NM 41: Dlaczego warto pielęgnować wiedzę pokoleniową? Rozmowa z Biebrzańską Wiedźmą

  • 00:58:43
  • 11 maja, 2021
  • 80,5 MB

Wiedźma – kim jest tak naprawdę osoba tytułująca się w ten sposób? Według słownikowej definicji wiedźma jest to osoba, która “wie”. Tylko co tak naprawdę “wie” wiedźma? Jaką mądrość może nam przekazać? 

Moim dzisiejszym gościem jest Agnieszka Zach, czyli Biebrzańska Wiedźma – podlasianka, przewodniczka, zielarka, artystka, nurek, paralotniarka oraz mama czwórki dzieci. Osoba o niezwykłym podejściu do życia, która nawet po Warszawskich chodnikach nie wyobraża sobie chodzić w butach.

Zapraszam do wysłuchania tej niesamowitej rozmowy!

W odcinku “Dlaczego warto pielęgnować wiedzę pokoleniową” z Biebrzańską Wiedźmą usłyszycie o tym:

  • dlaczego chodzi boso; 
  • kim jest wiedźma i czym się zajmuje;
  • jaka jest rola dziadków w życiu dzieci;
  • jaki wpływ na nasze życie mają nasi przodkowie;
  • czego możemy się nauczyć z doświadczeń przeszłości;
  • jakie ma podejście do wychowania dzieci;
  • w jaki sposób pielęgnować swoje emocje i być z nimi w kontakcie;
  • dlaczego kontakt z naturą jest podstawą zdrowia psychicznego;
  • jakie marzenia napędzają Wiedźmę.

 

Każda z przeprowadzonych w tym podcaście rozmów jest inna. Wyjątkowa. Otwiera kolejne drzwi w moim wewnętrznym świecie i pokazuje mi, jak wiele rzeczy wydarzyło się w moim życiu, a jednocześnie gdzieś mi umknęły w pędzie kolejnych dni.

Rozmowa z Agnieszką przypomniała mi, jak ważna w moim życiu była babcia. Dzięki jej opiece i czasowi, który mi poświęciła, pomogła ukształtować osobę, którą jestem teraz. Na myśl o tym otacza mnie ogromny uścisk wdzięczności! 

A co w Twoim życiu zmienili przodkowie? Jaki wpływ mieli na to, kim jesteś teraz? Zastanów się nad tym i jeżeli tylko masz chęć im za coś podziękować, to zrób to w tej chwili. 

Do usłyszenia w kolejnym odcinku!

Biebrzańska wiedźma

Książka wspomniana w odcinku:

Więcej o Joannie znajdziesz tutaj:

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

Cześć, Agnieszko!

Witam serdecznie!

Dzięki serdeczne za przyjęcie zaproszenia. Czuję się dobrze, miło, bo traktuję to jako takie wyróżnienie, że mam możliwość rozmowy z wiedźmą, z biebrzańską wiedźmą. Za chwilę będę Cię pytać, co to tak naprawdę oznacza. Chciałam powiedzieć, że miałam taki plan, żeby zacząć naszą rozmowę od takiego komentarza, że: „O, Agnieszko! Masz na sobie buty! Co się stało, że masz na sobie buty?”.

Nie mam. Przepraszam, zepsułam Ci pierwsze pytanie.

Jakoś z tego wybrniemy, myślę.

Przejdźmy do drugiego.

Chciałabym pogłębić ten temat, bo wyczytałam, że Ty właśnie od wiosny chodzisz na bosaka. Ale tak sobie założyłam, że jednak do Warszawy założysz te buty, przyjedziesz w butach.

Wiesz, albo coś robimy naprawdę, albo sobie robimy jaja. Ja generalnie to, co robię, to wszystko robię naprawdę i to wygląda w ten sposób, jak wygląda. Więc nieważne, czy to jest Warszawa, Paryż, opera czy inne wydarzenie, ja po prostu jestem boso, bo tak chodzę.

A dlaczego tak chodzisz?

Zaczęło się po prostu od wygody. A później ludzie zaczęli dorabiać teorie i stwierdziłam, że dobra, niech Wam będzie. Dorabiajcie sobie teorie, jakie chcecie. Pracuję na bagnach, często wchodzę w błoto, w wodę i jeśli noszę gumowce, to moje stopy reagują histerycznie bez względu na to, jak dobre skarpety bym nie założyła. Więc po prostu stwierdziłam, że nie będę zakładać gumowców i zdejmować, bo noszenie ich cały dzień, na przykład w lipcu, to jest tragedia. Ja mam wtedy na przykład trzy, cztery grupy i wchodzę w to błoto do kolana, tu mi się naleje – po co? Więc po prostu zrezygnowałam z butów w trakcie pracy.

Ale, jak zaczęłam je raz nosić, a raz nie, to moje nerki powiedziały: „Sorry, laska, my tego nie ogarniemy” i zaczęły świrować. Więc po prostu jak zdjęłam buty, tak zostało i przez cały sezon czuję się super, nie mam czasu chorować. Także powiem Ci, że jak już zdjęłam buty, to zdjęłam. I zauważyłam, że jak buty noszę od zimy do zimy, to się czuję najlepiej. Także moje stópki Warszawę odwiedzają, znają bruk, nawet spowodowałam w ten sposób chyba ze dwie stłuczki na Warszawie. Ktoś popatrzył, że jakaś laska idzie boso, ale jak to? W tym jeden radiowóz.

Ja pamiętam, jak kiedyś chodziłam do pracy w butach na wysokich obcasach.

Też to miałam, mam to za sobą. Zdarzało mi się zakładać obcasy i bardzo dobrze sobie w nich radzę. Ale ja się śmieję, że buty zakładam do nurkowania, na jazdę konną i jeszcze w jednym przypadku i absolutnie się w nich wtedy nie chodzi.

Ok, dobrze. No właśnie, po tym całym dniu chodzenia w butach na wysokich obcasach też czasami wracałam samochodem do domu na bosaka i to było takie przyjemne.

I nagle drobna rzecz, a cieszy. Szczęście – zdjęłam buty. To po cholerę się męczyć, kobieto?

Dokładnie.

Przepraszam za kolokwializmy.

Już się nie męczę właśnie z tego powodu, więc dzisiaj trampki i tak zazwyczaj to wygląda.

Nerki, to ciekawe.

Centrum dowodzenia naszego organizmu. A ja, jako niskociśnieniowiec, muszę dbać o nie szczególnie.

A to jeszcze bardziej ciekawe, bo ja też jestem niskociśnieniowcem. Ostatnio nawet zrobiłam zdjęcie aparatu do mierzenia ciśnienia: 87/35. To był mój rekord.

No, to nieźle. Ja zmierzone to miałam 48 dolne, a góra chyba, nie wiem, coś koło 80.

Dlaczego te nerki tak zahaczyłam? Dlatego że, z tego co powiedziałaś, zrozumiałam że po prostu Twój organizm się przestawił. Jak chodziłaś raz w butach, raz na bosaka, to wariował, bo nie wiedział jak ma działać.

Teraz wie, że termika się tak ustawiła i w tej chwili jedyne momenty, kiedy marznę, to są jak mi smutno i źle. Wtedy marznę, a tak, to nie.

