Maja Makowska – Sugar (Super) Woman | NM 112

Zapraszam Cię dziś na rozmowę z Mają Makowską, znaną w sieci jako SugarWoman. Maja jest diabetyczką, czyli osobą chorującą na cukrzycę typu pierwszego. To poważna, nieuleczalna choroba, nad którą można jednak zapanować i żyć niemal zwyczajnie. A nawet nadzwyczajnie. Tak jak Maja 🙂 Maja jako pierwsza diabetyczka ukończyła podwójnego Ironmana – czyli mega wielki wysiłek dla organizmu. Zapraszam Cię serdecznie do wysłuchania historii Mai.

W odcinku „Maja Makowska – Sugar (Super) Woman | NM 112” usłyszycie o tym:

  • Czym tak w ogóle jest cukrzyca i czy da się ją wyleczyć;
  • kiedy i w jaki sposób Maja dowiedziała się o cukrzycy;
  • skąd pomysł na triathlon;
  • jak radzi sobie w codziennym życiu i w dużych wyzwaniach jak Ironman;
  • jak przebiegła podwójnego Ironmana z cukrzycą typu 1;
  • czym jest zaplanowana spontaniczność;
  • jakie ma plany i marzenia na przyszłość?

Piękne podsumowanie. Będzie trudno, ale i tak warto. Dokładnie tak! Gdyby nie deszcz, nie docenialibyśmy słońca. Gdyby nie smutek, nie doświadczalibyśmy radości. Gdyby nie złość, nie zauważalibyśmy spokoju. A nawet gdyby nie choroba, nie docenialibyśmy zdrowia. Maja – wielkie dzięki za inspirację. A Tobie, drogi słuchaczu, dziękuję za wysłuchanie rozmowy i zapraszam na kolejny odcinek już wkrótce!

Więcej o Mai znajdziesz tutaj: 

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też:

Cześć, Maja!
Cześć!
Bardzo się cieszę, że się tutaj spotykamy na naszej kanapie. Będziemy rozmawiać o Twoich marzeniach, o tym, jakie spełniasz. Chciałabym też Cię zapytać o to, jakie marzenia są przed Tobą, ale na start, dla takiego szerszego kontekstu naszej rozmowy, chciałam się Ciebie zapytać o to, czym jest cukrzyca, na czym polega ta choroba, bo wyczytałam, że niemal 10% Polaków na nią choruje i duża część nawet o tym nie wie.
No niestety tak. Cukrzyca we współczesnych czasach jest nazywana pierwszą niezakaźną epidemią współczesnych czasów. Tylko że mówimy o cukrzycy typu II. Jest jeszcze cukrzyca typu I, na którą ja choruję. W skrócie można ująć to w ten sposób, że jest to nieprawidłowy poziom cukru spowodowany zaburzeniami działania albo wydzielania insuliny.
Czyli w przypadku typu I, tak jak u mnie, moja trzustka nie produkuje lub produkuje w bardzo małych ilościach insulinę, więc muszę dostrzykiwać ją z zewnątrz w postaci zastrzyków.
Bo insulina jest potrzebna do tego, żeby ten cukier obniżać?
Tak. Więc u mnie te wyspy trzustkowe nie działają praktycznie w ogóle. Więc do każdego posiłku, czy słodkiego, czy nie, to się zawsze śmieje, zawsze trzeba podać trochę insuliny, jeśli w tym posiłku są węglowodany, białka i nawet też tłuszcze, to też gdzieś później ten poziom cukru podnosi. W przypadku cukrzycy typu II jest troszkę inna zależność, ponieważ insulina jest produkowana, ale nie jest odpowiednio wchłaniana do tkanek ciała, przez co albo musimy stosować farmakoterapię, po prostu tabletki, albo mamy też lekarstwa, które są w zasadzie darmowe, ale nie tak chętnie się z nich korzysta, czyli ruch i zdrowy styl życia.
Przez to, jaki mamy teraz szybki tryb życia, ile się dzieje, że mamy dużo stresu, jemy dużo przetworzonego jedzenia, gdzieś niestety sami możemy sobie zapracować na tę cukrzycę typu drugiego, dlatego tak ważny jest zdrowy styl życia, ruch, jakieś po prostu racjonalne odżywianie się, żeby tej cukrzycy uniknąć. Jak już się pojawi, to możemy zminimalizować jej objawy, ale…
Czyli nie da się jej wyleczyć, ani tej typu I, ani typu II?
Nie, nie da się. W cukrzycy typu I tylko zaleczamy doraźnie, czyli po prostu podajemy insulinę. W przypadku cukrzycy typu II możemy naprawdę tak zminimalizować te objawy, że będziemy w super formie. Ale to trzeba się starać i uderzać z kilku stron.
A co się stanie, jeśli tej insuliny nie weźmiesz, nie zapodasz sobie?
Jeśli nie podam insuliny, będę miała wysoki cukier, czyli to jest hiperglikemia. Jeśli chodzi o krótki okres, no to nie wyrządzi mi aż tak dużej krzywdy, ale jeśli będzie się wysoki cukier utrzymywał tygodniami, miesiącami, latami, koniec końców doprowadzi to do śmierci, ale po drodze będą zaburzenia widzenia, może być zawał, udar, bardzo nieszczęsna, ale popularna stopa cukrzycowa, czyli jakby obumarcie zakończeń nerwowych, niedokrwienie stopy.
To są wszystko konsekwencje bardzo wysokiego poziomu cukru. Czyli w naszej krwi krąży dużo cukru, nasze rany się nie goją, po prostu organizm zaczyna umierać od środka. Zaczyna też zjadać sam siebie, bo nie ma energii. Mamy cukier, który nie jest transportowany do mięśni i dlatego tak często się chudnie. To jest jeden z pierwszych objawów cukrzycy. I po tym możemy na przykład gdzieś się domyślić, że coś może być nie tak.
