ja byłam tam odpowiedzialna i za robienie zdjęć, i poszukiwanie ekipy, obrabianie tych zdjęć, miałam bardzo fajny zespół, potem w innej firmie robiłam dokładnie to samo, i dopiero całkiem w sumie niedawno, ta własna firma, znaczy dobra, pięć lat temu, ale to tak względnie niedawno. Taka to historia.
Ciekawe jest to, co powiedziałeś, że w tym wieku nastoletnim nie wyobrażałaś sobie, że to może być zawód, że na fotografii można zarabiać. Faktycznie potrafię to sobie wyobrazić, że tak można myśleć, chociaż ja myślę totalnie inaczej, ale potrafię sobie wyobrazić, że tak można myśleć, bo przecież właściwie każdy z nas robi zdjęcia, więc jak każdy robi zdjęcia, to dlaczego mają mi za to płacić. W szczególności, jeśli mają to być zdjęcia portretowe. Przecież mogę zrobić Ci zdjęcie.
Oczywiście.
I co więcej, czasem mam wrażenie, że te moje zdjęcia, pochwalę się, nie wiem, jak to zabrzmi, ale że wychodzą całkiem fajne. Ale tak, ale co do zasady, to absolutnie, ja myślę, że to jest nie tylko zawód, to jest… To jest sztuka. To może być sztuka.
To powinna być sztuka. Natomiast ja się absolutnie z Tobą zgadzam. Żyjemy w takim świecie, w którym dostęp do aparatów, do technologii, do wiedzy związanej w ogóle z fotografią jest tak doskonały, jak nigdy wcześniej. Nigdy tak wielu ludzi nie miało aparatów.
Ja akurat oglądam to z dość dużym spokojem, bo uważam, że to jest po prostu wspaniałe, że tyle osób ma teraz do tego dostęp najzwyczajniej w świecie. Natomiast faktycznie, jak ja zaczynałam te lat temu ileś, jeszcze sobie np. myślę o moim tacie jeszcze wcześniej, gdzie posiadanie aparatu w domu nie było takie powszechne. Okej, ktoś tam może miał, ale to był jeden aparat, wiadomo, że analogowy, bo to takie czasy, jeśli ktoś miał potem cyfrówkę, to to nie umywało się do tego, że teraz byle amator, z całym szacunkiem oczywiście, ale chodzi mi o to, że…
Czyli ja na przykład, byle amator: ja.
W sensie osoby, które po prostu się tym zawodowo nie zajmują, tak? W tym sensie jakby w kontekście amator, nie, że komuś chciałabym umniejszyć, bo absolutnie nie. Ale każdy może pójść do sklepu, może wybierać sobie taki obiektyw, siaki obiektyw, może nawet nie idąc na szkolenie, zresztą szkolenie też jest teraz tyle, że po prostu głowa pęka. Każdy ma dostęp do tego, to jest też niesamowite, więc ja by absolutnie się z Tobą zgadzam. Teraz… większość z nas jest fotografami.
I jednocześnie, jak ja patrzę na Twoje zdjęcia i moje nawet, to, które wydaje mi się, że jest całkiem niezłe, to nie mam wątpliwości, że w ogóle ani jedna osoba nie pomyliłaby tego, które jest Twoje, które jest moje. W Twoich zdjęciach, jak ja na nie patrzę, jest jakaś taka magia.
I to jest ten moment, w którym się rumienię. Dziękuję.
I bardzo dobrze. Bo ja byłam na kilku kursach fotograficznych i wiem, co to jest głębia ostrości, balans bieli, znam jeszcze kilka pojęć, nie wiem, jakieś podstawowe wytyczne co do kompozycji. Ja nie wiem, jak Ty to robisz, że Twoje zdjęcia są takie, jakie są, jeszcze w szczególności biorąc pod uwagę to, że jak słyszę od Ciebie, to starasz się, żeby one były naturalne, nieobrobione albo jakoś bardzo, bardzo w minimalnym stopniu.
Tylko to, co trzeba, jeśli trzeba.
I teraz nie wiem, czy ja mogę zadać takie pytanie, ale ja zadam to pytanie, a Ty najwyżej powiesz, że nie możesz odpowiedzieć. Co jest tajnikiem, co jest kluczem, nawet nie chcę powiedzieć do sukcesu, kluczem właśnie do Twoich zdjęć, że one są takie magiczne?
Ja nie wiem teraz, na ile skromnie bądź nieskromnie to zabrzmi.
Mów nieskromnie.
Myślę, że to jest kwestia atmosfery, którą kreuję. Bo też musimy wziąć pod uwagę, tutaj Ciebie troszeczkę uspokoję, że to nie jest problem z Tobą bądź z Twoimi zdjęciami, natomiast ja, kiedy tworzę zdjęcia, to też mam przestrzeń na to, żeby stworzyć bardzo intymną atmosferę. Bo to trochę co innego, kiedy, nie wiem, prosisz swoją córkę albo partnera czy kogoś znajomego: Weź, mi stań tutaj i ja ci zrobię zdjęcie, niż jeśli ja mam np. dwie godziny na sesji i ja mogę z tą osobą porozmawiać, ja mogę sobie zacząć gdzieś tam ją obserwować, ja mam czas, nigdzie się nie spieszę, i ta osoba też jakby z założenia przychodzi po to, żeby ze mną być. I co więcej, to nawet nie jest kwestia tego czasu i tego, ile na tych zdjęciach się spędza, tylko właśnie jaką atmosferę się stworzy.
