NM 14: Co łączy muzykę z dobroczynnością? Rozmowa z Patrycją Piekutowską

  • 00:55:02
  • 07 kwietnia, 2020
  • 75,8 MB

Co łączy muzykę z dobroczynnością? Dobre pytanie! Patrycja Piekutowska – światowej sławy skrzypaczka, opowiada w dzisiejszym podcaście o tym jak to się stało, że została prezesem fundacji KIDS.

Kiedy w 2003 roku wsiadała w pośpiechu do samolotu, dopiero lecąc kilkaset metrów nad ziemią uświadomiła sobie co się właściwie dzieje. Leciała do Brukseli na 56 koncert w tym roku. Jej kariera nabrała ogromnego tempa.

Na chwilę zwolniła tempo podczas ciąży z pierwszym synem, jednak szybko wróciła do zawodu. Dopiero druga ciąża sprawiła, że odwołała wszystkie zaplanowane koncerty i poświęciła się dzieciom.

Przez chorobę Antosia – drugiego syna – zaangażowała się w działania dobroczynne i obecnie działa przede wszystkim jako prezes fundacji KIDS.

Czy to sprawiło, że porzuciła skrzypce i oddała się w pełni pracy społecznej? W jaki sposób ewoluowała jej pasja?

Odpowiedzi znajdziesz w dzisiejszym odcinku.

W odcinku NM 14: Co łączy muzykę z dobroczynnością rozmawiam z Patrycją Piekutowską o tym:

  • Od czego zależy sukces muzyka;
  • czy wystarczy mieć talent, by być wybitnym muzykiem;
  • czy można zaplanować karierę muzyczną;
  • co zmieniły dzieci w jej karierze;
  • jak zaczęła się jej przygoda z dobroczynnością;
  • jak pozyskuje środki na wspieranie szpitali;
  • czym różni sie bycie solistą od prowadzenia fundacji;
  • o czym marzy Patrycja?

Emocje i determinacja. Te dwa słowa idealnie podsumowują tę rozmowę, jak i samą Patrycję, która wręcz emanuje dobrą energią i zaangażowaniem. Słuchając jej miałam wrażenie, że nie ma na tym świecie siły, która mogłaby ją zatrzymać i że niewiele jest osób, które są w stanie oprzeć się jej głębokiemu przekazowi i czystej chęci pomocy innym.

Mnie Patrycja inspiruje i cieszę się, że mogłam ją lepiej poznać. Mam nadzieję, że i dla Ciebie było to dobre spotkanie.

Do usłyszenia w kolejnym odcinku!

Co łączy muzykę z dobroczynnością? Muzyka i dobroczynność, Patrycja Piekutowska

Osoby i miejsca wspomniane w rozmowie:

Więcej o Partycji Piekutowskiej znajdziesz tutaj:

Podcast Napędziani Marzeniami dostępny jest też:

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

Przeczytaj transkrypcję odcinka

Cześć, witam was ponownie. Dzisiaj rozmawiam z Patrycją Piekutowską. Patrycja jest osobą, którą trudno przedstawić — trudno w tym sensie, że ten opis jest dosyć długi — dlatego będę się wspomagać małą ściągawką.

Patrycja jest światowej sławy skrzypaczką, solistką, jest absolwentką Warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina, również Konserwatorium Królewskiego w Belgii. Jest wykładowcą akademickim, doktorem habilitowanym sztuk muzycznych…

Skomplikowanie to wszystko brzmi [śmiech]

Skomplikowanie, ale myślę, że ważne! Patrycja nagrała dwanaście płyt, jest laureatką wielu nagród, w tym tzw. Muzycznego Oscara, to jest nagroda Midem Classical Award. Jest osobą, która występowała w wielu najbardziej prestiżowych scenach koncertowych świata. Wszystkich nie będę wymieniać, ale wymienię tę jedną, której nazwę znają prawie wszyscy, to jest Carnegie Hall w Nowym Jorku.

To są kluczowe — nie chcę mówić, że to by było tyle, bo można by mówić dłużej, ale to są takie kluczowe informacje z perspektywy muzycznej. Do niedawna właśnie, Patrycję przedstawiano w ten sposób. Od jakiegoś czasu jednak, do tej długiej listy dochodzi druga, długa lista: to są tematy, projekty, związane z dobroczynnością w obszarze medycyny.

Jak do tego doszło i co konkretnie Patrycja już osiągnęła i co jest jeszcze przed Patrycją, to o tym będziemy opowiadać w trakcie rozmowy.

Teraz, na początku chciałabym powiedzieć, że Patrycja jest prezesem Fundacji K.I.D.S. – Klub Innowatorów Dziecięcych Szpitali. O tej drodze będziemy rozmawiać.

Witam cię serdecznie! Bardzo, bardzo mi miło! Ogromnie dziękuję za zaproszenie przede wszystkim.

Patrycjo, chciałabym zacząć od tego tematu muzycznego. Powszechnie uważa się, że zawody artystyczne: muzycy, aktorzy, malarze to są zawody, które są oparte na pasji. Oczywiście, na talencie również — bez talentu nie jest to możliwe, ale do tego talentu właśnie musi być pasja. Czy faktycznie tak jest? Czy znasz może jakiegoś artystę, który bez pasji dużo osiągnął?

Myślę, że to jest zupełnie niemożliwe dlatego, że przede wszystkim w takim codziennym życiu artysty jest kontakt z publicznością. Po to w ogóle artysta jest — o ile właśnie wszyscy artyści plastycy mają zupełnie inaczej, bo te ich dzieła mogą być odbierane w dowolnym momencie. W dowolnej galerii na świecie, w dowolnym kraju i właściwie poza wernisażami, na których też nie zawsze przecież artyści są, to po pierwsze nie wiedzą, jaki jest odbiór, a po drugie nie mają już na to żadnego wpływu, bo to jest dzieło skończone.

Natomiast w mojej branży, myślę, że niesamowite jest to, że to wszystko odbywa się na żywo, zawsze. Oczywiscie — co innego to nagrania płyt, ale to jest inna kwestia. To jest to, co my też robimy. Natomiast każdy koncert to jest wyjście na scenę i jest to sytuacja tu i teraz.

Gram, nie mogę nic powtórzyć, nie mogę powiedzieć: przepraszam państwa, ale dzisiaj się gorzej czuję. Po prostu trzeba dać z siebie wszystko i rzeczywiście na ten czas, kiedy się jest na scenie, ten kontakt z publicznością jest takim wymiernikiem tego, kim my jesteśmy […]

Gram, nie mogę nic powtórzyć, nie mogę powiedzieć: przepraszam państwa, ale dzisiaj się gorzej czuję. Po prostu trzeba dać z siebie wszystko i rzeczywiście na ten czas, kiedy się jest na scenie, ten kontakt z publicznością jest takim wymiernikiem tego, kim my jesteśmy i to jest oczywiście gigantyczna odpowiedzialność — ale właśnie ta publiczność w połączeniu z pasją artysty, to jest jedyne, co działa. Jeżeli pasji nie ma, to taki człowiek już tym artystą się nie staje — po prostu kończy w pewnym momencie edukację, bo to jest element niezbędny.