Więc to jest hiperglikemia, wysoki poziom cukru, ale bardziej niebezpieczna jest hipoglikemia, czyli niski poziom cukru.
Ale to jak to jest możliwe, żeby on był niski, skoro organizm nie produkuje insuliny, która obniża cukier?
Tu mówimy o cukrzycy typu I już tylko teraz, więc to, co sobie podajemy w postaci zastrzyków, to wcale nie jest takie trudne, żeby przeholować. Czyli na przykład załóżmy, zjem sobie lody i mniej więcej wiem, ile one mają gramów węglowodanów i mniej więcej sobie w głowie przeliczę, ile mam podać tej insuliny, ale może być tak, że na przykład podam insulinę, a lód nie będzie mi smakował i go nie zjem. Albo po podaniu insuliny i zjedzeniu loda pójdę na rower i ten cukier spada.
Więc ta hipoglikemia jest bardzo niebezpieczna, bo mamy tak naprawdę kilka minut, żeby zareagować, żeby zjeść coś słodkiego. Jeśli nie, to najpierw tracimy przytomność, a później po prostu umieramy. I to jest, obumiera mózg, serce, nie ma siły po prostu, żeby pracować i jest śmierć w takim przypadku. Więc zawsze coś słodkiego znowu musimy nosić i bardzo skrupulatnie podawać tę insulinę.
Czyli potrzebna jest taka duża dyscyplina i umiejętności matematyczne, no tak to nazwę.
Tak, do tego wiedza dietetyczna, znajomość swojego organizmu. Jeśli dołączymy do tego sport, to strefy tętna, coś takiego. To są 42 czynniki, które wpływają na poziom cukru. W stylu: czy miesiączkuję, jaka jest pogoda na zewnątrz, czy wezmę prysznic, czy na przykład zjem makaron z truskawkami, czy zjem makaron na przykład z pesto, gdzie pesto jest tłuste, spowolni wchłanianie węglowodanów, i już też inaczej będę musiała zaplanować tę insulinę. To czy się stresuję, bo stres, kortyzol, adrenalina podnoszą poziom cukru. Więc tych czynników jest tyle, że nie jesteśmy w stanie zapanować nad wszystkimi i dlatego nigdy nie jest idealnie.
Powiedziałaś, że chorujesz na cukrzycę typu I, która ma takie podłoże genetyczne, czyli od urodzenia?
W zasadzie tak i to jest najwygodniejsze wytłumaczenie tej choroby, ale tak naprawdę nie wiadomo do końca dlaczego. Mnie wygodnie jest tłumaczyć, że to jest genetycznie, chociaż nie wiemy o rodzinie, która miała wcześniej. U mnie to się jakby uwidoczniło w momencie, kiedy ja zachorowałam na ospę, jako dziecko ośmioletnie, jak każdy dzieciak tam ode mnie ze szkoły i mój organizm był bardzo osłabiony i po prostu chyba wtedy był moment taki, że słabsza odporność i wtedy też trafiłam do szpitala i tam stwierdzono, że to cukrzyca typu I.
Pamiętasz ten moment i tę zmianę, którą ta diagnoza wywołała w Twoim życiu?
W zasadzie urywki pamiętam, bo ja nie rozumiałam jako 8-letnie dziecko, co to znaczy cukrzyca typu I i jak to zmieni moje życie. Ja raczej byłam grzeczna, więc to, co mówili rodzice, to się słuchałam, a jak rodzice nagle mówili, że mam zjeść śniadanie o 7.30, a nie o 8, to musiałam się pod to dostosować.
Zauważałam, że muszę sobie robić zastrzyki albo kuć się w opuszki palców, bo wtedy jeszcze był glukometr do mierzenia. Więc życie straciło na spontaniczności, ale mówię to teraz po tylu latach z tą chorobą, ale została zabrana taka dziecięca spontaniczność, taka troszkę radość, czy nie wiem, kiedy dostajesz złotówkę na przykład i chcesz kupić sobie loda w sklepie razem z innymi kolegami, to nie było czegoś takiego. Wszystko było poddane kontroli, ścisłemu liczeniu i podawaniu insuliny do tego.
Jeszcze 8-letnie, 9, 10, 11-letnie dziecko to sobie potrafię wyobrazić, że tak się podporządkowuje właśnie, że rodzice mówią to śniadanie o 7.30, więc jeszcze o 7.30, ale potem taki wiek nastoletni, gdzie standardem jest bunt i robienie na przekór, to wtedy jak to u Ciebie wyglądało?
Do momentu, jak mieszkałam z rodzicami, czyli to było do gimnazjum, część liceum, bo do liceum już dojeżdżałam, to byłam grzeczna. Raczej się pilnowałam. Cała impreza zaczęła się, jak wyjechałam na studia i nagle żyłam sama sobie. Nagle nie miałam mamy, która mi gotowała i mówiła, co mam zrobić, ile insuliny podać. I tam rzeczywiście zaczęłam więcej jeść, zaczęłam też tyć, więcej imprezować. I chyba to był taki mój objaw trochę buntu, bo tutaj się trzymaliśmy z jednej strony skrupulatnie diety, a wyjeżdżając na studia, ja pozwoliłam sobie na wszystko, czego mi zabraniano te 10 czy 12 lat.
Więc pozwoliłam sobie. Po prostu pozwoliłam sobie i później no niestety musiałam się mierzyć z konsekwencjami tego wiele lat.
To zaraz Cię zapytam o te konsekwencje, albo być może one wyjdą przy następnym pytaniu, które chcę Ci zadać, bo chcę Cię zapytać, w którym momencie w Twoim życiu pojawił się sport?