Ok, to właśnie pokazuje tę magię, która się dzieje z naszym organizmem, jak mu pozwalamy, żeby sam się dostosowywał i dostrajał do tego, jak żyjemy. I tu chciałabym przejść do tematu wiedźmy. Nazywasz się, nazwano Cię wiedźmą, biebrzańską wiedźmą. Ale co to tak naprawdę znaczy: wiedźma? Tak przed naszą rozmową pytałam o to, jakie ludzie mają pierwsze skojarzenia z tym słowem.

Pierwsze skojarzenia: „O, wcale nie jest stara i brzydka”.

To pierwsze skojarzenia z Tobą, ale jak jeszcze Ciebie nie poznają…

Mówię Ci: „Wcale nie jest stara i brzydka”, czyli wiedźma ma być stara, brzydka i koniecznie z jakimś pypciem włochatym na nosie, tudzież na brodzie. Ale rzeczywiście, ludzie bardzo pejoratywnie odbierają słowo wiedźma. Dopiero po wytłumaczeniu, że wiedźma, to jest wiedząca, czyli ta, która wie zaczynają rozumieć. Od czarów to czarownica, to nie moja branża. Nawet mój serdeczny przyjaciel mówi, że wiedźma to ta, co wie, a ta, co nie wie, to niewiasta. To jest najlepsza definicja.

Tak, to jest urzekająca definicja. Ja nawet pogrzebałam w Google i sprawdziłam etymologię słowa wiedźma i jest dokładnie tak, jak mówisz. Wiedźma, która wie. Znalazłam jeszcze takie sformułowanie, że to jest też ktoś, kto ma nadprzyrodzoną zdolność widzenia, więc wie, nie tylko dzięki…

…zdobytej wiedzy, ale również przychodzi wiedza.

Tak, no właśnie. Czy Ty czujesz to, że masz tę nadprzyrodzoną zdolność?

Nie wiem, czy mam. Ale czasami, jak ktoś mi zada pytanie i na nie odpowiadam, zaczynam czytać motankę czy po prostu rozmawiam z człowiekiem, to siedzę sobie z boku i mówię: „O, to było dobre, zapamiętaj”. Ja, sama do siebie, słuchając siebie. Więc zdarzają się takie rzeczy. Czy ja to mam? Nie wiem, czy mam. Przychodzi, odchodzi, nie mam tej wiedzy w sobie. Nie czytam książek psychologicznych, nie chodziłam na żadne kursy. Ja jestem dzikus, jestem wieśniara, wybaczcie, najlepiej się czuję w krzakach albo gdzieś sama po prostu. A to co przychodzi, to po prostu przychodzi. Nigdy nie wiem co i nigdy nie wiem jak. Ostrzegam tylko, jak ktoś przyjeżdża dla funu, to bywa śmieszno albo straszno. Zależy co w człowieku siedzi, ale rzeczywiście, są takie momenty: „A skąd pani to wie?”.

No właśnie. Ja Cię chciałam zapytać takim językiem korporacyjnym, jaka jest ścieżka kariery stawania się wiedźmą albo ścieżka zawodowa. Bo mówisz, że nie czytałaś…

Łomot, łomot i jeszcze raz łomot.

Ok, od przyrody? Od życia?

Wiedźma rodzi się w momencie, gdy już nie ma nic do stracenia, gdy osiągnie największe dno. I moment, w którym wstaje, jest to moment, w którym już nie uklęknie. I nie straszna jest jej ani strata czegokolwiek, ani zależność od kogokolwiek. To jest po prostu moment, gdy już wiesz, że wszystko jest relatywne, że wszystko, co dookoła nas się dzieje, zależy tylko i wyłącznie od punktu siedzenia. A na świecie nie ma ani jednej rzeczy, która byłaby w stu procentach dobra i w stu procentach zła, bo wszystko jest relatywne. I wtedy zaczynasz słuchać siebie.

Wiedźma rodzi się w momencie, gdy już nie ma nic do stracenia, gdy osiągnie największe dno. I moment, w którym wstaje, jest to moment, w którym już nie uklęknie. I nie straszna jest jej ani strata czegokolwiek, ani zależność od kogokolwiek. To jest po prostu moment, gdy już wiesz, że wszystko jest relatywne, że wszystko, co dookoła nas się dzieje, zależy tylko i wyłącznie od punktu siedzenia. A na świecie nie ma ani jednej rzeczy, która byłaby w stu procentach dobra i w stu procentach zła, bo wszystko jest relatywne. I wtedy zaczynasz słuchać siebie.

Nie robisz niczego dla ludzi na zasadzie: a co sąsiedzi powiedzą, a bo tak nie należy, a bo to Cię wyśmieją. W dupie to mam. Od dawna już ludzie po lesie uciekają przede mną, bo albo wariatka, albo biedna, bo butów nie ma. Buty, proszę Cię! Jest taki kraj na świecie, gdzie symbolem cnoty u mężczyzny jest zakładanie tykwy na członek. Skoro pojedziemy do tego kraju, też będą faceci nosić tę tykwę? No nie! Wszystko zależy od tego, jak to nazwiesz. Dla jednych wiedźma jest brzydka, stara i w ogóle czarami się zajmuje, a dla innych wiedźma jest to osoba, która opiekuje się społecznością, która działa jakby na rzecz jej wsparcia. Leczy, pomaga, tłumaczy, przekazuje pamięć pokoleń. Ta sama osoba, ta sama sytuacja. Jak Cię wywalą z korporacji, to jedni się wieszają, a inni wychodzą za drzwi i mówią: „Yes! Uwolnienie”. Ta sama sytuacja. Wszystko jest relatywne.

Trawię to, co powiedziałaś i to jeszcze w kontekście tego, że powiedziałaś, że nie czytasz książek, nie chodzisz na kursy i mówisz takie głębokie słowa, takie ważne i silne, do których doszłaś sama.

Wiesz co, to taka autopsja, to trzeba było przeżyć.

Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że rozumiem. Potrafię sobie wyobrazić, może tak powinnam powiedzieć. Powiedziałaś też przed chwilą, że wiedźma to jest ktoś, kto tę mądrość pokoleń przenosi dalej, kultywuje, korzysta z niej i uczy korzystania z niej. Ty miałaś w rodzinie, czy wokół siebie właśnie takie przewodniczki?

Tak, moja babcia.

Jakoś tak wyszło, że użyłam słowa w formie żeńskiej.

U nas moc jest po kądzieli. Biebrzańskie kobiety są mocarne, jakąkolwiek spotkasz, ona może być zakrzyczana przez męża, ale ma w sobie pewną godność, której nie utraci nigdy. My tam śmiejemy się, że kobiety nad Biebrzą mają jaja. Znam wiele kobiet bardzo mocnych, mocarnych wręcz. Zresztą też w mojej rodzinie babcia, po prostu wymiataczka. Zawsze szefową we wsi była i Hubala miała czas nakarmić, i z meldunkami dojechać, i nakarmić partyzantów. Wszędzie jej było pełno, przeżyła 103 lata. Dziadek ją odmłodził, więc w papierach nie, oficjalnie miała mniej. Ale tak naprawdę przeżyła 103 lata i to ona mi przyświeca.

