NM 3: Jak połączyć pasję z zarabianiem? Rozmowa z Karolem Wójcickim

  • 00:56:23
  • 29 października, 2019
  • 50,5 MB

W odcinku “NM 3: Jak połączyć pasję z zarabianiem” rozmawiam  z Karolem Wójcickim, który ma głowę w gwiazdach, a mimo wszystko twardo stąpa po ziemi. To przykład osoby, która umiejętnie połączyła swoją pasję ze sposobem na życie zawodowe.

Z ogromnym zaangażowaniem inspiruje innych do spoglądania w nocne, gwieździste niebo i zachwycania się jego pięknem. Wierzę, że wyciągniesz z naszej rozmowy tonę inspiracji.

 

 

W rozmowie z Karolem w podcaście “NM 3: Jak połączyć pasję z zarabianiem” dyskutujemy o tym:

  • czym są dla niego gwiazdy;
  • jakie są jego ulubione gwiazdy;
  • dzięki czemu opowiada o nich inaczej, niż naukowcy;
  • w jaki sposób połączył pasję z zarabianiem i jak stało się to jego sposobem na życie;
  • co go najbardziej kręci w pracy;
  • co robi jako popularyzator nauki;
  • jak jego praca wpływa na innych ludzi;
  • jakie niezwykłe zjawiska możemy zaobserwować na polskim niebie;
  • jak sobie radził z przeciwnościami na swojej drodze;
  • czy połączenie pasji z drogą zawodową nie odziera jej z przyjemności;
  • jakie ma inne pasje i jak je realizuje?

Obejrzyj wersję wideo

 

Po rozmowie z Karolem jestem pewna, że jeszcze tego roku chcę zobaczyć zorzę polarną. Choć od dawna mam ją na swojej liście marzeń, to teraz znacząco wzrósł priorytet jej obejrzenia.

 

Karol jest osobą, która nie tylko żyje swoją pasją, ale zaraża nią wszystkich dookoła. Mam nadzieję, że również i Tobie udzielił się jego astronomiczny bakcyl. Ja tymczasem pakuję plecak i jadę za miasto pooglądać rozgwieżdżone niebo. 

 

Linki do osób i miejsc wspomnianych w odcinku:

 

Więcej o Karolu Wójcickim znajdziesz tutaj:

 

Podcast Napędziani Marzeniami dostępny jest też :

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

Do usłyszenia, Asia!

Transkrypcja odcinka Jak połączyć pasję z zarabianiem? Rozmowa z Karolem Wójcickim

Cześć Karol!

Cześć! Dzień dobry!

Czym są dla Ciebie gwiazdy?

To jest takie pytanie, na które nigdy nie miałem dobrej odpowiedzi, a bardzo często je słyszę. Odpowiedzenie sobie na pytanie czym dla mnie są gwiazdy, które są istotnym elementem mojego życia. Wszystko kręci się wokół nich. Wymagałoby pewnie zrozumienia, kiedy to się wszystko zaczęło, skąd się to wzięło i co się działo po drodze. Nigdy się nad tym szczególnie nie skupiałem. Ciągnęło mnie pod gwiazdy. Ich obserwacja sprawiała mi olbrzymią frajdę.

Obserwacja pozwalała znaleźć się w miejscu i czasie oderwanym od całego świata i jednocześnie poczuć, że świat, o którym często lubimy sobie mówić, jest dużo większy niż nam się wydaje. My jesteśmy jego malutką częścią. Tego nie widać, kiedy jesteśmy skupieni na naszych codziennych sprawach i kiedy jesteśmy w niesamowitym miejscu na naszej planecie, rozglądamy się nad brzegiem wielkiego kanionu i myślimy: „Wow, ale ten świat jest wielki!”

Czasami czuję to, kiedy jestem pod gwiazdami i lubię wyobrażać sobie, że niebo nie jest sferą, która jest nad nami jak w planetarium, gdzie te punkciki są przyczepiane do sufitu. Lubię wymyślać, że one faktycznie są rozmieszczone w pewnej przestrzeni – tak jak jest naprawdę. Wtedy nagle ten świat robi się olbrzymi.

Masz swoją ulubioną gwiazdę lub gwiazdozbiór?

Jest kilka gwiazd, które lubię z różnych powodów. Jedną z moich ulubionych jest Capella. To jest gwiazda, z która przed cały rok mam do czynienia w różnych okolicznościach. Capella to jest najjaśniejsza gwiazda konstelacji Woźnicy. To jest typowo zimowy gwiazdozbiór. Sama Capella jest gwiazdą okołobiegunową. To znaczy, że nie należy jej powiązywać z żadną porą roku, bo możemy ją obserwować przez całą noc i przez cały rok.

Ona nigdy nie zachodzi, przynajmniej w większości naszego kraju. W pewnością w Warszawie, z której pochodzę i okolicy, w której cały czas mieszkam. Ta gwiazda jest o tyle niezwykła, że jest jedną z jaśniejszych gwiazd nocnego nieba. Każdy kto nie interesuje się ani trochę astronomią Capellę w swoim życiu widział, i to zapewne nie raz. Jestem pewien, że Ty również.

Jedną gwiazdkę Capellę każdy w życiu widział – na pewno nie raz!

Lubię popatrzeć w niebo. Czasem myślę, że chciałabym wiedzieć lepiej na co tak naprawdę patrzę.

Nie wiesz, że patrzyłaś na Capellę, ale jestem pewien, że patrzyłaś. To jest pierwsza gwiazdka, która pojawia się na niebie w wigilijny wieczór. To jest gwiazda, którą obserwowali wszyscy. Ja ją lubię za to, że w czasie wakacyjnych nocy, które są bardzo krótkie i jasne, bo nie zapadają dobrze ciemności, to nawet kiedy jesteśmy nad morzem, kiedy jest jasno w nocy, Capellę pięknie widać nad północnym horyzontem.

Ona mruga pomarańczowo-błękitnym blaskiem, więc latem widzę ją nisko nad horyzontem północnym – kojarzy to się z wakacjami. Zimą widzimy ją jako pierwszą gwiazdkę. Zresztą wtedy też nocami wznosi się wysoko nad nasze głowy. Teraz jesienią jest w takiej pozycji, że gdy kładę się koło północy to jest dobrze widoczna z okna mojej sypialni, więc przez krótki czas zanim wzejdzie wyżej mam ją cały czas w polu widzenia.

Chcesz opowiedzieć o jakiejś innej?

Te inne gwiazdy, to jak na nie spoglądam, to mam ciekawe wspomnienia. Czasem zabawne. Może w niektórym momencie żenujące, ale jest gwiazda, która nazywa się Cor Caroli w konstelacji Psów Gończych – to jest konstelacja, którą stworzył polski astronom – Jan Heweliusz. On robił trochę zapchaj dziury po pięknych i wspaniałych konstelacjach stworzonych przez starożytnych astronomów, stworzonych na bazie tych najjaśniejszy i najpiękniejszych gwiazd. Tymi pomniejszymi gwiazdami nikt się bardzo nie przejmował, dopiero później Heweliusz robił z tym porządek.

Cor Caroli jest gwiazdą, która należy do takiej konstelacji, więc pewnie nie rzuca się na pierwszy rzut oka, ale zawsze dobrze pasowała do wakacyjnych, miłosnych historii, bo Cor Caroli po łacinie oznacza serce Karola, więc kiedy opowiadałem koleżankom na obozach wakacyjnych o gwiazdach, to zawsze wspominałem: „Zobacz, to jest Serce Karola”. Nie wiem czy to jest zabawna czy żenująca historia. Po latach perspektywa bardzo się zmienia.