Właśnie sport pojawił się w momencie, kiedy musiałam ponosić konsekwencje swoich czynów, czyli wtedy, kiedy chciałam schudnąć. Wyszłam biegać. Chociaż uważałam to za najbardziej niewdzięczne zajęcie na świecie, najbardziej męczące, frustrujące i zero zrozumienia dla osób, które biegają. Wyszłam pobiegać w zwykłych trampkach, bez odpowiedniego biustonosza, w zwykłym T-shircie. Wróciłam jeszcze bardziej wkurzona, niż wychodziłam. Byłam wściekła.

Właśnie sport pojawił się w momencie, kiedy musiałam ponosić konsekwencje swoich czynów, czyli wtedy, kiedy chciałam schudnąć. Wyszłam biegać. Chociaż uważałam to za najbardziej niewdzięczne zajęcie na świecie, najbardziej męczące, frustrujące i zero zrozumienia dla osób, które biegają. Wyszłam pobiegać w zwykłych trampkach, bez odpowiedniego biustonosza, w zwykłym T-shircie. Wróciłam jeszcze bardziej wkurzona, niż wychodziłam. Byłam wściekła.

To dlaczego poszłaś biegać drugi raz?
I wtedy wydaje mi się, że uwolniło się we mnie coś, co dalej jest w głowie. Robienie trochę na złość.
Sobie?
Sobie albo nie wiem, swoim myślom, albo… swojej bezsilności może, że ja miałam takie: dobra, było ci tak źle, tak ciężko, to pójdziesz jeszcze raz i zobaczysz, że teraz będzie super. Nie było. Nie było ani za drugim, ani za trzecim, nie było przez parę tygodni i w pewnym momencie, jak biegłam wystarczająco wolno, żeby się nie zadyszeć, bo to jest największy zawsze problem, zadyszka i takie męczenie się i taki brak oddechu, mówię: no dobra, może i mi się spodobało. Mieszkałam wtedy w Trójmieście. I zaczęłam biegać. To tutaj dobiegłam do tego marketu dalej, tutaj do tego sklepu, dobiegłam do morza. Ja mówię: dobra, to jest fajne.
I już przepadłam w tamtym momencie i już zaczęły się buty biegowe, jakiś zegarek, odpowiedni ubiór. Tak to się zaczęło. Wyszłam wściekła, bo muszę, a wiedziałam, że od tego można schudnąć, a wtedy był taki cel.
I ten cel zrealizowałaś tym sposobem?
Tak. Zmieniłam też styl jedzenia na jakiś taki bardziej racjonalny. Zaczęłam uprawiać sport i to gdzieś w połączeniu sprawdziło się.
Przygotowując się do tej rozmowy, wysłuchałam, że ten styl jedzenia, który miałaś, był niewłaściwy, to jest, że miałaś, już powiem tak kolokwialnie, problem z jedzeniem.
Tak, ponieważ teraz tak o tym myślę, że w wieku 8 lat zostały na mnie nałożone ogromne ograniczenia. Moja mama wprowadziła do naszego stylu życia, bo to już też był styl życia, dla całej rodziny styl jedzenia taki, teraz byśmy powiedzieli, że to keto. Wtedy to była dieta doktora Kwaśniewskiego, która opierała się na tłuszczach i białku, a węglowodany zostały ograniczone do minimum. Czyli ja nie jadłam w ogóle ryżu, makaronu, pierogów, kasz. I ja w wieku na przykład 20 lat zjadłam po raz pierwszy jakąś kaszę albo makaron.
Ale rozumiem, że to wtedy w taki sposób były zalecenia?
Nie, wtedy były takie zalecenia, że dieta wysokowęglowodanowa, a tłuszcz jest zły i najgorszy i unikać tłuszczu jak ognia. Dieta wysokotłuszczowa z ograniczeniem węglowodanów pozwalała utrzymać normoglikemię, czyli nie było tak intensywnych skoków i spadków cukru. To bardzo służyło nam w tamtym czasie, bo było łatwiej zachować dobry poziom cukru. Ja jako dziecko naprawdę miałam idealne wyniki. Jak ta dieta była odpowiednio pilnowana, wyniki były idealne. Ale ja w życiu np. nie piłam coli, nie piłam soków, żadnych takich węglowodanów.
Ale wchodząc bardziej w życie, wychodząc do ludzi, do znajomych, chodząc na osiemnastki, to jednak zaczynałam jeść inne rzeczy. Czyli połączenie tłuszczu z węglowodanami, dużą ilością węglowodanów, to niestety nie skończyło się dobrze, bo skończyło się otyłością, z którą ja musiałam później właśnie walczyć.
Ale właśnie to był ten moment, kiedy ja wyjeżdżając na studia, po prostu sobie to odbiłam. To też objawiło się zaburzeniami odżywiania, bo miałam napady jedzenia. Jadłam bardzo duże ilości jedzenia, które później niestety wszystko zwracałam w toalecie, więc to była i bulimia i kompulsywne objadanie się. Więc ja musiałam podjąć w tamtym momencie decyzję, czy zostaję przy tym stylu życia, który mieliśmy, czyli ograniczenie węglowodanów, czy może wybiorę inną drogę. I wybrałam właśnie drogę, gdzie trochę ograniczam tłuszcz, a dodaję węglowodanów. I rzeczywiście to gdzieś tam mi pomogło zrzucić tę uwagę.
Jeszcze w połączeniu ze sportem.
Tak, w połączeniu ze sportem.
W którym momencie poczułaś, że chcesz więcej? No bo przecież biegać to można. Ja sobie biegam raz na jakiś czas. Ostatnio trochę za mało, znaczy mniej, niż bym chciała, ale zamierzam wrócić do intensywniejszego. Więc można sobie po prostu wychodzić rano czy wieczorem i pobiegać i na tym poprzestać. A Ty zaczęłaś startować w zawodach, nie tylko biegowych, ale też triatlonowych. Co Cię do tego skłoniło?