Moja mama ma niesamowite dary i bardzo się od niej uczę pewnych rzeczy. Tylko czasami zdarza jej się zagalopować. „Mamo, zatrzymaj się. Co powiedziałaś? No pomyśl, co to było?” „O, rzeczywiście.” „Jak dewotka mamo powiedziałaś, gdzie ty chodzisz, miałaś widzenie?” „Nie tak, córko, nie tak.” „No to o co chodzi?” „No tak, rzeczywiście, rzeczywiście. No ale…” Nie ma ale. Albo tak, jak czujesz, albo tak, jak ludzie powiedzą. A ludzie są ludźmi, zawsze szpilkę wsadzą, żeby tylko zobaczyć efekt, bo się nudzą, bo mają zły dzień. A my skaczemy pomiędzy ich nastrojami, zachciewajkami lub ich lękami. Po co? Ale cenię sobie. Mężczyźni w naszej rodzinie mają taką rolę opiekuńczą, oni zapewniają byt, oni pracują, ale generalnie kobiety są takie niezależne.

To co wzięłaś od babci i od mamy, to są geny, silny charakter, ta niezależność? Czy także wiedzę, może konkretnie powiem, bo zajmujesz się też zielarstwem? Mnie to bardzo intryguje, fascynuje ten świat ziół, także dzięki mojej babci. Strasznie żałuję, że nie nauczyłam się tego od niej. Mama też tego zielarstwa nie przejęła. Orientuje się bardzo dobrze w takich ziołach kuchennych, hoduje je, sieje u siebie, u mnie, ale takiego zielarstwa rozumianego jako ziołolecznictwo bardziej, tego od babci ani mama, ani ja nie przejęłyśmy. Pamiętam to suszenie ziół, czasem w piekarniku, ale generalnie na kuchennej szafce u góry. Pamiętam ukochaną potrawę, którą babcia karmiła wszystkie wnuki. To była kanapka z masłem z ziołami, z tymi pokruszonymi ziołami, które babcia sama czasem wyhodowała, czasem zebrała gdzieś na łące, sama ususzyła.

Po lebiodkę to szła gdzieś przy drodze, albo macierzankę. Co jeszcze z fajnych rzeczy rośnie w krzakach?

Ja nawet nie wiem, co tam było.

No mięta przecież.

Pamiętam ten smak, ale co tam konkretnie babcia kruszyła, to nie mam pojęcia.

Na pewno dbała o wasze żołądki i odporność, to Wam gwarantuję.

Tak. I nie wiem w sumie, czy to było świadomie czy nieświadomie. Czy to była taka wiedza wyniesiona z jej domu?

Taką wiedzę bierze się od przodków, od rodziców, od dziadków. Tak naprawdę nigdy matki nie nauczą córek, choćby nie wiem, jak blisko i mocno były ze sobą związane. Musi być to przestępstwo, przejście pokoleń, musi być babcia, ona inaczej uczy, ona ma cierpliwość. Matki zarabiają, pracują, są w tym ogniu walki, a babcia ma czas. Stary człowiek już wie, co jest ważne, a co nieważne.

Miała czas, tak bym powiedziała, niestety. W sensie, że tak to było, a dzisiaj na pewno są takie babcie, które wciąż mają czas, ale jest ich coraz mniej. Ja tu nie winię w ogóle babć, dla jasności. To my jako społeczeństwo się zmieniliśmy.

Tak, ale generalnie w mieście jest inaczej. W mieście jest galop, jest to odczuwanie dookoła. Nawet jak myślisz, że nie masz żadnego daru, to odczuwasz wszystkich ludzi dookoła i oni w jakiś sposób wpływają na Twoje emocje, na Twoje odczuwanie, na Twój stan. Na wsiach ludzie mają czas. Oni są bardzo zapracowani, ale tak naprawdę wiedzą, co jest ważne. I dlatego te wiejskie babcie potrafią wziąć wnusia czy wnuczkę za rączkę, zaprowadzić na łąkę: „A zobacz to, a zobacz to”. Tak mnie uczyła moja babcia, pokazywała paluchem, swoimi drobnymi łapeczkami – normalnie ja to mam wielkie palce, w porównaniu z babcią – i ona pokazywała: „A to mięta, a to taka, ta jest niedobra, a ta jest dobra, a ta słodka, a tak generalnie, to mięty mężczyźni nie powinni pić”. „A dlaczego nie powinni pić?” „Dorośniesz, zrozumiesz.” No i takie czasami były nauki.

Pamiętam robienie czapek z sitowia, pamiętam, jak mi pokazywała lebiodkę, dawała smakować. Nadziewanie na trawki poziomek, żeby naraz jeść więcej. Poza tym bardzo dbała o wszechstronny rozwój. Na przykład jak już marudziłam, że chcę do domu, to babcia sadzała mnie przy krzaku farbownika barwierskiego, dawała mi cieniutką trawkę i kazała zrywać kwiaty farbownika i nawlekać na trawkę. Wychodziły przepiękne rzeczy, robiłam sobie ozdoby we włosy albo jakieś bransoletki, albo naszyjniki z kilku trawek. I nagle okazywało się, że babcia wkoło zbierała zioła, a ja zatapiałam się w tym świecie tworzenia. Dbała o rozwój manualny. My w tej chwili zmuszamy dzieci do pisania, mają jakieś zabawki, telefony z różnymi grami. A kiedyś po prostu dziadkowie wiedzieli jak rozwijać dziecko przy pomocy pracy. Zanieś kurkom – sensoryka była rozwijana, siła w dźwiganiu, motoryka, bo trzeba było się wyrabiać, żeby nie wdepnąć, żeby się nie poślizgnąć. Byliśmy na zewnątrz i witaminę D nasz organizm pobierał.

A teraz nasze dzieci zamknęły się w domach i przestały czegokolwiek chcieć. To jest tragedia naszego społeczeństwa, bo chcieć to znaczy żyć. Jak już Ci się nie chce, to po prostu weź saperkę, zakop się, nie męcz siebie i nie męcz społeczeństwa. To co robicie Napędzani Marzeniami jest niezwykle ważne. Jeżeli wstajesz rano i stwierdzasz: „O matko, to już ta godzina. Biegiem” i wcale nie jest to praca, tylko chcesz wstać, bo czeka Cię piękny świat – to jest to. Jeśli rano wstajesz: „O, Jezu…”, to po co w ogóle wstajesz? Nie męcz się, nikt Cię do tego nie zmusza. Jeśli nie zgodzisz się na to, to nikt Cię nie zmusi. A jeśli ten kierat Ci pasuje, jeśli pasuje Ci granie w różne gry socjologiczne, w pracy czy wobec innych ludzi – proszę bardzo, baw się. Ja już wiem, że nie muszę.