Jest piękna i urzekająca. W ogóle opowiadasz o tych gwiazdach w niezwykły sposób, bo gwiazdy kojarzą mi się z naukami ścisłymi, z konkretem, a Ty opowiadasz o nich w sposób kolorowy, obrazowy i pełen emocji.

O gwiazdach zawsze myślałem jak o grupie przyjaciół. Mamy mnóstwo znajomych, przyjaciół, z którymi lubimy się bardziej, a z innymi trochę mniej. Czasem mamy z nimi więcej kontaktu, czasem widzimy się tylko raz na jakiś czas. Z gwiazdami jest podobnie – możemy je obserwować każdej pogodnej nocy, ale nie zawsze one są pogodne. Czasami widujemy tylko na niebie te najjaśniejsze gwiazdy, kiedy jesteśmy w centrum miasta, gdzie duże ilości świateł utrudniają nam zobaczenie pięknego nieba.

Czasem wyjeżdżamy gdzieś na wieś, w Bieszczady czy na Islandię, gdzie niebo jest super ciemne i widać mnóstwo gwiazd, których przez długi czas mogłem nie dostrzegać na niebie. Pamiętam moment sprzed roku, kiedy po raz pierwszy prawie na południowej półkuli. Byłem 500 kilometrów od równika. Wtedy miałem okazję zobaczyć niebo południowe. Poczułem się wtedy jakbym spotkał ludzi, których mogę traktować jak dobrych znajomych, których wcześniej nie znałem.

Znałem dobrze towarzystwo nieba północnego, ale gwiazdy nieba południowego, to było dla mnie totalnie nowe odkrycie. Pamiętam dobrze ten moment, to uczucie, w których wydawało mi się, że to jest fajny początek nowej znajomości, na którą potrzebują jeszcze trochę czasu, bo kontynuowaliśmy tę znajomość, kiedy na trochę znalazłem się w Chile i tam oglądałem niebo. Ilość gwiazd i ogrom tego niezwykłego widoku nieba południowego przytłacza tak bardzo, że ta znajomość będzie musiała się rozwinąć. Trudno się dziwić, że mówię zawsze o tym z dużymi emocjami.

Zawszę mówię z wielkimi emocjami o gwiazdach. Niezwykły ogrom nieba potrafi przytłoczyć

Magicznie opowiadasz. Czuć pasję do gwiazd, którą w sobie masz. Wrócimy do tematu pasji. Chciałam Cię zapytać o inne zjawiska na niebie. Nie wiem czy powinnam powiedzieć: „niebieskie” czy „niebiańskie”?

Zależy jaki mają kolor. [śmiech].

Mam na myśli zorze, deszcze meteorytów, zaćmienia.

Gwiazdy stanowią tło dla wielu niesamowitych wydarzeń, które dzieją się często na niebie. Często myślimy o gwiazdach jako głównym obiekcie naszych zainteresowań na niebie. Jednak często stanowią jego przepiękne tło. Niebo, przynajmniej dla mnie, w ciągu ostatnich lat, kiedy na gwiazdy napatrzyłem się sporo, konstelacje znam na pamięć, wiem gdzie i kiedy jaką gwiazdę można dostrzec, to może kogoś znudzić.

Nie powiem, że znudziło to mnie, bo zabrzmiałoby to strasznie, ale rzeczywiście potrzebowałem trochę wyzwań i emocji, które wiążą się ze zjawiskami, które potrafią pojawiać się czy zachowywać w sposób kompletnie nieprzewidywalny. Roje meteorów, zorze polarne w szczególności, ale też zaćmienia słońca, za którymi ganiam po świecie są zjawiskami, które sprawiają, że potrafię przejechać kawał świata, aby sobie na nie popatrzeć.

Dlaczego?

One za każdym razem wyglądają inaczej. Właśnie dlatego. Jeśli dziś wyjdę przed dom i popatrzę w stronę nieba, to będzie wyglądało jakoś. Następnego dnia, niezauważalnie dla ludzkiego oka się zmieni. Trochę wcześniej zajdą niektóre gwiazdy, trochę później niektóre wzejdą. To cykl, który ciągle postępuje, ale w skali miesięcy te różnice można zauważyć. W skali pojedynczych nocy – prawie w ogóle nie. Może jedynie zmiany faz księżyca i jego przemieszczanie się po niebie. Wiele ze zjawisk, które na niebie się odbywają, które możemy obserwować jest kompletnie nieprzewidzianych. Za każdym razem mogą wyglądać zupełnie inaczej.

Zorza polarna, w której jestem absolutnie zakochany, to zjawisko, w którym do ostatniej chwili nie mam bladego pojęcia co się wydarzy. Wiem, że muszę się ciepło ubrać, spakować plecak – to jest pewna rutyna, ale z momentem przekroczenia progu hotelu na dalekiej północy, ta rutyna zostaje w środku, a wszystko co się zacznie dziać w ciągu kolejnych kilku godzin jest szaloną niebiańską improwizacją. Zorza zawsze wygląda inaczej, zachowuje się inaczej. To jest mega ekscytujące.

Spoglądając na tego typu zjawiska, doświadczam czegoś, co towarzyszyło mi na początku mojej przygody z astronomią, czyli dreszczyku emocji, że nie wiem co tej nocy będę widział na niebie. Każda gwiazda była niesamowitym odkryciem. Do tego się przyzwyczaiłem. Do zorzy nie można się przyzwyczaić, bo ona za każdym razem będzie miała inny kształt, inny kolor, pojawi się w innej części nieba, o innej porze. Trudno znaleźć tam jakąkolwiek rutynę.

Trochę jak koncert jazzowy – studyjny.

Nigdy nie przepadałem za muzyką jazzową, ale chyba tak jest.

Lubię muzykę, lubię chodzić na różne koncerty – i jazzowe, i muzyki poważnej. Jak opowiadasz o gwiazdach, to przypominają mi się wrażenia z koncertu, gdzie w środku w człowieku czuje się te emocje. Człowiek faktycznie przeżywa to i trudno to nazwać. Ciężko mi znaleźć odpowiednie słowo.

Czujesz to. To jest najważniejsze.

W ten sposób mogę sobie wyobrazić jak Ty przeżywasz widoki zorzy polarnej, których ja na razie nie miałam okazji zobaczyć i doświadczyć. Myślę, że to się za chwilę zmieni. Jest to na liście moich marzeń.

Miałam na liście swoich pytań, pytanie o to jak to się stało, że z pasji stworzyłeś swoją drogę zawodową, sposób na zarabianie. Właściwie nie wiem czy chcę o to pytać, bo jak opowiadasz o tym, to nie wyobrażam sobie, abyś mógł robić coś innego, niż coś związanego z gwiazdami i niebem. Jednak zapytam, bo myślę, że może to interesować wiele osób. Jak połączyć pasję z drogą zawodową?

Mam wrażenie, że to czasem bywa przypadek. Każdy ma chyba delikatną trudność w uwierzeniu w to, że jeśli mamy swoją pracę i pasję, to nagle ta pasja może nam zacząć pochłaniać tyle czasu, że będziemy musieli zrezygnować z pracy. W mojej pracy było szczęśliwe to, że moja praca zawsze oscylowała wokół mojego zakresu zainteresować. Jedynej pracy, której się podejmowałem w życiu, która nie była związana z popularyzacją nauki czy stricte z astronomią, to była praca rikszarza. Jeździłem rikszami po Warszawie. To była moja pierwsza praca i pierwszy sposób na zarobienie pieniędzy.

Może to było nocą? Może można było obserwować wtedy gwiazdy?

