NM 6: O życiu w zgodzie z naturą. Rozmowa z Kamilą Kielar

  • 00:50:32
  • 10 grudnia, 2019
  • 71,237

Od dawna obserwuję Kamilę Kielar w mediach społecznościowych i jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co robi. Do tej pory postrzegałam ją jako podróżniczkę. Zachwycałam się zdjęciami, opisami i wrażliwością Kamili na przyrodę a także jej zamiłowaniem do natury.

Moje poglądy zmieniły się, kiedy pomyślałam o zaproszeniu jej do podcastu i zaczęłam szukać więcej informacji na jej temat. Wtedy zauważyłam, że za jej działaniami stoi bardzo ważny przekaz. Kamila może nas wiele nauczyć w związku z przyrodą, ekologią i życiem zgodnie z naturą.

Coś mi podpowiada, że ta rozmowa bardzo Ci się spodoba.

W odcinku „NM 6: O życiu w zgodzie z naturą” z Kamilą Kielar rozmawiamy o tym:

  • kim jest Kamila i jak siebie definiuje;
  • co napędza ją do działania;
  • skąd wzięło się zamiłowanie do przyrody;
  • jaka odpowiedzialność spoczywa na podróżnikach;
  • jak wyglądała jej podróż szlakiem Pacific Crest Trail;
  • jak media społecznościowe wpływają na śmiertelność w górach;
  • jak zdobyć umiejętności niezbędne w ekstremalnych wyprawach;
  • jak wezwać pomoc w miejscach bez dostępu do sieci;
  • jak zadbać o jedzenie w długiej podróży;
  • która z podróży była dla niej najważniejsza;
  • co czuje, gdy po tygodniach wędrówki wraca do swojego mieszkania;
  • jakie projekty planuje w najbliższej przyszłości?

 

 

Każdy kolejny gość i każda kolejna rozmowa są dla mnie niesamowitą dawką emocji i pozytywnych przeżyć. Tak też było w przypadku tej rozmowy, która – mam nadzieję – zainspiruje Cię do odważnych zmian i podążania za marzeniami.

Liczę na to, że dała Ci do myślenia. Sama, aż do tej pory, nie potrafię o niej zapomnieć.

 

Linki do osób i miejsc wspomnianych w odcinku:

dwie kobiety ,Joanna Borucka i Kamila Kielar trzymają mikrofony. Rozmawiają o życiu w zgodzie z naturą

Więcej o Kamili Kielar znajdziesz tutaj:

 

Podcast Napędzani Marzeniami dostępny jest też (tu dodać linki):

 

A jeśli spodobał Ci się ten odcinek, będę wdzięczna za komentarz i podzielenie się tym odcinkiem z innymi osobami, którym jego treść może być przydatna. Będzie mi też miło jeśli poświęcisz chwile i zostawisz krótką ocenę podcastu w iTunes – dzięki temu inne osoby łatwiej dotrą do tego podcastu.

 

 

Kamila, witam Cię bardzo serdecznie!

Cześć Asia.

Bardzo ci dziękuję, że zaprosiłaś nas do siebie, to jest takie szczególnie miłe jak ktoś wpuszcza po prostu kogoś innego do siebie do domu. Takie okazanie zaufanie, naprawdę bardzo doceniam i bardzo, bardzo mi miło.

Wzbudziłaś zaufanie przez telefon.

Dzięki wielkie. Kamila, jesteś osobą dla mnie niezwykłą, bardzo inspirującą. Mam tutaj taką ściągawkę żeby powiedzieć w skrócie, czego ty dokonałaś, bo naprawdę to są dla mnie osobiście rzeczy bardzo takie imponujące i inspirujące. Na pewno ta lista nie jest pełna, ale wymienię, tak?

Samotnie przeszłaś Pacific Crest Trail to jest trasa o długości blisko 5000 km, przejechałaś rowerem setki kilometrów zimą na Alasce i w Kanadzie, podróżowałaś przez Afrykę, uczestniczyłaś w Bike Jamboree w Azji, samotnie przepłynęłaś blisko 500 km wzdłuż wybrzeża Kolumbii Brytyjskiej. Nie wiem ile niedźwiedzi spotkałaś w swoim życiu.

Ja też już nie wiem tego.

Już nie liczysz! Wow, to jest inspirujące, to jest imponujące i to jest dla mnie po prostu piękne bym tak powiedziała, i naprawdę, naprawdę. Tak się zastanawiam, kim ty właściwie jesteś? Jak Ty siebie definiujesz? Dlaczego robisz to, co robisz? Wiem, zaczęłam tak kurczę…

Z grubej rury.

Z grubej rury.

Ja się staram przede wszystkim chyba siebie nie definiować. To znaczy nie to, że mam coś, przeciwko, że ktoś mnie nazwie podróżnikiem, czy turystą, czy fotografem czy przewodnikiem, czy nie wiem, jakimkolwiek innym określeniem, czy zawodu, czy aktywnością, którą robię. To wszystko jest prawda, ale to jest dalej tylko częściowa prawda i są to też prawdy trochę szufladkujące.

Więc ja przede wszystkim nie mam takiej potrzeby żeby używać jakiejś nazwy, kim jestem. Wiem, co mnie cieszy w życiu, wiem, co mi sprawia ogromną frajdę, co mnie nakręca. Wiem, kim chciałabym być, gdzie chciałabym być, co bym chciała robić to wszystko wiem, ale chyba nie mam potrzeby nazywania tego. Mamy w ogóle takie czasy teraz, że musimy się określać. To po angielsku się tak ładnie nazywa claims, że ktoś jest nie wiem tutaj autor, pisarz i tak zawsze, tak nie wiem czy na Twitterze czy na Instagramie zawsze takie rzeczy musimy wrzucać i chyba wszyscy się do tego przyzwyczaili.

Nie mam potrzeby używać nazewnictwa do określenia tego, kim jestem

To z biznesu chyba przyszło. Marki, firmy właśnie tworzą te swoje claimsy, określenia .

Może tak, że jesteś tutaj jakimś Junior Managerem i spoko, ale to też dalej nie jest pełna prawda, więc nie wiem czy ja bym się chciała chyba definiować przez takie słowa, bo bym nawet chyba nie potrafiła, wiesz?

Dobra, ale bo powiedziałaś, że wiesz, co cię napędza, co ci sprawia frajdę, to, co to jest?