To jest tragedia naszego społeczeństwa, bo chcieć to znaczy żyć. Jak już Ci się nie chce, to po prostu weź saperkę, zakop się, nie męcz siebie i nie męcz społeczeństwa. To co robicie Napędzani Marzeniami jest niezwykle ważne. Jeżeli wstajesz rano i stwierdzasz: „O matko, to już ta godzina. Biegiem” i wcale nie jest to praca, tylko chcesz wstać, bo czeka Cię piękny świat – to jest to. Jeśli rano wstajesz: „O, Jezu…”, to po co w ogóle wstajesz? Nie męcz się, nikt Cię do tego nie zmusza. Jeśli nie zgodzisz się na to, to nikt Cię nie zmusi. A jeśli ten kierat Ci pasuje, jeśli pasuje Ci granie w różne gry socjologiczne, w pracy czy wobec innych ludzi – proszę bardzo, baw się. Ja już wiem, że nie muszę.

Niezwykle trafnie nazywasz to, co ja przeżyłam, czego doświadczyłam. Jak opowiadałaś o babci, to przypominały mi się przeróżne rzeczy, które z babcią, dzięki babci – w większości dzięki babci, ale tak naprawdę także dzięki dziadkowi – doświadczyłam. Pamiętam jak robiliśmy jedzenie dla sikorek, różne ziarenka zatapianie w smalcu, wieszanie i potem oglądanie tych sikorek. Z dziadkiem mieliśmy taką tradycję, że co roku na wiosnę jeździliśmy na kaczeńce, podziwiać, czy one już są.

Kniećce? Są właśnie, jedziecie ze mną nad Biebrzę? Dzisiaj wracam.

Kusisz, bardzo kusisz.

Najpiękniejsze są teraz, tuż przed długim weekendem jest po prostu wybuch.

Pomyślę, pomyślę. Właściwie mam plan pojechać z synem na taką wyprawę. Umówiliśmy się sam na sam z synem w ten weekend, że idziemy w nieznane. Ja prowadzę samochód, a on mi mówi: „Tu skręć w prawo, tu skręć w lewo, tu jedź prosto”. Mamy konkretny plan. To brzmi może dziwnie, że konkretny plan, podczas gdy tu skręć w prawo, tu skręć w lewo. Ale plan w takim sensie, że po godzinie czy półtorej zatrzymujemy się i patrzymy gdzie jesteśmy. Patrzymy co w pobliżu można zrobić, gdzie jest jakiś las, miasteczko, tam coś robimy i potem wracamy. Taka trochę przygoda w nieznane. Kto wie? Może na Podlasie nas zaprowadzi.

Półtorej godziny? To musicie zdrowo cisnąć.

No, może go namówię, żeby to były dwie, dwie to już się da na takie bliskie Podlasie. A wracając do babci, jeszcze to, czego babcia mnie nauczyła, to jest szydełkowanie. Babcia siedziała godzinami nad szydełkiem.

Motoryka mała. Piękna sprawa.

Tak, i potem ja umiałam szydełkować, szydełkowałam w wieku nastoletnim. Potem na kilkadziesiąt lat to ode mnie odeszło, ale wróciłam do szydełka. Teraz zaczynam tę babcię w sobie dostrzegać, ona coraz mocniej się aktywuje.

Tak, bo Twoje ego jest coraz słabsze, zaczynasz mądrzeć, a może po prostu głupieć, bo nie wiem, jak nazwać stan, w którym przestajemy myśleć, a zaczynamy słuchać. Rzeczywiście, jesteśmy sumą naszych przodków. Niektórzy mówią o karmach, jakichś klątwach rodowych, a to jest po prostu wychowanie. Jesteśmy wychowywani w taki sposób, w jaki wychowywali nas przodkowie. Łamanie wszystkich klątw karmicznych, to jest po prostu mówienie, że nie, nie będę tak reagować. To jest zmienianie tego przeznaczenia rodowego. To, czym jesteśmy, to jest właśnie suma tego, w jaki sposób byli wychowywani nasi przodkowie. Zostaliśmy wychowani w duchu tego, co przyszło zza naszych pleców. Albo będziemy czerpać z siły przodków, przerabiać i rozumieć również ich słabości, albo po prostu będziemy powielać różne stereotypy.

To są wszystko stereotypy wyuczone, bo dziecko rodzi się, jako czysta matryca i dopiero rodzice, a później nauczyciele zapisują tę matrycę. I jeśli ktoś będzie mówił, że ta leżąca padlina jest fuj, to dziecko, widząc padlinę, będzie mówić fuj. Nie podejdzie z ciekawością, nie obejrzy, że tam są różne żuczki, motylki, robaczki, istny McDonald dla różnych stworzeń. Tutaj widać kły wilka, a tu podziobane przez bielika. Historia tego truchła leżącego była taka, że może z wypadku, może wilki zagryzły, a może z choroby. Nagle odcinają się od wiedzy, mówiąc fuj, to jest fuj. Ludzie są fuj, osoba, która wygląda tak jest fuj, biedny jest fuj i nagle tych fuj, bo mi się nie chce, robi się masa.

Ja patrzę na to tak, że ja mam to szczęście w mojej rodzinie być ostatnim pokoleniem, które miało okazję czuć bardzo silne więzi z dziadkami. To dziedzictwo pokoleń, o którym mówisz, bardzo silnie w sobie czuję dzięki temu, że w latach dziecięcych, jak przychodziłam ze szkoły, to ja właściwie szłam do babci. Babcia mnie karmiła, różne rzeczy z babcią, trochę z dziadkiem robiliśmy. Teraz jak patrzę na moje dzieci, też mają dużo szczęścia, bo mają babcię i dziadków blisko, i to blisko tak fizycznie oraz emocjonalnie. Ale jednak ten kontakt jest już inny, bo właśnie babcie, dziadkowie pracowali. Ja wiem, że moja babcia pracowała wcześniej, była krawcową, ale w tym czasie, kiedy ja już chodziłam do szkoły, nie pamiętam, żeby ona była gdzieś w pracy. W przypadku moich dzieci, babcie, dziadkowie byli w pracy, więc kontakt z tego powodu jest inny i to jest chyba ostatni moment, żeby sobie zdać z tego sprawę.

Że są inne priorytety.

Tak i żeby aktywnie podziałać na rzecz tej kontynuacji pokoleń.

Raz, trzeba tę wiedzę przekazywać. Moje dzieci o wojnie opowiadają, jakby ją przeżyły. Nie o to chodzi, żeby pamiętać złe rzeczy, ale też piękne rzeczy, że się wspierało, pomagało, że się ludzi ukrywało, że się ostrzegało. To jest ważne, ale też pamiętaj, że to jak wychowamy nasze dzieci, taka będzie nasza starość. My tak naprawdę szykujemy sobie niebo albo piekło. Niestety prawda jest taka, że trudny czas i ciężkie przeżycia powodują, że człowiek rozumie więcej, widzi więcej, ma więcej empatii i zrozumienia. Jeżeli będziemy dzieciom zabierali kłody spod nóg, staną się próżne i roszczeniowe, to co widzimy dookoła. Jeżeli dziewczyna, czy chłopak siedząc w autobusie nie ustępuje miejsca starszemu, czy ciężarnej, jeszcze mówi: „O, spadaj stara” to o czymś to świadczy, gdzieś to społeczeństwo zmierza. Ja po prostu biorę takiego gówniarza za…

To jest ważne, ale też pamiętaj, że to jak wychowamy nasze dzieci, taka będzie nasza starość. My tak naprawdę szykujemy sobie niebo albo piekło. Niestety prawda jest taka, że trudny czas i ciężkie przeżycia powodują, że człowiek rozumie więcej, widzi więcej, ma więcej empatii i zrozumienia. Jeżeli będziemy dzieciom zabierali kłody spod nóg, staną się próżne i roszczeniowe, to co widzimy dookoła.