Czasami jeździliśmy nocą. Zdarzyło się, ale w Warszawie i tak nie było wiele widać. Trzeba było jednak patrzeć na światła uliczne, a nie niebiańskie, więc nie bardzo nam to wychodziło. Później rzeczywiście ta praca zawsze oscylowała wokół astronomii. Pracowałem w muzeum techniki w planetarium. W międzyczasie dołączyłem do raczkującego wtedy jeszcze zespołu Centrum Nauki Kopernik, z takim marzeniem, że za parę lat będą otwierali najnowocześniej planetarium w tej części świata i byłoby fajnie tam pracować. Zacząłem tam pracować głównie dlatego, aby zdobywać doświadczenie w popularyzacji nauki, kiedy już planetarium zostanie otwarte i ja tam pójdę, to już nie będę kimś z ulicy. Będzie to Karol od gwiazd. Bardzo mi na tym zależało. To się udało!

Udało się, czyli to był przypadek, czy to jednak Ty sprawiłeś, że zacząłeś tam pracować?

Trudno powiedzieć, czy rzeczywiście było, czy miałem wystarczająco mocy sprawczej. To zawsze jest pewna ilość zbiegów okoliczności, pewnych niezwykłych spotkań, znajomości. Ja chciałem, aby tak się wydarzyło. Z mojego punktu widzenia dzisiaj wiem, że udało mi się przejść tę drogę, którą sobie założyłem na samym początku. Czy to było dzieło tylko przypadku, czy może całkiem moja moc sprawcza? Nie wiem czy powinienem to oceniać. Fakt, faktem, że to się udało i pracowałem w miejscu, o którym marzyłem.

Każda praca, w której pracujemy u kogoś daje pewne ograniczenia. Musimy w większości robić te rzeczy, o które ktoś nas prosi. Nawet jeśli to jest w kręgu naszych zainteresowań, to nie zawsze dokładnie tych zainteresowań, w których czujemy się najprzyjemniej. Moje drogi z Kopernikiem w pewnym momencie się rozeszły. Dostałem pełną swobodę robienia w życiu tego, co lubię najbardziej. Co było bardzo ważne? Chyba na to nie miałem wielkiego wpływu. To, że dzisiaj mogę żyć z tego, co lubię najbardziej, to była zasługa ludzi, którzy chcieli iść za mną.

Okazało się, że zainspirowanie innych tym, co robię na co dzień – gapieniem się w zorze, obserwowaniem nieba w najciemniejszych miejscach w Polsce, czy ganianie za zaćmieniami słońca po świecie, sprawiło, że ludzie chcieli mi w tym towarzyszyć. Chcieli być ze mną. Wiedzieli, że robię to,c o lubię. Gdy robię to, co lubię dla siebie samego, to dokładam wszelkich starań, aby to było na najwyższym poziomie. Ludzie chcieli w tym uczestniczyć, dlatego dzisiaj mogę sobie pozwolić na jeżdżenie co miesiąc za koło podbiegunowe, bo jest grupa ludzi, którzy będą się chcieli ze mną zabrać.

Są ludzie, którzy chcą pojechać ze mną na drugi koniec świata na zaćmienie czy wybrać się w Bieszczady i po raz pierwszy dla wielu z nich zobaczyć naprawdę ciemne, wręcz czarne niebo. Jest to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu – gdy mam pełną swobodę w decydowaniu o tym, co chciałbym w życiu robić, mogę to robić. Mogę z tego żyć.

Mam pełną swobodę w decydowaniu o tym, co chciałbym w życiu robić. I mogę to robić! Mogę z tego żyć!

Co dzisiaj robisz?

Dzisiaj, gdybym miał wskazać rzecz, którą najchętniej się zajmuję, chociaż jest ona trochę sezonowa, co doprowadza mnie do szału i zastanawiam się co można z tym zrobić, to zabieram ze sobą ludzi za Koło Podbiegunowe, gdzie wspólnie oglądamy zorze polarne. Zorza polarna jest zjawiskiem, która w Polsce bywa widoczna, ale w bardzo ograniczonym stopniu. Najlepsza zorza polarna z Polski, nigdy nie będzie tak fajna jak najgorsza zorza widoczna na dalekiej północy. Jeśli ktoś chce się zapoznać z takim zjawiskiem, to musi wybrać się w pewną podróż. Z zorzą polarną jest jak ze zwierzętami – idąc do lasu na spacer, wiesz, że las to miejsce, w którym mieszka łoś, sarna, dzik, wilk, kuna.

Tych zwierząt tam trochę jest. Jak często je spotykamy? Jak się trafi raz na jakiś czas jakiś zwierz, to duże szczęście i dzieło przypadku. Jeśli pójdziesz z osobą, która doskonale zna las, wie, gdzie te zwierzęta bywają, wie jak się zachowują, wie jak do nich podejść, to takiego zwierza możesz spotkać podczas każdego spaceru. Z zorzą jest podobnie. Podczas moich podróży wielokrotnie napotykałem ludzi, którzy w hotelowej restauracji rano, jako że rozpoznają moją czuprynę z telewizji, to zaczepiają i mówią: „O Panie Karolu, dzień dobry! Pan to pewnie przyjechał na zorzę polarną. Ma Pan strasznego pecha, bo zorzy polarnej niestety od 5 dni nie ma nad Islandią.” Wtedy trochę zdziwiony wyciągam telefon i pokazuję: „Jak to nie ma? Proszę bardzo. Tu jedno zdjęcie, drugie, film”. I odpowiedź: „Oo! Kiedy Pan to zrobił?”.

Okazuje się, że zrobiłem minionej nocy. Trzeba było wiedzieć, o której godzinie wyjść, gdzie i jak popatrzeć, jak zrobić zdjęcie. Kiedy nie rezygnować – co jest bardzo ważne, pomimo trudnych warunków atmosferycznych, niskich temperatur, kiedy warto chwilę wytrzymać. Ta wiedza zdobywana przez parę lat, dzisiaj procentuje, bo każdy chce z niej skorzystać. Jadąc do Arktyki, inwestując pieniądze w podróż, kawałek od domu, ludzie chcieliby, aby te pieniądze nie były zmarnowane. Jeśli mogą jechać sami, a mogą pojechać z przewodnikiem, to naturalnie często wybierają to rozwiązanie. Ja, dzięki temu, mogę pogapić się na zorze ile chcę. To super przyjemne.

Brzmi pięknie.

Tak też wygląda. Zjawisko za każdym razem zachwyca. Nie tylko ludzi, którzy oglądają je po raz pierwszy, ale też mnie, a ja widuję zorze bardzo często. Zdarzają się słabe zorze, na które powoli uczę się przestać reagować, bo bardzo trudno kontynuować jest jazdę samochodem nocą, kiedy co chwilę, za kolejnym zakrętem wyłania się zorza polarna.

Nauczyłem się tego i staram się przekonać ludzi, którzy jeżdżą ze mną na wyprawy: „Spokojnie, tam z tyłu nie reagują bardzo żywiołowo. Zatrzymamy się za parę kilometrów, gdzie będziemy mieli lepszy widok, a zorza się pewnie rozhula. Gwarantuję Wam, że będzie coś lepszego”. Było to bardzo ważne, aby się w tym przemóc, bo pamiętam, że był taki czas, kiedy najdrobniejsze pojaśnienie na horyzoncie było na tyle ekscytujące, że trzeba było już teraz to obserwować. Każdy, kto widział zorzę zgodzi się, że wrażenia są niezapomniane.

Znowu odpowiedziałeś na pytanie, które chciałam dopiero zadać. Myślę, że to nic złego. Określasz siebie jako popularyzatora nauki, inspiratora. Jako taka osoba, zakładam, że masz wewnętrzne przekonanie, że zainteresowanie ludzi niebem wnosi do ich życia coś pozytywnego.