Ja teraz dosłownie w zeszłym tygodniu miałam warsztaty fotograficzne, na których tak zupełnie spontanicznie stwierdziłam do fotografów, chodźcie, ja wiem, że nikt z Was nie jest przygotowany, ale chodźcie, zrobię Wam portrety. I prawda jest taka, że nam te zdjęcia zajmowały około trzech minut i każdy wyszedł zadowolony. Tylko że ja się potem tak śmiałam, że te trzy minuty zdjęć to jest kwestia tego, że okej, ja doskonale wiem, w jaki sposób dobrać światło, ustawienia, wszelkie parametry, natomiast my spędziliśmy razem, nie wiem, pięć, sześć czy tam ileś godzin i te osoby już mi ufały, było śmiesznie, było fajnie, była super atmosfera, więc ja potrzebowałam to tylko złapać.
Więc absolutnie uważam, że to jest atmosfera. I to jest tak, że każdy fotograf, każda osoba w ogóle ma jakiś tam swój styl pracy i jakby to jest naturalne, to jest normalne i to też widać potem, wydaje mi się, w tych zdjęciach. Ja się staram właśnie, żeby u mnie na sesjach było tak bardzo normalnie. Nieważne, czy to jest osoba, która po raz pierwszy staje przed moim obiektywem i w ogóle po raz pierwszy staje przed obiektywem, czy to jest osoba znana z pierwszych stron gazet. Ja się staram tak w mniej lub bardziej subtelny sposób trochę tak zedrzeć, wiesz, te wszystkie maski, te wszystkie takie niepewności, nie wiem, przy modelkach, przy gwiazdach no taką maskę, którą ta osoba zwykle przyjmuje, bo chce być piękna, ma jakieś takie swoje schematy, powiedzmy, w które wchodzi, a ja się staram zrobić jeszcze krok dalej. Tak: okej, jesteś piękna, jest super, jest fajnie, a teraz pokaż mi siebie.
Natomiast to wymaga gdzieś tam na pewno trochę psychologii, trochę mojego śmiechu, który zawsze wszystkich rozkłada na łopatki. Więc chyba od tego powinnam zacząć w ogóle. Natomiast to jest właśnie taka atmosfera, że ludzie też mi mówią często, że na moich zdjęciach wyglądają inaczej, bo są zrelaksowani. Bo ja nie chcę ich póz, ja chcę ich. I to jest ta subtelność.
Myślę, że to jest kwestia atmosfery, którą kreuję. Bo też musimy wziąć pod uwagę, tutaj Ciebie troszeczkę uspokoję, że to nie jest problem z Tobą bądź z Twoimi zdjęciami, natomiast ja, kiedy tworzę zdjęcia, to też mam przestrzeń na to, żeby stworzyć bardzo intymną atmosferę. Bo to trochę co innego, kiedy, nie wiem, prosisz swoją córkę albo partnera czy kogoś znajomego: Weź, mi stań tutaj i ja ci zrobię zdjęcie, niż jeśli ja mam np. dwie godziny na sesji i ja mogę z tą osobą porozmawiać, ja mogę sobie zacząć gdzieś tam ją obserwować, ja mam czas, nigdzie się nie spieszę, i ta osoba też jakby z założenia przychodzi po to, żeby ze mną być. I co więcej, to nawet nie jest kwestia tego czasu i tego, ile na tych zdjęciach się spędza, tylko właśnie jaką atmosferę się stworzy.
Doszłaś do tego sama, oglądając swoje zdjęcia, analizując sesje? Ja powiem tak, to jest głębokie, naprawdę, to nie jest trywialne, bo tego się nie nauczysz, tak mi się wydaje, na kursie. Na kursie się uczysz właśnie głębi ostrości, przysłony itd.
To, że zdałam sobie z tego sprawę, jest wynikiem tego, że kiedy zaczęłam szkolić i zaczęłam sobie zadawać to pytanie, dlaczego ludziom się w ogóle podobają moje zdjęcia, bo wiesz, prawda jest taka, może nie powinnam się do tego przyznawać, ale często jest tak, że ja widzę swoje zdjęcia jakby okej, podobają mi się, podoba mi się ta osoba, ale czym się ludzie zachwycają, to ja nie kumam. Wiesz, dla mnie to są zdjęcia. Czarno-biały portret na białym tle. Widzę, że ta osoba na nim jest fajna, natomiast mam cały czas takie poczucie, że to ta osoba zrobiła robotę, a nie ja.
Ale wiesz, jak Ci mówi, nie wiem, sto czy ileś tam osób nagle, że to jest super, że jest fajne, że jest wow, to sobie tak myślisz: może to jednak ja się mylę, a nie oni. I zaczęłam to, wiesz, rozkminiać i tak sobie pomyślałam: kurczę, no jedyne, co realnie jakby jest inne, to to jest właśnie ten sposób, bo ja bardzo często właśnie słyszę, że u mnie jakoś się tak inaczej wygląda, że ludzie lubią po prostu ze mną pracować, że się czują dobrze, że chcą zrzucić te maski, więc doszłam do tego, że to musi być to.
Też tak mi się wydaje. W ogóle, jeśli ja tu mam cokolwiek do powiedzenia, ale trochę Twoich zdjęć widziałam. Na sesji jeszcze nie byłam, ale to wszystko przed nami. A chciałabym wrócić do przeszłości trochę, bo przygotowując się do rozmowy, gdzieś tam wyczytałam w innych rozmowach z Tobą, że Ty wróciłaś do Polski.
Ach, bo ja byłam na rejsie dookoła świata, który nie wyszedł.
Jak to? Wróciłaś do Polski, więc wyszedł.
Wiesz co, wyszedł do Kanarów. I tak uważam, że to jest przygoda i historia mojego życia, bo lat temu 6, koniec maja bodajże…
Czyli to już było na etapie, kiedy robiłaś zdjęcia zawodowe?