Chabety

Tak. „Wynoś się”, mówię: „Bo Cię zaraz jeszcze skopię na odejściu”. Ja się nie boję, nie boję się wychować cudze dziecko. Sorry, tak mam. Albo to zaakceptujecie, albo proszę zgłosić na policję.

W pokoleniu dziadków i rodziców u nas funkcjonowało takie powiedzenie: Co cię nie zabije, to Cię wzmocni.

Trochę tak.

Dzisiaj jest tak, że ludzie myślą, że to jest za silne powiedzenie, nie możemy tak mówić, jest za dużo poprawności politycznej, dużo takiego chuchania.

Wychowanie bezstresowe to jest wielka krzywda, bo tak naprawdę jest to przemoc w białych rękawiczkach. Nie mówię, żeby podnieść rękę na dziecko. Ja swoich dzieci nie biję, moje dzieci wczoraj dokładnie powiedziały, że tak serio, to czasami przydałby im się łomot. Ja mówię, że to jest Wasz wybór, co Wy teraz z tą wiedzą zrobicie. Czyli wiesz już, czasami przydałby Wam się łomot. Ja Wam pozwalałam doświadczać. Nie biegłam na każde potknięcie, na każdy siniak, tylko było: „Pokaż, widzę, że nie ma zagrożenia życia, dobra, śmigaj dalej.” Oczywiście, zdarzało się, że dziecko się przewraca, ja chwytam za taboret, bo już jestem w pół drogi, jak to się mówi, ratować dziecię moje, ale nie, mówię hola. Ono ma się podnieść, ma się nauczyć upadać, ma się nauczyć bólu i ma się nauczyć powstawać.

Ja nie chcę zostawić moich dzieci w momencie, gdy będą kalekami emocjonalnymi, socjalnymi, takimi czy innymi. Ja w tej chwili wiem, że jak mnie zabraknie, gdy zabraknie tego czynnika, śmieję się, apodyktycznego, jakim jestem ja, to moje dzieci powstaną jako dorośli, silni ludzie. Czasami mówię, że wyjadę na tę Syberię i po prostu pozwolę im się spokojnie rozwijać. One już mają takie narzędzia i tak ustalone sposoby doświadczania rzeczywistości, że one sobie świetnie poradzą, ja się o nie naprawdę nie martwię. W tym momencie wiem, że one ugotują i zadbają o innych, i stworzą wokół siebie konkretny świat. Ja się śmieję, że czuję się bardzo staro i bardzo młodo jednocześnie. Czuję się jak taki kilkuletni dzieciak, który patrzy na ludzi: „Wow, ale fajne rzeczy robi, ale zarąbiście, też bym tak chciała, ale niesamowity, a jaki pewny siebie, wow!”. A z drugiej strony się czuję jak taka babcia, starsza pani, która: „Tak, tak, rozumiem, rozumiem, jasne, no tak, jeszcze pokrzycz”.

Ja nie chcę zostawić moich dzieci w momencie, gdy będą kalekami emocjonalnymi, socjalnymi, takimi czy innymi. Ja w tej chwili wiem, że jak mnie zabraknie, gdy zabraknie tego czynnika, śmieję się, apodyktycznego, jakim jestem ja, to moje dzieci powstaną jako dorośli, silni ludzie. Czasami mówię, że wyjadę na tę Syberię i po prostu pozwolę im się spokojnie rozwijać. One już mają takie narzędzia i tak ustalone sposoby doświadczania rzeczywistości, że one sobie świetnie poradzą, ja się o nie naprawdę nie martwię.

Więc te dwie osobowości we mnie siedzą, przenikają się ciągle i z nich czerpię. Czyli jeszcze się potrafię zachwycić, a już tak naprawdę wiem, że tak, ja to już wiem. Ludzie jeszcze przerabiają, procesują, a ja po prostu przyglądam się temu. Oczywiście też sobie pozwalam czasami na jakiś proces, na zasadzie, co sobie będę żałować. Czasami trzeba wybuchnąć, żeby ludzie zrozumieli, że ja nie chcę tego. Wiesz, nie powinieneś tego robić. A później zdziwienie, że ten ktoś dalej to robi. Jak nie chcę, to nie chcę, dostaję szału, rzucam przedmiotami. Won mi tu, drzwi i już. Ja wtedy pokazuję mój stan emocjonalny. Proszę nie podnosić głosu, można podyskutować. Ale wtedy nie zapisuje się emocja w drugim człowieku, czasami trzeba wybuchnąć, tylko chodzi o to, żeby ta emocja nie zabrała Cię, jak fala.

To my mamy emocje, a nie emocje nas.

Emocji należy używać, uświadamiać sobie, że zaraz wybuchnę, normalnie idzie gniew oceanu, zaraz tu wszystko będzie zrównane z ziemią. Mam decyzję, czy jest mi to potrzebne. Czy chcę czegoś nauczyć ludzi dookoła? Czy są to ewentualnie moje hormony? Mężczyźni, kobiety mają czasami takie momenty, że kurna zabić, nie wiedzą czemu. Dziecko krzywdy nie zrobiło, a ja mu do gardła gotowy czy gotowa skoczyć. W tym momencie trzeba przyjrzeć się dwa kroki w tył. Dlaczego to czuję? Co zrobiło dziecko? Przeszło, nie zrobiło nic złego, a we mnie po prostu buzuje. Zwykle po przyjrzeniu się już nam przechodzi, nie musimy wybuchać. Wiemy już co się stało i możemy wziąć dziecko na bok: „Słuchaj, bardzo się zdenerwowałem czy zdenerwowałam, bo zrobiłeś to czy to”. Jeśli nie zrobiło nic, to po co ryczeć na nie. Chodzenie to też be? No to dzieci siedzą w kącie, nie rusza się, nic nie robi, bo za wszystko krzyczą.

Kiedyś dzieci chodziły samopas, rany boskie. Ja pamiętam, godzinami, to na schrony, tu gdzieś na stawie tratwy budowaliśmy, łażenie wszędzie watahą dzieciaków – przeżyłam. A my? Na podwórku dziecka nie zostawimy samego. Guza nabije? Spoko, zrozumie, że następnym razem trzeba się mocniej trzymać. Złamie nogę? No dobrze, będzie gips, będzie unieruchomienie. „Aha, jak połamię nogę, będzie unieruchomienie, a nie idę na to, już wiem, że mogę złamać nogę.” Każdy z nas miał coś połamanego i świat się nie skończył. A teraz, jak się dziecku coś stanie, to za chwilę jest prokurator, przepraszam.

Tak, no właśnie. Myślę, że jesteśmy w takim momencie, że kiedyś człowiek się tego uczył od rodziców, dziadków. Dzisiaj tych możliwości jest mniej i my straciliśmy taką naturalną wiedzę, że tak powinno być i musimy się tego uczyć na nowo.