Jeśli pytasz o takich rzeczach bardzo konkretnych, to na pewno nakręca mnie jak czuje takie mrowienie aż w końcówkach palców, jak mam przed sobą jakiś projekt i jest projekt, w którym wiem, że może pójść fajnie, że można z niego wyciągnąć bardzo dużo. Czyli nie, że po prostu gdzieś jadę i zwiedzam sobie coś, natomiast, że z tego będę mogła nakręcić czy jakiś film, czy właśnie potem zrobić prezentację, czy to ma jakiś przekaz dziennikarski i potem z tego pisać artykuły, może jakieś reportaże, to wszystko miksować, spotykać się, może jakieś albumy z tego wydać. Więc jak ja mam jakąś taką większą rzecz przed sobą, to mnie to cieszy szalenie. To jest dużo większa radość niż po prostu gdzieś jadę żeby pojechać, nie żeby coś było w tym złego natomiast nie jest to taka ekscytacja, że wiecie, że dzieje się, że można zrobić, że kurczę, że będziemy działać. Więc to jest jedna rzecz, która mnie nakręca.

Druga rzecz, która mnie nakręca to jest przyroda. Ja bardzo dobrze się czuję w tej przyrodzie, bardzo dobrze się czuję w przyrodzie północnej i po prostu bycie tam, czy to jest przebywanie takie stacjonarne, czasami zdarza mi się, że gdzieś tam sobie przycupnę i zamieszkam na chwilę w Kanadzie, czy to są właśnie jakieś wędrówki długie, czy to jest, nie wiem, rower i tak dalej to to już jest nieważne, bo jak jestem tam w miejscu to się bardzo czuję u siebie, tak to jest takie miejsce, które ja czuję, ja rozumiem, wydaje mi się, że rozumiem, może tak. Wydaje mi się, że rozumiem. Potrafię je czytać, potrafię czytać to, co mam dookoła siebie także to to są takie bardzo nakręcające rzeczy. Uwielbiam występować publicznie.

Co cię nakręca?

Co mnie w jakiś sposób definiuje. Zawsze to lubiłam robić, ale ostatnio właśnie doszłam do wniosku, że to jest chyba też, wynika z jakichś tam części mojej tożsamości i z tego kim jestem, i dlaczego to lubię robić chyba jest też ważne.

Dlaczego?

Wiesz co, bo to jest przynajmniej w tym momencie życia rzecz, którą czuje, że mam największą moc w przekazaniu czegoś wartościowego ludziom, a ponieważ jako, że z takiego dziennikarskiego zbieram sobie różnego rodzaju materiały, to potem właśnie czuję, że mogę to, wiesz, dobrze i mocno przekazać ze sceny. Więc bardzo lubię to robić, bardzo lubię jak publiczność rezonuje. Fantastyczne uczucie.

Uwielbiam występować fizycznie. To mnie w jakiś sposób definiuje

Słuchałam twoich wystąpień i oglądałam twoje wystąpienia, i po drugiej stronie też jest fantastyczne uczucie. Także naprawdę ten przekaz, to, o czym mówisz było dla mnie takie przejmujące, takie mocno uświadamiające, otwierające oczy na pewne rzeczy.

Mówię tutaj o wystąpieniu, w którym mówiłaś o odpowiedzialności za słowa, odpowiedzialności za czyny, bo niewinnie brzmiące słowa czasem, przytoczę, będziesz wiedziała, o czym mowa. Na przykład Sierra jest do przejścia, że co takiego zdanie może zrobić w ogóle innym ludziom, prawda? Czy co się może wydarzyć na podstawie takiego zdania. Zdanie jak zdanie, a ty uświadomiłaś mi, że po prosty tych kilka słów może spowodować, że ktoś będzie dalej żył lub nie. Mówiąc tak zupełnie wprost, tak.

Tak, to prawda. Rozwijamy tę historię, czy…

To opowiedzmy, bo naprawdę może tak w skrócie, ale dla mnie to było naprawdę otwierające oczy. Właśnie przez to wystąpienie troszkę odkryłam w tobie inną osobę, bo powiem tak. Na początku widziałam w tobie podróżniczkę, osobę, która odwiedza niezwykłe miejsca, takie gdzie nie każdy odważyłby się pojechać i robi, obcuje z naturą, też od strony takiej fizycznej robi niezwykłe rzeczy.

Chociażby przejście właśnie Pacific Crest Trail ‘u i to były takie pierwsze wrażenia. Te piękne zdjęcia, właśnie podróżniczka, fotografka, to były takie moje szufladki, powiem brzydko, ale szufladki bardzo ładne. Potem jak zaczęłam czytać więcej twoich wystąpień oglądać to odkryłam w tobie człowieka, który ma to przesłanie, czyli taką głębszą warstwę. Mam wrażenie, że tak trochę głębiej jakoś poczułam, kim jesteś.

To w ogóle, co powiedziałaś to jest chyba dla mnie największy komplement, bo jest to dla mnie po prostu personalnie bardzo ważne. Uważam, że podróżnicy dzisiaj, bo żyjemy w ciekawych czasach pod bardzo wieloma kątami, jeśli chodzi o kwestie społeczne przede wszystkim kwestie społeczne, ale też przyrodnicze. Wydaje mi się, że dzisiaj podróżnicy mają dużo większą odpowiedzialność niż po prostu pojechać, zobaczyć zwłaszcza, jeżeli występują czy piszą o tym. Ta historią, którą opowiadasz ze Sierrą, to jest historia, która w ogóle wlicza się w taki nurt mediów społecznościowych, jak publikować w mediach społecznościowych i jak to może mieć ogromne znaczenie nawet, jeżeli nie jesteśmy poczytnymi blogerami, bo czasami nam się wydaje, wiecie, że skoro mamy zwykłe, swoje prywatne konto na Facebook’u to się wydaje, że no to, co sobie napiszę nie ma znaczenia.

To jest nieprawda, to ma znaczenie. Tu była taka sytuacja, że właśnie rok 2017 to był ten rok właśnie, kiedy ja szłam tym szlakiem Pacific Crest Trail i wtedy to był wyjątkowo śnieżny rok. Tak w zupełnym skrócie, to powodowało to ogromne, ogromne problemy logistyczne i przede wszystkim wymagało od ludzi tak naprawdę umiejętności górskich, a nie po prostu wędrówki szlakiem tak jak to wygląda zazwyczaj. No i ponieważ na początku ludzie bali się wejść w Sierrę, no, bo było wiadomo, jakie to są warunki. Ja tylko dodam, że to są szczyty po 4000, albo wyżej metrów nad poziomem morza, w pełnym śniegu i warto wiedzieć, jak się ratować samemu czekanem, jak się poruszać bezpiecznie w rakach, jak wędrować w grupie i tak dalej, i tak dalej, jak rozczytywać śnieg, jak rozczytywać pod kątem lawin, pod kątem mostów śnieżnych i dalej, i tak dalej.