Przed chwilą podałeś przykład tego zachwytu, który wywołuje zorza. Czy jest jeszcze coś innego? Jakie Ty emocje widzisz? Jakie reakcje z działań, kursów, wycieczek?

Przede wszystkim jestem zdania i tak podchodzę w swojej pracy do tego tematu, żę w pracy popularyzatora astronomii dużo bardziej stawiam na popularyzację emocji. Kiedyś był popularny model, który nadal w wielu kręgach obowiązuje – kiedy chcemy kogoś nauczyć czegoś z zakresu nauki, to jest to taka metoda. Opowiadamy teoretyczne założenia, mówimy teorię, potem wykonujemy eksperyment, który ma potwierdzić albo pokazać zasadę działania danego zjawiska, a później to wszystko omawiamy, wyjaśniamy i tłumaczymy jak ten świat działa.

Pamiętam,że ładnych parę lat temu, tę metodę razem z kilkoma osobami w Koperniku podczas cyklu spotkań, które staraliśmy się wymyślić jak o ten nauce mówić, tę metodę zburzyliśmy kompletnie. To też zburzyło moje poczucie bezpieczeństwa. „Można mówić o nauce w inny sposób? Woła to o pomstę do nieba!” Obcięliśmy dwie zewnętrze rzeczy – wstęp i zakończenie. Zostawiliśmy sam eksperyment. Uznałem, że bardzo fajnie jest pokazywać ludziom tylko jak świat się zachowuje i zostawiać ich z tym samym. Tak samo jest z zorzą polarną. Mogę każdemu, kto będzie chciał wytłumaczyć jak ona działa i skąd się bierze, ale staram się zachęcać ludzi, również tych w Polsce, gdzie nie ma zorzy, aby gapili się w niebo i zobaczyli pewien kawałek otaczającego nas świata, który dla mnie jest oczywisty.

Jest super bliski mojemu sercu. Dla wielu ludzi jest to rzecz zupełnie nieodkryta i tajemnicza, pomimo tego, że nasza cywilizacja na przestrzeni tysięcy ostatnich lat kształtowała się pod pięknym, rozwieszonym niebem. To nam odebrano. Nasza cywilizacja rozwijała się pod ciemnym niebem. Nieba nikt nam nie zabierał. Nie mieliśmy sztucznych świateł, które mogły na tyle rozświetlić przestrzeń wokół nas, że nocą tych gwiazd nie zobaczymy. Astronomia stała się pierwszą nauką na świecie. Ludzie byli zachwyceni widokiem nocnego nieba od samego początku dziejów. Do tego stopnia, że starali się zrozumieć co tam się dzieje, czym są te punkty na niebie. Oczywiście pierwsze tłumaczenia były dosyć niezwykłe i rozumieliśmy świat tak, jak wtedy mogliśmy, przy pomocy bogów, różnych mitologii. Próbowaliśmy tłumaczyć co widzimy i dlaczego.

Ta fascynacja nauką towarzyszyła od samego początku naszego spoglądania w gwiazdy. Choć cała cywilizacja i kultura, i nauka rozwijały się pod gwiazdami, to świat, w którym dzisiaj się znaleźliśmy jest od tych gwiazd odcięty. Mieszkając w Warszawie czy każdym innym dużym mieście, żyjemy pod tak jasnym niebem, zaświetlonym tysiącami kolorowych jasnych świateł ulicznych i podświetlania budynków, reklam. Jest tego masa. Gołym okiem w mieście możemy zobaczyć kilkadziesiąt z około 3,5 tysiąca widocznych gwiazd będących w zasięgu ludzkiego wzroku. To jest problem. Przez to 95% ludzi żyje w miejscu, w którym nie można zobaczyć drogi mlecznej. Wiele dzieciaków nie ma pojęcia, że taki widok na niebie istnieje. To, co robię w swojej pracy, to popycham ludzi w stronę gwiazd na nowo.

Nie muszę im tłumaczyć na co patrzą. Nie muszę im opowiadać o tym, co widzą, ani jak powstają pewne zjawiska na niebie, Chciałbym, aby je zobaczyli, bo jeśli oni zobaczą na własne oczy i być może zafascynują je jak mnie jakiś czas temu, to sami poszukają odpowiedzi na pytanie, które zrodzą się w ich głowie. To z kolei jest najlepsza metoda żeby kogoś czegokolwiek nauczyć, więc popularyzacja astronomii tak, ale rozbudzanie emocji i zachęcanie do tego żeby ten świat samodzielnie odkrywać. Ja mogę tylko im pokazać, że są pewne obszary, o których mogą nie wiedzieć i w ich stronę pchnąć.

Teraz sobie zdałam sprawę, że ja chyba tak naprawdę też nie widziałam na żywo Drogi Mlecznej, bo widziałam ją na zdjęciach, które są publikowane na Twoim profilu na Facebook’u. Podlinkujemy ten profil w notatkach także będziecie mogli się z nim zapoznać, ale tak na żywo faktycznie chyba nie albo może widziałam, ale nie do końca mając świadomość również, na co patrzę, bo na zdjęciach wygląda po prostu przepięknie

I w dobrym takim miejscu, w dobrych warunkach ona potrafi wyglądać równie niezwykle. Astronomia niestety ma pewną wadę mianowicie taką, że wszystko w niej robimy w totalnych ciemnościach, my słabo sobie radzimy w ciemności, jeśli chodzi o obserwację świata. Nie bez powodu teraz jesteśmy pięknie doświetleni studyjnymi lampami żebyśmy dobrze się prezentowali na filmie na filmie w ciemnym pomieszczeniu natomiast, gdy jesteśmy nocą na zewnątrz nasz wzrok nie radzi sobie dobrze.

Gdy jesteśmy w kinie i oglądamy, nawet próbujemy zidentyfikować, jakiego koloru garderobę ma na sobie osoba siedząca obok nas to się robi bardzo trudne, kiedy zapadają ciemności, kiedy światła są wyłączane. Do obserwacji nieba trzeba umieć się przygotować, trzeba umieć też patrzeć w odpowiedni sposób żeby zobaczyć więcej, ale jeśli poświęcimy temu trochę więcej uwagi, poświęcimy temu trochę czasu to widoki na nocnym niebie zaczną przypominać również te, które znamy ze zdjęć.

Zdjęcia naturalnie pokazują zawsze troszeczkę więcej, dlatego że ludzkie oko ma swoje ograniczenia, które aparat potrafi przeskoczyć, ale zawsze powtarzam, że im lepiej Droga Mleczna wygląda na zdjęciu tym lepiej też wygląda w rzeczywistości, więc dobrze znaleźć się jest w dobrym miejscu z ciemnym niebem, nie gapić się, co chwila w smartfon i przeglądać Facebook’a tylko poświęcić trochę tego czasu na przyzwyczajenie wzroku do ciemności i wtedy świadomie zobaczyć tę Drogę Mleczną. Można ją kiedyś zobaczyć przypadkiem oczywiście, ale to jest super przyjemne jak możemy odpowiedzieć sobie na pytanie albo krzyknąć w ciemnościach: wow! Ja to widzę, to tam jest. Żadna ściema w końcu wiem, na co patrzę.

I Drogę Mleczną możemy zobaczyć w Polsce

Tak bardzo dobrze z resztą. My mamy dosyć…często się łapie na tym w zasadzie coraz częściej. Mam taką refleksję, że my w ogóle żyjemy na bardzo niezwykłej szerokości geograficznej, bo niebo w różnych częściach świata wygląda inaczej, różne rzeczy możemy na nim zobaczyć. Na dalekiej północy widujemy zorze polarne, paradoksalnie odcinające nam dostęp do tak zwanych obiektów głębokiego nieba: galaktyk, mgławic, które wymagają ciemnego nieba, a jak one całe świeci na zielono, to to wszystko szlag trafia. Z kolei kierując się dalej na południe od Polski wchodzimy w obszar nieba, w którym Droga Mleczna absolutnie króluje bliżej równika albo wręcz na południowej półkuli tam jasna wstęga Drogi Mlecznej przechodzi wysoko nad naszymi głowami, rozświetlając noc swoim blaskiem, co jest absolutnie niezwykłe. My żyjemy trochę pomiędzy tym wszystkim.