Pamiętaj, wszystko jest relatywne i tego trzeba nauczyć każdego człowieka, żeby się nauczył patrzeć, że jak ktoś mówi: „O, to coś tam!”, to nie lecimy, jak stado baranów, bo wszyscy lecą, tylko stajemy: „Dlaczego?”. Podstawowe pytanie, jakie człowiek powinien sobie zadawać to: dlaczego, po co mi to i czego mnie uczy albo co chcę z tym zrobić. Czy potrzebuję czy nie? Albo dlaczego ten człowiek to zrobił? Bo widzimy czyn, ale nie mamy pojęcia, jaka jest geneza tego czynu. Czasami mówimy: „O, zabił kogoś”, i już ta osoba jest piętnowana. A później przyglądamy się, co się stało. No tak, był szantażowany, jego rodzina była zagrożona czy coś takiego. I nagle ten czyn jest obroną. Nie powinien zabić, ale w momencie, jak człowiek czuje, że właśnie ktoś chce mu mordować rodzinę, zabije. Ile kobiet siedzi w więzieniu bitych, maltretowanych przez mężów. Któregoś dnia widziała, że on ją zabije i broniła się. Obroniła się i jest przestępcą, siedzi w więzieniu. Ale jak on latami maltretował, to było git. Sprawy rodzinne są strasznie nie lubiane przez służby, bo tam jest wszystko relatywne. Czasami ofiara broni kata. Czemu broni? Bo jeśli nie będzie broniła, to znów dostanie.

Trudne tematy. Ja bardzo lubię książki, dużo z nich wynoszę i teraz czytam książkę Kwitnący umysł. O uzdrawiającej mocy natury. To jest książka napisana przez psychoterapeutkę, która sama mówi, taka myśl pada, że do czego to doszło, że ona musi poprzez książkę przypominać ludziom, jak bardzo ważny jest kontakt z naturą, jak mocno wpływa na człowieka. Ona tam cytuje masę wyników badań i opowiada historie konkretnych ludzi, przeróżne, łącznie z takimi jak hortiterapia, o ile dobrze zapamiętałam, taka resocjalizacja więźniów poprzez uprawę ogrodu. I właśnie pokazuje, wyjaśnia te mechanizmy, które wpływają na to, że człowiek, który brał udział w takiej terapii ma ryzyko recydywy, ryzyko, że wróci do więzienia, kilkukrotnie mniejsze, niż człowiek, który nie brał udziału w takiej terapii. I opowiada o tym, że roślina nie zareaguje tą emocją, a jednocześnie wytwarza w nas takie poczucie, że chcemy się nią opiekować i uczy tych ludzi.

Wiesz co, roślina, jeśli ją zaniedbamy umiera. I tak naprawdę człowiek dostaje w ręce coś, co go nie skrzywdzi, nie zareaguje, nie obroni się, a jednocześnie jest totalnie od nas zależne i widzimy tego wyniki. Gdy się opiekujesz, gdy starasz się, wzrasta. Gdy olejesz, ginie. To jest taka moc sprawcza. Rozumiesz, człowiek nagle uświadamia sobie, że na coś ma wpływ. Poza tym, nie wiem, czy wiesz, ale jedno badań, nie wiem, czy o tym wspominała, pokazuje, że w glebie są pewne, nie wiem, bakterie, wirusy, grzyby, które przeciwdziałają depresji, wytwarzają substancję, która przy kontakcie ze skórą powoduje przeciwdziałanie depresji. Temu grzebanie się w ogródku nam sprawia taką frajdę, temu pojawiają się endorfiny, relaks, jest to czynność, która zajmuje nasz umysł tylko częściowo, wprowadza w stan odprężenia, bo tam nie trzeba się spinać. Poza tym wysiłek też wytwarza endorfiny, świeże powietrze, dotleniony mózg działa lepiej. Jest tych aspektów masa. A poza tym jeśli gościu uprawia roślinkę i jeszcze może ją zjeść: „Wow, ja zrobiłem, to moja, zobacz, jaka kapucha urosła, widziałeś?”. Więc wyniki pracy są pozytywne, zawsze pozytywne wzmocnienia są lepsze niż negatywne. „Tu schrzaniłeś sprawę, ale to jest czad.”

Wiesz co, roślina, jeśli ją zaniedbamy umiera. I tak naprawdę człowiek dostaje w ręce coś, co go nie skrzywdzi, nie zareaguje, nie obroni się, a jednocześnie jest totalnie od nas zależne i widzimy tego wyniki. Gdy się opiekujesz, gdy starasz się, wzrasta. Gdy olejesz, ginie. To jest taka moc sprawcza. Rozumiesz, człowiek nagle uświadamia sobie, że na coś ma wpływ. 

Tak, opowiada właśnie o tych bakteriach w glebie i mówi o tym, że zapach takiej świeżej gleby jest jednym z zapachów…

Dzieciństwa, czasu niewinności.

Dzieciństwa. Pamiętamy, ta pamięć zapachowa jest bardzo silna i jak teraz powiemy: „Przypomnij sobie, jak pachnie las, jak pachnie las iglasty, ziemia, po deszczu”. My to wszyscy wiemy, bo to jest tak silnie w nas, a jest to takie silne, bo to tak mocno wpływa na nasz organizm.

A później zabieram ludzi do lasu, pada deszcze, mówię: „Poczuj ten las wszystkimi zmysłami, dotknij, pamiętasz, byłeś dzieckiem z babcią, dziadkiem, rodzicami byłeś w lesie. Czy były to momenty szczęścia?”. I nagle wchodzi człowiek do lasu, dotyka drzew, tak świadomie już, w sposób moderowany i nagle są łzy – skąd? Bo zwykle ludzie, jak dotkną prawdy, jak dotkną rzeczy, które są gdzieś głęboko zakopane, to czują uwolnienie poprzez łzy. Czemu płaczesz, do lasu wlazłeś, o co ci chodzi? Bo poczułeś dzieciństwo, poczułeś te momenty szczęścia, które nawet, gdy się miało straszne dzieciństwo, to każde dziecko bawiło się w glebie, grzebało, babki robiło, kotlety z piasku i trawy i to były momenty szczęścia, to były takie momenty twórcze. Na coś mam wpływ, coś robię. Najczęściej gdzieś w ukryciu, gdzieś za trzepakiem albo gdzieś w krzakach, takie momenty intymne.

A wracając do dzieci – nie baw się tym młotkiem, bo się ubrudzisz, bo bakterie tam będą i zachorujesz.

Kochana, ja nie zapomnę sytuacji, gdy moje dzieci ubrane w takie gumowe kombinezoniki tarzają się w kałuży takiej do pół łydki, ponieważ był remont robiony we wsi. Po prostu jak świnki ryją, na brzuszkach, na pleckach. Przychodzi kobieta: „Jak świnie się w błocie nurzają”. A ja mówię: „No, a świnie wtedy są szczęśliwe, no to po co dzieciom bronić?” „Ale kto to tak słyszał?” Oczywiście olałam reakcję pani, dzieci się wytaplały w błotku, wybawiły, poszłam, obmyłam szlauchem. Dzieci szczęśliwe, endorfinki, uśmiechy na twarzach. Czemu im bronić, bo się ubrudzi? No to upierzesz. Zniszczy się? Proszę Cię, jak się boisz, że zniszczy drogie ciuchy, to kup mu w szmateksie. Jak mi coś przeszkadza i boję się o to, to tego nie używam.