Na początku ludzie bali się wchodzić w Sierrę, dlatego że warunki, wiadomo było, jakie są warunki i tylko osoby doświadczone w tą Sierrę wtedy weszły. Ale w momencie, kiedy pierwszym osobom udało się w końcu przejść przez Sierrę, kiedy raz, że śnieg to jest jedno, ale dwa był bardzo duży kłopot z rzekami, bo te ogromne ilości śniegu jak się topiły to powodowały bardzo trudne warunki w rzekach i w ogóle sporo osób zginęło w tamtym roku w rzekach właśnie przy przekraczaniu tych rzek no i w momencie, kiedy w końcu Sierra zaczęła w cudzysłowie puszczać pierwsze osoby, czyli to były osoby, które po prostu sobie z tym poradziły, to one właśnie tak jak mówiłaś, zaczęły pisać na Facebook’u, na takiej naszej grupie hikerskiej, grupie prywatnych kont znowu, że Sierra jest do przejścia.

To jest hasło, które jest zupełnie innym przekazem niż to, że ja dałem radę przejść Sierrę, bo mam do tego umiejętności, sprzęt, może towarzyszy, może poświęciłem temu ogromną ilość czasu na szukanie na przykład alternatyw żeby przejść jakąś rzekę i tak dalej, i tak dalej. To jest zupełnie inny komunikat, bo Sierra nie była do przejścia. Sierra była do zrobienia dla tego człowieka w tym momencie. Bo to jest jeszcze ważne, w tym momencie. Bo tam sytuacjach w rzekach, jak mocniej przyświeci słońce to się w ciągu trzech godzin potrafi zmienić, więc to jest naprawdę bardzo wiele czynników.

Natomiast wtedy właśnie, kiedy ogłoszono, w cudzysłowie, na Facebook’u, że Sierra jest do przejścia, to wtedy weszły w Sierrę osoby nieprzygotowane, bo ktoś tak uznał i one tak, ponieważ same nie miały doświadczenia, same nie miały innych informacji, to były jedyne informacje, jakie można było uzyskać uznały, że można. Wszystkie wypadki śmiertelne paradoksalnie zdarzyły się właśnie wtedy, jak zostało ogłoszone, że Sierra jest do przejścia, a nie wcześniej, kiedy te warunki były naprawdę trudne.

To jest niezwykła historia, która z jednej strony prosta, z drugiej naprawdę mną wstrząsnęła, jak o tym opowiedziałaś, że po prostu kilka słów może mieć znaczenie dla być albo nie być.

Kilka słów albo kilka zdjęć, bo jak mówimy o górach i mówimy o mediach społecznościowych, też Instagrama każdy z nas ma oczywiście i bardzo popularne jest takie publikowanie takich zdjęć właśnie, że wszedłem na szczyt. Jestem, zdobyłem i w ogóle jest wszystko super. Oczywiście każdy z nas takie zdjęcie chciałby mieć, w tym nie ma nic złego. Natomiast warto zawsze pamiętać, co za tym stoi, czyli ile nas kosztowało wyjście tam, czy jaka pogoda, czy może zawróciliśmy.

Zwróćcie uwagę, że w ogóle nie ma takich informacji, jeżeli nie mówimy o himalaistach, którzy naprawdę robią rzeczy hardcorowe tylko, jeżeli po prostu idziemy w góry, każdy z nas jak chodzi w góry to jest obciachem przyznać się, że zawróciłeś z Babiej Góry, a tak naprawdę nie powinno to być obciachem i powinna to być informacja, że tak na Babiej Górze bywają czasami takie warunki, że lepiej zawrócić każdemu, że to nie jest absolutnie żaden wstyd. No i historia z kolei ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych.

Jest tam taka góra Mount Washington i to jest góra, właśnie specjalnie nawiązuje do Babiej Góry, bo Mount Washington to jest góra, która jest mniej więcej o trudnościach technicznych Babiej Góry, właśnie. Czyli nic ekstremalnego, absolutnie, żaden himalaizm, ale jak zmieni się pogoda to potrafi bywać nieciekawie i zdarzały się wypadki. Dokładnie tak samo jest na Górze Washington i odkąd ludzie zaczęli masowo wrzucać na Instagrama wyłącznie takie zdjęcia: jestem tutaj wesoły na szczycie, jakie to było proste, to ilość wypadków śmiertelnych odkąd jest Instagram na Górze Washington wzrosła o 1500%. To są ogromne statystyki, no i właśnie za tym stoi ten przekaz.

Tak, konieczność odpowiedzialności, a przypominam sobie sytuację z ostatniego tygodnia moją własną, o której może wstydziłam się wcześniej powiedzieć, ale teraz powiem. Taka prosta bardzo rzecz. Biegałam sobie wieczorem pod lasem i w pewnym momencie zatrzymał się pan i powiedział, że 300 metrów dalej są dziki i w sumie tak sobie pomyślałam: biec czy nie biec. Z jednej strony fajnie byłoby pobiec, z drugiej trochę jednak tych dzików się boję, więc skręciłam i pobiegłam inną drogą.

Z jednej strony pomyślałam sobie: kurczę no przed dzikami stchórzyłam, no jednak nie jest to taki wielki zwierz może nic strasznego by mi nie zrobił, ale potem sobie pomyślałam: nie no jednak nie wiem jak się zachować przy tych dzikach. Może one faktycznie nie są groźne, ale może są groźne to może ja na wszelki wypadek jednak skręcę, może się potem podpytam innych ludzi, jakoś doczytam jak się zachowywać przy tych dzikach, czy się ich bać czy nie bać i kolejnym razem będę wiedzieć już, co zrobić, ale tak dla ostrożności w tej sytuacji postanowiłam skręcić. Mówię o tym tak teraz otwarcie.

Myślę, że to jest świetna strategia, tak? No one faktycznie by ci pewnie nic nie zrobiły, ale jeżeli to by powodowało jakiś dyskomfort albo mogłoby się źle skończyć, z jakiegoś powodu źle dla ciebie albo dla dzików też, bo chrońmy dziki, czemu nie to myślę, że to jest bardzo dobre podejście i też myślę, że nie ma, czego się wstydzić.