Tak, tak, tak. Generalnie mamy stanowczo za mało czasu antenowego, żeby tutaj wejść w ten temat głęboko. Natomiast skracając dość długą historię, zostałam zaproszona do projektu OSHI World Expedition. Mieliśmy być na jachcie przez 3,5-4 lata. Z różnych przyczyn byliśmy trochę krócej. Nasz rejs zakończył się na Kanarach, natomiast moimi obowiązkami tam było robienie zdjęć, jak się okazało również robienie filmów. Tak, więc się śmiałam, że jako człowiek bez żadnego doświadczenia zrobiłam reklamę dla OSHI, która tam siedziała na YouTubie itd., bo tak wyszło. Nie mogę teraz powiedzieć dokładnie, dlaczego tak wyszło.
Natomiast ja zamknęłam całe swoje życie wtedy, bo najpierw popłynęłam z chłopakami na dwa miesiące, bo ja w ogóle nie żeglowałam wcześniej, to jest chyba ważne w tej historii, że ja lubiłam się z wodą, ale w ogóle nie żeglowałam i pierwsze trzy dni jak z Darłówka płynęliśmy do Gdańska, leżałam pod pokładem z taką chorobą morską, że nie mogłam nic zrobić, to pomyślałam: hmm, jeszcze tylko dwa miesiące.
Trudno się robi zdjęcia pod pokładem.
Dokładanie. Natomiast na szczęście się to jakby ustabilizowało. Przez dwa miesiące przepłynęliśmy z Polski, przez Danię, Bornholm, całą Europę, aż do Hiszpanii. W Hiszpanii na chwilę zeszłam z pokładu, po miesiącu wróciłam, dołączyłam do chłopaków właśnie na Fuercie, wtedy już z moim narzeczonym.
Do chłopaków, czyli?
Do reszty załogi. I po tych dwóch miesiącach powiedziałam, okej, ja chcę płynąć dalej z wami, oni chcieli płynąć dalej ze mną, więc wróciliśmy, tylko powiedziałam, że chcę z moim partnerem, a że Łukasz też jakby mega dużo pomagał, to chłopaki stwierdzili, dobra, jeszcze jeden facet na pokładzie będzie super, ale przez trzy miesiące siedzieliśmy na Kanarach i już dalej nie wypłynęliśmy.
Dlatego mówię, że właśnie kiedy wróciłam do Polski, bo to jest taki dość znaczący moment w moim życiu, dość przełomowy, bo wróciłam, jak się okazało, w ciąży.
To faktycznie ważny czas.
Tak, więc to jest trochę tak, że jakby dużo rzeczy do tamtego momentu się działo itd., ja pozamykałam tak naprawdę całe swoje życie, bo na cztery lata miałam je całkowicie zmienić, po czym jak wróciłam do Polski, to tak zupełnie już innej roli, zupełnie innymi gdzieś tam przemyśleniami na ten temat, bo to wiadomo jednak co innego, jak jest się samemu, czy tam nawet w związku, ale jednak bez dziecka, a to nagle było: ja zaraz będę mamą.
Będę zaraz mamą, nie mam już etatu, chcę wejść…
Zamknęłam całe swoje życie, bo miałam przez 4 lata pływać. Żeby nie było, ciąża akurat nie była powodem, dla którego nie wróciliśmy, bo to mówię, to jest bardzo skomplikowana historia. Natomiast, no tak, tak, to było tak, że my wróciliśmy do Polski w sumie, no, bez… mieszkania, no bo nie, bez pracy, no bo przecież też nie, z jakimiś tam szczątkowymi tak naprawdę oszczędnościami, bo ideą rejsu było też to, że jest on sponsorowany, więc my tam nie zarabialiśmy, ale też nie musieliśmy nic płacić, więc to wtedy nie było problemem, a nagle zaraz zostaniemy rodzicami.
Takie sytuacje, jak rozmawiam z ludźmi, działają, czy mogą działać na dwa sposoby. Albo powodują jakieś takie przerażenie, strach i teraz co to będzie, albo dają takiego ogromnego kopa motywacyjnego, który powoduje, że mogę wszystko, trochę w domyśle, bo muszę wszystko, ale to jest wciąż takie pozytywne zjawisko.
To było tak, że jakby kurczę, zaraz będzie mały człowiek, trzeba się ogarnąć, trzeba się ogarnąć bardzo i ja stwierdziłam, no to co, najlepiej w życiu idzie mi z fotografią, nurkować nie mogę, bo ja też jestem instruktorką nurkowania, stwierdziłam, no to nurkować przez jakiś czas nie mogę, to idziemy w tę fotografię.
I się też w ogóle tak magicznie wszystko złożyło, że my tak wróciliśmy, trochę tacy, co to będzie, jak to będzie, natomiast uznaliśmy oboje, jesteśmy jakby sprawnie ogarnięci, więc jakby akurat co jak co, ale pieniądze i pracę można znaleźć wszędzie i zawsze, i tak zakasaliśmy rękawy i się okazało, że się tak wszystko pięknie to połączyło, że myślę, że gdyby nie to, byłabym dużo dalej w tej swojej drodze fotograficznej. W sensie ta ciąża i potem to, że jest młoda, bardzo mnie motywowało po prostu, żeby pracować trochę ciężej, niż być może pracowałabym gdyby nie to.
W sensie dużo dalej, czyli nie do przodu, ale dalej do tyłu.
Tak, w sensie o wiele mniej bym zrobiła w życiu, w sensie tak zawodowo itd. Myślę, że nie miałabym takiej motywacji.