Żyjemy w miejscu, w którym sporadycznie czasami można tę zorzę dostrzec. Możemy latem zobaczyć też niezwykłe zjawisko nazywane obłokami srebrzystymi. To jest w zasadzie rzecz charakterystyczna tylko dla tych szerokości geograficznych. Widujemy też Drogę Mleczną, choć w ograniczonym stopniu, bo tylko ten jej jasny rejon widzimy nisko nad horyzontem późną wiosną i w drugiej połowie lata. W różnych porach roku niebo wygląda u nas bardzo różnie. Noce bywają jasne, bywają ekstremalnie ciemne. Księżyc czasami przechadza się niziutko nad horyzontem, a czasami wnosi się nad nasze, nad naszymi głowami, więc ta Droga Mleczna jest do zobaczenia tutaj.

Wygląda całkiem fajnie, ale nie ukrywam, że są miejsca, w których Droga Mleczna potrafi naprawdę zapierać dech w piersiach, tak jak właśnie bardziej południowe rejony naszej planety. To, co jest najważniejsze w tym wszystkim to to, że mamy tutaj świetną wersję demonstracyjną wszystkiego. W sensie w ograniczonym stopniu możemy spróbować każdego prawie zjawiska, a jeśli chcemy zobaczyć je lepiej to możemy pojechać gdzieś, gdzie jest ono widoczne tak, że naprawdę łapiemy się wtedy za głowę i mówimy: wow.

No Polska faktycznie nie tylko pod kątem gwiazd, ale również pod kątem ukształtowania terenu, prawda? I tego, że mamy dostęp i do morza, i do gór…

Do gór, wszystko. Ja pamiętam jak wyszedłem ze szkoły podstawowej, czy w ogóle wchodziłem w taki czas, że zacząłem poznawać świat to się tak trochę dziwiłem, że dlaczego jak ktoś w jakichś powieściach ktoś mówi, że: muszę udać się na daleką północ to idzie na północ i dochodzi do coraz wyższych gór i w ogóle jest mnóstwo śniegu. Jak idzie na północ to jest morze przecież, tak? Ale mamy rzeczywiście wszystkiego po trochu, co jest przyjemne.

Tak, w fajnym miejscu żyjemy. Opowiadasz naprawdę no po prostu magicznie. Przypomniała mi się taka informacja, którą zasłyszałam od kogoś, tak, że dzieci uczą się szybko, dlatego, że w ciągu dnia doświadczają kilkudziesięciu momentów zachwytu i to powoduje, że ja nie wiem jak to działa dokładnie, ale ich mózg lepiej wchłania wiedzę po prostu.

A dorośli tych momentów zachwytu mają mniej. Teraz jak słucham tego, o czym opowiadasz, nie widząc nieba tylko słuchając to ja już doświadczam momentów zachwytu także nie mogę się doczekać tego momentu, kiedy zobaczę zorzę polarną i myślę, że namówiłeś mnie nie wiem kurczę żeby najbliższy weekend to już wybrać się za miasto, nie wiem, jaka będzie pogoda no, bo jednak to wpływa…

Teraz jest kiepska. Zawsze powtarzam, że im dłużej jest kiepska pogoda tym szybciej jest szansa na to, że ona się zaraz poprawi, więc kto wie, może na weekend warto sobie zaplanować coś.

Dokładnie, ale na pewno o tym pomyślę, bo też pamiętam z przeszłości, z różnych wyjazdów, kiedy spędzałam wakacje jakoś poza miastem, jak się człowiek położy nie wiem na trawie, na piasku, spojrzy w to niebo, w to ciemne niebo i jest na nim nie wiem ile tych gwiazd, ogromna masa no to budzi się ten zachwyt. Jest to niesamowite wrażenie.

Dzieciaki dodatkowo uczą się szybko, bo przyszło im obcować z olbrzymią ilością wiedzy dzisiaj i mam wrażenie, że ich mózgi musiały trochę ewoluować w ostatnich latach żeby przetwarzać te informacje. Pamiętaj o tym, że dzięki, aż sięgnę do kieszeni po rekwizyt, czyli po telefon komórkowy to jest nasze okno na cały świat, zabawne jest to, że w większości wykorzystujemy je do grania w jakąś farmę albo do oglądania śmiesznych kotów w Internecie, ale dzięki temu urządzeniu możemy mieć dostęp do takiej ilości informacji w ciągu tylko jednego dnia, której nie był w stanie przyswoić albo doświadczyć człowiek przez całe życie na przykład w średniowieczu, więc to też wymogło na pewno na nas żebyśmy mogli trochę szybciej te informacje przyswajać.

Rzeczywiście zachwyty różnymi rzeczami też z pewnością w tym pomagają. Trudno oczekiwać żeby dzieciaki zapamiętały lekcje, na której nauczyciel będzie gadał tak, że każdy będzie już odpływał po drodze, ale jeśli będzie eksperyment, będzie wow, będzie pokazanie kawałka fantastycznego świata no to samo wchodzi do głowy.

Apropo, posłużę się tutaj na chwilkę Twojego rekwizytu, to też ktoś mi ostatnio pokazał taką fajną aplikację, że wystarczy kierować telefon na niebo i wtedy pokaże nam się na ekranie tej aplikacji nazwa gwiazd, które akurat widzimy.

Jest całe mnóstwo takich aplikacji. Dzisiaj rzeczywiście możemy wykorzystać je do tego żeby poznawać świat. To też jest bardzo niezwykłe, bo technologie, z którymi teraz obcujemy pozwalają nam rozwijać się w stopniu naprawdę nieporównywalnym z niczym wcześniej.

Dzisiaj nie musimy mieć pod ręką astronoma doświadczonego w obserwacjach nieba żeby je poznać wystarczy odpowiednia aplikacja. Nawet niektórzy mówią, że jeśli podczas gryzienia, podczas obserwacji będą gryzły nas komary to na to podobno też jest aplikacja, którą odpowiednio jak włączymy, emituje dźwięk, który komary ma odstraszać. I to nigdy akurat nie działało, ale można naprawdę sprawić, że świat będzie dużo bliższy nam i będziemy lepiej mogli go postrzegać.

Opowiadasz fascynujące rzeczy i mogłabym o niebie i o gwiazdach słuchać i rozmawiać z Tobą długo. Chciałabym wrócić do tego tematu pasji i też przerabiania pasji na tę drogę zawodową. Chciałam się Ciebie zapytać czy wydarzyły się jakieś takie rzeczy, przeciwności losu, które spowodowały, że może pomyślałeś sobie, że to jednak nie była najlepsza droga, jeśli się wydarzyły to jak sobie z nimi radziłeś?

To trudne pytanie. Jakoś tak, chociaż niektórzy mają tak w życiu, że się budzą o trzeciej nad ranem i przypominają sobie wszystkie największe porażki swojego życia, a potem do godziny siódmej nie mogą już z nimi zasnąć, ale ja chyba tak nie mam. Zawsze skupiam się w życiu na różnych pozytywach i rzeczach, które mi się udawały. Starałem się wyciągać z nich to, co najlepsze. A czy zdarzają się takie potknięcia?

95% ludzi żyje w miejscu, w którym nie można zobaczyć drogi mlecznej.