Nie chcę, żeby mnie coś blokowało, nie chcę, żeby blokowało moje dzieci. Czasami mam taką ulubioną rzecz i mój dwulatek nagle buch i patrzy się na mnie. Oczywiście czuję, wzbiera fala gniewu. Popatrzę na przedmiot, popatrzę na dziecko: „Nie rób tego”. A w środku mam poczucie, że przedmiot traci ważność w momencie, gdy się go traci. Po co robić wojnę? Poza tym uczę się nie przywiązywać, bo przywiązywanie się i takie: moje, dla mnie powoduje, że człowiek jest nieszczęśliwy, bo się ciągle o coś boi.

Dla mnie takim uwalniającym momentem była kradzież, włamali mi się do domu i ukradli masę rodzinnych pamiątek. To nie były rzeczy z jakąś ogromną wartością, ale sakiewkę starych monet – to nie były monety wartościowe – starych w sensie z lat 70-tych, 80-tych, 60-tych, które od dziadków zbieraliśmy. Jakieś pamiątki po Pierwszej Komunii Świętej, jakiś sygnet – to już trochę było warte, ale tysiąc, może tysiąc pięćset.

I co, umarłaś?

No i właśnie to mnie wyzwoliło.

I nagle co, świat się nie zawalił?

Dokładnie, dokładnie tak.

Dla mnie przepiękne są momenty. Ostatnio przepiękna rozmowa z pewną panią w czasie wyprawy po bagnach. Tu sasanki, tu dzieciaki się bawią, buty pozdejmowały, bo pani wiedźma tu boso. Rozmowa z babciami: „No, chodzę boso, mhm, tak, ale nie powinienem się od tego przeziębić”. Rozmawia z babcią. I mówię: „Rany boskie, zaraz babcia mnie zlinczuje”. To taka babcia, która kapciuszki zakłada w domu dzieciom. Ale fajnie kobieta zareagowała. Idziemy, rozmawiamy, że mąż zapracowany, że chciałaby żeby przyjechał i wyobraź sobie, że zawsze wygrywa praca. No to mówię, żeby on sobie wyobraził, że właśnie w tym momencie ma wypadek, wiozą go na OIOM, nie może ruszyć ani ręką, ani nogą, ani zadzwonić. Czy świat się zawali, firma stanie? No nie, nagle okazuje się, że świat funkcjonuje zarąbiście bez nas, tylko my nakładamy sobie priorytety: „A bo beze mnie firma upadnie.” A później okazuje się, że nie trzeba.

Nie trzeba mieć, przepraszam za wyrażenie, kija w dupie, spiny, bo tu moje i nikt lepiej tego nie zrobi. Ja też tak miałam. Ja twierdziłam, że jak ja tego nie zrobię, to nikt tego dobrze nie zrobi. I któregoś dnia stwierdziłam, że dobra, ręce mi się trzęsą normalnie, wszystko chodzi, ale zrobię krok w tył, niech to zrobią moje córki. Zrobiły to zarąbiście. Stwierdziłam, to po co ja tu się napinam. Zaufaj, co ma być to będzie, co masz stracić, to stracisz, przyjdzie coś fajniejszego. Zresztą pewnie temu jestem tu, gdzie jestem, bo w końcu puściłam, przestałam planować tylko reaguję na to, co jest i dobrze na tym wychodzę.

No właśnie, zbliżając się do końca naszej rozmowy, bo ja czuję, że długie godziny ona mogłaby potrwać.

Wiesz co, ja mam wrażenie, że ta nasza rozmowa, to jest takie generalnie intro, bo nie wiem o co chciałaś mnie tak naprawdę zapytać.

O, a czy to istotne? To chyba nie jest takie ważne. Ale nie, mam tu takie dwa pytania, które chciałabym Ci zadać. Zbliżając się do końca naszej rozmowy, na antenie przynajmniej, to chcę je teraz zadać. Pierwsze pytanie jest takie. Z tych wszystkich tradycji, tego wszystkiego, co czerpiemy od przodków, co jest taką kluczową rzeczą, którą warto się zaopiekować i zadbać, żeby ona przetrwała? Taką najważniejszą dla nas, bo świat się zmienia i dzisiaj musimy zabiegać o to, żeby te rzeczy kultywować. To już się nie dzieje tak samo z siebie jak kiedyś.

Wiedza.

A jaka wiedza?

I pamięć o tym, co było. Pamiętaj, że zależy, czy mówimy o wiedzy takiej globalnej czy wiedzy rodzinnej. Warto pamiętać choćby przepisy babć, warto pamiętać choćby ziółka, których babcia używała. Warto pamiętać to, co było, skąd pochodzimy, kim jesteśmy. Pamiętaj, że nasi przodkowie dają nam wszystko co najlepsze i wszystko co najgorsze i trzeba umieć to rozdzielić: to biorę, tego już nie. Po prostu trzeba podzielić, trzeba mieć świadomość tego, co było złe i albo to niesiesz dalej, albo to porzucasz. Albo uzdrawiasz ród, albo go kaleczysz dodatkowo swoimi lękami. Odkładamy: nie moje, nie chcę, nie dla mnie. To biorę, to było super, to jest fajne. Pamiętaj, że nawet rodzice, dziadkowie, którzy nas kochają, potrafią nas ranić, potrafią nas, może nie tyle ranić, co w pewien sposób wywierać na nas nacisk, przemoc. Mama kocha, ale zmusza Cię do bycia takim czy innym, bo co ludzie powiedzą, bo kościół. Trzeba umieć rozdzielić, to była przemoc, to były jej lęki, to było złe, a to było piękne. Piękne niesiemy dalej, to co złe zostawić. Zostawić, zapomnieć, już nie.

Warto pamiętać choćby przepisy babć, warto pamiętać choćby ziółka, których babcia używała. Warto pamiętać to, co było, skąd pochodzimy, kim jesteśmy. Pamiętaj, że nasi przodkowie dają nam wszystko co najlepsze i wszystko co najgorsze i trzeba umieć to rozdzielić: to biorę, tego już nie. Po prostu trzeba podzielić, trzeba mieć świadomość tego, co było złe i albo to niesiesz dalej, albo to porzucasz. Albo uzdrawiasz ród, albo go kaleczysz dodatkowo swoimi lękami.

Czyli intro, umiejętność też intro, przetworzenia na te dwie kategorie. Dobra, a teraz drugie pytanie. Jakie marzenia Ciebie napędzają?