Dzisiaj, Marta, Ty właściwie jesteś już rozpoznawalną fotografką. Masz tzw. nazwisko.
Tak mi mówią.
Ja tak czuję, ja tak widzę, ja to wiem. Co więcej mogę Ci powiedzieć. Robisz zdjęcia znanym ludziom, znanym twarzom, a to chyba nie jest takie proste. Tak sobie wyobrażam, dla mnie świat znanych osób, już czy powiemy celebrytów, czy znanych nazwisk, mam takie poczucie, że to jest dosyć hermetyczny świat i wejść do niego nie jest łatwo, a jak Ty wszystko, do czego doszłaś, wychodziłaś swoimi nogami i wyklikałaś swoimi rękoma, to wyobrażam sobie, że w szczególności ta pierwsza sesja ze znaną osobą nie była czymś oczywistym.
No nie, dla mnie chyba to wejście w cały ten świat, jakkolwiek szumnie to by nie brzmiało, ja nigdy w niego nie chciałam wchodzić, wiesz? Ja w swoich najśmielszych snach nie myślałam, że będę pracowała z Nataszą Urbańską, z Cezarym Pazurą.
To nie zrobiłaś sobie jej listy, że za pięć lat ja będę robić sesję?
Nie, wpisałam sobie Deppa, wiesz? John’ego Deppa. Ale jakoś tak się nie może dodzwonić. Ja nie wiem, o co chodzi. Ale to było w ogóle… Wiesz, że takie piszesz sobie jakieś takie swoje marzenia i to było tak absurdalne… Drugim punktem jest okładka Vogue’a.
Naprawdę napisałaś Johnego Deppa?
Taaak! Trzecia pozycja to była Angelina Jolie.
No to trzymam kciuki.
Dziękuję, przydadzą się. Aczkolwiek ja się tak trochę chyba nie spinam, wiesz, i oni tak są coraz starsi. Zaraz może okazać się, że mnie się nie będzie chciało po prostu już na sesje zdjęciowe chodzić. Ale wiesz, to było jakby… Ja sobie to napisałam, ale tak w formie żartu. A minęło, no dobra, minęło trochę lat od tamtego czasu i ja mam takie: to nie jest już taki żart. W sensie, no jakby dobra, nadal gdzie ja, gdzie Hollywood, ale tak samo sobie myślałam, gdzie ja, gdzie polskie gwiazdy. I to, co dzisiaj jest jakąś taką moją, powiedzmy, codziennością, to nawet dwa, trzy lata temu to było dla mnie w ogóle, no absolutnie, gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że ja z takimi nazwiskami będę współpracowała, to bym… No serio?
Ale to tak brzmi, jakby to był zupełny przypadek.
Znaczy nie, no to nie był przypadek. Nie, ja tutaj nie będę zakrzywiała rzeczywistości, bo sobie ciężko na to zapracowałam i jestem z ciebie bardzo dumna w związku z tym. Natomiast to opowiem to, jak jesteśmy przy początkach. Pierwszą taką gwiazdą, którą ja sfotografowałam, był Stefano Terrazzino. I najlepsze jest to, że do Stefa napisałam… w komentarzu, pod zdjęciem, na Instagramie, więc jakby możesz sobie wyobrazić, jak nieprofesjonalne z mojej strony to było.
Ja w ogóle, ja do dzisiaj pamiętam, jak ja byłam przerażona, chyba wtedy, nie wiem, jakąś lampkę wina wypiłam, czy coś, wiesz, dla odwagi i napisałam: jejku, bo ja pana tak podziwiam i bym chciała pana na sesję zdjęciową. A że trafiłam akurat na Stefano, to napisał: o fajnie, no to dawaj. Ja miałam takie… Czy właśnie mi odpisał Stefano Terazzino? W ogóle jak to? I ja napisałam: dobrze, to napiszę w wiadomości prywatnej. No i tam chwilę, to był akurat czas właśnie wtedy chyba, jak ja byłam mniej więcej na rejsie. Czyli z sześć lat temu, więc ja musiałam tam akurat ten moment, w którym byłam w Polsce wykorzystać. Ale udało nam się spotkać.
Ja byłam tak zestresowana, ale to tak zestresowana, bo przecież… gwiazda. A się okazało, że Stef jest cudownym, zwykłym, normalnym, wspaniałym, przeutalentowanym, przeskromnym i przefantastycznym człowiekiem. I sobie pomyślałam: to może to jednak są normalni ludzie?
I jakoś to potem tak naturalnie wyszło, że ja znowu do kogoś napisałam, ktoś napisał do mnie, bo te zdjęcia ktoś zobaczył. I tak schodek po schodku, osoba po osobie, to tak cały czas szło do przodu. I ja nigdy o to nie zabiegałam, bo dla mnie czy ktoś jest gwiazdą, czy ktoś jest nie gwiazdą, to albo jest wspaniałym człowiekiem, albo nim nie jest. I ja mam to szczęście, że trafiam naprawdę na tych wyjątkowych. I ja też bardzo nie lubię tego, gdzie ludzie się rozpychają łokciami i szukają kontaktów. Bo ja się trochę tak śmieję, to tak pół żartem, pół serio, ale w sumie bardziej serio, że jakbym chciała, to tak naprawdę nie ma chyba w Polsce osoby, do której bym nie miała dojścia, czy poprzez innego fotografa, czy poprzez stylistę, wizażystę, fryzjera itd.,
Chyba nie ma takiej osoby po prostu. Bo w pewnym momencie ten światek, przez to, że jest tak hermetyczny, to wszyscy się znają. Natomiast ja nigdy nie powiedziałam: ej, ty malujesz tę i tamtą, weź mi załatw sesję. I ja wiem, że ludzie niektórzy tak robią i okej, każdy ma swoją drogę itd., natomiast ja sobie kiedyś postanowiłam, że ja chcę pracować z ludźmi, którzy mnie znajdą poprzez mój talent i poprzez to, że po prostu uważają, że moje zdjęcia są dobre, bądź przez to, że po prostu do kogoś napiszę i wtedy ktoś zobaczy na to portfolio i będzie mówić: okej, fajne zdjęcia robisz, dawaj, zrobimy to.