Znowu chyba pojawiła się moje takie wewnętrzne: a ja ci pokażę! Tak grożąc palcem do cukrzycy chyba. Bo połączenie wysiłku fizycznego i cukrzycy możemy uznać, że jest w zasadzie niebezpieczne, bo może prowadzić do śmierci. No tutaj trzeba to jasno powiedzieć.
Hipoglikemia niezaopiekowana, czyli brak naszej reakcji na niski poziom cukru, powoduje utratę przytomności i w konsekwencji najgorsze. Więc tak trzeba zarządzać tym poziomem cukru, insuliną, jedzeniem, żeby móc robić te treningi. Więc ja mówię, no dobra, to opanowałam poziom cukru mniej więcej na 10 km, to spróbujmy może dłuższe dystanse. I jak później zaczęłam wysnuwać jakieś wnioski, to na przykład widziałam, że poziom cukru na dystansie 5 km, gdzie jest większa intensywność, jest wysoki. Bo jest wysokie tętno, są dodatkowe hormony, poziom cukru rośnie. A w przypadku maratonu, gdzie tętno jest raczej stałe, i jeśli trzymam się odpowiednich stref, to raczej mogę zakładać, że poziom cukru będzie spadał.
Więc ja już mówię, no dobra, to skoro mam lepszy poziom cukru przy dłuższych dystansach, to może spróbujmy coś dłuższego. Ale jeszcze w międzyczasie gdzieś chodziłam na crossfit, podnoszenie ciężarów i też patrzyłam, jak to wszystko wygląda. Czyli podnoszenie ciężarów, martwe ciągi i dokładanie kilogramów działało tak, że poziom cukru nie spadał od razu, tylko spadał za jakiś czas, na przykład za pół godziny.
A widzisz to tak precyzyjnie dzięki glukometrowi, tak?
Wtedy miałam glukometr, bo jeszcze nie było takich CGM-ów, czyli ciągłego monitoringu glikemii, więc ja po prostu co pół godziny się kłułam w palec. I na tym crossficie koleżanka rzuciła pomysł: a zróbmy triathlon. Ja mówię, no ja nie umiem strzelać, ale ona: ale tam nie ma strzelania. Jakby ja zupełnie z innego środowiska, zaczęłam czytać. Ja mówię, ty, Ola, ale ja nie umiem pływać. No bo jak na pływaniu zmierzyć poziom cukru? No nie da rady.
I tak mi ta myśl utkwiła w głowie i zaczęła kiełkować, że w wieku 24 lat nauczyłam się pływać na basenie z koleżanką, którą bardzo kocham za to, jaką miała do mnie cierpliwość, bo byłam strasznie opornym uczniem i stało w pewnym momencie nade mną trzech instruktorów, bo nie potrafiłam wypuścić powietrza pod wodą, a wziąć oddechu nad wodą. Myliło mi się to i wciągałam powietrze pod wodą, więc nie kończyło to zbyt dobrze.
Ale to jest nowe środowisko, nowa dyscyplina, więc znowu, jak zapanować nad poziomem cukru, żeby był w porządku, nie mierząc tego cukru. Więc znowu, takie próbuję, robię trochę.
I trafiłam później na grupę, która już nie istnieje, to jest team Aktywni z cukrzycą i już popłynęło. Już się zaczęły triathlony wtedy.
Czyli Ty tak testujesz swój organizm, patrzysz, jak on reaguje przy różnego typu wysiłku, i musisz to robić de facto, bo tę insulinę potrzebujesz sobie podać przed podjęciem tej aktywności?
To zależy. To wszystko zależy i naprawdę to jest jedyna słuszna odpowiedź. Jeśli mam wyższy poziom cukru i jem dodatkowe węglowodany, to tak, muszę podać tę insulinę. Jeśli biegam na czczo, to zdarzają się sytuacje, że mogę wybiec bez jedzenia i bez podania insuliny. Ale to jest bardzo ciężko wykalkulować, żeby obudzić się z takim cukrem, który byłby gotowy do zrobienia treningu. Ale ogólnie tak jest potrzebna insulina, bo insulina zamienia to, co zjem w energię. Więc jak nie mam tej insuliny, a zjem, to i tak nie będę miała energii, bo ten cukier będzie krążył we krwi. Jakby insulina jest takim przekaźnikiem, tak jak u zdrowych ludzi: jak się coś zje, to ma energię. Ja jeszcze tylko potrzebuję insuliny i jest podobnie.

Jeśli biegam na czczo, to zdarzają się sytuacje, że mogę wybiec bez jedzenia i bez podania insuliny. Ale to jest bardzo ciężko wykalkulować, żeby obudzić się z takim cukrem, który byłby gotowy do zrobienia treningu. Ale ogólnie tak jest potrzebna insulina, bo insulina zamienia to, co zjem w energię. Więc jak nie mam tej insuliny, a zjem, to i tak nie będę miała energii, bo ten cukier będzie krążył we krwi. Jakby insulina jest takim przekaźnikiem, tak jak u zdrowych ludzi: jak się coś zje, to ma energię. Ja jeszcze tylko potrzebuję insuliny i jest podobnie.

I tak z tego, co opowiadasz, tak czytam, że chciałaś sobie udowodnić, że te ograniczenia związane z chorobą to nie jest taka ściana, że można przez nią przejść. A w którymś momencie też, no bo dzisiaj jesteś aktywną edukatorką i opowiadasz na swoim profilu o tym, że można z cukrzycą żyć aktywnie. I co sprawiło, że taką misję właśnie masz i chcesz edukować i pokazywać innym ludziom, że się da?