Nie pytam w takim kontekście żeby tutaj wyciągnąć, co Ci się nie udało, tylko bardziej pod kątem takim żeby też pokazać ludziom, że nie wszystko jest zawsze takie wspaniałe i, że czasem zdarzają się takie okoliczności, które nam utrudniają po prostu realizację tych naszych marzeń, naszych pasji, ale jesteśmy w stanie sobie z nimi poradzić.

Ja myślę, że taką największą trudnością, jaką ja w życiu napotkałem to był lęk przed pójściem na swoje. To znaczy byłem wychowany i nauczony przez wiele lat, że po pierwsze: edukacja da ci wszystko, musisz mieć najlepszą szkołę, najlepsze studia, potem to musisz mieć pracę i się jej trzymać, bo raz dana powinna Ci towarzyszyć później przez całe życie. Ja w pewnym momencie swojej drogi mam wrażenie, że mogłem trochę zawieść moich rodziców, bo rzuciłem studia, które miały mnie doprowadzić tam, gdzie chciałbym być, ale szybko zdałem sobie sprawę, że to nie jest ta droga, że będąc zawodowym astronomem nie będę robił tego, co kocham najbardziej.

Bo choć będę zajmował się astronomią i będę badał najbardziej fascynujące sekrety Wszechświata to metody, którymi posługują się dzisiaj astronomowie są kompletnie różne od tego, czym ja się zajmuje. Ja się gapię w gwiazdy. Astronomowie, gdyby się gapili w gwiazdy no to by cały czas tkwili w XVII wieku i w metodach, którymi ostatni raz posługiwał się Galileusz. Dzisiaj oni używają zaawansowanych teleskopów, niezwykłych metod badawczych, przez które paradoksalnie rzadziej spoglądają w gwiazdy i pamiętam, że zdałem sobie wtedy sprawę, że trochę marnuję czas. Że to nie jest to, co chcę robić. Dodatkowo w tym czasie pojawiła się gdzieś w perspektywie odległej szansa załapania się do Kopernika, o którym wtedy bardzo marzyłem i pomyślałem, że zostawię studia, zajmę się pracą, spróbuje zdobywać doświadczenie w popularyzacji nauki.

Ale drugą taką trudnością było to, że jak już dostałem tę swoją wymarzoną pracę i robiłem to, co chciałem robić, bo też ważne, udało mi się nawet przekonać moich przełożonych, że to, do czego mnie tam oddelegowali to nie jest do końca to, co ja czuję i w czym się czuje najlepiej i że chciałem robić różne rzeczy pod prawdziwym niebem, a nie pod sztucznym, pod taką kopułą planetarium, więc nawet pomimo wielu ułatwień ze strony moich przełożonych nie mogłem robić wszystkiego, co bym chciał. Ale z drugiej strony była gdzieś w mojej głowie taka blokada, że no nie. Jeżeli pójdę na swoje i będę starał się wyżyć z astronomii tylko i wyłącznie z mówienia o tym, że fajnie gapi się w gwiazdy to to się nie uda, ale sytuacja mnie w pewnym momencie trochę zmusiła do tego.

Różne okoliczności sprawiły, że musiałem rozstać się ze swoim miejscem pracy i zacząć układać sobie zawodowe życie trochę po swojemu i to był bardzo trudny moment, w którym ja nie byłem pewien czy to zadziała. Przyszedłem, założyłem firmę, zarejestrowałem działalność gospodarczą, bo trzeba było jakoś to wszystko robić i mówię: Boże! Będę musiał zaraz zapłacić ZUS! Od każdego wynagrodzenia będę musiał zapłacić sam podatek. Problem, z którym się mierzy pewnie mnóstwo młodych Polaków, którzy wychodzą jakby z etatu chcą pójść na swoje, ale większą obawą było to czy można żyć ze swoich marzeń trochę, z tego, co chce się robić, na co dzień i okazało się, że to się da zrobić i ta zmiana sposobu myślenia, była chyba najtrudniejszym, z czym ja się musiałem mierzyć w swojej praco-pasji.

Jakoś nad tym pracowałeś żeby zmienić ten sposób myślenia, czy po prostu przyszło z czasem?

To był trochę skok na głęboką wodę i tutaj chyba nie było szansy nawet, żeby nad tym pracować. Trzeba było się po prostu w to rzucić i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Czasami takie rozwiązania w życiu są chyba najlepsze, bo możemy próbować różnych rozwiązań, możemy podchodzić do tego z ostrożnością i zastanawiać się, czy to wypali, układać jakieś plany. Biznesplany na Boga! Ja w życiu nie robiłem biznesplanu dobrego.

Myślę sobie, że jest wielu przedsiębiorców, na których patrzę z podziwem, ale ja tak nigdy nie potrafiłem. Skoczyłem na głęboką wodę i to się okazało, że po prostu działa i czasem chyba trzeba sobie na to pozwolić, trzeba się odważyć żeby coś takiego zrobić, bo to się tyczy zarówno pracy jak i też marzeń, wiele osób boi się sięgać po swoje marzenia, bo wydaje im się, że to będzie trudne do zrealizowania. Widziałem już wielokrotnie tego typu historie, że ktoś właśnie nagle wszystko rzucił i potem zaczął realizować marzenia po prostu.

Widzę teraz właśnie taką historię. Super, że o tym opowiadasz, ale też widziałam, słyszałam wiele osób opowiadających z pasją nawet o swoich marzeniach, ale mówiących o tym, że oni się boją, nie mają przekonania czy to się uda i ten strach jest niestety większy od siły tych marzeń i właśnie, dlatego rozmawiamy.

Rozmawiamy, bo zależy mi na tym żeby pokazywać przykłady, że jednak się da, że można przejść przez ten moment strachu i później, i później można leżeć na trawie i patrzeć w gwiazdy.

Kiedy się czegoś, kiedy się czegoś boję, kiedy coś mi sprawia pewne trudności w życiu zwykle wiąże się to z pewną perspektywą czasową na przykład nie wiem, budzę się rano i czuję, że to będzie straszny dzień wciąż utrzymuje mnie przy życiu myśl, że to jest tylko 12 godzin, że za 12 godzin będzie po wszystkim. Jest jeszcze jedna myśl, która bardzo mi w tym wszystkim zawsze pomaga mianowicie przypominam sobie o niej w sytuacjach, w których muszę dokonać pewnego wyboru, muszę coś zrobić albo czegoś nie zrobić, ale się trochę cykam i nie wiem, co…jaką decyzję podjąć.

Chyba lepiej jest w życiu żałować decyzji, które podejmiemy niż żałować tego, że decyzji nie podjęliśmy żadnej, że nie poszliśmy jakąś drogą i nie wiemy, dokąd ona doprowadzi. To jest bardzo ważne. W sytuacjach takich najtrudniejszych, kiedy muszę zdecydować czy coś robić czy nie, zróbmy, zobaczymy coś z tego wyjdzie, najwyżej wyjdzie coś złego, ale to zawsze będzie pewną lekcją, ale w najlepszym przypadku uda się to, o czym marzymy. Odmawianie sobie tych różnych ścieżek i odmawianie sobie szansy sprawdzenia, dokąd one prowadzą jest chyba największą krzywdą, jaką można sobie samemu zafundować w życiu.

Odmawianie sobie różnych ścieżek i szansy sprawdzenia dokąd prowadzą jest największą krzywdą, jaką można sobie samemu zafundować w życiu

Nie pozostaje mi nic, jak tylko w pełni podpisać się pod tym, o czym mówisz. A troszeczkę zmieniając temat, bo tak się zastanawiam, czy połączenie pasji z tą drogą zawodową nie odziera tej pasji z tej pewnej magiczności, że wcześniej to jest coś, co robisz żeby w pewien sposób realizować siebie.