Tak i to, co ja zrobiłam było związane z tym, bo ja czułam, że nie mam wiedzy, nie wiem, umiejętności i ty też mówisz o tym, wracając do tego przykładu: Sierra jest do przejścia, że była do przejścia dla tego człowieka, bo on miał wiedzę, umiejętności, doświadczenie. Jak tą wiedzę, umiejętności, doświadczenie się zdobywa właśnie w przypadku podróżowania, jeśli chodzi o sztukę survivalu. Ja nie wiem, nie słyszałam o szkole, to znaczy o kursach survivalu słyszałam, ale jakbyś mogła powiedzieć swoją drogę, jak ty się tego wszystkiego nauczyłaś?

Uczyłam się metodą klasyczną, czyli głównie doświadczalną, a potem metodą stopniową
Ja się uczyłam metodą taką bardzo klasyczną, czyli po pierwsze głównie doświadczalną, a potem metodą stopniową. Moje pierwsze wyjazdy nawet, jeżeli to była jakaś tam Alaska na rowerze, czy coś to były wyjazdy bardzo bezpieczne, bardzo sympatyczne z zachowaniem jakichś takich, wiecie zasad, których laik powinien się trzymać na Alasce.

Czyli właśnie skąd wiedziałaś, jakie to są zasady?

To znaczy zasad, może to jest w ogóle źle słowo tak? Może bardziej no nie wiem, że wolałam spać na kempingach niż na dziko. Mi to dawało jakiś komfort, nie czułam się na siłach, nie czułam, że mam wiedzę żeby spać bezpiecznie na dziko, albo, że to jest wiedza wyłącznie jakaś tam teoretyczna. Ja wolałam sobie tę wiedzę implementować do własnych podróży powoli i stopniowo, czyli nie, że bach naraz ja tutaj się rzucam, a tak naprawdę trochę nie wiem, co robię i to jest takie no trochę na granicy, tak? Nawet, jeżeli by się nic nie stało, to mam takie poczucie, ze to by było działanie w obszarze, w którym się nie powinnam jeszcze poruszać.

No i tam po prostu latami jeżdżąc w tamte tereny poznając ludzi, to poznałam ludzi takich jak maserzy czyli ludzi, którzy powożą psimi zaprzęgami, jak traperzy, z którymi spędzałam też sporo czasu w Kanadzie żyjąc razem i bardzo dużo się ucząc o zwierzętach, biolodzy, czy wszelkiego rodzaju po prostu ludzie Północy nazwijmy ich bardzo zbiorczo. Ogromną ilość wiedzy oni mi dali, potem jak wracałam to w międzyczasie doczytywałam, uczyłam się, kupowałam sobie na miejscu literaturę i każdy kolejny wyjazd był krokiem dalej.

Prawdopodobnie gdybym nie wiem taki wyjazd jak zrobiłam ostatnio, czyli jak płynęłam kajakiem po Pacyfiku samotnie w poszukiwaniu najrzadszych niedźwiedzi świata, takich niedźwiedzi duchów to jakbym zrobiła to pięć lat temu to by była skrajna głupota, po prostu. Byłoby to odpowiedzialne, nie tylko ryzykowne dla mnie, ale pewnie by oznaczało wciągnięcie innych ludzi, którzy by musieli…

Ratować to też jest aspekt odpowiedzialności.

Pomóc, bo ja się wpakowałam w jakąś sytuację. Oczywiście sytuacje, że trzeba kogoś ratować, pomóc są oczywiste, że się ratuje i pomaga, ale bo są wypadki i to się oczywiście zdarza i czasami są sytuacje nieprzewidywalne, ale jeżeli ja z własnej głupoty, bo nie jestem do tego przygotowana pcham się gdzieś, to ja bym wolała wtedy nie mieć tych ratowników na sumieniu z takim poczuciem, że kurka wciągam ich w jakąś sytuację, dlatego że o czymś nie pomyślałam albo jakaś tam brawura mnie zapchała. Wolę się najpierw tego nauczyć, dotrzeć do momentu, w którym będę w stanie to zrobić samodzielnie, bo pójdę na pewne szkolenia, pójdę na kursy na przykład też się szkolę z tych aktywności, które robię na przykład z kajakarstwa morskiego.

O to chciałam zapytać.

Więc ja też gdzieś tam od jakiegoś czasu czy to na Alasce, czy w Kanadzie pływałam, a miałam indywidualne jakieś tam nauczanie, byłam na kursach i starałam się tak naprawdę i staram się, nie zawsze to się da. Oczywiście żeby nie było, że jestem jakąś krystaliczną osobą, bo też bym się tak nie określiła natomiast staram się żeby to było tak, że umiem trochę więcej niż to, co dany wyjazd będzie ode mnie wymagał.

Rzecz jasna to brzmi bardzo idealistycznie, nie zawsze się da, czasem warunki nas zaskakują, to się wszystko zdarza i też byłam w takich sytuacjach, które przekraczały w danym momencie jakiś punkt i było trudno i też tak było na Pacyfiku, i też tak było jak zaczął pode mną pękać lód na jeziorach w Laponii i też tak było przy przekraczaniu rzek, kiedy po prostu już musisz sobie po prostu poradzić. Też bym nie chciała tutaj stwarzać takiego fałszywego obrazu: ja tutaj zawsze jestem przygotowana, bo też się nie da, tak? Też jest nieprawda, też zdarzają mi się błędy, oczywiście, że tak, ale staram się wiedzieć, co robię.

Nie da być zawsze przygotowanym. Zdarzają się błędy, ale staram się wiedzieć, co robię

Tak próbując to przełożyć na takie konkretne wskazówki dla człowieka, który wybierzemy jakiś powiedzmy relatywnie proste wezwanie, poczekaj, co może być takim. Nie wiem nawet po prostu pójście w góry, tak jak ktoś chce wejść na Rysy, ale wcześniej nie chodził. Jest w dobrej kondycji, ale nie chodził po wysokich górach, to, co on może zrobić?

Mi przychodzi podstawowa rzecz, czyli wpisuje sobie w Google’a jak się przygotować do wejścia na Rysy. To jest taki research, po prostu wyszukać informację na ten temat. Druga rzecz, która mi przychodzi do głowy to żeby poszukać człowieka, który to zrobił, już zrobił bardziej ambitne rzeczy i spróbować umówić się z nim albo poszukać wypowiedzi, artykułów, wywiadów z taką osobą i od niej się uczyć. Trzecia droga to są książki, to są też filmy na ten temat. Czy jest coś jeszcze, co nasi tutaj słuchacze, widzowie potrafili sobie konkretnie wyobrazić jak te przygotowania przeprowadzić?

Jeszcze można spróbować dotrzeć do osób, które po prostu tam żyją i mają zupełnie też ogląd sytuacji niż nam się, czy to są Rysy, czy to jest nie wiem podróż do Chile, czy gdziekolwiek. Nam się bardzo dużo wydaje. Ja zawsze ostrożnie podchodzę trochę do Internetu, bo wiadomo, dlaczego. Nie mówię, że tam nie ma i tam warto szukać, ale warto odcedzić informacje po prostu.