Nie każdy musi uczyć się na swoich błędach. Ja uczyłam się na swoich i coś tam z tego wyniosłam, więc dlaczego ktoś innym ma z tego nie skorzystać? Skoro ja już mniej więcej przetestowałam ten sam dystans, to samo jedzenie, tę samą insulinę 100 razy, to czemu nie mogę powiedzieć, albo może zasugerować, jak zrobić? Tylko że jeszcze trzeba mieć gdzieś z tyłu głowy, że każdy z nas jest inny. Nawet sam fakt wzrostu, wagi, ilości tkanki tłuszczowej, ilości mięśni, to już inaczej na przykład będzie działała jedna jednostka insuliny. Więc ja też nie mogę mówić: zrób tak, tak i tak, to będziesz miał tak i tak, bo często to samo działanie przynosi różne rezultaty, bardzo często, nawet u mnie.
U mnie nawet pojawi się zmęczenie, stres, już inaczej insulina działa. Albo wbiję się w jakiś nerw w nodze, siniaczek powstanie, już ta insulina inaczej zaczyna działać. Ale właśnie bycie edukatorem czy zdobycie teorii jakby pomogło mi też zrozumieć innych, że moja metoda nie zawsze jest słuszna, ale może ktoś akurat będzie mógł to wykorzystać u siebie i jak mu się uda, to ja jestem wniebowzięta, że ktoś na przykład wraca do mnie z informacją, że przebiegł 5 km i nie spadł mu cukier albo miał dobry poziom cukru. To jest super. Ja jestem przeszczęśliwa.
Bo taki ruch, z jednej strony powiedziałaś, że właśnie wysiłek fizyczny przy cukrzycy jest groźny, rozumiem, że jest groźny wtedy, kiedy nie zadbamy odpowiednio o ten poziom cukru, a jeżeli zadbamy, to wtedy on pomaga, właśnie jakoś, powiedzmy, w takim dłuższym okresie czasu stabilizuje, czy sprawia, że łatwiej ten cukier okiełznać?
Tak, jak najbardziej. Wysiłek fizyczny jest zbawienny, czy w przypadku cukrzycy, czy nie, jest zawsze zalecany. Jeśli chodzi o cukrzycę, to na przykład poprawia wrażliwość tkanek na insulinę. Czyli nie musimy przyjmować aż tylu takiej ilości insuliny, tylko możemy troszkę mniej. Insulina też napędza apetyt. Im więcej insuliny, tym większy apetyt. Jemy, znowu insulina, znowu większy apetyt, to jest zamknięte koło. Poprawia krążenie, czyli ten przepływ jest lepszy, no i obniża poziom cukru. Więc to są takie najważniejsze rzeczy.
Ale też, żeby było jasne, tutaj nie mówimy o bieganiu, nie wiem, maratonów 100 km po górach.
Jak to? Jak to? Przecież Ty właśnie biegasz takie dystanse.
Jeśli mówimy o aktywności fizycznej w takim potocznym rozumieniu, to na przykład są spacery, rower i bieganie 30 minut. To nie trzeba naprawdę robić ultramaratonów. Naprawdę wystarczy robić kroki, nie wiem, wejść po schodach zamiast windą. Są banalne, oklepane rzeczy, ale naprawdę to działa cuda.
No właśnie, ale Ty robisz takie ekstremalne rzeczy, bo pojedynczy Ironman to jest maraton, czyli podwójny to jest dwukrotność maratonu, i tu mówimy o samym biegu, tak, a do tego przecież jeszcze pływanie i rower. I zrobiłaś to jako jedyna kobieta z cukrzycą. Nie wiem, czy w ogóle, czy typu I.
Ja biorę jako to typu I. Typu I, bo nie znalazłam żadnej informacji o nikim innym wcześniej takiej, żeby ktoś takie zrobił. I to było o tyle ciekawe, że nie było kogo zapytać.
No właśnie, nie bałaś się?
Bałam się bardzo. Ja miałam mnóstwo ludzi wokół siebie, którzy mi pomagali, czyli moja lekarka, diabetolożka, dietetyk, fizjoterapeuta, trener. Ci ludzie byli super, każdy mi pomagał, ale oni nie odpowiadali na moje pytania.
Uczyli się na Tobie.
Uczyli się na mnie, moja lekarka powiedziała: pani Maju, pani ma wiedzę, pani ma doświadczenie, ja nie wiem, jak pani pomóc, bo nikt wcześniej przed panią tego nie zrobił. Więc to był jeden z moich celów, żeby sprawdzić, jak zachowa się poziom cukru przy tak długotrwałym wysiłku. Ogólne założenie jest takie, że przy wysiłku tlenowym poziom cukru spada. Ale ja na tamten moment nie wzięłam pod uwagę działania hormonów, czyli kortyzolu, który miałam na bardzo wysokim poziomie, podejrzewam, bo nie robiłam badań. Podejrzewam, że adrenalina i kortyzol podnosiły mi ciągle poziom cukru, więc ja ciągle to wstrzykiwałam.
W trakcie treningów i czy już w trakcie właściwego wydarzenia?
W trakcie samych zawodów, tak. Bo to trwało ponad 29 godzin.
Bez snu? Bez przerwy właściwie, tak?
Tak, tak, bez przerwy. I ja gdzieś myślałam, że ten poziom cukru będzie spadał, ja będę sobie jadła, a on będzie leciał. No niestety nie. Jakby to trochę mnie tak… Wszystko, co wypracowałam do tej pory, legło w guzach. Cała moja teoria o cukrze, o spadku, o insulinie, mówię: nie, no coś mi się tu nie zgadza. I później, omawiając właśnie te zawody z jednym z lekarzy, on mówi: a wziąłeś pod uwagę swój stres, napięcie? No i wyjaśniło się.
Usłyszałam takie sformułowanie, w zupełnie innym kontekście, ale ono mi mówi, pasuje mi bardzo do tej sytuacji, że planowanie jest wszystkim, a plan jest niczym. W sensie, że trzeba być przygotowanym i jednocześnie nie działać ślepo według tego planu, tylko nieustająco reagować na sytuację i na nowo planować.