Bardzo trudne pytanie, bo ja staram się nie wybiegać za bardzo w przyszłość. Niby coś tam się dzieje, niby coś planuje. Jednym z marzeń jest wyjazd na Syberię, nigdy oczywiście finansów nie ma i pewnie nie będzie, z prostej przyczyny, bo ja za dużo robię dla ludzi. Kiedyś ktoś mi powiedział, że świata nie zmienię, że świat jest okrutny, że mnie przemiele, wypluje i że po prostu nawet nie próbuj, nie zawracaj kijem Wisły. A to był czas, kiedy ja straciłam wszystko. To był czas, gdy było mi bardzo mi źle i w tym wszystkim, nie wiem skąd się ta siła wzięła. Z trzęsącą się brodą, łzami w oczach powiedziałam: „A właśnie, że zmienię!”.

Moim marzeniem jest tworzenie nieba wokół siebie, zmienianie świata, zatrzymywanie ludzi w tym galopie do śmierci. Koniec jest zawsze taki sam, pomiędzy narodzinami a śmiercią mamy od groma fajnego czasu. Albo go zepsujemy, albo go naprawimy. Albo przeżyjemy coś cudownego, albo damy się zaprząc w kierat. Ja wiem: dom, praca, tak naprawdę, gdy mamy gigantyczne potrzeby, stajemy się bardzo biedni, bo dążymy do tego, żeby to zdobyć. A w momencie, gdy nie mamy żadnych potrzeb, nagle stajemy się bogaci. Ale nasz stan się nie zmienia ani o grosz. Ale zmieniamy nasze potrzeby, tego nie potrzebuję, to mi niepotrzebne, nie muszę mieć. Cytuję: „No muszę zmienić samochód”. „A czemu? Przecież jest super, fajnie, świetnie się sprawdza na drogach, w terenie.” „Tylko jest najstarszy na parkingu.” Rozumiesz?

Nie rozumiem.

To jest bieda, bieda to jest ciągłe pożądanie, ciągłe biegnięcie za czymś, za nowym, za kolejnym. A moim marzeniem jest stworzyć miejsce dla ludzi, gdzie można przyjść w każdej chwili, porozmawiać, pobyć, zrobić coś dla nas, my coś zrobimy dla Was, takie miejsce otwarte. W tej chwili jeszcze przez jakiś czas Kulesze, ale już lada chwila w miejscowości Stare Bajki. Wiesz, wiedźma ze Starych Bajek. Powstanie miejsce, które w zasadzie już jest, tylko w tej chwili walczymy o to, żeby zrobić jakieś szambo, o to żeby toaletę jakoś zrobić. Na razie to jest po prostu stodoła, stary dom i tylko w domu prąd. Ale chcę zrobić miejsce, gdzie ludzie, gdy już nie wiedzą co robić, przyjdą, a my nauczymy ich tego, że nawet jak stoisz nagi na ulicy bez niczego, bierzesz cokolwiek w dłonie i możesz znów zacząć żyć. Można zrobić coś pięknego dla ludzi. Ja strasznie lubię, uwielbiam ludzi, którzy dają radość innym, bo oni powodują, że wracamy do dzieciństwa, do czasu niewinności, do takiego czasu szczęścia. Wszyscy kuglarze, wszyscy magicy, wszyscy malarze, twórcy, Ci ludzie, którzy dają nam radość, którzy nas czegoś uczą, coś nam pokazują. I nagle ludzie w pędzie zatrzymują się i zaczynają czuć, zaczynają się uśmiechać i tego chcemy ludzi uczyć.

Łączę się z Tobą bardzo mocno w tym marzeniu. Myślę, że mam bardzo podobne marzenie, trochę Ty idziesz swoją drogą, ja idę swoją drogą, poszerzajmy te nieba, one mają część wspólną.

To takie kropelki, plum, plum. W końcu się połączą i nagle się obudzimy, że jest zarąbiście.

Dokładnie tak.

Pamiętaj, to co robisz dla ludzi teraz, zwłaszcza młodych, jest ważne. Moja babcia miała taką zasadę, że to są młodzi, oni będą tworzyć świat. Ona zawsze promowała młodych ludzi. Zawsze jakby ich podnosiła, czasami potrafiła mówić: „Cicho, ty już jesteś stary, ty odchodzisz, już oddaj władzę, zostaw, teraz oni, pomagaj, wspieraj, ucz, ale nie rządź, to już jest ich czas, oni mają wzrastać.”

Moja córka powiedziała dla mnie coś niezwykle ważnego. „Mamo, kurczę, nawet znajomości wszystkie to mam od ciebie.” A ja mówię: „Córko, weź to wszystko co moje, dodaj swoje i idź w górę. Ja jestem stopniem. po którym masz kroczyć, jestem tym stopniem, stań na moich dłoniach, ja Cię pchnę w górę. Czyli nie musisz tworzyć odrębności swojej, nie musisz tylko swoich rzeczy, to jest ważne mieć swoje, ale nie musisz odcinać się. Chcesz, możesz, ale ja jestem po to, żebyś to wszystko, te moje znajomości, to co potrafię, to co wypracowałam przez te lata wzięła i pomnożyła, użyła do swoich celów. To jest mój pokarm dla Ciebie, to jest moja inwestycja w Ciebie. Co z tym zrobisz, Twoja wola. Ale nie konkuruj ze mną, użyj mnie, wykorzystaj, ja jestem już tym pokoleniem, które odchodzi. Ja już mam zrobić Tobie miejsce. Ja teraz mogę Cię tylko uczyć, czasami ostrzegać, informować. Teraz już Ty zaczynasz rządzić”.

Konkurencja z matką jest w genach. Ja mam konkurować, bo mam zająć miejsce, mam starą samicę odgonić, bo teraz ja mam się rozmnażać, muszę jej zająć jak największy teren i gryźć i warczeć na wszystkie samice dookoła. To jest genetyka i gdyby nas uczono tych behawioryzmów zwierząt, dlaczego samica zachowuje się tak czy inaczej, samiec tak czy inaczej wobec dzieci, wobec innych, wobec tych zależności, to psychologowie nie mieliby co robić. W momencie jak reagujesz nagle zachowujesz się jak wilk, albo jak jakiś ptak. Rzeczywiście, to jest genetyka, tu gdzieś gadzi mózg, hipokamp, czy jak to nazywają, zareagował, a my tu się burzymy. „A sorry, to nie moje, to tylko chemia, zastrzyk do krwi naszych hormonów, to nie są moje emocje, to nie są moje uczucia. Tylko po prostu reakcja na zapach genów, bo geny pachną”. Dlaczego człowiek mówi: „O fajny gość”. Podchodzi bliżej, a my normalnie chcemy zabić, zagryźć. Robimy się wredni wobec tej osoby, nie wiemy czemu, przecież krzywdy nie zrobił, dobry człowiek. Okazuje się, że wada genetyczna, że zbyt blisko spokrewniony i tak dalej. Nasza zwierzęca część mówi nie, bo będzie problem. Gdybyśmy nauczyli się tego wszystkiego, życie byłoby prostsze.

Uczmy się tego wszystkiego, niech to życie będzie prostsze, poszerzajmy nasze nieba i niech one się kiedyś wszystkie wspólnie połączą.

Miało być o marzeniach, a będzie wykład psychologiczny.

Widocznie tak miało być.

Pewnie tak.

Dzięki.

Koniecznie w naturę, bo ona uczy. Biebrza jest genialna do tego.

Dobra, będę w prawo, w lewo, w naturę. Dzięki wielkie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top