I to w obydwie strony, bo ludzie potrafią przesadzać absolutnie w obydwie strony, ale można po prostu na takie Rysy czy na taką podróż wybrać się z kimś, kto był na tych Rysach i wtedy najzwyczajniej w świecie ta osoba nam doradzi i ona będzie wiedziała, co się dzieje i to nie będzie dla nas, my się bardzo nauczymy, ale to nie będzie nagle taki szok, że my wychodzimy i nie mamy pojęcia, co się dzieje i którędy iść na tę górę skoro już trzymamy się tego przykładu tylko po prostu z taką osobą sobie potowarzyszyć, bo to też nie jest tak, że musimy się od razu na wszystko sami zasadzać po prostu.

Mam do ciebie takie pytanie o takie bardzo pragmatyczne aspekty podróżowania samodzielnie, samotnie, bo dużo z twoich podróży, większość chyba prawda? To były takie podróże, gdzie samotnie przemierzałaś setki czy tysiące kilometrów i przychodzi mi do głowy takie pytanie. Czy ty masz tam ze sobą telefon komórkowy, czy tam jest sieć? Jak naładować ten telefon, przecież no jesteś w lesie. Nie wiem jak to jest? Jak można bez telefonu tak?

Można.

Czyli tak jakby on nie jest potrzebny po prostu, czyli nie trzeba się martwić o dostęp do prądu i ładowarkę.

Tak i nie dlatego, że w większości tych miejsc, gdzie ja jestem faktycznie nie ma zasięgu, ale telefon ma też wiele innych funkcji i chociażby steruję swoim aparatem z telefonu, tak aplikacjami więc dla takich kwestii..

Przydaje się.

Więc telefon warto mieć poza tym mimo wszystko czasem wpadasz w zasięg, więc kto by wtedy nie chciał się skontaktować. Ja mam ze sobą telefon satelitarny zazwyczaj po prostu albo jakieś takie komunikatory satelitarne, dzięki którym mogę dotrzeć do ludzi, mogę wezwać pomoc jak trzeba, bo to jest połączone wszystko z takimi światowymi systemami ratownictwa, więc kiedy coś się dzieje, to mogę rzeczywiście dotrzeć do ratowników, mogę dać znać w rodzinie, że żyję, że wszystko jest ok.

Więc taki sprzęt. Jak go ładować, to zależy gdzie jesteś, jeżeli jesteś w miejscu, gdzie jest dużo słońca są bardzo dobre dzisiaj małe przenośne solary. Też zależy, jaki masz sprzęt i czy to wystarczy. Są power banki, są duże ilości baterii, które musisz ze sobą zabrać, więc to wszystko zależy bardzo od tego, gdzie się wybierasz i w jakim charakterze. Bo na przykład tutaj stoi w ogóle ta skrzynka tam, co stoi, mniej więcej skrzynka tej wysokości to jest power bank. To jest power bank wyprawowy o bardzo, bardzo dużej pojemności no oczywiście on jest nie wiem na kajak go wezmę, bo go po prostu pakuję do kajaka, do plecaka go nie wezmę, bo można tym zabić bizona wiadomo.

No, ale jak jestem na takiej wyprawie, gdzie mogę z niego po prostu czerpać dużo prądu to wtedy bardzo jest użyteczne. To wszystko zależy od wyprawy, ale nie wiem są już takie technologie, że zakładasz koło namiotu wiatraczek, który ci ładuje komórkę, że ognisko możesz podpiąć, są ładowarki, możesz telefon naładować z ogniska po prostu, tę energię cieplną on przerabia na taki zwykły prąd do smartfona. Dzisiaj są takie technologie, że to jest nie problem.

To jest ta podstawowa potrzeba człowieka teraz prawda? Dostęp do telefonu. Dobra to już wiemy mniej więcej jak to działa, no żartuję oczywiście, ale to idzie wszystko w tą stronę. Drugą z podstawowych potrzeb to jest jedzenie.

Myślałam, że powiesz sikanie.

To trzecia.

Bo mnie wszyscy zawsze pytają jak ty jesteś na tym mrozie, jest – 50, to jak ty sikasz? No szybko.
Właśnie, nie ma innego wyjścia. Jedzenie też jest ciekawe, bo możesz zabrać jakieś butle gazowe, a możesz się też nastawić, że to jest tylko ognisko. Jak to jest? I w ogóle, co włożyć do tego garnka też.
Co przypełznie. Wiesz co, to wszystko zależy znowu od miejsca, w które jedziesz. Ja uwielbiam ciepłe posiłki mieć w podróży, zwłaszcza na północy jak jest zimno to bardzo to dużo daje do morali i do samopoczucia, że masz ciepły posiłek, więc staram się mieć te kuchenki gazowe, dzisiaj te systemy są albo bardzo, bardzo lekkie, albo bardzo, bardzo wydajne, jeśli chodzi o kuchenki gazowe. Jak są tereny, gdzie wiem, że przez dłuższy czas nie będę mieć dostępu albo nie jestem w stanie wziąć kilka butli to wtedy faktycznie działasz na ognisku. Masz wtedy inne garnki, więc inaczej się przygotowujesz. Można też wersję w ogóle hardcorową, czyli w ogóle bez ciepłego jedzenia.

Czyli tam lyo, trudne słowo jest

Do liofizantów potrzebujesz ciepła, bo to zalewasz je wrzątkiem. Ale jakbyś chciała tylko nie wiem wrapy sobie zrobić z jakichś tortilli i tam nawsadzać czegoś do środka to też można, albo w ogóle jakieś proste rzeczy, kanapki, cokolwiek to też można. Dla mnie to jest o tyle trudne ze względów zdrowotnych w ogóle, ale dwa że bardzo lubię ciepły posiłek w podróży.

A polujesz też, zbierasz?

Zbieram, ja nie poluję, ale zbieram. W miarę wiem, co mogę zebrać i tak i to jest w ogóle duże urozmaicenie diety i też duża przyjemność właśnie jak sobie śmieszne roślinki zbierasz, które wyglądają jak chwasty, ale ty wiesz, że nie są chwastami i że można. To tak bardzo chętnie.

Pamiętam, że babcia gotowała jakąś zupę z pokrzyw i to właśnie otwiera mnie na to zbieractwo i jedzenie tego, co tam się zerwie gdzieś między trawami.