Skąd ta pasja się bierze? Pasja i talent, bo tak najczęściej się myśli, że bierze się z domu, w sensie dziedziczy, bazuje się na przykładzie rodziców. Czy tak było w twoim przypadku?

Częściowo, ale w bardzo małym stopniu. Natomiast jeżeli chodzi o to, czy często tak się zdarza, że się dziedziczy? Myślę, że nie. Myślę, że to nie jest tak, że wybitni, uznani artyści są z domów, gdzie ta sztuka była na co dzień. Tak bywa, ale to na pewno nie jest regułą.

Jeżeli chodzi o mnie, to na pewno słuch odziedziczyłam po mojej mamie, która jest absolwentką tej samej uczelni, której ja jestem. Natomiast mama czynnie nie grała — ale u nas w domu stał fortepian, do którego ja nigdy nie podeszłam, żeby było śmieszniej. Stoi z resztą u moich rodziców do dzisiaj. Tata jest zupełnie ze świata nie-muzycznego, natomiast we mnie to wszystko dojrzewało podczas mojej edukacji muzycznej stopniowo, ale ja zawsze uwielbiałam wychodzić na scenę. Ta scena mnie niesamowicie motywowała, nigdy nie tremowała.

Znaczy, w momencie, gdy wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana, to to, co zawsze niektórzy się śmiali ze mnie, że ja pewnie nie do końca mówię prawdę, że nie mogę się doczekać, żeby wyjść na scenę. Myślę jednak, że tak jest w moim życiu i ze wszystkim — teraz też, z Fundacją z resztą.

Twoja kariera jest karierą wyjątkową w tym sensie, że jednak większość absolwentów szkół muzycznych gra w orkiestrach, część jednak nie staje się zawodowymi muzykami. Większość tych, którzy stają się zawodowymi muzykami, gra w orkiestrach właśnie.

W twoim przypadku jesteś skrzypaczką — solistką, a dodatkowo osiągnęłaś wiele, nawet można powiedzieć z takiego punktu widzenia biznesowego. Nie wiem, czy to jest odpowiednie sformułowanie, ale wiele projektów, przedsięwzięć zorganizowałaś. Czy ty to zaplanowałaś, czy to było… Nie chcę powiedzieć dziełem przypadku, bo nie o to mi chodzi, tylko jak rozmawiam z gośćmi, to widzę takie dwie drogi, dwa różne podejścia. Niektórzy z nich po prostu określają sobie cel. Taki bardzo konkretny i potem sposób dojścia do celu. Inni mają pewną wizję: wiedzą, w jakim kierunku chcą iść, ale nie definiują tego konkretnego, bardzo namacalnego celu. Mając tę wizję, po prostu korzystają zz różnych szans, które się po drodze nadarzają.

Jak to było w twoim przypadku?

W moim przypadku było tak, że ponieważ mając te 17,18 lat, zaczęłam grać pierwsze koncerty solowe, jako jeszcze uczennica liceum. To jest gigantyczna, ciężka praca. Naprawdę, w tym zawodzie nie ma żartów. Nie ma dzieciństwa, nie ma wieku nastoletniego, po prostu trzeba naprawdę bardzo, bardzo ciężko pracować, bo jest ogromna konkurencja. W tym wszystkim jednak jest taki element, który myślę, jest szalenie ważny — nie da się określić tego, co tak naprawdę decyduje czy ktoś zostanie solistą, czy nie. Są elementy niezbędne — to jest oczywiście talent, odpowiednie wykształcenie, predyspozycje. To jest właśnie bardzo duża umiejętność takiej pracy nad własnym stresem, nad psychiką, bo to wszystko, co się dzieje na scenie, to rzeczywiście jest czasem nawet kilkanaście elementów jednocześnie, o których trzeba myśleć, ale w Polsce wybitnych solistów jest naprawdę wielu i wszyscy jeżdżą po świecie — w różnych dziedzinach. To są i instrumentaliści, i śpiewacy operowi, których mamy w pierwszej światowej dziesiątce, kilku. Fenomenalni dyrygenci, kwartety smyczkowe — to jest jeszcze inna bajka. Czasem po dwadzieścia lat ludzie we czwórkę jeżdżą ze sobą po całym świecie i spędzają ze sobą więcej czasu niż ze swoimi rodzinami — tak to wygląda.

W moim przypadku było tak, że ponieważ mając te 17,18 lat zaczęłam grać pierwsze koncerty solowe, jako jeszcze uczennica liceum. To jest gigantyczna, ciężka praca. Naprawdę, w tym zawodzie nie ma żartów. Nie ma dzieciństwa, nie ma wieku nastoletniego, po prostu trzeba naprawdę bardzo, bardzo ciężko pracować, bo jest ogromna konkurencja.

Natomiast to, co dla mnie zawsze było najważniejsze to to, żeby docierać bardzo głęboko do ludzi. Żeby wchodzić w taką tkankę emocjonalną, to jest to co mnie na scenie najbardziej kręci. Myślę, że taki moment, który mi uświadomił, że to jest to, co ja chcę robić i że ja się tego nie boję, że wiem, że to będzie bardzo ciężka praca, ale to jest fantastyczne, kiedy pierwszy raz ludzie mi powiedzieli, że się wzruszyli na moim koncercie. Naprawdę, to był moment, który zupełnie odmienił cały mój obraz dlaczego, po co i czy ja chcę to robić.

Tak to się zaczęło. Pamiętam, że jak miałam swoje pierwsze koncerty za granicą a te pierwsze to była Francja i Indie, więc to po prostu ekstremalny rozstrzał, ale ta świadomość, że… Jakoś ta cisza na sali jest bardzo szczególna. Bo artysta grając, słucha rodzaju ciszy, bo publiczność generuje pewien rodzaj emocji, który się zmienia w takie piękne słuchanie.

Jest też tak, że ludzie nie słuchają i wtedy trzeba natychmiast ich złapać — można zmieniać emocje, można zmieniać nawet planowany kształt tego, jak się dramaturgię buduje i to jest fantastyczne. Myślę, że tak samo jest ze słowem. Sama teraz dużo mówię do ludzi, właściwie na tym to teraz polega. Widzisz, nie chcę użyć słowa praca — to jest praca, ale dla mnie to jest pasja. Po prostu uwielbiam, to co robię, pomimo że robię coś, co nie ma kompletnie nic wspólnego z moim zawodem. Jednak robię to z pasją, więc to się udaje.

Wracając do tego, co powiedziałaś — oczywiście moim celem było utrzymać to, żeby grać na jak najwyższym poziomie, ale zawsze wyciskać z ludzi największe emocje.