Super, to jest idealne określenie przy cukrzycy. Jeszcze coś takiego jak zaplanowana spontaniczność. To jest takie określenie, które określa, myślę, diabetyków, bo nawet sobie wymyślasz, że chcesz pobiec, ale już planujesz, że weźmiesz ze sobą insulinę, weźmiesz żel, ile czasu mniej więcej. Taka spontaniczność, ale właśnie zaplanowana.
A czy takie podejście, znaczy wymuszone w pewnym sensie, planowanie też pomaga Ci jakoś w pracy czy w takim życiu codziennym, że jesteś bardziej uważna, czy że jak masz jakiś cel w pracy, to myślisz sobie, no dobra, jak mam ten cel, no to muszę to wziąć pod uwagę i to wziąć i to jest coś jeszcze innego, czy właśnie jakoś to doświadczenie cukrzycy wspiera Cię w codziennym życiu?
Bardziej to wykształciło we mnie coś takiego, że nie ma narzekania i nie ma momentu do stracenia. Gdzieś też chyba moja mama tak mnie wychowała, że jeśli gdzieś jedziemy, to zróbmy tak, żeby być tam jak najdłużej. Jeśli coś możesz zrobić szybko i mieć później wolne, to zrób to. Zrób to szybciej. Nie zwlekaj z tym. I ciągle jest takie, wiesz, że ja mam na przykład trochę wolnego, już myślę, co zrobić, nie?
Nie wiem, czy to cukrzyca akurat wpłynęła, ale widzę u siebie takie cechy, które czasem są męczące, bo czasem ja bym chciała poleżeć, a moje leżenie to jest, a dobra, to coś, nie wiem, coś napiszę. No w sumie Instagram to nie praca, to się nie liczy, to przecież można wrzucić jakiś post. I to wykorzystywanie każdego momentu w życiu jest super, bo robi się dużo rzeczy, ale jak przychodzi wolny moment, to człowiek po prostu o tak pstryczek i wyłączony jest, bo to jest mocno eksploatujące.
Tak, znam to. Znam, że ktoś też się denerwuję na siebie czasem właśnie, że ciężko mi tak po prostu usiąść na tej kanapie. I dlatego, wiesz, bardzo lubię te rozmowy, z wielu powodów, ale właśnie między innymi dlatego, że siedząc na tej kanapie, nie można robić innej rzeczy niż skupienie na rozmowie, więc to jest tylko jedna czynność naraz, a to jest już rewelacja.
Właśnie tak się skupiłam na tej rozmowie, że jeszcze zapomniałam Cię, wracając do podwójnego Ironmana, zapytać, co Ty czułaś na mecie?

Ulgę.
Ulgę? Nie radość, satysfakcję?
Nie, absolutnie. To była ulga, bo ja miałam problem, jak się później okazało, nadwyrężyłam mięśnie brzucha, przez co nie mogłam kichać, kaszleć, ale i oddychać. Tutaj nie pracowało nic, więc ostatnie chyba 20 km biegu to była męczarnia. Każde podwyższenie tętna powodowało mnie bezdech. Więc ja się męczyłam bardzo. Ja wbiegłam na metę i ja byłam takim, myślę, trochę wypranym z uczuć po prostu człowiekiem.
No i dobra, wbiegłam na metę, super, no tam było wzruszenie, ale ulga – to najważniejsze. No, medale, zdjęcia, wracamy. I radość pojawiła się dopiero w momencie, jak my wracaliśmy już do Polski, czyli jakieś 2 albo 3 dni później, kiedy wszystko ze mnie zeszło. Kiedy ja już przestałam o tym myśleć, Instagram, Facebook się uspokoiło, odebrałam setki telefonów, wyspowiadałam się mamie i nagle jest taka chwila i ja mówię: ja pierdzielę, zrobiłam to, nie? I wtedy taki uśmiech, który się pojawił na twarzy do samej siebie. Mówię: Boże, ale zajebiście, zrobiłam to!
Ale w tamtym momencie wszystkie inne rzeczy, bardziej też głowa, takie napięcie w głowie, to nie dawało dojść radości do głosu. A dopiero 3 dni później, 4 , 5 miałam takie: ojej, ale fajnie, zrobiłam to!
Czy to uczucie jest uzależniające? Pytam w takim kontekście, że po tym podwójnym Ironmanie Ty sobie cały czas, nie wiem, czy powiedzieć, podwyższasz poprzeczkę, czy zmieniasz poprzeczkę, zmieniasz te płotki, przez które skaczesz.
Uzależniające jest realizowanie celów i poczucie, że ta droga, którą przeszłam, zakończyła się tym, co chciałam. To jest bardzo uzależniające i ja już wiem, że ja żyję po prostu w moich życiowych projektach. Ja mówię: a dobra, spróbuję to. I ta myśl kiełkuje, kiełkuje. Jeśli rzeczywiście zakiełkuje, to ja przechodzę do działania.
No dobra, to tak, tutaj za półtora roku jest taki i taki start. Dobra, wpiszmy go sobie do kalendarza, krok pierwszy. Później: no to może trener. No to dobrze, to zacznijmy przygotowania do trenowania. To zacznijmy trenowanie. I cały ten proces, choć czasem nie jest przyjemny, ale później jest taka satysfakcja. Tak. Tak! O to mi chodziło, tego chciałam! Oczywiście jest dużo, mnóstwo pomysłów i rzeczy, które chciałabym zrobić, ale no niektóre umierają śmiercią naturalną, więc zostają tylko te chyba, których gdzieś tam wewnątrz naprawdę chcę.

Uzależniające jest realizowanie celów i poczucie, że ta droga, którą przeszłam, zakończyła się tym, co chciałam. To jest bardzo uzależniające i ja już wiem, że ja żyję po prostu w moich życiowych projektach. Ja mówię: a dobra, spróbuję to. I ta myśl kiełkuje, kiełkuje. Jeśli rzeczywiście zakiełkuje, to ja przechodzę do działania.