To jest w ogóle śmieszne, bo dzisiaj to jest taka wiedza tajemna, czary- mary po prostu w kotle, ale jeszcze lat temu 60-70 to każdy wiedział, że nie wiem właśnie z pokrzyw, z babki lancetowatej, tu ze skrzypu, tutaj z krwawnika takie i takie zastosowania…

Tak, dokładnie tak.

To naprawdę nie są skomplikowane rośliny, to wyjdziemy u mnie pod blok i one wszystkie tam rosną. Więc to jest teraz taki trochę powrót do tego typu wiedzy, tak i zabaw.

Właśnie, to będąc przy pokrzywach, krwawniku, babci, ja sobie w którymś momencie uzmysłowiłam, że ja bardzo dużo dostałam właśnie od dziadków, i że przyroda jest dla mnie ważna. Tak próbowałam, może zanalizować to jest za dużo powiedziane, skąd się we mnie wzięło to, że właśnie ta przyroda jest ważna. Przypomniały mi się takie momenty jak babcia jesienią topiła smalec, w nim zatapiała jakieś tam ziarenka i potem wywieszała dla sikorek, nie?

Dziadek na wiosnę to zabierał mnie zawsze w takie miejsce, gdzie kaczeńce właśnie gdzieś tam takie bagienka jakoś tam okoliczne, zawsze czekaliśmy kiedy będą te kaczeńce, kiedy one będą kwitły i właśnie jechaliśmy je oglądać. Zwierzęta to, babcia traktowała psy trochę jak członków rodziny miała specjalny kalendarz, gdzie odnotowywała ich daty urodzenia no i potem może nie jakoś hucznie, ale celebrowała przynajmniej zauważała ich urodziny.

Właśnie widzę, że takie proste rzeczy wpłynęły na to w dużej mierze jaka jestem. A jakie ty masz doświadczenia ? Właśnie jak myślisz skąd się w tobie wzięła ta miłość do przyrody ? Czy to są też takie powiązania z domem rodzinnym z latami dziecięcymi czy po prostu tak masz? Jak to odkryłaś, tak, że ta przyroda jest dla ciebie taka ważna?

Trochę tak. Moja mama jest biologiem i faktycznie pamiętam jak jako dziecko chodziłyśmy na spacery i ona mnie oraz moją siostrę uczyła wszystkich motylków, wszystkich roślinek. To bardzo zapadło w pamięć jak jeździliśmy, ty mówisz o kaczeńcach to kaczeńce to raz, ale pamiętam jak jeździliśmy też jak żaby składały skrzek i one się potem wykluwały kijanki i są takie miejsca, gdzie naprawdę w setkach tysięcy są tych kijanek i tego skrzeku tam te żaby to jest tak na przednówku wiosny tak naprawdę to się wtedy dzieje.

Były całe takie właśnie wyprawy, wyprawy w poszukiwaniu pierwszych oznak wiosny, pamiętam robiliśmy jakieś, to faktycznie to gdzieś bardzo mocno było. Dwa tak faktycznie bardzo dużo mi dało harcerstwo. Więc od dziecka gdzieś tam po miesiąc w lesie od małego, więc ten las nie był takim, bo często dzisiaj las jest dla nas jakimś bytem trochę przerażającym, trochę zewnętrznym jakiś takim obcym, tylko ten las był naturalnym miejscem, gdzie coś żyje, gdzie mówię spędzasz miesiąc z innymi. Myślę, że tutaj kombinacja tych wszystkich rzeczy po prostu zadziałała.

Myślę, że ważne jest żeby o tym mówić, bo ja sama mam trójkę dzieci i tak zauważam, że kurcze za mało im przekazuję właśnie tej miłości do przyrody i to dosłownie było kilka miesięcy temu kiedy sobie przypomniałam właśnie o dziadkach to taki wyzwoliło impuls do tego, żeby więcej z dziećmi o tej przyrodzie rozmawiać pokazywać im drobne rzeczy, bo takie zwykłe chwile na co dzień właśnie budują człowieka, tak i tą miłość do przyrody.

To jak żeśmy trochę przed podcastem rozmawiały o tym jak bardzo wierzymy w edukację na różnych płaszczyznach w różnych tematach i myślę, że tutaj ta edukacja przyrodnicza i zwłaszcza przez taki przykład jest szalenie ważna.

Wracając do ciebie i do twojej drogi, do twoich doświadczeń tych niesamowitych wypraw to która z nich dała ci taką największą satysfakcję? Którą, jakoś nie wiem, z największym sentymentem wspominasz? Może w ogóle nie robisz takiego rankingu? Jak do tego podchodzisz?

Bo nie rozmawiałyśmy tak w szczegółach o tych poszczególnych wyprawach, podlinkujemy dla słuchaczy, widzów stronę Kamili i tam będziecie mogli zapoznać się z większymi szczegółami o tych różnych dokonaniach Kamili. Właśnie, teraz czy jest taka jedna podróż, jedna wyprawa, która szczególnie jest bliska Twojemu sercu?

Z jednej strony staram się nie robić takiego rankingu, bo to by znaczyło, że jakaś podróż była głupia albo nieważna, co nie jest prawda, albo jakaś tam mniej wartościowa. Chyba bym nie chciała tak tego ustawiać.Były dwie podróże, które dużo zmieniły i które były ważne. To były ostatnie dwa duże projekty. Czyli po pierwsze przejście Pacific Crest Trail, które z punktu widzenia wyczynu nie były jakimś nie wiadomo jakim hardkorem, tak, to nie było coś powyżej moich możliwości. Poza rzekami, które były absolutnie katastrofalne w tym roku, ale generalnie szlak, mimo że bardzo daleko, mimo że trwa to pół roku, mimo że zrobiłam oprócz samego szlaku 500 dodatkowych kilometrów, gdzieś tam sobie bokiem i tak dalej i tak dalej. Ale to co mnie zaskoczyło w tej podróży to, że ona się okazała dla mnie z bardzo prywatnych względów ważna. Ja tam tak naprawdę pojechałam robić reportaż na temat subkultury amerykańskich wędrowców długodystansowych. Przeprowadziłam tam 200 wywiadów w czasie tego pobytu, tak w tym kierunku. Taki był mój zamysł. Oczywiście wiedziałam, że mnie to będzie cieszyć, bo jak może kogoś nie cieszyć pół roku chodzenia po górach, hello?

Prawda? Właśnie, jak kogoś może nie cieszyć?