Pracowałaś nad tym samodzielnie — bez udziału różnego rodzaju trenerów, szkoleniowych. Dlaczego podaję takie przykłady? Ponieważ przygotowując się do rozmowy z tobą, pomyślałam sobie, że jest dużo podobieństw pomiędzy… Powiedziałaś, że praca muzyka to nie pasja, ale użyję tutaj sformułowania pomiędzy pracą czy byciem muzykiem a byciem sportowcem. Ten brak dzieciństwa już właśnie nauka, ćwiczenie od kilkulatka czasami, taka determinacja, dyscyplina, ciężka praca i ten efekt dopiero po wielu, wielu godzinach.

Systematyczność. Tutaj się nie da inaczej.

Tutaj widzę te podobieństwa. Zapytałam cię, czy w przypadku muzyka też się pracuje ze wsparciem w stylu: trener?

Znaczy, to jest profesor tutaj. Najpierw nauczyciel gry. To ma ze sportem ogromnie dużo wspólnego, bo tak jak ci najwięksi mistrzowie w sporcie pracują jeden na jeden, a u nas jest tylko tak. Każda lekcja z instrumentu od 7 roku życia, bo w Polsce jest taki system szkolnictwa, że żeby pójść do liceum muzycznego musisz skończyć szkołę podstawową muzyczną — tym samym jest to jedyny zawód w Polsce, którego trzeba się uczyć siedemnaście lat.

[…] jest to jedyny zawód w Polsce, którego trzeba się uczyć siedemnaście lat.

To nie jest tak, że któryś etap jest powtórzony — to jest po kolei. Cała edukacja muzyczna jest wynikiem poprzednich lat. Także zaczynając, mając 7, kończysz mając 24, na piątym roku studiów. Czasem jeszcze niektóre wydziały trwają sześć lat — tak jak na przykład wokalistyka.

To jest bardzo ciężka praca. Natomiast nasi mistrzowie to są najważniejsi ludzie w naszym życiu do momentu, kiedy człowiek rzeczywiście nie zostaje już sam. To są dwa razy w tygodniu lekcje, po te 45 minut, ale zazwyczaj przedłużane, natomiast jak już jest taka praca, jak jeździ się na konkursy, jak się jeździ na koncerty… Mój profesor, z którym byłam niesamowicie związana, naprawdę był dla mnie jak drugi ojciec — potrafiliśmy mieć cztery razy w tygodniu lekcje, czy pięć przed wyjazdami na konkursy, gdzie rzeczywiście każdy dźwięk, każdy element, pociągnięcie smyczka to się liczy na milimetry — to są fascynujące wykonawcze charakterystyki danego instrumentu.

Tak jak w instrumentach dętych rodzaj oddechu, czy głębiej, czy płycej się oddycha, w jaki sposób się klapki naciska na instrumentach dętych, to jest fantastyczne – i myślę, że ludzie sobie z tego w ogóle nie zdają sprawy, jak wielka jest ta rola właśnie tego mistrza.

Tak jak jest z zawodem dyrygenta — spotkałam się setki razy, dla mnie z bardzo śmieszną opinią, że stoi facet, macha przy żonie i tak by grali. No nie, studia dyrygenckie to jest coś tak ekstremalnie trudnego, opanowanie, żeby patrzeć na jedną stronę, gdzie ma się 15 linijek ze sobą połączonych albo więcej i 10 sekund to jest rzut oka na 15 czy 20 linijek tekstu nutowego jednocześnie. To jest naprawdę wyższa szkoła jazdy. Nie mówiąc już o reżyserach dźwięku, którzy muszą mieć absolutny słuch i takie rzeczy.

Natomiast prawda jest taka, że to wszystko wymaga też ogromnej, ogromnej determinacji w pracy z takim człowiekiem. Sama jako pedagog, latami, bo od 2,5 roku dopiero nie pracuję w uczelni i to była moja własna decyzja, po prostu chciałam poświęcić czas moim dzieciom. To jest coś takiego, że człowiek właściwie bierze odpowiedzialność za tą osobę. To, w jaki sposób się kogoś uczy, to jest działanie na psychikę, działanie nawet na to, jak ta osoba spędza czas, czym się interesuje, ukierunkowuje. Sama mam fioła zawsze, ponieważ oczywiście jeszcze prowadzę takie kursy mistrzowskie, letnie — na uczeniu młodzieży, że właściwie nie można grać na instrumencie, nie mając jakichś podstaw wiedzy o historii sztuki. To jest niesamowicie połączone. Jeżeli gramy utwór Debussy’ego, nie możemy nie wiedzieć nic o impresjonistach, no bo on z tego czerpał a oni z niego.

Uważam, że w ogóle obraz jest czymś niewyobrażalnie dla młodych ludzi inspirującym w rozwijaniu swojej pasji muzycznej.

Bardzo ciekawe! Mówiłaś o mistrzu. Czy tę współpracę z mistrzem kontynuuje się po ukończeniu studiów?

Tak — u nas też jest tak, że zazwyczaj. przypadku, jeżeli ktoś naprawdę już rozwija jakąś karierę — bo to się zawsze okazuje, to u nas jest tak, że to się nie okazuje po studiach dopiero. Tylko te konkursy, to wszystko — to już się dzieje od połowy liceum. To nie jest tak, że ktoś nagle może podjąć decyzję, że zostanie solistą. To już jest za późno. Te predyspozycje, to wszystko się okazuje najpóźniej pod koniec liceum, ewentualnie na początku studiów. Wtedy trzeba cisnąć, że tak powiem, [śmiech] ze wszystkim, jeżeli jest ten talent i jeżeli te wszystkie inne rzeczy funkcjonują.

Dzisiaj ta granica wieku się bardzo drastycznie przesuwa w dół. Są tak wybitne dzieci, że aż strach, naprawdę. Młodzi grają utwory, które ja grałam, mając 16, 17 lat. Dzisiaj je grają dzieci, które mają 11,12. Tylko potem też nie wiadomo nigdy, co się z takim dzieckiem stanie. Natomiast to jest też tak, że w tym zawodzie pasjonującą historią jest to, że na wszystko można mieć wpływ w trakcie. Że rzeczywiście tego się dzieje strasznie, dużo co po drodze.

Co jest receptą na sukces? Przyznam, że próbowałam wyszukać takie frazy jak: jak stać się słynnym muzykiem, albo jak stać się najlepszym muzykiem i tych recept nie ma w Internecie. Także, to nie jest ta droga! [śmiech]

To nie jest prezes firmy ani to nie jest wybitny marketingowiec. Też trzeba przyznać, że to jest albo jak u śpiewaków, w głosie, albo w palcach. To jest wszystko instrument natury. Robimy to, co mamy w organizmie po prostu.

Jak mamy dwie osoby, trudno powiedzieć z porównywalnym talentem, wybitnie uzdolnione, to rozumiem, odpowiednie pokierowanie może sprawić, że jedna z nich osiągnie większy sukces, a druga…?