I to jakoś tak, wiesz, tutaj jedna osoba, tutaj druga, ja potem stworzyłam swój projekt Kobieta Prawdziwa, to mi otworzyło bardzo wiele drzwi, natomiast ja do tych drzwi zapukałam, czasem kilkukrotnie, bo cały projekt był projektem charytatywnym, ja nikomu nie zapłaciłam, nikt oczywiście nie zapłacił mnie i ideą tego projektu, bo część tutaj osób może oczywiście nie wiedzieć, było to, że ja zaprosiłam kobiety sukcesu w moim mniemaniu do sesji i te zdjęcia nie były poddane żadnemu retuszowi, żadnemu. Te zdjęcia wszystkie były czarno-białe, na czarnym tle, był oczywiście makijaż, natomiast nic tam nie zostało wyretuszowane.
I jakoś to potem tak naturalnie wyszło, że ja znowu do kogoś napisałam, ktoś napisał do mnie, bo te zdjęcia ktoś zobaczył. I tak schodek po schodku, osoba po osobie, to tak cały czas szło do przodu. I ja nigdy o to nie zabiegałam, bo dla mnie czy ktoś jest gwiazdą, czy ktoś jest nie gwiazdą, to albo jest wspaniałym człowiekiem, albo nim nie jest. I ja mam to szczęście, że trafiam naprawdę na tych wyjątkowych. I ja też bardzo nie lubię tego, gdzie ludzie się rozpychają łokciami i szukają kontaktów.
Znane osoby?
Tak, znane osoby, bo chciałam gdzieś tam po prostu pokazać, że my nie potrzebujemy filtrów, nie potrzebujemy retuszu, i zresztą ja wrócę do tego projektu, bo był fenomenalny, natomiast przez to, że miałam jakiś cel pod tytułem właśnie ten projekt, łatwiej mi było napisać do tych osób, do których normalnie bym się nie odważyła napisać. I choćby w ten sposób np. poznałam panią Katarzynę Bondę, z którą jakby gdzieś tam też cały czas mamy kontakt, ostatnio właśnie w najnowszych książkach są też moje zdjęcia. Albo miałam billboard w ogóle największy, jaki miałam do tej pory, w samym centrum miasta.
I ja sobie tak myślę, kurczę, to tylko dlatego, że te lat temu trzy napisałam i poprosiłam o udział w tym projekcie. I potem jest trochę tak, że jakby tu jedna osoba, tu druga, tu trzecia i ta kula śniegowa jest coraz większa.
Słucham Cię i tak słyszę, że to jest taki miks zaufania do losu, do świata, do kosmosu, czy czegokolwiek, jak ktoś definiuje jakąś taką trochę większą siłę niż my sami. I tej sprawczości, takiej ciężkiej pracy wykonywania konkretnych działań. I jedno z drugim, jak się połączy, to właśnie wychodzi tam magia.
To się dzieje.
To się dzieje, tak, to wychodzi ten rezultat. Ja chciałam Cię jeszcze zapytać o wiele rzeczy, ale o tę naturalność właśnie, bo to nie jest oczywiste, że wybierając taki zawód, zakładasz sobie, że Twoje zdjęcia mają mieć jak najmniej ingerencji i z takiej perspektywy przygotowania modela, modelki i z perspektywy później obróbki tego zdjęcia. Dlaczego przyjęłaś taką drogę? Bo przecież jednak coś tam retuszując, ja jestem trochę umalowana, niedużo, Ty chyba nie jesteś. Zdarzyło mi się tak ze dwa razy przyjść do pracy bez makijażu, bo zapomniałam, spojrzałam w lustro, pomyślałam, kurczę, chyba da się z tym żyć.
Ja się w ogóle nie maluję.
No właśnie.
W ogóle. Tylko na takie duże wyjścia, więc dlatego dzisiaj planowałam, bo to, wiesz, duże wyjście. Jak ja zaczynałam, to te makijaże były fest mocne i ten retusz też był mocny. Natomiast to jest chyba trochę tak, że kiedy się zaczyna, to jest dosyć naturalne. W sensie, jakby każdy się tak, wiesz, zachłystuje, powiedzmy, tą możliwością właśnie wyretuszowania, że chce tak lepiej, bardziej, mocniej. Ja nie wiem, w którym momencie to dokładnie się zmieniło i jakby nie jestem w stanie go pokazać palcem. Natomiast przez to, że moja mama się nigdy nie malowała, ja się nigdy nie malowałam, bo miałam mówione od małego, że jestem piękna bez makijażu po prostu. Jakby okej, fajnie się raz na jakiś czas pomalować, ale absolutnie nie musisz.
Ja sobie tak pomyślałam potem, taki moment, w którym to tak gdzieś, powiedzmy, mocniej brałam pod uwagę, to był moment, w którym królował na Instagramie u wszystkich fotografów taki bardzo mocny retusz. większe oczy, usta, mniejsze noski, szyjki i w ogóle fest. I ja stwierdziłam, kurczę, dobra, pamiętam, kiedy to było, bo to miało taki największy wydźwięk, w sensie osoby z naszej branży będą wiedziały, kiedy i o kogo mi chodzi. Natomiast było tak, że te przeróbki były przede wszystkim na małych dziewczynkach, takich kilkuletnich, kilkunastoletnich.