Ironman był dwa lata temu. Dobrze pamiętam?
Tak, dwa.
Potem taka duża rzecz, to był bieg górski, długodystansowy, 110 km, dobrze pamiętam?
Tak, tak, tak.
Coś takiego dużego pominęłam, czy przed Tobą kolejny cel?
Nie, ja miałam przerwę w zasadzie, bo cały czas nie byłam gotowa. W sensie miałam taki okres, że się przepływałam, bo tam szykując się do podwójnego Ironmana wzięłam udział w Otyliadzie. To jest 12-godzinny maraton pływacki. Czyli pływa się 12 godzin, tyle, ile dasz radę, tyle pływasz. Ja tam nie wytrzymałam 12, wytrzymałam 9 godzin i przepłynęłam 20 km. Więc moje barki już tak umierały, ale po tym, po pływaniu przy Ironmanie, ja się przepływałam po prostu i te dwa lata ja nie pływałam. Miałam taką przerwę.
I tak sobie myślę, dobra, może bym już wróciła do tego trenowania. Ale mówię, no nie, nie chce mi się pływać. W sumie nie, nie wracam. I cały czas wiedziałam, że jak zacznę znowu trenowanie pływania, a wewnętrznie nie będzie mi się chciało, to to umrze. Prędzej czy później nie dojdzie do tego. Więc ja miałam 2 lata przerwy od pływania i zaczęłam od września tego roku.
Czyli coś się szykuje?
Tak, szykuje się. Ale właśnie przez to, że nie pływałam, to gdzieś mnie tak popchnęło w stronę górskich biegów i tam robiłam jakieś 60, 40 km, żeby przygotować się do 110, która była w tym roku w lipcu.
Celowałaś w 20 godzin, a pobiłaś o niemal 4 godziny swój cel. To Cię zaskoczyło?
Bardzo, bardzo. I ja czekałam na moment, kiedy będzie: nie, nie, nie może być tak dobrze, zaraz coś się wydarzy. Pomylę drogę, skręcę kostkę, będę miała problem z cukrem. Nie wiem, cokolwiek. Ja mówię, nie, nie. Dobrze, fajnie, że mam zapas do tych 20 godzin, ale niemożliwe, nie? I najgorsza była noc, bo my tam biegliśmy właśnie te 16,5 godziny, ale jak rano w słońce stało i ja miałam jakieś 20 km do końca, to ja mówię: Boże, życie jest piękne! Nie myślałam do końca racjonalnie, bo już miałam 90 km w nogach, a ja mówię: Boże, jak jest super, nic mi nie jest, nie mam obtarć, super się bawię, mam support i taka szczęśliwa wbiegłam na metę, naprawdę bez jakiegoś takiego większego bólu, to była taka czysta radość.
Czyli tym razem nie ulga, a radość.
Tym razem tak. Jakoś miałam do tego takie podejście swobodniejsze. Góry też się rządzą swoimi prawami, że nie ma tam, że tak jak na asfalcie, że jak idziesz, to znaczy, że nie dajesz rady. Jak idziesz w górach, to znaczy, że jest pod górkę i tyle. I nikt tam Cię nie ocenia. Tak jak na biegach asfaltowych, gdzie po prostu cały czas musisz biec. Góry też nie wybaczają. Jest ciężki teren, to zajmuje Ci to dłużej. I to jest normalne. Są kamienie, jest błoto, wywalasz się. Kurczę, to jest jednak inny świat.
Powiedziałaś takie sformułowanie, że na biegach asfaltowych musisz biec. Dlaczego musisz? Jak masz potrzebę, żeby troszkę pójść?
Ja mam takie poczucie, że jeśli jest bieg asfaltowy, to musisz biec. Bo co tam jest trudnego? Ja tak sobie mówię, nie? Jest asfalt, jest płasko, nie masz dziur, ludzie ci kibicują, no to biegnij, tak?
Czyli to z wewnątrz, to nie dlatego, że ludzie patrzą i teraz będę szła, więc…
To myślę, że po części ma wpływ. Takie poczucie, nie wiem, to coś, co oni sobie o mnie pomyślą, nie? Przecież ja ich w ogóle nie znam, to dlatego ich opinia jest dla mnie ważna. Ale ja sama nakładam na siebie taką presję, że na tych biegach asfaltowych jest jakoś tak inaczej. Po prostu góry dają taki spokój jakiś większy, przez to większą swobodę i inne podejście.
A mówisz o tym, co przed Tobą? Czy na razie nie?
Chyba mówię, ale zacznę od celu B, czyli tego troszeczkę mniej ważnego, ale wciąż. Ale muszę dopowiedzieć, że te zawody jakby stały się możliwe dzięki rozwojowi technologii właśnie, czyli tak jak wcześniej tu pokazywałaś CGM. Teraz dzięki temu, że mam Dexcoma, mam możliwość połączenia zegarka bezpośrednio z nadajnikiem.
Czyli ja będąc na środku jeziora, nie muszę mieć telefonu. Wcześniej nie było to możliwe i dlatego w tym roku stało się możliwe przypłynięcie cieśniny Bosfor, czyli tam z Europy do Azji, i tu się zyskuje tytuł Pływaka Interkontynentalnego. Brzmi super ekstra i ja mówię o tym od pięciu lat, ale ja nie miałam możliwości zrobienia tego, bo nie miałam możliwości kontrolowania poziomu cukru w tej cieśninie.
A jaka to jest odległość i jaki czas?
To jest ok. 6 km. Dobra, to tak powiem, bo to tak dumnie brzmi, ale to jest spływanie z prądem, więc jest troszkę łatwiej.