Absolutnie tak. Od pedagoga akurat w moim zawodzie zależy ogromnie dużo. Na przykład od tego — miałam wiele takich sytuacji, bo uwielbiam uczyć dzieci i to też od paru lat. Wcześniej w ogóle nie miałam styczności, uczyłam tylko na wyższej uczelni. Natomiast to jest niesamowite, że odpowiednio nastawione psychicznie dzieci potrafią sto razy lepiej zacząć ćwiczyć i dużo lepiej grać.

Natomiast to jest niesamowite, że odpowiednio nastawione psychicznie dzieci potrafią sto razy lepiej zacząć ćwiczyć i dużo lepiej grać.

Miałam przykład taki, który do dzisiaj jest w moim sercu. Dziewczynka, która przyjechała do mnie na kursy letnie. Grała średnio, ale miała taki niesamowity błysk w oku i widać, że jak zaczęła chłonąć uwagi to już było to już coś takiego, jakbyś na przykład siedziała 5 lat w piwnicy, wyszła i zobaczyła słońce. Coś takiego, że ona nie słyszała nigdy takich rzeczy. Była w bardzo kiepskiej szkole muzycznej, w jakimś maleńkim miasteczku — tego też nie można generalizować, bo czasem w bardzo małych miasteczkach są świetni nauczyciele. Jednak wiadomo, że wszystko, co najlepsze jest w tych większych ośrodkach i to nie ma się co oszukiwać.

W skrócie, bo to jest właśnie taki przykład, co może dać to, że ktoś trafi na kogoś.

Ona mi się niesamowicie spodobała, ponieważ uważam, że wartości intelektualne w tym zawodzie są niewyobrażalnie ważne. To, że ktoś jest błyskotliwy, że bardzo szybko łapie a ja z kolei uwielbiam tłumaczyć, więc dla mnie to było fenomenalne jak można z lekcji na lekcję, w ciągu dwóch tygodni tak wiele zmienić?

Nie chodziło o jakiś wielki talent. Potem ona się zapytała, czy może do mnie przyjechać po wakacjach na taką prywatną lekcję, żeby sprawdzić, czy dobrze ćwiczyła. Popłakałam się w czasie tej lekcji. Ona zrealizowała wszystko, ale na nowym utworze i to jest jeszcze wyższa szkoła jazdy. Myślę, że w biznesie też jest coś takiego — ludzie mogą nagle zajmować się czymś innym, bo właśnie gdzieś coś już mieli przerobione. Wskazówki, tę wiedzę profesjonalizm i umiejętności wynikające z inteligencji, możliwości mózgu. Po prostu mogą przenieść na inną dziedzinę i to się udaje. Jej się to udało. Po prostu ja ją przeniosłam, wtedy wykładałam w Akademii Sztuki w Szczecinie, gdzie dojeżdżałam z Warszawy, z miejscowości gdzie ona była do bursy w Szczecinie, żeby uczyć ją w liceum jedną, jedyną. Dla niej musiałam wypełnić największą ilość dokumentacji w swoim życiu. [śmiech].

Natomiast w skrócie: dziewczyna, mając 17 lat, przeprowadziła się 700 kilometrów, podjęła tę decyzję w 3 dni za moją namową, ja namówiłam jej rodziców. Skończyła u mnie to liceum, natomiast ja wiedziałam, że ona musi wyjechać za granicę. Miałam takie poczucie.

Właśnie kończy studia w Londynie. Mówi fenomenalnie po angielsku i jak widzę jej posty na Facebooku, jaka jest z tego dumna, jak stała się osobą samodzielną, dorosłą. Po prostu za każdym razem mam łzy w oczach, bo wiem, gdzie by była, gdybyśmy się nie spotkały. Też ta moja decyzja i taka odwaga — uważam, że to jest bardzo ważne w życiu. Jeżeli się trafi na kogoś, gdzie wiadomo, że można wesprzeć albo że można komuś naprawdę odmienić życie, to trzeba zawsze próbować.

Piękna historia, bardzo dziękuję!

Pozdrawiam Gabrysię, bo jej wyślę linka! [śmiech]

Również pozdrawiam! Kto wie, może kiedyś zaprosimy ją do rozmowy tutaj, na tej kanapie.

Tak, jej historia jest ciekawa! [śmiech]

To jest taki dobry moment, żeby porozmawiać o dzieciach. Jak poznałaś Gabrysię, to rozumiem, że można ją określić, że była wtedy jeszcze dzieckiem.

Mam takie pytanie, to jest pytanie z podtekstem: z pewnością zrozumiesz, jaki jest ten podtekst. Co zmieniają dzieci w zawodzie muzyka — w życiu muzyka?

Dla mnie to była rzeczywiście gigantyczna zmiana, ponieważ w czasie kiedy wyszłam za mąż, po prostu jeździłam non stop po całym świecie. Nie było mnie w ogóle, poza oczywiście pracą na uczelni, bo o to zawsze dbałam i to było dla mnie zawsze szalenie ważne.

Natomiast fakt faktem, że pamiętam w 2003 roku, to już 17 lat temu, miałam taki rok, że wyjeżdżałam 56 razy z Warszawy. Pamiętam ten ostatni raz, w grudniu miałam koncert w Brukseli, wsiadłam do samolotu i przez chwilę w ogóle nie wiedziałam, gdzie ja lecę.

To po prostu był kosmos. Natomiast jak urodził się Antoś, to jeszcze w ciąży ja się zupełnie zatrzymałam, to było niesamowite, bo po prostu odczułam taką potrzebę — że to jest moment, kiedy ja znam kobiety, które potrafią do połowy 9 miesiąca nie rezygnować absolutnie. Oczywiście, nie latają, ale jeżeli coś jest w pobliżu, to grają.

Natomiast sama sobie tego zupełnie nie wyobrażałam. Też nie byłam mamą najmłodszą — miałam 33 lata, jak urodził się mój pierwszy syn. Natomiast byłam też bardzo świadoma tego, co robię w życiu, po co to robię i wróciłam do grania dość szybko. Antoś miał 4 miesiące, jak zagrałam pierwszy taki duży koncert i został sam na dwa dni z tatą.

Potem tak luźno wracałam — ale niestety, później wróciłam na dobre. Miałam impresariat w Chinach, przez 3 lata byłam tam 18 razy. Plus Ameryka Południowa, plus habilitacja, bardzo dużo się działo. Myślę, że też dzięki temu mój syn jest takim twardym facetem. To było naturalnym elementem jego życia — on nie płakał, jak wyjeżdżałam, bardzo się cieszył, jak wracałam, ale ja też robiłam tak, żeby jeździć na bardzo krótko. Bardzo mało miałam dłuższych wyjazdów.

Czyli nie zabierałaś go ze sobą?

Nie, nigdy. Natomiast zupełnie sytuacja się zmieniła, jak się urodził mój drugi syn. Myślę, że to jest też tak kwestia… Bardzo często mówi się o tym — ach, kobieta po czterdziestce, to jest bardziej świadoma, albo o Jezu, już po czterdziestce. Sama uważam, że czterdziestka fenomenalnie odmieniła moje życie, ponieważ mi się zupełnie wszystkie priorytety pozmieniały.