Ja sobie pomyślałam potem o tej dziewczynce, dwunastoletniej dajmy na to, wtedy nie byłam mamą, jakby bardzo dużo mi jeszcze brakowało do tego, ale sobie pomyślałam, kurczę, i ona dostaje te zdjęcia, patrzy na to zdjęcie, to w żaden sposób to nie jest ona. I ona patrzy i ona od małego się uczy: jestem niewystarczająca. Ja sobie pomyślałam, jakie to jest straszne. I ja nie chcę przykładać do tego ręki. I w te, nie wiem, ile to mogło być, sześć, osiem może nawet lat temu, to było, wiesz, teraz wszyscy robią naturalne zdjęcia, bo to jest modne. Więc jakby teraz to ja mam takie… Robiłam to zanim było, o tym pomyśleliście.
Fajnie, bo teraz jestem w trendzie i mam nadzieję, że on się utrzyma jak najdłużej. Natomiast kilka lat temu to było tak, że ja szłam pod prąd i to nawet nie jest to, że ja zostałam obok, ja szłam pod prąd i stwierdziłam, trudno, ja mogę nie zarabiać na tym pieniędzy, ja mogę się na tym nie dorobić, ja mogę nigdy nie zostać profesjonalną fotografką, bo to nigdy nie było moją wielką aspiracją, ale ja chcę kłaść się spać z myślą, że robię dobrze i ja chcę, żeby potem ci ludzie za lat pięć, dziesięć, dwa, dwadzieścia, pięćdziesiąt spojrzeli na te zdjęcia i pomyśleli sobie, kurczę, to jestem ja. Okej, mam tu makijaż. Okej, jakby no nie wiem, jeśli ktoś przychodzi do mnie na przykład z trądzikiem, wiadomo, że ja to wyretuszuję. No bo to też nie o to chodzi, tak? Te zdjęcia mają pokazywać nas tak, jakbyśmy się chcieli widzieć.
Nie wiem, czy komuś coś wyskoczyło, właśnie jakaś krostka, to okej, no jakby nie popadajmy ze skrajności w skrajność, tak, albo nie wiem, światło się źle ułożyło, no to ja jestem w stanie, nie wiem, załóżmy tam te worki pod oczami delikatnie przyretuszować, bo to też wiadomo, nie ze skrajności w skrajność. Natomiast w większości wypadków, jeśli ktoś jest świadomym fotografem, potrafi tak dobrać światło, ułożenie, pozy itd., że ten retusz nie jest konieczny. Jeśli ktoś na sesji mówi, o weź tak, zabierzesz mi te trzy podbródki? Ja sobie myślę, tak, tak, oczywiście. Po czym pokazuję mu te zdjęcia bez zabierania tych trzech podbródków i ktoś mówi: Boże, jestem piękna. Ja sobie myślę, no tak. I zobacz, i nie jesteś wyretuszowana. Faktycznie.
Właśnie, bo mówisz o Twojej świadomości, o świadomości branży, która się zmienia, a czy świadomość klientów też się zmienia?
Do mnie trafiają osoby, które są tego świadome. I do mnie trafiają osoby, w sensie to już jest na tyle mocna pozycja na rynku, na tyle są świadomi moi odbiorcy, no też nie oszukujmy się, ja nie należę do najtańszych fotografów, więc osoby, które do mnie przychodzą, wiedzą, czego należy się spodziewać. I nie pamiętam, kiedy miałam sytuację, że ktoś chciałby nagle jakoś mocno wyretuszowane zdjęcie.
Wiadomo, że czasami, nie wiem, ostatnio nawet miałam sytuację, gdzie jedna z osób portretowanych przeze mnie poprosiła, żeby delikatnie ramię wychudzić. Natomiast sytuacja była taka, że to ramię, na co ja nie zwróciłam uwagi, był to absolutnie mój błąd, było mocno przyklejone do ciała, więc wiadomo, że one się wydawały dwa razy większe. Przy czym ja w tym momencie też uznaję, ok, ja mogę to zrobić, bo to ramię w rzeczywistości takie nie jest. Po prostu jest to zła poza, a nie bardzo mieliśmy możliwość, żeby to poprawić. Potem zmieniliśmy stylizację i już nie było z tym problemu. Natomiast generalnie ludzie, którzy do mnie przychodzą, są tego świadomi.
I co więcej, są też osoby, które chcą mocny retusz, które chcą się odchudzić, które chcą wyglądać inaczej i one trafią do fotografów, którzy to robią. Ja jestem z tym absolutnie okej. Bo kurczę, jest tak wielu fotografów, tak wiele dróg, każdy jest w stanie trafić do tego, co potrzebuje. Ja bym się z tym nie czuła w porządku.
Mówisz strasznie mądre rzeczy, ale patrzę tutaj sobie na to, który jesteś rocznik, już może nie będę tak…
Ja nie mam z tym problemu. 95.
Ja trochę mam, tak Ci powiem, ja trochę mam. Pół żartem, pół serio mówię. Ja Ci zazdroszczę, tak pozytywnie, takiej dojrzałości życiowej. I też opowiadałam chwilkę przed naszą rozmową, że wczoraj byłam na takim spotkaniu, gdzie młode dziewczyny opowiadały o swoich dotychczasowych osiągnięciach, dotychczasowych mając 18-20 lat. I to jest niesamowite.