Ok, tu zarabia, to jest moja praca, a tu jest coś, co robię po to żeby czuć tę wewnętrzną satysfakcję. W momencie, kiedy łączysz jedno z drugim czy to nie jest troszkę tak, że ta pasja jest właśnie umniejszana w pewien sposób.

To jest bardzo trudne. I tu się z Tobą zgodzę, że rzeczywiście tak czasami może być, że jeśli łączymy pracę z pasją, bardzo trudno jest też odgraniczyć, co jest Twoim czasem wolnym, a co Twoimi zawodowymi obowiązkami. To mnie doprowadza czasami do szaleństwa, myślę sobie: “Boże, no dzisiaj to już mogłyby być chmury, bo przecież nie mogę patrzeć kolejną noc w gwiazdy, tak?”

No niemożliwe, trudno mi sobie wyobrazić.

Wiesz, że zdarzają się naprawdę takie dni?

Nie.

Zdarzają się, zdarzają się, ale trzeba znaleźć w tym wszystkim rzeczywiście trochę równowagi. Ja nauczyłem się tego parę lat temu, kiedy, kiedy zacząłem też myśleć rzeczywiście, że moja praca, jako że się pokrywa z pasją czasem pewne rzeczy utrudnia. Więc planuje sobie czasami taki czas totalnego lenistwa, w którym nie zajmuje się niczym związanym z astronomią. Ja wiem, że ona mi zawsze sprawia mnóstwo frajdy, ale czasem lubię też po prostu zawinąć się w koc, usiąść na kanapie i oglądać przez cały dzień seriale na Netflixie.

Natomiast hm..czy to trudno jest ze sobą odgraniczyć pracę i pasję? To bywa problematyczne i nie będę ukrywał, że tak nie jest, ale ważne jest żeby po tym wszystkim dać sobie trochę wytchnienia, co też jest chyba przełomową rzeczą w tym moim życiu zawodowo –pasjowym to żeby powiedzieć sobie czasami, że jeśli mi się dzisiaj nie chce to, że tego nie robię.

Oczywiście moja praca polega często na tym żeby relacjonować pewne rzeczy, zjawiska astronomiczne ludziom, ale czasami jestem po prostu zmęczony i niestety specyfika tej pracy wiąże się też z tym, że często muszę zarywać noce, więc warto powiedzieć sobie czasem dość żeby właśnie poczuć jakiegoś takiego nie wiem obrzydzenia, zniechęcenia do swojej pasji. I jak gdzieś tam ten balans znajdziemy to później zaczyna działać.

A czy poza gwiazdami masz jeszcze jakieś inne pasje?

Mam jedną. Mam jedną, w którą też bardzo bym chciał pójść. Ja od czasów liceum chyba, a nawet może odrobinę wcześniej pasjonowałem się bardzo lotnictwem, ale lotnictwem wiesz na zasadzie nie, że oglądania samolotów, tylko strasznie kręciło mnie pilotowanie maszyn. Gdy byłem w liceum zacząłem realizować tę swoją pasję w taki sposób, że latałem na wirtualnych, cywilnych symulatorach lotniczych. Jest taka, cała sieć, wiesz?

Ludzi, którzy łączą się w Internecie i jedni wsiadają do symulatorów lotniczych na przykład takiego Boeinga 737 czy 767 już rzadziej, bo niedużo tych maszyn lata, ale jeszcze latają, a inni siadają i symulują stanowisko kontrolera ruchu lotniczego i słuchaj bawimy się w prawdziwe lotnictwo. Musisz nauczyć się pilotować, jaką maszynę, nauczyć się procedur, nauczyć się zasad, frazeologii, komunikacji, musisz współpracować z innymi, no i bawimy się w pilotów. Ja mam na przykład, nie chwalę się tym często, ale łącznie na symulatorze Boeinga 767 mam wylatane prawie 6 tysięcy godzin!

Wow!

Ale 737 było chyba koło czterech? Bardzo dawno nie latałem od czasów, kiedy przesiadłem się na trochę inny rodzaj komputerów z PC na MacBooki – tam trochę to było problematyczne, ale zawsze chciałem zostać pilotem i nawet parę lat temu zastanawialiśmy się w momencie, w którym przechodziłem te transformacje to znaczy sprawiałem, że astronomia stawała się moim głównym sposobem zarabiania pieniędzy na życie, ale nie byliśmy pewni z żoną czy to się uda, był taki pomysł, mówimy, żona mi mówiła: “Wiesz, co Karol ty weź zrób może tę licencję pilota, to jak coś kiedyś posypie to ty przynajmniej będziesz już tym pilotem.”

Plan B.

To wymagałoby rzucenia przeze mnie naprawdę wszystkiego czym się na co dzień zajmuję i pójścia w to na całość, mniej więcej dwóch lat szkoleń, inwestycji, kupę pieniędzy w to, więc wtedy nie chciałem sobie na to pozwolić natomiast kilka miesięcy temu żona sprawiła mi taki prezent urodzinowy, że kupiła mi taką pokazową, zapoznawczą pierwszą lekcję latania, prawdziwego latania.

No proszę!

Wiesz, to było super niezwykłym doświadczeniem, bo w szkole lotniczej, do której poszedłem panowie się pytali czy miałem jakieś doświadczenie z samolotami, ja powiedziałem: “tak, na simach, na takich samolotach, na takich, że trochę tego doświadczenia mam”, to panowie: “dobra, trochę ominiemy część teoretyczną. Chodź pójdziemy od razu na symulator, pokażesz nam, co potrafisz.” Polatałem na symulatorze, zrobiłem różne zadania, o które mnie panowie prosili, wydaje się, że na tyle zadowalająco, że potem wyprowadzili samolot na pas startowy, taką niewielką awionetkę mówią: startuj.

Wiesz, co ja pamiętam moment, w którym pierwszy raz siedziałem w samochodzie podczas lekcji i to było szokujące, że zrobiliśmy tam dwa kółka po placu manewrowym, a potem wyjechaliśmy na ulicę i pan mówi: “proszę jechać”. Ja mówię: “jak to mam jechać samochodem?” A tutaj była sytuacja, że bez kółek żadnych, samolotem gdziekolwiek wyprowadzono samolot na pas startowy i pozwolono mi polecieć i to było mega przerażające.

Ale faktycznie samodzielnie wystartowałeś?

Wystartowałem, a potem latałem samodzielnie tym samolotem, lądowanie musiało oczywiście odbyć się już za sprawą pilota, który siedział obok mnie. W chwili po starcie spanikowałem, bo byłem przerażony tym jak samolot się zachował. Trochę inaczej niż się spodziewałem, więc wyprowadziłem go kawałek za pas, powiedziałem pilotowi: Twoje stery. Musiałem ograniczyć oddech i palpitacje serca, bo paradoks cały polega na tym, że ja się panicznie boję latać.

Wiesz jak ja wsiadam do samolotu i lecę na zorze, muszę założyć słuchawki, włączam swoją uspokajającą playlistę i wyłapuje przez zamknięte oczy każde najmniejsze drgnięcie samolotu, panicznie boję się latać, ale zdałem sobie sprawę parę lat temu, że ten mój lęk nawet nie jest lękiem przed lataniem, ale jest lękiem przed oddaniem kontroli nad swoim własnym życiem. Dlatego też nie jeżdżę samochodem, jako pasażer i źle się czuje, jako pasażer w samolocie. Ale w tym samolocie rzeczywiście przez chwilę był lęk, a potem się okazało, że ja mogę panować nad tym, co się dzieje z tą maszyną.