Więc wiedziałam, że to będzie bardzo fajna wyprawa, natomiast główny cel był właśnie dziennikarski. Ale w jakiś taki bardzo emocjonalny sposób tak bardzo przywiązałam się do tej wyprawy, do tego co tam się działo. Ona jest dla mnie takim synonimem, że naprawdę to jest chyba rzecz, która mi dała najwięcej takiej absolutnie czystej nieskażonej radości w życiu po prostu z bycia, po prostu z robienia, dzień po dniu i to było coś niesamowitego i coś z czym bardzo trudno się było rozstać. Nie dało się nie rozstać, bo po pierwsze szlak się skończył, a po drugie przychodziła zima i pozamiatane, ale tęsknota za szlakiem i coś co dotyka bardzo wielu wędrowców, czyli depresja poszlakowa. Znaczy ja nie bardzo chciałabym szafować słowem depresja i deprecjonować, bo to jest oczywiście bardzo poważna choroba. Natomiast psychologowie, też psychologowie, którzy zajmują się górami, bo też w ramach tego projektu rozmawiałam z nimi, oni to porównują do depresji poporodowej, którą się po prostu ma ze względu na poczucie jakiejś straty no, bo tracisz coś tam w życiu. Oczywiście bardzo dużo zyskujesz i zrobienie takiego szlaku też znaczy, że bardzo dużo zyskałaś w swoim życiu, ale jak go kończysz, to czegoś nie masz, po prostu. To było trudne, i to jest rzecz której ja, naprawdę… To w ogóle bardzo rzadko o tym mówię albo w ogóle, więc chyba jesteście pierwszym miejscem… Ja mam, naprawdę czasami jest do dzisiaj, mimo że to było dwa lata temu, bolesne oglądanie zdjęć z tego szlaku, bo gdzieś tak emocjonalnie byłam z tym związana, więc nie kosztowało mnie aż tak dużo może przejście go, co zejście z tego szlaku, skończenie go. Więc to była pierwsza i to mnie bardzo zaskoczyło, bo wydawało mi się „nie no, w ogóle co ty, jakaś bzdura”…

Że to euforia jakaś, tak?

Że jakaś euforia, bo „wow, przeszedłem, w ogóle skończyłem, super” i to też było oczywiście. Natomiast bardzo silne to poczucie opuszczenia szlaku, to raz. Druga wyprawa to była wyprawa, ta ostatnia kajakarska, w poszukiwaniu niedźwiedzi. To był wyjazd, który pierwszy na taką dużą skalę, mimo że to już z punktu wyczynu powiedzmy było wyzwanie, naprawdę było bardzo, bardzo ciężko nad tym morzem. Dwa, że to był w ogóle trudny projekt, w bardzo trudnych czasach, kiedy tych niedźwiedzi już po prostu nie ma w tych miejscach, bo one sobie idą w góry wysoko dlatego, że nie mają swojego pożywienia naturalnego, czyli łososi. Giną, drastycznie giną, wybijamy je tak naprawdę, nazywajmy rzecz po imieniu.

Wykosiliśmy łososie i niedźwiedzie nie mają swojego pokarmu. Więc idą w góry, zamiast siedzieć na wybrzeżu i nad rzekami, w związku z tym bardzo trudno je znaleźć. Dużo trudniej niż parę lat temu to było możliwe. Po trzecie potem, jak wróciłam z tej wyprawy to, to o czym dzisiaj mówię to są właśnie te rzeczy przyrodnicze, ekologiczne, rzeczy pokazujące złożoność tych wszystkich mechanizmów, jak jedno z drugiego wynika, jak przyroda jest wielowątkowa, jak nie ma takiej rzeczy, że „no trudno, coś kawałek stracimy, czy lądu czy jakiś gatunek”. Nie, bo to jest wszystko po prostu szalenie powiązane i ma wpływ bardzo na siebie.

Niedźwiedzie, które są po prostu papierkiem lakmusowym, tego co się dzieje w środowisku, ponieważ są na górze to wszystko, co się dzieje poniżej nich po prostu one odczuwają. Są też tubą do mówienia o tym środowisku, dlatego że mówienie, ja nie wiem, o łososiach jak o rybach tak, nuda, kto by chciał w ogóle tego słuchać? Natomiast przez pryzmat tych niedźwiedzi można mówić o czymś naprawdę ważnym. Po tej wyprawie i po tym jak gdzieś tam skonstruowałam jakąś opowieść o tej wyprawie bardzo odsuwając te wszystkie aspekty a, że tutaj było hardkorowo i morze i w ogóle te lwy morskie chciały mnie zabić i to i tamto i zupełnie marginalizując te kwestie, a skupiając się na kwestiach jakiś tam dużo ważniejszych…

Ja wiedziałam, że to będzie ważne, wiedziałam, że ludzie będą na to dobrze reagować w takim znaczeniu i to będzie do nich przemawiać, ale skala tego, mnie samą zaskoczyło, że to tak strasznie rezonuje w ludziach, jak ludzie strasznie dobrze to odbierają i to nie przez pryzmat, od którego ja dostaję szału jak ktoś tak mówi „A jak to możliwe, że taka mała blondynka sama tam pojechała”, to właśnie nie przez taki pryzmat, tylko przez pryzmat, że jest coś ważnego do powiedzenia, do wysłuchania.

Dla mnie to było no w taki sposób, otwierający oczy mimo że zawsze gdzieś te aspekty dziennikarskie, powiedzmy były mi bliskie to dzisiaj, wszystkie moje działania są w dużej mierze ukierunkowane przez to jak ta poprzednia wyprawa po prostu się udała. Strasznie się rozgadałam na to twoje ostatnie pytanie, która była najważniejsza, ale one naprawdę pod różnym zupełnie kątem dwie podróże były bardzo znaczące w moim życiu.

To są bardzo ciekawe rzeczy i takie nieoczywiste, tak? Sama mówisz o tym, że zaskoczyły cię obie sytuacje i to poczucie straty po zejściu ze szlaku i to odkrycie, że forma, sposób przekazu ma bardzo duży czy… Tak jakby opowieść i sposób jej konstrukcji ma bardzo duży wpływ na to czy, czy ten przekaz chcesz, żeby dotarł do ludzi faktycznie do nich dotrze, także bardzo dobrze, że się rozgadałaś.

Ja miałam na swojej liście pytań właśnie takie pytanie co czujesz jak po tygodniach czy miesiącach samotnej wędrówki wracasz do swojego krakowskiego mieszkania, już po części odpowiedziałaś.

Ale tak nie jest zawsze. Tak nie jest zawsze, bo i to też jakby za każdym razem się dziwię, bo bardzo szybko naprawdę z godziny na godzinę przestawiam się do takiego, wiecie, chciałam powiedzieć wielkomiejskiego, ale to jest Kraków, do miejskiego…

Że mam łazienkę, mam kuchnię.