Mój drugi syn urodził się, jak miałam lat czterdzieści z kawałkiem. Wcale sobie nie wyobrażałam, żeby czymkolwiek innym się zajmować, niż nim. Odwołałam wszystkie koncerty, całą ciążę nie leciałam ani razu samolotem, co w moim życiu jest naprawdę dość dużym ewenementem. Byłam 1,5 roku z dziećmi. Co nie znaczy, że nic nie robiłam — ale jeżeli coś robiłam, wymyśliłam też duży, międzynarodowy projekt, z resztą związany z pisaniem, więc kompletnie jeszcze co innego, wtedy wszędzie latałam z dziećmi. To mi się oczywiście bardzo, bardzo zmieniło.

Moje pierwsze macierzyństwo i drugie to jest kompletnie inna kobieta.

Pokazujesz swoim przykładem, że da się połączyć bycie mamą z byciem muzykiem.

Tak, absolutnie!

W kontekście tego porównania do zawodu sportowca, gdzie to jest chyba jednak trudniejsze w sensie takim, że trudniej przerwać te treningi i dyscyplinę sportową.

Oczywiście.

Z pojawieniem się Antosia w twoim życiu, coraz bliżej było ci właśnie do tej roli dobroczynnej. Przechodziłaś tak małymi, większymi krokami w stronę wspierania… Medycyny!

Na początku stricte kardiochirurgii dziecięcej.

Ta rola też, nie powiedziałam tego przedstawiając cię – myślę, że to jest dobry moment, że dosłownie kilkanaście dni temu zostałaś doceniona w takiej formie bycia umieszczoną na liście top 100 najbardziej wpływowych osób w medycynie, w ochronie zdrowia w Polsce.

Do tej pory nie potrafię w to uwierzyć, jestem naprawdę tym niesamowicie zaszczycona. Dla mnie było to niebywałe, ponieważ myślałam, że jestem zaproszona po prostu jako prezes Fundacji K.I.D.S. W momencie, kiedy okazało się, że ja jestem na tej liście i to na 75. miejscu — to już w ogóle nie ma znaczenia, na którym — ja jako artysta, muzyk.

To jednak prawda, że to, co odmienił w moim życiu Antoś, z powodu swojej choroby serca. Mój syn jest po trzech operacjach na otwartym sercu. To jest jakiś kompletny przewrót w moim życiu — w potrzebach, w postrzeganiu świata, świadomości tego, co warto, czego nie warto i gdzie można skanalizować swoje umiejętności, o których wiedziałam, że je mam, bo wykorzystywałam je do swoich projektów muzycznych — czyli do poszukiwania sponsorów, partnerów różnych projektów, aby w fajny sposób pokazywać ludziom, że można w coś wejść, gdzie niekoniecznie trzeba mieć miliony kliknięć — z resztą kilkanaście lat temu w ogóle jeszcze czegoś takiego nie było. Stąd też tak się w moim życiu stało, że zupełnie wszystko się odmieniło i ja jestem kompletnie gdzie indziej teraz.

Co było tym pierwszym projektem, działaniem? Wspomniałaś, że jest to związane z chorobą twojego synka. Na początku rozumiem, że to była po prostu opieka nad synem, wspieranie go, wyszukiwanie najlepszych możliwości leczenia, tak po prostu. I w którymś momencie to się przerodziło w chęć pomagania innym.

Znam twoją historię — myślę, że całkiem dobrze, ale tych niuansów nie znam. Przyznam, że nie wiem co było tym pierwszym, pierwszym działaniem.

To był taki moment, kiedy… To długo trwało. Wcześniej sama się nawet nie zastanawiałam nad czymś takim. Tym impulsem była jego trzecia operacja. W tym roku minie pięć lat — także też jest to jakiś mały, okrągły moment. Dowiedziałam się, że w trakcie tej operacji został wykorzystany sprzęt, który nazywa się aparat do autotransfuzji krwi.

To jest bardzo niesamowity sprzęt, który rzadko występuje w polskich szpitalach, bo jakby nie jest niezbędny, ale niesamowicie oszczędza krew, której zawsze brakuje. To jest niebywałe, że takich sprzętów nie ma dużo — ale cóż zrobić, wszystkiego zmienić się nie da. Cell Saver, bo tak to się nazywa, działa na takiej zasadzie, że jest podpięty do dziecka i przechwyca całą tę krew w czasie operacji, która normalnie po prostu idzie do śmieci. Następnie ją oczyszcza i przetacza dziecku z powrotem jego własną krew.

Po pierwsze, jest to oczywiście bardzo bezpieczne, a po drugie — ściśle biznesowo — ogranicza koszty. Każda jednostka krwi to są pieniądze. To jest paręset złotych. Już nie mówiąc o wartości — krwi nikt na świecie jeszcze nie wyprodukował i pewnie to się nigdy nie zmieni. Kiedy się dowiedziałam, że ten sprzęt jest wypożyczony Centrum Zdrowia Dziecka i oni go nie mają na stałe. To był jakiś taki niesamowity impuls, że ja muszę coś zrobić, żeby zgromadzić pieniądze na zakup tego sprzętu. W tym samym momencie poznałam też niesamowite dwie panie, Beatę Kuleszę i Katarzynę Parafianowicz. To są prezeski Fundacji Serce Dziecka, która istnieje już paręnaście lat. Jest jedną z najważniejszych fundacji działających stricte dla dzieci chorych na serce. Okazało się, że Beaty dziadek był znajomym mojej babci w Bydgoszczy. 50 lat temu. Obydwie panie, które kompletnie czym innym się w życiu zajmowały, bardziej były w świecie finansów i biznesu, spotkały się właśnie w szpitalu, bo obydwie ich córki są chore na serce.

Kiedy się dowiedziałam, że ten sprzęt jest wypożyczony Centrum Zdrowia Dziecka i oni go nie mają na stałe. To był jakiś taki niesamowity impuls, że ja muszę coś zrobić, żeby zgromadzić pieniądze na zakup tego sprzętu.

Jedna i druga jest po kilku operacjach serca. Rzuciły wszystko, żeby założyć tę fundację, która dziś jest jedną z topowych zajmujących się dziećmi z wadą serca, których się rodzi 4000 rocznie w Polsce. To jest bardzo, bardzo dużo.

Co się stało? Jakoś razem zaczęłyśmy rozmawiać — ja im odpowiedziałam o tym moim pomyśle. Zapytały mnie, czy nie chciałabym zostać ambasadorem ich fundacji. Odpowiedziałam na to: no dobrze, ale co to jest ambasador? Mogę tak, oczywiście, ale ja chcę coś robić!