To było wspaniałe, wybraliśmy na lot super wietrzny dzień, rzucało tą maszyną potwornie, powiedziałem temu panu; słuchajcie, jeśli ja mam dzisiaj się przekonać, czy ja będę mógł kiedyś w przyszłości zostać pilotem, to to musi się odbyć no nie jak na jakiejś zielonej, pięknej, równej łączce tylko trochę jak na sztormie i tak było. Ale dałem radę, lataliśmy trochę ponad godzinę i jeśli tylko starczy mi trochę czasu i pieniędzy to pomyślałem, że może nie zostanę tym zawodowym pilotem, bo nie mam na to czasu. Z resztą to chyba trochę praca jak w korpo, tak czuję, ale zrobię sobie licencję i będę latał dla przyjemności.

To wszystko zależy od rodzaju licencji. Licencja na lekkie samoloty jest zdecydowanie, to zdecydowanie, zdecydowanie mniej kosztowna niż dojście do momentu, kiedy możesz pilotować Boeingi tak?

Wymaga trochę też mniejszego nakładu czasu, a daje później taką pełną swobodę, na której mi zależy, żeby czasami wziąć żonę, dzieciaki zapakować do samolotu i polecieć trochę nad Mazowsze, albo polecieć gdzieś dalej i obserwować świat trochę z innej perspektywy. To mi sprawia po prostu frajdę.

A zorzę widziałeś z okien samolotu? Czy ona wygląda inaczej?

Tak, wygląda podobnie zależy oczywiście od zorzy, ale regularnie, kiedy latam na Islandię zawsze w biurze podróży, z którym załatwiam te wyjazdy mówię: mi koniecznie zabukujcie miejsce lecąc na Islandię w rzędzie F, a wracając z Islandii w miejscu A żeby okna wyglądały na północ i gdy mijamy Półwysep Skandynawski wlatujemy nad Morze Północne, już mniej więcej jest czas kiedy można mniej więcej tę zorzę z okien wypatrywać więc to się zdarza regularnie.

Pamiętam, że najdziwniejszą obserwację zorzy miałem, kiedy wracałem z wakacji w Stanach Zjednoczonych, kiedy byłem na zaćmieniu Słońca dwa lata temu i wtedy lecieliśmy nad Atlantykiem i byliśmy super zmęczeni, ale z koleżanką pomyśleliśmy sobie: kurczę będziemy lecieli nad Grenlandią, tu będzie ciemno, może jeszcze jakąś zorzę złapiemy z okien samolotu, więc poczekaliśmy do późnych godzin, kiedy samolot przelatywał w ciemnościach i rzeczywiście ta zorza była widoczna, poszliśmy, stanęliśmy sobie przy tylnym wyjściu awaryjnym tego Boeinga 747, bo tam w tych drzwiach, gdzie była wielka ta zjeżdżalnia, która się rozkłada w razie ewakuacji była taka półeczka na której mogliśmy postawić aparat, robić zdjęcia tej zorze tylko jak w samolocie jest jasno to trudniej widzieć to co jest na zewnątrz, więc zakrywaliśmy głowę kocem, przykładaliśmy to do okna żeby odciąć światła z kabiny.

I to bardzo zaniepokoiło pasażerów, którzy zobaczyli, że dwójka ludzi posługujących się wschodnioeuropejskim językiem majstruje coś, ukrywając się przy okazji pod kocem, przy tylnym wyjściu awaryjnym Boeinga lecącego 13 km nad oceanem. Poskarżyli się obsłudze, która przyszła skontrolować co my tutaj robimy takiego dziwnego no i powiedzieliśmy, że oglądamy zorzę polarną, pani stewardessa była na tyle pełna zaufania, że dała nakryć sobie głowę kocem, wyjrzała przez okno i zobaczyła zorzę. I pamiętam, że pasażerowie z samolotu z tylnej części ustawili się w kolejce, każdemu po kolei nakrywałem głowę kocem, prowadziłem chyba najdziwniejszy pokaz nieba w swoim życiu to była bardzo przyjemna obserwacja.

Niezła historia. Tak na koniec. Powiedziałeś, że jednym z Twoich marzeń to jest uzyskanie tej licencji pilota. Czy jest jeszcze jakieś inne marzenie, którym chciałbyś się podzielić?

Polecieć w kosmos, chciałbym. To jest o tyle niezwykłe, że to brzmi jak marzenie z kosmosu kompletnie, ale wiesz, przyszło nam żyć w bardzo fajnych czasach, w których świat zmienił się nie do poznania i otworzył przed nami masę niezwykłych możliwości, które są mniej lub bardziej dostępne. Lot w kosmos to jest rzecz, nad którą pracuje dziś wiele firm, które zdają sobie sprawę z tego, że to będzie dobry biznes.

Dzisiaj polecieć w kosmos nie znaczy już być tym herosem, chociaż zawsze śmiałem się, gdy ktoś nazywał astronomów herosami, gdy oni mieli 160 bo to musieli być niscy ludzie żeby się zmieścili do kapsuły, ale oczywiście nie wzrost ich tymi herosami czynił, ale to nie musieli być Ci najwybitniejsi z…piloci oblatywacze, żołnierze, którzy są w stanie wytrzymać najtrudniejsze sytuacje też z idealnym zdrowiem, bez ani jednej plomby ani problemami z sercem. Dzisiaj lot w kosmos będzie wyglądał trochę inaczej i jest już tylko i wyłącznie kwestią pieniędzy.

Będzie wsiadało się do kapsuły, siadało się przy wielkim oknie, ta kapsuła zabierze nas w 11- minutową podróż, z czego mniej więcej trzy minut spędzimy poza ziemską atmosferą w stanie mikro grawitacji i tak. Ja marzę o tym, jeśli sobie myślę o czymś, co chciałbym w życiu jeszcze zrobić to to jest to i najbardziej fascynujące jest to, że ja myślę sobie, że to już jest tylko kwestia pieniędzy olbrzymich póki, co.

Już dziś, już dziś.

Tak, to prawie jest milion złotych, żeby dzisiaj taki bilet kupić, ale to są pieniądze do zarobienia albo pieniądze do pozyskania z różnych źródeł, znalezienia jakichś partnerów, sponsorów, cokolwiek natomiast jestem zafascynowany tym, że taka szansa istnieje, bo jeszcze 15 lat temu w ogóle nie było, o czym mówić, więc to jest taka rzecz, na którą trzeba będzie trochę popracować i jest jeszcze taka jedna za 7 lat.

Wpadłem na trop bardzo niezwykłego zjawiska, ono się wydarzy w północnej Syberii i będzie trwało tylko 95 sekund, ale prawdopodobnie to będzie jedyne 95 sekund w historii ludzkości, w czasie, których będzie można zobaczyć być może, bo to bardzo jest ryzykowne, ale szansa jest jednocześnie zaćmienie słońca i zorzę polarną obok siebie. Dwa zjawiska, które kocham najmocniej podczas jednej wyprawy nie będę musiał decydować, na co wydam pieniądze, po prostu.

Zaoszczędzisz na lot.

I zostanę tam i zobaczę dwa zjawiska. Na locie w ogóle zaoszczędzę, bo miejsce jest tak super trudno dostępne, że trzeba będzie dostać się tam lodołamaczem, ale choć brzmi to znowu jak pomysł z kosmosu wierzę, że on jest do zrealizowania.

Życzę Ci spełnienia obu tych marzeń.

Dzięki.

I jak tylko je spełnisz, zapraszam Cię do kolejnej rozmowy.

Z chęcią Wam wtedy opowiem. Dziękuje.

Dzięki serdecznie.

 

1 comment

  1. Metale.XMC.PL pisze:

    Szata graficzna calkiem wporzadku, przypadly mi do gustu blogowe kolory, podoba mi sie 🙂 zapraszam do siebie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top