I ja sobie zadaję pytanie, bo niektórzy ludzie rodzą się takimi starymi duszami, mają też takie wielkie szczęście dorastać w rodzinach, w których pewne rzeczy są oczywiste, a są też ludzie, którzy do tego, no w cudzysłowie, muszą dojść, czy dochodzą samodzielnie. Ja bym chciała, traktuję to jako taką misję swoją też poprzez ten podcast, żeby podpowiadać, w jaki sposób można się rozwijać, właśnie powiększać, poszerzać swoją samoświadomość.
I tu Ciebie chciałam zapytać właśnie, jak Ty to robisz, że dochodzisz do takich mądrych rzeczy właśnie, mając tyle lat, ile masz. Mnie to zabrało dużo, dużo więcej.
Na to się złożyło dużo rzeczy. Raz, że ja chyba jestem trochę taką starą duszą i ja jestem takim rozkminiaczem. I to nie jest może tak, że bardzo dużo rzeczy analizuję, ale lubię. Jakby na dzień dzisiejszy też gdzieś tam lat temu kilka dość mocno poszłam w tematy, ja nie lubię tego określenia, bo ono jest strasznie takie zszargane, na temat rozwoju osobistego, i gdzieś tam też, i ten rejs też mi dużo dał, wiesz, jednak zamknięcie przez na przykład, nie wiem, te dwa miesiące, w sensie, wiadomo, schodziliśmy na brzeg, ale pamiętam, że mieliśmy jakieś takie wachty po cztery godziny, ja po prostu patrzyłam sobie w ocean i wiesz, musisz się skonfrontować sama ze sobą, nie ma, to się nie da inaczej, bo po dwóch, trzech tygodniach z tymi samymi ludźmi na tym samym pokładzie kończą Ci się trochę tematy tak naprawdę.
To jest jedna rzecz. Natomiast tutaj absolutnie muszę – bo pewnie moja mama będzie i tak tego słuchała, więc niech ma – ja absolutnie miałam ogromne szczęście do tego, w jakim domu i w jakiej rodzinie się urodziłam itd. Moi rodzice są bardzo świadomymi osobami. Wiadomo, jak każdy, tak samo moja córka będzie mi w stanie bardzo dużo zarzucić. Natomiast moi rodzice zawsze od małego traktowali mnie bardzo dorosło, dojrzale. Pozwalali mi myśleć, starali się na tyle, na ile rodzic może oczywiście nie narzucać mi swoich jakichś wizji, przekonań.
I też to, że my bardzo dużo podróżowaliśmy. To tak jak mówiłam na początku, w tamtych czasach to było trochę dziwne. I moi rodzice pokazali mi też inne kultury. Teraz wyjazd do Egiptu to jest jakby, kurczę, każdy jeździ do Egiptu. I dla mnie tamtej to było całkowicie naturalne, bo ja jako dziecko zobaczyłam, że są osoby, które są w bikini, są osoby, które są zakryte od góry do dołu, a moi rodzice uczyli mnie szacunku do każdej z tych osób. Opowiadali mi, kultura jest taka, ludzie są tacy, ludzie są siacy itd. Są dobrzy ludzie wszędzie, tak samo jak są źli ludzie wszędzie i jakby to, jaki ma kolor skóry, w jakim miejscu mieszka, kim jest, co osiągnął życiowo, zawodowo itd. nie ma żadnego znaczenia. Żadnego. Albo jest fajnym człowiekiem, albo nie. Ja to wyniosłam od nich.
I powiem Ci, że też dobry fotograf portretowy musi być trochę psychologiem. W sensie nie chciałabym tutaj żadnego psychologa obrazić tym spłaszczeniem. Natomiast jeśli chcesz zrobić dobry portret, przynajmniej ja tak uważam, musisz być dobrym obserwatorem. Ja poznałam tysiące ludzi. To są tysiące. I to nie jest tak, że okej, dobra, siadaj, okej, prawa, lewa, dziękuję, do widzenia.
Wiadomo, no nie z każdym miałam jakby możliwość zagłębienia się w historię życiową, chociaż trochę tak jest. Niekoniecznie dając od siebie to samo, bo jakby na sesji zawsze to ta druga osoba jest tą osobą, której ja słucham. I ja też wyciągam swoje własne wnioski, bo np. kiedy widzisz modelkę, która jest perfekcyjna, idealnie szczuplutka, piękna, wszystko tam się zgadza, i nagle się okazuje, że ona ma swoje kompleksy. I Ty kładziesz się wieczorem i tak sobie myślisz, kurczę, jeśli ona tak idealna ma kompleksy i też czegoś tam w sobie nie lubi, to jakby nie ma osoby, której tego nie ma. I nagle zaczynasz sobie myśleć, kurczę, to może moje własne nie są wcale takie złe. Zaczynasz akceptować różne rzeczy.
I w tym wypadku też jakby cała ta taka samoświadomość, rozwój osobisty, jakkolwiek, wiesz, ja jestem daleka od biegania nago po łące i śpiewania mantr, chociaż nie mam nic przeciwko, żebyśmy nie mieli wątpliwości, natomiast u mnie to raczej są książki i rozkminianie. I każdy też ma swoją własną drogę, ale wydaje mi się, że jeśli słuchasz ludzi, obserwujesz ludzi i potrafisz troszeczkę swojego ego zagłuszyć i pozwolić sobie na tę resztę, to wtedy dochodzisz do mądrych wniosków. Jak słuchasz mądrzejszych od siebie, bo ja też się staram słuchać innych albo czytać innych ludzi i brać to sobie do serduszka.