Wtedy wymyśliłam jak połączyć muzykę z działaniami takimi, żeby w biznesie znaleźć te pieniądze. Ta rozmowa odbyła się pod koniec czerwca a pierwszy mój projekt: Otwarte serca: Mistrzowie Muzyki, Biznesu i Kardiochirurgii Dzieciom odbył się już 23 września. Także to był rzeczywiście kosmos. Wszystkie pieniądze udało mi się załatwić. Sprzęt został w Centrum Zdrowia Dziecka.

Natomiast wtedy narodziła się taka formuła, która dla mnie była szalenie ważna, bo była po prostu inna niż zazwyczaj. Że pieniędzy szukam pomiędzy koncertami, a na koncertach dziękujemy tym — firmom, lub też czasem prywatnym ludziom biznesu, którzy te pieniądze przekazali.

Myślę, że to też jest zupełnie inne działanie psychologiczne na ludzi — nie, że coś od nich chcemy, tylko zobaczcie: to są ci, dzięki którym ten sprzęt już jest, on stoi, jest kupiony. Może teraz wy? Z tym że jest to bez słów — odbywało się samo.

Takich koncertów udało mi się stworzyć z Fundacją siedem — dzięki temu było zakupionych kilka bardzo drogich sprzętów, których akurat nie kupował WOŚP, bo wiadomo, że tu nic nie pobije tego zasięgu i z resztą mój synek korzystał z ponad 70 sprzętów WOŚP-u podczas swoich licznych wizyt w szpitalach.

Natomiast to we mnie zbudowało takie poczucie, że robię coś naprawdę niesamowicie ważnego i coś, co się przekłada na rzeczy, bez których świat nie może funkcjonować. Oczywiście, z mojej branży padłyby głosy, że muzyka… Tu występowali bardzo, bardzo wybitni muzycy, wszystko odbywało się pro bono — ale wszystko. Nawet catering był za darmo. Uważam, że na tym polega charytatywność — jeżeli jest koncert, to nikt na tym nie zarabia dookoła.

Ten moment, kiedy rzeczywiście udawało mi się ludzi namawiać na przekazywanie pieniędzy lub była jedna osoba niesamowita, która po prostu kupiła trzy sprzęty za łączną kwotę ponad 400 000 złotych i pozostała anonimowa. Tak przeważała się ta szala, że ja przestałam odnajdywać taki naprawdę wielki sens w tym, żeby ciągle jeździć i grać koncerty.

Żeby tylko ciągle jeździć i grać koncerty. Że stopniowo coraz więcej w twoim życiu było tych projektów charytatywnych.

To prawda.

Wydarzył się ten projekt, który jak rozumiem, był czymś, co spowodowało ten kolejny krok, czyli fakt, że zostałaś prezesem Fundacji K.I.D.S., czyli projekt remontu wejścia głównego holu do Centrum Zdrowia Dziecka.

Jak to się stało, że ty, muzyk…? Wcześniej rozumiem — koncerty, muzyka, to jeszcze rozumiem, potrafię sobie połączyć. Skąd jednak tutaj remont i zajmowanie się posadzką, kanałami wentylacyjnymi, drzwiami…? Jak to się stało?

To jest taki moment, który właściwie trudno wytłumaczyć… Jak to się zbiegło. To było tak, że już 1,5 roku byłam z moimi dziećmi, w międzyczasie tworzyłam różne projekty, ale kompletnie niezwiązane z działalnością charytatywną, bo ostatni koncert Otwarte Serca był, kiedy byłam w 8 miesiącu ciąży. Rzeczywiście zawiesiłam się zupełnie na ten czas — tak jak mówię, robiłam inne rzeczy.

Nagle dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka, dr Marek Migdał, zaprosił mnie do siebie i mówi: wie pani co, mamy straszny kłopot z dofinansowaniem od sponsorów części wspólnych. To ludzi nie interesuje, bo to nie jest sprzęt, tam nie leżą na łóżkach dzieci. To jest temat, który nie porusza, a jednak to dzieci widzą najbardziej — że wchodzą do starego holu, siedzą w starych, okropnych poradniach. Oddziały są zrobione pięknie, sale operacyjne, wszystko, ale tych części wspólnych jest dużo. Może by pani wymyśliła jakiś koncert?

Tak, już w skrócie, powstała idea koncertu. Wyobraziła sobie, że jeśli to ma działać ogólnie na Centrum zdrowia Dziecka, to musi być to coś bardzo dużego. Tamte koncerty były zamknięte — były kameralne, na 300 osób. Tutaj… Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym wiedziała, co mnie później czeka [śmiech]. To było szaleństwo. Nasza rozmowa odbyła się tuż przed Wigilią 2018, a pierwszy koncert Wielcy Artyści Małym Pacjentom odbył się 15 marca 2019, już po ukończonym, kompleksowym remoncie holu i jeszcze jednego korytarza oraz wymianie okien przedsionku — do tego wszystkiego udało się wygenerować prawie 120 000 złotych z biletów.

Co było dalej?

Dalej było to, że mi się to bardzo spodobało [śmiech]. Znaczy, spojrzałam też na to oczami mojego syna. On wchodzi do tego szpitala: oj mamusiu jak tu czysto! Jak tu ładnie! Bo to słoneczko, to chmurki. Poza tym muszę przyznać, że rozmowy z szefami tych firm czy dyrektorami marketingu, czy z właścicielami to był taki kontrast dla nich, że myślę, że na tej zasadzie troszkę to też działa — że po prostu czy ja rozmawiam z kimś od technologii i innowacji, bo teraz to jednak będzie w dalszym ciągu działanie Fundacji najważniejsze. Najpierw pociągnęłam dalej też te remonty, no bo po prostu były już ustalone plany, ale jaka to jest niesamowita radość dla dzieci!

Teraz, jak się dzwoni do takiego prezesa i się mówi, że jestem solistką, skrzypaczką, doktorem habilitowanym sztuk muzycznych i właśnie proszę pana, brakuje mi drzwi do szaf przeciwpożarowych, bo wie pan, bo ten remont, trzy tygodnie, a my tu koncert, soliści operowi najwięksi… Ludzie nie dostają takich telefonów po prostu i to jest szokujące.

Natomiast fakt jest faktem, że gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że dostanę tak ogromną szansę, jak zaufanie ludzi ze świata biznesu, którzy z kolei z moją branżą nigdy nie mieli nic wspólnego i że taki Tomasz Rudolf, widząc te moje działania, w ogóle wpadnie na pomysł, że ktoś taki jak ja może poprowadzić Fundację, gdzie nigdy w życiu nie był prezesem niczego. Na pewno popełniam jakieś dziesiątki przeróżnych błędów, nie umiem być systematyczna w jakichś tam ważnych procesach. Jeżeli jednak się za coś zabieram, to jest to na 200%. Myślę, że to zaufanie, którym zostałam obdarzona, a przede wszystkim przez sam fakt, że jednak 23 osoby, w tym ty są fundatorami tej Fundacji, gdzie nikt właściwie nie wiedział, co będzie. To było jakieś takie pospolite ruszenie wynikające z zaufania wszystkich do Tomasza. Jednak to, że wszyscy zaufali mnie, no to jest właściwie kosmos, no bo co ja mogę mieć z tym wspólnego?