Bardzo łatwo mi to idzie wejście w tryb tutaj wiecie tutaj czy jakaś impreza tu piwo ze znajomymi tutaj jakieś spotkanie tutaj praca po czasem 16 godzin jak to z finansjerami bywa… na komputerze i naprawdę z godziny na godzinę się potrafię przestawić i zazwyczaj tak to wygląda po powrotach.

Ok. Taka elastyczność. Masz ją w sobie?

Czasem niepokoi nawet.

O rany słuchaj, bardzo dużo tutaj mi jeszcze przychodzi pytań i myśli do głowy… Ale tak powolutku zbliżamy się do końca. Chciałam się ciebie zapytać o twoje plany i marzenia, które masz przed sobą i które będziesz spełniać w najbliższym czasie. Ja wiem, że ludzie różnie do tego podchodzą.

Ja wam zdradzę.

Właśnie, bo czasem aż prą do tego, żeby powiedzieć światu, że teraz będę realizować to marzenie, a inni jednak bardziej tak ostrożnie zanim ono się nie spełni to jednak nie chcą o tym mówić, ale mówisz, że zdradzisz, to zapraszam.

Zdradzę, ale to jest wyjątek, bo ja jestem z tej drugiej grupy i faktycznie dopóki co się nie uda to, to tego nie komunikuję i zwykle swoje wyjazdy ogłaszam gdzieś tam na Facebooku czy gdzieś tydzień przed nimi. W zasadzie nie robię tego wcześniej chyba, że jest jakaś bardzo duża potrzeba z jakiś względów. Na przykład potrzebuję czegoś tam pomocy czy coś, natomiast normalnie tego nie robię od razu.

Czuję się bardzo wyróżniona, że jesteś gotowa nam zdradzić marzenie, no i nie mogę się doczekać co to jest.

Teraz za parę dni ruszam, w zasadzie ruszamy, bo jedziemy w dwójkę. Ruszamy do Kazachstanu i Uzbekistanu kręcić taki dokument na temat wody, bo woda to jest kolejny bardzo duży problem przyrodniczy, z którym się mierzy cały świat i z którym się będzie mierzył coraz bardziej i w kolejnych latach będzie, będzie coraz trudniej, teraz ten temat będzie bardziej aktualny, niestety. Więc jedziemy, żeby przez historię zarządzania, absolutnie horrendalnego zarządzania wodami w dwóch wielkich rzekach Amu-darii i Syr-darii napędzanych czyjąś absolutnie chorą wizją, że się z Uzbekistanu, pustynnego kraju, zrobi plantację bawełny, która wymaga ogromnej ilości wody, zabiło się rzekę, co za tym idzie zabiło się Morze Aralskie, które wyschło.

Zostały jakieś niedobitki tego, co było jeszcze 30 lat temu, w bardzo szybkim czasie wykończono to morze. Natomiast to jest historia, która można by powiedzieć należy do przeszłości, ale takie plany jakiegoś nadmiernego użycia rzek, nadmiernego użycia wody ma bardzo wiele krajów, bardzo wiele krajów je realizuje. Nie wiem, chociażby w Stanach Zjednoczonych wielkie rzeki, takie jak Colorado czy Rio Grande znane nam wszystkim one nie dopływają dzisiaj do morza, w ogóle, nie wpadają już do oceanów i podobnie jest w Polsce.

Podobnie w Polsce są planowane bardzo duże regulacje rzek, które spowodują odprowadzenie tych wód, które już mamy. Mamy w Polsce bardzo mało wody, o tym często zapominamy, bo mamy przecież wielkie rzeki, Wisła, Odra, Warta, Bug i tak dalej i tak dalej. Prawda jest taka, że mamy niski poziom wód gruntowych i przy regulacjach, nadmiernych regulacjach rzek te wody po prostu będą bardzo szybko odprowadzane co będzie powodowało jednocześnie suszę, ale też i powodzie.

Chcemy zestawić te dwie historie na przykładzie tego jak to wyglądało kiedyś, że to cały czas może się wydarzyć w bardzo wielu miejscach. Są miejsca, które są pozytywnym przykładem, kilka krajów w Europie burzy swoje tamy, burzy swoje tamy, dereguluje rzeki i rozbija betonowe brzegi, które kiedyś wybudowano, bo to dzisiaj wiemy, jak budowaliśmy to 30 lat temu, że to nie działa i działa dokładnie w drugą stronę.

Mamy taki w ogóle pomysł, że zaczynamy od Kazachstanu i Uzbekistanu, ale mamy taki pomysł, żeby w ogóle mówić więcej o wodzie i o tym opowiadać, więc moim marzeniem jest to, żeby to wyszło fajnie. Chcemy to wpuszczać w Internet, chcemy zmienić formułę albo inaczej zmienić, chcemy wejść w formułę, w którą do tej pory bardzo ostrożnie wchodziliśmy, czyli takich filmów typowo internetowych, krótkich form do pół godziny. Moim marzeniem jest to, żeby to wyszło, nie dlatego, żebym miała zasięgi, bo to rzecz absolutnie dziesiątej kategorii, ale bardzo zależy mi na dotarciu z przekazem i właśnie po to wymyśliliśmy taką formę, żeby to miało jak najszerszy przekaz.

Moim marzeniem jest dotarcie z przekazem i uświadomienie ludzi

Tak zupełnie na koniec, jakbyś miała powiedzieć taką jedną rzecz, która mogłaby pomóc zainspirować naszych słuchaczy do tego żeby realizowali po prostu swoje marzenia, żeby troszeczkę im ułatwić tą drogę, to co ci przychodzi do głowy?

Kim ja jestem, żeby dawać takie rady? Myślę, że bardzo wiele naszych marzeń jakie hodujemy sobie w głowie to wyglądają na trudniejsze niż one są w rzeczywistości albo żeby je rozbić jakoś na metodę mniejszych kroków, też o tym rozmawiałyśmy przed spotkaniem. Odczarować to, że to jest dla nas niedostępne. Wydaje mi się, że tak, żeby nie myśleć o nich w kategoriach przede wszystkim nie wsadzać w kategoriach ich jako marzenie, czyli coś tożsamego z tym w sferze nie do zrobienia, bo to nie jest prawda.

Dzięki serdeczne.

Dzięki.

Ja bym mogła jeszcze długo z tobą rozmawiać.

Ja też, to jest w ogóle super.

No to już będziemy kontynuować poza anteną. Dzięki, słuchajcie nas, oglądajcie, jestem pod wrażeniem.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top