I w tym wypadku też jakby cała ta taka samoświadomość, rozwój osobisty, jakkolwiek, wiesz, ja jestem daleka od biegania nago po łące i śpiewania mantr, chociaż nie mam nic przeciwko, żebyśmy nie mieli wątpliwości, natomiast u mnie to raczej są książki i rozkminianie. I każdy też ma swoją własną drogę, ale wydaje mi się, że jeśli słuchasz ludzi, obserwujesz ludzi i potrafisz troszeczkę swojego ego zagłuszyć i pozwolić sobie na tę resztę, to wtedy dochodzisz do mądrych wniosków. Jak słuchasz mądrzejszych od siebie, bo ja też się staram słuchać innych albo czytać innych ludzi i brać to sobie do serduszka.
I piękne jest to, że też tym się dzielisz i mnie zadziwia, tak znowu dodam pozytywnie, chociaż może to nie jest niezbędne, że Twoja otwartość i też Twoja otwartość w Twojej branży, bo robisz dla swoich konkurentek, można tak powiedzieć.
Można tak powiedzieć. Sprostuję teraz czy zaraz?
Zapraszam.
Bo tak teraz mi się przypomniało, jeszcze była jedna taka rzecz, która też mocno wywróciła, jeszcze wracając do poprzedniego pytania. Mając lat 19 potrąciła mnie taksówka na przejściu do pieszych, mnie i mojego partnera. I ja pamiętam, jak jechałam, generalnie nic tam się poważnego nie stało, w sensie ja do dzisiaj mam problemy z kręgosłupem, z miednicą przez ten wypadek, ale tak sobie pomyślałam, kurczę, gdyby ten kierowca jechał 10 km na godzinę więcej, to bardzo możliwe, że byłabym właśnie mokrą plamą na asfalcie. I ja sobie tak pomyślałam, jadąc karetką, w ogóle mając totalną głupawkę, bo wtedy adrenalina, wszystko itd., sobie siedziałam, pamiętam jak dziś tam z tymi ratownikami. Ja tak sobie potem pomyślałam, kurczę, ja naprawdę narzekam, odkładam te wszystkie rzeczy i tak, wiesz, myślę sobie, a może za 10 lat zrobię to i tamto. A co, jak nie dostaniesz 10 lat? Bo moje życie mogło się skończyć właśnie wtedy.
I powiem ci, że to był chyba ten taki początek takiej dorosłości w myśleniu, że ten czas, który mamy, nie jest Ci dany tak na 100%. I to całkowicie zmienia postać rzeczy. Więc tak, to jeszcze właśnie chciałam dodać odnośnie do poprzedniego pytania, że jak sobie zdajesz sprawę z tego, że nie wiesz, ile tego czasu Ci zostało, to całkowicie przestajesz się przejmować głupotami. I ta szklanka naprawdę jest do połowy pełna.
A zmieniając temat, ja uważam, że w fotografii nie ma konkurencji. ponieważ każdy z nas jest tak indywidualny, tak inaczej patrzy na świat, ma inny charakter, że to nie ma konkurencji. Wiadomo, mogą być osoby, które robią podobne zdjęcia, bo w pewnym momencie dochodzi się do takiego momentu, w którym technicznie nie jesteś w stanie tak naprawdę nic więcej już zrobić i się nie da po prostu. Ale wtedy wchodzisz Ty. Cała na biało. I to, jakim Ty jesteś człowiekiem. I będą osoby, które będą chciały posłuchać mojego hihihi i one będą się ze mną super czuły. I będą takie osoby, które będą potrzebowały kogoś, kto będzie bardzo spokojny. Będą osoby, które będą potrzebowały kogoś, kto ich styra. Są takie osoby. I jakby każda z tych osób jest w stanie odkroić sobie ten kawałek tortu, bo ten tort jest tak gigantyczny, jak nie był nigdy wcześniej, bo wszyscy teraz potrzebują zdjęć.
Więc ja uważam, że kurczę, jak mamy wielki tort, to się nim dzielmy. A naprawdę o wiele fajniej jest jeść ten tort, mogąc się nim podzielić, niż mówić nie. Żeby nie użyć innych niestety naturalnych słów.
Marta, na mojej liście jest cała masa pytań, których nie zadałam, które chciałabym zadać, ale nie zadam ich dziś, a przynajmniej nie przed kamerą. Ja bym chciała zadać Ci jeszcze jedno pytanie, bo w naszej rozmowie padło bardzo dużo myśli, które ja sobie zapamiętuję i sobie zabieram, ale też wiem, że trudno jest zadbać o to, żeby tak wiele myśli właśnie gdzieś tam zapadło w nas.
Gdybyś miała taką możliwość, żeby wybrać z tego wszystkiego, co padło, a może coś nowego dołożysz, jedną myśl, która miałaby zapaść w głowach, w sercach naszych widzów i słuchaczy, to co by to było?
To pewnie będzie wyświechtane, ale myślę, że najważniejsze, żeby się nie bać i działać. Albo, jak to mówi moja znajoma, bać się i działać mimo tego. Bo w momencie, w którym ma się marzenia, ma się cele, ma się jakiś taki punkcik gdzieś na samym końcu, to trzeba po prostu iść. I to jest trochę to, o czym mówiliśmy na samym początku. Kroczek za kroczkiem, mały kroczek, pięć kroków w tył, kolejny krok. I po prostu nie przejmować się, znaczy, jeśli ktoś się umie nie przejmować, ja na przykład nie umiem, natomiast mimo tego wszystkiego iść, działać, próbować. Działać, działać, działać, działać. Inaczej się nie da.
Bardzo się podpisuję, bardzo dziękuję za naszą rozmowę. Kibicuję Twoim działaniom i tej energii, którą Ty kreujesz i która też przypływa gdzieś tutaj, zewsząd do Ciebie i do wszystkich, którzy są wokół Ciebie.
I wzajemnie, Kochana, i bardzo dziękuję za wspaniałą rozmowę.
Dzięki.
Dzięki.