Aczkolwiek właśnie myślę, że te 4 lata wtedy, tej mojej działalności charytatywnej jednak są jakąś gwarancją tego, że ja przede wszystkim projekty robię zawsze bardzo precyzyjnie, że one są, one się wydarzają. Natomiast to jest też trudna tematyka, bo są ludzie z bardzo różnych dziedzin, środowisk. To trzeba jakoś ze sobą też połączyć.

Myślę, że nie miałam żadnych wątpliwości i myślę, że nikt z innych fundatorów, osób, które wspierały te zainicjowanie Fundacji, nie miał wątpliwości, bo twoja droga i zawodowa, pokazuje właśnie tę determinację. Zawodowa — wcześniej muzyczna. Tę determinację i to osiąganie. I ta droga, te kilka lat, kiedy można powiedzieć, w sposób indywidualny realizowałaś ogromne projekty. I ta energia — i to serce, które widać. To stanowiło taką stuprocentową gwarancję.

Myślę, że też jest niesamowite to, że przy Fundacji bardzo wiele rzeczy dzieje się na zasadzie wolontariatu, ale nie tak rozumianego, jak przeciętny Polak może sobie myśleć.

Przeciętnie, do 27 lat jakby nie patrzeć, nam się kojarzy wolontariusz, to jest ktoś, kto stoi z puszką, oklejoną i mamy do niego pełne zaufanie — bo na szczęście przypadków skrajnych oszustw było bardzo mało. To w ogóle się nie liczy. Natomiast tutaj, to jest zupełnie co innego — bo wchodzą pro bono w te projekty wybitni specjaliści. Ludzie, którzy się znają na innowacjach, nowoczesnych technologiach. Tworzy się aplikacja pacjenta, która będzie pierwszą w historii Centrum Zdrowia Dziecka.

Dzieje się też bardzo dużo rzeczy związanych z naszym nowym projektem telemedycyny — bardzo trudnym, bo nikt nic z tego nie rozumie. [śmiech] Nie ma czegoś takiego w państwowej służbie zdrowia. A jednak dzięki temu, że przy nas — co też jest bardzo ważne — jest agencja Publicis, która też dla nas pro bono robi ogromne projekty. Myślę, że ta jakość, która stanęła przy Fundacji związana właśnie nie tylko z zarządem, z niesamowitymi osobami w grupie tych fundatorów, założycieli — ale wolontariuszy, którzy chcą poświęcić swój prywatny czas — a są ekstremalnie na co dzień zajęci.

Wydaje mi się, że to jest fantastyczne, bo to wszystko razem działa już na tylu polach, że po prostu coraz więcej tego biznesu chce rzeczywiście w Fundację inwestować, czyli de facto w szpitale dziecięce, bo my po to jesteśmy.

Pod tą rozmową podlinkujemy stronę Fundacji, żeby wszyscy, którzy nas słuchają, mieli możliwość zapoznania się z tym, co jest celem Fundacji, z projektami, które Fundacja K.I.D.S. realizuje.

Mam do ciebie jeszcze takie pytanie — jako skrzypaczka, jako solistka to ty sterowałaś wszystkimi, byłaś najważniejsza. W Fundacji jesteś prezesem, prezesem organizacji, w której jest wiele osób, które nie są pracownikami. Nie dostają wynagrodzenia, nie mają w związku z tym obowiązków, tylko działają na zasadzie wolontariatu.

Gdzie widzisz podobieństwa a gdzie różnice, właśnie między pracą solisty, który swoje działania ukierunkowuje pod swoim kątem, versus właśnie dużej organizacji, która sprawia, żeby grupa ludzi działała w kierunku wspólnego celu.

Nie ukrywam, że jest to dla mnie strasznie trudne. Powiem zupełnie szczerze — nie trudne, że to jest niemożliwe, tylko trudne, ponieważ jestem przyzwyczajona do czegoś, co jest bardzo złe z jednej strony — ponieważ zawsze była przyzwyczajona do tego, że zawsze muszę polegać tylko na sobie.

Nie umiem rozdzielać zadań — to jest bardzo, bardzo skomplikowana dla mnie sytuacja, ponieważ zawsze uważam, że i tak ja muszę wszystko posprawdzać. Tak było przy pierwszym naszym projekcie modernizacji poradni okulistycznej, gdzie jeździłam do robotników, oglądałam, zawoziłam im pizzę, żeby im było miło — bo to działo się w bardzo krótkim czasie, żeby zdążyć. Potem koncert — to jest mój świat, więc miałam oczywiście dwie takie kluczowe osoby, w tym naszą panią project manager z Fundacji, panią Olę i mojego kolegę muzyka, bo bez kogoś z wykształceniem muzycznym to w ogóle by nie było możliwe, żeby to spiąć. Natomiast wiem o tym, że za dużo na siebie brałam, ponieważ nie miałam wystarczająco czasu, żeby śledzić inne projekty, na których się nie znam tak jak innowacje i technologie. Teraz już wiem, że trzeba mieć umiejętność podzielenia się na wszystko, żeby wszędzie troszeczkę przynajmniej wiedzieć, co się dzieje. Żeby ludzie nie mieli takiej świadomości, że są też sami w tym.

Natomiast z drugiej strony, uważam, że to wszystko — Fundacja istnieje te 7,8 miesięcy — to wszystko jest do przełożenia i ja też musiałam się tego nauczyć, ale myślę, że dzięki tym projektom, który były jednak bardzo spektakularne, bo dwie re-transmisje w telewizji tego ogromnego koncertu no i fakt, że wygenerowanych zostało projektów o wartości prawie dwóch milionów złotych. Gdzie większość była załatwiana gotówką. To zbudowało jakiś wizerunek Fundacji, który jest bardzo profesjonalny dzięki temu, jaki jest wkład wizerunkowy agencji Publicis. To wszystko jest bardzo spójne, bardzo strategicznie, jasne w przekazie.

Natomiast bez wątpienia to jest też tak, że ja lubię szybki efekt. Taki jest mój zawód. Wychodzę na scenę, za godzinę mam brawa [śmiech].

Oczywiście, są godziny ćwiczeń i tak dalej…

Siedemnaście lat edukacji!

Tak, ale to jest on my side. To jest takie powiedzenie. Natomiast — koncert trwał 2,5 godziny, wielki sukces. Za to w tych innowacjach i technologiach jednak jest kompletnie inaczej. To są miesiące siedzenia nad tymi projektami i uważam, że teraz trzeba się skupić nad tym, żeby po otwarciu banku krwi, który będzie bardzo, bardzo ważnym przedsięwzięciem — bo jednak to jest serce szpitala — też chcemy tam wprowadzić jakieś innowacje, to że będzie nowy system komputerowy, nowy software, którego nie było od 10 lat, więc nie muszę mówić, jaki on jest.