No ja myślę, że niezależnie, między właśnie kontynentami 6 km, fala…
Tak, tak jest fala, ale na ten moment, słuchajcie, zamykają cały ruch na ciśnienie Bosfor, bo są zawody. I ja marzyłam naprawdę od dawna o tym. Super to jest przygoda i mam nadzieję, że to się potwierdzi, jeśli tam wystartuje, ale bardzo ciężko jest się dostać, ale będę próbowała. Będę próbowała, no i też będę musiała wcześniej przetestować, że rzeczywiście połączenie Apple Watch – nadajnik będzie funkcjonowało, bo ja muszę mieć gdzieś ten poziom cukru na bieżąco.
I cel A, o którym mówiłam już parę lat temu, ale on z tego samego powodu nie był możliwy do zrealizowania, bo tam też jest pływanie – i to jest Harda Suka. Ja się śmieję, że ja już mam nawet hasło, że suka to wiadomo, ale czy harda, to się okaże. Ale tam też jest losowanie. I mówią, że to jest najcięższy triatlon w Europie, bo to są zawody w Tatrach. Czyli płyniemy 5,5 km w jeziorku na Słowacji, później jedziemy 220 kilometrów wokół Tatr i bieg jest granią Tatr. Tam jest 55 km i 5,5 tys. przewyższeń. Kosmos. Jak o tym mówię, to się sama boję.
A w jakiej porze roku?
W czerwcu.
Okej, to chociaż tutaj troszeczkę, że tak powiem, z tonu zeszli organizatorzy.
Bardzo się tego boję. Na ten moment jest to nierealne, ale wierzę, że jestem w stanie się do tego przygotować.
Na ten moment? W sensie, że dzisiaj jeszcze nie masz takiego przygotowania kondycyjnego?
Tak. Ale też to mi siedzi w głowie. A jak siedzi tyle lat, to znaczy, że ja muszę przynajmniej spróbować. Bo jeśli ja nie spróbuję, to będę cały czas w tym samym miejscu tkwiła i ja się nie dowiem, czy ja jestem w stanie to zrobić, czy nie. Bo jeśli nie, no to okej, trudno, może to jest ta granica, że po prostu nie dam rady, a jeśli zrobię, no to rewelacja.
Czyli testujesz swoje granice i na co Cię stać.
Tak, ale testuję, myślę, że cały czas bezpiecznie, czyli kontrolując poziom cukru.
Już tak zbliżając się do końca, ja bym mogła jeszcze o wiele różne rzeczy Cię wypytywać, ale tutaj dajmy szansę widzom i słuchaczom, żeby dotrwali z nami do końca. Chciałam Cię jeszcze o tę działalność edukacyjną zapytać. Bardziej ją realizujesz z myślą o innych osobach chorych, żeby pokazać im właśnie możliwości, czy o osobach zdrowych z myślą o profilaktyce? Czy o jednych i drugich?
Kurczę, moja grupa odbiorców na Instagramie jest różna, bo to są osoby zdrowe, kolarze, triatloniści, ale też i diabetycy i gdzieś biegacze, więc wydaje mi się, że po części trafiam do tych zdrowych, którzy tak mówią, no tak, rzeczywiście, jak zjem samą owsiankę albo słodką bułkę na śniadanie, to zaraz mam taki zjazd. I oni: Maja, ale jak myślisz czemu? I wtedy jest jakby tłumaczenie, że tutaj jest duża ilość szybko przyswajalnych węglowodanów, do tego insulina i zaraz zjazd. To taki przykład, najbardziej popularny.
Ale z drugiej strony są też diabetycy, niektórzy świeżo zdiagnozowani, którzy zostali podstawieni pod ścianą, w stylu lekarz mówi: masz cukrzycę typu pierwszego, musisz mierzyć sobie cukier i podawać insulinę. Więc też chcę do takich osób trafiać, żeby ta diagnoza nie była końcem świata i taką wizją, że nic już z tego życia nie będzie. I może robiąc takie rzeczy i gdzieś tak w środowisku tym diabetologicznym, że ktoś usłyszy, jest taka Sugar Woman, robi jakieś takie rzeczy, a zobacz, co tam robi. I on zobaczy, mówi, a nie, no walnięta jakaś, nie dam rady. Ale mówi, no dobra, to jak ona przebiegła maraton, to może ja spróbuję coś wokół bloku.
Wiesz, to nawet czasem są ogromne różnice, ale może jakiś taki mały pstryczek i mówi, a, dobra, pokażę jej, że ja też umiem. Obojętnie, jakie są motywacje, czy zrobienie na złość sobie, czy może chęć spróbowania gestu odwagi. Jak zadziała, to super.
Moje ostatnie pytanie brzmi, trochę nawiązując do tego, co przed chwilą powiedziałaś, że gdybyś chciała, żeby jedno zdanie, jedno przesłanie takie zostało w głowach naszych słuchaczy, to co by to było? Jak zadziała, to super bardzo mi tu pasuje, ale może coś innego chciałabyś, żeby właśnie w głowach naszych widzów i słuchaczy zostało?
Teraz mi to przyszło do głowy, bo nigdy wcześniej tego nie mówiłam, ale to, że będzie trudno, to nie znaczy, że nie warto – coś takiego, bo będzie trudno i będzie przez całe życie trudno i nie będzie żadnego dnia łatwiej, bo to są cały czas te same wyzwania, ale zawsze miałam takie powiedzenie, które też gdzieś tam często przepycham, że nie patrzmy na to jako na przeszkodę, tylko jak na wyzwanie. Jeśli możemy znaleźć do tego rozwiązanie, no to będzie wyzwanie, nie? A nie przeszkoda, która nas całkowicie zblokuje.
A potem będzie ta radość, a może najpierw ulga, a chwilę po tej uldze przyjdzie ta radość. Maja, dzięki wielkie za rozmowę, za to przesłanie. Kibicuję Ci w tej Hardej Suce, w przepływie międzykontynentalnym, i w kontakcie, mam nadzieję.
Tak, będzie super. Dziękuję bardzo.
Dzięki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top