Dla nas również szalenie ważne jest doświadczenie — nie tylko pacjenta, ale też pracownika w tak ważnych miejscach. Bo jednak to, co mamy wokół siebie szalenie determinuje to, jak działa nasza psychika w pracy.

Dla nas również szalenie ważne jest doświadczenie — nie tylko pacjenta, ale też pracownika w tak ważnych miejscach. Bo jednak to, co mamy wokół siebie szalenie determinuje to, jak działa nasza psychika w pracy.

Zbliżamy się do końca naszej rozmowy. Mam jeszcze takie jedno pytanie, które lubię zadawać, o tak to nazwę. Zanim jednak dojdę to pytania, to taki moment refleksji — lubię też ten moment przygotowań do rozmów, bo pewne rzeczy mi się układają w głowie, widzę te analogie, jak rozmawiałyśmy o tych między zawodem muzyka a sportowca. Też widzę dużo analogii między muzyką i dobroczynnością. To, co jest taką podstawą spajającą jedno i drugie jest to, że to łączy ludzi. Muzyka łączy ludzi i dobroczynność łączy ludzi. W jednym i w drugim są emocje i to jest taką wspólną podwaliną.

Kiedy myślę o tobie, to wydaje mi się, że to jest właśnie tym spoiwem tych dwóch twoich dróg i dwóch pasji.

Tak! Przyszło mi coś do głowy w trakcie tego, co mówiłaś — to jest trochę tak jak dawca i biorca. Jak stoimy na scenie, to dajemy z siebie wszystko, a publiczność odbiera te wszystkie emocje, ale też je daje z siebie. Ten artysta na scenie z nich korzysta — to jest synergia, to nie działa rozłącznie. Myślę, że w dobroczynności jest tak samo — robiąc coś, tak jak Fundacja K.I.D.S. dla — w tym momencie — naszego pierwszego pilotażowego szpitala, czyli dla Instytutu Pomnik Centrum Zdrowia Dziecka, to jest to, że fantastycznie jest wiedzieć, że dajemy coś, co natychmiast ma tylu odbiorców i to tak absolutnie bezwarunkowych.

Jeżeli odbył się wielki remont poradni, gdzie jest immunologia, alergologia i choroby płuc – 300 dzieci dziennie na korytarzu i okazało się, że to nie jest kwestia malowania ścian. To, co jest na tych ścianach, to że mamy chmurki, prawdziwe zdjęcia chmur w postaci folii naklejone na lampy, gdzie normalnie te lampy byłyby po prostu mleczne, białe, okazuje się, że te elementy wizualne wpłynęły bezpośrednio na głębsze oddychanie dzieci przed badaniami. Czyli nie jest to tylko psychologiczne doświadczenie pacjenta, ale udało się wejść w taką głębszą tkankę, jak to, co powszechnie i bardzo mylnie nazywane jest remontem — ja uważam, że to jest modernizacja i wpływanie na zmianę doświadczenia pacjenta. To jest bardzo, bardzo głębokie. To też nas charakteryzuje — jeżeli coś się dzieje, to to się dzieje bardzo wielopłaszczyznowo. To nie jest malowanie ścian i wstawianie nowych krzeseł.

To, co jest na tych ścianach, to że mamy chmurki, prawdziwe zdjęcia chmur w postaci folii naklejone na lampy, gdzie normalnie te lampy byłyby po prostu mleczne, białe, okazuje się, że te elementy wizualne wpłynęły bezpośrednio na głębsze oddychanie dzieci przed badaniami.

To samo z bankiem krwi. Tam nie ma dzieci. Jednak tam jest osiem pań, które tam pracują — niektóre z nich 30 lat — i spędzają tam trzy doby w tygodniu. To jest prawie połowa życia. Doby! One są trzy razy na dwudziestoczterogodzinne zmiany. Teraz — to nie jest tak, jak mają pielęgniarki, że jest ruch, ze się coś dzieje. Nie — siedzą w laboratorium, mieszają krew, badają próbki, odczynniki, osocze, łączą z tym i z tamtym. To jest też bardzo precyzyjna praca i szalenie wymagająca.

To, że — wszyscy zobaczą na otwarciu, jak wyglądały wnętrza, bo wymyśliłam to, że my zawsze pokazujemy przed i po. Dzisiaj ludzi biznesu nie zachwyci to, jak to będzie wyglądało teraz, bo tak wygląda każdy, prywatny szpital i każda prywatna przychodnia, gdzie większość z nich się leczy. Natomiast to, w czym te mistrzynie tego laboratorium spędzały ostatnie 30 lat, a jak będą mogły pracować teraz – to jest właśnie ta różnica. To, że będzie nowoczesna klimatyzacja, że będą zupełnie inaczej stanowiska pracy przygotowane, do komputerów, do wszystkiego. To jest właśnie to — że się wchodzi i to jest też de facto dla dzieci. Bo to, że im będzie lepiej i ładniej, to wiadomo, że ta krew i tak by szła na te operacje. Jednak ta wspólna energia, która się gdzieś tam unosi, takiej radości, zawsze gdzieś się udziela.

Dokładnie. Moje ulubione pytanie na zakończenie. O czym marzysz?

Ha! Wiesz co, ja mam bardzo dużo marzeń. Na przykład kocham z moimi dziećmi jeździć po świecie, uwielbiam to i dużo jeździmy, bardzo. Natomiast tu są dwa pola. Jedno to jest pole prywatne — myślę, że chciałabym być po prostu bardzo szczęśliwa w życiu i to jest dla mnie absolutnie najważniejsze, bo za pieniądze tego nie można kupić.

Druga rzecz, poza oczywiście zdrowiem Antosia, co jest dla mnie w ogóle najważniejsze w życiu, bo Adaś na szczęście jest super, super zdrowym, 2,5-letnim facetem. Natomiast z takich moich marzeń zawodowych, to chciałabym, aby nasza Fundacja stała się na tyle rozpoznawalną marką, żebyśmy doszli do poziomu — nie, szukania partnerów do każdego projektu osobno, tylko żeby móc zdobywać co pół roku jakiegoś dużego, jednego, może dwóch partnerów i móc robić różne projekty na różnych polach. Żeby się nie musieć ograniczać do tego, że teraz robimy to, a teraz tamto, bo to jest bardzo męczące. Fundraising jest fajny, ale jednak jest bardzo wyczerpujący i trochę odciąga od tych ludzi, którzy właściwie są sensem tego wszystkiego, bo to ich praca, ich wiedza wpływa na to, że możemy takie, a nie inne projekty robić. Wierzę, że to się tak szybko wszystko rozkręca, że absolutnie wszystko jest możliwe.

Życzę i tobie, i sobie, i właściwie nam wszystkim, żeby to marzenie się spełniło — myślę, że wszyscy na tym skorzystamy. Dzięki serdeczne za rozmowę!

Bardzo dziękuję! Dziękuję za zaproszenie.

Scroll to top